 |
Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Carrie
Pierwsza ekranizacja prozy Kinga, film, który uczynił późniejszego króla horroru sławnym. Wziął się za niego twórca ciekawy, choć straszliwie nierówny, reżyser, który jest w stanie wyprodukować zarówno „Nietykalnych”, jak i „Misję na Marsa” – Brian de Palma. „Carrie”, choć nie jakieś arcydzieło, należy to tych bardziej udanych filmów de Palmy. Z opowieści o dojrzewaniu prześladowanej nastolatki, obdarzonej mocą telekinetyczną, reżyser wziął jej rozdarcie między próbą normalnego życia wśród rówieśników, a terrorem fanatycznej religijnie matki i nie tolerujących odmienności kolegów ze szkoły. Sekwencja grozy – masakra na szkolnym balu – jest krótka, wyrazista i efektownie sfilmowana. Niestety, młodzieżowy dramat z ponadnaturalną wstawką kończy się już jak klasyczny horror klasy „B”. Zaletą filmu są udane kreacje Sissy Spacek i Piper Laurie (obydwie nominowane do Oskara). (KW)
"Carrie"
USA, 1976
Reż. Brian de Palma
Scen. Lawrence D. Cohen
Muz. Pino Donaggio
Zdj. Mario Tossi
Wyst. Sissy Spacek, Piper Laurie, Amy Irving, Nancy Allen
 |
Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Lśnienie
„Lśnienie” Stanleya Kubricka jest doskonałym przykładem tego, że gdy za książkę i film bierze się dwóch mistrzów, mogą z tego powstać dwa doskonałe dzieła. Po warunkiem, że każdy z nich będzie realizował swoją wizję, a nie kopiował z drugiego. Kubrick poczynił dość wyraźne zmiany w stosunku to literackiego pierwowzoru. Zachował główną oś fabuły – trzyosobową rodzinę opiekującą się odciętym od świata hotelem, alkoholizm Jacka Torrance’a i powolne opętanie go przez hotel. Zmianie uległ sposób opowiadania historii. Powieść Kinga niezwykle powoli buduje nastrój, wprowadzenie obejmuje kilkaset stron, powoli charakteryzując trójkę mieszkańców, przybliżając dzieje hotelu i stopniowo wprowadzając element niesamowitości. W filmie nie ma na to miejsca, atmosfera strachu pojawia się dużo szybciej, a i mniej miejsca poświęcone jest wyjaśnianiu przyczyn szaleństwa ogarniającego Jacka – co wcale źle o filmie nie świadczy. Kubrick postawił bowiem na warstwę wizualną, dzięki szeregowi niezwykle intensywnych i wizualnie dopracowanych scen, wspartych niepokojącą muzyką, uzyskał doskonały efekt. Film naprawdę przeraża – nie straszy, ale właśnie wywołuje uczucie przerażenia, ten najlepszy dowód horrorowej sprawności. Do historii kina przeszły sceny uderzającej ściany krwi, dwóch dziewczynek ukazujących się synowi Torrance’a, czytania rękopisu Jacka zapisywanego od tygodni tym samym zdaniem, szaleńczego rozbijania drzwi toporem przez Jacka, czy błądzenia po zaśnieżonym labiryncie. I chyba lepszy pomysł na końcówkę wymyślił Kubrick, rezygnując z kingowskiej eksplozji hotelu… Być może właśnie dlatego film Kingowi się nie spodobał, co zaowocowało kilkanaście lat później nową, namaszczoną przez króla horroru, telewizyjną wersją
Co ciekawe, „Lśnienie” nie zachwyciło również krytyków. Film został pominięty przez ważniejsze nagrody, otrzymał zaś dwie nominacje do Złotych Malin – za drugoplanową rolę Shelley Duvall (niesłusznie) i za …reżyserię Kubricka (tym bardziej niesłusznie). Taki już los oryginalnych, odbiegających od utartych schematów obrazów. Swą renomę uzyskał z czasem, dziś już bez wątpliwości przynależąc do klasyki gatunku. (KW)
"Lśnienie" ("The Shining")
USA, 1980
Scen. i reż. Stanley Kubrick
Muz. Wendy Carlos, Rachel Elkind
Zdj. John Alcott
Wyst. Jack Nicholson, Shelley Duvall, Danny Lloyd, Scatman Crothers
Kup w Merlinie
 |
Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Martwa strefa
Gdy za adaptację książki Kinga bierze się twórca tak oryginalny jak David Cronenberg, należałoby się spodziewać, iż zaprezentuje własną, oderwaną nieco od pierwowzoru wizję Cronenberg jednak odtworzył powieść bardzo wiernie, bez typowych dla siebie zwrotów akcji, niespodzianek i niedomówień. W efekcie film podzielił widzów – zwolennicy klasycznego Cronenberga nie byli zachwyceni, tymczasem antagoniści uznali „Martwą strefę” za jego najlepsze dokonanie. Prawda leży gdzieś pośrodku, Cronenberg po prostu zrobił przyzwoity film z przyzwoitej książki. Obie wersje – i literacka, i filmowa – zawierają w sobie moralitet ukryty pod płaszczykiem thrillera o nauczycielu, który posiadł dar przepowiadania przyszłości. Najistotniejszą kwestią pozostaje, jak on sobie z tym uciążliwym darem poradzi i do jakich celów go wykorzysta.
