nr 5 (XXXVII)
czerwiec 2004




powrót do indeksunastępna strona

Esensja
Krótko o…
Love Hina› #2; ‹Video Girl Ai› #8; ‹Jak powstaje manga: Sceny walki›; ‹Jak powstaje manga: Faceci w mandze›; ‹Jak powstaje manga: Świat magii i horroru

Zawartość ekstraktu: 50%
‹Love Hina› #2
‹Love Hina› #2
Sebastian Chosiński   Dobre chęci a sprawa piekła

Pierwszy tom mangi „Love Hina” na kolana nie powalił. Rokował jednak pewne nadzieje na przyszłość i przyznać trzeba, że druga odsłona komiksu częściowo spełniła pokładane w nim nadzieje. Trudno go jeszcze uznać za wzorcowy dla tego podgatunku mangi, ale jeśli z zeszytu na zeszyt poziom będzie rósł, rosnąć powinna także popularność „Love Hina” w Polsce.

Pamiętacie zapewne głównego bohatera angielskiej komedii „Przyjęcie” („Party”) – hinduskiego aktora, próbującego zrobić karierę w filmowym biznesie, którego zagrał niezapomniany Peter Sellers? Był on wyjątkowym nieudacznikiem. Czego się nie tknął, doprowadzał do ruiny. Gdy zupełnie przypadkowo otrzymał zaproszenie na tytułowe przyjęcie, dokonał tam klasycznej niemal demolki w stylu Terminatora (a było to jeszcze na kilka dobrych lat przed wymyśleniem postaci „elektronicznego mordercy”). Jeśli wydaje wam się, że nie sposób wykreować jeszcze większej ofermy – jesteście w błędzie! Sięgnijcie po drugi tom „Love Hina” i przyjrzyjcie się przygodom głównego bohatera tej mangi, Keitaro Urashimy.

Keitaro nie wiedzie się w niczym: ani w miłości (do tej pory, a ma już skończoną dwudziestkę, nie miał dziewczyny „na poważnie”), ani w nauce (dwukrotnie oblał egzaminy na renomowany tokijski uniwersytet, w skrócie zwany w komiksie Todajem). Ból jest dlań tym większy, iż – po pierwsze – jest właścicielem, odziedziczonego po ekscentrycznej babce, pensjonatu dla nastoletnich dziewcząt, które co rusz wprawiają go swoim zachowaniem w zażenowanie i konsternację; po drugie zaś – uzyskanie uniwersyteckiego indeksu traktuje jako sprawę honorową, dopełnienie obietnicy z dzieciństwa. Cóż z tego jednak, skoro wszystko sprzysięga się przeciw niemu.

W drugim tomie „Love Hina” nie ma specjalnych fajerwerków, jest za to sporo slapstikowych gagów i humoru sytuacyjnego. Kto lubi dowcipy w stylu Benny Hilla, powinien poczuć się usatysfakcjonowany. Keitaro co rusz bowiem popada w tarapaty, a spiętrzenie kłopotliwych sytuacji, z jakich musi się wygrzebywać, przyprawia momentami o zawrót głowy. I chociaż w komiksie pojawia się cała galeria ślicznych dziewcząt (od koloru do wyboru: blondynki, brunetki, krótko- i długowłose, gimnazjalistki i nieco starsze), myśli Urashimy niepokojąco krzątają się tylko wokół jednej z nich – Narusegawy. I oczywiście tylko ona jedna wydaje się nie być Keitaro zainteresowana. Co gorsza im bardziej chłopak stara się o jej względy, tym częściej popada w tarapaty (do tego stopnia, iż komiks ten mógłby służyć za idealne zobrazowanie przysłowia: „Dobrymi chęciami wybrukowane jest piekło”). Nic więc dziwnego, że przykładna panienka co chwila obdarza Urashimę raczej mało wyszukanym epitetem: „idiota!” Wypada mieć jednak nadzieję, że w końcu (może już nawet w trzecim tomie?) wydarzy się coś, co sprawi, że Naru spojrzy na chłopaka nieco łaskawszym okiem.

