nr 4 (XXXVI)
maj 2004




powrót do indeksunastępna strona

Esensja
Krótko o…
"Opowieść z Miasta Grzechu: Ten żółty drań", "Gunsmith Cats: Minnie May", "B.B.P.O. – Nawiedzona ziemia", "Halloween Blues: Przepowiednie", "Lanfeust z Troy: Fetaury umierają w ukryciu", "Meridian: Przerwane dzieciństwo", "Wyprawa: Świątynie Ankhary"

Zawartość ekstraktu: 90%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Sebastian Chosiński   W pajęczej sieci zdrady

Po kilkumiesięcznej przerwie Egmont uraczył nas kolejnym, piątym już, tomem opowieści z wymyślonego przez Franka Millera Miasta Grzechu. I choć w zasadzie nie ma w tym albumie niczego zaskakującego, niczego, czym Miller nie uraczył nas już w czterech poprzednich wydanych w Polsce albumach – uczciwie przyznać trzeba, że scenarzyście udaje się wciąż utrzymać bardzo wysoki poziom. "Damulką wartą grzechu" czy "Krwawą jatką" zawiesił sobie poprzeczkę bardzo wysoko; "Tym żółtym draniem" przekonanie o swojej niezwykłości jedynie zaś potwierdził.

W albumie tym poznajemy kolejnego bohatera z niezwykle bogatej galerii Millerowskich typów. Jednakże w przeciwieństwie do wykolejeńców typu Marva czy Dwighta, którzy zresztą wspominani są w tym albumie (Dwight McCarthy pojawia się nawet w malutkim, zupełnie nieistotnym dla akcji, epizodziku), inspektor Hartigan jest ich całkowitym przeciwieństwem. Myliłby się jednak ten, kto – na zasadzie kontrastu – uznałby go za wcielenie porucznika Zubka z serialu "07 zgłoś się". Hartigan to kolejna inkarnacja Brudnego Harry’ego, choć jest o dobre dwadzieścia lat odeń starszy. To gliniarz z prawdziwego zdarzenia, taki, do którego przez całą służbę nie przylepiło się nic brudnego. Gliniarz, który dosłownie za godzinę ma zdać służbę i udać się na… zasłużoną emeryturę. Nic jednak nie idzie tak, jak powinno. Od zaufanego informatora inspektor otrzymuje wiadomość, że poszukiwany przezeń od dłuższego już czasu psychopatyczny morderca i gwałciciel-pedofil w jednym, porwał kolejną ofiarę. Jest nią jedenastoletnia Nancy Callahan (czyżby chodziło tu o świadome nawiązanie do inspektora Harry’ego Calahana?). Informacje policyjnej "wtyczki" są na tyle dokładne, że prowadzą Hartigana prosto do kryjówki zbrodniarza, którym okazuje się syn znanego senatora Roarka. I chociaż gliniarz – mając przeciw sobie nie tylko skorumpowanego partnera, ale i własne odmawiające mu posłuszeństwa serce – ratuje dziewczynkę, w niczym nie przynosi mu to chwały. Senatorowi Roarkowi udaje się bowiem zatuszować sprawę synalka i wszelką odpowiedzialność zrzucić na Hartigana. Inspektor, po wyleczeniu i rehabilitacji, trafia na długie lata do więzienia. Jedyną nadzieją na lepszą przyszłość są dlań pisane do niego – pod pseudonimem Cordelia – listy od Nancy. Po odejściu ukochanej żony pozostała mu już tylko ona. Po kilku latach jednak listy przestają przychodzić. Hartigan postanawia zrobić wszystko, co w ludzkiej bądź nadludzkiej mocy, by wyrwać się z więzienia i chronić Nancy. Nie zdaje sobie sprawy, że w ten sposób nieświadomie wplątuje się w grę dokładnie obmyśloną i rozplanowaną przez senatora Roarka. Od tej chwili rozgrywka zaczyna się od nowa.

