Barras, Vilif, Kerela i Cordolan wycofali dłonie i wstali. Barras uśmiechnął, gdy zobaczył, jak Endorr reaguje na gwałtownie wzrastający napór many jedynie wydęciem policzków. Stary elf musiał się oprzeć pokusie poklepania młodego maga po ramieniu. Jak na swój wiek był naprawdę dobry. Czwórka stabilizujących kolumnę magów szybko przystosowała się do dodatkowego obciążenia. Aż do zakończenia przywołania mieli za zadanie utrzymywanie cylindra w doskonałej równowadze. Gdyby pękła przed zakończeniem rytuału, uwolnione moce rozdarłyby mury Serca na strzępy. Kerela rozejrzała się po komnacie, kiwając głową z podziwem. – Jesteśmy silną Radą – powiedziała. – Nasze nieuniknione osłabienie jest tragedią dla Julatsy – westchnęła i złożyła dłonie. – Chodźcie. Rozpoczynamy przywołanie. Barrasie, ty będziesz uważał, by portal pozostał otwarty. Barras skinął głową, rozczarowany, ale nie zaskoczony ulgą, jaką poczuł. Demony nie mogły porwać strażnika portalu, nie ryzykując uwięzienia w zabójczej atmosferze Balai. Czwórka magów podeszła do kolumny many tak, że ich twarze znalazły się ledwie kilka centymetrów od jej gładkiej, nieruchomej powierzchni. Każdy z nich spoglądał prosto przed siebie, w oczy towarzysza znajdującego się naprzeciwko. Z połączenia płynęła moc. Kerela zaczęła mówić. – Choć ja wypowiadam słowa, razem tworzymy magię. Użyczcie mi swej siły – chrząknęła, by wzmocnić głos. – Heilara diun thar. – Temperatura w komnacie gwałtownie spadała. Kolejnym słowom Kereli towarzyszyły kłęby pary. – Heilera diun thar, mext heiron duin thar. Czwórka magów pobrała jeszcze trochę many z powietrza i utworzyła żółty dysk przetykany niebieskimi pasmami. Dysk unosił się nad cylindrem, wirując tak szybko, że jego krawędzie pozostawały zamazane. – Powoli – ostrzegła Kerela. – Wciągnijcie go do wewnątrz cylindra. Magowie – niemal dotykając nosami gładkiej, żółtej kolumny – przesunęli dysk do środka. W miarę jak opadał, czuli, jak jego krawędzie mącą powierzchnię ustabilizowanego ogniska many. – Heilere, duin, scorthos erida – zaintonowała Kerela. Błękit wewnątrz dysku nabierał intensywności, posyłające błyski odbijające się wewnątrz kolumny i powodujące drżenie mięśni magów, którzy ją utrzymywali. Jednak ich uchwyt pozostał niewzruszony. Dysk opadał. Barras i trójka pozostałych starali się utrzymać go poziomo i nie pozwolić, by poruszał się szybciej. Jednak siła wciągająca go w dół rosła. Demony wiedziały, że są niepokojone. – Równo – nalegała Kerela, głosem osłabionym przez koncentrację. – Równo. Cordolan, wyprostuj. – Dysk, który minimalnie przechylił się na jedną stronę, natychmiast powrócił do równowagi. Błyski wewnątrz kolumny nabierały intensywności, w miarę jak dysk opadał, mijał płomyk many i zbliżał się do kamiennej podłogi. – Barras, bądź gotowy – powiedziała Kerela. – Heilera, senduin, scorthonere an estolan. – W środku dysku pojawił się czarny punkt i zaczął się gwałtownie poszerzać. Z wewnątrz wypływał niebieski blask many. Z trzaskiem dysk zamienił się w cienki okrąg julatsańskiej many otaczający gwałtowny strumień błękitnego światła, który rozbił się o oś Serca Wieży i spłynął kamiennymi segmentami. Przestrzeń wokół magów wypełniły szepty. Groźby, obelgi, żądania, łagodne propozycje przesycone złem. Słowa miały odebrać im odwagę – szeleszczący odgłos przenikał ich ciała, powodował dreszcze, zawroty głowy i suchość w