nr 7 (XXXIX)
wrzesień 2004




powrót do indeksunastępna strona

Autor
 Magia przypływa z daleka
Steven Erikson ‹Przypływy nocy: Misterny plan›, Steven Erikson ‹Przypływy nocy: Siódme Zamknięcie›
„Przypływy nocy” Stevena Eriksona są pewnego rodzaju niespodzianką. Wydarzenia opisane w poprzednich tomach „Opowieści z Malazańskiej Księgi Poległych” biegły w miarę chronologicznie, a obszar, na którym splatała się historia, zdawał się zamknięty. Tymczasem „Przypływy nocy” przenoszą czytelnika daleko w przestrzeni i czasie.
Zawartość ekstraktu: 90%
‹Przypływy nocy: Misterny plan›
‹Przypływy nocy: Misterny plan›
Steven Erikson zostawił wszystkich swoich bohaterów i wszystkie wykreowane przez siebie krainy daleko za sobą i postanowił nas cofnąć do czasów przed wygnaniem znanego z „Domu Łańcuchów” Trulla Sengara, przenosząc jednocześnie akcję na odległy kontynent. Ten ryzykowny skok w czasoprzestrzeni można uznać za w pełni udany. „Przypływy nocy”, choć to już piąty tom, poziomem nie odbiegają od reszty cyklu i godne są zdobić półki każdego fana fantasy.
Streszczenie fabuły powieści jest, jak to zwykle u Eriksona, niemożliwe. Podstawą jest konflikt Okaleczonego Boga z resztą świata, ale na tym tle rozgrywa się mnóstwo podwątków – starcie państwa Lether z plemionami Tiste Edur, historie trzech niezwykle uzdolnionych braci Beddict, opowieść o pradawnej zdradzie Scabandariego Krwawookiego i wiele, wiele innych. Opowiedzieć to wszystko nie sposób, zwłaszcza że wszystkie te nici autor splata w mocny gobelin i nie sposób wyrwać jednej nici bez sprucia całości. Dodać należy, że całość wykończona jest nader starannie i nie dość, że gładko się ściele, to w dodatku nie zwisają żadne luźne końce. To już markowa cecha Stevena Eriksona: każda z „Opowieści z Malazańskiej Księgi Poległych” zamknięta jest w spójną całość. Nie inaczej jest z „Przypływami nocy”.
Książka, poza postacią Trulla Sengara, niewiele ma punktów styczności z resztą cyklu. Pojawiają się znane nam rasy, kilka znanych z reszty cyklu nazw i postaci, ale to ślady zaledwie i bez większego wpływu na główną treść fabuły. Kontynent, na którym dzieją się opisane w książce wydarzenia jest na tyle odległy (i na tyle dziwny, chciałoby się rzec), że nie stosuje się tam nawet systemu Grot. Tym większy podziw należy się autorowi – wszedł na nieznane obszary, porzucił wypracowane starannie postaci i sprostał wyzwaniu. Zachował wszystkie zalety swej prozy, poruszając się w nowym świecie, obmyślając nowe charaktery.
Mimo tego oddalenia od głównego, do tej pory, nurtu cyklu parę następnych kawałków łamigłówki, jaką stanowi świat Malazu i jego historia wpadnie na swoje miejsca. Zyskamy wgląd w historię Tiste Edur i Tiste Andii, powiększy się grono znanych nam potomków i krewnych Matki Ciemności, a Forkrul Asssailowie pokażą co nieco ze swojej prawdziwej natury. To ostatnie wydarzenie jest szczególnie interesujące, bo okazuje się, że ta pradawna rasa, portretowana do tej pory dość sympatycznie, niesie w sobie straszliwą groźbę śmiertelnego uspokojenia całego świata.
W „Przypływach nocy” dostajemy to wszystko, za co Eriksona kochamy. Po pierwsze tworzenie i konflikt kultur. Na kartach powieści rosną całe cywilizacje ze swoimi systemami wartości i są to konstrukcje żyjące, zmieniające się w czasie i w zetknięciu z sąsiadami. Zderzenie dwóch spojrzeń na świat, darwinowskie pożeranie słabszej kultury i spychanie jej przedstawicieli na odległe marginesy stanowi nieustannie powtarzane memento „Przypływów nocy”. Tak jak „Bramy Domu Umarłych” dało się odczytać jako kontakt cywilizacji Zachodu z Arabami, tak tu widać, jak leśne i górskie plemiona łowców i zbieraczy miażdżone są przez rozpędzone koła cywilizacji chciwości. Prowadzi to interesującego konfliktu wewnątrz czytelnika – Tiste Edur, jako słudzy Okaleczonego Boga, nie budzą szczególnej sympatii. Z drugiej jednak strony, jeżeli nie staną do walki, to staną się następnymi ofiarami United States of Lether, bo najeźdźcy pozostałych przy życiu całkowicie zmienią na swoją modłę.