Od strony fabularnej w komiksie dzieje się niewiele. Mimo to nie jest on wcale nudny; bohaterowie ciągle bowiem są w ruchu: biegają, skaczą, gonią się, uciekają, gadając przy tym jak najęci. (Notabene gdyby powycinać troszkę dialogów, „Love Hina” nic by nie straciła, a zyskałaby oddech, którego miejscami z powodu natłoku wydarzeń brakuje.) Znacznie bardziej denerwująca jest inna rzecz: „gwara”, jaką posługują się niektóre z bohaterek. Choć i tu ze zdziwieniem, dostrzegłem, że po pewnym czasie przestało to przeszkadzać tak bardzo, jak na początku lektury (czyżby to była jedynie kwestia przyzwyczajenia?). Nic jednak nie jest w stanie usprawiedliwić ani wytłumaczyć miejscami mocno zgrzytającej polszczyzny. Cóż bowiem oznacza taka oto kwestia: „Jakoś dogadują się wspaniale. Prawdziwa para przeciwieństw”? I właśnie za wpadki językowe – ocena niżej.



Tytuł: Love Hina #2
Scenariusz: Ken Akamatsu
Rysunki: Ken Akamatsu
Tłumaczenie: Izumi Yoshida
Wydawca: Waneko
Cykl: Love Hina
ISBN: 83-88272-57-8
Cena: 15,90
Data wydania: luty 2004
Ekstrakt: 50%
Kup w Merlinie




Zawartość ekstraktu: 50%
‹Video Girl Ai› #8
‹Video Girl Ai› #8
Sebastian Chosiński   W oczekiwaniu na grom

Mangi, szczególnie te rozpisane na kilka bądź nawet kilkanaście tomów, mają to do siebie, że nader często po efektownym początku (czytaj: pierwszych dwóch-trzech tomach) następuje niemal całkowity zastój fabularny. Ciągnie się to w zasadzie do tomu ostatniego, kiedy to następuje wielki finał. Na ostatni album „Video Girl Ai” przyjdzie nam jeszcze trochę poczekać, choć – biorąc pod uwagę dwumiesięczny cykl, w jakim pojawiają się kolejne zeszyty – przyjemność ta spotka nas najprawdopodobniej na początku przyszłego roku. Tymczasem musimy się jednak trochę pomęczyć, starając się – niestety, z wciąż rosnącą trudnością – przedrzeć przez kolejne setki stron przygód głównych bohaterów. Tyle że określenie „przygód” nie do końca oddaje rzeczywistość; interesujących wydarzeń w życiu postaci z kart „VGA” jest bowiem coraz mniej…

W tomie siódmym rozstaliśmy się z bohaterami w dość dramatycznych okolicznościach. Moemi niemalże została zgwałcona przez grupkę chłopaków z kapeli rockowej; na dodatek w całym tym zdarzeniu nieco dwuznaczną rolę odegrał jej chłopak Takashi. Na szczęście w ostatniej chwili wkroczył do akcji zakochany w dziewczynie – jednak bez wzajemności – Yota. Uratował ją przed niechybnym pohańbieniem, nie przyznając się później Moemi nawet, iż to on odznaczył się heroicznym czynem. Tom ósmy upływa bohaterom przede wszystkim na rozstrzyganiu dylematów moralnych. Takashiego dręczą wyrzuty sumienia, że nie zasłużył na Moemi. Ta z kolei, dowiedziawszy się prawdy (trochę to jednak czasu, a raczej kilkadziesiąt stron, zajęło), zaczęła łaskawszym okiem spoglądać na Yotę, któremu nagle zrobiło się lżej na duszy – aż do tego stopnia, że postanowił nawet wrócić do szkoły, którą ostatnimi czasy omijał szerokim łukiem. Tym samym popisał się kolejnym bohaterskim czynem, bo przecież w szkole czekała nań piękna Nobuko, w której kochał się do szaleństwa jeszcze jakiś czas temu. I tak dalej, i tak dalej… „W kółko Macieju”, jak mówi ludowe porzekadło.

