Filmowe hity lata? „Spider-Man”, „Osada”, „Król Artur”, „Shrek 2”? Właśnie. Ale w tym artykule o nich nie przeczytacie. Lato zbliża się ku końcowi, można więc pokusić się o pewne podsumowania. To dość nietypowy okres dla filmów kinowych, zwłaszcza w Polsce. Z jednej strony uważany za okres słabszego zainteresowania widzów, którzy preferują wypoczynek na słonecznej plaży (bądź, jak w przypadku tego roku – po prostu na plaży), z drugiej strony każdy dystrybutor marzy o wprowadzeniu do kin „letniego przeboju” na miarę „Gladiatora”. W tym roku o miano letniego przeboju rywalizowało kilka filmów – „Shrek 2”, „Król Artur”, „Osada” czy „Spider-Man”. Zwyciężył w tej kategorii oczywiście bezkonkurencyjny „Shrek”, ale takim filmom najprawdopodobniej nie szkodzi żadna pora roku. O tych wielkich przebojach na łamach „Esensji” już pisywaliśmy, w tym tekście rzućmy więc okiem na te mniej głośne letnie premiery i przy okazji nadróbmy recenzenckie zaległości.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Gorący klimat Florydy Idealny film na lato, żar aż bije z tamtej strony ekranu. Przewrotna kryminalna fabuła, w której dla wytchnienia po kilku poważniejszych rolach pojawia się laureat Oscara Denzel Washington. Film zaczyna się jak dramat obyczajowy, jego początek wprowadza konsternację. Fabuła rozwija się niezwykle powoli i leniwie, przynajmniej przez pierwsze 15 minut… Na szczęście nie dłużej, bo cierpliwość widza mogłaby być wystawiona na zbyt ciężką próbę. Wszystko jednak wskazuje, że był to zabieg świadomy – gdyż późniejsze gwałtowne przyspieszenie tempa dzięki temu robi większe wrażenie. Denzel Washington zaczyna się miotać, próbując wyzwolić się z nieprzyjemnej sytuacji, w jaką wpędziła go nieuczciwa kochanka, a my z zainteresowaniem śledzimy jak z każdym krokiem pętla zaczyna się wokół niego zaciskać. Otrzymujemy tu kilka naprawdę niezłych scen (próby ukrycia treści faksu, pościg w hotelu), a sam film jest całkiem niezłą produkcją czysto rozrywkową. Szkoda tylko, że zabrakło pomysłu na dobrą końcówkę, ale w jakiś sposób rekompensują to ładne dziewczyny w osobach Evy Mendes i Sanay Lathan.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Mamet bez Mameta Wszyscy doskonale wiemy, że filmy w której grupa oszustów stara się nawzajem przechytrzyć, choć głównym celem jest chęć przechytrzenia widza są domeną Davida Mameta. W „Przekręcie doskonałym” otrzymujemy dokładnie taką fabułę – grupa sympatycznych przestępców nieostrożnie zadziera z wielkim bandziorem tu w osobie samego Dustina Hoffmana i zostaje zmuszona do przeprowadzenia skoku, aby spłacić dług. Oczywiście chodzi o coś więcej – nie tylko udany skok, ale i zatrzymanie pieniędzy dla siebie. Mamy tu odpowiednią ilość zwrotów akcji, a i samo rozwiązanie również powinno być zaskoczeniem. Hoffman aktorsko kradnie film oryginalną i interesującą rolą, natomiast obsadzony w głównej roli Edward Burns większej uwagi do siebie nie przyciąga. Rzecz absolutnie poprawna, ale skręcona w nieco męczący sposób (co dla niektórych może być zaletą) i nie angażująca zbytnio emocjonalnie.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Ale głupi ci Francuzi! Podobno ten film był wielkim hitem we Francji. Wybaczcie, ale trudno mi uwierzyć, parafrazując Obeliksa, że Francuzi mogą być aż tak głupi. Nie zrozumcie mnie źle – ja nie mam nic przeciw głupim filmom. Dzielnie rechotałem zarówno na „Sposobie na blondynkę”, jak i „Głupi i głupszy”. Ale jestem zdecydowanym przeciwnikiem filmów, które jednocześnie są kosmicznie głupie i nieziemsko nieśmieszne. Dziwne, biorąc pod uwagę, że pod filmem podpisał się Alain Chabat, któremu przecież udał się całkiem niezły „Asterix: Misja Kleopatra”. Tym razem jednak trudno zrozumieć, co chciał osiągnąć kręcąc parodię „Milion lat przed naszą erą”, w której dwa plemiona rywalizują o