nr 5 (XXXVII)
czerwiec 2004




powrót do indeksunastępna strona

Autor
Sebastian Chosiński
Czy Sokrates musiał zginąć?
I.F. Stone ‹Sprawa Sokratesa›

Zawartość ekstraktu: 90%
‹Sprawa Sokratesa›
‹Sprawa Sokratesa›
Sokrates uważany jest dzisiaj za jednego z ojców filozofii. Tego podważyć się nie da. Otacza go mit, który stworzył jeden z jego najwierniejszych uczniów, Platon. Przez lata był Sokrates postrzegany jako męczennik za wolność słowa, książka I. F. Stone’a – jak zwykle świetnie przetłumaczona przez Lecha Jęczmyka – poddaje jednak weryfikacji tę obiegową opinię i przedstawia nam zupełnie inne oblicze filozofa. Który swoim postępowaniem i głoszonymi poglądami być może zasłużył na karę, jaka go spotkała…

W historii starożytnej Grecji jak pod mikroskopem zaobserwować możemy to wszystko, co wydarzyło się później w historii całego świata. Tam, na przestrzeni kilku wieków (mniej więcej od VIII do IV-III stulecia przed Chrystusem), z otchłani barbarzyństwa wyłoniła się cywilizacja, która wywarła przemożny wpływ na całe dzieje ludzkości. Wpływ, którego przecenić się nie da. To starożytni Grecy zdefiniowali zdecydowaną większość współcześnie używanych pojęć. To oni stworzyli podstawy wszelkich nauk: matematyczno-fizycznych, przyrodniczych, humanistycznych. Im zawdzięczamy pojęcie piękna, które przeniknęło do sztuki (literatury, malarstwa, architektury, rzeźby, a nawet, jak można sądzić, muzyki, choć tego już pewnie nigdy nie sprawdzimy), wynosząc ją ponad inne przejawy codziennej działalności człowieka. W Helladzie ma swój początek większość współczesnych ideologii; tam rozwinęła się bowiem nie tylko filozofia czy teologia, ale również – a może przede wszystkim – polityka. Starożytną Grecję, a głównie Ateny, uważa się przecież po dziś dzień za kolebkę demokracji.

„Wiem, że nic nie wiem”

By jednak obraz ten nie był płaski i jednostronny, dodać trzeba, iż stała się Hellada także źródłem autorytaryzmu i tyranii (zarówno w jej formie oświeconej, reprezentowanej chociażby przez ateńskiego tyrana Pizystrata, jak i w jej totalitarnym wydaniu, co miało miejsce w Sparcie). Tam doszło do pierwszej w historii ludzkości, na dodatek usankcjonowanej prawem, zbrodni ludobójstwa (kazus mieszkańców wyspy Melos, która przeciwstawiła się Ateńczykom podczas wojny peloponeskiej). Tam rodzili się tyrani, swym okrucieństwem w niczym nie ustępujący Adolfowi Hitlerowi czy Józefowi Stalinowi. Chociażby Kritias, który był jednym z najzdolniejszych uczniów Sokratesa, a którego Platon w swoich dialogach odmalowywał w sposób niezmiennie ujmujący… W Starożytnej Grecji właśnie przyszedł na świat i zmarł – jak uważa wielu – męczeńską śmiercią, na cztery wieki przed Jezusem Chrystusem, pierwszy świecki święty, filozof Sokrates.

Znamy go przede wszystkim z powiedzenia: „Wiem, że nic nie wiem”, które – zdaniem części uczonych – było przejawem jego, rzadko spotykanej u ludzi, skromności. W podręcznikach historii, encyklopediach, kompendiach wiedzy filozoficznej przedstawiany jest on jako jeden z ojców „umiłowania mądrości”. Nie pozostawił po sobie żadnych pism, a jego poglądy znamy dzięki współczesnym mu pisarzom: zarówno literatom, jak i innym filozofom. Wyidealizowany obraz swojego nauczyciela i mistrza przedstawił Platon (w swoich dialogach); nieco krytyki przemycił natomiast w swych dziełach historyk i filozof Ksenofont (m.in. „Wspomnienia o Sokratesie”, „Obrona Sokratesa”, „Księga o gospodarstwie” i „Uczta”, które również, jak dzieła Platona, mają formę dialogów); na sarkazm, ironię i złośliwość wobec filozofa, któremu ponoć nie zamykały się usta, pozwalał sobie jedynie najzdolniejszy komediopisarz starożytności Arystofanes (który w „Chmurach”, jednej z najlepszych swych komedii, bez większych wyrzutów sumienia opisał – znajdującą się wśród tytułowych chmur – „myślarnię” Sokratesa).