„Martwa strefa” plasuje się w okolicach tych lepszych ekranizacji „guru horroru” (o co nietrudno), ale na pewno nie jest szczytowym osiągnięciem Cronenberga (tudzież Kinga) i na dobrą sprawę najwięcej zawdzięcza doskonałemu Christopherowi Walkenowi w roli głównej. Rolę tę parodiował zresztą Walken wielokrotnie, choćby w „Na żywo” czy ostatnio we „Witajcie w dżungli”. I jeszcze jeden niebanalny smaczek dla fanów – Walken-nauczyciel czyta w „Martwej strefie” swoim uczniom „Jeźdźca bez głowy”, w którą to postać sam się 16 lat później, u Tima Burtona, wcielił. (PK)
"Martwa strefa" ("The Dead Zone")
USA, 1983
Reż. David Cronenberg
Scen. Jeffrey Boam
Muz. Michael Kamen
Zdj. Mark Irwin
Wyst. Christopher Walken, Brooke Adams, Herbert Lom, Martin Sheen, Tom Skerritt
 |
Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Christine
King w książce z właściwą sobie wirtuozerią nakreślił psychologiczny portret zagubionego nastolatka, nie rozumianego przez rodziców i otoczenie. Pierwsza miłość, wystawiona na ciężką próbę przyjaźń, przesadna fascynacja motoryzacją, prowadząca w efekcie do tragedii. Mógłby powstać z tego znakomity dramat (a nawet satyra, komediodramat) obyczajowy, ale Carpenter wykroił z powieści niemal same elementy grozy, spłycając całość do wymiaru taniego przerażacza o zakompleksionym kujonie, zakochanym ze wzajemnością w pięknej limuzynie Plymouth rocznik 1958. Zazdrosne auto z czasem zamienia się w rzeźnika, a kujon w macho. Tyle przekazu. Żeby to jeszcze chociaż straszne było. Ale nie – w tym nieudolnie skręconym produkcyjniaku jedynym koszmarem jest aktorstwo Keitha Gordona (co ciekawe, sam Carpenter przyznał po czasie, że był to wielki błąd obsadowy; zaś Gordon wyciągnął wnioski i przestawił się na reżyserię). (PK)
"Christine"
USA, 1983
Reż. John Carpenter
Scen. Bill Phillips
Muz. John Carpenter, Alan Howarth
Zdj. Donald M. Morgan
Wyst. Keith Gordon, John Stockwell, Alexandra Paul, Robert Prosky, Harry Dean Stanton
 |
Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Dzieci kukurydzy
Dość słabe opowiadanie z tomu „Nocna zmiana” wziął na warsztat debiutujący Fritz Kiersch i zrobił z niego... jeszcze gorszy film. Historyjka o buntujących się dzieciakach czczących kukurydzianego bożka nie należy do szczególnie wyszukanych, ale o ile merytorycznie King się tym razem nie popisał, zawsze nam pozostaje do podziwiania świetny styl Mistrza i „Dzieci kukurydzy” czyta się w sumie fajnie, szczególnie, że liczą sobie tylko 32 strony.