Zawartość ekstraktu: 90%
‹Przypływy nocy: Siódme Zamknięcie›
‹Przypływy nocy: Siódme Zamknięcie›
Druga zaleta Stevena Eriksona to umiejętne szkicowanie wewnątrzludzkich konfliktów. Każda z głównych postaci musi wybierać, co ze sobą zrobić, jakie decyzje podjąć i nie są to rozważania trywialne. Ściślejsze szkicowanie tych osobistych dramatów nie jest możliwe – brak tu miejsca, a i czytelnicy nie ukochaliby nas za spoilerowanie, jednak, patrząc pod kątem dylematów pojedynczych postaci, tom ten można nawet uznać za najlepszy z całej piątki. Szczególnie wyróżniają się trzej bracia Beddict oraz trzech z braci Sengar, jednak ich tragedie trafiają do czytelnika najbardziej dlatego, że są najwyraźniej naszkicowane. Wiele z postaci drugoplanowych rozdzierane jest bowiem problemami równie ostrymi.
Po trzecie – humor i dialogi. W tym potwornym świecie zawsze się znajdzie kilka powodów do śmiechu. Erikson, jeśli chodzi o szkicowanie zwałów trupów nie ma sobie równych, ale jak mało kto potrafi wieść przez karty powieści zabawną postać, której wypowiedzi będą nieodmiennie radować. W „Przypływach nocy” taką rolę pełni Tehol Beddict, którego rozmowy z lokajem Buggiem (choć nie tylko) są małymi arcydziełami groteski. Autor wykorzystuje tu w pełni swój talent do budowania wieloznacznych dialogów, do ukrywania znaczeń w znaczeniach, rzucania podtekstów i wikłania tropów.
Po czwarte jest to świat skąpany w magii bardziej niż jakakolwiek inna kreacja fantasy. Tu nie da się dopasować schematu „znane + czary”, bo krainy wyrosłe w wyobraźni Stevena Eriksona zostały przez magię doszczętnie przeobrażone. Jak gdyby po wszystkich kontynentach przetoczył się gigantyczny czarodziejski walec, wplatający świadomość istnienia magii i magicznych istot w jaźń każdego, komu przyszło żyć w tym fragmencie czasoprzestrzeni. Książki Eriksona, a „Przypływy nocy” nie stanowią tu wyjątku, są wyśmienitą pożywką dla wyobraźni. Umiejętne wplecenie elementów nadprzyrodzonych, połączone z oryginalnym zestawem ras i starannie dopracowaną historią ich konfliktów, tworzy krajobrazy i wydarzenia przewyższające bogactwem i intensywnością większość wizji, jakie normalny umysł jest w stanie wypracować.
Pozostaje mi więc z zachwytem stwierdzić, że Gaudi fantasy nic nie traci ze swego talentu. „Przypływy nocy” są wyśmienitą lekturą, pełną wszystkich zalet, jakimi szczyci się proza Stevena Eriksona. Warto, naprawdę warto zanurzyć się w „Opowieści z Malazańskiej Księgi Poległych”, zwłaszcza, że Erikson ma nad innymi tuzami fantasy zasadniczą przewagę – potrafi pisać szybko bez strat dla jakości książki. I oby tak dalej.



Tytuł: Przypływy nocy: Misterny plan
Tytuł oryginalny: Midnight Tides
Autor: Steven Erikson
Wydawca: MAG
Cykl: Malazańska Księga Poległych
ISBN: 83-89004-60-4
Format: 432s. 115×185mm
Cena: 35,—
Data wydania: 2 czerwca 2004
Ekstrakt: 90%

Tytuł: Przypływy nocy: Siódme Zamknięcie
Tytuł oryginalny: Midnight Tides
Autor: Steven Erikson
Przekład: Michał Jakuszewski
Wydawca: MAG
Cykl: Malazańska Księga Poległych
ISBN: 83-89004-66-6
Format: 504s. 115×185mm
Cena: 35,—
Data wydania: 24 czerwca 2004
Ekstrakt: 90%
powrót do indeksunastępna strona

98
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.