Czym się możę skończyć spotkanie z aniołem...? Ano, różnie bywa...  | Ilustracja: Oskar Huniak |
Anioł marznie na przystanku. Jest głęboka noc, całe miasto śpi. Bezlitosny jesienny wiatr roztrzepał skrzydła i usiał przystanek białymi piórami. Aniołowi jest bardzo zimno, a tu jeszcze obok przelatuje samochód, oblewając go od stop do głów lodowata wodą. Anioł drży i żeby jakoś się rozgrzać, zaczyna przestępować z nogi na nogę. Wiatr wzmaga się - przeszywający, okrutny. Anioł nie daje rady już tego wytrzymywać, mruży oczy i zaczyna cieniusieńko jęczeć. Nagle - uderzenie w brzuch. Anioł otwiera oczy i widzi dwóch milicjantów patrzących na niego ze wściekłym zainteresowaniem. - Co się, kurde, drzesz, ludzie śpią! Anioł tylko uśmiecha się ze skruchą. - Andrzej, popatrz, przecież to ćpun. Trza tego punka na posterunek, bo zaraz nam całe osiedle obudzi. Na posterunku siwy i smutny dyżurny próbuje przesłuchać anioła, ale ten milczy i tylko nimb nad jego głową miga jak zepsuta jarzeniówka. Wtedy dyżurny nakłada aniołowi kajdanki, prowadzi do celi i zaczyna leniwie bić, na co anioł reaguje uśmiechem, nadstawiając kolejno lewy i prawy bok. Dyżurny, oburzony i spocony, przynosi gumową pałę i zaczyna okładać anioła z całych sił. Anioł lewituje pod sufit. Dyżurny przez jakiś czas próbuje dosięgnąć go szczotką do szorowania podłóg, ale okazuje się zbyt krótka. Dyżurny woła dwóch patrolowych, którzy przynoszą składaną drabinę. Klnąc, zdejmują anioła spod sufitu. Teraz biją go już we trzech. |