nr 5 (XXXVII)
czerwiec 2004




powrót do indeksunastępna strona

Marcin Łuczyński
O przewybornej kpinie
‹Żywot Briana›

‹Żywot Briana›
‹Żywot Briana›
„Żywot Briana”, jedno z najbardziej błyskotliwych i dopieszczonych dzieł Monty Pythona, był od samego początku filmem kontrowersyjnym. Spotkał się z ogromną falą krytyki, został potępiony zarówno przez reprezentantów Kościoła katolickiego, jak i protestantów, tudzież rabinów żydowskich. Jeśli jednak ktoś ma głębokie poczucie humoru, nie obrusza się na kpinę z religijności, której wiele aspektów "Żywot Briana" wyszydza, to przy filmie Pythonów ma szansę ubawić się po same pachy.

Przyznam się tutaj do pewnej fobii: otóż generalnie pogardzam angielszczyzną - nazbyt mocno tkwi mi w pamięci obraz Polski opuszczonej przez Anglików i wydanej na pożarcie Stalinowi, choć to bardzo nienowoczesne i zaściankowe podejście do sprawy w dobie jednoczącej się Europy. Niemniej parę rzeczy się "Tommym" bezapelacyjnie udało: Robin Hood, król Artur, Sherlock Holmes, Iron Maiden, herbata Lipton i Tetley, wreszcie - last, but not least - grupa Monty Pythona.

Pod tą nazwą kryje się kilku genialnych komików i prześmiewców: śp. Graham Chapman, John Cleese, Terry Gilliam, Eric Idle, Terry Jones i Michael Palin, którzy w późnych latach 60-tych, odkrywając u siebie wspólne zainteresowania i podobną wizję dowcipu, rozpoczęli kręcenie dla telewizji BBC 13-to odcinkowego show. Tak rozpoczęła się historia grupy, która stworzyła cykl telewizyjny pt. "Latający cyrk Monty Pythona", nakręciła takie filmy jak "Święty Graal", "Żywot Briana" czy "Sens życia", konstruując tym samym rozpoznawalny bez pudła po dziś dzień styl. Styl prezentowania tego, co na całym świecie jest znane pod etykietką "angielskiego humoru", w najlepszym jego wydaniu. Ich twórczość jest po ćwierćwieczu wciąż kultowa w pełnym tego słowa znaczeniu - Pajtoni to dziś instytucja, ich skecze i gagi zna już kilka pokoleń.

"Żywot Briana", jedno z najbardziej błyskotliwych i dopieszczonych dzieł Monty Pythona, był od samego początku filmem kontrowersyjnym. Spotkał się z ogromną falą krytyki, został potępiony zarówno przez reprezentantów Kościoła katolickiego, jak i protestantów, tudzież rabinów żydowskich. Oczywiście nie stanęło to na przeszkodzie w jego pokazach (nawet jeśli były próby ich wstrzymywania i blokowania), a wręcz pomogło, zgodnie zresztą z żelazną regułą, której prawdziwość mogliśmy tak jaskrawo poznać przy okazji ostatniego zamieszania wokół "Pasji".

Kontrowersyjność "Żywotu Briana" leży w jego oczywistej obrazoburczości. Akcja filmu rozgrywa się w kręgu kultury żydowskiej na początku naszej ery, w kraju Izraela. John Cleese, w jednym z wywiadów dotyczących tego filmu, przyznał, że pierwotnym zamiarem grupy było sparodiowanie osoby samego Chrystusa. Ale jak tylko wzięto ewangeliczną historię na tapetę, okazało się, że nie ma się tak naprawdę do czego przyczepić, nie było w osobie Jezusa dobrego materiału na solidne kpiarstwo. Co by nie mówić - to niezwykle pokraczny, pokrętny komplement, osobliwy wyraz uznania. Postanowiono zatem stworzyć historię kogoś Chrystusowi współczesnego, żyjącego w tym samym czasie, gdzieś obok. Tak narodził się Brian.

Film dotyka zagadnień religijnych - trudno o bardziej drażliwą tematykę - czego z tytułu filmu nijak nie idzie się domyślić. Jego siła tkwi w drwinie z absolutnie wszystkiego, co w owej tematyce można znaleźć. Niemniej osobiście uważam, że jest nadużyciem twierdzenie, jakoby film był kpiną z chrześcijaństwa, czy z osoby samego Jezusa. Jest ono równie prawdziwe, co twierdzenie, że "Szeregowiec Ryan" pokazuje, jak niebezpieczne dla ludzkiego życia mogą być morskie plaże (w recenzji "Pasji" posłużyłem się "Szeregowcem Ryanem", więc teraz też z niego skorzystam). Oczywiście film Spielberga pokazuje to, co napisałem - vide cała otwierająca film sekwencja inwazyjnego lądowania na brzegu Normandii - ale przecież, na Boga żywego, nie o tym jest ten film! Dokładnie tak samo jest z "Żywotem Briana".

