nr 7 (XXXIX)
wrzesień 2004




powrót do indeksunastępna strona

 Legenda rozłupana mieczem
‹Król Artur›
“Król Artur” to solidne widowisko z wielkimi bitwami i interesującymi postaciami. Nieco trudno przyzwyczaić się do nowej interpretacji historii Artura, ale właśnie dzięki świeżemu spojrzeniu na klasyczną legendę film jest w stanie zaciekawić widzów.
Zawartość ekstraktu: 80%
‹Król Artur›
‹Król Artur›
Po obejrzeniu “Króla Artura” w reżyserii Antoine’a Fuqua okazuje się, że nawet na podstawie wyeksploatowanych motywów można stworzyć wciągające widowisko z wyraziście nakreślonymi postaciami i równowagą między akcją a scenami kameralnymi. Zaskakuje to tym bardziej, że za film odpowiedzialny jest Jerry Bruckheimer, fan wysokobudżetowej destrukcji, po którego produkcjach można spodziewać się rozmachu wizualnego, niesamowitych scen akcji oraz patetycznych dialogów, ale na pewno nie oryginalnego podejścia do oklepanego tematu.
Decyzja o nakręceniu kolejnej filmowej interpretacji legendy o Arturze zaskakuje. Przy tak zużytym temacie mogliśmy otrzymać jedynie kombinację fabularnych klisz i efektownie zaaranżowanych scen akcji. Filmów czerpiących z legend arturiańskich pełnymi garściami było mnóstwo, ze słynnym “Excaliburem” Johna Boormana na czele. Zauważył to również scenarzysta nowej wersji, David Franzoni, który postawił sobie za cel wydobycie z mitycznej postaci Artura wojownika i prawdziwego człowieka. Zrezygnował z fantastyki i magii, aby realistycznie przedstawić dzieje Brytanii, korzystając z domysłów historyków. Niestety, wiedza współczesnego człowieka na temat Artura (nie wiadomo nawet czy na pewno istniał) jest szczątkowa. Dlatego też Franzoni wykorzystuje fakty historyczne o Sarmatach czy Celtach jako pretekst do zabawy w tworzenie zupełnie nowej tożsamości Artura. Kim był ten legendarny wojownik? Według Franzoniego Artoriusem Castusem...
Artur w filmie Fuqua, pół-Bryt, pół-Rzymianin, służy już 15 lat Imperium Rzymskiego. Wraz ze swoimi rycerzami oczekuje obiecanej wolności, która przyniosłaby kres tęsknotom za rodzinnymi stronami. Koniec uciążliwej służby nadchodzi, jednak rycerze muszą wypełnić ostatnią misję dla biskupa: ochronić rzymską rodzinę narażoną na ataki Sasów i zapewnić jej bezpieczną podróż pod Mur Hadriana. Ta ostatnia misja stanie się katalizatorem zmian w życiu Artura.
“Król Artur” to solidne widowisko z wielkimi bitwami i interesującymi postaciami. Nieco trudno przyzwyczaić się do nowej interpretacji historii Artura, ale właśnie dzięki świeżemu spojrzeniu na klasyczną legendę film jest w stanie zaciekawić widzów. Do głównych ról zostali zaangażowani mniej znani aktorzy, może oprócz Keiry Knightley, która zdążyła już zdobyć popularność głównie dzięki “Piratom z Karaibów”. Jednak wschodząca brytyjska gwiazda tylko ładnie wygląda i dobrze strzela z łuku. Więcej o jej “roli” powiedzieć się nie da. Clive Owen zwraca na siebie uwagę jako charyzmatyczny wódz, Stellan Skarsgård zaskakuje rolą brutalnego Sasa o kamiennej twarzy. Szkoda, że niewiele do zagrania miał Ioan Gruffudd jako Lancelot. Kilka dialogów, w których bierze udział, wyraźnie podkreśla, że nie wykorzystano jego możliwości.
