nr 7 (XXXIX)
wrzesień 2004




powrót do indeksunastępna strona

 Zwierciadlon
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Ilustracja: Łukasz Matuszek
Ilustracja: Łukasz Matuszek
Cinqecento niebezpiecznie odbijało się raz od lewego, raz od prawego krawężnika. Nic dziwnego, na osiedlowych drogach rzadko widywano piaskarki. Dzieciaki zadowolone ślizgały się na czym popadło, najczęściej na szkolnych plecakach. Magda i Tomek dotarli wreszcie na róg Wolnej i Sikorskiego. Miejscowi bywalcy sącząc piwo przy plastikowym stoliku wewnątrz sklepu, obserwowali jak Magda usiłuje zaparkować na poboczu. Wreszcie jej się udało i obydwoje z Tomkiem ruszyli do wejścia. Kolejka nie była długa, dwie starsze panie i dwóch bywalców z pustymi butelkami na wymianę. Kiedy Tomek podszedł do lady ekspedientka oderwała znudzony wzrok od zeszytu.
- Szukam pewnego mężczyzny – chłopak już pamiętał o uśmiechu – może pani go zna? Ma na imię Antoni.
Dziewczyna popatrzyła w sufit, potem na półkę z konserwami, nagle chwyciła za długopis i zapisała coś szybko, na koniec spojrzała nieprzytomnie na Tomasza i oznajmiła.
- Nie kojarzę.
- Proszę się zastanowić, to dla mnie ważne. Podobno ten pan robi tu często zakupy.
Chyba uśmiech zadziałał, bo sprzedawczyni zastanowiła się dłużej.
- Nie, nie pamiętam, ale może oni go znają – ruchem głowy wskazała na klientów sączących piwo – Hej chłopy! Znata wy jakiego Antoniego?
- Za butelkę piwa mogę być dla was Antoni – odezwał się jeden, a reszta zarechotała.
- Niczego się tu nie dowiemy – Magda pociągnęła Tomasza za rękaw – chodź pomyślimy w samochodzie.
Kiedy wychodzili słyszeli strzępki rozmów, w których powtarzało się imię Antoni. Z pewnością dostarczyli tematu dyskusji miejscowemu gronu przynajmniej do końca dnia.
W samochodzie jeszcze utrzymywało się przyjemne ciepło. Tomek z rozbawieniem spoglądał na niewielki rozgardiasz. Apaszka, rękawiczki, dokumenty, dwa miętowe cukierki, kwitki z kas fiskalnych. Słyszał gdzieś, że wiele można powiedzieć o człowieku, obserwując jakimi przedmiotami się otacza. Jaka była Magda? Przychodziła mu do głowy tylko jedna myśl – straszna bałaganiara.
- Ładnie się uśmiechasz.
Drgnął. Patrzyła na niego. Wiedziała, o czym myśli? Niemożliwe.
- To chyba koniec naszej przygody.
- Chyba tak – potwierdziła – dziwna sprawa, ale wiesz ciągle przydarza mi się coś nietypowego. Jakbym była magnesem dla dziwactw. Czasem się zastanawiam, czy już od tego nie zwariowałam.
- A nawet jeśli – zagadnął chłopak – źle ci z własnym wariactwem?
Myślała chwilę bawiąc się kosmykiem włosów.
- Nie – uśmiechnęła się ciepło – nie mogłabym chyba normalnie funkcjonować bez tego wszystkiego.
Przyglądał się jej. Kręcone włosy, mały nos, trochę zadarty i trochę piegowaty, błyszczyk na wargach – lśniący, srebrny.
- Miło było cię poznać. Dziękuję za pomoc – Magda zdjęła rękawiczkę.
Jej dłoń była chłodna, lekko wilgotna. Tomek zawsze miał ciepłe ręce, dlatego teraz czuł, jak ogrzewa jej skórę. Chciał, aby ta chwila trwała dłużej.
- Wiesz, tam w antykwariacie doszliśmy chyba do nowych wniosków.
- Wiem. Książka opisuje przyszłość człowieka, który ostatnio ją czytał.
- Jak ją znalazłaś? – Szukał jakiś oznak zakłopotania w jej oczach. Uścisk przedłużał się nieco i za chwilkę gest stanie się dwuznaczny.
- Była wetknięta za siedzenie w autobusie. Widocznie Piotrek ją tam zostawił. – Magdę najwyraźniej bawiła sytuacja. Nie przerwała uścisku, ale też i nie odwzajemniała. – Ciekawe, o czym teraz czyta pan Antoni? Może już przeczytał o nas? Może się domyśla i nas szuka?
