* * * Wiosna zmieniła się w lato, lato w jesień, a lekcje nadal trwały. Niemal od razu stały się na dworze tajemnicą poliszynela. Król Aranor cieszył się, że Elgo tak wcześnie zaczął trening, zaś zamiłowanie Elyn do broni wcale go nie martwiło. Ale ciotka Elyn, stara panna Mala, córka księcia Bosta z doliny Fian w Pellarze i przyrodnia siostra Alanii, zmarłej matki bliźniąt, była zaszokowana zachowaniem dziewczynki. Mala spędziła trochę czasu w Caer Pendwyr na dworze Najwyższego Króla i powiadała, że „żadnej damie dworu nawet przez myśl by nie przeszło brać broń do ręki, nie wspominając o paraniu się wojaczką.” Mala tak długo gadała, że wreszcie mimo sprzeciwu Rurica król Aranor zażądał, aby przyprowadził Elyn na plac treningowy, gdzie wojowniczka miała pokazać swe zdolności w starciu z kilkoma starszymi chłopcami, by, jak to ujęła Mala, „Elyn dostrzegła bezcelowość swych starań i zajęła się rzeczami bardziej odpowiednimi dla delikatnej dziewczynki ze szlachetnego rodu.” * * * Powoli się rozwidniało; zimna mgła okrywała świat. Nisko przy gruncie zalegały jeszcze gęste kłęby oparów, ale na wałach mgła już się rozrzedzała; płonące pochodnie otaczały zamglone aureole. Trzasnęła brama i z zamku wyszedł król ze świtą, a pachołkowie pobiegli do stajni sprowadzić konie. Z jękiem łańcuchów i zgrzytem uniesiono kratę, otwarto wrota i całe towarzystwo wyjechało na okryte mgłą pola. Aranor, mężczyzna około czterdziestki, zasiadł w królewskim pawilonie. Każdy, kto na niego spojrzał, nie miał wątpliwości, iż Elyn i Elgo poczęli się z jego lędźwi. Z przystojnej twarzy spoglądały szmaragdowe oczy, a nad szerokim czołem wiły się rude włosy, takie same jak jego pociech. Ale najbardziej przypominał dzieci swoim zachowaniem – dumnym, wdzięcznym i pełnym siły – i spojrzeniem. „Wzrok sokoła” powiadali niektórzy, „Nie, orła!” sprzeciwiali się inni. Nieważne, sokół czy orzeł, ten sam duch był widoczny na twarzach Elgona i Elyn. Ich ruchy były tak samo wdzięczne i lekkie jak ojca, choć gdyby zapytano o to Aranora, na pewno oświadczyłby, iż bliźnięta mają grację po swojej matce. Obok Aranora siedziała Mala, sztywna i zgorzkniała, z czarnymi włosami jak zwykle ściągniętymi w ciasny kok z tyłu głowy. Nie była przyzwyczajona do wstawania o tak wczesnej godzinie, o czym świadczył jej lodowaty wzrok i ściągnięte usta. Ale w tym zimnym spojrzeniu czaił się triumf, że wreszcie Elyn przekona się, jaka jest głupia, i zacznie się zachowywać tak, jak na porządną księżniczkę przystało. Elgo, zawstydzony, że musi być świadkiem porażki siostry, wiercił się niecierpliwie na ławce u stóp pawilonu. Obok niego siedziało kilku innych młodzików. Elyn była blada, jakby nie spała całą noc, ale spojrzenie miała bystre. Na placu ustawiono tarczę łuczniczą przypominającą wyglądem postać rutha. Dwadzieścia stóp od celu stał z napiętym łukiem i czekał Ardon, czternastolatek. Idąc ku niemu z Elyn, Ruric dawał jej ostatnie wskazówki. – Odwagi, mała. Pamiętaj: weź głęboki wdech, wypuść połowę powietrza i wstrzymaj