Do dzisiaj studenci wszystkich nauk humanistycznych uczą się na zajęciach z filozofii o jego niecodziennej metodzie nauczania, która miała polegać na zbijaniu podczas dysputy fałszywych poglądów swoich dyskutantów, co równie często musiało być dla uczestników owych spotkań tyleż kształcące, co wielce irytujące. Tym bardziej że Sokrates nie należał ponoć do ludzi skromnych i uwielbiał innym udowadniać swą wyższość.

Legenda Sokratesa i Stone’a

Na postrzeganie Sokratesa wpłynęła przede wszystkim jego śmierć i poprzedzające ją ostatnie godziny życia, odmalowane przez Platona w „Obronie Sokratesa” z wielką starannością i oddaniem, graniczącym niemal z czołobitnością. Daleko posuniętym brakiem rozwagi byłoby jednak bezkrytyczne przyjmowanie wszystkiego, co o swoim guru napisał autor „Państwa”. Historyk, nie znający poglądów filozofa „z pierwszej ręki” (brak pism!), ma bowiem obowiązek (nie prawo, ale właśnie – obowiązek!) zadawać sobie pytanie: czy obraz człowieka, którego Ateny skazały na śmierć za – to oficjalna wersja werdyktu sędziowskiego – „bezbożność” i „demoralizację młodzieży”, rzeczywiście był człowiekiem bez skazy? Czy wyrok należy z góry uznać za krzywdzący? Nie zapominając przy tym, że demokratyczne procedury w tym mieście-państwie rozwinięte były znacznie bardziej, niż w uchodzących dzisiaj za wzorcowy model zachodniej demokracji Stanach Zjednoczonych? Słowem: czy Sokrates zasłużył na śmierć?

Odpowiedzi na to pytanie spróbował udzielić amerykański dziennikarz I. F. (Isidor) Stone w opublikowanej w 1988 roku, zaledwie kilka miesięcy przed śmiercią autora, książce „Sprawa Sokratesa” (w oryginale tytuł brzmi: „The trial of Socrates” [„Proces Sokratesa”], co jednak – zgodnie z sugestią tłumacza Lecha Jęczmyka – jest w tym przypadku pojęciem zbyt wąskim, nie oddającym całości problemu, który postanowił zbadać Stone).

Autor „Sprawy…” to w światku dziennikarskim postać niemal kultowa. Przez dziewiętnaście lat wydawał on własnym sumptem redagowany jednoosobowo i dystrybuowany jedynie poprzez prenumeratę tygodnik „I. F. Stone’s Weekly”, w którym drukował to wszystko, co pomijały bądź świadomie przemilczały wysokonakładowe czasopisma. Miał żyłkę detektywa i to doskonale widać na każdej stronicy jego książki o Sokratesie. Zaskakujący jednak może być dla czytelnika fakt, iż początkowo „Sprawa…” miała mieć zupełnie inny charakter. Stone postanowił bowiem przedstawić sylwetkę człowieka-filozofa, który stał się męczennikiem za wolność słowa (był więc mu zapewne bardzo bliski duchowo i mentalnie). Z biegiem czasu jednakże, gdy autor dokonywał szczegółowej analizy kolejnych, odnoszących się do interesującego go zagadnienia, źródeł historycznych – by nie być zdanym na łaskę tłumaczy, w ekspresowym tempie przyswoił sobie grekę! – wyłaniał mu się z mgły dziejów zupełnie inny od propagowanego przez tysiąclecia wizerunek Sokratesa. Filozofa, który chronicznie nienawidził demokracji… Którego nauki doprowadziły do co najmniej trzykrotnie podejmowanych prób obalenia w Atenach „rządów ludu” i wprowadzenia oligarchicznej dyktatury… Który w swej nienawiści do demokratycznej formy sprawowania władzy gotów był sprzymierzyć się nawet ze śmiertelnym wrogiem Aten – Spartą, mimo że sam bohatersko walczył przeciwko Sparcie na polach bitewnych wojny peloponeskiej. Stąd już tylko krok dzielił Stone’a od sprecyzowania heretyckiej, zdawałoby się, myśli: Może Sokrates zasłużył sobie na to, co go spotkało?

