 | Tytuł: Kobierzec Tytuł oryginału: Weaveworld Autor: Clive Barker ISBN: 83-89004-65-8 Tłumacz: Urszula Zielińska, Elżbieta Wilczyńska Gatunek/seria: Fantasy Liczba stron: 624 Cena: 35 Data wydania: 29 marca 2004
Treść książki: Kobierzec to powieść o jednoczesnym funkcjonowaniu dobra i zła, to mroczne fantasy. W życiu pary młodych, współcześnie żyjących Brytyjczyków przypadkiem pojawia się dywan, w którym, o czym wkrótce się przekonują, zawarty jest inny świat. Istnieją jednak złe moce pragnące zniszczyć go na zawsze. Bohaterowie z pomocą mieszkańców 'utkanego świata' podejmują walkę z demonami i siłami zła, chcąc zachować ten 'bajkowy' świat, o którym wszyscy marzymy...
Kup w Merlinie
| II. PRZEŚLADOWCY Kobieta stojąca przy oknie hotelu „Hanover” odsunęła popielatą zasłonę i wyjrzała na ulicę. – Czy to możliwe? – powiedziała półgłosem do cieni skupionych w kącie pokoju. Nie padła żadna odpowiedz, ale też nie było takiej potrzeby. Chociaż wydawało się to niemożliwe, trop niewątpliwie wiódł aż tutaj, do tego umęczonego, zapomnianego miasta, leżącego nad rzeką niegdyś zatłoczoną statkami pełnymi niewolników i bawełny, rzeką, która z ogromnym trudem doprowadzała swoje wody do morza. Trop wiódł tutaj, do Liverpoolu. – Takie miejsce – podjęła znów kobieta. Tuman kurzu zerwał się nagle z ziemi, unosząc w górę kilkusetletnie śmieci. – Dlaczego tak się dziwisz? – zapytał mężczyzna siedzący na łóżku z głową opartą na poduszkach i splecionymi nad czołem palcami. Twarz miał szeroką, rysy zbyt wyraźne, jak u aktora, który zrobił karierę w mydlanych operach i został ekspertem od tanich chwytów. Jego usta, znające setki grymasów imitujących uśmiech, przybrały teraz kształt, który współgrał z nastrojem rozleniwienia, który go ogarnął. Mężczyzna rzekł: – Niezłego kłopotu nam narobili. Ale już ich prawie mamy. Nie czujesz tego? Bo ja czuję. Kobieta odwróciła się i spojrzała na mężczyznę. Zdjął marynarkę – najcenniejszy podarunek, jaki mu sprawiła – i przerzucił ją przez oparcie krzesła. Koszulę pod pachami miał przesiąkniętą potem, a skóra na jego twarzy lśniła jak wosk. Mimo wszystkich uczuć, które do niego żywiła – a one wystarczyły, by czasami wprawić ją w przerażenie – był tylko człowiekiem i dzisiaj, po tak długiej podróży w upale, jego pięćdziesiąt pięć lat wyraźnie dawało mu się we znaki. Przez cały ten czas, kiedy razem ścigali Fugę, wspierała go jak mogła, przekazywała siłę, której miał za mało, a on w zamian dzielił się z nią doświadczeniem. Pomagał przetrwać w tym okropnym świecie, w Królestwie Dudków, jak nazywały to miejsce rody, w nędznej krainie ludzkich istot, którą tolerowała tylko ze względu na zemstę. Ale już niedługo pościg dobiegnie końca. Shadwell – mężczyzna leżący na łóżku – dobrze na tym zarobi, a ona, gdy ujrzy swą ofiarę w poniżeniu, wystawioną na sprzedaż i pohańbioną, będzie pomszczona. Wtedy z ogromną radością opuści to brudne królestwo, zostawi ludzi samych sobie. Znowu spojrzała na ulicę. Shadwell ma rację. Narobili im kłopotu, ale wkrótce zabawa w kotka i myszkę skończy się. Z miejsca, gdzie leżał Shadwell, sylwetka Immacolaty, zwanej też Incantatrix, była doskonale widoczna na tle okna. Nie po raz pierwszy zaczął rozmyślać o tym, jak wystawiłby tę kobietę na sprzedaż. Te, zresztą czysto teoretyczne rozważania pochłaniały go bez