Miller po mistrzowsku, choć nieco jednostronnie, portretuje Hartigana. W komiksie nie ma jednak miejsca na romantyczne odruchy; nawet rzadkie momenty wytchnienia bądź fizycznego zbliżenia bohaterów zostają szybko i brutalnie przerwane. Hartigan nie ma czasu pokazać swego ludzkiego oblicza, choć autor scenariusza między wierszami daje nam wyraźnie do zrozumienia, że takowe posiada. Znalazłszy się w świecie dzikich zwierząt, starzejący się gliniarz musi – chcąc nie chcąc – przyjąć ich zasady, aby osiągnąć zamierzony cel. Nastrój niesamowitości znakomicie podkreślają rysunki Millera. Tyle że tutaj czeka nas pewna niespodzianka, innowacja: prócz tradycyjnej, ostro ze sobą kontrastującej, czerni i bieli (żadnych odcieni szarości!) wprowadzona zostaje jeszcze jedna barwa – kolor śmierci, żółć. Świetne, jak zawsze, jest kadrowanie. Autor potrafi rysunkiem "wygrać" do samego końca każdą sytuację – stąd liczne zbliżenia detali czy twarzy, dzięki którym najpełniej poznajemy uczucia i emocje bohaterów. I tylko w jednym miejscu leciutko zgrzyta logika: Hartigan po opuszczeniu więzienia odnajduje Nancy w ciągu jednego dnia, w poszukiwaniach korzystając z pomocy książki telefonicznej, podczas gdy ludzie Roarka nie potrafili tego uczynić przez… osiem lat. Ale poza tym – wszystko jest w "Żółtym draniu" na medal. Nie wyłączając kapitalnego zakończenia!



"Opowieść z Miasta Grzechu: Ten żółty drań" ("Sin City: That Yellow Bastard")
Scenariusz i rysunki: Frank Miller
Tłumaczenie: Tomasz Kreczmar
Egmont 2004
Cena: 30 zł
Liczba stron: 224
ISBN 83-237-9074-4
Ekstrakt: 90%
Kup w Merlinie




Zawartość ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Sebastian Chosiński   Kobiety z dużymi spluwami

Po lekturze "Exaxxion – bóg wojny" Kenichiego Sonody, miałem nadzieję, że nigdy już nie przyjdzie mi spotkać się z produkcjami owego pana. Nadzieja jednakże okazała się płonna! Tyle że nie wprawiło mnie to wcale w niesmak, albowiem "Gunsmith Cats" bije na głowę "Exaxxiona".

Fakt, iż "Gunsmith Cats" pod każdym względem przewyższa "Boga wojny" może nieco dziwić, ponieważ seria ta powstawała wcześniej (osiem tomów opublikowano oryginalnie w latach 1991-97). Można zatem wysnuć wniosek, iż – przystępując do pracy nad "Exaxxionem" – Kenichi Sonoda zapomniał niemal o wszystkim, czego nauczył się pracując nad historyjkami z życia dwóch łowczyń nagród, których "artystyczny pseudonim" dał tytuł całej serii. Trzy poprzednie tomy dały nam już doskonałe pojęcie o tym, czego się można spodziewać, i czwarty album nie wnosi w zasadzie do ogólnego obrazu cyklu nic nowego. Wcale jednak nie musi. "Gunsmith Cats" zostało przecież pomyślane jako sensacyjna manga dla dorosłych (choć w Japonii reklamowana jest jako komiks "dla nastoletnich chłopców", co zapewne wynika z różnic kulturowych), której w zasadzie jedynym celem jest dostarczenie kilkudziesięciu minut rozrywki. I z tego zadania komiks ten wywiązuje się znakomicie.