Być może dostrzeżecie w tym krótkim streszczeniu odrobinę ironii. Przyznaję się jednak bez bicia i zbędnego molestowania: nie jest ona zamierzona. To – w telegraficznym skrócie – niemal wszystko, co dzieje się w ósmej odsłonie „VGA”. „Niemal”, ponieważ pominąłem najistotniejsze zdarzenia, w których bierze udział tytułowa bohaterka serii, czyli „video girl” Ai. Mają one jednak miejsce dopiero pod koniec tomu, dlatego zdradzanie ich w recenzji (bądź tylko sugerowanie, co się wydarzyło), popsułoby czytelnikom przyjemność wyczekiwania na atrakcyjne zakończenie, niezaprzeczalnie towarzyszące przedzieraniu się przez mniej interesujące partie komiksu. I jeszcze jedna uwaga, tym razem dotycząca tłumaczenia (do którego, jak dotychczas, nie wnosiłem żadnych zastrzeżeń): w pewnym momencie Moemi mówi do Yoty (o Ai): „W każdym bądź razie powinieneś ją przeprosić”. Zdaję sobie sprawę, iż tego dziwnego zwrotu używa pewnie ponad połowa Polaków, ale nie zmienia to faktu, że stoi on w sprzeczności z poprawną polszczyzną. Chyba że tłumacz zna znaczenie wyrażenia „bądź raz”.



Tytuł: Video Girl Ai #8
Scenariusz: Katsura Masakazu
Rysunki: Katsura Masakazu
Tłumaczenie: Mateusz Łukasik
Wydawca: Waneko
Cykl: Video Girl Ai
ISBN: 83-88-272-91-8
Cena: 15,90
Data wydania: marzec 2004
Ekstrakt: 50%
Kup w Merlinie




‹Jak powstaje manga: Sceny walki›
‹Jak powstaje manga: Sceny walki›
Wojciech Gołąbowski   Łubudu!

Zawartość dziewiątego tom cyklu „Jak powstaje manga” w zupełności oddaje jego tytuł: „Sceny walki”. Jak przeprowadzić (na papierze) skuteczną bijatykę?

Młodzieniec przechodzący ulicą zauważa, że w bramie ładna kobieta w średnim wieku jest szarpana przez nieco starszego mężczyznę. Trzask! Została brutalnie spoliczkowana. Młodzian wkracza do akcji: rzuca się na mężczyznę i wymienia z nim ciosy. Łup! Bęc! Trach! Do walki przyłącza się dwóch innych oprychów, którzy do tej pory stali niezauważeni pod ścianą. Bum! Bach! Łubudu! Wkrótce opryszkowie leżą pokotem, a młodzian podchodzi do zaszokowanej kobiety. Prask! To wybawiona go policzkuje, po czym z troską nachyla się nad pobitym mężem...

Fabuła niby jest. Jakaś akcja, bohaterowie... Tylko jak to narysować, żeby komiks nie wyszedł tak suchy, jak powyższy opis? Jak przeprowadzić – oczywiście jedynie na papierze –efektywną i efektowną potyczkę? Dziewiąty tom cyklu „Jak powstaje manga” przynosi wiele podpowiedzi w tym zakresie.

Jak wygina się ciało przy otrzymanym ciosie w korpus? W głowę? Od przodu, z boku, z dołu, z góry? Jak zobrazować lekkie spoliczkowanie, a jak mocniejsze uderzenie pięścią czy łokciem? A gdy przyłożona siła jest tak duża, że atakowana osoba przewraca się? Odrywa się od ziemi? Lądowanie na ziemi po otrzymanym potężnym ciosie: jak ułożyć w kadrze powalone ciało? Ale to nie koniec bójki: jak wstać, będąc już poważnie osłabionym? Jak pokazać zmęczenie walką? Jej efekty – sińce, zadrapania, poszarpane ubranie?

