nr 7 (XXXIX)
wrzesień 2004




powrót do indeksunastępna strona

 Pojutrze – replika
‹Pojutrze›
Odpowiedź autora recenzji filmu „Pojutrze” – ‹Pojutrze chodź w futrze› na polemikę do tego tekstu ‹Pojutrze: Polemika, komentarz i kontrrecenzja› autorstwa Michała Szczepanika.
‹Pojutrze›
‹Pojutrze›
Z ogromną radością powitałem na łamach „Esensji” tekst polemiczny do mojej recenzji – miło jest, gdy ktoś podejmuje wysiłek, aby napisać co nieco w odpowiedzi. A to, że tekst oprócz fragmentów ujawniających wiedzę Autora na temat poruszanych zagadnień i jego poglądy na sam film, zawiera również sporo krytyki i „szpileczek” skierowanych pod moim adresem – to tylko lepiej, bo robi się ciekawie i człowiek parę rzeczy przemyśli jeszcze raz, ot choćby po to, by coś w odpowiedzi napisać.
Przyznam szczerze, że o ile zaimponowała mi wiedza Pana Michała dotycząca zagadnień związanych ze zmianami klimatycznymi, której mi niestety brak (do czego się zresztą w moim tekście bez żenady przyznałem, ale to tym później), o tyle momentami – w paru co prawdę miejscach, ale jednak – rozczarowało mnie troszeńkę nierzetelne (ujmując najoględniej) przytaczanie moich sformułowań. Nie posądzam Pana Michała bynajmniej o złą wolę, broń Boże, myślę raczej, że stało się tak w tak zwanym „ogniu bitewnym” podczas pisania. Jednak mam pełne prawo takie błędy wytknąć i zamierzam z niego skwapliwie skorzystać.
Kiedy przeczytałem mój tekst po raz kolejny, aby dobrze zrozumieć stawiane mi w polemice zarzuty, dostrzegłem, że sporo z nich wynika z tego, iż momentami niezbyt precyzyjnie i dobitnie pewne wnioski formułowałem i doszło do zwyczajnych nieporozumień. O tym również wspomnieć nie omieszkam. A zatem przejdźmy do meritum.
Pan Michał pisze: Recenzja jego staje się prostym porównaniem z innymi filmami, a największą uwagę poświęca się takim kwestiom, jak filmografia poszczególnych aktorów czy zabawa w wyłapywanie schematów. To prawda, pisałem o aktorach, pisałem o narzucających się schematach. Tyle, że ja bynajmniej nie traktuję pewnej schematyczności jako zarzutu, zresztą wyraźnie napisałem: Fabuła filmu jest utkana z powszechnie stosowanych już wcześniej schematów, BO I TRUDNO TU OD NICH UCIEC. Po prostu pewnych rzeczy nie sposób nie powtórzyć, nie sposób uniknąć i jasno to wyartykułowałem.
Jeśli chodzi o stosowany przez mnie zwyczaj podawania informacji typu: rolę tego bohatera gra aktor taki-to-a-taki, którego ostatnio widzieć można było choćby w filmie takim-to-a-takim, w roli tego-czy-owego nie uważam za rzecz złą, gdy się pisze o filmach – czasem ktoś niespecjalnie kojarzy nazwisko, zaś rolę w poprzednio widzianym filmie i owszem. Tego typu wtręty w całym moim tekście występują dosłownie w DWÓCH miejscach (fragmenty: […] ekspert od prądów morskich, profesor Terry Rapson – nasz pamiętny i cudowny Bilbo Baggins z „Władcy Pierścieni” czyli Ian Holm i […] zbliżyć się do pięknej Laury (w tej roli ostatnio widziana w „Rzece tajemnic” Emmy Rossum)). Jeśli chodzi o sprawę porównywania schematów, to są to dwa akapity na dziesięć (zaczynają się od zdań: Fabuła filmu jest utkana z powszechnie stosowanych już wcześniej schematów[…] oraz Jest w filmie sporo innych dość klasycznych postaci[…]. Biorąc powyższe pod należytą rozwagę, osobiście uważam stwierdzenie: największą uwagę poświęca się takim kwestiom za srogą przesadę.
Z twierdzeniem: Jest po prostu niekompletna i nieścisła i aż woła o polemikę zgadzam się w całej rozciągłości. Przy tej okazji od razu łeb obficie posypię popiołem.