- Albo zastanawia się, jaki ubić interes na niecodziennym znalezisku – Tomek cofnął dłoń. Bał się, że jeszcze chwila i dziewczyna z uśmiechem oznajmi mu, że zna lepsze sposoby podrywu.
- Może.
Tomek szczerze żałował, że historia kończy się tak głupio. Był ciekaw książki, ale bardziej ciekawiło go, jaką osobą jest Magda. Niestety jedyną rzeczą, jaką mógł teraz zrobić, to pożegnać się i wyjść. Chwycił za klamkę.
- Poczekaj – powstrzymała go dziewczyna – podwiozę cię.
Zgodził się skinieniem głowy. Jechali w milczeniu. W samochodzie nie było radia, więc cisza stawała się niezręczna. Tomek nie chciał rozpraszać dziewczyny, która najwyraźniej skupiła się na ostrożnym prowadzeniu samochodu. Jeszcze raz przeanalizował wydarzenia ostatnich dwóch dni. Wszystko byle nie gapić się na nią cielęco.
- Coś ciągle nie daje mi spokoju – mruknął nagle – jakiś szczegół.
- Tak? – Dziewczyna wpatrywała się w jezdnię.
- O której wczoraj wróciłaś do domu?
- Chwilę przed szóstą.
- Właśnie, a ja chwilę przed szóstą kończyłem czytać pierwszy rozdział.
- Co przez to rozumiesz? – Oderwała wzrok od drogi i popatrzyła na niego. Tomek mimowolnie uśmiechnął się na widok jej wędrujących w dół brwi.
- Kiedy miałaś przygodę z kotami, ja kończyłem czytać. Potem nie mogłem kupić książki. Zawsze mam przy sobie wystarczającą ilość gotówki, zwłaszcza jak idę do antykwariatu, a wczoraj mi zabrakło. Pierwszy raz.
- Cóż zawsze musi być...
- Opowieść Piotrka kończy się przed wielkim skokiem – nie pozwolił jej skończyć dowcipu, którego i tak nie lubił – potem oddajesz książkę do antykwariatu i dzień później czytasz nagłówki o udanej akcji policji.
- Nie rozumiem.
- Na koniec plakat. Potwierdza tylko moje przypuszczenia – Tomek ciągnął, bezlitośnie trzymając Magdę w niepewności.
Dziewczyna nagle skręciła ostro i zatrzymała się na poboczu.
- Mów po ludzku! Co odkryłeś? Zaraz mnie cholera weźmie z twoimi zagadkami! Za dużo tajemnic na dzisiaj!
Tomek mocno się starał, by uśmiech nie wypełzł mu na twarz.
- Książka nie przewiduje przyszłości. Ona opisuje teraźniejszość.
Brwi Magdy powędrowały do góry.
- Trochę przesadziłem – przystopował się Tomek – „Zwierciadlon” opisuje przyszłość, ale w bardzo ograniczonym stopniu.
- Poczekaj – tym razem dziewczyna weszła mu w słowo – Piotrek, skok, koty. Masz rację! Ale jest jeszcze coś... Rozdziały!
Spojrzał na nią z uznaniem.
- Zgadza się. Wczoraj w antykwariacie nie mogłem kupić książki, ponieważ wydarzenia w niej opisane jeszcze się nie wydarzyły. W takim wypadku nie mogłem o nich przeczytać.
- Paradoks czasowy – podsunęła Magda – znając przyszłość mógłbyś na nią wpłynąć i wszystko by się poplątało.
- Właśnie – ucieszył się – jedyne, co udało mi się podejrzeć, to rozdziały. Koty, Zielony smok, a potem był...
Tomek nie skończył. Otworzył usta i wskazał za okno. Magda obróciła głowę we wskazanym kierunku. Najpierw zauważyła krzykliwą reklamę biura podróży wymalowaną na boku autobusu. Potem logo firmy przedstawiające człowieka w stroju ozdobionym dzwoneczkami, trzymającego muletę. Kiedy podniosła głowę, wzrok jej padł na twarz mężczyzny w autobusowym oknie. Posiadacz krzaczastych brwi właśnie z zainteresowaniem oglądał płócienną okładkę podniszczonej książki.
- Zabijesz nas!
- Dramatyzujesz.