Tymczasem Kiersch popełnia błąd już po początkowych napisach – zdradza nam całą tajemnicę popapranych bachorów i dalej jest już tylko bezmyślna sieczka, kończąca się w dodatku, w odróżnieniu od opowiadania, beznadziejnie pomyślanym happy endem. Co by jednak o pierwszej części złego nie pisać, i tak, dzięki naprawdę przerażającej muzyce i zupełnie poprawnej Lindzie Hamilton, pozostaje najlepszym filmem (sześć sequeli, z których każdy bardziej żenujący od poprzednika!) niekończącej się serii. (PK)
"Dzieci kukurydzy" ("Children of the Corn")
USA, 1984
Reż. Fritz Kiersch
Scen. George Goldsmith
Muz. Jonathan Elias
Zdj. Raoul Lomas
Wyst. Linda Hamilton, Peter Horton, John Franklin, Courtney Gains, R.G. Armstrong
 |
Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Smętarz dla zwierzaków
Sztandarowy przykład tego, że film sobie nie radzi z twórczością Kinga. Z jednej z najlepszych powieści powstał jeden z najgorszych filmów. Książka umiejętnie wykorzystuje strach czytelnika przed śmiercią – nie tylko swoją, ale i najbliższych osób. Czytając, boimy się już wystarczająco rzeczy naturalnych, by, gdy przyjdzie nadnaturalne, wręcz wpadać w przerażenie. „Smętarz dla zwierzaków” jest też jednym z nielicznych u Kinga przykładów doskonałego zakończenia, wnoszącego książkę na jeszcze wyższy poziom. Wszystkie wątki biegną spójnie do ostatecznej kulminacji, opisanej w niedługim epilogu, w którym to Nieznane uderza wreszcie z całą siłą, a King zrezygnował z tak niewłaściwego dla horrorów happy endu.
Film jest dokładnym zaprzeczeniem tego, co zadecydowało o powodzeniu książki. Przede wszystkim rezygnuje z niedomówień na rzecz dosłowności. Już od samego początku pojawiają się liczne krwawe sceny (często nieobecne w książce), które nie tylko nie tworzą nastroju, ale skutecznie go niweczą. Końcowa konfrontacja jest rozciągnięta ponad miarę, wzbudza znużenia, a nie strach, na domiar złego zakończona niesłychanie sztampowo i pretensjonalnie. Co ciekawe, scenariusz do tego nieudanego filmu pisał sam King, ale winę należy jednak zwalić na reżyserkę, Mary Lambert, której wcześniejsze doświadczenia tyczyły jedynie teledysków Madonny. W ten sposób z doskonałej powieści, powstał do bólu przeciętny horror klasy „B”. Szkoda. (KW)
"Smętarz dla zwierzaków" ("Pet Sematary")
USA, 1989
Reż. Mary Lambert
Scen. Stephen King
Muz. Eliot Goldenthal
Zdj. Peter Stein
Wyst. Dale Midkiff, Fred Gwynne, Denise Crosby,Brad Greenquist
 |
Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Misery
Rob Reiner i Stephen King zetknęli się po raz pierwszy przy ekranizacji "Stand by Me" ("Stań przy mnie"), krótkiej noweli ze zbioru "Skazani na Shawshank". Reżyser doskonale zrozumiał, na czym polega siła powieści autora, i znalazł klucz jak oddać ich klimat na ekranie. Powstał bardzo udany film obyczajowy traktujący o chłopięcej przyjaźni i wkroczeniu w dorosłość Konsekwencją udanej współpracy było założenie przez Reinera wytwórni filmowej Castle Rock (wymyślone miasteczko, miejsce akcji kilkunastu powieści i opowiadań Kinga), która po dziś dzień zajmuje się adaptacjami utworów autora. Kilka lat później panowie ponownie spotkali się na planie i znów powstała jedna z najlepszych ekranizacji.
Chyba nie będzie przesadą stwierdzenie, że sukces "Misery" opiera się w głównej mierze na genialnej, nagrodzonej Oscarem roli Kathy Bates. Wcielając się w rolę szalonej pielęgniarki, w której ręce wpada ulubiony przez nią pisarz, dała popisowy koncert gry aktorskiej i wraz z Jamesem Caanem dźwiga cały film. "Misery" jest książką, w której King szydzi lekko ze swoich fanów, czego z oczywistych powodów nie dało się przenieść na ekran. Lepiej też udało mu się oddać postępującą paranoję pielęgniarki i rozwój stosunków pomiędzy parą głównych bohaterów. Filmie łagodzi niektóre sceny i ogólnie oddziałuje słabiej na odbiorcę niż powieść, ale Rainerowi i tak należy się uznanie, że z powodzeniem zdołał przetłumaczyć Kinga na język filmu. Jedna z pozycji obowiązkowych. (TK)
"Misery"
USA, 1990
Reż. Rob Reiner
Scen. William Goldman
Muz. Marc Shaiman
Zdj. Barry Sonnenfeld
Wyst. Kathy Bates, James Caan, Richard Farnsworth
 |
Brak ilustracji w tej wersji pisma |
To!
