nr 6 (XXXVIII)
lipiec - sierpień 2004




powrót do indeksunastępna strona

Autor
Eryk Remiezowicz
Stracone szanse
Irwin Shaw ‹Dopuszczalne straty›

Zawartość ekstraktu: 70%
‹Dopuszczalne straty›
‹Dopuszczalne straty›
Szkoda nieco tego pomysłu, tego autorskiego błysku… „Dopuszczalne straty” mogły być powieścią wybitną, a są jedynie dobrą. Pomysł stanowiący osnowę książki zasługuje na uwagę, a język Irvina Shawa jest tradycyjnie wyśmienity. Jednak zalety te nie pozwoliły zrekompensować słabej końcówki.

Bo niestety, po czym się poznaje mężczyznę, to my wiemy. I kryminał poznaje się po tym samym – po rozwiązaniu. Początek „Dopuszczalnych strat” zwiastuje nam rozkosznie zawikłaną zagadkę, tropy mnożą się przez całą powieść niczym króliki w Australii, czekamy w napięciu na le finale grande – a tu nic.

Omówmy jednak rzecz całą systematycznie, od zawiązania akcji pozynając. Pomysł, jak nadmieniono, jest dobry, choć prosty. Oto w nocy w domu Rogera Dammona dzwoni telefon. Nieznany mężczyzna rzuca anonimowe groźby, nawiązując do bliżej niezdefiniowanych wydarzeń w przeszłości i obiecując rozliczenie. Dammon próbuje rzecz całą zapomnieć i zasnąć… i nie udaje się. Banalna rozmowa rośnie i wypełnia mu całe życie.

Shaw jest wielkim malarzem postaci. Pióro aż mu śmiga w dłoni, kiedy swobodnie zapełnia karty książki świetnymi charakterami. Już od pierwszych stron czujemy ten sam niepokój co Dammon, zastanawiamy się razem z jego bliskimi, co też mogło zburzyć spokój duszy starzejącego się agenta literackiego i, w miarę rozwoju akcji, przesuwamy się na skali uczuć tam, gdzie autorowi spodoba się nas umieścić. Reakcje, zachowania bohaterów są dla nas naturalne, rozumiemy ich bez wysiłku.

Do tej umiejętności dodaje autor bardzo zgrabną intrygę, ze sprawnie porozmieszczanymi wstrząsami, utrzymującymi czytelnika w nieustannej czujności. Nigdy nie wiadomo, kiedy tajemniczy „wielbiciel” znowu zadzwoni. A Roger liczy swoje grzechy, odkrywając ze zdumieniem, że na świecie żyje wielu ludzi, którzy mogą mieć o nim nie najlepsze mniemanie.

Albowiem „Dopuszczalne straty” to, jakby to określić… obyczajowy kryminał? Niełatwo jednoznacznie zaklasyfikować książkę, w której na mocną sensacyjną zagadkę nakłada się interesujący portret ludzkiego życia i trudno mówić o wyraźnej przewadze któregoś elementu. Shaw zauważa, że człowiek w czasie życia podejmuje wiele decyzji zbyt błahych, aby je świadomie zarejestrować i zapamiętać. Są to wszystko czynności oparte o podstawowe odruchy, nastroje jednego wieczoru, czasem wynikające z wpojonych w dzieciństwie norm, czasem ze zwykłej fizjologii. Jednak te niezauważalne drobiazgi ważą często na losach innych i dzień, który w naszej pamięci będzie jeszcze jednym dwudziestoczterogodzinnym okresem snu-jawy, okaże się punktem zwrotnym w życiu naszego bliźniego.

Jednak wszystko co dobre, kiedyś się kończy. Oczekiwałoby się, że po tym długotrwałym grzebaniu we wspomnieniach, po tym, jak Shaw zbudował znakomity suspens i zatrzymał nas w świecie swojej powieści, nastąpi mocne zakończenie, wbijające się na długo w pamięć. Jednak zamiast błysku geniuszu rzecz cała się rozpływa w szarości i nijakości.

Wydaje się, że przekaz „Dopuszczalnych strat” zawarty jest w samej fabule. Zakończenie nie jest udane, bo Irvin Shaw powiedział swoje wcześniej i pary nie starczyło na finisz. Powieść broni się jednak i warto ją przeczytać, mimo finalnej wpadki. Dla bohaterów, dla przeżyć, dla gry charakterów i niezwykłości ukrytych w codzienności.



Tytuł: Dopuszczalne straty
Tytuł oryginalny: Acceptable Losses
Autor: Irwin Shaw
Przekład: Teresa Lechowska
Wydawca: Książnica
ISBN: 83-7132-629-7
Format: 113s. 110×175mm
Cena: 19,80
Data wydania: wrzesień 2003
Kup w Merlinie (18,—)
Ekstrakt: 70%

powrót do indeksunastępna strona

76
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.