Fabuła jest dość prosta: Brian jest Żydem wstępującym w szeregi jednej z rewolucyjnych organizacji działających w Jerozolimie, by walczyć z Rzymianami, których jako okupanta rzecz jasna nienawidzi. Wkrótce, wskutek absurdalnego - jak zresztą chyba wszystko w filmie - nieporozumienia, zostaje przez żądne duchowego przewodnika tłumy uznany za Mesjasza, przed czym się biedaczysko bardzo mocno i nieskutecznie broni. W końcu czeka go ukrzyżowanie pośród wielu innych Żydów, z którymi śpiewa znaną już powszechnie piosenkę: "Always look on the bright side of life".

Prawdziwa siła każdego z filmów grupy Monty Pythona - w tej liczbie również "Żywotu Briana" - tkwi oczywiście w niezliczonych wprost gagach i groteskowych scenach. Nie ma tu wysokiej jakości aktorstwa, za to jest sporo życiowej refleksji i ponadczasowych prawd, skrytych pod grubą i soczystą warstwą dowcipów. Wyszydzane jest absolutnie wszystko, każdy etos, każda świętość, angielscy komicy nie oszczędzają nikogo i niczego. W przypadku historii o Brianie kpina celuje w wiele rzeczy: w groteskową pompatyczność rewolucyjnych, antyimperialistycznych organizacji; w mnogość fałszywych proroków, do których po dziś dzień często garną się tłumy; w ludzką żądzę umieszczania cudowności i boskości absolutnie wszędzie, nawet tam, gdzie częstokroć starcza zdrowy rozsądek. Mi osobiście najmocniej przypadło do gustu szyderstwo z desperackiej żądzy posiadania przywódcy, wręcz guru, często posuniętej do granic absurdu. To pragnienie jest czasami połączone z ogromną chwytliwością wydumanych nauk (cudowna scena, kiedy ludzie zaczynają zwracać uwagę na Briana dopiero wtedy, gdy ten plecie kompletne bzdury, po to tylko, by uchodzić za nauczyciela i ujść uwagi szukających go Rzymian), a także ze skłonnością do ignorowania słów przywódcy i tworzenia dlań własnych, często biegunowo odmiennych interpretacji, do negowania oczywistych faktów wbrew rozumowi i wtłaczania w ich miejsce cudowności, mocy nadprzyrodzonej. No, po prostu samo życie...

Znakomita jest w tym filmie drwina z rewolucyjnych organizacji, których ambicje i cele często są odwrotnie proporcjonalne do ich liczności, siły i wpływów. Kapitalna jest scena, kiedy kilku, pożal się Boże, konspiratorów siedzi za stołem podczas tzw. dyskusji programowej i ich przywódca rzuca dumnie: "Czas na kolejny punkt: osiągnięcie pełnej supremacji na świecie w przeciągu pięciu lat. Franciszku, przygotowałeś plan?". Albo scena w amfiteatrze, gdzie przywódcy Narodowego Frontu Judei, przyjmując Briana w swoje szeregi wyznają mu, że bardziej od Rzymian nienawidzą pieprzonego Judejskiego Frontu Narodowego, a także Judejskiego Popularnego Frontu Narodowego, który okazuje się liczyć jedną osobę, siedzącą nieco niżej na trybunie.

Oczywiście dostaje się też szeroko pojętej ortodoksji (przezabawna scena ukamienowania), wyszydzane są imiona rzymskie, egzotyczni prorocy, kapitalnie jest wykpiony żydowski zwyczaj targowania się, i tak dalej, i tak dalej, można by tu wymieniać da capo. Nie da się opowiedzieć z należytym kolorem i werwą o wszystkich smaczkach "Żywotu Briana", który w tej dziedzinie jest istną kopalnią - to po prostu trzeba zobaczyć. I muszę przyznać, że piszę te słowa z prawdziwym rozgoryczeniem. Jego źródło tkwi w fakcie, że znakomita większość kin w Krakowie - w tej liczbie i to, do którego zwykle chodzę - nie będzie wyświetlać perły pythonowskiej twórczości. Gdy napisałem krótkie pytanie w tej sprawie, odpowiedź, która przyszła, była równie lapidarna, co nic nie mówiąca: "Bardzo nam przykro, ale nie będziemy grać tego filmu z przyczyn od nas niezależnych." Szlag mnie trafia na samą myśl, jakie też to są owe "niezależne przyczyny". Ale coś czuję, że cała sprawa może być echem zamieszania, które jakiś czas temu mieliśmy. Zresztą, nie tylko ja tak sądzę.

