Był sam w swoim gabinecie. Oczywiście zapowiedział, żeby mu nie przeszkadzano, ale strażnicy mieli przykazane, aby rudowłosą czarodziejkę wpuszczać o każdej porze dnia i nocy. Siedział przy biurku, przerzucając jakieś papiery. Nie od razu ją zauważył. Dopiero kiedy weszła w krąg światła lampy, zerwał się z miejsca. — Brigid! Przeszło tydzień cię nie widziałem! Objął ją i przez chwilę wpatrywał się pożądliwie w jej głęboki dekolt. — Patrick, nie! — Powiedziała stanowczo. Odsunęła się gwałtownie. Był zaskoczony. — Musimy poważnie porozmawiać! — Powiedziała, zanim zdążył się odezwać. Nie miał pojęcia, ile kosztuje ją ten ton pełen nacisku, przecież tak dla niej zwyczajny — ale w tej sytuacji... — Dobrze, ale co się stało? Nikt nie wiedział, co się z tobą dzieje. — Musiałam wyjechać. Nie patrz tak na mnie. No mówię, nie patrz. Rozumiesz, jestem teraz bardzo zajęta. O, nawet nie wiesz, jak bardzo. Mnóstwo się ostatnio w moim życiu zmieniło... Na bogów, dlaczego się przed nim tak tłumaczy? Przecież Patrick czuje, że to do niej niepodobne i patrzy na nią podejrzliwie. Postanowiła nie owijać w bawełnę. — Nie możemy być razem. Wszelkie kontakty na gruncie prywatnym muszą zostać zerwane. Powiedziała to szybko i tonem nieznoszącym sprzeciwu, którym się często posługiwała. Książę patrzył na nią ze zdziwieniem, które przeszło w niedowierzanie, a potem w gniew. — Żartujesz sobie, prawda?! — Ty wiesz, że ja nigdy nie żartuję — rzekła chłodno. — Wy wszystkie, czarodziejki, jesteście takie same! — Wykrzyknął, zrzucając papiery z biurka. Pozornie niewzruszona — choć z trudem powstrzymująca się od płaczu — Brigid stała z założonymi rękami, wodząc wzrokiem po obrazach na ścianie. Był wśród nich i jej portret. — No i co? To wszystko, co miałaś mi do powiedzenia? — O, miałabym się tłumaczyć? — Uśmiechnęła się kącikiem ust. — O co ci właściwie chodzi? Najpierw znikasz nie wiadomo gdzie, potem zjawiasz się i, jak gdyby nigdy nic, sama decydujesz za nas dwoje? Brigid już go nie słyszała. Zaszeleściła suknia, trzasnęły drzwi, zadrżały płomienie lamp. Książę przez chwilę stał bez ruchu, oparty o biurko, z niedowierzaniem wpatrując się w drzwi. Z małego pokoiku, przylegającego do gabinetu, bezszelestnie wyłoniła się kobieta w szarej, rozkloszowanej sukni. Pozbierała papiery z podłogi i zwróciła się do księcia cichym, tajemniczym głosem: — Wasza wysokość... — Och, lady Arduaine... — Książę wreszcie zwrócił na nią uwagę. Z rezygnacją machnął ręką. — Sama pani słyszała. Nie wiem, co w nią wstąpiło, doprawdy. Szalona dziewczyna. Nie uważa pani, że jest już trochę późno? Naprawdę bardzo dziękuję pani za pomoc. Lady Arduaine zdecydowanym ruchem dłoni powstrzymała ten słowotok. — Nie ma o czym mówić, wasza wysokość — jej głos był wciąż cichy, i przyprawiający o dreszcz. — Co do lady Brigid... Jest młoda i nieokrzesana, to widać. Znam ją na tyle dobrze, aby stwierdzić, że można spodziewać się po niej gorszych wybryków. — Może ma pani rację, lady Arduaine... — Odparł mężczyzna z namysłem, wpatrując się w portret Brigid. — Sugeruję, żeby poważnie zastanowić się nad jej przewodnictwem w Gildii. Nie wydaje mi się, aby przyjaciółka waszej wysokości była na tyle odpowiedzialna, żeby wciąż piastować tak ważne stanowisko. Oczywiście to tylko propozycja. Nie chciałabym się narzucać. — Zwołam zebranie nadzwyczajne w tej sprawie. — Choćby i bez jej obecności — dorzuciła szybko lady Arduaine. — Znajdzie się wiele zarzutów przeciwko niej. — Jak pani uważa. W końcu to pani się na tym zna. Uśmiechnęła się z zadowoleniem. Zgięła się w dworskim ukłonie i opuściła gabinet. Swe kroki skierowała prosto ku komnatom kobiety, którą miała zamiar wkrótce zdjąć ze stanowiska. Komnata Brigid urządzona była z wielkim smakiem. Nie było tu przepychu, który według niektórych powinien być widoczny w pokoju ulubienicy księcia. Wygląd komnaty