oddech. Potem naciągnij porządnie cięciwę, wyceluj i puść strzałę. Elyn stanęła obok chłopca. Dostali po cztery strzały. Dziewczynka, wyprostowana jak trzcina, naciągnęła cięciwę i spojrzała poprzez mgłę na odległy cel. – Temu, pani, chyba nie możesz się sprzeciwiać – mruknął Aranor do Mali, która trzymała przy ustach koronkową chusteczkę, aby osłonić się przed oparami mgły. – Dawniej damy także strzelały do celu. – Panie, raczysz sobie żartować – syknęła Mala. – Cel jest paskudny, a Elyn trzyma w ręce nie łuk damy dworu, tylko niezgrabny łuk wojowników, który służy do zabijania. – To nie niezgrabny łuk zabija wroga, tylko delikatna strzała – odpowiedział król. Zamilkli, ale powietrze między nimi aż iskrzyło od niezadowolenia Mali i złości Aranora. Skupili uwagę na dwóch postaciach stojących na placu, obserwowali, jak Elyn i Ardon posyłają strzały w kierunku celu. Potem czterech sędziów i Ruric podeszli do tarczy. – Wszystkie strzały trafiły w cel, Wasza Wysokość! – zawołał Agnor, najstarszy z sędziów. – Co prawda trzy strzały Ardona tkwią bliżej siebie, niż strzały księżniczki Elyn, ale za to czwarta jest daleko od nich! Wasza Wysokość, mamy remis! Zirytowany Ruric parsknął i długimi krokami powrócił na swoje miejsce. – Jeszcze raz cztery strzały! – zawołał Aranor, ignorując syk Mali. Kiedy Ardon i Elyn przygotowywali się do strzału, Ruric podszedł do księżniczki. – Spokojnie, mała. Oczyść swój umysł ze wszystkich śmieci i myśl tylko o tym, czego się nauczyłaś. I spróbuj sobie wyobrazić, że twoja strzała trafia w samo serce wroga. Osiem strzał jeszcze raz wbiło się w tarczę i jeszcze raz sędziowie podeszli, aby spojrzeć na utworzony przez nie wzór. – Znów wszystkie trafiły w cel, Wasza Wysokość! – zawołał Agnor. – Strzały Ardona przykryłaby dłoń wojownika… – Elyn poczuła ciężar w sercu – ale strzały księżniczki zmieściłyby się pod dłonią dziecka! To ona zwyciężyła! Ruric uśmiechnął się szeroko do Elyn, zabrał jej łuk i wręczył kij. Kiedy Ardon usiadł na ławce dla giermków, powitał go pomruk kolegów zirytowanych tym, że pozwolił, aby pokonała go dziewczyna. Elgo najchętniej zapadłby się w tym momencie pod ziemię. Król Aranor uśmiechnął się do Mali, ale ona nawet na niego nie spojrzała. Przeciwnikiem Elyn w starciu na kije był dwunastoletni Bruth. Podobnie jak Ardon, Bruth był o pół głowy wyższy od księżniczki. Podczas gdy w łucznictwie nie ma to znaczenia, w walce na kije wzrost i ciężar ciała Brutha przemawiały na jego korzyść. Sędziowie stanęli w kwadracie wokół walczących, przyglądając im się bacznie; w czasie walki mieli przemieszczać się wraz z Elyn i Bruthem. Na sygnał Agnora Bruth ruszył na Elyn, od razu spychając ją w tył. Bum! Bum! Klik! Klak! Kije uderzały o siebie wściekle, Elyn coraz bardziej się cofała. Ale głos Rurica szeptał w jej głowie: „Cofaj się przed silniejszym przeciwnikiem, mała. Niech go zmęczy jego własny atak. Szukaj jego słabości i czekaj na odpowiedni moment; kiedy nadejdzie, uderzaj jak żmija, szybka i zabójcza!” Tak więc księżniczka