nr 6 (XXXVIII)
lipiec - sierpień 2004




powrót do indeksunastępna strona

Autor
Tomasz Kujawski
Kolejne długaśne interludium we wściekle postmodernistycznym sosie
Stephen King ‹Mroczna wieża V. Wilki z Calla›

Zawartość ekstraktu: 70%
‹Wilki z Calla›
‹Wilki z Calla›
Po ochach i achach nad zaletami dotychczas wydanych czterech tomów „Mrocznej Wieży” Stephena Kinga naszedł czas na żółtą kartkę. „Wilki z Calla” nie są gorsze od poprzednich części, to, co było dobre w cyklu, nadal jest obecne. Jednak to już piąta z siedmiu części, za nami blisko trzy tysiące stron lektury, ale zamiast odpowiedzi i wyjaśnień otrzymujemy tylko kolejną porcję pytań.

Po najdłuższej w karierze Kinga, blisko tysiącstronicowej retrospekcji, którą był „Czarnoksiężnik i kryształ”, wracamy do dalszych przygód Rolanda. Spotykamy go, gdy wraz ze swoją dziwaczną jak na standardy fantasy drużyną podróżuje wzdłuż jednego z dwunastu Promieni stykających się w centrum wszystkich światów – Mrocznej Wieży. Niestety wędrówka znów zostaje przerwana. Mieszkańcy miasteczka Calla Bryn Sturgis zwracają się do grupki ostatnich rewolwerowców o pomoc w walce z Wilkami – tajemniczymi najeźdźcami, którzy pojawiają się regularnie co dwadzieścia kilka lat i zabierają po jednym dziecku z każdej pary bliźniąt (w Calla pojęcie jedynaka praktycznie nie istnieje). Porwane dzieci wracają w niedługi czas po uprowadzeniu, jednak są już zupełnie odmienione – przypominają niedorozwinięte ofiary choroby popromiennej. Mieszkańcy nie potrafią się obronić przed agresorami wyposażonymi w przypominającą lasery broń. Jako źródło inspiracji King podaje film Kurosawy „Siedmiu samurajów” (i jego amerykańską wersję „Siedmiu wspaniałych”), i rzeczywiście szkielet fabularny dzieł sprowadza się do tego samego – grupka wojowników przybywa do zastraszonego miasteczka, w którym rozpoczyna powolny proces zyskania zaufania mieszkańców i w końcu próby podjęcia wspólnej walki. Nieźle pomyślane, nieźle napisane, tylko szkoda, że tak obszernie zaprezentowana przygoda tylko ćwiczy cierpliwość czytelników oczekujących zupełnie innych opowieści i odpowiedzi.

W tę westernową historię odwołującą się do filmowej spuścizny Kurosawy, Leone, Peckinpaha, Hawksa i Sturgisa (autor pisze o tym w posłowiu) wplecione są rozdziały popychające do przodu główne wątki cyklu. King wprowadza je dwiema furtkami. Jedną jest ojciec Callahan, drugoplanowa postać z drugiej powieści Kinga, „Miasteczka Salem”. W „Wilkach” odgrywa on ważną rolę i ostatecznie dołączy do drużyny Rolanda, a jego obszerna opowieść, w której mówi, jak zawędrował z Salem do Calla, pośrednio wyjaśnia nieco tajemnice Wieży. Drugą furtką jest jeden z potężnych kryształów, który przypadkiem – do różnych ‘przypadkiem’ wrócimy za chwilę – znalazł się w posiadaniu księdza i który umożliwia swobodne podróże pomiędzy różnymi czasoprzestrzeniami. Roland wraz z towarzyszami kilkukrotnie wykorzystają go, aby przenieść się do naszego świata i uchronić różę rosnącą samotnie na pustej nowojorskiej parceli. Owa roślina z nie do końca jasnych powodów jest bardzo ważna i łączy się w sposób z Wieżą.

