nr 3 (XXXV)
kwiecień 2004




powrót do indeksunastępna strona

Michael Slade
Drzwi do śmierci
ciąg dalszy z poprzedniej strony

     Przedsiębiorca Pogrzebowy
     
     Wyspa Ebbtide, stan Waszyngton, Stany Zjednoczone
     
     Mumia leżała naga na stole w Sali Mumii, zagrzebanej równie głęboko w skale górującego nad nią cypla, jak egipski faraon pod kamieniami swojej piramidy. Liczące trzy tysiące lat bandaże leżały porzucone na podłodze, gdzie Przedsiębiorca Pogrzebowy upuścił je ubiegłej nocy, gdy w podnieceniu rozwijał spowitą w nie Śpiącą Królewnę. Zdjęty z okolic serca amulet w kształcie skarabeusza spoczywał na pobliskiej ladzie, jednak klejnoty pełniące rolę oczu, pozłacany język i przyklejone do brzucha złote oko Horusa pozostały nietknięte. Tego ranka Przedsiębiorca przebywał w podziemnym labiryncie sam na sam ze zmumifikowaną kobietą, więc od czasu do czasu pozwalał sobie na słabość i czule przesuwał dłońmi po krągłościach jej gładkiej skóry.
     „Kocham tę zmarłą” – pomyślał.
     Odkąd pamiętał kochał zmarłych. Jego najwcześniejsze wspomnienie łączyło się z drzwiami do śmierci, przy których stał wraz z ojcem. Drzwi znajdowały na samym końcu długiego, ciemnego korytarza w ich domu na Środkowym Zachodzie.
     – Mamusia kochała ciebie całym sercem – szepnął jego zapłakany ojciec, zanim otworzył drzwi do kostnicy. Jedyna w całej miejscowości sala do balsamowania mieściła się pomiędzy ich skrzypiącym starym domem i zakładem pogrzebowym, do którego wchodziło się z Main Street. Ojciec Przedsiębiorcy był właścicielem zakładu pogrzebowego i służył miastu w identyczny sposób, jak przed nim jego ojciec i dziadek. Widziana w otwartych drzwiach, nieżyjąca matka chłopca leżała na płycie do balsamowania. Białe prześcieradło zakrywało ją od stóp do szyi, a jej czysta twarz wydawała się spokojniejsza niż oblicze kogokolwiek z żyjących. – Pocałuj mamusię na do widzenia – szepnął jego szlochający tato, wprowadzając syna, a gdy ten niezdecydowanie cmoknął zimny policzek matki, ojciec odprowadził go do łóżka i ułożył do snu.
     Kilka minut później chłopiec przekradł się na dół i ruszył na palcach korytarzem z powrotem ku drzwiom do śmierci. Były uchylone, ojca zaś nie było w kostnicy. Chłopiec poczuł przymus ponownego pocałowania matki, więc ruszył powoli do spoczywającego na płycie ciała, po czym musiał się schować, gdyż usłyszał w korytarzu kroki nadchodzącego ojca. Mimowolnie, nie wiedząc dlaczego to robi, ukrył się przed rodzicem. Ojciec wszedł, zamknął za sobą drzwi do śmierci, potem zdjął ubranie i – odrzuciwszy prześcieradło – wspiął się na płytę i położył dłoń na ciele swojej nagiej żony.
     – Nie opuszczaj mnie, Joan – błagał, rozsuwając nieżyjącej kobiecie nogi i, na oczach sparaliżowanego ze strachu, podglądającego go z kryjówki syna, zamruczał. – Pozwól mi cię kochać po raz ostatni.
     Wiele lat później Przedsiębiorca Pogrzebowy dowiedział się, że ojciec osobiście przygotował ciało jego matki na pochówek i poddał procesowi balsamowania. Wszystkie czynności wykonał sam, nie dopuszczając do swojej żony żadnego pracownika zakładu. Jeśli chłopiec przyglądał się balsamowaniu matki, nie pamiętał tego. Pamiętał jedynie, że obudził się następnego dnia. Ojca nie było, więc został sam z matką za drzwiami do śmierci. Kobieta nie leżała teraz na płycie, lecz w stojącej na podłodze otwartej dębowej trumnie i już nie była naga, ale skromnie ubrana w najlepszy niedzielny strój – tę samą wykrochmaloną sukienkę, którą zakładała do kościoła na mszę wielkanocną. Na twarzy miała makijaż.
     Jakże chłopiec pragnął wtulić się w ciało matki jeszcze jeden raz, choć wiedział, że kobieta znajduje się już po drugiej stronie progu dzielącego życie i śmierć.
     Jedna stopa…
     Druga stopa…
     Po chwili znalazł się w środku.
     I natychmiast wiedział, że oto jest życie dla niego.
     Życie w śmierci.
     Tu narodził się człowiek o pseudonimie Przedsiębiorca Pogrzebowy.
     Później z rozkosznego snu obudził go ojciec, potrząsając za ramię i chłopiec odkrył, że leży obok matki w wypolerowanej trumnie. Jego głowa spoczywała sennie między jej miękkimi piersiami; materiał na wysokości sutków był mokry, gdyż malec próbował ssać mleko śmierci.
     – Chodź – powiedział mu tato.
     Chłopiec więc zostawił mamę.
     Jednak po dzień dzisiejszy żałował, że matki nie zmumifikowano, mógłby wtedy sypiać z nią w trumnie lub we własnym łóżku i budzić się każdego ranka obok niej.