W czwartym tomie na główną, i zarazem tytułową, bohaterkę komiksu "wyrosła" posiadaczka efektownej blond fryzury Minnie May (zapewne więc dla zmyłki na okładce widnieje jej przyjaciółka i koleżanka po fachu, brunetka Rally Vincent…). Przeżywa ona właśnie miłosne uniesienia, a adresatem jej westchnień jest – obowiązkowo przystojny – Ken Turkey. Nie romans Minnie jest jednak osią fabularną tego tomu. Wbrew pozorom, akcja "kręci się" wokół nie mniej uroczej Rally, na którą parol zagięła tajemnicza i demoniczna Miss Gordy – szefowa jednej z najgroźniejszych grup mafijnych w mieście. Gotowa jest ona zrobić wszystko, aby panna Vincent stanęła po jej stronie barykady. Chcąc tego dokonać, przygotowuje misterną, choć – jak na mój gust – nazbyt przewidywalną, intrygę. Nie o żelazne zasady logiki w "Gunsmith Cats" jednak chodzi. Ten komiks na bawić – i bawi! Nie brakuje w nim pięknych kobiet ani przystojnych mężczyzn. Nie brakuje samochodowych pościgów ani strzeleckich pojedynków. Nie brakuje odrobiny perwersji ani fantastycznych wizji (vide narkotyk, za pomocą którego można sterować ludzką psychiką). Na dodatek co rusz następuje zwrot akcji, który podsyca nasze zainteresowaniem albumem na kilka następnych minut. I tak do ostatniej strony.

Konstrukcja komiksu przywodzi na myśl filmowy scenariusz. Można momentami odnieść wrażenie, że Sonoda najpierw obmyślił dokładnie całą historię, a następnie pociął ją na epizody (ujęcia). Początkowo można się nieco pogubić w dość dynamicznym "montażu" (nie brakuje także retrospekcji, co sprawia, że miejscami akcja rozgrywa się na dwóch, a nawet trzech, płaszczyznach czasowych), ale gdy tylko wejdzie się w stosowny – narzucony przez autora – rytm, łatwo dostrzec, iż wszystkie cięcia zostały przezeń dokładnie przemyślane. A ich celem było zbudowanie odpowiedniego napięcia. Wątki, rozrzucone przez scenarzystę, w końcówce zaczynają się zbiegać w jednym miejscu, zmierzając do efektownego finału. Tyle że ten finał, choć mocny, pozostawia otwartą furtkę, co jest wyraźną informacją, iż potyczka z mefistofeliczną Miss Gordy będzie kontynuowana w tomie piątym.

"Gunsmith Cats" także od strony graficznej prezentuje się bardzo przyzwoicie (czego, niestety, pomimo odmiennej konwencji, nie można powiedzieć o "Exaxxionie"). Zaskakuje jednak – jak dla mnie, na plus – nieco mroczny klimat całej opowieści. W rysunkach dominują czernie i szarości, gra światłocienia (przypomina to odrobinę "Opowieści z Miasta Grzechu"). Dodatkowym walorem jest umiejętność pokazania bohaterów w ruchu; znać po ich twarzach, mimice, gestach (niekiedy nawet drobnych) czy też napięciu mięśni towarzyszące im emocje: zdenerwowanie, strach, złość, agresję, rezygnację. Owe "didaskalia" czynią z "Gunsmith Cats" coś więcej niż tylko banalną opowiastkę z życia kobiet z dużymi spluwami.



"Gunsmith Cats: Minnie May"
Scenariusz i rysunki: Kenichi Sonoda
Przekład (z japońskiego): Alex Hagemann
Egmont 2004
Cena: 18,00 zł
Liczba stron: 224
ISBN 83-237-9076-0
Ekstrakt: 70%
Kup w Merlinie




Zawartość ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Daniel Gizicki   Punkty karne na starcie

Komiks "B.B.P.O. – Nawiedzona ziemia" jest bardzo blisko związany z postacią Hellboya. Głównymi bohaterami są bowiem współpracownicy piekielnego chłopca z Biura Badań Paranormalnych i Obrony: Abe Sapien, homunculus Roger i Liz Sherman. Scenariusz i okładkę popełnił również sam Mike Mignola. Za stronę graficzną jest odpowiedzialny Ryan Sook. Prawdopodobnie jest to jedynie pseudonim Mignoli, ponieważ rysunki są wręcz identyczne jak te w "Hellboyu". Jeżeli Ryan Sook naprawdę istnieje, to powinien głęboko zastanowić się nad sensem słowa kopista. Mimo, że rysunki w "B.B.P.O." są naprawdę dobre, jako przeciwnik plagiatu muszę je napiętnować.