King uchylił nieco rąbka tajemnicy, ale nie do końca jestem pewien, czy czytelnicy nieznający (i to dość dobrze) pozacyklowej twórczości autora, zrozumieją z tych wyjaśnień cokolwiek. Nadal jesteśmy w dość absurdalnej sytuacji, gdy z innych powieści Kinga, wydanych już jakiś czas temu, można wywnioskować więcej, niż z tych należących do cyklu. Ojciec Callahan, na przykład, okazuje się kolejnym z Łamaczy (w innych tłumaczeniach: Niszczycieli), ale czy osoby, które nie czytały „Czarnego Domu” i „Serc Atlantydów”, będą w stanie to wywnioskować i zrozumieją, czym właściwie owa grupa ludzi jest? W tym świetle łatwiej zrozumieć też fakt, że o ile na Zachodzie „Wilki z Calla” doczekały się mieszanych recenzji, w Polsce przyjmowane są dość pozytywnie. U nas pomiędzy wydaniem pierwszego i ostatniego tomu upłynęły tylko dwa lata, tam – dwadzieścia! Łatwiej nam o cierpliwość i wyrozumiałość.

W cyklu „Mroczna Wieża” autor postanowił wymieszać wszystko ze wszystkim, uczynić z serii literacki poligon do realizacji najdzikszych pomysłów. Zagłębiając się w kolejne tomy można przywyknąć do ciągłych zmian konwencji, szarpanego toku narracji i oryginalnego świata rodem z westernów, w którym istnieją roboty i napędy atomowe. W „Wilkach…” jednak owa tendencja zbliża się do niebezpiecznej granicy. Znajdziemy tu między innymi odpowiedź na pytanie, co tytułowi najeźdźcy mają wspólnego z komiksami Marvela i Harrym Potterem, a gdy bohaterowie trafią do Nowego Yorku, w księgarni znajdą leżące obok siebie książki samego Kinga i niejakiej Claudii Inez Bachman, czyli inaczej żony pseudonimu Kinga (ostatnie zdanie zapisano bez błędów). W trakcie lektury tego tomu po raz pierwszy (i to kilkukrotnie) odniosłem wrażenie, że autor traktuje swoje dzieło nie do końca serio. Nie jest to najzdrowszy z objawów. A będzie jeszcze gorzej. Chyba nie zdradzę żadnego sekretu, jeśli napiszę, że w szóstym tomie bohaterowie udadzą się na pogawędkę z samym Kingiem.

Czas napisać kilka słów o fabule. Sama w sobie jest ciekawa i wciągająca, ale gdy przyjrzeć się nieco dokładniej, odsłania swoje słabe strony. King od początku cyklu buduje w czytelnikach przeświadczenie, jak wielką rolę w losach Rolanda i jego towarzyszy odgrywa przeznaczenie i inne nienazwane siły, których jedynym chyba zadaniem jest uwiarygodnienie przeróżnych zbiegów okoliczności, którymi King nadrabia brak pomysłów. Autor zawsze miał tendencję do dziwnych sztuczek i naciągnięć, ale w „Wilkach z Calla” pobił kolejny rekord. Tym razem uparł się na liczbę dziewiętnaście, która jest wyjaśnieniem i kluczem do wszystkiego. O co chodzi w Mrocznej Wieży, Steve? Dziewiętnaście.

Mimo stawianych powyżej zarzutów, „Wilki z Calla” to dobra książka. W recenzji skupiłem się na minusach, choć należy pamiętać, że to, co w cyklu było dobre i o czym pisałem przy okazji poprzednich tomów, nadal jest obecne, a całą serię gorąco polecam. Niemniej pewne tendencje autora zaczynają niepokoić. Przed nami dwa ostatnie i najważniejsze tomy. Należy uzbroić się w cierpliwość i poczekać, czy King wespnie się nimi na wyżyny, czy stoczy na dno. Po lekturze „Wilków” obawiam się że druga opcja po raz pierwszy stała się realna.

W oryginalnym wydaniu „Wilków z Calla” King ogłosił oficjalną listę swoich książek bezpośrednio związanych z cyklem. Są to: „Miasteczko Salem”, „Bastion”, „Talizman”, „To”, „Oczy smoka”, „Bezsenność”, „Rose Madder”, „Desperacja”, „Worek kości”, „Czarny Dom”, „Buick 8”, „Regulatorzy”, „Szkieletowa załoga” (prawdopodobnie chodzi o nowelę „Mgła”), „Serca Atlantydów”, „Wszystko jest względne”.




Tytuł: Wilki z Calla
Tytuł oryginalny: Wolves of the Calla
Autor: Stephen King
Przekład: Zbigniew A. Królicki
Wydawca: Albatros
Cykl: Mroczna Wieża
ISBN: 83-7359-142-7
Format: 736s. 125×195mm
Cena: 29,—
Data wydania: 9 czerwca 2004
Kup w Merlinie (27,—)
Ekstrakt: 70%

powrót do indeksunastępna strona

69
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.