nr 7 (XXXIX)
wrzesień 2004




powrót do indeksunastępna strona

 Złodziej Świtu
ciąg dalszy z poprzedniej strony

• • •
Ilkar również zrezygnował z dalszego snu i wybrał się do komnat Serana. Ciało maga, pochodzącego z Lystern, najmniejszego z kolegiów, przeniesiono na niski stół w jego komnacie i przykryto prześcieradłem. Ilkar odsłonił twarz leżącego i zmarszczył brwi.
Martwy mag miał śnieżnobiałe włosy, a skóra na twarzy była ściśle napięta. Poprzedniego wieczoru wyglądał inaczej. A rozcięcie na czole? Było czyste, jakby dokonano go niewielkim pazurem.
Usłyszał jakiś ruch za sobą i odwrócił się, by zobaczyć Densera. Xeteskianin stał przy wejściu do sypialni. Fajka dymiła lekko w jego ustach, a spod płaszcza wyglądał koci łeb. Ten pierwszy atrybut zastanawiał Ilkara. Denser był ciągle młody, chociaż jego zmęczona twarz wskazywała na dużo więcej niż trzydzieści lat.
– Nieszczęśliwy, ale nieunikniony efekt uboczny – odezwał się Xeteskianin. Wyglądał na całkowicie wyczerpanego. Blady, z zapadniętymi oczyma, oparł się o framugę drzwi.
– Co się z nim stało?
Denser wzruszył ramionami. – Nie był już młody. Wiedzieliśmy, że może umrzeć. Nie było innego sposobu. Chciał nas zatrzymać.
– Nas? – zapytał Ilkar i nagle zrozumiał. – Kot.
– Tak. Jest chowańcem.
Ilkar zakrył twarz Serana prześcieradłem i podszedł do Densera.
– Lepiej usiądź, inaczej zaraz upadniesz – powiedział. – Musisz odpowiedzieć mi na kilka pytań.
– Nie sądziłem, że będzie to wizyta towarzyska. – Xeteskianin uśmiechnął się.
– I nie będzie. – Elf zachował kamienną twarz.
Usiedli. Ilkar popatrzył na Densera rozciągniętego wygodnie na łóżku Serana i nie musiał zadawać pierwszego pytania – mag nie miałby siły, by opuścić zamek poprzedniej nocy.
– Przesadziłeś trochę wczoraj, co? – zapytał Kruk.
– Musiałem coś zrobić zaraz po zdobyciu tego. – Mag wyciągnął spod płaszcza amulet, zawieszony na łańcuchu wokół szyi. – To o tym chciałeś ze mną rozmawiać?
Ilkar pochylił głowę. – Co zrobić?
– Musiałem dowiedzieć się, czy to naprawdę przedmiot, którego szukałem.
– I jak?
– To ten.
– Przysłał cię Xetesk?
– Oczywiście.
– A wczorajsza bitwa? – Ilkar machnął ręką w stronę dziedzińca.
– No cóż, powiedzmy, że nie było problemu z umieszczeniem mnie pośród atakujących. Ale nie była zorganizowana z mojego powodu, jeżeli o to pytasz.
– Czemu więc nie przyłączyłeś się do obrońców?
– Z dragonitą na zamku? Kiepski pomysł. – Denser roześmiał się. – Obawiam się, iż pomiędzy Seranem a kolegium Xetesku nie było przyjaźni.
– Też mi niespodzianka – mruknął Ilkar.
– Przestań, Ilkarze. Przecież nie różnimy się od siebie aż tak.
– Do stu diabłów! Czy zadufanie i pycha Xetesku są tak wielkie, by twierdzić, że magowie są naprawdę tacy sami?! To obelga dla magii jako takiej i błąd w twojej edukacji. – Ilkar czuł wzbierający gniew. Poczerwieniał na twarzy, a jego oczy zwęziły się w szparki. Zaślepienie Xetesku było niekiedy nie do zniesienia. – Dobrze wiesz, skąd pochodzi moc, która ogniskuje manę na zaklęcia, jakie rzucałeś wczoraj. Na moich rękach, Denserze, nie ma krwi.
Xeteskianin milczał przez chwilę. Zapalił znów fajkę, wyciągnął kota i położył go na łóżku. Zwierzę spoglądało na Ilkara, podczas gdy Ciemny Mag drapał je po szyi. Cierpliwość elfa powoli się wyczerpywała, lecz trzymał język na wodzy.
