 | Niewiarygodne, film od lat 15, a Blade zaraz poleci w ślinę ze św. Mikołajem |
Rok 2001 9 lutego polski dystrybutor zaskoczył nietypowym zagraniem wprowadzając do kin trzecią część „Kruka”, mimo iż w USA trafiła ona od razu na rynek video i mimo iż część druga nigdy nie była u nas wyświetlana. Można to tłumaczyć jedynie faktem, że „Kruk 3: Zbawienie” z oryginalnym „Krukiem” nie miał, poza tytułem, nic wspólnego – nie był pełnoprawnym sequelem, a autonomiczną wariacją na temat tej samej komiksowej historii. Główną rolę grała późniejsza Mary Jane Watson – Kirsten Dunst – ale film Bharata Nalluriego niczym się nie wyróżniał na tle tysięcy podobnych, tanich straszaków klasy B. Rok 2002 Kiedy 15 marca na ekrany wchodziła ekranizacja graficznej powieści (dziś wyrażenie bardzo trendy, z lubością nadużywane przez pismaków) „From Hell”, nikt jeszcze nie przypuszczał, że ledwie trzy miesiące później spektakularny sukces „Spider-Mana” zapoczątkuje prawdziwy boom na filmowanie komiksów. Obraz uznanych twórców nurtu nowego kina czarnych, braci Alberta i Allena Hughes, został przez miłośników pierwowzoru odsądzony od czci i wiary. Dysponowali klasycznym argumentem – film nie odtwarza komiksu scena po scenie. Klasycznym i ograniczonym jak petycje fanów Harry’ego Pottera do Cuarona o nie pomijanie żadnego wątku książki Rowling. Trudno sobie wyobrazić, by bracia Hughes przenieśli na ekran z komiksu Moore’a/Campbella np. sekwencje naturalistycznie ukazanych stosunków płciowych. Cóż, od fana do fanatyka wcale nie taka długa droga – rodzimym nie-fanom i fanom zdystansowanym „From Hell” się podobał. Docenili przepiękne plastycznie ujęcia, ciekawy montaż i świetną kreację Johnny’ego Deppa. „Inteligentnie nakręcony, stylowy, najlepszy kinowy film o Kubie Rozpruwaczu jaki widziałem”, pisał Michał Chaciński. Chyba jednak zbyt stylowy jak na gusta jankeskiego odbiorcy – przy 35-milionowym budżecie zarobił w USA niecałe 32 mln USD.  | Szef Power Rangers nie miał poczucia humoru |
21 marca Leszek Gałysz uraczył widzów pełnometrażowym „Tytusem, Romkiem i A’Tomkiem wśród złodziei marzeń”. Chociaż uraczył to złe słowo – animowany film raził koniunkturalizmem, drętwotą i cokolwiek wymuszonym humorem. „Tytus umarł, dubbing jest dla masochistów, scenariusz jest nędzny i ma to zero związku z Papciem Chmielem”, zżymał się na jednym z internetowych forów rozczarowany fan. 7 czerwca powrócił „Blade”, jeszcze bardziej dynamiczny, mroczny i krwawy niż część pierwsza. Norringtona zastąpił na reżyserskim stołku Guillermo del Toro. Zwolennicy teledyskowych napieprzanek znów przeżywali serie orgazmów. „Blade – wieczny łowca II” poprawił kasowy wynik poprzednika uzyskując wpływy w wysokości ponad 150 mln USD (cały świat). Taką kwotę debiutujący w naszych kinach 21 czerwca „Spider-Man” Sama Raimiego złapał w sieć już piątego dnia wyświetlania. W sumie zarobił na całym świecie 821,7 mln USD (10. miejsce na liście wszech czasów). Film był właściwie jednym wielkim efektem specjalnym i mieliśmy już bez wątpienia niejedną lepszą adaptację, ale tu najwięcej zrobił sam kult bohatera – takim szacunkiem w USA nie cieszył się żaden prezydent czy inna ważna postać historyczna. Na pozostałych kontynentach Spider-Man również jest lubiany (np. przez autora tekstu), a i przysłowiowe trzy grosze do sukcesu dorzuciła gigantyczna promocja. Choć są i tacy (np. autor tekstu), którzy uważają, że obsadzenie w tytułowej roli niewydarzonego Tobeya Maguire’a, to największa castingowa pomyłka w dziejach kina.  | Haley Joel Osment na prochach |