Adam Szostkiewicz, którego znakomite teksty regularnie staram się czytać, w artykule poświęconym "Pasji" stwierdził, że Mel Gibson rzuca swoim filmem koło ratunkowe tym wszystkim, którzy czują realne i namacalne zagrożenie dotychczas wyznawanych wartości i związanej z nimi kultury przez postępującą sekularyzację społeczeństw szeroko pojętego Zachodu. Coś jest na rzeczy, ale mnie to stwierdzenie interesuje tutaj w tym sensie, że prostą jego konsekwencją jest postrzeganie filmu "Pasja" jako swoistej medialnej ikony, którą można wciągnąć na maszt, by się wokół niej zgromadzić. Z kolei ksiądz profesor Waldemar Chrostowski, którego wypowiedziami otworzyłem ongiś mój tekst o "Pasji", podczas bardzo ciekawej debaty, na temat tego filmu w programie "Warto rozmawiać" w TVP 2 sformułował pogląd, że trwająca niemal bezustannie nagonka na film Gibsona sprawia wrażenie, jakby była umiejętnie sterowana i podżegana przez - jak to się dawno mówiło w propagandzie - "określone koła". Być może zatem - idąc tym tropem - nie jest przypadkiem, iż niedługo po wejściu "Pasji" do kin, niemalże z marszu zapowiedziano rychłe pokazy "Żywotu Briana".

Nie sposób się nie zgodzić - z całą pewnością to nie przypadek, aczkolwiek być może nie ma on tak złowrogich korzeni, jakie zapewne ksiądz profesor miał na myśli. Jeśli miałbym pójść dalej w tę mańkę, to pojawi się natychmiast zasadnicze pytanie: czy ewidentna obrazoburczość "Żywotu Briana" wobec religii żydowskiej, zawierającego przy okazji oczywiste chyba dla każdego prztyczki i kpiny z historii Jezusa Chrystusa, a także z całego klimatu tamtego czasu i tamtej kultury, może być postrzegana jako swoista wobec "Pasji" riposta? Oczywiście, że nie - przecież dzieło grupy Monty Pythona powstało całe dziesięciolecia wcześniej (1979 r.). A może zatem nie tyle sam film, odsądzony już dawno temu od czci i wiary, co moment jego ponownego przepuszczenia przez kina jest sprawą kluczową? O, to już bliżej! Niemniej dość sceptycznie patrzę na to w aspekcie swoistej kontry. Prędzej jest to kwestia "rozpędu", idzie tu raczej o chęć "wstrzelenia się" w trend i wykorzystania możliwości - na ile realnej to już inna sprawa - zarobienia pieniędzy dzięki temu, że uwaga opinii publicznej tak mocno ogniskowała się ostatnio na tematyce ewangelicznej.

Dlaczego właśnie to kpiarskie i szydercze arcydzieło? Może rzecz w tym, by uderzyć z innej zgoła armaty, bo z tej pierwszej już się nie da - film Gibsona bardzo trudno byłoby przeskoczyć. Może rzecz idzie o wykorzystanie satyry, ironii i śmiechu do oczyszczenia tej osobliwie zmienionej przez krwistą realność "Pasji" atmosfery publicznego dyskursu, o jakieś dziwaczne i swoiste katharsis, jakim zawsze jest śmiech z dobrego żartu? Być może.

Niemniej to, że w kinach filmu nie grają, nie znaczy wcale, że jest on w ogóle niedostępny. Jeśli ktoś ma głębokie poczucie humoru, nie obrusza się na kpinę z religijności, której wiele aspektów "Żywot Briana" wyszydza, to przy filmie Pythonów puszczonym ze starego dobrego VHS′a ma szansę ubawić się po same pachy. Ale nie jest to komedia dla każdego, bo nie każdy lubi dowcip bazujący na absurdach i przerysowanych groteskach, w którym Pajtoni są po dziś dzień nie pobitymi wirtuozami. Ja osobiście ich twórczość uwielbiam, zaś jeśli idzie o niezaprzeczalną kontrowersyjność i niesmak, jaki może budzić permanentne szyderstwo w "Żywocie Briana", to i tak cała sprawa sprowadza się do starego porzekadła, że dobry żart tynfa wart...

Sądzimy, że dodatkowe światło na przesłanki i wymowę „Żywotu Briana” rzucą wypowiedzi twórców, czyli członków grupy Monty Pythona:

Eric Idle: „Wypożyczyliśmy mnóstwo hollywoodzkich filmów biblijnych, przyjrzeliśmy się torsowi Charltona Hestona i śmiertelnej powadze z jaką Amerykanie traktowali temat, i to pozwoliło nam spojrzeć na historię świeżym okiem. Niemal od samego początku było dla nas rzeczą jasną, że nie możemy się wyśmiewać z Chrystusa, bo uważaliśmy, że to co głosił, jest bardzo piękne, tylko ludzie, którzy go otaczali byli - i są nadal! - śmieszni.”