Dialogi brzmią przekonująco. Ten element mógł rozłożyć film na łopatki, ale na szczęście, wierzymy słowom, które padają z ust bohaterów, nie wydają się nam ani absurdalne, ani przesadzone. A mogłyby. Mowa tu o wolności, patriotyzmie, przyjaźni, przynależności do ojczyzny, wierze - o rzeczach, brzmiących zazwyczaj w wielkich filmowych widowiskach przeraźliwie sztucznie, a nawet śmiesznie. Artur wierzy w swoje ideały, stworzył sobie obraz wspaniałego Rzymu jako kolebki pokoju i równości i ten obraz prowadzi go w życiu. Kiedy stanie twarzą w twarz z rzeczywistością, postawi wszystko na jedną kartę, wybierze walkę dla sprawy. Szczęśliwie, dzięki zbalansowaniu akcji i treści, wątpliwości głównego bohatera są zepchnięte w dalszy plan, historia nabiera tempa i nie rozbija się o filozoficzne rozmyślania Artura. Dla rozładowania poważnej atmosfery wprowadzono dodatkowo nieco humoru.
Mimo wszystko, “Król Artur” to akcja jedynie sprawnie wzbogacona ambitniejszymi treściami, mającymi za zadanie przybliżyć nam bohaterów, umożliwić zrozumienie motywów ich działań. Bitwy poprowadzone są znakomicie. Absolutnie najlepszą sekwencją filmu jest starcie na zamarzniętym jeziorze. Ośmioro wojowników ukazanych w chłodnej, zimowej scenerii przeciw pokaźnemu oddziałowi Sasów robi wrażenie. Na początku tylko świszczą strzały, ale już po chwili, gdy lód na jeziorze zaczyna się kruszyć, kamera mknie pod wodą wzdłuż pęknięcia lodu przy akompaniamencie potężnej muzyki Hansa Zimmera.
Zwłaszcza w bitwach widać ogromny wkład Sławomira Idziaka, którego piękne zdjęcia świetnie dostosowane są do tempa akcji. W scenie finałowej bitwy, kamera została poprowadzona trochę zbyt chaotycznie, ale mimo to, zdjęcia to jedna z najmocniejszych stron filmu.
Ogólny odbiór “Króla Artura” niszczy kilka niewykorzystanych szans. Związek Artura i Ginewry to kompletna pomyłka. Brak chemii między bohaterami sprawia, że mało nas ten wątek obchodzi. Mam nawet wrażenie, że doczepiono go ze względu na legendę i jeszcze w celu obnażenia odrobiny ciała pięknej Keiry. Najwyraźniej producentowi nie wystarczyło ubranie jej w same rzemyki, kiedy jako waleczna kobieta z plemienia Piktów bierze udział w krwawej bitwie.
Zaniedbano też pomysł konfliktu między wodzem Sasów, a jego synem, agresywnym Cynrikiem o twarzy Tila Schweigera. Na podobne zapomnienie skazano Lancelota, a Merlin wyszedł na nawiedzonego lunatyka.
Niezależnie od wad i zalet najnowszej produkcji Bruckheimera, można być pewnym jednego - “Król Artur” podzieli widzów. Bardzo się spodoba albo wywoła lawinę krytycznych uwag. I najpewniej obie strony będą miały trochę racji. Aby polubić film reżysera “Dnia próby”, trzeba mieć słabość do widowisk i posiadać sporą dozę tolerancji dla inwencji scenarzystów. Posiadam obie te cechy, dlatego film oceniam jako dobrej klasy rozrywkę i ucztę dla oka, nawet z odrobiną przyjemności dla ducha. Dodam, że wcale nie zaskoczyła mnie porażka finansowa “Króla Artura” w USA. Amerykanie gustują raczej w nierzeczywistej, umownej konwencji i tego oczekiwali. Zwłaszcza od mistrza filmowego chaosu, Jerry’ego Bruckheimera.



Tytuł: Król Artur
Tytuł oryginalny: King Arthur
Reżyseria: Antoine Fuqua
Zdjęcia: Sławomir Idziak
Scenariusz: David Franzoni, John Lee Hancock
Obsada: Ioan Gruffudd, Stellan Skarsgård, Keira Knightley, Clive Owen, Hugh Dancy, Stephen Dillane, Ray Winstone, Til Schweiger
Muzyka: Hans Zimmer
Dystrybutor: Forum Film
Data premiery: 23 lipca 2004
WWW: Strona
Gatunek: historyczny, przygodowy
Ekstrakt: 80%
powrót do indeksunastępna strona

77
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.