nr 4 (XXXVI)
maj 2004




powrót do indeksunastępna strona

Raymond E. Feist
Szpon Srebrnego Jastrzębia
ciąg dalszy z poprzedniej strony

     – On należy do ludu Orosinich. Musi ścigać i zabić ludzi odpowiedzialnych za masakrę jego wioski.
     Magnus pozwolił sobie na długie westchnienie.
     – Raven i ta jego banda morderców. Nie będzie mu łatwo.
     – Chłopiec już jest doskonałym myśliwym. Kiedy będzie gotowy, znajdzie ich. I chciałbym, żeby dysponował wtedy nieco lepszą bronią niż gołe ręce i przyrodzony spryt. Więc musimy go jeszcze wiele nauczyć, musimy to zrobić razem.
     – On nie ma żadnych talentów do magii, a przynajmniej tak sobie wyobrażam, w przeciwnym bowiem razie wysłałbyś go raczej do mojego ojca, zamiast trzymać go tutaj.
     – Prawda, ale ty, Magnusie, oprócz magii posiadasz jeszcze inne umiejętności. Wcale sobie nie żartuję. Chłopak ma otwarty umysł i znam o wiele więcej bardziej skomplikowanych ćwiczeń, które potrafią dyscyplinować myślenie dużo lepiej niż gra w karty. Jeżeli chłopak ma się na coś przydać, musi być tak twardy duchowo i umysłowo, jak już jest wytrzymały na ciele. Może i nie ma żadnych magicznych talentów, ale z pewnością będzie musiał kiedyś stawić czoła zaklęciom. I będzie musiał radzić sobie z umysłami bardziej uczonymi w podwójnej grze i obłudzie, niż jest w stanie sobie wyobrazić w tej chwili.
     – Jeżeli obawiasz się tylko obłudy, powinieneś przywołać tutaj Nakora, aby uczył chłopca.
     – Może tak zrobię, ale jeszcze nie teraz. Poza tym twój ojciec trzyma Nakora w Keshu z jakichś niewyjaśnionych do końca przyczyn.
     Magnus wstał.
     – Ach, więc długo zapowiadająca się wojna pomiędzy Królestwem Wysp i Imperium Wielkiego Keshu ma szansę wybuchnąć właśnie teraz.
     Robert roześmiał się.
     – Nakor wcale nie wywołuje zamętu w każdym miejscu, które odwiedza.
     – Nie, tylko w większości tych miejsc. Cóż, jeżeli naprawdę uważasz, że chłopiec jest w stanie wyśledzić Ravena i zabić go, życzę ci powodzenia.
     – Och, wcale nie martwię się Ravenem i jego kompanami. Ściganie ich jest tylko częścią treningu Szpona, aczkolwiek bardzo istotną w jego edukacji. Jeżeli mu się nie uda, będzie to dowodem, że chłopiec nie posiadł jeszcze w pełni pożądanych umiejętności.
     – Jestem naprawdę zaintrygowany. Co się pod tym kryje?
     – Szpon zemści się za swoich rodaków, kiedy zabije wszystkich odpowiedzialnych za masakrę Orosinich. Co oznacza, że chłopiec nie spocznie, zanim nie dopadnie i nie zniszczy człowieka, który stoi za tym wszystkim.
     Magnus zmrużył oczy, ich bladoniebieskość przybrała barwę lodu.
     – Masz zamiar zmienić tego chłopca w broń?
     Robert przytaknął.
     – Będzie chciał i będzie musiał zabić najbardziej niebezpiecznego człowieka, jaki obecnie żyje na świecie.
     Magnus usiadł z powrotem na krześle i skrzyżował ramiona na piersi. Popatrzył w kierunku kuchni, próbując jakby przejrzeć na wylot przez ściany.
     – Wysyłasz mysz na pojedynek ze smokiem.
     – Może. Jeżeli tak, upewnijmy się, że ta myszka ma ząbki.
     Magnus pokiwał wolno głową i nie odezwał się już więcej.
     