szampon do włosów, wszystkie zwierzęta mają kły, trwa śledztwo w sprawie pierwszego morderstwa, a oprócz tego jest cały szereg innych wątków, których nie da się śledzić bez ryzyka trwałego uszkodzenia tkanki mózgowej. Film nie tylko głupi i nieśmieszny, ale i momentami niesmaczny. Z tego wszystkiego najlepszy był początek – „jest rok 196…, żołnierze 101 Dywizji Powietrznodesantowej spróbują odbić wzgórze okupowane przez partyzantów Wietkongu. Dla nich miał to być zwykły patrol, dla Wietnamczyków walka o życie. Ten film nie opowiada ich historii”. Szkoda – może jednak lepiej było się wziąć za historię tej 101 Powietrznodesantowej?  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Toy Story 3 bez Buzza Lightyeara „Garfield” miał aż trzy szanse na przyniesienie kasy. Po pierwsze – bo to ekranizacja znanego komiksu, a ekranizacje znanych komiksów radzą sobie nieźle na zestawieniach kasowych filmów. Po drugie – bo do jego stworzenia wykorzystano grafikę komputerową, podobnie jak w ostatnich kasowych animacjach – „Gdzie jest Nemo” i „Shrek 2”. Po trzecie wreszcie – bo to film familijny, z założenia dla dorosłych i dla dzieci. Szkoda tylko, że zapomniano o dorosłych… Z samego komiksu Jima Davisa pozostała jedynie postać tytułowa, bo reszta wiele nie ma wspólnego z osobami pojawiającymi się w albumach. Z samym Garfieldem też nie jest najlepiej – chociaż wygłasza swoje kontestatorskie teksty I objada się ponad miarę, to jednak, jak na tego leniwego kocura, jest zdecydowanie zbyt mobilny… Jon z komiksowym Jonem wspólnego nie ma już zupełnie nic, a szkoda, bo to przecież niezwykle filmowo interesująca postać (totalny nieudacznik, łamaga bez powodzenia u dziewczyn). Partneruje mu niebrzydka, ale niebywale w tym filmie drewniana Jennifer Love Hewitt. Dorosły, a w szczególności dorosły miłośnik pasków komiksowych o wielbicielu lazanii, nic w tym filmie nie znajdzie. A dzieci? Czy fabuła czegoś nie przypomina? Bohater filmu, tu kot, rządzi jak chce gospodarstwem domowym. Jego pozycji zagrozi jednak pojawienie się nowej postaci (tu psa). Kot, nie do końca świadomie, pozbędzie się psa, ale potem, zżerany wyrzutami sumienia, wyruszy na jego poszukiwania. Podstawiając kot = szeryf Woody, pies = Buzz Lightyear, otrzymujemy kopię fabuły „Toy Story”. Twórcy poszli na łatwiznę i wykorzystali sprawdzoną fabułę. Szkoda.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Pieniądze kręcą światem i doprowadzają do szaleństwa „Hazardzista” Richarda Kwietniowskiego to z pewnością w naszym zestawieniu film najmniej zasługujący na miano „kina letniego”, gdyż obraz ten, wyświetlany w cyklu „Plus dla koneserów”, jest przedstawicielem kina ambitniejszego. Opowiada autentyczną, nieco tylko zmienioną na potrzeby filmu historię kanadyjskiego urzędnika bankowego, będącego nałogowym hazardzistą, który oszukuje swego pracodawcę, aby zgromadzić fundusze na kolejne szaleństwa w kasynach. Wygrana się nie liczy, ważna jest sama gra. Gra, której przerwać nie można i która musi zakończyć się zawsze utratą wszystkich pieniędzy. Oczywiście jest to studium nałogu, nałogu rzadziej spotykanego niż alkoholizm czy narkomania, ale również niszczącego. Nie może być chyba lepszego odtwórcy Mahowny’ego niż Philipp Seymour Hoffman, aktor stworzony do ról zagubionych nieudaczników. Hoffman doskonale przybliża nam postać hazardzisty, choć duża z pewnością w tym zasługa reżyserii Kwietniowskiego, obrazującej uzależnienie całkowicie przejmujące kontrolę nad człowiekiem. Rewelacyjny także w tym filmie jest rzadko ostatnio oglądany John Hurt (ten sam, który w „Obcym” był pierwszym nosicielem) w roli dyrektora kasyna. Miejmy nadzieję, że to zwiastun częstszych filmowych występów tego znakomitego, choć niedocenianego aktora. Ale, czego wielu recenzentów nie zauważyło, to nie tylko film o nałogu. Kanał Discovery