nr 5 (XXXVII)
czerwiec 2004




powrót do indeksunastępna strona

Jacek Łaszcz
W górę i w dół na diabelskim młynie
‹Monster›

‹Monster›
‹Monster›
Oscar owszem jest, nagroda należała się za samą charakteryzację, jeśli można jeszcze określać tym mianem tak daleko posunięte zmiany w sylwetce i zachowaniu. Ale to dopiero podstawa roli. Przy tych wszystkich korektach powierzchowności i sposobu poruszania się Theron zagrała pewną szorstką i rubaszną banalność obarczoną określonym życiorysem, banalność która w pewnym momencie przekracza dozwolone granice i staje się potworem. Nie wiadomo, dlaczego tak jest. Film pozostawia tę sprawę otwartą, co niektórzy mają za złe debiutantce Jenkins, a ja ją za to chwalę.

Oryginalny tytuł: „Monster”, zachowany w polskim rozpowszechnianiu jest, być może, mylący. Owszem, odnosi się on do filmowej sylwetki straconej dwa lata temu seryjnej morderczyni panów, Aileen Wuornos, byłaby to jednak potworność cokolwiek banalna. Ona bowiem, całkiem po prostu nie może „wyrobić na zakręcie”, unoszona bezwolnie w górę i w dół, niczym na kole życia, na ogromnym diabelskim młynie, pojawiającym się na ekranie (to jedno z gwarowych znaczeń słowa „monster”, na co słusznie zwrócił uwagę Maciej Pinkwart). Jest wzniosła i szlachetna w swej bezwarunkowej miłości do przygodnie poznanej lesbijki, wybaczy jej nawet zdradę, która ją samą doprowadzi do celi śmierci. A zarazem jest drastyczna i brutalna w swych banalnych i okropnych czynach, choć i tam potrafi być wzniosła. Właśnie to szamotanie, ta rozterka wydaje się być przedmiotem filmu.

Debiutantka Patty Jenkins, poruszona prawdziwą historią Wuornos, skrupulatnie ją dokumentuje. Nie tylko widuje się z nią w celi, ale przede wszystkim studiuje namiętnie korespondencję Wuornos, którą ta prowadziła w więzieniu regularnie, niemal codziennie, z przyjaciółką z dzieciństwa. Głównie na tej podstawie powstał scenariusz, odtwarzający pedantycznie sposób wysławiania się bohaterki, jej stany uczuciowe i decyzje. Cała reszta, to żmudna i mrówcza praca, by pokazać przekonywająco, jak i dlaczego morduje się – a czasem oszczędza – przygodnie spotkanych na drodze kierowców.

A co trzeba zrobić, by stać się potworem? Czy wystarczy przytyć o 10-14 kilogramów (obserwatorzy filmowych realiów nie są tu zgodni)? Zmienić sobie uzębienie i nauczyć się przez nie mówić, tak by używać na przemian dwóch sztucznych garniturów, jak swego własnego? Dać sobie wstrzyknąć trochę silikonu pod powieki i policzki lub pogrubić je żelatyną, żeby były obrzmiałe i obwisłe? Upstrzyć całą twarz piegami i plamami pigmentowymi? Radykalnie i drobiazgowo odmienić swoje nawyki ruchowe? Czy to na tyle, aby dostać Oscara?

Nic z tych rzeczy. Wprawdzie nie poznałbym powabnej Charlize Theron w portrecie seryjnej morderczyni panów, Aileen Wuornos, gdybym nie wiedział, że to ona, ale tego mało. Oscar owszem jest, nagroda należała się za samą charakteryzację, jeśli można jeszcze określać tym mianem tak daleko posunięte zmiany w sylwetce i zachowaniu. Ale to dopiero podstawa roli. Przy tych wszystkich korektach powierzchowności i sposobu poruszania się Theron zagrała pewną szorstką i rubaszną banalność obarczoną określonym życiorysem, banalność która w pewnym momencie przekracza dozwolone granice i staje się potworem. Nie wiadomo, dlaczego tak jest. Film pozostawia tę sprawę otwartą, co niektórzy mają za złe debiutantce Jenkins, a ja ją za to chwalę. Czy tą wyzwalającą iskrą, warunkiem sine qua non, było przypadkowe spotkanie z lesbijką w barze dla gejów i akceptacja z jej strony? Czy i bez tego związku Wuornos nie zaczęłaby mordować? Słowem, czy to jest tak, jak w dokumentalnej opowieści Capote’a „Z zimną krwią”, że bez tragicznego zejścia się pary właściwych osobowości nie ma zbrodni, czy może traumatyczne kontakty z mężczyznami z dzieciństwa i drastycznego życia rodzinnego i tak by doprowadziły do morderczej eksplozji? Wcale nie muszę tego wiedzieć. Nikt nie jest Panem Bogiem.

Filmowa opowieść Jenkins zachowuje w tym względzie godną podziwu pokorę. Reżyserka ostentacyjnie unika opisywania lesbijskich zażyłości i wielu ciekawych czuje się przez to rozczarowanych. A jednak! Gdy oglądam jedną, jedyną scenę nagłego, konwulsyjnego stosunku na stojaka, z robaczym falowaniem i osuwaniem się ciał, nie trzeba mi nic więcej. A „odpuszczenie” i współczucie, jakie okazuje potwór przestraszonemu i brutalnie onanizowanemu przez nią mężczyźnie, który dziękuje, nawet nie wiadomo, czy za ten litościwy czyn, czy za darowanie mu życia – jest godne, by stanąć obok podobnie zaskakującej sekwencji w autobusie u Triera, w „Przełamując fale”.

Amerykanie zdradzają szczególne wyczucie do autentycznych historii, jako tworzywa przyszłych fabuł, choćby pedantycznie udokumentowanych. To nie tylko casus zapisu Capote’a (i opartego na nim, głośnego filmu), nie tylko zmistyfikowana i politycznie rozdęta sprawa rzekomej bohaterki amerykańskiej ostatniej wojny w Iraku; oni już tak mają. Będę więc czekał z niecierpliwością na polską publikację listów więziennych Aileen Wuornos. Żeby tylko przekład był rzetelny, bo dosadny język i obrazowanie bohaterki tej korespondencji (i serii tych zabójstw) są niepowtarzalne i zasługują na poszanowanie.



Tytuł: Monster
Tytuł oryginalny: Monster
Reżyseria: Patty Jenkins
Zdjęcia: Steven Bernstein
Scenariusz: Patty Jenkins
Obsada: Charlize Theron, Christina Ricci, Pruitt Taylor Vince, Bruce Dern, Lee Tergesen
Muzyka: BT
Dystrybutor: Monolith
Data premiery: 7 maja 2004
Czas projekcji: 109 min.
WWW: Strona
Gatunek: dramat, kryminalny

powrót do indeksunastępna strona

84
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.