 | Ilustracja: Achika |
Obudziło ją kolejne kopnięcie prądem: wtedy zorientowała się, że pozwolono jej się trochę przespać. Nie wiedziała, czy ktoś wyłączył automat czy po prostu był on zaprogramowany tak, aby dawać chwilę wytchnienia więźniowi będącemu u kresu wytrzymałości. W każdym razie czuła się nieco lepiej. Napiła się wody, żeby oszukać głód i zmusiła swoje ciało do wstania. Trzeba się trochę rozruszać, żeby jako tako wyglądać, kiedy po mnie przyjdą. I sprawić tyle niespodzianek, ile się tylko da. Trzymając się ściany zaczęła chodzić po celi, mierząc jej wielkość krokami. Piętnaście w jedną stronę i dwadzieścia w drugą. Niezły metraż tu mają. Spacerując w tę i z powrotem przywołała Moc na tyle, na ile mogła to zrobić bez wchodzenia w trans. To pomogło jej odzyskać siły, nawet zraniona noga chwilowo nie bolała. Ruch rozgrzał ją w pewnym stopniu, przestała się trząść, choć nadal było jej zimno. Czujna i skupiona, wcześnie wyczuła, że ktoś zbliża się do drzwi. Jedna osoba. Nie Sith. Otwierający pancerną gródź żołnierz nie zdążył nawet dotknąć broni, kiedy błyskawiczny chwyt wspomagany Mocą rzucił go do środka. Nessie ogłuszyła go ciosem za ucho, w ułamku sekundy miała już w garści jego miotacz i znalazła się na zewnątrz. Uderzyła w przycisk, drzwi zasunęły się z cichym świstem. Z bijącym sercem nasłuchiwała przez chwilę, ale w korytarzu było cicho. Jeden żołnierz? Czy oni powariowali? Nie zastanawiała się dłużej nad tym dziwnym faktem. Trzeba uciekać. Wciąż jednak miała wrażenie, że coś tu jest bardzo nie w porządku. Sterylne, metalowe korytarze były ciche i puste, jak wymarłe. Szła przed siebie, na wszelki wypadek trzymając się tuż pod ścianą i nasłuchując każdego szelestu. Bez miecza czuła się przeraźliwie bezbronna. Z miotacza można strzelać, ale nie odbije się nim strzału wymierzonego w siebie. A nie była pewna, czy może aż do tego stopnia polegać na swojej szybkości. Na pewno nie w tej kondycji.
Lądowisko znajdowało się w spodniej części kadłuba statku – tyle wiedziała ze zdobytych przez rebelianckich szpiegów planów niszczycieli. Nessie znalazła windę i zjechała nią na najniższy pokład, wciąż nie napotykając nikogo na swojej drodze. Nie rozumiała, kto i dlaczego ułatwiał jej ucieczkę – bo do tego, że pozwolono jej uciec, nie miała najmniejszych wątpliwości. Ona coś kombinuje. Bawi się ze mną. Nie miała innego wyjścia, jak podjąć grę. Jedyną alternatywą był powrót do celi. No tak, w końcu tylko jestem sama i bez broni na okręcie wroga. Co mi się może jeszcze stać? Uśmiechnęła się ponuro pod nosem i pomaszerowała dalej.
Dotarła pod wejście do hangaru, sięgnęła Mocą do wewnątrz, ale nie wyczuła żadnych żywych istot. To z całą pewnością nie była normalna sytuacja. Nawet gdyby założyć, że bezludne korytarze są normalnym widokiem na liczącym szesnaście tysięcy załogi niszczycielu, to na lądowisku zawsze musi ktoś być. Piloci, mechanicy, no i straże. Pułapka? Ale po co? Po co kogoś wypuszczać, żeby go potem złapać? Mocniej ścisnęła rękojeść miotacza, wzięła głęboki oddech i otworzyła drzwi. Do środka weszła tak ostrożnie, jakby teren był zaminowany. Nic. Cisza. W gigantycznej hali nie było nawet słychać echa jej kroków. Pusto. Roboty techniczne tkwiły bezczynnie pod ścianami. Stojące w równych rzędach promy klasy Lambda odbijały się w metalowej podłodze. Na samym końcu Nessie dostrzegła swój statek, ten, którym przybyła na Seyii 3. Ruszyła w jego stronę, niemal wstrzymując oddech. Teraz musi się coś stać. Zza najbliższego promu zwinnym krokiem wyszła postać w czarnym stroju. Nessie stanęła jak wryta, zaskoczona nie pojawieniem się Beyre, ale faktem, że zupełnie nie potrafiła wyczuć jej obecności. Nie sądziła, że coś takiego jest w ogóle możliwe. – Zdziwiona? – krzywy uśmieszek rozjaśnił twarz tamtej. – Pewnie nie wyobrażałaś sobie, do czego jest