I coś specjalnie dla dziewcząt: jak wyrywać włosy znienawidzonej koleżance? ;-)

Prócz pozycji uderzającej i uderzonej osoby, wiele miejsca poświęcono w książce odpowiednim, podkreślającym dynamikę zdarzeń tłom. Krzywe (rysowane przy pomocy elips, krzywek i innych szablonów), rastry, rozmazane kontury – to także ważne elementy kadru.

Mimo wielu, naprawdę wielu przykładów różnorakich ciosów, chwytów i rzutów, „Sceny walki” nie są podręcznikiem chuligaństwa. Nie przekazują bowiem, jak dany cios wyprowadzić, jak włożyć w niego siłę – a tylko jak go przedstawić na papierze. Dlatego można ów podręcznik polecić nawet najmłodszym rysownikom – bez obaw, że ukazane pozy będą skutecznie wypróbowywać na słabszych.



Tytuł: Sceny walki
Scenariusz: Hayashi Hikaru
Rysunki: Hayashi Hikaru
Wydawca: Waneko
Cykl: Jak powstaje manga
ISBN: 83-88272-43-8
Format: 124 stron, okładka miękka
Cena: 27,-
Data wydania: maj 2003
Kup w Merlinie




‹Jak powstaje manga: Faceci w mandze›
‹Jak powstaje manga: Faceci w mandze›
Wojciech Gołąbowski   I’m your man...

Po tomach poświęconych wyłącznie płci pięknej, jednym z anatomią obu płci, kolejnych – o robotach i o bijatykach, nadszedł wreszcie czas na przedstawienie w serii „Jak powstaje manga” kwestii rysowania postaci mężczyzn – od chłopców po starców. Zanim jednak z kadru spojrzy na rysowniczkę przystojniak słodko szepczący „I’m your man...”, ta musi się sporo o nas, mężczyznach, nauczyć... choćby z albumu „Faceci w mandze”.

Najpierw więc nieco o anatomii, ze szczególnym uwzględnieniem różnic budowy ciała (proporcji szkieletu) kobiet i mężczyzn. Następnie o zróżnicowaniu umięśnienia wśród rodzaju męskiego – od chudzielców po napchanych sterydami mięśniaków. Bardzo charakterystyczni są też młodzieńcy rysowani jako wyobrażenie dziewczęcych marzeń (z przeznaczeniem do mang shojo)... Twarze, ręce, nogi, umięśniony korpus – wszędzie tu światło i cień mogą plątać się w pięknym tańcu... o ile rysownik opanuje podstawy męskiej anatomii.

Po studiach z zakresu biologii, przechodzimy do zagadnień socjalnych. Jakie pozy najczęściej przyjmują mężczyźni na co dzień? Co przedstawić w jaki sposób? Jakie ubranie najlepiej pasuje do każdej z owych póz? Jak przedstawić umundurowanie, uniformy, kimona i... bieliznę? Kolejnym ważnym elementem naszego rysowanego bohatera są jego gesty i gadżety: co wyraża jaki ruch czy ułożenie ręki, dłoni, palców? Jak się trzyma telefon komórkowy, kieliszek, długopis? Jak narysować uścisk dwóch męskich dłoni? Okulary – spoczywające na nosie, zakładane, zdejmowane?

Niby dla rysownika-mężczyzny, budowa jego własnego ciała nie powinna być zagadką. A jednak zdarza się, że podczas lektury „Facetów w mandze” nawet on zadziwi się tym i owym. A zwłaszcza wizerunkiem, jaki powinien wykreować, by spełnić marzenia młodych dziewcząt...



