nr 7 (XXXIX)
wrzesień 2004




powrót do indeksunastępna strona

 Zemsty Godne
‹Punisher›
W 1989 roku reżyser Mark Goldblatt, scenarzysta Boaz Yakin i aktor Dolph Lundgren popełnili adaptację „Punishera”. Chociaż głównego bohatera nie wyposażyli w charakterystyczną czachę na stroju i luźno wykorzystali fakty z obrazkowego oryginału, to zdołali zrobić film naprawdę dobry. W 2004 Jonathan Hensleigh, Michael France i Thomas Jane postanowili wrócić do tematu. Tylko, że oni postanowili zrobić to lepiej. Ich Frank Castle posiada nawet czaszkę. Czaszkę, która jest bez wątpienia majstersztykiem graficznym. Czaszkę, która śni się po nocach. Czaszkę, która przestraszy zatwardziałego fana horroru. I w końcu czaszkę, która...
Zawartość ekstraktu: 40%
‹Punisher›
‹Punisher›
...jako jedyna z całego filmu zostaje w pamięci. Nie będę udawał, że to wielkie zaskoczenie, bo już sam trailer ostudził mój zapał. Niby z Thomasem Jane wszystko było w porządku. Odpowiednia postura, ilość bicepsów i tricepsów też w normie, nawet kolor włosów właściwy. Ale czemu prawie cały zwiastun ukazywał miasto, ulicę, domki, mosty w pięknym i bajkowym świetle słonecznym? Czy Dolph Lundgren paradował w samo południe po bulwarze i dokonywał krwawej zemsty? Nie przypominam sobie. Jednak trailer, to w końcu parę minut, dlatego gotowy produkt nie musi być nawet odrobinę do niego podobny (patrz: S.W.A.T.).
Nadzieja matką głupich. Jak można stworzyć tak niezgrabny, nieatrakcyjny i wprost głupi film? Ja rozumiem, że to debiut Hensleigha i mogło to chłopaka przerosnąć. Pisząc taki „Armageddon” i uczestnicząc w jego produkcji, widział jak ciężka jest praca reżysera. No ale po co porywał się z motyką na słońce? Nadzieja matką głupich.
Tak się zapędziłem z uwłaczaniem powyższej adaptacji, że nie napisałem o czym ona właściwie jest. Sama historia to połączenie fantazji twórczych Hensleigha i France’a z treścią komiksu „Welcome Back, Frank” Gartha Ennisa. Frank Castle (Thomas Jane) to agent FBI. Na jednej z akcji doprowadza do śmierci syna mafijnego bossa Howarda Sainta (John Travolta). Ten w akcie zemsty wybija całą jego rodzinę. A tamten w podobny sposób stara się mu odpłacić. Zalatuje tu trochę Park Chan-wookiem, ale szkoda, że zalatuje tylko odrobinę. W innym wypadku może by wyszło coś bardziej przystępnego niż taki odrzucający zbuk.
Aż dziw bierze, że zdjęcia robił Conrad W. Hall. Nie dość, że mógł uczyć się fachu od bardzo uzdolnionego ojca, to sam z powodzeniem szwenkował w tak wysmakowanych wizualnie filmach jak: „Podziemny Krąg”, „American Beauty”, „Siedem”, „Jeździec bez głowy”. Tutaj pokazał jak nie powinno się obsługiwać kamery. Przez niego „Punisher” został odarty z klimatu. Prawie cały czas towarzyszymy Frankowi w dzień, a jeśli już pojawiają się jakieś ciemności, to takie, w których kolor czarny jest najmniej pożądany. A przecież mógł zrobić jasne, ale wypalone zdjęcia. Fotografując mrok mógł wykorzystać swoje doświadczenie z pracy przy filmach Finchera. Pewnie Hall senior przewraca się w grobie na widok wyczynów synalka.
Bolą też zmarnotrawione epizody z „Welcome Back, Frank”. Joan (Rebecca Romijn-Stamos), Bumpo (John Pinette) i Spacker Dave (Ben Foster) to takie zapchajdziury, które rzucą jakąś prawdę życiową albo powiedzą nie śmieszny dowcip. Występ Ruskiego można zostawić bez komentarza. Tak głupawej bijatyki dawno nie widziałem. Nie wiem, czy to miało symbolizować komiksowe przerysowanie, ale wyszło debilnie. Jedyny plus to Kevin Nash w roli brata zza wschodniej granicy. Mój wrestlingowy idol z lat młodzieńczych.
Sam Punisher, chociaż poprawnie zagrany przez Jane’a, to z pewnością zgwałcony przez scenarzystę. Bohater wydaje się najwytrwalszym z superbohaterów, a przecież miał być odtrutką na nieśmiertelnych herosów Marvela. Tak przynajmniej widział go Stan Lee. U Hensleigha Frank Castle jest odporniejszy niż Wolverine. Przyjmuje razy nożem, obrywa z różnej maści pistoletów, przeżywa nawet dwa strzały z Shotguna i miażdżenie głowy lodówką. Ja wiem, że gdyby zmarł na początku, to by filmu nie było. Ale ja zawsze lubiłem go za to, że jest człowiekiem z krwi i kości i byłbym wdzięczny twórcom, gdyby tego dopilnowali.
Nie można powiedzieć, że nowy „Punisher” jest filmem złym. Jest po prostu filmem bardzo nieudanym. Oprócz „paru” fajnych utworów muzycznych i „paru” fajnych ról (Jane, Travolta, Romijn-Stamos, Patton) nie ma nic, co pozwoliłoby do niego wracać z przyjemnością. Prędzej doradziłbym rendez-vous z Lundgrenem i jego wersją „Mściciela”. Odnosząc się do „dwóch par” powyższych pozytywów, produkcji wystawiam „dwie pary” dziesiątek. Może trochę na wyrost, ale jako wielki fan powieści obrazkowych nie mogę inaczej. Żyję jednak z myślą, że za jakiś czas będzie mi dane obejrzeć nową część „Punishera” – z Thomasem Jane, ale pod innymi skrzydłami. Odnosząc się do tego, najlepszą pointą będą słowa Candelaria: „Vaya con Dios, Castle. Go with God”.



Tytuł: Punisher
Tytuł oryginalny: Punisher, The
Reżyseria: Jonathan Hensleigh
Zdjęcia: Conrad W. Hall
Scenariusz: Michael France, Jonathan Hensleigh
Obsada: Rebecca Romijn-Stamos, Thomas Jane, Laura Harring, John Travolta, Eddie Jemison, Will Patton, Ben Foster, Marco St. John, Samantha Mathis, Tom Nowicki, Roy Scheider, Sonny Surowiec
Muzyka: Carlo Siliotto
Dystrybutor: UIP
Data premiery: 18 czerwca 2004
Czas projekcji: 124 min.
WWW: Strona
Gatunek: akcja
Ekstrakt: 40%
powrót do indeksunastępna strona

84
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.