Pod względem fabuły komiks nie zachwyca. Liz Sherman znowu jest w niebezpieczeństwie, a Abe, Roger i nowa postać Johann muszą ją ratować. Udają się więc do klasztoru na Uralu, gdzie dochodzi do dramatycznych wydarzeń. Jak zwykle pojawia się dużo nikczemnych potworków, posługujących się niezrozumiałym dialektem. Coś oczywiście musi wybuchnąć i chociaż raz podłoga musi się zapaść. W manierze Mignoli jest również specyficzny humor oraz pojawiający się wszędzie naziści. Do tego wszystkiego dochodzi jeszcze natrętne idealizowanie postaci Hellboya, który urasta wręcz do symbolu dobra i bezinteresowności.

"B.B.P.O." dobrze się czyta i całkiem przyjemnie ogląda. Jednak pozostaje pewien niedosyt. Bo czegoś tu brakuje. Chyba właśnie Hellboya, który był bardzo wyrazistym bohaterem, a takim niestety nie jest ani Abe, ani Roger, ani Liz, tym bardziej nie jest nim Johann. Komiks choć nie wybitny, jest jednak dobrą rozrywką na dość wysokim poziomie...



"B.B.P.O. – Nawiedzona ziemia" ("BPRD: Hollow Earth")
Scenariusz: Mike Mignola, Christopher Golden, Tom Sniegoski
Rysunki: Ryan Sook
Przekład: Miłosz Brzeziński
Egmont 2003
ISBN 83-237-9653-X
Cena: 19,90 zł
Ekstrakt: 70%
Zobacz planszę ilustracyjną
Kup w Merlinie




Zawartość ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Daniel Gizicki   Bohater o mrocznej przeszłości...

Zbigniew Kasprzak znany przede wszystkim dzięki serii "Yans", już jakiś czas temu zaprezentował pierwszy tom nowej serii "Halloween blues", do którego scenariusz napisał Mythic. Jest to typowy kryminał, w którym przystojny mężczyzna rozwiązuje zagadkę kryminalną, głównie dzięki swojemu sprytowi i inteligencji.

Główny bohater "Halloween Blues", policjant Forester Hill, jest młodym wdowcem. Jego żona zginęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Nie jest jednak pewne, czy jej śmierci nie spowodował sam Forester. Ale demoniczna żoneczka wciąż nawiedza swego męża, ubrana w czerwoną suknię. Tymczasem do Forestera przyjeżdża młoda wdowa o imieniu June. Rzadko się zdarza, by owdowiała kobieta jechała do nieznanego sobie najlepszego przyjaciela męża gdyby nie potrzebowała pomocy. Nie inaczej jest i w tym przypadku. Forester i June ruszają więc do jej domu w teksańskiej wiosce, by rozwikłać zagadkę, w którą zamieszana jest jasnowidząca dziewczyna, kilku nieprzyjemnych typów oraz to, co kryje się pod teksańską ziemią...

Fabuła jest ciekawa i dobrze poprowadzona. Mythic jednak dość szybko rezygnuje z ducha w czerwonej sukni, co może wydawać się nielogiczne, ale można podejrzewać, że scenarzysta wróci do tego wątku w następnych tomach serii.

W warstwie graficznej bardzo dobrze sprawdza się delikatna i ostrożna kreska Kasprzaka, ale momentami można odnieść wrażenie, że postacie są zbyt statyczne i bezduszne. Tak jakby zamiast żywych postaci rysownik odwzorowywał woskowe figury... Niemniej "Halloween blues" zapowiada się ciekawie. Mimo, że komiks pozbawiony jest fajerwerków zarówno w warstwie fabularnej jak i graficznej, to czyta się go z przyjemnością. Nie pozostaje więc nic innego jak oczekiwanie na kolejne tomy by poznać rozwiązania kolejnych zagadek...



"Halloween Blues: Przepowiednie"
Scenariusz: Mythic
Rysunki: Zbigniew Kasprzak
Przekład: Weronika Kasprzak
Egmont 2003
ISBN 83-237-9020-5
Cena: 17,90 zł
Ekstrakt: 80%
Kup w Merlinie




Zawartość ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Daniel Gizicki   Poszukiwań Magohamotha ciąg dalszy...