– Uważam, Ilkarze – mag mówił wolno, wypuszczając kolejne kłęby dymu – iż nie powinieneś zarzucać moim mistrzom błędów w ich nauczaniu, zanim nie uświadomisz sobie braków w twoim własnym.
– O co ci chodzi?
Denser wyciągnął dłonie.
– Widzisz krew na moich rękach?
– Wiesz, co miałem na myśli.
– Wiem. Ty zaś powinieneś wiedzieć, że xeteskiański mag ma więcej niż jedno źródło many. Tak samo jak, bez wątpienia, ty.
Zapadła cisza, tylko z korytarzy dochodziły odgłosy budzącego się do nowego dnia zamku.
– Nie zamierzam omawiać z tobą etyki kolegium, Denserze.
– Szkoda.
– Nie. To bezcelowe.
– Braki w edukacji, Ilkarze?
Zignorował przytyk.
– Muszę wiedzieć dwie rzeczy. Skąd dowiedziałeś się o Seranie i czym jest amulet?
Denser zastanowił się przez chwilę.
– Cóż, nie mam zamiaru ujawniać tajemnic kolegium, ale musisz wiedzieć, że Xetesk, najwyraźniej w przeciwieństwie do was, zawsze traktował poważnie mity i opowieści o dragonitach, choć były to jedynie skrawki prawdziwej wiedzy. Badania nad wymiarami pozwoliły nam na stworzenie zaklęcia wykrywającego zakłócenia powodowane otwieraniem portalu międzywymiarowego. Dokładnie takiego, jaki widzieliśmy wczoraj. Podejrzewaliśmy Serana, choć nie zdradzę ci dlaczego, więc namierzyliśmy jego komnaty i uzyskaliśmy oczekiwany efekt. Zostałem wysłany, by wydobyć artefakt dragonitów, i oto jest – mag wziął amulet i rzucił go Ilkarowi, który obrócił go kilka razy w dłoniach, wzruszył ramionami i oddał Xeteskianinowi.
– Ma zapisaną na sobie wiedzę dragonitów, w tajemnych alfabetach wszystkich czterech kolegiów – powiedział Denser, zawieszając amulet z powrotem na łańcuchu. Uśmiechnął się prawie niewidocznie. – Będzie bardzo użyteczny w naszych badaniach, a kiedy skończymy, wystawimy go na sprzedaż. Nie uwierzyłbyś, ile kolekcjonerzy płacą za takie cacka.
– I to wszystko? – zapytał Ilkar, zawiedziony.
Denser pokiwał głową.
– Wszyscy potrzebujemy pieniędzy. Szczególnie wy powinniście wiedzieć, jak kosztowne są badania.
Ilkar pochylił głowę w zadumie.
– A co teraz? – zapytał.
– Muszę przekazać amulet we właściwe ręce, i to szybko.
– Do Xetesku?
Denser pokręcił głową.
– Za daleko i zbyt niebezpiecznie. Do Koriny. Tam możemy go zabezpieczyć. Wy również jedziecie w tym kierunku, prawda?
– Prawda.
– Chciałbym zatem, by Krucy mnie ochraniali podczas podróży. Zostaniecie bardzo dobrze wynagrodzeni.
Ilkar gapił się na niego, niepewny czy dobrze usłyszał.
– Chyba sobie żartujesz, Denserze. Po wczorajszym? To dopiero tupet, a niech mnie. O ile wiem, Hirad nadal chce wypruć ci flaki, a nawet gdyby reszta się zgodziła, to myślisz, że ja zniżyłbym się, by pracować dla Xetesku?
– Przykro mi, że tak uważasz.
– Ale chyba cię to nie dziwi? – Ilkar wstał i poprawił ubranie. – Musisz znaleźć sobie kogoś innego. Jest tu wielu chętnych do płatnej podróży do miasta.
– Wolałbym Kruków. Chociażby jako rekompensatę.
– Nie potrzebujemy twoich pieniędzy – odpowiedział Ilkar. – Jak tylko dotrzemy do Koriny, prześlę raport do Julatsy. Zdajesz sobie sprawę, że wysłannicy trzech kolegiów zjawią się w Xetesku, by wypytać o ten incydent?
– Czekamy z niecierpliwością.
– No jasne. – Ilkar podszedł do drzwi i odwrócił się. – Jesteś głodny? Pokażę ci drogę do kuchni.
– Dziękuję, bracie.
Uśmiech Ilkara znikł, zanim się jeszcze pojawił.
– Nie jestem twoim bratem.

ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

24
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.