ustach. Wrota do wymiaru demonów zostały otwarte. – Wytrzymasz, Barrasie? – zapytała Kerela. Barras skinął głową, niezdolny wypowiedzieć słowa. Każdy mięsień w jego ciele był napięty, a jego mózg wydawał się obracać pod czaszką, lecz wiedział, że jest w stanie utrzymać portal przez bardzo długi czas. Siły, które pragnęły zniszczyć jego kontrolę i zalać Serce, nie były wystarczająco potężne. W miarę jak to przekonanie rosło, jego mięśnie się rozluźniały, a nacisk w głowie zmalał. Elf uśmiechnął się. – Tak, Kerelo, wytrzymam. Wezwij władcę Całunu. – Tak. – Kerela skinęła głową. – Cordolan, Vilif, odsuńcie się od kolumny. To wyłącznie moje zadanie. Kobieta zanurzyła głowę w materii kolumny, zatapiając twarz w niebieskim, demonicznym świetle. Barras widział, jak rysy jej twarzy wyostrzają się, nadając jej wyraz trupiej czaszki. Stary elfi mag utrzymywał portal w kompletnym bezruchu. Nie dla Julatsy, ale dla swego Starszego Maga, dla Kereli. Ona tymczasem spojrzała prosto w twarz huraganowi demonów i głosem tak mocnym jak wtedy, gdy rozpoczynała zaklęcie, przemówiła: – Heilera, duis… Ja, Kerela, Starszy Mag Rady Julatsy, wzywam ciebie, Heilo, wielki władco Całunu. Przybądź do mnie, wysłuchaj naszej prośby i wyjaw swą cenę. Przez chwilę nie było żadnej reakcji. Szepty nie ustały, jakby wezwanie Starszego Maga zostało zignorowane. – Usłysz mnie – powtórzyła Kerela. – Heilo, usłysz mnie. Nagle wszystkie głosy urwały się gwałtownie jak ucięte nożem. – Słyszę – głos, który rozległ się w Sercu Wieży, był miękki i przyjazny. Członkowie Rady drgnęli, ale zarówno portal, jak i kolumna pozostały nienaruszone. Wtedy nagle się pojawił. Sam. Unosił się ponad światłem many, wirując powoli, ze złożonymi rękoma i skrzyżowanymi nogami. Wraz z jego przybyciem kolumna zniknęła, a utrzymujący ją magowie przebudzili się z głębokiego skupienia. Strumień many wznowił swój naturalny bieg. Jedynie Kerela stała w bezruchu tak blisko władcy Całunu, że mogłaby go dotknąć. – Cieszymy się z twego przybycia – powiedziała. – Wątpię – odparł Heila. – Bardzo wątpię. Słowa te zabrzmiały, jakby demon rzeczywiście czuł żal z powodu swej obecności wśród nich. Barras cofnął się, ale jego umysł pozostał skupiony na wrotach międzywymiarowych. Ich zamknięcie oznaczałoby katastrofę. Przed śmiercią, która w tym wrogim dla niego świecie byłaby nieunikniona, Heila rozszarpałby ich dusze na strzępy. Dlatego pozostali członkowie Rady, nie wydając z siebie nawet westchnienia, cofnęli się pod kamienne segmenty. Jakby odległość miała jakiekolwiek znaczenie. Pośrodku Serca unosił się demon. Najbardziej niepojętym dla Barrasa był fakt, że wygląd i zachowanie istoty nie budziły żadnych skojarzeń ze złem. Heila miał nieco ponad metr trzydzieści wzrostu, a jego nagie humanoidalne ciało było ciemnoniebieskie. Łysą czaszkę pokrywały ciemne, pulsujące żyły, a policzki, usta, podbródek i szyję zdobiła schludnie przycięta broda. Oczy, małe i zapadnięte, były zupełnie czarne i dopiero kiedy wzrok demona napotkał spojrzenie Barrasa, elf dostrzegł całą otchłań zła, którą skrywały. Heila zwrócił się ku Kereli i przestał wirować. Zmarszczył brwi, a te zbiegły się ku sobie, nadając jego twarzy zacięty i gniewny wygląd. – Odpoczywałem – powiedział. – Powiedz, czego chcesz i omówimy cenę. Barras poczuł wewnętrzny dreszcz. Ceną była dusza jednego z członków Rady, na tak długo, jak