Siódmy tom serii "Lanfuest z Troy" niczym specjalnym nie zaskakuje i nie wyłamuje się też w żaden sposób ponad poprzednie odcinki serii. Fani świata Troy na pewno nie będą zawiedzeni, ale trudno o jakieś wielkie zachwyty...

Wyprawa trwa... Lanfeust, Hebius, C'ian i Nikoled przemierzają najpierw arktyczne lądolody, a później dołączają do szczepu nomadów - oczywiście w poszukiwaniu mitycznego Magohamotha. Tymczasem C'ixi ma pełne ręce roboty w Eckmul, gdzie prowadzi podwójne życie... Odważny inaczej kawaler Or Azur odnajduje w końcu cel swojego życia, którym jest miłość!

Seria o przygodach Lanfeusta i jego przjaciół (oraz wrogów), to bardzo przyjemna rozrywka dla każdego. Obfituje ona bowiem w duże ilości wartkiej akcji, doskonałego humoru oraz nie taką znowu małą szczyptę erotyki. Wszystko to okraszone bardzo spójnym, dopracowanym rysunkiem. W komiksie znajdziemy również wiele żartów skierowanych bezpośrednio do czytelnika, ale zaszytych w dalszych planach kadrów.

Jednak serii tej można zarzucić pewną monotonnię. Nikt nie umiera, bo C'ian wszystkich "ożywia". Żarty momentami są bardzo powtarzalne i przewidywalne. Ale jak wiadomo nic nie jest doskonałe...

Siódmy tom serii "Lanfeust z Troy" niczym specjalnym nie zaskakuje i nie wyłamuje się też w żaden sposób ponad poprzednie odcinki serii. Fani świata Troy na pewno nie będą zawiedzeni, ale trudno o jakieś wielkie zachwyty...



"Lanfeust z Troy: Fetaury umierają w ukryciu" ("Les pétaures se cachent pour mourir")
Scenariusz: Scotch Arleston
Rysunki: Didier Tarquin
Przekład: Maria Mosiewicz
Egmont 2003
ISBN 83-237-9029-9
Cena: 17,90 zł
Ekstrakt: 80%
Kup w Merlinie




Zawartość ekstraktu: 10%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Daniel Gizicki   Do kogo jest to właściwie skierowane?

"Meridian" to kolejna historia z uniwersum Crossgenu. Tym razem rozgrywającą się na planecie, na której ludzie zamieszkują lewitujące wyspy...

Główną bohaterką jest nastoletnia Sephie - córka zmarłego ministra wyspy Meridian. Zostaje ona obdarzona znakiem, który nadaje nosicielowi ponadnaturalne moce (tak, to jest komiks amerykański). Drugim nosicielem znaku jest wuj Sephie - bezwzględny Ilahn, wyglądający jak David Bowie z bokobrodami. Fabuła jest prosta jak konstrukcja cepa. Ojciec Sephie umiera, opiekuje się nią wuj, który w odróżnieniu od dobrotliwego denata jest raczej bezlitosnym politykiem, patrzącym na wszystko przez pryzmat zysków. Zagubiona Sephie odlatuje z wujem na jego macierzystą wyspę Cadador, gdzie przekonuje się o prawdziwym obliczu Ilahna. Podczas jej nieobecności wojska cadadorskie pacyfikują Meridian, ale oczywiście dzielni autochtoni zawiązują partyzantkę... Nie wróżę im wielkich szans na powodzenie.

Nie wiadomo po co i dla kogo został stworzony ten komiks. Dla dorosłych jest zdecydowanie zbyt infantylny. Banalne intrygi, przesadny dydaktyzm, łzawe problemy społeczne, do tego problemy wieku dorastania i coś, czego oczywiście w produkcjach crossgenu zabraknąć nie może... PATOS!!! Zaś dla dzieci wydaje się chyba zbyt przeładowany dydaktyzmem i problematyką społeczną. Do tego dochodzą stylizacje Sephie na świętą, co jest gwoździem do trumny dla tego komiksu.