cofała się, odbijając uderzenia w dół i w bok albo w górę, i cały czas czekała na szczelinę w ataku, przez którą zdołałaby się przebić. Tymczasem rozsierdzona Mala odwróciła się do króla. – Aranorze – syknęła. – Natychmiast to zakończ! Ten prostak atakuje księżniczkę! – Pani – w głosie Aranora słychać było wściekłość – na polu walki nie liczy się urodzenie wojowników. Takie same ciosy otrzymuje rycerz, który jest szlachcicem, jak i ten, który nim nie jest. To samo dotyczy walczących na tym placu. Tu nie ma królów, są tylko Vanadurinowie! Mala zazgrzytała zębami z wściekłości, ale widząc zdecydowana minę króla i jego zaciśnięte, zbielałe pięści, nie odezwała się już więcej. Bruth w dalszym ciągu atakował, ale nie mógł przebić się przez obronę Elyn, jego ciosy były natychmiast odbijane. Powoli furia jego ataku słabła. Księżniczka zaś ostrożnie wyczekiwała, testowała stopień zmęczenia przeciwnika. I nagle… Elyn odbiła broń Brutha i walnęła go w hełm; kij wyleciał chłopakowi z rąk, a on sam padł ciężko na ziemię. Gdy donośny głos Agnora oznajmił zwycięstwo Elyn, z ławki giermków znowu rozległy się wściekłe okrzyki pod adresem Brutha za jego porażkę. Aranor uśmiechnął się triumfalnie, zaś Mala nie raczyła tego zauważyć. Po chwili odpoczynku Elyn stanęła przed Hrutem, trzynastoletnim młodzikiem wyższym od niej o całą głowę. W prawej ręce trzymał tępo zakończony drewniany miecz, a na twarzy miał ironiczny uśmieszek. Ruric podszedł do księżniczki i podał jej taki sam miecz. – To będzie trzeci i ostatni sprawdzian, mała – powiedział cicho, tak aby tylko ona go usłyszała. – Nie musisz wygrać, bo już dwukrotnie zwyciężyłaś. – Elyn lekko pokręciła głową, wzrok miała bystry i stanowczy. – A niech mnie, dziewczyno, widzę, że tym razem będziesz równie uparta jak poprzednio. Posłuchaj mnie więc: on jest silniejszy i pewnie szybszy od ciebie, więc tutaj przyda ci się spryt. On używa prawej ręki, mała, prawej ręki. – I poprzestając na tej instrukcji, Ruric odszedł, zostawiając małą Elyn samą. Sędziowie znów stanęli w kwadracie wokół walczących, by przesuwać się razem z nimi. – Zaczynać! – zawołał Agnor. Hrut zasalutował Elyn bronią, ona uczyniła to samo. Potem chłopak wyciągnął przed siebie miecz, zataczając czubkiem kółka, i ostrożnie skrzyżowali ostrza. Rozległ się odgłos drewna uderzającego o drewno. Pewność siebie Hruta natychmiast wzrosła, bo już po kilku krótkich starciach przekonał się, że jest znacznie lepszy od Elyn. Ale nie był tak głupi jak Bruth, by szarżować i szybko zmęczyć się młócką. Postanowił, że zamęczy przeciwnika swoimi umiejętnościami, a nie siłą. Szybki miecz Hruta uderzał tu i tam, a Elyn ledwie zdążała go odbijać; od porażki ratowała ją tylko wrodzona szybkość. Stukanie drewna o drewno niosło się po całym placu. Chłopcy na ławce giermków zaczęli wrzeszczeć, wspierając Hruta i życząc Elyn porażki. Widzieli, że Hrut wygrywa, pokonuje dziewczynę. Nareszcie ktoś jej pokaże, gdzie jej miejsce! Elgo milczał, a jego zaciśnięte wargi przypominały cienką białą linię. Hrut