nr 3 (XXXV)
kwiecień 2004




powrót do indeksunastępna strona

Tomasz Kujawski
Po co to wszystko?
China Miéville "Dworzec Perdido"

Zawartość ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
To, co już od pierwszych stron "Dworca Perdido" Miéville’a rzuca się w oczy (i co często podkreślane jest w omówieniach i recenzjach powieści), to oryginalność; wrażenie, że mamy do czynienia z czymś naprawdę nietuzinkowym. Książka ta, leżąca na pograniczu fantasy i science-fiction - dwóch mocno eksploatowanych gatunków - odrzuca wykorzystywane w nich schematy fabularne, nomenklaturę, menażerię fikcyjnych istot oraz tony zużytych rekwizytów. Autor wymyślił wszystko od nowa. Prezentuje świat do tej pory nie opisany, nie chce wykorzystywać cudzych pomysłów. Część aspektów opisywanego uniwersum inspirowana jest dziełami wielkich fantastów i nie tylko, ale wszystko przepuszczone jest przez nader bogatą wyobraźnię Miéville’a. Nie znajdziemy tu elfów i krasnoludów, questów ani artefaktów; żadnych opisów wysokich gór, głębokich jezior i rozległych równin – wszystko to autor wyrzucił do kosza. W ich miejsce wstawił swoje pomysły na fantastyczne rasy, przedmioty i - przede wszystkim - świat.

Miejscem akcji "Dworca Perdido" jest Nowe Crobuzon - ponure, olbrzymie miasto, zamieszkane przez dziwaczne rasy; wzorowana na Londynie metropolia świata Bas-Lag. Czas akcji kojarzy się z epoką średniowiecza, aczkolwiek technika i nauka są bardzo rozwinięte. Jednak postęp techniczny potoczył się tu zupełnie innymi torami. Miéville wymyślił świat kompletny, w którym nie tylko poznajemy nowe rasy czy obcą geografię. Rozszerzył w nim także znaną nam fizykę i chemię. W Bas-Lag żyją istoty potrafiące formować wodę i wydzielać nieznane nam substancje. Rozwinięta jest biotaumaturgia, zajmująca się "przetwarzaniem". czyli formowaniem i dowolnym łączeniem substancji organicznych i nieorganicznych (oddanie w ręce obdarzonych chorą wyobraźnią taumaturgów jest powszechnie stosowaną karą, w efekcie czego w Nowym Crobuzon roi się od dziwolągów). Istnieją urządzenia napędzane parą i sterowane kartami perforowanymi.

Głównym bohaterem jest Isaac, naukowiec imający się różnych dorywczych zajęć. Przybywa do niego garuda, latająca istota, która w dziwnych okolicznościach utraciła skrzydła. Garuda prosi Isaaca o przywrócenie zdolności latania, w zamian oferując hojne wynagrodzenie. Krąg postaci szybko zaczyna się rozszerzać. Pojawia się Lin, rzeźbiarka i kochanka Isaaca należąca do chrząszczogłowej rasy kheprich; tajemniczy, pokraczny zleceniodawca, który pragnie, aby Lin uwieczniła go w jednym ze swoich dzieł; współpracownicy wywrotowej gazety; ludzie-kaktusy czy osoby z kręgów rządzących Nowym Crobuzon. Pierwsza połowa powieści to niezapomniane przeżycie czytelnicze. Miéville kreśli wizję bardzo szeroko, dba o szczegóły, wprowadza sporą liczbę wątków oraz postaci i - co najważniejsze - wszystko tu wydaje się nowe i "inne". Przez pierwszych kilkaset stron nie bardzo wiadomo, o czym właściwie "Dworzec Perdido" traktuje. Jednak nie ma to większego znaczenia – żywe obrazy miasta-molocha, oryginalność i frapujące postacie są wystarczającą atrakcyjne.

Ale czas pomarudzić. Po owych kilkuset stronach można już nieco ochłonąć. Wymyślony świat jest nam bliższy, oględnie poznaliśmy rządzące nim reguły i orientujemy się w tuzinach postaci. Czas coś z tym przebogato namalowanym tłem zrobić. Przed takim problemem stanął prawdopodobnie – przynajmniej na to wskazuje dalsza lektura "Dworca" – sam Miéville. I nie poradził sobie najlepiej... Dość niespodziewanie na główny plan wychodzi wątek ciem, potężnych istot, które wysysają dusze. W wyniku zbiegu okoliczności wydostają się one na wolność i żerują w Nowym Crobuzon, gdzie nie mają naturalnych wrogów. W połowie książki Miéville zaczyna drastycznie ciąć wątki i usuwać z planu niepotrzebne postaci. Zamienia powieść w historię zmagań grupki mieszkańców z kilkoma ćmami. Druga część "Dworca" staje się nużąca. Sceny akcji są przydługie i jest ich za dużo. Im bliżej końca, tym mocniej po głowie kołacze się pytanie "po co to wszystko?". Taki potencjał, tak bogaty świat, tyle wątków i postaci –wszystko tylko po to, by opowiedzieć historyjkę rodem z podrzędnego horroru? Być może druga część nie byłaby zła, gdyby nie początek - otwarciem powieści Miéville postawił sobie poprzeczkę, do której później nie dał rady nawet doskoczyć.

Świat "Dworca Perdido" malowany jest przekonywająco, ale nie oznacza to, że nie jest pozbawiony dziur. Niektóre pomysły autora wydają się przeholowane i wrzucone bez zastanowienia. W epoce maszyn parowych niełatwo jest zaakceptować bez zastrzeżeń ideę ludzi kaktusów, bardzo nierównomiernego poziomu technologicznego czy sztucznej inteligencji. "Dworzec" okazuje się czystą opowieścią fantasy, gdzie żelazna logika ustępuje niekiedy miejsca wyobraźni.

80% ekstraktu to ocena nieco myląca. Pod względem oryginalności jest to najlepsza książka fantasy, jaką udało mi się w zeszłym roku przeczytać. Rozgoryczenie płynie z błahej fabuły i świadomości, że tak niewiele zabrakło, aby stworzyć arcydzieło gatunku; że ogromny potencjał nie został wykorzystany. Niemniej po "Dworzec Perdido" musi sięgnąć każda osoba interesująca się fantastyką, bo tak prawdopodobnie wyglądać będzie, najbliższa przyszłość fantasy.



China Miéville "Dworzec Perdido" ("Perdido Street Station")
Tłum. Maciej Szymański
Zysk i S-ka 2003
ISBN 83-7298-288-0
Str. 648
Cena 45,-
Ekstrakt: 80%
Kup w Merlinie

powrót do indeksunastępna strona

109
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.