Gruba, kilkusetstronicowa, wielowątkowa powieść Kinga o zachwianej chronologii została zekranizowana jako dwuodcinkowy film telewizyjny. Wallace zrezygnował z przeplatania się wątków współczesnych i z dziecięcej przeszłości bohaterów i podzielił film tak, że pierwszy odcinek opowiada dziecięcą przeszłość i pierwszą konfrontację z Klaunem, a drugi przedstawia powracających do miasteczka już dorosłych bohaterów. Trzeba przyznać, że część pierwsza naprawdę przeraża. Nieźle zrobiona od strony reżyserii i zdjęć, honor należy oddać też Timowi Curry w roli potwornego Klauna. Drugi odcinek tradycyjnie gorszy, z rozczarowującą pointą. Każdy miłośnik filmowej grozy może przerwać seans po scenie, gdy na lustrze pojawiają się złowrogie, krwawe litery „IT”… (KW)
"To!" ("It!")
USA, 1990
Reż. Tommy Lee Wallace
Scen. Lawrence D. Cohen
Muz. Richard Bellis
Zdj. Richard Leiterman
Wyst. Harry Anderson, Dennis Christopher,Richard Masur, Annette O'Toole, Tim Curry
 |
Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Sklepik z marzeniami
W oparciu o mniej znaną, ale zupełnie przyzwoitą książkę Kinga powstał prawie zupełnie nieznany film, co zaskakujące, bo ma niezłą obsadę – Max von Sydow, Ed Harris, Bonnie Bedelia. W Polsce telewizja Polsat emitowała go pod idiotycznym tytułem „Sprzedawca śmierci”, sugerującym bardziej film o dealerze narkotyków, niż horror, stąd mógł umknąć uwadze wielu miłośników Kinga. Książka opowiada o umiejętnym antagonizowaniu mieszkańców małego miasteczka przez pana Lelanda Gaunta, dystyngowanego przybysza z Piekła, który skorzysta na wynikłych konfliktach, zdobywając niezły pakiet dusz. Jej siłą jest, jak to u Kinga, trafna charakterystyka małomiasteczkowej społeczności i ukrytych animozji, powoli wychodzących na jaw z małą tylko pomocą Gaunta. Film z samego założenia ma mniejsze szanse, na dobre ukazanie tego tematu – z tego powodu bywa miejscami nudny. Za to końcówkę ma lepszą niż książka, w której to King w sposób mocno rozczarowujący pozbył się szatańskiego wysłannika. (KW)
"Sklepik z marzeniami" ("Needful things")
USA, 1993
Reż. Fraser Clarke Heston
Scen. W.D. Richter
Muz. Patrick Doyle
Zdj. Tony Westman
Wyst. Max von Sydow, Ed Harris, Bonnie Bedelia, J.T. Walsh
 |
Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Skazani na Shawshank
Na podstawie krótkiego opowiadania „Rita Hayworth and Shawshank Redemption” Frank Darabont napisał scenariusz i wyreżyserował film. Film wyjątkowy. Bodaj jedyny przypadek ekranizacji Kinga, bijącej na głowę literacki pierwowzór. I tym samym przez wielu uważany za najlepszą ekranizację Kinga w historii. Ba, ten poruszający dramat więzienny, uciekający od stereotypów gatunku, trafił nawet do zagorzałych przeciwników „króla horroru”. Dlaczego? Może dlatego, że z niespotykaną w Hollywood subtelnością mówi o rzeczach ważnych. O sile męskiej przyjaźni, o godności, nadziei, wierze, człowieczeństwie.