Po pierwsze Pan Michał słusznie zauważył, że efekt cieplarniany nie jest synonimem ocieplania klimatu, nie jest też, na boginki!, spowodowany dziurą ozonową! Muszę przyznać, że jak przeczytałem ponownie mój tekst, w którym takowe stwierdzenie znalazłem, to oczy mi się zrobiły kwadratowe ze zdziwienia. Nie chciało mi się wierzyć, że mogłem napisać podobną bzdurę, ale cóż – papier, to jest, tfu, plik HTML-owy nie kłamie. Nie mam na to żadnego usprawiedliwienia.
Od razu wytknę jeszcze jeden błąd, który zauważył ktoś inny, zwracając mi na to w mailu uwagę. Mianowicie napisałem, że pan profesor Jack Hall wyrusza do „Wietrznego Miasta”, mając na myśli Nowy Jork, tymczasem tym wdzięcznym przydomkiem cieszy się naturalnie Chicago. Mea culpa.
Kilka słów o lodowcu…
Pan Michał pisze: Zacznijmy od tego, że „Pojutrze” jest, niespodzianka!, filmem o treści związanej z klimatem i ekologią. Autor recenzji zaskakująco lekko przeskoczył te kwestie […]. To prawda, choć muszę przyznać, że film katastroficzny, w którym niszczycielską rolę odgrywa klimat po prostu nie był i po dziś dzień nie jest dla mnie żadną niespodzianką. Już w pierwszym akapicie mojego tekstu wspominałem o takich filmach jak „Góra Dantego”, „Wulkan” czy „Twister”, gdzie zniszczenia powodują nie krasnoludki, lecz właśnie klimat. Pan Michał pisząc o niespodziance miał zapewne na myśli skalę zjawiska, że jest ono globalne – katastrofy żywiołowe we wspomnianych przeze mnie filmach takowego zasięgu nie mają i być może o to tu chodzi. Jeśli tak, to zgodzę się – powinienem był o tym napisać.
Dalej czytamy: Czemu więc nie jesteśmy jeszcze jedną wielką rodziną Eskimosów? Dzięki Prądowi Północnoatlantyckiemu. (A nie, jak pisze Autor recenzji, jakiemuś anonimowemu ‘rozkładowi ciśnień’.). Tutaj muszę mocno zaprotestować. Przywołam kilka zdań z mojej recenzji: […] globalne ocieplanie klimatu (temperatury powietrza i wód). Skutkiem tego jest powolne, acz uparte jak osioł topnienie wielkich lodowców. Ich kawałki – kawałki to taka przenośnia, bo mają często powierzchnię małego kraju – odrywają się od całości lądu na biegunach i dryfują z prądami morskimi, wciąż topniejąc. Powoduje to zwiększenie ilości wody w oceanach i podniesienie ich poziomu. Większa ilość wody słodkiej zmniejsza stopień zasolenia. Wszystko to zmienia prądy morskie, powoduje oziębienie wód, zmianie ulega przez to rozkład ciśnień, następuje dość istotna zmiana w atmosferze, która ściąga na ląd powietrze z jej górnych warstw, powodując nawrót zlodowacenia, toczka w toczkę podobnego do tego, które już kilka razy w historii Ziemi miało miejsce.
Otóż ja nigdzie nie pisałem, że przy życiu trzyma nas ten nieszczęsny zmieniony ‘rozkład ciśnień’ (nie znam fachowej nazwy tego zjawiska, więc niech już będzie, że anonimowy), czyli że on gwarantuje normalny klimat. Taka interpretacja jest zwyczajnym nadużyciem. Jasno i wyraźnie napisałem, że jest on powodem zstępowania na ląd powietrza z górnych warstw atmosfery. Wydaje mi się, że dobrze zinterpretowałem sceny z filmu, w których owo zstępujące powietrze w mgnieniu oka kuje lodem patrol śmigłowców w Szkocji, czy samą bibliotekę w Nowym Jorku – co widać jako efektowne i błyskawiczne lodowacenie ścian czy drzwi. Normalnie to powietrze spokojnie sobie krąży w górnej warstwie atmosfery i coś je musi solidnie zassać, żeby dotarło aż do lądu. Wydaje mi się, że jedynie bardzo ale to bardzo znaczący niż może coś takiego zrobić i to właśnie miałem na myśli pisząc o ‘zmienionym rozkładzie ciśnień’.