reszty. Kupiec z zawodu, handlem zajmował się od czasów młodości. Był do tego nie tylko przygotowany; miał również talent. Szczycił się tym, że nie istniało w przyrodzie ożywionej i nieożywionej nic, czego nie potrafiłby sprzedać. A handlował różnymi towarami: żółtym cukrem, bronią małego kalibru, lalkami, psami, polisami ubezpieczeniowymi, używaną odzieżą i sprzętem oświetleniowym. W Lourdes sprzedawał wodę święconą i haszysz, który przemycał w chińskich parawanach i tabletkach na przeczyszczenie. Oczywiście, przy tak ogromnej ilości towarów trudno było uniknąć oszustw i podróbek, ale wszystko, dosłownie wszystko, prędzej czy później udawało mu się wcisnąć klientowi, czy to drogą perswazji, czy zastraszenia. Ale ona – Immacolata, ta niezupełnie kobieta, z którą dzielił każdą chwilę od paru już lat – była żywym zaprzeczeniem jego talentu do handlu. Po pierwsze, skondensowały się w niej chyba wszystkie sprzeczności, a kupujący nie bardzo to lubią. Chcą, żeby towar był pozbawiony jakichkolwiek dwuznaczności, aby był prosty i bezpieczny. A ona na pewno nie zaliczała się do bezpiecznych osób. W każdym razie nie wówczas, gdy ogarniał ją szał i rzucała zaklęcia. Pod doskonale piękną twarzą, w głębi oczu, w których ukryte były stulecia, a które potrafiły wyssać z człowieka krew, pod oliwkową skórą, skórą Żydówki, drzemały namiętności, które mogłyby rozsadzić świat, gdyby dać im ujście. Była za bardzo wierna sobie, żeby ją sprzedać – zdecydował nie po raz pierwszy zresztą i postanowił zaniechać rozmyślań. I tak do niczego nie prowadziły. Po co więc się męczyć? Immacolata odwróciła się od okna. – Czy już wypocząłeś? – zapytała go. – To ty przecież chciałaś uciec od słońca – przypomniał. – Jestem gotów wyruszyć, kiedy tylko zechcesz. Chociaż nie mam najmniejszego pojęcia, od czego zaczniemy. – To nie takie trudne – odrzekła Immacolata. – Pamiętasz, co przepowiedziała moja siostra? Wydarzenia zbliżają się do punktu zwrotnego. W tym momencie cienie w rogu pokoju znów się poruszyły i dwie zmarłe siostry Immacolaty zaszeleściły przezroczystymi sukniami. Shadwell nigdy nie czuł się dobrze w ich towarzystwie, a one z kolei zawsze nim gardziły. Ale Wiedźma miała niezwykłe umiejętności: przewidywała przyszłość. To, co dostrzegła w nieczystościach Magdaleny, swojej siostry, w jej popłodzie, zazwyczaj prędzej czy później spełniało się. – Fuga nie pozostanie długo w ukryciu – powiedziała Immacolata. - Gdy tylko ktoś ją ruszy, zaraz wywołuje wibracje. Nic nie może temu zapobiec. Cóż, tak wiele życia na takim małym skrawku... – A ty czujesz te... wibracje? – zapytał Shadwell, wstając z łóżka. Immacolata potrząsnęła głową. – Nie, jeszcze nie, ale powinniśmy być gotowi. Shadwell wziął do ręki marynarkę i narzucił ją na siebie. Podszewka zamigotała, wysyłając w głąb pokoju jaskrawe światło. Shadwell dostrzegł wtedy Magdalenę i Wiedźmę. Starucha zakryła oczy, broniąc się nie tylko przed nagłą jasnością, lecz także przed tajemną mocą marynarki. Magdalena nie wykonała żadnego ruchu, pod szczelnie zaszytymi powiekami nie miała gałek ocznych. – Od momentu, gdy zaczną się drgania, upłynie godzina lub dwie, zanim dokładnie określimy położenie – rzekła Immacolata. – Godzina? – zdziwił się Shadwell. Wydało mu się teraz, że całe życie spędził na poszukiwaniu Fugi. – Mogę poczekać tę godzinę.
|
|