Rozdział 4 Sprawdzian Wiosna, lato i jesień, 3E1589 [Trzynaście lat temu] Bum! Bum! Klik! Klak! Ruric ostro osadził Krzemienia; deresz zatrzymał się na mokrym od rosy mchu. Wojownik przechylił głowę, nasłuchując poprzez głośny oddech konia. Bum! Bum! Oczy Rurica szukały źródła tych hałasów. „Tam! To z tego gąszczu. Brzmi jak uderzenia kijów”. Ruric zsiadł cicho z konia, podprowadził Krzemienia do drzewa i zarzucił wodze na gałąź. Bum! Bum! Wojownik przedarł się przez młody zagajnik i stanął na skraju polany, tuż obok uwiązanych tam dwóch koni. Patrzył zaskoczony na zmagających się hałaśliwie młodzików; ich kije lśniły w słońcu. Nagle jeden z nich poleciał do tyłu i upadł na tyłek, a kij wypadł mu z ręki i potoczył się w drugą stronę. – Elyn! – Twarz chłopaka wykrzywiła się z wściekłości. – Zrobiłaś to specjalnie! Elyn dyszała, a po jej twarzy spływały strumyki potu. – Pozwól, zajmę się tym – powiedziała łagodnie. Odłożyła kij, uklękła na trawie obok chłopca i zdjęła opaskę z włosów. – Nie! – Elgo szarpnął głową; z nosa ciekła mu krew. – Nie! – wrzasnął, zerwał się i pomaszerował w stronę koni. Elyn patrzyła, jak odchodzi, a potem wstała i związała opaską włosy. Pochyliła się, podniosła kij Elgona i ruszyła za nim: prawie jedenastoletnia dziewczynka drepcząca za prawie jedenastoletnim chłopcem. Nagle Elgo zatoczył się i ponownie wylądowałby na tyłku, gdyby nie przytrzymała go silna dłoń. – Wolnego, książątko. – Głos Rurica był szorstki. Zaskoczony Elgo podniósł głowę; był tak rozgniewany, że nie patrzył, dokąd idzie, i wpadł prosto na wojownika ukrytego w cieniu na skraju polany. – Nie widziałem was, zbrojmistrzu Ruricu. – Elgo opuścił głowę i pociągnął nosem, próbując ukryć cieknącą z niego krew. Ale Ruric chwycił chłopca za podbródek i zwrócił jego twarz ku swojej. – Hej, młodziku, pozwól, że zajmiemy się tą krwawiącą kluchą. – Potem zwrócił się do nadchodzącej Elyn. – Miałaś rację, księżniczko, będziemy potrzebowali twojej opaski. Zbrojmistrz zaprowadził oboje na porośnięty mchem brzeg czystego potoczku, który radośnie szemrał wśród drzew. Elgo był ponury, Elyn żonglowała kijami, a Ruric uśmiechał się ukradkiem. – Duma, młodziku, duma – zagrzmiał Ruric, klękając przy strumieniu i zanurzając opaskę w lodowatej wodzie. Potem kazał Elgonowi położyć się na mchu i przycisnął materiał do karku chłopca. – Duma doprowadziła już wielu ludzi do upadku; byli zbyt dumni, aby uczyć się na własnych błędach. Ciebie też kiedyś wykończy, jeśli nie nauczysz się kontrolować swego butnego zachowania. Elyn usiadła na mchu, zerwała kwiatek i zaczęła go delikatnie wąchać, a tymczasem Ruric wyciągnął z rękawa kawałek materiału, zmoczył go w wodzie i położył na nosie Elgona. – Oddychaj przez to, młodziku, a nochal przestanie ci krwawić. Zbrojmistrz popatrzył na Elyn i uśmiechnął się, a potem zwrócił się ostro do Elgona. – Powtarzam ci, duma przeszkadza w nauce. Powiedz no mi, chłopcze, jak Elyn udało się ominąć twoją gardę i dosięgnąć cię swym kijem? – Oszuki… – zaczął Elgo, ale umilkł, słysząc ryk zbrojmistrza. – Przestań! – Wściekłość wykrzywiła twarz Rurica, aż Elgo i Elyn cofnęli się przerażeni. – Nie słyszałeś, co do ciebie mówiłem?! Na kości trolla i smoczą skórę, chłopcze, chcesz być królem, a wygadujesz takie głupoty?! Ruric gapił się przez chwilę na chłopca, aż złość zaczęła mu mijać. – Spróbujmy jeszcze raz, mały – rzekł i już odprężony oparł się o