nr 3 (XXXV)
kwiecień 2004




powrót do indeksunastępna strona

Eryk Remiezowicz
Tolkien wiecznie żywy
"Gwaihir" 7'2003

Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Pomimo tego, że twórczość J.R.R. Tolkiena ma już swoje lata, magia tej prozy i stworzonego w niej świata przyciągają coraz to nowych fanów. Różne są przejawy tej pasji - konwenty, grafiki, przedstawienia teatralne i, oczywiście, fanziny poświęcone analizie tolkienowskiego Legendarium. Wpadł mi w ręce taki właśnie hołd złożony Tolkienowi wiecznie żywemu - siódmy numer "Gwaihira", periodyku Sekcji Tolkienistycznej ŚKF.

Zacząć należy od disclaimera - "Gwaihir" dotyczy Tolkiena, jego Śródziemia i spraw z tym związanych. Jeżeli ktoś nie za bardzo tę twórczość czuje - to nie jest magazyn dla niego! Ci zatem, którzy "Władcę Pierścieni" omijają szerokim łukiem (takie ich prawo) i planują narzekanie na hermetyczność tekstów i na to, że artykuły nie są dla nich ciekawe, proszeni są o przejście do następnej recenzji i rezygnację z "Gwaihira". To nie jest popularny periodyk mający zachęcać i wprowadzać, to już cięższy kaliber, dla obeznanego fana.

A zatem, drogi czytelniku, coś już z Tolkiena liznąłeś i masz ochotę na więcej. Dobrze. Na pewno warto "Gwaihira" wziąć do ręki i przebejrzeć, choćby dla obrazków. Już okładka z Eowiną walczącą z Nazgulem jest zachęcająca, ale warto też przekartkować resztę, bo w środku jest kilka smakowitych kąsków (zwłaszcza cykl portretów Faramira i Boromira).

A co z treścią? Podzieliłbym ją na trzy rodzaje. Coś dla każdego (z zastrzeżeniem podanym powyżej), coś dla zatwardziałego tolkienisty i coś dla nikogo, bo poziom marny. Do tej ostatniej, smutnej kategorii zaliczyć muszę oba teksty Cezarego Karolczaka ("Szelobizm masowy, szelobizm naukowy" i "Kurczak czasem udaje bażanta, czyli rozważania o prawdzie u Tolkiena"), w których autor przelewa radośnie na papier to, co mu akurat po głowie chodzi, starając się to jakoś powiązać z Tolkienem. Chaotyczne, wtórne teksty.

Po tych dwóch wpadkach przejdźmy do tekstów stricte tolkienistycznych. Najpierw Michał Leśniewski medytuje nad liczebnością Edainów w Beleriandzie i choć jest to temat bardzo hermetyczny, a tytuł nieodmiennie rozśmiesza każdego, kto się z nim zapozna, mnie wciągnęło. Chyba dlatego, że tekst pozwala ujrzeć wydarzenia opisane w "Silmarilionie" w nowej skali. Wreszcie bowiem wiadomo, ilu ludzi potykało się na polach bitew, ilu przeżyło, a ilu niekoniecznie. Do tekstów dla tolkienistów twardych zaliczyłbym również dwa materiały lingwistyczne - pierwszy, traktujący o zdradzie Feanora i trzeci, dotyczący fonologii języków elfów.

Gdzieś na pograniczu tekstów dla wszystkich i tekstów dla pasjonatów lokowałbym obie zamieszczone na końcu recenzje i rozważania Kamila Nieścioruka na temat współrzędnych geograficznych Śródziemia. Każdego może zainteresować żywot Profesora i wtedy przyda mu się ostrzeżenie Cezarego Karolczaka, a muzycznych ilustracji prozy Tolkiena opisanych przez Marcina Morawskiego sam chętnie bym posłuchał. Co do geografii Śródziemia - wydaje mi się, że nawet ktoś, kto widział jedynie filmy, będzie zainteresowany rzeczywistymi dystansami między kluczowymi miejscami z "Władcy Pierścieni".

Teksty Jakuba Z. Lichańskiego i Marcina Piotrowskiego poświęcone odpowiednio problemowi kierunków przestrzennych w dziele Tolkiena i wątkom inicjacyjnym w twórczości Tolkiena zawierają wiele interesujących informacji niezwiązanych z Tolkienem, należałoby im się zatem miejsce w kategorii "dla wszystkich". Jednak oba są napisane trudnym językiem i wymagają zapału do zapoznawania się z teorią literatury i etnologii, a nie każdy to lubi. Osobiście niespecjalnie je polecam, szczególnie ciężko przebijało mi się przez tekst o wątkach inicjacyjnych, w którym straszliwy język właściwy etnologom (pisanie o najprostszych i najbardziej podstawowych kwestiach dotyczących człowieka w możliwie najbardziej zawikłany i najeżony obcojęzycznym słownictwem sposób) odrzucił mnie kilkukrotnie. Na przeczytanie eseju Marcina Piotrowskiego potrzebowałem więcej czasu niż na resztę "Gwaihira".

Natomiast z przyjemnością można zapoznać się z działem "Sylwetki", gdzie poznajemy historię kontaktów Marka Gumkowskiego z Tolkienem i osobę prof. Przemysława Mroczkowskiego, mediewisty, człowieka, który autora "Silmarilionu" poznał osobiście. Interesujący jest też tekst Ryszarda Derdzińskiego dotyczący wątków środkowoeuropejskich w książkach Tolkiena. Wątków dość rzadkich, bo Profesor był germanistą i dzicz na wschód od Odry nie budziła w nim nadmiernego zainteresowania.

Na koniec zachowałem dwa najlepsze teksty, napisane przez Karolinę Stopa-Olszańską i Tadeusza A. Olszańskiego. W pierwszym autorka omawia zagadnienia magii w dziełach Tolkiena, uwidaczniając, jak głęboki zamysł stał za zdolnościami Gandalfa, Saurona i reszty bohaterów Śródziemia. Z niezwykłymi zdolnościami nieodmiennie wiąże się słowo, które używane w różnych funkcjach niesie ze sobą treści i moce określane zazwyczaj jako czary. Autorka drobiazgowo, acz przejrzyście, pokazuje te więzi. W drugim tekście T.A. Olszański omawia powstałe w Rosji powieści oparte o dzieło Tolkiena oraz prawo fanów Tolkiena do tworzenia książek opartych o jego Legendarium. Warto przeczytać ten artykuł, bo bracia z Rusi mają własne poglądy na dzieło Profesora i nie wahają się przedstawiać je w swoich dziełach. Sam autor przyznaje, że zawarte w nich koncepcje nieraz stanowią cenne rozwinięcie pomysłów Tolkiena. Nie ukrywam, po lekturze tego artykułu nabrałem ochoty na zapoznanie się z rosyjskimi wizjami Śródziemia.

Czy zatem warto przeczytać "Gwaihira"? Jeżeli liznęło się Tolkiena i wrażenia były pozytywne - tak. Może nie od deski do deski, ale definitywnie warto. Trzeba oczywiście mieć chęć na grzebanie się w detalach i miłość do tolkienowskiego świata, ale obie te cechy często się ze sobą łączą.



"Gwaihir"
Wydawnictwo Sekcji Tolkienowskiej Śląskiego Klubu Fantastyki
Zeszyt 7 (2003)
ISBN 83-908319-3-7

powrót do indeksunastępna strona

120
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.