Być może rzeczywiście termin ‘rozkład ciśnień’ jest nieco niefortunny, ale Pan Michał napisał o Prądzie Północnoatlantyckim: To on prowadzi masy nagrzanych w okolicach równika wód wzdłuż wschodnich wybrzeży Ameryki Północnej, gdzie znany jest jako Golfsztrom[…]. Mam wrażenie, że owe ciepłe wody cyrkulujące w ten, a nie inny sposób, ogrzewają powietrze, co ma wpływ na jego ciśnienie nad tym właśnie prądem i jego ROZKŁAD w skali globalnej (jeśli rozpatrzyć prądy morskie jako całość), zapewniający równowagę, dzięki któremu mieszkam w budynku murowanym, a nie w igloo. Oczywiście jako laik mogę się mylić i jeśli tak jest, to palnąłem gafę, ale warto takie rzeczy wytykać RZETELNIE.
Poza tym warto jasno powiedzieć, że wspomniany wyżej fragment mojego tekstu był nieudolną – przyznaję – próbą POBIEŻNEGO przedstawienia osnowy, wokół której rozgrywa się akcja filmu. Napisałem już i w recenzji (Niestety, jak to się mówi, nie siedzę w tych klimatach, dawno już przestałem śledzić naukowe teorie) i w tym tekście, że nie posiadam fachowej, rzetelnej wiedzy na temat klimatu i zagadnień z nim związanych. Wydaje mi się zatem normalne, że chciałem jedynie po łebkach całą rzecz nakreślić, bo nie byłbym w stanie zrobić tego wyczerpująco, w sposób właściwy i rzetelny. Pan Michał, pisząc iż Autor recenzji zaskakująco lekko przeskoczył te kwestie, stawia zarzut, który jest w ogóle przyczynkiem do dyskusji: czy recenzent winien się znać na ocenie filmów jako produktów, czy na zagadnieniach, które filmy poruszają. Nie ukrywajmy – byłoby cudownie, gdyby potrafił coś sensownego napisać i o jednym, i o drugim. Nie czarujmy się – w pewnych przypadkach (a „Pojutrze” za takowy uważam) to właściwie niemożliwe. Proszę sobie wyobrazić, że jeśli nakręcony zostanie kiedyś film opowiadający o CERN-ie i fizyce kwantowej, również nie będę w stanie rzetelnie i wyczerpująco opisać zagadnień w nim poruszanych, ale być może sensownie ocenię grę aktorów i efekty specjalne, jeśli takowe wystąpią.
Pytanie zasadnicze: co interesuje osobę czytającą recenzję filmową – to pierwsze, czy to drugie? Bo jeśli to pierwsze, to pozostaje – jak to mawiają kierowcy rajdowi – zwinąć kwity, na filmy do kina sobie chodzić, ale nie pisać o nich ani słowa. Ale to już pozostaje w gestii Naczelnego…
Czy wiceprezydent był tępawy?
To jest w ogóle jedno wielkie nieporozumienie, wynikłe zapewne z lapidarności mojego sformułowania i tego, że niezbyt fortunnie dobrałem określenie. Ale po kolei.
Wyjaśniliśmy sobie podstawy, przejdźmy więc do komentarzy. Autor recenzji, z którą polemizuję, unika refleksji nad głębszymi przyczynami ataku lodowca. Ogranicza się do zwalenia winy za kataklizm na ‘głupotę człowieka’, na jego ‘miałkość, małość’.
A oto co napisałem ja: Film katastroficzny rządzi się pewnymi regułami. Zwykle opowiada o jakimś kataklizmie lub katastrofie wywołanej przez człowieka, często – jak w wypadku „Pojutrze” – o zasięgu globalnym. Siłą rzeczy robi się z tego typu opowieści moralitet o głupocie człowieka, o jego miałkości, małości i bezbronności wobec żywiołów, wobec niszczycielskich prychnięć mamuśki natury. Po pierwsze: widać jak na dłoni, że wyjęcie z całego kontekstu trzech sformułowań (głupotę człowieka, miałkość, małość) i uznanie, iż to jest moja ocena powodów tylko tej KONKRETNEJ katastrofy przedstawionej w „Pojutrze” to nieporozumienie, ale i kapinka demagogii. Moje sformułowanie Siłą rzeczy robi się z tego typu opowieści moralitet […] jest przecież sformułowaniem ogólnym i szczerze powiedziawszy obstaję przy tym, co ono oznacza. Dla mnie filmy katastroficzne, w których główną rolę odgrywa niszczycielski klimat są opowieścią o tym, jak głupota i bezmyślność człowieka potrafi się na nim zemścić. Ale też i o tym, jak często bezbronny i kruchy jest człowiek wobec żywiołów – o tym też napisałem, co Pan Michał skwapliwie pominął.