Michael Palin: „Naszym celem nie było negowanie istnienia Jezusa, czy głoszenie tez typu „Jezus był oszustem”, albo „Jezus się mylił”, ale wykazanie, że odnosimy się do pewnej interpretacji wydarzeń, a taka interpretacja jest zawsze sprawą polityczną i posługiwano się nią przez wieki, żeby usprawiedliwiać różne ekscesy. I to właśnie różni interpretatorzy posługiwali się tą historią, historią tego człowieka, wykorzystując ją jak chcieli, zwykle w tym celu, żeby wyciągnąć pieniądze od biednych, naiwnych ludzi i tak dalej. I to dokładnie chcieliśmy powiedzieć.”

Eric Idle: „Film jest atakiem na różne Kościoły i hierarchów, na tych faryzejskich sukinsynów, którzy twierdzą, że przemawiają w imieniu Boga, i których jest wciąż zbyt dużo na naszej planecie”

Terry Jones: „Byłem przekonany, że film wzbudzi kontrowersje. Najgwałtowniej protestowali ci, którzy Briana nie widzieli, którym nie podobała się już sama idea. Jednak jest to film heretycki, ale nie bluźnierczy. Film nie jest bluźnierczy, bo akceptuje historię chrześcijan, w gruncie rzeczy nie można go zrozumieć, jeśli nie weźmie się jej pod uwagę. Jest jednak heretycki, w tym sensie, że bardzo krytyczny w stosunku do Kościoła, i myślę, że na tym polega cały dowcip: oto mamy Chrystusa, który mówi te wszystkie cudowne rzeczy o życiu w harmonii, pokoju i miłości, po czym przez następne 2000 lat ludzie mordują się wzajemnie z Jego imieniem na ustach, bo nie mogą się dogadać co do tego, jak dokładnie to wszystko powiedział.”

John Cleese: „Doprawdy nie wiem w czym jesteśmy tacy heretyccy. Owszem, nabijamy się z tego jak ludzie interpretują religię, ale nie z samej religii. Broniłbym Żywotu Briana jako filmu wręcz religijnego.”

Michael Palin: „Pamiętam, że wielkiej satysfakcji dostarczyli mi kapłani, którzy mówili „To jest dokładnie to, co powinniście byli powiedzieć. Wspaniale, że zrobiliście taki film. Muszę go pokazać swoim parafianom”. Ksiądz z kościoła w St. John′s Woods powiedział: „Pokazałem to ludziom, była dyskusja, poruszyliśmy wiele ważnych problemów, uwielbiamy ten film, jest fantastyczny.”

John Cleese: „Jednym z tematów naszego filmu jest zalecenie: „Miej swoje zdanie w każdej sprawie i nie rób bezmyślnie tego co ci każą”. I wydaje mi się śmieszne, że są takie organizacje religijne, które mówią: „Nie oglądajcie tego filmu, który zaleca wam, żebyście nie robili tego co wam każą”.

Eric Idle: „Ten film przemówił do wielu głęboko religijnych ludzi, w tym Dalajlamy i niektórych Jezuitów. Został też, o dziwo, lepiej przyjęty w krajach katolickich!”

Michael Palin: „Film sprowokował coś, na czym Pythonowi naprawdę zależało: wywołał gwałtowny sprzeciw tych, którzy zawsze stanowili dla zespołu źródło inspiracji. Rolą komedii nie jest przeobrażanie świata i komedia nigdy tego nie robi, ale od czasu do czasu ludzie muszą odkurzać swoje uprzedzenia! Tacy ludzie wciąż istnieją, i to stanowi rację bytu Pythona.”

Wszystkie cytaty za David Morgan „Tako rzecze Monty Python”, wydawnictwo Ok.no., Warszawa 2003, tłum. Zbigniew Batko.



Tytuł: Żywot Briana
Tytuł oryginalny: Life of Brian
Reżyseria: Terry Jones
Zdjęcia: Peter Biziou
Scenariusz: John Cleese, Eric Idle, Terry Jones, Graham Chapman, Terry Gilliam, Michael Palin
Obsada: John Cleese, Eric Idle, Terry Jones, Graham Chapman, Terry Gilliam, Michael Palin
Muzyka: Geoffrey Burgon
Dystrybutor: Solopan
Data premiery: 28 maja 2004
Czas projekcji: 94 min.
Gatunek: komedia

powrót do indeksunastępna strona

90
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.