Castingowych pomyłek nie było za to w kontynuacji przygód dzielnych Galów, zarazem najdroższym (45 mln USD) europejskim filmie „Asterix i Obelix: Misja Kleopatra” Alaina Chabata, który u nas pojawił się 19 lipca. W przeciwieństwa do poprzednika nie był już tylko familijną bajeczką, twórcy postanowi ukontentować wszystkich. Przyjęli więc parodystyczny ton, poprawili znacznie efekty specjalne i obsadzili w roli Kleopatry Monikę Bellucci. Zadziałało. Na samym tylko Starym Kontynencie film zarobił ponad 100 mln USD. Kolejna premiera i kolejny powrót, tym razem „Facetów w czerni” (19 sierpnia). Krytycy przejechali się po Sonnenfeldzie równo, złorzecząc, że to całkowicie pozbawione inwencji, nieświeże, odgrzewane danie może zasmakować jedynie najbardziej zatwardziałym fanom. Tych zatwardziałych musiało jednak trochę być, skoro „Faceci w czerni II” uzyskali dochód ze świata w wysokości 425,6 mln USD. 11 października powiało orientem. Polscy fani mangi i anime w końcu mieli swoje święto. Dostępny dotychczas jedynie na papierze i w TV „Dragon Ball Z” trafił do kin pod postacią pełnometrażówki łączącej dwa godzinne filmy. Wśród wielbicieli twórczości Akiry Toriyamy film o frapującym przeciętnego widza tytule oryginalnym „Doragon bôru Z 12: Fukkatsu no fyushon!! Goku to Bejîta” uzyskał bardzo przychylne recenzje. Takież noty królowały i w przypadku „Drogi do zatracenia” Sama Mendesa (premiera 18 października), gangsterskiej opowieści na podstawie komiksu Maxa Allana Collinsa i Richarda Piersa Raynera. Zapierające dech w piersiach zdjęcia Conrada L. Halla (Oscar) zachwycały publikę i recenzentów pod każdą szerokością geograficzną. Fabułą i obsadą już nie wszyscy się ekscytowali. „Tak, oto nadchodzi – Forrest Gump – Anioł Śmierci”, ironizował amerykański krytyk. Ale był w mniejszości. „Droga do zatracenia” zarobiła na całym świecie ponad 161 mln USD.  | Teraz wózek, a w Star Treku to się szalało |
Rok 2003 Od momentu spektakularnego wyczynu „Spider-Mana” stało się jasne, że filmowy komiks znalazł się u szczytu popularności. Producenci zatarli ręce i wzięli się do roboty. Recepta była prosta – efekty specjalne plus znane nazwiska, a produkt sprzeda się na pniu. Z takiego właśnie założenia wychodził „Daredevil” Marka Stevena Johnsona. W tytułowej roli został obsadzony Ben Affleck, niezwykle popularny w tamtym okresie dzięki związkowi z J. Lo. Dodano ładne (w rozumieniu twórców) F/X-y i ładną (w rozumieniu twórców) Jennifer Garner, i gotowe. Co z tego, że Affleck skalą „drewnianości” przebijał nawet Baldwina. Znali go wszyscy – od fanów niszowego kina Kevina Smitha po gospodynie zaczytujące się w Gali. Co z tego, że efekty specjalne były w gruncie rzeczy niespecjalne. Na trailerze wyglądały OK. „Daredevil” (polska premiera 28 marca) zarobił na całym świecie ponad 281 mln USD. 1 maja wrócił Singer ze swą armią mutantów. Wrócił w wielkim stylu, uwodząc przebijającą grubo poprzednika oprawą wizualną i szczyptą inteligentnie podanej refleksji na temat tolerancji. Blisko 80% ankietowanych niedługo po premierze Amerykanów uznało „X-Men 2” za najlepiej sfilmowany komiks w historii. Może i nieco w tym przesady, ale do ścisłej czołówki film zalicza się na pewno. Zarówno tych najlepszych, jak i najbardziej kasowych (światowy dochód 406,4 mln USD).  | Sorry, mała, ale mam już laskę |
18 lipca na ekrany wszedł „Hulk” Anga Lee. Na poły film akcji, na poły dramat, zachwycał genialnie przełożoną na język kina komiksową estetyką, i niestety niczym więcej. „Za długi dla dzieci, za ciężki dla nastolatków, za lekki dla dorosłych, za głęboki dla tych co nie lubią na filmach myśleć, za płytki dla tych co lubią…”, wyliczał bez końca, lecz nie bez racji, jeden z recenzentów. Oficjalnie uznany za ambitną porażkę „Hulk” poradził sobie jednak w światowym box-officie zupełnie dobrze (241,5 mln USD). Że jednak nie każda porażka sobie tak radzi, nawet jeśli jest ekranizacją komiksu, dobitnie potwierdził „Kuloodporny” Paula Huntera. Komediowe mordobicie za 52 mln USD wyciągnęło z rozsianych po świecie kas biletowych jedynie 37 mln. Do nas film trafił 22 sierpnia, chyba głównie jako potencjalne mięso armatnie dla krytyków. I taką też pożywką się stał. Podobnie jak „Liga niezwykłych dżentelmenów” Stephena Norringtona, na podstawie komiksu Alana Moore’a i Kevina O’Neilla. Znów, jak w przypadku „Z piekła rodem”, najbardziej pieklili się znawcy oryginału, ale tym razem nie można im było mieć tego za złe – film nie bronił się nawet jako odrębne dzieło, potępiany w czambuł za koszmarną narrację i debilne dialogi. Cóż jednak znaczy potęga reklamy i nazwisko Seana Connery’ego, szczególnie dla sentymentalnych Europejczyków – przy 78-milionowym budżecie „LXG” zarobiła w Stanach „marne” 66,5 mln USD, ale na naszym kontynencie już ponad 100 mln. W Polsce film pojawił się 24 października.  | Ogłaszam was pająkiem i żoną |
