nr 5 (XXXVII)
czerwiec 2004




powrót do indeksunastępna strona

David Weber, John Ringo
Marsz ku gwiazdom
ciąg dalszy z poprzedniej strony

     * * *
     
     Kosutic wpadła za księciem w dym i wycelowała w lewo. Znała pomieszczenie i pozycje obrońców, dlatego zaszokowało ją, kiedy zobaczyła, że wszyscy trzej już nie żyją. Dwaj w kątach byli bezgłowymi trupami, a główne zagrożenie pod przeciwległą ścianą miało jedną kulę w czole i dwie w piersi. Ale najbardziej wstrząsający był widok Rogera, który wrzuca granat hukowy w następne drzwi i skacze do środka, zanim ten zdążył wybuchnąć.
     – Roger! Cholera jasna, ZWOLNIJ!
     
     * * *
     
     Książę słabo słyszał sierżant Kosutic, ale według wyświetlacza jego hełmu grupa szturmowa nie poniosła żadnych strat. I właśnie tak miało być. Skoczył za nie odbezpieczonym granatem i tak, jak się spodziewał, zastał wszystkich obrońców skulonych w oczekiwaniu na wybuch, który nie nastąpił. To pomieszczenie było większe, po prawej stronie były otwarte drzwi, po lewej zamknięte. Obrońców też było znacznie więcej – siedmiu, mówiąc dokładnie. Z jakiegoś powodu księciu przyszło do głowy sformułowanie „otoczenie bogate w cele”. A także „Eva Kosutic to suka”.
     Zastrzelił dwóch obrońców zaczajonych pod drzwiami po prawej i schował się za stojącym obok stołem. Potem zaczął spod niego powalać pozostałych pięciu przeciwników pojedynczymi strzałami w kolana i kostki.
     Jeden z nich rzucił za stół granat; wyglądało na to, że pora opuścić to miejsce. Nie było jednak aż tak źle. To był standardowy granat odłamkowy, a wybuch, chociaż nieprzyjemny, tylko odrobinę szybciej przeniósł księcia ponad stołem. Kombinezon był odporny na wszystko z wyjątkiem hiperszybkiego śrutu, więc odłamki granatu nie mogły go przebić. Książę nie wiedział, czy symulator bojowy potrafi symulować szok i zaskoczenie przeciwnika, ale prawdziwy wróg zamarłby z niedowierzaniem na widok salta, jakie Roger wykonał nad stołem, niesiony podmuchem eksplozji.
     
     * * *
     
     Kosutic wpadła do następnego pomieszczenia i kątem oka dostrzegła jakieś poruszenie. Po chwili uświadomiła sobie, że to książę. W tym samym momencie po prawej stronie wybuchł granat i cisnął nią o ścianę. Nic jej się nie stało, poza tym, że jej pierwszy strzał spudłował, a kiedy znów wycelowała w dwóch pozostałych obrońców, leżeli już na ziemi trafieni w głowę i gardło.
     – Roger!
     
     * * *
     
     Najwyraźniej wszystkie te ćwiczenia, które kazano mu wykonywać w szkole, miały jednak jakiś sens. Albo jego manewr zawiesił system, albo program dopuszczał zaskoczenie wrogów, bo obaj pozostali przy życiu przeciwnicy siedzieli bez ruchu, ściskając ranne miejsca, kiedy książę ich wykańczał. Sierżant coś do niego krzyczała, ale to nie on zaplanował ten koszmar, więc nie zamierzał zatrzymywać się ani zwalniać, zanim nie zlikwiduje wszystkich celów. Odbezpieczył kciukiem granat odłamkowy, ustawił go na dwusekundowe opóźnienie i wrzucił w otwarte drzwi. A potem sam skoczył za nim.
     
     * * *
     
     – Roger! – krzyknęła znowu zdesperowana Kosutic. Widziała, jak granat wpada w drzwi, a książę o wiele za szybko wbiega za nim. Wystawienie go na szpicy miało sens: ona sama nie była w stanie dotrzymać mu kroku, więc jeden szatan wie, jak to musi wyglądać ze strony przeciwnika! Ale było też oczywiste, że kiedy książę prowadzi szturm, Jego Niegodziwość ma się w najlepsze.
     