Rysunkowo "Meridian" prezentuje się tak jak reszta wydanych u nas pozycji z Crossgenu. Przyzwoita przywoitość, quasi realistyczny rysunek wsparty komputerowymi efektami. Bohaterowie przyjmują teatralne pozy, spoglądają niewidzącym wzrokiem w przestrzeń itd.

"Meridian" i inne komiksy tego typu są na naszym słabiutkim rynku całkowicie zbędne. Jedynie go zaśmiecają. Czyż nie lepiej wydawać naprawdę dobre pozycje zamiast ciągle nurzać się w morzu przeciętności? Crossgen ma taki tytuł – "Path"... A tak mamy na razie "Meridian", którego nie polecam nikomu. Szkoda papieru, pieniędzy, czasu, oczu, miejsca na półce... A najgorsze, że na samym końcu tego komiksu widnieje adnotacja "Część dalsza nastąpi". Pomijając fakt, że powinno być "ciąg dalszy nastąpi", mam gorącą nadzieję, że jednak nie nastąpi...



"Meridian: Przerwane dzieciństwo"
Scenariusz: Barbara Kesel i Ron Marz
Rysunki: Joshua Middleton i Claudio Castellini
Przeklad: Maciej Drewnowski
Egmont 2004
ISBN 83-237-9030-2
Cena: 14,90 zł
Zawartość ekstraktu: 10%
Kup w Merlinie




Zawartość ekstraktu: 30%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Daniel Gizicki   Nuuuuuudy!

Piąty tom "Wyprawy" to komiks nudny. Zaczyna się fragmentem opowiadającym o trollu Bohrze, który poza tym, że zabija kilku powstańców nad rzeką, okazuje się być całkiem sympatycznym i honorowym bohaterem. Mimo, że uśmierca własną matkę, czytelnik powinien go polubić, bo honor wśród złych bohaterów to rzadkość. Do tego Bohr, jako nieliczny z przedstawicieli swego rodu, ma rogi. Czyli jest wyjątkowy, a więc pewnie wyalienowany. A tacy osobnicy budzą sympatię. Tyle, że poczynania trolla przedstawiane są z takim natężeniem patosu, że bardzo szybko zaczyna to być śmieszne...

Tymczasem Arwyna i Gareth przybywają do Ankhary. W tym samym momencie zaczyna się dramat. Bo obrazek miasta ludu "skrzydlatych humanoidów" pokazuje jak "pomysłowy" jest scenarzysta. Tym razem otrzymujemy miasto "niezwyle oryginalne" – bo kropla w kroplę przypominające miasta starożytnego Egiptu. Do tego zamieszkane przez anioły. Śmiem wątpić, że Marz poszedł tak daleko by przeczytać książkę Ursuli K. Le Guin "Świat Rocanona" i tam podpatrzeć miasto–ul zamieszkane przez skrzydlate humanoidy. Bo przecież "Wyprawę" trzeba robić szybko, przy najmniejszym wysiłku i po najmniejszej linii oporu, a obiegowe wyobrażenie anioła akurat pasowało...

Fabuła toczy się normalnym trybem, psuta skutecznie przez słabe dialogi. Momentami zdaje się być jedynie pretekstem do pokazania bohaterów, a zwłaszcza kobiet w przeróżnych pozach. Niby zanosi się na jakieś powstanie, jest ruch oporu aniołów z wojownikiem świtu na czele, pojawia się kolejna mityczna broń... Ale historia zaczyna nużyć. Odgrzewane pomysły, drętwe dialogi, dużo patosu, rysunki przyzwoite, jakość wydania zadowalająca, cena również. Monotonia – to najlepsze słowo na określenie tego komiksu.



"Wyprawa: Świątynie Ankhary" ("Sojourn: The Warrior's Tale Issues 13-15")
Scenariusz: Ron Marz
Rysunki: Greg Land
Przekład: Maciej Drewnowski
Egmont 2003
Cena: 9,90 zł
Ekstrakt: 30%
Kup w Merlinie

powrót do indeksunastępna strona

48
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.