świadczył o tym, że jej właścicielka, choć nie stroni od luksusu, ceni sobie jednak prostotę. Dużo tu było ciemnych błękitów, lazurów i fioletów, a haftowana narzuta na łóżku miała barwę zachmurzonego nieba nad Carnassaire. Caitlinn siedziała przed toaletką, a Brigid, już w ciemnoniebieskiej sukni wieczorowej, upinała jej niesforne włosy i wplatała w nie sznury drobnych perełek. — Zostaniesz oficjalnie przedstawiona najważniejszym członkom Gildii — mówiła. Na jej upudrowanej twarzy nie było ani śladu gwałtownych emocji, które jeszcze niedawno nią targały. — Proszę więc, abyś zachowywała się, jak na młodą damę przystało. No i książę... Głos jej zadrżał, ale Caitlinn, jak urzeczona podziwiała rzeźbioną, masywną ramę lustra i nie zwróciła na to uwagi. — Jeśli dobrze pójdzie, książę Patrick nawet nie zwróci na nas uwagi. — Jak to: jeśli dobrze pójdzie? — Caitlinn aż podskoczyła. — Przecież... przecież miałam być mu przedstawiona! — Nie szalej — upomniała ją czarodziejka surowo, a w myślach dodała: "Dobrze będzie, jeśli skończy się tylko na zignorowaniu nas. Patrick gotów się zdenerwować i cofnąć dotacje na Gildię. I tak cofnie, nie ma co się łudzić. Po tym, co mu powiedziałam..." Kiedy kończyła układać Caitlinn fryzurę, ktoś gwałtownie zapukał. Ledwo zdążyła otworzyć usta, żeby odpowiedzieć, a drzwi już otworzyły się na oścież. Stała w nich lady Arduaine, która jeszcze nigdy nie zhańbiła się pukaniem do pokoju Brigid. — Witaj, moja droga Brigitto! — Zaczęła witać się może nazbyt wylewnie. Rudowłosa skłoniła się lekko i skinęła na Caitlinn. Dziewczynka poderwała się i dygnęła dość niezgrabnie. Kobieta w szarej sukni z koronkowymi mankietami uśmiechnęła się ironicznie. — Przeszło tydzień cię nie było, Brigitto! Cały zamek aż huczy od plotek. Oto ta uczennica, którą sobie sprowadziłaś? Nic nie mów, moja droga. Toż to jeszcze dziecko. Dość pospolitą ma twarz, czyżby pochodziła z ludu? Skąd tyś ją wzięła? To do ciebie podobne, to niespodziewane zniknięcie, podczas gdy Gildia boryka się z... — Z ludu, czy nie z ludu? — Prychnęła pogardliwie Brigid — To nie powinno cię obchodzić. Lady Arduaine aż się zaśmiała. — Zapomniałam, że minęły czasy, kiedy byłaś jeszcze mniejsza od niej i mówiłaś do mnie "proszę pani". Wtedy nie przyszłoby ci do głowy, żeby mi tak bezczelnie odpowiadać. Zrobiłaś się arogancka, może to i dobrze. Ostatnie słowa wypowiedziane były takim tonem, że Brigid zadrżała. Szepnęła do Caitlinn: — Wyjdź stąd w tej chwili. Gdy za dziewczynką zamknęły się drzwi, Brigid usiadła na stole i spojrzała na lady Arduaine, która przybrała poważną minę i załamała ręce w teatralnym geście. — Co się z tobą działo? Wiem, jak potraktowałaś Patricka. Co tobą kierowało? — Wiesz? Skąd? — Pomagałam mu porządkować dokumenty Gildii. Ktoś musiał się tym zająć, a skoro przewodniczącej nie było... — Dlaczego mam wrażenie, że za dużo cię to obchodzi? — Przestań się wygłupiać, Brigitto. Rozmawiamy poważnie. Zachowałaś się nieodpowiedzialnie. A tyle razy powtarzałaś, że go kochasz. Brigid nie uznała za stosowne wykładać motywów swego postępowania. Lady Arduaine co prawda wiedziała o jej pracach nad magią przyrody, ale i tak trzeba by jej zbyt dużo tłumaczyć. Zapewne by nie zrozumiała. Brigid myślała o niej jako o starszej, uciążliwej kobiecie, która uwielbia wsadzać nos w nie swoje sprawy i rządzić innymi. — A co do tego dziecka... Odkąd to uczennicy wkłada się perły na głowę, co? — Lady Arduaine zaśmiała się kpiąco. — Jeśli zechcę, włożę jej i perły i róże. Ale chyba nie o tym chciałaś ze mną rozmawiać, prawda? — O, moja droga, o wielu rzeczach chciałabym z tobą porozmawiać. — Nie mydl mi oczu. O co ci chodzi? — No cóż — lady Arduaine zniżyła głos. — Niektórzy mówią, że Gildia się nie rozwija i potrzebuje kogoś, kto miałby doświadczenie, wiedzę... No wiesz, byłby odpowiedzialny. Ostatnie słowo