drzewo. – Ale tym razem nie gadaj jak jakaś jęczydusza. Pomyśl, zanim odpowiesz, a potem mów tak, jak przystało na Vanadurina. No więc, w jaki sposób Elyn udało się ominąć twoją gardę? Elgo, skruszony i ponury, przez długą chwilę rozważał zadane mu pytanie. – Nie wiem – rzekł w końcu obrażonym tonem. – Ha! – wrzasnął Ruric i pochylił się nad chłopcem. – No właśnie, mały, nie wiesz! I jeśli odejdziesz stąd wściekły, nigdy się nie dowiesz. – Rysy twarzy wojownika wyostrzyły się. – Następnym razem znów zrobisz ten sam błąd i znów dostaniesz w twarz. A jeśli popełnisz taki błąd jako mężczyzna… możesz nie mieć już okazji, aby mi o tym opowiedzieć. Ruric oparł się o brzozę, a jego głos złagodniał. – Duma, mały, duma. Doprowadzi cię do zguby, jeśli tylko jej na to pozwolisz. Ale można ją opanować, ucząc się na własnych błędach, a najlepszym nauczycielem jest ten, kto cię pokonał. – Nie chcę, chłopcze, abyś tracił ducha, chcę, żebyś uczył się od lepszych od ciebie. A w walce na kije lepsza jest Elyn. Dlatego powinieneś poprosić ją, żeby powiedziała ci, co i jak zrobiła. I nawet jeśli to był tylko przypadek, powinieneś go przeanalizować… i wyciągnąć wnioski. Ruric umilkł i przez długą chwilę słychać było jedynie szmer strumienia i szum wiatru wśród liści. Wreszcie Elgo odezwał się cicho i ponuro, jakby miał trudności z mówieniem. – Jak to zrobiłaś, Elyn? Elyn podniosła wzrok znad kwiatka i popatrzyła na Rurica, a gdy ten skinął głową, zaczęła tłumaczyć swemu bratu bliźniakowi, w jaki sposób wygrała walkę. – Za każdym razem, gdy stawiasz lewą nogę do tyłu i potem znów do przodu, opuszczasz prawe ramię, aby zadać cios od dołu. Po prostu poczekałam, i kiedy ruszyłeś do przodu, uderzyłam z góry w twój kij. – Ajajaj! – zawołał Ruric. – Prawdziwa z ciebie wojowniczka! – No właśnie! – krzyknęła Elyn, odrzuciła kwiatek i uklękła zaczerwieniona z przejęcia. – Zbrojmistrzu, chcę zostać wojowniczką, taką, jakie były w dawnych czasach! Na twarzy Rurica pojawiło się zdziwienie. – Wojowniczką?! – Tak, zbrojmistrzu, wojowniczką – powtórzyła Elyn. Jej jasne oczy lśniły szmaragdowo i aż połykała słowa, tak szybko chciała je wypowiedzieć. – Umiem już dobrze posługiwać się procą. Elgo uczy mnie walki na kije. Ale potrzebuję jeszcze szkolenia w strzelaniu z łuku… i powożeniu rydwanem. Ruric ryknął śmiechem. – W powożeniu rydwanem?! Elyn odsunęła się od zbrojmistrza, urażona jego rechotem. Ruric natychmiast spoważniał. – Ależ, księżniczko, dzisiaj nie używa się już rydwanów, z wyjątkiem tych zabawek, które ścigają się w czasie festynu sobótkowego. Porządnego rydwanu bojowego nie widziano w całym Jordzie już od setek lat. Może jeszcze jakiś rydwan stoi zakurzony w muzeum króla Avenu, ale powożące nimi wojowniczki to już przeszłość. Elgo parsknął, słysząc te słowa, i krew znów popłynęła mu z nosa. Wściekły, przycisnął mokrą szmatkę do twarzy i odezwał się głosem stłumionym przez materiał i gniew. – Widzisz, Elyn! Mówiłem ci, że to głupi pomysł! Ruric spojrzał na chłopca z ukosa. – Marzenia nie są głupie, chłopcze. Może zwodnicze, ale nie głupie. Elyn, zachęcona słowami zbrojmistrza, mówiła dalej. – Tak, zbrojmistrzu, mam takie marzenie: chcę być taką samą wojowniczką, jak te z czasów Harla Mocnego. Powożące rydwanem, rzucające oszczepem, strzelające z łuku i z procy, walczące kijem, a czasami także krzyżujące w zwarciu ostrza. Były także świetnymi zwiadowcami i posłańcami, bo