Heila tego pragnął. Kerela twardo spojrzała w oczy demona. – Naszemu kolegium zagraża inwazja. Nie możemy pozwolić, by wróg przedostał się za mury. Chcemy okryć je Całunem, który ochroni wszystkich znajdujących się wewnątrz i zabierze tych, którzy odważą się go dotknąć. Całun musi też otoczyć główny strumień many kolegium. Nie możemy go utracić. – A jak długo będziecie potrzebować Całunu? – zapytał Heila. – Aż oblężenie zostanie przerwane. Kilka tygodni. Nie potrafimy określić dokładnie. Heila uniósł brwi. – Naprawdę? No cóż. – Demon ponownie zaczął się obracać, wtapiając wzrok czarnych oczu w twarze członków Rady. – To ma swoją cenę – oznajmił w końcu. – Rozumiecie, że nasza energia wyczerpuje się przy podtrzymywaniu Całunu. Potrzebujemy paliwa, aby ją odzyskać. Barrasa przeniknął lód. Życie ludzkie sprowadzone do poziomu paliwa dla demonicznych przywołań. Było to barbarzyńskie, ohydne. Była to też jedyna szansa Julatsy. Heila zatrzymał się i patrzył na niego. Barras starał się, jak mógł, nie stracić koncentracji na portalu. – A ty jesteś szczęśliwcem – mag poczuł na sobie wzrok Heili. – Ciebie nie mogę tknąć. Szkoda. Gdybym mógł, wybrałbym twoją elfią duszę. – Nikt z nas nie jest szczęśliwy – spokojny głos Barrasa nie oddawał jego wewnętrznego wzburzenia. – Dziś wszyscy poniesiemy straty. Wybieraj i odejdź. Heila uśmiechnął się i gwałtownie zwrócił się z powrotem w stronę Starszego Maga. – Ty, Kerelo. Ty zostałaś wybrana. Ty zapewnisz energię dla Całunu, którego twoje kolegium tak rozpaczliwie potrzebuje – Heila zasyczał, wciągając powietrze. Żadnemu demonowi nie wolno było zabierać Starszego Maga. To oznaczało ścinanie drzewa, zanim jeszcze wyda owoce. Ale Kerela tylko się uśmiechnęła. – Niech tak… – Nie! – wykrzyknął Deale, blady i drżący. – Jeśli ją zabierzesz, ratowanie kolegium nie ma znaczenia. Nie bądź żądny krwi, Heilo. Jeśli chcesz elfa, zabierz mnie. Wkraczając do tej komnaty, wiedziałem, że zostanę wybrany. Kiedy zostałeś przywołany, też o tym wiedziałeś. Zabierz właściwą ofiarę. Weź mnie. Heila zwrócił się do Deale’a: – Niezwykłe. Obawiam się jednak, że nie znajdujesz się w dobrej pozycji do targowania. – W każdej chwili możemy cię odesłać tam, skąd przybyłeś, bez żadnej zapłaty – odparł Deale spokojnie, choć jego twarz była mokra od potu. – Wtedy nie dostaniecie Całunu. – A ty nie otrzymasz duszy członka Rady Kolegium Julatsy, a już na pewno nie Starszego Maga. – Deale, ja… – zaczęła Kerela. – Nie, Kerela. Nie dostanie cię. Heila spoglądał na Deale’a lodowatym wzrokiem. – Nie przywykłem do sprzeciwu. Deale wzruszył ramionami. – Dobrze – zgodził się demon, znów zaczynając się obracać. – Usłyszcie mnie, magowie Julatsy. Oto moja propozycja. Dusza Deale’a, elfa, nie jest dla mnie tyle warta co dusza Kereli, Starszego Maga, albo Barrasa, Negocjatora. Zgodzę się jednak zabrać go zamiast któregokolwiek innego z was, ale pod jednym warunkiem. Jeżeli po upływie pięćdziesięciu dni waszego czasu będziecie nadal potrzebować Całunu, by powstrzymać wrogów, Barras lub Kerela dobrowolnie wkroczą w niego, aby dostarczyć świeżej energii. Decyzję, które z nich to zrobi, pozostawiam wam. Jeśli jednak żadne z nich tego nie uczyni, Całun zostanie usunięty i zostaniecie sami. Czy zgadzacie się na takie warunki? – Ceną za Całun-Demonów jest zawsze tylko jedna dusza – odparła Kerela – jeżeli moja jest warta