A jeśli chodzi o „Pojutrze”, dla mnie JEST to opowieść również o głupocie człowieka, która obraca się przeciwko niemu. Prawda, że dzieje się tak wskutek bardzo fajnie opisanych przez Pana Michała zależności zjawisk klimatycznych, ale czy do ich zaburzenia nie doszło przypadkiem wskutek globalnego ocieplenia? A kto jest niby za nie odpowiedzialny? Czy aby nie owi ludzie, którzy średnio się przejmują tym, że ich działalność za sto, dwieście lat może bardzo mocno zachwiać klimatem, bo po nich choćby potop? Możemy sobie tak filozofować do woli, tylko nie widzę sensu, bo w sumie to oczywistości.
A dalej: Podpiera się tu postacią filmowego wiceprezydenta, którego nazywa ‘tępawym’. I to wszystko, jeśli nie liczyć kilku nieprawidłowo podanych faktów klimatologicznych. Co do nieprawidłowo podanych faktów klimatologicznych to już się w piersi uderzyłem, myślę że raz wystarczy. A jeśli idzie o sformułowanie podpiera się tu postacią filmowego wiceprezydenta to ono sprawia wrażenie, że ja całe odium za kataklizm zrzuciłem na jego barki.
O wiceprezydencie wspominam w DWÓCH miejscach: Jest w filmie sporo innych dość klasycznych postaci: tępawy wiceprezydent, który jest pełen dezaprobaty wobec żywiołów, które nie stosują się do aktualnej polityki U.S.A. […] i […] ujrzeliśmy tylko jedno wystąpienie do ludu, które wygłosił wiceprezydent po śmierci głowy państwa, dziękując władzom trzeciego świata (tutaj Meksyku) za udzielenie gościny milionom uchodźców. Jak mniemam chodzi o to pierwsze sformułowanie. Przyznaję, że zamiast „tępawy” należało napisać „typowy”, byłoby może nieco jaśniej, bo też o to mi chodziło.
Pan Michał napisał: To nie wina wiceprezydenta, że nie przewidział on zlodowacenia. Nikt go nie przewidział! Nawet największy radykał i czarnowidz, profesor Jack Hall mówił o perspektywie stu lat. Wiceprezydent musiałby być co najmniej nowym Nostradamusem, by przerwać wtedy profesorowi i patrząc się w swoją kryształową kulę i rozłożoną talię Tarota zawołać: ‘Panie profesorze, pan się myli! Zlodowacenie nastąpi już za tydzień!’. Tak się jednak składa, że ja nie o to mam „pretensje” do tej postaci. Filmowy wiceprezydent – moim zdaniem – został pokazany jako osobnik z tego gatunku ludzi, którzy traktują ekologów niczym dopust boży, bo ci, operując hipotezami zagrożeń, do tego mających się ziścić w perspektywie setek lat, stają w poprzek doraźnym problemom, z którymi trzeba się zmagać na co dzień. Wiceprezydent, o którym Pan Michał napisał: Nikt go nie zmuszał do wzięcia udziału w konferencji klimatologicznej, mógł ten czas poświęcić na wizytę wojsk w Iraku lub na ściskanie dłoni przywódców mniejszości etnicznych swego kraju. Na pewno zbiłby na tym o niebo większy kapitał polityczny. A mimo to udział w konferencji wziął. I właśnie to dowodzi jego zatroskania sprawami środowiska, na mnie zrobił wrażenie człowieka, który pojechał na konferencję dla świętego spokoju i siedział tam, jak Piekarski na mękach, bo dla niego zasadnicze były tylko kwestie: czy to się zdarzy na pewno i czy to się zdarzy za tydzień – jak nie, to do widzenia, mam całą gospodarkę na głowie i na dyrdymały nie staje już czasu. Taki jest MÓJ odbiór tej postaci.
Mało tego – uważam, że postać wiceprezydenta została wystylizowana tak, aby dobrze wypełniał rolę tego, który stoi po drugiej stronie barykady niż ekolodzy, aby pasował do schematu, bo one w tym filmie są widoczne i tyle. Dlatego właśnie oglądając film odniosłem o tym państwowym funkcjonariuszu wrażenie kompletnie odmienne niż Pan Michał. Moje prawo.
Oczywiście że był on pragmatykiem, tym, który musi myśleć o kosztach i wszelakich innych konsekwencjach podejmowanych przez państwo działań. To jest normalne i nie sposób nie zauważyć, że nie może być inne. Ale nie sposób też nie zauważyć, że prowadzi to spokojnie i konsekwentnie do groźnej sytuacji, której przykład „Pojutrze” pokazuje. No i na koniec jeszcze tylko warto dodać, że wiceprezydent w orędziu do narodu, gdy objął już obowiązku głowy państwa, jasno, dobitnie i bez żadnych owijaczy się przyznał, że takie postępowanie, choć doraźnie wydaje się słuszne, mści się straszliwie, że ma nadzieję na zmianę myślenia, itd.