     Na jej pogrzeb ubrali się w czarne żałobne stroje. Ojciec chłopca zawsze nosił się na czarno, gdy służył mieszczanom jako właściciel zakładu pogrzebowego. Chłopiec zaś zaczął się spowijać w czerń z szacunku dla zmarłej matki, a później przez resztę życia pozostał przy tym kolorze, ponieważ czerń mu pasowała.
     Jeśli ktoś z miasta umarł, chłopiec po szkole zakradał się pod drzwi do śmierci i przyglądał się pracy ojca. Podczas okresu dojrzewania zaczął uczyć się rodzinnego fachu. Jego szkolenie rozpoczęło się od mycia ciał. Praca ta sprawiała mu przyjemność, a jeśli trup był płci żeńskiej, chłopak czuł dodatkowy dreszcz, gdy dotykał sutków kobiety. Po kręgosłupie przebiegał mu wtedy dreszcz, sięgając do pachwin.
     W końcu ojciec nauczył go, jak używać trójgrańca i pompy ssącej. Trójgraniec – ostra, długa na dwa i pół centymetra metalowa rurka o centymetrowej średnicy – stosowano do przebijania i rozdzierania organów wewnętrznych, co zabiegało puchnięciu ciała podczas pożegnalnej mszy z otwartą trumną. Pompa wysysała z ciała zastałą krew, dzięki czemu w układ naczyniowy można było wprowadzić „sok mumii”, straszliwie śmierdzący płyn balsamujący, który powstrzymywał rozkład zwłok do momentu pochówku lub kremacji.
     Ojciec chłopca ostro pił; miał kumpla od kieliszka – najstarszego lekarza w mieście. Zlecał synowi coraz więcej zajęć, aż wreszcie Przedsiębiorca Pogrzebowy zaczął sam przechodzić drzwi do śmierci.
     Przedsiębiorca Pogrzebowy!
     Właśnie on!
     Bonnie Stuart była najpopularniejszą dziewczyną w szkole, cheerleaderką, która chodziła z quarterbackiem zespołu futbolowego. Przedsiębiorca siadał na trybunach i patrzył, jak dziewczyna podskakuje, prowadząc grupę fanek wiwatujących i dopingujących młodych sportowców do większego wysiłku. Pewnego dnia miastem wstrząsnęła wiadomość, że podczas zakrapianej tequilą imprezy na łodzi Bonnie utonęła w jeziorze Lonesome. Następnego dnia do szkoły przyszli psychologowie, by porozmawiać z uczniami i pomóc im się pogodzić z kwestią śmierci, lecz Przedsiębiorca Pogrzebowy ledwie mógł się doczekać końca lekcji. W końcu opuścił szkołę i natychmiast pobiegł do domu, myśląc tylko o drzwiach do śmierci.
     Jego ojciec leżał na tapczanie. Zapewne stracił przytomność, gdyż butelka leżała na podłodze. Chłopiec ruszył na palcach do kostnicy. Deski skrzypiały, jakby stary dom cieszył się z jego powrotu. Gdy Przedsiębiorca szedł, serce biło mu jak szalone. Umieszczone na końcu korytarza drzwi do śmierci niemal go przyzywały. Zawiasy zaskrzypiały, kiedy je otwierał… Na płycie do balsamowania leżała w całej swej krasie Bonnie.
     Chłopiec zamknął za sobą drzwi.
     Potem przekręcił klucz w zamku.
     I znalazł się sam na sam z dziewczyną.
     Czule odciął ubranie od jej zimnego ciała. Co jakiś czas robił przerwę i rozkoszował się erotycznym dreszczem towarzyszącym oczekiwaniu na najważniejsze. Wreszcie – trzask! – zerwał z niej biustonosz. Bonnie miała najidealniejsze piersi, jakie kiedykolwiek widział. Jej zuchwałe, lekko zmarszczone brodawki wręcz go zahipnotyzowały. Wpatrywał się w nie, gdy zdzierał z ciała nastolatki pozostałe części garderoby i mył jej zimną skórę, przygotowując zwłoki na balsamowanie. Ilekroć dotknął sutków, czuł znajomy dreszcz, przebiegający mu po kręgosłupie.
     – Kocham cię, Bonnie – szepnął. Drugą ręką sięgnął po trójgraniec. Przyłożył ostry czubek do jej brzucha. Zamknął oczy, pochylił się ku dziewczynie i pocałował jej sutek. Potem wbił trójgraniec w ciało tak mocno jak mógł i krzyknął. – Idę, mamusiu!
     Równocześnie spuścił się w spodnie i o mało nie zemdlał od „pozagrobowej” rozkoszy. Wtedy jednak Bonnie zerwała się do przodu na pochyłej płycie, jej ciało złożyło się niczym scyzoryk i dziewczyna zaczęła na chłopca wymiotować fontanną wody z płuc. Przedsiębiorca odskoczył w tył, a Bonnie chwyciła się za wbity w ciało trójgraniec i wydała okrzyk, który obudziłby umarłego.
     To kumpel ojca od kieliszka podpisał akt zgonu…
     Miłość chłopca do Bonnie w tym momencie umarła. Jakże mógł kochać zmarłą, skoro ta ciągle żyła? Nie miała prawa znajdować się po tej stronie drzwi do śmierci. Przedsiębiorca Pogrzebowy musiał naprawić ten błąd, wziąć na siebie jej „ponowny” zgon, więc podszedł do płyty, chwycił rozwrzeszczaną dziewczynę za usta i nos, po czym pchnął ją z powrotem na pochyłą płytę i patrząc Bonnie głęboko w oczy, dusił ją, aż życie w niej zgasło.
     Tak, kochał umarłych.
     Lecz jeszcze bardziej kochał śmierć.
     Wiedział, że odkrył swoje powołanie.
     Było nim odbieranie życia.
     
