Już pierwsza część „Spider-Mana” chlubnie wyróżniała się spośród zalewających nas ostatnio ekranizacji komiksów, druga wypada jeszcze lepiej. Raimi ma do zaoferowania nie tylko efekty specjalne, ale przede wszystkim widzi w superbohaterze zwykłego człowieka.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Ilość ekranizacji komiksów wciąż rośnie, tylko w sierpniu i wrześniu do kin weszły cztery. Zjawisko to w sumie dość niepokojące, bo producenci uparcie pakują pieniądze w materiał wyjściowy, z którego powstają mniejsze i większe gnioty. Ową determinację zrozumieć nietrudno – komiksy to świetny pretekst, aby wprowadzić do kin kolejny festiwal efektów specjalnych i akcji, a na to widzowie zawsze dadzą się zaciągnąć. No i otrzymaliśmy dwie części „X-Men”, „Daredevila” czy „Ligę niezwykłych dżentelmenów” – filmy, po wyjściu z których najlepiej od razu udać się na kontrolne badania do laryngologa i okulisty. Z płaskich obrazków powstają płaskie postaci – to chyba główny problem ekranizacji komiksów. Bodaj tylko Ang Lee spróbował uczłowieczyć superbohatera (Hulka), ale zbytnio przejął się swoim zadaniem i zagalopował w drugą stronę – stworzył długaśny, posępny dramat, nazbyt lekceważąc warstwę rozrywkową. Kolejne wizyty w kinie i wiarę w to, że z komiksu da się jednak zrobić dobry film, zawdzięczam tylko Samowi Raimiemu. Jego „Spider-Man” dostarczył wyśmienitej rozrywki, a drugą częścią reżyser dokonał nie lada wyczynu – sequelem pobił pierwowzór.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Oś fabularna jest prościutka, nie bardzo jest nawet co streszczać. Pojawia się nowy antagonista Spider-Mana, grany przez Alfreda Molinę, doktor Octavius. Jest on naukowcem, nad którym w czasie nieudanego eksperymentu władzę przejmują – jakkolwiek by to nie brzmiało – obdarzone sztuczną inteligencją mechaniczne ramiona (bezpiecznik, który miał zapobiec takiemu wypadkowi, został skonstruowany ze staranną troską o to, aby jak najłatwiej było go zniszczyć). Z miłego wynalazcy doktor staje się mało przyjemnym szaleńcem, którego poczynania mogą doprowadzić do zagłady miasta. Spider-Man ma co robić. Tak wygląda główna intryga. Tak wygląda główna intryga większości ekranizacji komiksów o superbohaterach, ale tym, co wyróżnia Spider-Mana, jest fakt, że tutaj pozostaje ona w tle. Umożliwia ona Raimiemu zachowanie reguł wielkiego widowiska – dynamiczny wstęp, spektakularne zakończenie i solidna dawka wciskających w fotel sekwencji akcji – jednak kilka dni po projekcji w pierwszej kolejności przypominają się nie sceny z bohaterem latającym pomiędzy drapaczami chmur, ale te, w których oglądamy jego zmagania moralne. Cóż, żadne to odkrycie, że łatwiej nam polubić gościa, który ma problemy jak każdy, niż bezczelnego mięśniaka, któremu wszystko wychodzi.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Trudno jest być Spider-Manem, twierdzi Raimi i pokazuje to widzowi. W pierwszej części bycie superbohaterem umożliwiło Peterowi Parkerowi stanie się kimś więcej niż fajtłapą i popychadłem, w kontynuacji jego druga natura zamienia się w przekleństwo – rujnuje życie osobiste i nie pozwala wyznać miłości ukochanej Mary-Jane Watson. Te dwa wątki – problemów z byciem człowiekiem-pająkiem i związku z Mary – są filarami, które czynią „Spider-Mana 2” dobrym filmem. Bez nich sceny akcji zamieniłyby się w tylko kolejny zlepek pustych fajerwerków.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Sukces w wykreowaniu ekranowej postaci Spider-Mana przypisać należy po równo reżyserowi i Tobeyowi Maguire’owi. Mimo pojawiających się krytycznych uwag na jego temat, będę go bronił – aktor został świetnie dobrany. Sprawdza się zarówno jako totalny ciamajda, gdy chłopięcą twarzą strzela charakterystyczne „kaczorki”, jak i jako odziany w obcisły kostium superbohater. Co ciekawe, postać nie jest statyczna, zaskoczył mnie fakt, że bohater stracił własną anonimowość. W komiksowym pierwowzorze Mary zawsze podziwiała Spider-Mana i z pobłażliwością patrzyła na Petera Parkera, tutaj, już w drugim filmie, schemat został złamany, a postacie i ich związek rozwija się. Z obsady sympatię wzbudza również Kirsten Dunst w roli właśnie Mary-Jane Watson. Raimi jest inteligentnym reżyserem i szanuje swoich widzów – widać to chociażby po licznych scenach komediowych, które nie sprowadzają się do głupawych one-linerów. W pamięci pozostaje sceny w teatrze, pralni czy kapitalna w windzie, gdzie potrafi rozśmieszyć ciszą. Trochę brakuje mu umiaru, jeśli chodzi o patetyczność dialogów, ale to tylko drobne potknięcie. Zakończenie świadczy o tym, że Raimi był pewien własnego sukcesu. Z góry przygotował sobie fundamenty do kontynuowania opowieści (zapowiadanej dopiero na rok 2007!). Pozostawił sobie kilka ścieżek, ale możemy tylko domyślać się, w którą stronę skręci – po cichu marzy mi się, aby w części trzeciej to Mary wysunęła się na pierwszy plan jako, jak sugeruje jedna z ostatnich scen, „nieszczęśliwej dziewczyny sławnego chłopaka”.
Tytuł: Spider-Man 2 Tytuł oryginalny: Spider-Man 2 Reżyseria: Sam Raimi Zdjęcia: Bill Pope Scenariusz: Alvin Sargent, Miles Millar, Alfred Gough Obsada: Tobey Maguire, Alfred Molina, Kirsten Dunst, Elizabeth Banks, James Franco, Bruce Campbell, Bill Nunn, J.K. Simmons, Ted Raimi, Daniel Gillies Muzyka: Danny Elfman Dystrybutor: UIP Data premiery: 20 sierpnia 2004 Gatunek: SF Ekstrakt: 80% |