nr 5 (XXXVII)
czerwiec 2004




powrót do indeksunastępna strona

Mervyn Peake
Gormenghast

Tytuł: Gormenghast<br/>Tytuł oryginalny: Gormenghast<br/>Autor: Mervyn Peake<br/>Przekład: Jadwiga Piątkowska<br/>Wydawca:  <A href='http://www.zysk.com.pl' target='_blank'>Zysk i S-ka</A><br/>ISBN: 83-7150-903-0<br/>Format: 572s. 125×183mm<br/>Cena: 29,90<br/>Data wydania: 1 czerwca 2004<br/>WWW: <a href='http://www.zysk.com.pl/catalog/product_info.php?products_id=1565' target='_blank'>Polska strona</a><br/><br/>Drugie, po książce „Tytus Groan”, spojrzenie na niezwykły świat zamku Gormenghast.<br/><br/>Opisana w sposób nadzwyczaj plastyczny ponura zamkowa sceneria mogłaby stanowić tło powieści gotyckiej, ale Gormneghast nią nie jest; brak tutaj charakterystycznych rekwizytów tego gatunku, przede wszystkim elementów nadprzyrodzonych, duchów, zjaw, tajemniczych zdarzeń. Cała niesamowitość jest pochodzenia naturalnego. To ludzkie namiętności i charaktery, często przerysowane, doprowadzone do granic absurdu, stwarzają sytuacje pełne grozy i napięcia, czasami okraszone specyficznym angielskim humorem.<br/><br/>Na kartach powieści Tytus Groan, siedemdziesiąty siódmy hrabia Gormenghast, przemienia się z chłopca w młodzieńca, dojrzewając powoli do buntu przeciwko uświęconej tradycji.
Tytuł: Gormenghast
Tytuł oryginalny: Gormenghast
Autor: Mervyn Peake
Przekład: Jadwiga Piątkowska
Wydawca: Zysk i S-ka
ISBN: 83-7150-903-0
Format: 572s. 125×183mm
Cena: 29,90
Data wydania: 1 czerwca 2004
WWW: Polska strona

Drugie, po książce „Tytus Groan”, spojrzenie na niezwykły świat zamku Gormenghast.

Opisana w sposób nadzwyczaj plastyczny ponura zamkowa sceneria mogłaby stanowić tło powieści gotyckiej, ale Gormneghast nią nie jest; brak tutaj charakterystycznych rekwizytów tego gatunku, przede wszystkim elementów nadprzyrodzonych, duchów, zjaw, tajemniczych zdarzeń. Cała niesamowitość jest pochodzenia naturalnego. To ludzkie namiętności i charaktery, często przerysowane, doprowadzone do granic absurdu, stwarzają sytuacje pełne grozy i napięcia, czasami okraszone specyficznym angielskim humorem.

Na kartach powieści Tytus Groan, siedemdziesiąty siódmy hrabia Gormenghast, przemienia się z chłopca w młodzieńca, dojrzewając powoli do buntu przeciwko uświęconej tradycji.
     dla Maeve
     
     Pierwszy
     
     I
     
     Tytus ma siedem lat. Jego granice wyznacza Gormenghast. Wykarmiły go cienie, odłączono go od piersi niejako na sieci obrzędów, w uszach ma echa, w oczach kamienny labirynt, lecz mimo to w jego ciele jest coś innego – coś innego niż to cieniste dziedzictwo. Jest bowiem przede wszystkim dzieckiem.
     Obrządek, potężniejszy niż cokolwiek wymyślonego przez człowieka, walczy przeciwko zakotwiczonej ciemności. Obrządek krwi, wrzącej krwi. Owe odruchy wrażliwości niczego nie zawdzięczają przodkom, lecz niedołężnym chmarom dzieci ziemi, liczonym na tryliony.
     Dar promiennej krwi. Krwi, co się śmieje, gdy zasady mruczą: „Płacz”. Krwi, co boleje, gdy zmurszałe prawa kraczą: „Raduj się!” O, mała rewolucjo pośród wielkich cieni!
     
     Tytus siedemdziesiąty siódmy. Dziedzic rozsypującej się wieży, morza pokrzyw, królestwa rudej rdzy, śladów obrzędów odciśniętych po kostki w kamieniu.
     Gormenghast.
     Zamknięty w sobie i podupadły duma w cieniu; pradawna budowla; wieże – cały obszar. Czy wszystko niszczeje? Nie. Aleją smukłych wieżyc przepływa zefir; pogwizduje ptak; strumień oddziela się od zdławionej rzeki. W głębi kamiennej pięści porusza się ręka lalki, buntowniczo ciepła na lodowatej dłoni. Przesuwa się cień. Porusza się pająk.
     I ciemność spowija postaci.
     