dziewczęta mniej ważą i mogą szybciej pokonywać wielkie odległości. – Elyn umilkła i wbiła wzrok w ziemię. – Oto, kim chciałabym być, zbrojmistrzu. – Ależ, dziewuszko, to wszystko skończyło się po Wielkiej Wojnie – odparł Ruric. – Vanadurinowie zostali zniszczeni, niemal wszyscy zginęli – i wojownicy, i wojowniczki – i wtedy kobiety, które przeżyły, uznały, że powinny złożyć broń i w imię dobra domu i rodziny wyrzec się wojny i zadbać o dzieci, a nie o miecze, inaczej Harlingarowie nie przetrwają, nie odrodzą się jako potężny naród. I dlatego, moja mała, dzisiaj nie ma już wojowniczek. – Ale zbrojmistrzu, to było tysiące lat temu! – zaprotestowała Elyn. – Harlingarowie znów są silni i nie wszystkie kobiety muszą zajmować się domem, karmić dzieci i gotować strawę. Znów powinno być znów tak, jak kiedyś; czas, aby powróciły wojowniczki. – Elyn spojrzała wyzywająco w niebieskie oczy Rurica. – I właśnie ja zostanę wojowniczką, zbrojmistrzu! – Też coś! – parsknął pogardliwie Elgo. – Spokój! – warknął Ruric; miał ochotę przełożyć chłopaka przez kolano i dać szczeniakowi nauczkę. Zamiast tego rozgniewany zwrócił się do księżniczki. – Dobra, mała, zawieramy układ: będę cię uczył sztuki wojowania, ale tylko dotąd, dopóki będziesz dotrzymywać nam kroku. Jeśli zostaniesz w tyle albo stracisz do tego serce, kończymy. Będę cię uczył tak długo, dopóki będziesz robić postępy. Elgo jęknął i przykrył twarz szmatką, aby nie patrzeć, jak Elyn rzuca się ponuremu wojownikowi na szyję. A radość Rurica z niezadowolenia Elgona szybko minęła, gdy tylko zbrojmistrz uświadomił sobie, w co się właśnie wpakował. * * * Ruric dotrzymał słowa i codziennie spotykał się z Elyn na polanie nad brzegiem strumienia. Na rozkaz zbrojmistrza Elgo też uczestniczył w tych treningach, gdyż Elyn potrzebowała partnera swojego wzrostu. Ruric wiedział, że Elgo przychodzi nie tylko po to, aby się uczyć, ale by nie dopuścić, żeby siostra była od niego lepsza. Poza tym Elgo miał zacząć ćwiczenia z Vanadurinami dopiero za rok i dwa miesiące, gdy skończy dwanaście lat, więc tym bardziej był chętny, aby już teraz sprawdzić swoje umiejętności „bitewne”, chociaż wolałby mieć za przeciwnika chłopca w swoim wieku. Elyn, która za dwa miesiące kończyła jedenaście lat, była znacznie szybsza, silniejsza i wytrzymalsza od swego starszego o chwilę brata bliźniaka. Tak więc codziennie na polanie rozlegał się stukot drewnianych mieczy i klekotanie kijów, słychać było świst strzał trafiających w cel i kul ciskanych z procy. Elgo i Elyn rzucali oszczepami i zmagali się na „sztylety”; Ruricowi udało się nawet znaleźć ozdobny rydwan, aby uczyć ich powożenia. Zbrojmistrz coraz to stawiał przed nimi nowe zadania, pokazywał sposoby atakowania i odpierania ataku, uczył nowych sztuczek. Oboje szkolili się pilnie, choć wielokrotnie Ruric jednemu z nich albo obojgu zmywał głowy. – Stop! Na czarne paznokcie Andraka, chłopcze, znów ta twoja duma! Czy nigdy się tego nie nauczysz, książątko? Panna Elyn nie straciła głowy podczas twojego ataku, ale ty się wściekłeś, kiedy ona zaatakowała, poniósł cię temperament i pozwoliłeś jej wygrać. – Elyn, Elyn, co ja mam z tobą zrobić? Ty masz za zadanie powozić rydwanem, a Elgo rzucać oszczepem. Przestań więc wrzeszczeć „Teraz!”, kiedy uważasz, że powinien rzucać. To należy do niego, a ty, dziewczyno, na młot Adona, pilnuj, żeby konie biegły prosto, a nie zataczały się jak pijane muły!
|