pokazywał kiedyś film dokumentalny o systemach zarządzania relacjami z klientem w kasynach w Vegas, zachęcających lepszych klientów do gry i ciągłych powrotów do kasyna. Bo taki człowiek, nałogowy hazardzista, jest jednocześnie doskonałym klientem każdej jaskini gry. I, niezależnie od jego choroby, niezależnie od tego jak zdobył pieniądze, które obecnie przegrywa, jest traktowany jak król – bo on pieniądze tu przynosi. I właśnie pieniądz (nieprzypadkowo drugą scenerią akcji jest bank) i to w jaki sposób określa postrzeganie jednych ludzi przez innych, jest drugim tematem obrazu Kwietniowskiego. Ciekawy, bardzo inteligentny film.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Kopciuszek CCXXXVII Spokojna i niebogata dziewczyna zakochuje się w nieznajomym, który okazuje się prawdziwym księciem. Znamy – to „Kopciuszek”, a także wariacje na temat – „Pretty woman”, „Pokojówka z Manhattanu” i wiele innych filmów. Książe, znudzony życiem na królewskim dworze, pragnie jakiejś odmiany i wyrusza do Stanów Zjednoczonych, aby spróbować czegoś nowego. Tam spotyka szczerą i piękną dziewczynę, zakochuje się i kłopoty gotowe. Znamy – to „Książe w Nowym Jorku” z Eddiem Murphym (katowany kiedyś przez Polsat praktycznie co miesiąc), tym razem w wersji dla białych. Książe pragnie zachować anonimowość i spotyka się z dziewczyną incognito, choć w każdej chwili grozi im najazd dziennikarzy z pism bulwarowych. Znamy – to „Rzymskie wakacje” a rebours. Nie ma w „Książe i ja” śladu nowego pomysłu, cienia oryginalności, odrobiny zaskoczenia. Film jest zlepkiem pomysłów z innych produkcji romantycznych, nikt tu nawet nie próbuje ryzykować jakiegokolwiek odejścia od schematu. Scenariusz zawiera oczywiście spotkanie z rodziną i pochwałę wiejskiego życia, nieporozumienia przechodzące w miłość, obowiązkową scenę w deszczu (kominkowej nie było), dramatyczne rozstanie, gdy tożsamość księcia wychodzi na jaw i typowy happy end. Słowem – produkt masowy, spod sztancy. Największym zaskoczeniem jest to, że książe nie pochodzi z jakiegoś fikcyjnego kraju jak Transylwania czy inna Krakozja, ale z najbardziej realnie istniejącego na mapie Królestwa Danii (choć Kopenhagę w większości udaje czeska Praga, która już robi za dyżurnego aktora, gdy w filmie ma wystąpić miasto z tradycją). I tu powiem coś, czym niewątpliwie przekreślę moją obiecująco rozpoczynającą się karierę poważnego recenzenta – nie mam nic przeciw takim filmom. Może coś w tym jest, że lubimy oglądać coś co znamy, ale nie możemy nie przyznać, że ciepłe to i przyjemne, kolorowe i wystawne, a Julia Stiles ma w sobie dużo uroku. Choć nie zaszkodziłoby, gdyby film był nieco krótszy i ktoś pokusił się choć o odrobinę zaskoczenia w końcówce. Sądzę jednak, że na letnią pierwszą randkę to pozycja bardzo bezpieczna i wskazana.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Głupi i głupszy A zapowiadało się tak dobrze! Za reżyserię wziął się twórca świetnej, inteligentnej i naprawdę zabawnej „Plotki”, do głównych ról zatrudniono dwie niewątpliwie najsłynniejsze gwiazdy francuskiego kina – Jeana Reno i Gerarda Depardieu i wymyślono przewrotną wersję „buddy movie” – film kumpelskiego. To zwiastowało naprawdę śmieszną komedię. Ale niestety najwyraźniej weny twórcom wystarczyło jedynie na pierwsze pół godziny, kiedy to poznajemy poczciwego głupka, granego przez Depardieu. Niestety, im dalej w film, tym mniej śmiesznie, a przede wszystkim – tym mniej widać w tym wszystkim pomysłu. Fabułę zaczynają zastępować bezmyślne bijatyki, dowcipy zaczynają się powtarzać, scenarzysta rozpaczliwie wprowadza do filmu niepotrzebne postacie (albańska dziewczyna od 3 dni we Francji, doskonale ubrana i płynnie po francusku mówiąca), a całość kończy się zupełnie nonsensowną strzelaniną. A może po prostu świat nadal nie pojmuje francuskiego poczucia humoru.