     * * *
     
     Pogrzeb Bonnie był obrządkiem łzawym i smutnym. Podczas mszy trumnę pozostawiono otwartą, aby przyjaciele nastolatki mogli się z nią pożegnać. Bonnie leżała w swoim sweterku cheerleaderki, między jej idealnymi piersiami wisiała na łańcuszku obrączka od najlepszego w szkole quarterbacka.
     Niestety młody futbolista nie wiedział, że w ostatniej chwili dziewczyna go zdradziła.
     Ponieważ po swojej „drugiej śmierci” w kostnicy, spędziła noc w ramionach Przedsiębiorcy Pogrzebowego.
     Żałobnicy nie mieli też pojęcia, że doskonałe piersi pod swetrem nie są już idealne.
     Właściwie były złudzeniem.
     Były sztuczne, ludziska!
     Ponieważ prawdziwe doskonałe sutki Bonnie pozostały za drzwiami do śmierci, ukryte w słoju z formaldehydem.
     
     * * *
     
     Dziś Przedsiębiorca Pogrzebowy miał w swojej kolekcji setki brodawek sutkowych. Już nie zarabiał balsamowaniem ciał ani nie wynajmował się przez Internet za dwadzieścia tysięcy dolarów od łebka.
     Wcześniej zabijał i nie zadawał pytań.
     Dlaczego był taki tani?
     Ponieważ kochał swoją pracę.
     Fascynowała go śmierć, choć jego rzeczywistym hobby była mumifikacja, a przede wszystkim mumifikowanie sutków, które trafiały do jego kolekcji. Tę pasję zaspokajał dzięki sieci. Kliknął tu, kliknął tam, wiecie, jak to jest. Wysyłał wiadomości na listę dyskusyjną albo wymieniał informacje na czacie. Aż w końcu nawiązał odpowiedni kontakt.
     Dał się skusić i zaczął pracować dla Dyrektora.
     Dyrektora, który podzielał jego zainteresowania.

ciąg dalszy na następnej stronie

powrót do indeksunastępna strona

27
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.