Rok 2004 2 kwietnia ze stajni Luca Bessona nadjechali „Najlepsi z najlepszych” Louisa-Pascala Couvelaire. Oparta na francuskim cyklu komiksowym płaska historyjka rodziny rajdowców podzieliła publiczność i krytykę. Jedni uznali film za bardzo zły. Drudzy za… po prostu zły. 18 czerwca przybył „Punisher”, po którym można było spodziewać się wszystkiego, ale chyba nie kina w stylu obecnych dokonań Seagala czy Van Damme’a. Film pusty, lecz efektowny byłby jeszcze do zniesienia, a nawet i aprobaty, bo cóż to znowu za novum – pustota – na polu komiksowych adaptacji. Niestety, „Punisher” Jonathana Hensleigha jest nie tylko głupi, ale i zaskakująco wręcz słaby technicznie i zwyczajnie nudny. W pełni zasłużona finansowa wtopa w USA (33 mln USD wpływów przy 33-milionowym budżecie). 6 sierpnia zamiauczy „Garfield” Petera Hewitta. Jeśli wierzyć Kamili Sławińskiej – film idealnie przeciętny. Jeśli wierzyć amerykańskim krytykom – tragiczny (na 112 recenzji 97 negatywnych). Zarobił 70,5 mln USD. 20 sierpnia pojawi się „Spider-Man 2” Raimiego. Recenzje zza wielkiej wody skrajnie przychylne (180/193 pozytywnych), a wyświetlany już od jakiegoś czasu w naszych kinach zwiastun – imponujący (i pisze to człowiek nienawidzący części pierwszej). Wedle najświeższych danych pajęczak zarobił już 302,3 mln USD i możemy być pewni, że na tym nie poprzestanie.  | Jennifer Love Garfield |
3 września „Kobieta-Kot” Pitofa. W USA debiutuje w ten weekend. Pierwsze recenzje zwiastują katastrofę (26/30 negatywnych). Pierwsze opinie widzów również (wg czytelników IMDb 2,5/10 – mniej niż „Żyleta”). 17 września „Hellboy” Guillermo del Toro. Recenzje Amerykanów w większości pozytywne (123/160), część przyrównuje nawet do poziomu „X-Menów”. Niemal wszyscy zwracają uwagę, że Ron Perlman jako Hellboy to najtrafniejszy castingowy wybór w dziejach kina komiksowego. Mimo to film sukcesu w Stanach nie odniósł (zysk 59 mln USD przy 66-milionowym budżecie). Również 17 września „Thunderbirds” Jonathana Frakesa, ekranizacja brytyjskiego komiksu dla młodszych czytelników. Wg opisu dystrybutora „głównym bohaterem filmu będzie 12-letni chłopiec, który musi ocalić swojego ojca i czterech braci od śmierci, a przy okazji nie dopuścić, by świat opanowany został przez złego i żądnego władzy przestępcę”. 30 lipca premiera w USA. 15 października „Obcy kontra Predator” Paula W. S. Andersona (w USA 13 sierpnia). Trailer niezbyt zachęcający, ale poczekajmy. 19 listopada „Nieśmiertelni” Enkiego Bilala. Film objęty patronatem Esensji, jeszcze się o nim przed premierą naczytacie.  | Smutny los pracownika zakładu pogrzebowego w Nowej Wsi |
Co dalej? Enigmatycznie rzec można, że może być coraz lepiej, ale może i gorzej. Analitycy rynku też się spierają. Z jednej strony „Punisher” i „Hellboy” zrobiły nieoczekiwaną klapę, co może oznaczać znudzenie tematem i początek końca. Z drugiej „Spider-Man 2” pobił już niejeden rekord, a 300 mln USD mówi samo za siebie. Tyle, że tak naprawdę to też nie musi za wiele oznaczać – w końcu Pająk jest popularniejszy niż ci dwaj i jeszcze kilku razem wziętych. Próżno prorokować, przekonamy się. Tym bardziej, iż wygląda na to, że producenci dopiero się rozkręcają. Na przyszły rok zaplanowano już następujące polskie premiery: „Blade: Trinity”, „Constantine”, „Elektra”, „Dziedzic maski”, „Fantastyczna czwórka”, „Batman: Początek”, „Bluberry”, „Miasto grzechu”, „Luke Cage”, „Iznogoud”, „Art School Confidential”. Na 2006: „X-Men 3”, „Superman 5”, „Hellboy 2”, „Strażnicy”, „Transformers”, „A History of Violence”, aktorski „Dragon Ball Z”, „300”, „Green Hornet”, „Books of Magic”, „Iron Man”. Jest na co czekać. I obym pod koniec następnej dekady napisał w podsumowaniu, że było warto. |