     II
     
     Kim są te postaci? Czego dowiedział się o nich i o swym domu od owego odległego dnia, gdy urodziła go hrabina Groan w komnacie rojącej się od ptactwa?
     Nauczył się alfabetu łuku i nawy; języka mrocznych schodów i obsiadłych przez ćmy krokwi. Placem zabaw są mu wielkie sale, polami dziedzińce, drzewami kolumny.
     Nauczył się, że zawsze są oczy. Oczy, które śledzą. Stopy, które za nim podążają, i ręce, które go podtrzymują, gdy się potyka, podnoszą, gdy upada. Podniesiony spogląda bez uśmiechu. Wysokie postaci przepychają się. Niektóre w klejnotach, inne w łachmanach.
     Postaci.
     Żywi i umarli. Kształty, głosy, które wypełniają mu głowę, gdyż bywają takie dni, gdy żywi nie mają ciała, a umarli żyją.
     Kim są owi zmarli – owe ofiary gwałtu, które nie mają już wpływu na bieg wypadków w Gormenghast, chyba że przez bezśmiertne echo? Fale rozbiegają się bowiem ciemnymi kręgami, a zmarszczone wody przenika ruch, choć zatopione kamienie leżą nieruchomo. Postaci, które dla Tytusa są tylko imieniem, choć jedna z nich to jego ojciec, wszystkie zaś żyły, gdy się urodził. Kim oni są? Dziecko jeszcze o nich usłyszy.
     
     III
     
     Niech się pojawią na krótką, nieziemską chwilę, jako duchy, odrębni, odmienni, cieleśni. Poruszają się, jak przed śmiercią, każdy na swym własnym terytorium. Czy to zimny zwój czasu odwija się wstecz, póki umarłe lata nie przemówią, czy też widma budzą się w pulsowaniu teraźniejszości i błądzą przez ściany?
     Była tu kiedyś biblioteka, teraz obrócona w popiół. Niech powstanie w całej okazałości. Jej papierowe mury są grubsze niż mury z kamienia; uzbrojone nauką, filozofią, poezją, która płynie lub tańczy, choć krępuje ją północ. Za osłoną płótna i skóry oraz zimnego ciężaru atramentu duma tam duch Sepulchrave’a, melancholijnego hrabiego, siedemdziesiątego szóstego pana półcienia.
     Dzieje się to przed pięciu laty. Nieświadom, że przybliża się śmierć zadana przez sowy, boleje każdym powolnym gestem, każdym szlachetnym rysem twarzy, jak gdyby ciało miał ze szkła, a w jego środku odwrócone serce niczym zwisająca łza.
     Z każdym oddechem, który jak odpływ oddala go coraz bardziej od samego siebie, unosi się raczej niż podąża ku wyspie szaleńców – poza wszelkimi szlakami, na spokojnym morzu, o płonących wysokich skałach.
     
     * * *
     
     Jak umarł, o tym Tytus nie ma pojęcia. Jeszcze bowiem nie widział wysokiego człowieka z lasu – Flaya, który był służącym jego ojca i jedynym świadkiem śmierci Sepulchrave’a, gdy hrabia, wspiąwszy się w obłąkaniu na Wieżę Krzemieni, wydał się na żer głodnym sowom – a tym bardziej z nim nie rozmawiał.
     Flay, upiorny i milczący, o stawach kolanowych obwieszczających jego chód przy każdym pajęczym kroku, jako jedyny pomiędzy tymi przyzwanymi duchami jest żywy, choć wygnany z zamku. Jednakże Flay był tak nierozłącznie wpleciony w główny wątek życia zamku, że jeśli komuś przeznaczone było wypełnić lukę swej nieobecności własnym duchem, to z pewnością jemu.
     Klątwa jest rodzajem śmierci, zatem człowiek, który porusza się w lasach, różni się od pierwszego służącego hrabiego sprzed siedmiu lat. Równocześnie więc, gdy obdarty i brodaty zastawia sidła na króliki w wąwozie pełnym paproci, jego duch siedzi w sklepionym korytarzu, bez brody, dawno temu, przed drzwiami pana. Skąd może wiedzieć, że już niedługo sam swoją własną ręką doda nazwisko do listy zamordowanych? Wie tylko, że jego życiu zagraża niebezpieczeństwo, że każdy nerw w jego długim, napiętym, niezgrabnym ciele woła o położenie kresu tej nieznośnej rywalizacji, nienawiści i lękowi. Wie również, że się to stanie dopiero wówczas, gdy zginie albo on, albo ta tłusta i chwiejna okropność.
     
     * * *
     
     Tak się też stało. Chwiejna okropność, kuchmistrz Gormenghast, unoszący się na wodzie jak skąpany w promieniach księżyca mors, z długim mieczem sterczącym niczym maszt z ogromnej piersi, zginął zaledwie godzinę przed śmiercią hrabiego. Powraca oto na terytorium, które miękko i bezlitośnie uczynił swoim. Najbardziej zwodniczy pośród ciężkich objętości, jeśli duch nie ma ani ciała, ani ciężaru, Abiatha Swelter brodzi w ślimaczej chorobie otłuszczenia w wilgotnych wyziewach Wielkiej Kuchni. Z parującego żarcia i na pół zatopionych garów, z mis ogromnych niczym wanny, unosi się i krąży jak prąd miazmatyczny, niemal dotykalny zapach dziennej strawy. Żeglujący pośród gorących oparów, w płóciennym ubraniu napiętym i rozpostartym, duch Sweltera ulega dalszemu rozrzedzeniu przez spowijające go wyziewy; stał się duchem ducha, a jedynie rzepowata głowa zachowała cielesność natury. Buta tej tłustej głowy emanuje niczym złowrogi pot.
     