Niespodziewane, podnoszące na duchu, cholernie optymistyczne (choć niebanalne) zakończenie oraz wybitne kreacje aktorskie Freemana i Robbinsa wynoszą dzieło Darabonta jeszcze wyżej. Do Oscarów film miał pecha – nominowany aż w siedmiu kategoriach nie zdobył ani jednej statuetki, przegrywając (raczej niesłusznie) z „Forrestem Gumpem”. Widzowie jednak wiedzą swoje – wg prestiżowego serwisu IMDb.com, na tworzonej przez czytelników liście 250 najlepszych filmów wszechczasów, „Skazani na Shawshank” zajmują zaszczytne drugie miejsce, tuż za „Ojcem chrzestnym”. (PK)
"Skazani na Shawshank" ("The Shawshank Redemption")
USA, 1994
Scen i reż. Frank Darabont
Muz. Thomas Newman
Zdj. Roger Deakins
Wyst. Tim Robbins, Morgan Freeman, Bob Gunton, William Sadler, Clancy Brown
 |
Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Bastion
Odważny pomysł – już w pierwszych rozdziałach, a w telewizyjnej ekranizacji w pierwszym odcinku wybić 99.999% ludzkości… Takie jest bowiem zawiązanie akcji „Bastionu”, w mniejszym już stopniu horroru, bardziej oryginalnego połączenia science fiction (morderczy wirus supergrypy) z fantasy (po pandemii Ziemia stanie się areną pojedynku sił Dobra i Zła). Znów uznano, że najlepszą formą realizacji będzie serial telewizyjny na podstawie scenariusza samego Kinga – tym razem składający się z 4 półtoragodzinnych odcinków. W obsadzie znalazł się m.in. Gary Sinise i Rob Lowe.
Książka doskonale się zaczyna (jakieś pierwsze 400 stron…), potem wyraźnie traci tempo, by odzyskać je w końcówce. Serial jest z odcinku na odcinek coraz słabszy. Najlepsza jest sama epidemia i zagłada naszego gatunku – to składa się na pierwszy odcinek, zrobiony według najlepszych wzorców kina katastroficznego. Dalej mamy tajemnicę, mistykę i rozczarowujący koniec. Ale to i tak zupełnie przyzwoita produkcja telewizyjna. (KW)
"Bastion" ("The Stand")
USA, 1994
Reż. Mick Garris
Scen. Stephen King
Muz. W.G. Snuffy Walden
Zdj. Edward J. Pei
Wyst. Gary Sinise, Molly Ringwald, Jamey Sheridan, Adam Storke, Rob Lowe
Kup w Merlinie
 |
Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Dolores
Kathy Bates po otrzymaniu Oscara za rolę w "Misery" związała się z twórczością Kinga na dłużej. Po krótkim epizodzie w "Bastionie" zagrała główną rolę w adaptacji "Dolores Claiborne". Powieść ta, jeden z najambitniejszych utworów autora, z jednej strony jest jego odpowiedzią na ataki feministek, z drugiej historią, w której King udowadnia dość kontrowersyjną tezę, ze istnieją uzasadnione zbrodnie, za które należy nagradzać, a nie karać. Powieściowa Dolores to postać, na której opiera się cała książka. Rubaszna, twarda baba, która zostaje oskarżona o morderstwo przykuwa uwagę czytelnika od pierwszej strony. Jej filmowa interpretacja dokonana przez Taylora Hackforda jest już jednak zupełnie inną osobą – zmęczoną życiem, starzejącą się kobietą z amerykańskiej prowincji. Mimo że film odpowiada tę samą historię co książka, akcenty zostały rozłożone zupełnie inaczej. Rozbudowana została postać córki Dolores i wprowadzono obszerny wątek próby pogodzenia się obu kobiet. Zmienił się klimat opowieści i jej wymowa. Ostatecznie powstał dość mroczny dramat psychologiczny, różniący się od książki niemal wszystkim, ale niemniej interesujący. (TK)
"Dolores" ("Dolores Claiborne")
USA, 1995
Reż Taylor Hackford
Scen. Tony Gilroy
Muz. Danny Elfman
Zdj. Gabriel Beristain
Wyst. Kathy Bates, Jennifer Jason Leigh, Judy Parfit, Christopher Plummer
Kup w Merlinie
 |
Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Pożeracze czasu