     * * *
     
     System w końcu znalazł sposób na Rogera i oznajmił, że jego karabin śrutowy jest uszkodzony przez wybuch granatu. Za uszkodzoną uznał również jego prawą rękę; toots posłusznie wysłał impuls zbyt prawdziwego bólu. Ograniczało to zdecydowanie jego możliwości działania, kiedy więc trzy cele w pomieszczeniu próbowały dojść do siebie po wybuchu granatu odłamkowego, książę sięgnął lewą ręką po pistolet.
     Zanotował też sobie w pamięci, że musi wymyślić jakiś lepszy sposób szturmowania zamkniętych pomieszczeń. Może następnym razem lepiej byłoby odczekać dłuższą chwilę po rzuceniu granatu.
     
     * * *
     
     Despreaux pokręciła głową, widząc rozrzucone po całym pomieszczeniu ciała. Nie miała co tu robić, więc wycofała się, osłaniając Juliana i nie spuszczając wzroku z zamkniętych drzwi. Ewentualny kontratak mógł nadejść właśnie stamtąd. Nie warto jednak koncentrować się tylko na tym jednym kierunku. Lepiej przygotować się na odparcie ataku z innych stron, przypomniała sobie.
     Uwaga ta na nic się jednak nie zdała, kiedy zawalił się sufit.
     
     * * *
     
     W następnym pomieszczeniu było tylko trzech obrońców, i wszyscy oni zginęli z ręki Rogera, zanim doszli do siebie po wybuchu granatu. Lewą ścianę pomieszczenia tworzyła plastalowa zapora z opancerzonym gniazdem działka. Ciężka broń nie mogła otworzyć ognia, dopóki w pomieszczeniu byli żywi obrońcy, kiedy jednak padł ostatni z nich, plunęła pociskami.
     Roger uchylił się przed nawałą śrutu i skulił pod ścianą, osłonięty od ognia. Cały czas jednak musiał uważać na rykoszety, które uniemożliwiały Kosutic przeskoczenie przez drzwi. W sąsiednim pomieszczeniu słychać było strzały, więc książę wiedział, że nie może długo pozostawać tam, gdzie jest. Wyglądało na to, że szczelina, z której wystawała lufa działka, jest dość szeroka, aby wsunąć w nią rękę.
     Roger wyciągnął granat, i w tym momencie wskaźniki życia Despreaux i Juliana zrobiły się żółte, a zaraz potem pomarańczowe. Oboje byli ranni i bez wsparcia czekała ich śmierć.
     
     * * *
     
     Eva skuliła się w miejscu za stołem, które opuścił Roger, i zaklęła. Despreaux i Julian odeszli, a ją samą przygwoździł ogień z sufitu i trzej ciężko opancerzeni komandosi, którzy spadli przez dziurę do pomieszczenia. Ich ciężkie zbroje odbijały większość pocisków Kosutic, chociaż przełączyła się na przeciwpancerne. Nie były to pancerze wspomagane, tylko zwykłe, ciężkie płyty reakcyjne, ale jeżeli nie chcieli przegrać tego starcia, coś musiało szybko się wydarzyć.
     
     * * *
     
     Roger ustawił granat na jedną sekundę, wrzucił go do bunkra i skoczył w stronę drzwi. Jeżeli SI symulatora nie każe obsłudze działka spróbować pozbyć się granatu, to znaczy, że nie jest dobrze napisana.
     Nikt do niego nie strzelał, więc chyba się udało. Ale sytuacja w sąsiednim pomieszczeniu, sądząc po odgłosach, przedstawiała się nie najlepiej. Roger miał dość biegania na oślep. Pomyślał więc krótką chwilę, a potem włączył systemy wizyjne hełmu.
     Jak się okazało, „zabity” – a przynajmniej „ciężko ranny” – Julian leżał z głową odwróconą w bok. Roger spojrzał przez kamerę na jego hełmie w tym samym kierunku i zobaczył zbliżające się do przewróconego stołu trzy ciężko opancerzone sylwetki. Wsunął pełny magazynek w kolbę pistoletu i zbadał swoją prawą rękę. Wciąż miała „żółty” status (a diabelski toots podkreślał to bezpośrednią stymulacją neuronów, co bolało jak cholera) i książę nie był pewien, jak wiele da radę nią zrobić. Ale przekonać się o tym można było tylko w jeden sposób, więc wyciągnął nóż do rzucania i w kucki zbliżył się do drzwi.
     Musiał wszystko dokładnie zgrać w czasie. Bardzo dokładnie.
     
     * * *
     
     Zgranie w czasie jest wszystkim, a w tym wypadku działało na korzyść słusznej sprawy. HUD Kosutic wyświetlił ikonę zbliżającego się do drzwi księcia. Sierżant uśmiechnęła się. Kiedy w drzwiach ukazała się postać Rogera, marine skierowała broń na przeciwnika strzelającego z dziury w suficie.
     