zdolna Ciemna Strona. Potrafię teraz dużo rzeczy. Bardzo dużo. Nessie przyglądała się jej z odcieniem rezygnacji. Nie miała szans na to, że trafi ją z miotacza: Beyre miała w dłoni swój miecz świetlny, wprawdzie zgaszony, ale zdążyłaby odeprzeć każdy atak. – O co ci właściwie chodzi? Lady Sith obeszła ją półkolem, omiatając spojrzeniem od stóp do głów. – Podobno najgorszą rzeczą, jaką można zrobić człowiekowi, jest dać mu nadzieję, a potem ją odebrać. Chciałam to zrobić. Chciałam zobaczyć, jak wygląda taki ktoś. – Zobaczyłaś. I co dalej? Wyglądało na to, że jej spokój zbił tamtą z tropu, ale tylko na chwilę. Zaraz odzyskała swój zadowolony uśmiech. – Proponuję ci układ. Jeśli mnie pokonasz, będziesz mogła stąd odlecieć. Nessie złapała w powietrzu rzucony jej przedmiot. Jej własny miecz świetlny. Czy ona naprawdę zamierza... – Jak rozumiem, ma mi to uświadomić legendarną potęgę Ciemnej Strony, która pozwala błyskawicznie pokonać rannego, wygłodzonego i zmęczonego przeciwnika. Nie wydaje ci się, że za dużo ryzykujesz, dając mi jeszcze broń? Sama się zdziwiła, jak kąśliwie to zabrzmiało. – Nie wydaje mi się – syknęła Beyre i skoczyła do ataku. Nessie rzuciła miotacz, zapaliła miecz, broniąc się jak automat, wyuczonymi przez całe życie ruchami. Nie opuszczała jej natrętna myśl, że to wszystko nie ma sensu. Zdarzyło jej się to po raz pierwszy w życiu – w trakcie walki nie ma czasu na zastanawianie się, wojownik powinien być skoncentrowany na tym, by wygrać. I tak nie wygram. To byłoby takie łatwe. Przestać walczyć, pozwolić nadejść temu, co nieuchronne. Jedna spóźniona parada, milisekundowe odsłonięcie... Przy odrobinie szczęścia nawet nie zdąży poczuć bólu. Ale ręce same poderwały miecz, przyjmując cios na poprzeczną zastawę. Klingi zwarły się z trzaskiem, impet uderzenia niemal przewrócił Nessie na wznak. Naprawdę nie była w odpowiedniej kondycji do walki: oddech rwał się, powrócił ból głowy, mokre od potu ubranie kleiło się do ciała. Niech to się wreszcie skończy. Nagle zrozumiała. To była Ciemna Strona, przemawiająca do niej jak do każdego w chwili słabości; tym razem w swoim najbardziej perfidnym wydaniu – nie gniew czy strach, ale poczucie beznadziejności. Otrząsnęła się z tych myśli, odpędziła je od siebie tak, jak ignorowała głód i zmęczenie. Jestem rycerzem Jedi. Jedi się nie poddają. Czysta, jasna siła Mocy wypełniła ją jak rwący strumień, dając nowe siły wyczerpanemu ciału. Chwiejny unik zamienił się w nagły, błyskawiczny zwrot i atak. Beyre odskoczyła przed ciosem, który mógł ją rozpołowić, ale za późno – koniec błękitnego ostrza dosięgnął jej żeber, ciął przez biodro. Upadła na ziemię: była teraz łatwym celem, ale Nessie nie miała w zwyczaju dobijać rannych. Odwróciła się i ruszyła w stronę swojego statku tak szybko, jak pozwalały jej na to zesztywniałe ze zmęczenia mięśnie. – Nigdzie nie polecisz. Kazałam zdezaktywować napęd. Obejrzała się. Beyre wstawała z trudem, zgięta w pół, przyciskając łokieć do zranionego boku i całym ciężarem opierając się na zdrowej nodze. Przez twarz przemknął jej szyderczo-tryumfalny uśmiech, ale zaraz zamienił się w grymas bólu. – Wszystkie są zdezaktywowane – dodała, kiedy Nessie skierowała się w stronę najbliższego promu. – Co, myślisz, że tak po prostu pozwoliłabym ci uciec? Nessie zawahała się: nie wyczuwała fałszu w jej słowach, ale ktoś, kto potrafi zamaskować swoją obecność w aurze Mocy, z pewnością potrafi też ukryć kłamstwo. Z powrotem ruszyła do swojego statku, Beyre jednak na chwilę przedtem wcisnęła przycisk bransolety komunikatora: wszystkie wejścia do hangaru otwarły się równocześnie i stanęli w nich szturmowcy z bronią gotową do strzału. Błyskawicznie oceniwszy sytuację Nessie zrozumiała, że nie zdąży przemknąć do statku zanim otworzą do niej ogień, zawróciła i jednym skokiem znalazła się obok Beyre, która