Magda wzięła ostry zakręt, nie chcąc czekać na lukę wbiła się w ruch uliczny na bezczelnego. Mknęli już siedemdziesiątką, a ryk klaksonów jeszcze ich gonił. Tomek modlił się o patrol policji. Chłopak był gotów z miłą chęcią zapłacić za mandat, byle już się zatrzymali. Całe szczęście, że główne drogi odśnieżono.
- Magda, pomyśl racjonalnie! Nie możemy zdobyć książki, nie można poznać własnej przyszłości!
- W nosie mam twoją racjonalność! Coś mi mówi, że możemy dogonić ten autobus!
- Co ci mówi?
- Kobieca intuicja – warknęła wściekle wduszając wyższy bieg.
Silnik zawył i Cinqecento skoczyło do przodu, chociaż wydawało się, że to niemożliwe. Zbliżali się do wielkiego skrzyżowania. Droga podzieliła się na trzy pasy. Magda wybrała środkowy i wcisnęła pedał gazu do oporu. Żółte światło mrugnęło ostrzegawczo i zapaliło się czerwone. Tomek zamknął oczy. Otworzył, gdy poczuł, że zwalniają. Przed nim rozciągał się kilometrowej długości korek.
Najpiękniejszy widok na świecie.
- Byliśmy tak blisko – Magda zwiesiła głowę – Nie chodzi o to, że chcę poznać przyszłość. Wiem, że się nie da. Ale raz, ten jeden raz chciałam zwyciężyć z losem. Mówiłam ci już, mnie się zwariowane rzeczy zdarzają codziennie. Raz chciałam wygrać.
- Może wygrałaś – oparł jej dłoń na ramieniu – 187.
- Co?
- Numer autobusu – 187. Znam trasę tej linii. Jak teraz skręcisz w prawo, możemy przedmieściem dojechać do zajezdni. Zdążymy. Reszta kwestia szczęścia.
- Lub losu – dodała cicho Magda.
Kiedy dojechali do zajezdni zapadał już zmierzch. Autobusy przyjeżdżały niespiesznie jeden za drugim. Jak dostojne gąsienice. Robiły zgrabne kółeczko i przystawały na parkingu. Śnieg topniał na szybach. Ostatni przyjechał 187. Pośród wysiadających pasażerów nie było pana Antoniego.
- Co teraz? – Zapytała cicho Magda.
- Znajdziemy jakąś ławkę.
Ławka na przystanku nie należy do romantycznych miejsc, a grudniowy klimat nie zalicza się do najcieplejszych. Siedzieli oddaleni od siebie o wyciągnięcie ręki. Marzli oboje. Żadne nie podniosło głowy. Magda wzburzyła nogą tuman śnieżnego pyłu.
- Pewnie pan Antoni ma ciekawą lekturę.
- Nie sądzę. Nie mógłby przeczytać o sobie, bo zbyt szybko zrozumiałby. Dalej już prosta droga do komplikacji.
- Więc według ciebie jeszcze tej książki nie otworzył? – Dziewczyna zadarła głowę
- Prawdopodobnie. Magda, to, co mówiłaś o losie... – Tomek zająknął się – Życie aż tak ci się naprzykrza? Dlaczego chciałaś dogonić przyszłość?
- Sama nie wiem. Gdybym wiedziała, co się zdarzy przestałabym popełniać błędy.
- Rozumiem – chłopak chuchnął w dłonie – Absolutnie przewidywalne życie?
- Uhm.
- Nudne.
- Tak myślisz?
- Ja wiem.
Uśmiechnęła się. Nie wiedział jak, ale nagle znalazła się obok niego. Po prostu poczuł ciepło przy boku i dłoń, która wsunęła się pod ramię. Było w tym geście coś, co podniosło Tomka na duchu. Siedzieli tak sobie patrząc na zapalające się uliczne latarnie.
- Ciągle się zastanawiam, po co to wszystko? – Magda pociągnęła nosem.
- Nie rozumiem...
- Ta książka. Jaka jest jej funkcja?
Tomek nie odpowiedział od razu. Obserwował spadający płatek śniegu. Dopiero, kiedy mroźna gwiazdka roztopiła się na dłoni chłopaka Tomek uśmiechnął się. Do Magdy.
- Nie wiem. Po prostu nie wiem, ale jednego jestem pewien. Zmarzłaś. A ja znam miejsce, gdzie jest ciepło i można napić się kawy. Zawieziesz nas tam?
powrót do indeksunastępna strona

10
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.