Tytuł: Faceci w mandze
Scenariusz: Hayashi Hikaru
Rysunki: Hayashi Hikaru
Wydawca: Waneko
Cykl: Jak powstaje manga
ISBN: 83-88272-68-3
Format: 128 stron, okładka miękka
Cena: 27,-
Data wydania: październik 2003
Kup w Merlinie




‹Jak powstaje manga: Świat magii i horroru›
‹Jak powstaje manga: Świat magii i horroru›
Wojciech Gołąbowski   Oby tylko na papierze

"Wszelkie duchy, obojętnie – japońskie czy nie, rysuje się zwykle jako przezroczyste.", napisano we wprowadzeniu do jedenastego już tomu podręcznika „Jak powstaje manga”, noszącego intrygujący tytuł „Świat magii i horroru”.

Aby właściwie przedstawić duchy, strachy, monstra i inne groźne potwory, wpierw trzeba się jednak dowiedzieć, co tak naprawdę nas, ludzi, napawa największą obawą. Owszem, duszki mogą czasami śmieszyć miast straszyć, ale przecież nie chcielibyśmy, by rozbawiały czytelnika wbrew naszym intencjom...

Po pierwsze więc: nastrój. Mrok. Cienie. Sceny grozy naprawdę rzadko rozgrywają się w pełnym świetle. Domeną duchów jest noc... Choć i w dzień zdarza się naszym rysowanym bohaterom mieć powody do strachu – wtedy nie zapominajmy o umiejętnym doborze tła (rastrowego czy kreskowego). Moce lubią emanować... Po drugie: mglistość. Zamazanie konturów postaci widmowych. Ale także i odwrotnie: pogrubienie, uwydatnienie kształtów zdeformowanych, budzących odrazę. O, właśnie, po trzecie: deformacja. Brak oczu lub ich nienaturalna wielkość, ilość czy umiejscowienie. Rozdarcie paszczy do niewyobrażalnych rozmiarów. Wydłużenie zębów, szyi, języka...

Wywołanie odrazy jest także sposobem przestraszenia czytelnika / widza. Osobom o słabszych nerwach i żołądku nie polecam lektury tej części podręcznika: pełno tu robactwa, śluzu, zgnilizny, krwi i rozdartych części ciał zombie.

Zjawa może być przedstawiona na kilka sposobów. Może w niczym nie różnić się od stojącego obok bohatera – prócz nieznacznej przezroczystości. Może nie mieć nóg, rozpływając się w powietrzu w okolicach kolan. Może mieć tylko ludzie zarysy. Może w ogóle nic nie przypominać, mając jedynie oczy i usta. Wreszcie – może być tylko ognikiem pląsającym po kurhanie...

Dokładniejsza lektura podręcznika otwiera przed nami świat tradycyjnych wierzeń (zabobonów?) Japończyków. Dowiemy się, czym są paraduchy, lampoduchy, tsukumogami, nurikabe... Poznamy Yamawaro, Yamanbę, Tengu i innych. Nauczymy się także konstruować nasze własne stwory człekokształtne oraz oparte o kształty zwierzęce.

Wreszcie – narysujemy tych, którzy są w stanie natłokowi ciemnych mocy się przeciwstawić. Esperzy, egzorcyści, łowcy demonów – tu w użyciu będą także runy i inne magiczne pisma, rastrowe i kreskowe emanacje mocy, światła, pioruny i cała masa gadżetów. A zatem: duchu, ukaż się! ...oczywiście tylko na papierze, w kadrze rysowanej właśnie opowieści ze świata magii i horroru.



Tytuł: Świat magii i horroru
Scenariusz: Hayashi Hikaru
Rysunki: Hayashi Hikaru
Wydawca: Waneko
Cykl: Jak powstaje manga
ISBN: 83-88272-99-3
Format: 127 stron, okładka miękka
Cena: 27,-
Data wydania: grudzień 2003
Kup w Merlinie

powrót do indeksunastępna strona

79
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.