Jestem skłonny przyznać, że wskutek lapidarności mojego określenia ‘tępawy’ i tego, że nie zrobiłem jakiś głębszych studiów nad filmowymi postaciami, ocena tej postaci jest nieco zbyt jednoznaczna, może należało po prostu napisać, że wypełniał on w filmie schematyczną rolę tego, który władzę ma w ręku, ale używa jej dopiero wtedy, gdy już mleko rozlane.
Natomiast, gdy Pan Michał pisze: Ja tymczasem […] czuję […] oburzenie, zwłaszcza oskarżeniem o ‘tępawość’, skierowanym wobec filmowej postaci wiceprezydenta – a przez to także wobec każdej osoby reprezentującej ten typ poglądów, pozostaje mi odpowiedzieć: proszę sobie czuć oburzenie, Pana prawo, natomiast proszę mi nie przypisywać słów, których nie napisałem, a za takowe uważam stwierdzenie: wobec każdej osoby reprezentującej ten typ poglądów. Ja w recenzji odnosiłem się tylko i wyłącznie do WICEPREZYDENTA i nikogo innego – z tej prostej przyczyny, że jego postępowanie i wypowiedzi na filmie widziałem, a innych nie. Dlatego rozciąganie tej oceny na kogokolwiek innego i sugerowanie (przynajmniej ja tak tę wypowiedź odbieram), że nie waham się za jednym zamachem kogoś obrazić, jest niedopuszczalne. Zacytuję Pana słowa (bardzo trafne, muszę przyznać): Takie postawienie sprawy to co najmniej manipulacja faktami […].
Kończmy już z wiceprezydentem: No i wracając do naszego tępawego wiceprezydenta. Tak, skrytykował on Protokół. Ale za to mu w końcu płacili. Za perspektywiczne patrzenie na problemy. Za to, by nie ulegał impulsom. Za to, by brał pod uwagę wszystkie czynniki. Ekologia – dobrze, ale co z gospodarką? Jaki to będzie miało wpływ na bezrobocie? Zadawać sobie takie pytania to dowody odpowiedzialnego przywództwa, a nie tępawości.
Nie za to ‘odpowiedzialne przywództwo’ dostał ode mnie tę etykietkę, lecz z powodów, które opisałem powyżej.
A jeśli Autor będzie się upierał, to od dziś i mnie nazywajcie tępawym – będę uważał to za komplement! Wypadałoby po powyższym, wspinając się na szczyty galanterii, napisać: Tępolu, Tępolu, Tępolu. No, ale żarty na bok.
Gdy szukamy więc winnych ocieplaniu się klimatu, a przez to likwidacji Prądu Północnoatlantyckiego i szturmu lodowca na półkulę północną, winny zdaje się być oczywisty. Któż inny, jak nie USA? Któż inny, jak nie reprezentujący je tępawy wiceprezydent? Dla porządku jedynie zaznaczę (bo tym ‘tępawym prezydentem’ prawdopodobnie pije Pan do mojego tekstu), że ani wprost, ani w jakimkolwiek kontekście nie znajdzie Pan u mnie w recenzji twierdzenia, że jakieś konkretne państwo jest całej sytuacji winne, a inne nie. Stany Zjednoczone mogą się komuś skojarzyć wyłącznie dlatego, że większość akcji filmu rozgrywa się właśnie w tym państwie, ale ja takiego twierdzenia nigdzie nie umieściłem, z tej prostej przyczyny, że byłoby absurdalne.
Idźmy dalej: A, właśnie. Protokół z Kioto. Kolejna kluczowa sprawa pominięta przez Autora recenzji. Otóż w Pana odbiorze to jest być może sprawa kluczowa, dla mnie nie. Nie pisałem o tym, nie pisałem również o wielu innych rzeczach, bo wydawało mi się, że nie jest to konieczne, aby właściwie ocenić FILM, a nie wydarzenia, które on pokazuje. Być może źle zrobiłem, ale to jest już kwestia indywidualnej decyzji o tym, jak drobiazgowo będzie się film opisywać. Dla mnie najważniejsza była sprawa kataklizmu i tego, jak został pokazany, czy ma w miarę sensowną otoczkę, jak wyglądała sprawa bohaterów osadzonych w całym tym bajzlu, a resztę to niech sobie już szanowny Czytacz w kinie obejrzy.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

86
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.