     
     Szpon dźwigał cebrzyk z wodą, wspinając się pod górę, kiedy zobaczył Meggie, która ze zmarszczonymi brwiami czekała u bram zajazdu. Dziewczyna stanowiła całkowite przeciwieństwo Leli. Lela była zmysłowa, Meggie drobna i sucha, Lela miała ciemną karnację, a Meggie jasną, prawie bladą. Lela sprawiała wrażenie egzotycznego stworzenia, Meggie była nijaka. Lela wprost tryskała energią, Meggie wiecznie się krzywiła. Krótko mówiąc, Meggie nie miała jeszcze nawet dwudziestu lat, a zachowywała się jak zrzędliwa kobiecina będąca co najmniej w średnim wieku.
     – Coś długo ci to zajęło – powiedziała.
     – Nie wiedziałem, że muszę się śpieszyć – odparł Szpon, który czuł się już zupełnie pewnie, używając języka roldem płynnie i gramatycznie. Teraz posługiwał się niemal wyłącznie tą mową.
     – Zawsze trzeba szybko pracować – warknęła dziewczyna.
     – Dlaczego czekałaś tu na mnie na dole? – zapytał Szpon, idąc za nią pod górę w kierunku zajazdu.
     – Kendrik powiedział, że muszę cię znaleźć i ci powiedzieć, że dzisiejszego wieczora znowu masz usługiwać przy stole w jadalni.
     Meggie szczelnie okryła ramiona ponurą, szarozieloną chustą. Widział przed sobą jej przygarbioną sylwetkę. Dni robiły się teraz chłodne, a w nocy łapał przymrozek. Jesień powoli przechodziła w zimę, niebawem będzie padał śnieg.
     – W zajeździe zatrzymała się karawana idąca z kraju Orodonów do Farindy i wygląda na to, że podróżuje z nimi ktoś ważny. Więc ja i Lela mamy wraz z Larsem obsługiwać wspólną salę, a ty i Gibbs zostaliście przydzieleni do jadalni.
     – Mogłaś przecież zaczekać z tą informacją, aż wrócę do kuchni – zauważył Szpon.
     – Kiedy otrzymuję jakieś polecenie, wykonuję je natychmiast – odparła sucho. Przyspieszyła kroku i wyprzedziła chłopca o kilka metrów. Szpon patrzył na jej wyprostowane plecy, kiedy szła przed nim. Przez chwilę miał wrażenie, że coś czuje i nie wiedział co. Potem zorientował się, o co chodzi. Podobało mu się, w jaki sposób dziewczyna poruszała biodrami, wspinając się na wzgórze. Czuł bardzo często to samo dziwne mrowienie w brzuchu, kiedy zostawał sam na sam z Lelą, więc bardzo się zdziwił. Nie lubił zbytnio Meggie, ale nagle złapał się na tym, że myśli o lekko zadartym nosie dziewczyny i o uśmiechu pojawiającym się na jej twarzy przy niewielu okazjach. Wtedy w kącikach jej oczu pojawiały się malutkie linie. Lela nazywała je zmarszczkami.
     Wiedział, że przez pewien czas Meggie i Lars byli ze sobą blisko, ale dla jakiejś niewiadomej przyczyny teraz nie rozmawiali ze sobą prawie wcale, podczas gdy z Lelą rozmawiali wszyscy. Odepchnął od siebie to nieprzyjemne uczucie. Wiedział, jakie sprawy wiążą ze sobą mężczyzn i kobiety. Ludzie z jego wioski byli otwarci w sprawach seksu i już jako dziecko widział mężczyzn i kobiety nagich, kąpiących się w małym jeziorku. Jednak realność przebywania w obecności młodych kobiet przyprawiała go o zakłopotanie. A poza tym ci ludzie nie byli Orosinimi. Pochodzili z obcego kraju, chociaż po krótkiej chwili zastanowienia Szpon doszedł do wniosku, że on także jest teraz cudzoziemcem. Nie znał ich zwyczajów, ale najwyraźniej nie przykładali oni zbyt wielkiej wagi do czystości ciała i wierności przed ślubem. A potem zdał sobie sprawę, że nie wie nawet, czy oni składają sobie takie przysięgi jak Orosini. Może wcale nie mają instytucji małżeństwa i nie przysięgają wierności aż po grób.
     O ile Szpon był zorientowany, Kendrik nie miał żony. Leo poślubił w przeszłości wielką kobietę o imieniu Marta, która zajmowała się w kuchni wypiekami wszelkiego rodzaju, ale ci dwoje pochodzili z jakiegoś odległego kraju nazywanego Ylith. Może tutaj w Langadore mężczyźni i kobiety żyli osobno, tylko… potrząsnął głową, kiedy dotarli do bramy i weszli na dziedziniec. Nie wiedział, co ma o tym wszystkim myśleć. Postanowił porozmawiać o tych sprawach z Robertem, kiedy tylko nadarzy się po temu okazja.
     Zauważył, że Meggie stoi na ganku, czekając na niego.
     – Napełnij te baryłki – rozkazała mu.
     – Wiem, co mam robić – odpowiedział jej łagodnie.
     – Ach, ale czy na pewno? – spytała obraźliwym tonem.
     Kiedy się odwróciła, aby przytrzymać mu drzwi, chłopiec czekał w bezruchu, a potem wszedł do sieni. Zamknęła za nim. Szpon postawił na posadzce wielkie cebry z wodą.
     – Meggie? – zapytał nieśmiało.
     – Słucham? – powiedziała, odwracając się do niego, lekko unosząc brwi w wyrazie zaciekawienia.
     – Dlaczego mnie tak nie lubisz?
     Otwartość tego pytania bardzo ją zaskoczyła. Przez chwilę stała, nie wiedząc, co powiedzieć, a potem przecisnęła się obok niego w korytarzu.
     – Kto powiedział, że cię nie lubię? – spytała miękkim tonem.
     Zanim zdołał odpowiedzieć, zniknęła w kuchni. Szpon ponownie złapał za uchwyty wiader i zaniósł je do baryłek na wodę. Naprawdę nie był w stanie zrozumieć tych ludzi.

ciąg dalszy na następnej stronie

powrót do indeksunastępna strona

30
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.