Święty – totalitarysta?

Amerykanin poddał dokładnej analizie wszystkie znane ze starożytności – greckiej i rzymskiej – przekazy dotyczące Sokratesa i ze zdziwieniem dostrzegł, iż dotychczas, dokonując ich interpretacji, pomijano wiele istotnych detali. Stone porównywał źródła, sięgając głęboko do helleńskiej tradycji (przede wszystkim Homera, który po raz kolejny okazał się niezastąpioną kopalnią wiedzy); badał zjawiska, dociekał znaczeń pojęć i nawet pojedynczych wyrazów, wychodząc z założenia, że – zgodnie z przysłowiem – diabeł może tkwić w szczegółach. W końcu dostrzegł to, co do tej pory umykało innym badaczom.

Wywodowi, który zaproponował na potwierdzenie swoich tez, trudno cokolwiek zarzucić. Logika dziennikarza śledczego, w którego przedzierzgnął się Amerykanin, jest żelazna i niezbite zdają się być wnioski, do których dotarł na końcu jakże wyboistej drogi. Sokrates Stone’a nie jest tak jednowymiarowy, jakim widzieliśmy go – w dużej mierze dzięki Platonowi – wcześniej. Jest człowiekiem niezwykle inteligentnym (to nie ulega wątpliwości), sprytnym i przebiegłym; świadomym swej mądrości i wiedzy, wykorzystującym te cechy w dążeniu do osiągnięcia własnych celów za wszelką cenę (mógłby więc stać się znakomitym punktem wyjścia dla rozważań Machiavellego). Jest zadufanym w sobie wolnomyślicielem, gardzącym biedniejszymi i mniej mądrymi od siebie, chętnie ośmieszającym rządzących miastem zwolenników demokracji. Metoda walki Sokratesa (bo nie da się ukryć, że – nauczając – walczył) była niewdzięczna dla jego politycznych rywali, ponieważ opierała się na bardzo niejasnych przesłankach. Filozof mógł z jednej strony bez większego problemu zbijać z pantałyku swoich adwersarzy, z drugiej natomiast skutecznie wytrącać im oręż z ręki i tym samym unikać ich ataków, ponieważ sam wystrzegał się, jak ognia, systematyzowania własnych poglądów. Zawsze pozostawiał sobie w dyskusji otwartą furtkę, którą mógłby uciec, gdyby nagle grunt zaczął mu się palić pod nogami.

Jeśli był więc Sokrates tak szczwanym myślicielem, dlaczego pozwolił się osaczyć swoim wrogom? Dlaczego musiał umrzeć? Stone jest przekonany, że – gdyby tylko sam chciał – filozof mógł łatwo uniknąć wyroku skazującego. Problem jednak w tym, że nie chciał. A może raczej: nie mógł! Stało się bowiem coś, czego przewidzieć zapewne nawet Sokrates nie był w stanie: godząc się na inną karę niż śmierć (przez wypicie cykuty), musiałby przyznać rację ideom, z którymi przez całe swoje życie zaciekle walczył, którymi szczerze pogardzał, czemu często dawał publicznie wyraz. Stanął tym samym przed nie mającym dlań dobrego rozwiązania dylematem: albo ocali życie (za cenę oportunizmu i utraty czci), albo legendę (z rodzenia się której zdawał sobie sprawę). Wybrał to drugie. Z perspektywy ponad dwóch tysięcy lat, które minęły od jego śmierci, możemy uznać, że słusznie. Gdyby inaczej bowiem potoczyły się jego losy, czy dziś pamiętalibyśmy jeszcze o Sokratesie? Czy Platon i Ksenofont uczyniliby go bohaterem swoich dzieł, współtworząc w ten sposób jego legendę? Czy filozofowie okresu Oświecenia uczyniliby zeń świeckiego świętego? Prawdopodobnie znalibyśmy zupełnie innego Sokratesa: na pozór nieszkodliwego dziwaka, który jednak natchnął Platona do stworzenia pierwszej w dziejach ludzkości teorii państwa totalitarnego (bo tak przecież w rzeczywistości było)…