spychał Elyn z każdym ciosem w tył, wyskakiwał, parował i atakował. Elyn zaś cofała się, rozpaczliwie odbijając ciosy. Wiedziała, że została pokonana, ale nie zamierzała się poddać. Na twarz Hruta wypłynął pyszny i pogardliwy uśmieszek. „… tutaj przyda ci się spryt” rozbrzmiały w głowie dziewczyny słowa Rurica. „On używa prawej ręki, mała, prawej ręki.” Hrut szybko uderzył z uniesionej ręki, i ledwie Elyn zdążyła odbić cios, zaatakował jej brzuch. Elyn szarpnęła się gwałtownie w bok, ale poślizgnęła się na mokrej ziemi i z bezradnym okrzykiem padła na kolana, kierując koniec miecza w ziemię. Z zadowoloną miną Hrut zrobił krok do przodu, aby zadać ostateczny, morderczy cios. Ale nagle ranna przepiórka zmieniła się we wściekłą kocicę. Elyn, która to wszystko zaplanowała, uderzyła mieczem w odkryte podbrzusze przeciwnika. Uśmieszek zniknął z twarzy Hruta i zastąpił go grymas zaskoczenia i bólu. Chłopak upuścił miecz, złapał się za brzuch i padł bez tchu na ziemię. Reszta chłopców zeskoczyła z ławki i pognała ku Elyn, rycząc „Faul!” i wznosząc w górę swoje drewniane miecze. Ostatni do biegu zerwał się Elgo, ale szybko wyprzedził wszystkich i wysforował się na czoło. Ruric wykrzykiwał jakieś komendy, ale jego słowa zginęły w hałasie. Elyn podniosła wzrok i na widok biegnących w jej stronę chłopców rzuciła miecz i uciekła. Aranor zerwał się na równe nogi i zacisnął pięści, ale nie odezwał się ani słowem, zaś Mala zaskrzeczała: – Zatrzymaj ich! Zatrzymaj! Chcą skrzywdzić księżniczkę! Tymczasem Elyn gnała w stronę swojego konia, ale to nie on był jej celem, tylko leżący nieopodal kij. Złapała go, a wtedy podbiegł Elgo i obrócił się do niej plecami, unosząc wysoko swój miecz i wykrzykując obelgi pod adresem nadbiegających chłopców. Kij i miecz skrzyżowały się w walce. Chłopcy padali jak muchy, trzymając się za obite głowy, żebra i dłonie, krzycząc z bólu i szoku. Ale Elyn i Elgo też nieźle oberwali, ponieważ wróg miał przewagę liczebną. Bitwa zakończyła się wkroczeniem Rurica, Agnora i reszty sędziów, którzy z krzykiem łapali i odrzucali młodzików na boki niczym słomiane kukły. Wreszcie na polu walki pozostali tylko Elyn i Elgo: zmęczeni, posiniaczeni i zakrwawieni. Ale trzymali się prosto i z dumą spoglądali ku królewskiemu pawilonowi. – Wasza Wysokość – odezwała się Elyn. – Elgo i ja pokonaliśmy w walce tych, którzy z twojego rozkazu mieli mnie przetestować. Pragnę, abyś uznał mnie – nas oboje – za zdolnych do uczestniczenia w szkoleniu. – Na złoto Sleetha, córko – oznajmił Aranor z twarzą rozjaśnioną dumnym uśmiechem. – Masz, czego chciałaś! Mala zaś, słysząc te słowa, zrobiła wielkie oczy. – Wasza Wysokość, chyba nie mówisz poważnie! – wrzasnęła. – Pozwalasz, aby cię ogłupiły jej przypadkowe zwycięstwa! Po tym wszystkim, co ci mówiłam, nie możesz… – Zamknij się, babo! – ryknął Aranor z twarzą wykrzywioną gniewem. … Od tej chwili nic już nie stało na przeszkodzie, aby Elyn, córka Aranora i siostra Elgona, księżniczka Vanadurinów z Jordu, mogła zostać wojowniczką.
|