Tytuł: Wyścig z czasem Tytuł oryginalny: Out of Time Reżyseria: Carl Franklin Zdjęcia: Theo van de Sande Scenariusz: David Collard Obsada: Denzel Washington, Eva Mendes, Dean Cain, Nora Dunn, Sanaa Lathan, John Billingsley, Mike Pniewski Muzyka: Graeme Revell Data premiery: 16 lipca 2004 Czas projekcji: 104 min. Gatunek: sensacja Ekstrakt: 60%
Tytuł: Przekręt doskonały Tytuł oryginalny: Confidence Reżyseria: James Foley Zdjęcia: Juan Ruiz Anchía Scenariusz: Doug Jung Obsada: Edward Burns, Rachel Weisz, Brian Van Holt, Luis Guzmán, Robert Forster, Andy Garcia, Paul Giamatti, Morris Chestnut, Leland Orser, Dustin Hoffman Muzyka: Christophe Beck Dystrybutor: Vision Data premiery: 9 lipca 2004 Czas projekcji: 97 min. Gatunek: kryminalny Ekstrakt: 60%
Tytuł: RRRrrrr!!! Tytuł oryginalny: RRRrrrr!!! Reżyseria: Alain Chabat Zdjęcia: Laurent Dailland Scenariusz: Alain Chabat, Maurice Barthélémy, Marina Foïs, Pierre-François Martin-Laval, Jean-Paul Rouve Obsada: Gérard Depardieu, Alain Chabat, Maurice Barthélémy, Marina Foïs, Pierre-François Martin-Laval, Jean-Paul Rouve, Jean Rochefort, Sébastien Thiery Muzyka: Frederic Talgorn Data premiery: 23 lipca 2004 Czas projekcji: 98 min. Gatunek: komedia Ekstrakt: 0%
Tytuł: Garfield Tytuł oryginalny: Garfield: The Movie Reżyseria: Peter Hewitt Zdjęcia: Dean Cundey Scenariusz: Joel Cohen, Alec Sokolow Obsada: Breckin Meyer, Jennifer Love Hewitt, Stephen Tobolowsky Muzyka: Rupert Gregson-Williams Dystrybutor: CinePix Data premiery: 6 sierpnia 2004 Gatunek: familijny, komedia Ekstrakt: 50%
Tytuł: Hazardzista Tytuł oryginalny: Owning Mahowny Reżyseria: Richard Kwietniowski Zdjęcia: Oliver Curtis Scenariusz: Maurice Chauvet Obsada: Philip Seymour Hoffman, John Hurt, Minnie Driver Muzyka: Richard Grassby-Lewis Data premiery: 6 sierpnia 2004 Czas projekcji: 104 min. Gatunek: dramat Ekstrakt: 80%
Tytuł: Książę i ja Tytuł oryginalny: Prince & Me, The Reżyseria: Martha Coolidge Zdjęcia: Alex Nepomniaschy Scenariusz: Jack Amiel, Michael Begler, Katherine Fugate Obsada: Miranda Richardson, Julia Stiles, Luke Mably, James Fox, Ben Miller Muzyka: Jennie Muskett Data premiery: 20 sierpnia 2004 Gatunek: komedia Ekstrakt: 50%
Tytuł: Przyjaciel gangstera Tytuł oryginalny: Tais-toi Reżyseria: Francis Veber Zdjęcia: Luciano Tovoli Scenariusz: Francis Veber Obsada: Gérard Depardieu, Jean Reno, Leonor Varela Muzyka: Marco Prince Data premiery: 27 sierpnia 2004 Czas projekcji: 85 min. Gatunek: komedia, sensacja Ekstrakt: 40% |