     * * *
     
     Roger przeskoczył próg w momencie, kiedy Kosutic zaczęła pruć długimi seriami w sufit. Jego własna siła ognia była bardziej ograniczona, ale w przeciwieństwie do pani sierżant on widział cel. Ujął pewniej nóż i rzucił nim w otwór, jednocześnie otwierając ogień do trzech skulonych postaci.
     Na ich karkach wykwitły czerwone plamy; książę jęknął z bólu, kiedy jego kombinezon stwardniał, a toots zaczęły stymulować odpowiednie neurony. Roger poczuł w piersi dotkliwy ból, a HUD hełmu wyświetlił na chwilę schematyczny obraz jego ciała otoczonego żółtą obwódką. Książę zdążył jednak wycelować pistolet w otwór w suficie i zanim przeciwnik trafił go po raz drugi, Roger wystrzelił. Napastnik spadł na podłogę, a Roger zauważył tkwiący w jego lewym ramieniu nóż.
     Odwrócił się w prawo, próbując zignorować ukłucia bólu, które toots posłusznie wysyłał nerwami przy każdym poruszeniu. Przynajmniej jedno złamane żebro, ocenił książę. Bolało jak cholera, ale pakiet nanitów już łagodził ból – a właściwie to toots niechętnie symulował zajmujące się tym nanity – więc Roger zmusił się, by nie zwracać uwagi na obrażenia, i przeładował pistolet.
     Potem podniósł karabin śrutowy Juliana, przymocował go do paska zaczepowego własnej uprzęży i też przeładował. Następnie ruszył w stronę ostatnich zamkniętych drzwi, trzymając karabin w zdrowej lewej ręce.
     Spojrzał na panią sierżant, a potem wskazał na drzwi i otwór w suficie i wzruszył ramionami. Kosutic w odpowiedzi skrzywiła się i wskazała sufit. Książę pokiwał głową i dźgnął się w pierś kciukiem, a potem pokazał nim w górę. Sierżant znów się skrzywiła, ale kiwnęła głową. Potem przykucnęła i położyła karabin na podłodze i splotła przed sobą palce obu rąk.
     Roger pozwolił, żeby pasek zaczepowy przyciągnął karabin Juliana, wyjął pistolet i podszedł do Kosutic. Postawił stopę na jej dłoniach i odbił się w górę…
     … i wyrżnął głową w deski pokładu.
     
     * * *
     
     Ocknął się na podłodze, ściskając bolącą (tym razem naprawdę) głowę. Kosutic, Julian i Despreaux z trudem powstrzymywali śmiech.
     – Wyłączyć VR – powiedziała sierżant, a SI symulatora posłuchała, chociaż Roger był zdumiony, że śmiech nie przeszkodził systemowi zrozumieć polecenie. Kosutic nachyliła się nad nim i potrząsnęła głową z rozbawieniem i zarazem skruchą.
     – Na szatana i Lucyfera – wykrztusiła. – Przepraszam, Wasza Wysokość. Jest pan cały?
     Roger leżał na podłodze słabo oświetlonej ładowni i rozmasowywał bolący kark. Spojrzał na sierżant Kosutic, a potem na deski sufitu.
     – Chryste panie – jęknął. – Co się stało, do cholery?
     – Scenariusz tak mnie wciągnął, że zapomniałam, iż to się nie dzieje naprawdę – przyznała Kosutic. – Ładownia „Snarleyowa” jest dość duża, żeby zbudować dwa czy trzy pomieszczenia, ale nic nie mogłam poradzić na jej wysokość… Tak się wciągnęłam, że zapomniałam, iż w „suficie” nie może być otworu. To deski pokładu towarowego. Tam nie ma nawet luku.
     – Gdzie są cele? – jęknął żałośnie Roger. – Gdzie działko? Gdzie drzwi? Szło nam tak dobrze!
     Julian przekręcił się na bok, wciąż się zaśmiewając, a Despreaux wstała.
     – Na szczęście – zauważyła, zerkając z pogardą na rozchichotanego plutonowego – ja żyję.
     – Och, moja głowa – jęknął Roger, nie zwracając na nią uwagi. – Nienawidzę wirtualnej rzeczywistości! Sierżancie, czy pani wbiła mnie w sufit?
     – Mniej więcej to właśnie zrobiłam, Wasza Wysokość – odparła Kosutic, wciąż się śmiejąc.
     – Ooo – jęknął Roger. – Mogę tu jeszcze chwilę poleżeć?

powrót do indeksunastępna strona

31
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.