wystarczająco… – Kerelo, kolegium nie może sobie pozwolić na utratę ciebie – przerwał jej Deale. – Nie w tej sytuacji. Potrzebujemy przywódcy. Ty nim jesteś. Musisz tu pozostać. – Deale spojrzał na twarze towarzyszy. Barras widział, jak każdy z nich stara się uniknąć jego wzroku. – Czyż nie zgadzacie się? Ja powinienem odejść, a Kerela powinna zostać? Czyż nie? Stary mag patrzył, jak najpierw jeden z nich, a potem kolejni kiwają głowami. Wszyscy niechętnie, wszyscy świadomi, że zgadzając się, ratują własne życie, choć żaden nie miał odwagi skazać na śmierć Deale’a. – Spójrz – głos elfa był mocny, ale jego ciało nadal drżało. – Zgadzamy się – spojrzał na Heilę, który przyglądał mu się surowo. Lekko rozchylone usta demona odsłaniały szereg małych, ale ostrych jak brzytwa zębów. – Heilo, władco Całunu, zgadzamy się na twoje warunki. Heila pokiwał głową. – Nigdy dotąd nie słyszałem, by człowiek lub elf tak zażarcie wykłócał się o własną śmierć. – Kiedy zostanie podniesiony Całun? – zapytała Kerela, nie patrząc na Heilę, tylko na Deale’a, oczami pełnymi łez. – W chwili, kiedy odejdę i portal zostanie zamknięty. Całun stanie przed waszymi murami i zgodnie z życzeniem otoczy też główne pasma many. Kerela skinęła głową. – Dotrzymaj słowa, Heilo. Nasz przyjaciel poświęca się w naszej obronie. Deale, błogosławieństwa kolegium będą ci towarzyszyć. Ja… Twoja ofiara jest… – przerwała i uśmiechnęła się do Deale’a. Był to najsmutniejszy uśmiech, jaki Barras kiedykolwiek widział. – Obyś szybko znalazł spokój. – Czas ucieka – odezwał się Heila. – Macie pięćdziesiąt waszych dni. Odliczajcie je. Ja będę – jego wzrok spoczął na postaci Deale’a. – Tobie zaś, przyjacielu, te dni i jakiekolwiek inne, jeśli zechcę, będą się zdawać wiecznością. Chodź do mnie. – Ręka demona wyciągnęła się poza granice portalu i przeszła przez pierś Deale’a, oblewając całe ciało niebieskim światłem. W ostatecznym momencie elf był spokojny. Jego twarz nie wyrażała strachu. Drgnął raz, kiedy jego dusza opuszczała ciało, które zaraz potem bezwładnie opadło na posadzkę bez jakichkolwiek śladów przemocy. Heila zawirował i wpadł w portal, który Barras natychmiast zamknął. Przez krótki moment słychać było znów szepty, a potem wszystko ucichło. – Dokonało się – powiedziała Kerela i głos jej się załamał. Łzy popłynęły jej po policzkach i osunęła się na posadzkę. Seldane podeszła szybko do ciała Deale’a i zamknęła mu oczy. – Musimy… Drzwi do komnaty otworzyły się z hukiem i do środka, zataczając się, wpadł Kard, zasłaniając dłońmi uszy, z trupiobladą twarzą i szeroko otwartymi oczyma. Napór many wewnątrz Serca był tak potężny, że generał nie powinien być w stanie przekroczyć progu komnaty. Jednak dźwięk, jaki wdarł się do Serca Wieży wraz z nim, mówił coś innego. Obezwładniające skupienie energii magicznej było niczym w porównaniu z przeraźliwymi wrzaskami Wesmenów i Julatsańczyków, wrzasków, jakie unosiły się nad polem bitwy, zagłuszając całkowicie szczęk broni i zbroi. Był to dźwięk niepodobny do niczego, co znane w świecie Balai. Przeszywające, śmiertelne krzyki dobiegające z głębi ciał ludzi, którym wyszarpywano dusze, krzyki odbijające się echem w głowach wszystkich słuchających, mrożące krew w żyłach i wywołujące ból zębów. Kerela podniosła wzrok i napotkała spojrzenie Barrasa. W jej oczach stary elf zobaczył odbitą całą grozę tego, co uczynili. Całun-Demonów powstał. |