resztkami sił zasłoniła się mieczem. Precyzyjny cios w rękojeść zmienił go w kawałek poskręcanego metalu. Nessie zbliżyła jej ostrze do gardła, niemal dotykając skóry. – Każ im odejść. – Nie zabijesz bezbronnego – prychnęła pogardliwie Beyre, ale spojrzała w oczy Jedi i dalsze słowa zamarły jej na ustach. – Każ im odejść. I niech ktoś naprawi statek. Jeśli to w ogóle prawda z tym napędem. – Nigdzie nie polecisz. Wyglądało na to, że sytuacja jest bez wyjścia. Żadna z nich nie zamierzała ustąpić, wydawało się, że nawet za cenę życia. Wpatrywały się w siebie z odległości wyciągniętego ramienia, jakby siłując się wzrokiem. – Powiedz mi, dlaczego, do licha, robisz to wszystko? Pomijając te gadki o odbieraniu nadziei? – Chciałam cię pokonać. W walce. – Raz ci nie wystarczy? Ciemna Strona padła ci na mózg? Beyre nie odpowiadała, oddychała tylko coraz ciężej. Na jej czole perlił się pot. Rany były poważne, zwykły człowiek już dawno straciłby przytomność. Ona resztą też czuła, że może się to z nią stać w każdej chwili, a bardzo nie chciała mdleć na oczach swoich żołnierzy. Niechętnie podniosła komunikator do ust. – Wycofać się. Kiedy grodzie zamknęły się za szturmowcami, Nessie odrobinę opuściła miecz – Zdejmij komunikator. Bransoleta spadła na podłogę już w dwóch kawałkach, rozpołowiona eleganckim cięciem miecza. Jedi skinęła ostrzem. – Do statku. Jazda. Wściekła Beyre szukała jeszcze przez chwilę jakiegoś sposobu, sztuczki, żeby ją mimo wszystko pokonać, ale wyczerpanie i ból przeważyły. Usiadła ciężko na ziemi. – Sama idź. Silniki są sprawne. – Akurat ci uwierzę. Nessie zawahała się. Nie należy zostawiać sobie za plecami żywego wroga, ale przecież nie mogła jej dobić. Zresztą, tak naprawdę nie ryzykowała więcej niż do tej pory. Może te statki rzeczywiście są gotowe do lotu. Jeżeli nie... cóż, potem się tym będzie martwić. Starannie wymierzony cios ciężką rękojeścią miecza w tył głowy i Lady Sith osunęła się nieprzytomna. Nessie pobiegła do swojego statku, utykając nieco na skaleczoną nogę. Użyła Mocy, żeby z daleka otworzyć sobie właz, wskoczyła do kabiny i gorączkowo zaczęła uruchamiać procedurę startu, nagle czując się jak ścigane zwierzę. Uciec, uciec stąd za wszelką cenę. Dać nadzieję, a potem ją odebrać. Ciekawe, co ona jeszcze wymyśli? Może podłączyła ładunek wybuchowy do zapłonu? Równy pomruk silników był zdecydowanie najpiękniejszym dźwiękiem, jaki kiedykolwiek w życiu zdarzyło jej się usłyszeć. Razem ze startem włączyła osłony, ignorując wszelkie przepisy bezpieczeństwa, ale wolała rozbić się przy jakimś nieostrożnym manewrze niż zostać zestrzeloną. Chociaż właściwie nie wierzyła, że uda jej się tak po prostu wylecieć z imperialnego niszczyciela i przeżyć. Nie znajdowali się w pobliżu żadnej planety, więc uruchomiła hipernapęd niemal natychmiast po opuszczeniu hangaru. Gwiazdy na ekranie przed nią rozmazały się i zbiegły w jeden punkt – była w nadprzestrzeni i Imperium nic jej już nie mogło zrobić. O ile, oczywiście, nie zainstalowali bomby na statku. Chciałam cię pokonać. W walce. Nie, Beyre była zbyt pewna siebie, żeby brać pod uwagę możliwość jej ucieczki. Gdyby tak było, naprawdę zdezaktywowałaby napęd. Chyba, że... urządzenie naprowadzające? To miałoby sens. Jeżeli uznali, że nie uda im się jej złamać podczas przesłuchania, mogli uznać, że warto umożliwić jej ucieczkę, aby doprowadziła ich do bazy Rebelii jak po sznurku. – Nie urodziłam się wczoraj – powiedziała pod nosem. Powinno starczyć jej paliwa, żeby dolecieć na Sullust. Znała tam mechaników, którzy w razie potrzeby rozkręcą jej statek na śrubki, ale znajdą każdy nadajnik, jaki mogło zamontować tam Imperium. Zabrała się do przeprogramowywania kursu, nucąc pod nosem jakąś melodię, która przyplątała się jej nie wiadomo skąd. Na Ziemi była to piosenka znana pod tytułem „Marsylianka”. |