Długa ławka świadków…

Stone nie ukrywa swojej fascynacji Sokratesem, ale też nie podejmuje żadnych prób wybielenia filozofa. Wręcz przeciwnie: z niezwykłą dociekliwością obala kolejne mity, które narosły wokół tej postaci. Czyni to ze swadą, co tylko dodaje jego publicystycznemu stylowi werwy. „Sprawę Sokratesa” czyta się więc jak świetny prawniczy thriller – Grisham nie powstydziłby się takiego dzieła! Jest jednak pewna, ale za to zasadnicza różnica: książka Stone’a oparta została na wydarzeniach historycznych, a w roli świadków – obrony bądź oskarżenia – pojawiły się postaci takiego formatu, jak Homer, Hezjod, Solon, Likurg, Arystofanes, Eurypides, Lizjasz, Platon, Kritias, Alkibiades, Lizander, Ksenofont, Arystoteles, Heraklit, Diogenes Laertios, Plutarch i wielu innych, już mniej znaczących. Owo intrygujące bogactwo nie tylko głównych, ale również drugo- i trzecioplanowych bohaterów tego sądowego dramatu, uczyniło ze „Sprawy…” dzieło, które znacznie wykracza poza temat określony w tytule książki. Stone, chyba nawet ku własnemu zaskoczeniu, stworzył bowiem w miarę syntetyczny obraz greckiej starożytności. Sporo miejsca poświęcił zarówno historii (konflikt grecko-perski, a następnie antagonizmy wewnątrzhelleńskie), jak i literaturze oraz życiu codziennemu Greków. Analizie, choć pobieżnej, poddał istniejące na przełomie V/IV wieku przed naszą erą systemy filozoficzne (szkoła sokratejska i platońska kontra sofiści) i polityczne (ateńska demokracja a spartański autorytaryzm).

Myliłby się jednak ten, kto by stwierdził, iż książka Stone’a może zainteresować jedynie historyków specjalizujących się w starożytnej Grecji. Nie brak w niej bowiem odniesień do współczesności (tej sprzed lat kilkudziesięciu i kilkunastu), a większość pytań natury moralnej, na które starali się odpowiedzieć nasi greccy przodkowie (w tym także Sokrates i – za nim – Stone), ciągle pozostają aktualne. Co to są „cnota”, „sprawiedliwość”, „wstyd”? Czy wiedza, mądrość, inteligencja czynią nas „wybranymi” do tego stopnia, że możemy stanąć ponad innymi i narzucić im swoją – choćby oświeconą – wolę? Jakie są granice wolności i czy można je przekroczyć? Czy filozof, pisarz, teoretyk idei powinien ponosić odpowiedzialność – aż do kary śmierci włącznie – za głoszone przez siebie poglądy? Czy wierność własnym przekonaniom może doprowadzić do absurdu, paranoi, obłędu?

Książka Stone’a nie tylko próbuje tłumaczyć przeszłość, ale również pomaga zrozumieć świat, w którym żyjemy. Wiele w niej niezwykle trafnych spostrzeżeń, które powinni wziąć sobie do serca wszyscy politycy i ci, którzy mają zamiar stać się nimi w przyszłości. Na przykład to (odnoszące się bezpośrednio do Sokratesa): „Kiedy chodzi o uleganie szowinistycznym nastrojom, filozofowie często nie różnią się od zwykłych zjadaczy chleba” (s. 124). Albo (oparte na przemyśleniach dotyczących rządów Trzydziestu Tyranów, którzy na kilka miesięcy przejęli władzę w Atenach po klęsce w wojnie peloponeskiej): „W całej historii im węższa jest podstawa dyktatury, tym straszniejszy terror potrzebny do utrzymania jej przy władzy” (s. 162).

Kiedyś, w jednym z felietonów publikowanych w „Nowej Fantastyce”, Lech Jęczmyk (tłumacz „Sprawy Sokratesa”) określił Platona mianem „dziadka totalitaryzmu”; po przekładzie książki Stone’a mógłby pokusić się o kolejny felieton – tym razem poświęcony Sokratesowi. Ciekawe, jak by go zatytułował?…



Tytuł: Sprawa Sokratesa
Tytuł oryginalny: The Trial of Socrates
Autor: I.F. Stone
Przekład: Lech Jęczmyk
Wydawca: Zysk i S-ka
ISBN: 83-7298-304-6
Format: 308s. 125×195mm
Cena: 39,—
Data wydania: kwiecień 2003
WWW: Polska strona
Ekstrakt: 90%

powrót do indeksunastępna strona

114
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.