nr 7 (XXXIX)
wrzesień 2004




powrót do indeksunastępna strona

Autor
 Mars wzywa nas
Ben Bova ‹Mars›
Mówiąc krótko – najlepsza, jak do tej pory, powieść Bena Bovy z cyklu „Droga przez Układ Słoneczny”. Poprzednie dwa tomy rozrywką były przednią, ale „Mars” przebija je, pokazując, jak wspaniałe czytadło można przyrządzić w oparciu o, zdawałoby się, wszechstronnie obmacany literacko motyw eksploracji naszego sąsiada.
Zawartość ekstraktu: 80%
‹Mars›
‹Mars›
Pierwsze, co warto podkreślić, to dobre tempo i swoboda autorskiego pisania. Ben Bova opowiada dzieje pierwszej wyprawy na Marsa zgrabnie i płynnie, prowadząc akcję bez silenia się na wykłady i pouczenia (no może jeden, dwa się prześlizgnęły). Rzuca się też w oczy, że autor rozumie, że wyprawa taka, jeżeli kiedykolwiek dojdzie do skutku, będzie wymęczonym kompromisem ambicyjek setki z górą ziemskich państewek, które koniecznie będą chciały udowodnić swoją wielkość, nawet, gdyby miało to się kojarzyć z przysłowiem o żabie podstawiającej płetwę, gdy konia kują.
Wyprawa jest zatem nieco chaotycznie klejona jeśli chodzi o jej cele i organizację, ale podróżnikom udaje się wylądować gdzie trzeba. Marsonauci od razu rozchodzą się po powierzchni, badając planetę. Szczególnie zależy im na odnalezieniu śladów życia, ale nie tylko – geologów nęcą wulkany tarczowe, klimatolodzy zaś z pasją zagłębiają się w przebieg i przyczyny marsjańskich burz. Oczywiście, bohaterowie przeżywają przygody i, oczywiście, wychodzą z nich cało, choć z trudem. Zaznaczyć trzeba jednak, że tajemnice, które stoją przed czytelnikiem, nie są łatwe do przejrzenia i „Mars” jest prawdziwą rozkoszą dla literackiego tropiciela śladów. Powieść opiera się na zgłębianiu dwóch tajemnic: ludzi i Marsa. Pierwsza, początkowo skomplikowana, okazuje się być banalną, kiedy już zna się rozwiązanie. Druga do końca pozostaje intrygującą niewiadomą. Wiszące nad czytelnikiem pytania w połączeniu z lekkością pisania Bovy, dają powieść niczym spod pióra mistrzów thrillera.
Jednak najlepszy w „Marsie” jest wędrujący nieustannie po plecach czytelnika dreszczyk, znany każdemu odkrywcy. Przez całą powieść Bova umie wykorzystać to, co największe w powieściach o kosmicznej eksploracji. W „Marsie” czuć oddech obcego świata, jego surowe, obce piękno i groźbę, jaką stanowi jego środowisko. Ten klimat czerwonych skał, ta rzadka atmosfera przepojona promieniowaniem – tego rasowy fan sf szuka już od dzieciństwa i to odnajdzie w powieści Bena Bovy. To dlatego trzeci tom „Drogi przez Układ Słoneczny” jest taki pasjonujący – dzięki prostocie i pasji rodem z najlepszych dokonań klasycznej sf.
Wyrywa mi się jednak krzyk rozpaczy – dlaczego znowu zaniedbano stronę edycyjną, redaktorską i tłumaczeniową?! Przez pierwsze pół książki w glebie Marsa są tajemnicze dwutlenki, które potem, cudownym zrządzeniem losu, przekształcają się w nadtlenki. Literówki, zdania pozbijane z dwóch, trzech, wcześniej wyrzuconych – tak, to też jest. Jestem w zasadzie dość odporny na takie objawy – tym bardziej źle to świadczy o ilości takich potknięć w „Marsie”.
W książce łatwo wychwycić podobieństwa do poprzednich tomów cyklu – proste rysowanie charakterów, polityczne zagrywki rodem z banalnej political fiction, czy też autorskie rozmiłowanie w gadżetach. Czasem, dla ułatwienia sobie spraw, Bova sięga po bzdurne chwyty, np. pozwalając przedostać się na pokład marsjańskiego statku ludziom, którzy mieliby problemy z dostaniem posady referenta w urzędzie w Koziej Wólce. Jednak, w porównaniu z tomami poprzednimi, kreacja bohaterów stoi już na wyższym poziomie. Autor nie sięga po banalne rozwiązania pozwalające natychmiast określić, kto jest be, a kto cacy.
Mimo pewnych wad, „Mars” jest lekturą jak najbardziej godną uwagi. Dopracowany technicznie, (a przynajmniej w wersji oryginalnej, w polskim przekładzie strona techniczno-naukowa jest gdzieniegdzie skopana.), z pasjonującą naukową intrygą na pograniczu kryminału, z zapierającymi dech w piersiach sceneriami Marsa – jak do tej pory przewyższa realnością wszystko, co napisano o zdobywaniu Czerwonej Planety. Tym, którzy czytali „Czerwonego Marsa” i go nie polubili, polecam książkę Bena Bovy, bo jest po prostu lepsza – nie ma w niej zadęcia i recept na szczęśliwy świat dla wszystkich, jest jedynie czyste piękno odkrywania nowego świata.



Tytuł: Mars
Tytuł oryginalny: Mars
Autor: Ben Bova
Wydawca: Solaris
Cykl: Droga przez Układ Słoneczny
ISBN: 83-88431-59-5
Format: 497s. 120×195mm
Cena: 39,—
Data wydania: październik 2003
Ekstrakt: 80%
powrót do indeksunastępna strona

104
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.