Pod tym idiotycznym tytułem, pod jakim film był emitowany w Polsce kryje się telewizyjna ekranizacja mikropowieści Stephena Kinga „Langoliery”, opublikowanej w zbiorze „Czwarta po północy”. Film przybrał kształt czterogodzinnego serialu telewizyjnego, podzielonego na dwa odcinki. Podobnie jak w „To!” w pierwszym odcinku napięcie jest budowane i pojawia się zagadka, a w drugim jej rozwiązanie – i, jak to już bywa u Kinga, napięcie jest tworzone znakomicie, rozwiązanie rozczarowuje. Historię garstki pasażerów lecących opustoszałym samolotem nad wymarłą ziemią ogląda się z zapartym tchem, po lądowaniu zagadka, co właściwie się stało, nadal trzyma przed telewizorem. Źle się dzieje jednak, gdy pojawią się tytułowe Langoliery. To, co w książce rozczarowywało, czyli pożerające świat paszcze, w filmie już po prostu śmieszy. I nie pomaga niezła obsada z Davidem Morse i Deanem Stockwellem. (KW)
"Pożeracze czasu" ("Langoliers")
USA, 1995
Scen i reż. Tom Holland
Muz. Vladimir Horunzhy
Zdj. Paul Maibaum
Wyst. Patricia Wettig, Dean Stockwell, David Morse, Bronson Pinchot
 |
Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Zielona Mila
„Potterowska” adaptacja odcinkowej powieści Stephena Kinga. Dlaczego? Bo, podobnie jak w ekranizacjach „Harry’ego Pottera” niezwykle wierna oryginałowi, odzwierciedlająca na ekranie prawie scenę po scenie w trzygodzinnym filmie. „Zielona Mila” nie jest horrorem – to trochę thriller więzienny z elementami nadprzyrodzonymi, trochę wypowiedź przeciw karze śmierci, trochę opowieść religijna. Akcja, ograniczona do oddziału skazanych na śmierć w lokalnym więzieniu w latach 30-tych, nie wymagała wielkich nakładów finansowych, można było sobie więc pozwolić na dokładne przeniesienie fabuły powieści. Dlatego też zalety filmu pokrywają się z zaletami książki - są nimi połączenie wciągającej historii kryminalnej z umiejętnym graniem na uczuciach widza/czytelnika – strachu, współczuciu, litości, żalu, smutku. Choć w filmie występuje w roli głównej Tom Hanks, to jednak jego głównym atutem jest grający rolę Johna Coffeya Michale Clarke Duncan. King wiele miejsca poświęca opisom murzyńskiego olbrzyma, wydawało się, że znalezienie odpowiedniego odtwórcy tej roli będzie niemożliwe – ale postawny i odpowiednio filmowany Duncan okazał się być idealny. „Zielona Mila” to, obok „Skazanych na Shawshank”, najbardziej nagradzana z wszystkich kingowskich ekranizacji – film zgarnął 4 oskarowe nominacje (w tym za najlepszy film i za rolę Duncana) i zebrał garść innych nagród. (KW)
"Zielona Mila" ("The Green Mile")
USA, 1999
Scen i reż. Frank Darabont
Muz. Thomas Newman
Zdj. David Tattersall
Wyst. Tom Hanks, Michael Clarke Duncan, David Morse, Sam Rockwell, Patricia Clarkson
Kup w Merlinie
 |
Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Łowca snów
"Łowca snów" to jedna z najnowszych i, w konsekwencji, najsłabszych powieści Kinga. Autor wyzbył się tu większych ambicji i uderzył w dość klasyczny dreszczowiec. Powstało nierówne czytadło, w którym za to, jak się zdawało, krył się potencjał na dobry film – horror z elementami science-fiction. Zgromadzona na planie dość doborową ekipę (w tym scenarzystę "Misery"), ale po raz kolejny niewiele z tego wyszło. Powtórzono błędy Kinga i upchnięto w opowieści co tylko się dało: obdarzonych paranormalnymi zdolnościami bohaterów, alienopodobnych kosmitów, szerzący się wirus i psychopatycznego dowódcę amerykańskiej armii. Na ekranie po dość dobrze rokującej pierwszej połowie zaczyna szerzyć się chaos, a wszystko na domiar złego rozkłada mało zrozumiałe zakończenie. Film zrobił klapę, w Polsce wszedł od razu do dystrybucji video/dvd. (TK)
"Łowca snów" ("Dreamcatcher")
USA, 2003
Reż. Lawrence Kasdan
Scen. William Goldman, Lawrence Kasdan
Muz. James Newton Howard
Zdj. John Seale
Wyst. Morgan Freeman, Thomas Jane, Jason Lee, Damian Lewis, Timothy Olyphant
Kup w Merlinie