     * * *
     
     Choć występny i próżny, olbrzymi duch cofa się o krok, by przepuścić zjawę Sourdusta w obchodzie. Mistrz ceremonii, być może najbardziej nieodzowna z tych postaci, kamień węgielny i strażnik prawa Groanów, usiłuje słabymi, zrogowaciałymi rękami rozsupłać węzły splątanej brody. Gdy tak się wlecze, czerwone łachmany przysługujące jego pozycji otaczają wątłe stare ciało brudnymi girlandami. Jest bardzo słabego zdrowia, nawet jak na ducha, nieustannie kaszle sucho i okropnie, przy czym podskakują czarne i białe kosmyki jego brody. Teoretycznie cieszy się, że w osobie Tytusa narodził się dziedzic rodu, lecz jego obowiązki stały się zbyt ciężkie, by mógł sobie pozwolić na wesołość, nawet jeśli przypuścić, że kiedykolwiek był w stanie zwabić tak błahe uczucie w zająkliwe serce. Człapiąc od obrzędu do obrzędu, z uschłą głową podniesioną wbrew naturalnej skłonności, by opaść na pierś, głową pokrytą wieloma dołkami i rysami jak spękany ser, uosabia starożytność swego wysokiego urzędu.
     Jego rzeczywistemu ciału dane było umrzeć w tej samej nieszczęsnej bibliotece, która teraz gości, pod postacią ducha, zjawę Sepulchrave’a. Gdy stary mistrz ceremonii odchodzi i znika w rozgrzanym powietrzu kuchni Sweltera, nie może ani przewidzieć, ani pamiętać (któż bowiem może powiedzieć, w jakim kierunku zwracają się myśli zjaw?), że umrze wypełniony gryzącym dymem po pomarszczone usta, czy też już umarł, od ognia i uduszenia, lizany po pomarszczonej skórze czerwonymi i złotymi jęzorami płomieni.
     Nie może wiedzieć, że spalił go Steerpike; że siostry jego wysokości, Cora i Clarice, podpaliły lont i że począwszy od tej godziny, jego pan, czcigodny hrabia, znajdzie się wyraźnie na drodze wiodącej do obłędu.
     
     * * *
     
     Wreszcie Keda, mamka Tytusa, sunąca cicho korytarzem cętkowanym światłem i szaroperłowym cieniem. Wydaje się naturalne, że jest duchem, gdyż nawet za życia miała w sobie coś nieuchwytnego, odległego i tajemnego. Śmierć poprzez skok w wielką studnię zmierzchającego powietrza była bezlitosna, lecz mniej okropna niż ostatnie chwile hrabiego, kuchmistrza i zgrzybiałego mistrza ceremonii – szybciej też położyła kres goryczy życia niż wygnanie długiego człowieka z lasu. Jak wówczas, zanim uciekła z zamku prosto ku śmierci, troszczy się o Tytusa, jak gdyby przez jej krew wspomagały ją radą wszystkie kiedykolwiek żyjące matki. Ciemna, migotliwa niczym topaz, jest nadal młoda, a jej jedyne oszpecenie stanowi powszechna plaga mieszkańców podgrodzia, przedwczesne nadwerężenie niezwykłej urody – upadek, który następuje z bezlitosną szybkością po niemal promiennej młodości. Ona jedna pośród tych naznaczonych przez los postaci należy do tej ubogiej i nieznośnej sfery wydziedziczonych, których ponure kwatery, niczym narośl z mułu i pijawek, przylgnęły do zewnętrznych murów Gormenghast.
     
     * * *
     
     Promienie słoneczne osmalające kłąb chmury płoną nieskrępowanym blaskiem w stu oknach południowych murów. Zbyt ostre to światło dla duchów, więc Keda, Sourdust, Flay, Swelter i Sepulchrave rozpływają się w promieniach słonecznych.
     
     * * *
     
     Oto, w wielkim skrócie, zmarłe postaci. Te, które ze śmiercią zniknęły z centrum zamkowego życia, zanim Tytus skończył trzy lata. Przyszłość zawisła od ich działań. Sam Tytus nie posiada bez nich żadnego znaczenia, gdyż w dzieciństwie żywił się śladami stóp, wzorami, które postaci te zostawiły na wysokich sklepieniach, ich mglistymi zarysami, powolnymi lub szybkimi ruchami, odmiennymi zapachami i głosami.
     Wszystko, co się porusza, ma swój oddźwięk, więc może się zdarzyć, że Tytus w wieku męskim usłyszy echa tego, co wówczas szeptano. Tytus nie narodził się bowiem w statycznym zbiorowisku postaci – nie w jakimś szablonie, lecz w ruchomej arabesce, gdzie myśli były czynami, a przynajmniej zwisały niczym nietoperze z krokwi strychu lub szybowały pośród wież na podobnych liściom skrzydłach.

ciąg dalszy na następnej stronie

powrót do indeksunastępna strona

42
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.