zaakcentowała w sposób nie budzący wątpliwości co do jej intencji. Poprawiła koronkowe mankiety sukni i po chwili mówiła dalej: — Książę poważnie zastanawia się nad odwołaniem cię ze stanowiska, moja kochana. Te słowa ugodziły Brigid jak strzała. — Och, Arduaine... Kobieta w szarej sukni kierowała się do wyjścia i nawet nie zadrżała, gdy Brigid rzuciła za nią: — Czy wciąż masz ten dziwny zwyczaj i wynosisz tajne dokumenty w fałdach sukni? — Kto to był? — Zapytała Caitlinn, kiedy szły rzęsiście oświetloną klatką schodową. W misternie ułożoną i ozdobioną perłami fryzurę miała wpiętą białą różę. — Lady Arduaine, moja dawna mentorka. Nie ufaj jej, dobrze ci radzę. Weszły do sali jadalnej, w której zasiadało już kilkanaście osób z najbliższego otoczenia księcia. Brigid witała się z magami i rycerzami, i przedstawiała im Catlinn, która nagle zrobiła się milcząca i poważna. Książę nawet na nie nie spojrzał, za to lady Arduaine wciąż uśmiechała się dwuznacznie, jakby wiedziała, co się za tym kryje. Późnym wieczorem, tuż przed pójściem spać, Brigid otrzymała liścik. Nie był podpisany, ale i tak wiedziała, kto jest jego autorem. "Moja droga, arogancka Brigitto. Mam dla ciebie propozycję nie do odrzucenia. Jutro z samego rana przybędę do Twego laboratorium, aby coś z Tobą omówić. Zebranie zaś, które wszak powinno Cię interesować, ustalone zostało na noc następną. Obecność na nim wprawdzie nie ocali Twego stanowiska, ale pozwoli Ci zachować choć część honoru." Z samego rana Brigid i Caitlinn oczekiwały na lady Arduaine. Czarodziejka doszła do wniosku, że nie ma sensu ukrywanie przed dziewczynką spraw tak ważnych, które mogą nawet zaważyć na jej przyszłości. Lady Arduaine zjawiła się szybko, z miną wyjątkowo pewną siebie szeleszcząc ciemnoczerwoną suknią,. Niechętnym spojrzeniem obrzuciła Caitlinn, po czym usiadła obok rudowłosej. — Przyszłam, aby wyciągnąć do ciebie rękę. — Rzekła bez przywitania. — Mam pewną propozycję. — Czyżby? — Zakpiła Brigid. — Nie żartuj sobie. — Nie żartuję. — Mówiła lady Arduaine poważnie. — Nie jesteśmy przecież wrogami. Znalazłam się w posiadaniu informacji, które mogą cię zainteresować. Brigid od razu domyśliła się, że podczas przeszukiwania dokumentów — pod pozorem ich porządkowania — jej dawna nauczycielka coś znalazła, ale nie wierzyła, że jest to coś ważnego. Znała przecież dokumenty Gildii i wiedziała, że nie kryje się w nich nic zaskakującego. — Sugerujesz, że nie znam treści tych dokumentów? Że ktoś coś przede mną ukrywał? Przed przewodniczącą? Przecież to nonsens! Roześmiała się jej w twarz. Lady Arduaine pozostała podejrzanie niewzruszona. — Byłam twoją mentorką, Brigitto. Nigdy nie życzyłam ci źle. Znam prawdę. W Gildii rządziłaś tylko formalnie, z woli Patricka. Nawet nie wiesz, co przed tobą ukrywano! Brigid w zamyśleniu wodziła palcem po zakurzonym blacie stołu. Caitlinn, choć przykładnie wpatrzona w jakąś grubą księgę, również zdawała się słuchać uważnie. — Co? — Spytała rudowłosa z udawaną beztroską, chociaż te słowa mocno dawały jej do myślenia. — To z pewnością cię zainteresuje. Druidyzm. Magia, której szukasz. Której obie szukamy. Oficjalne pisma i zarządzenia. Lady Arduaine mówiła tonem bardzo spokojnym, ale Brigid nagle zerwała się i zaczęła krążyć wokół stołu, wyrzucając z siebie urywki zdań. — Głupstwo! Mówili, że wszystko zniszczone! Oficjalnie... O, co tu jest oficjalne... To byłby skarb! Arduaine... Spojrzała w jej zimne, stalowe oczy. — Jeśli to prawda, Arduaine... Jeśli zostałam tak perfidnie oszukana... Muszę mieć te dokumenty! A jeśli mnie okłamujesz... — Uspokój się, moja droga. Ja mam te dokumenty. Brigid opadła na krzesło. — Mówisz prawdę? — Nic za darmo. Zawrzyjmy umowę. — Z tobą? Nigdy! — Nie przerywaj mi. Nic nie wiesz. Powiedziałam już, nie tylko ty szukasz tej magii... — Jak to? — Jak myślałaś, dlaczego mam na ciebie oko? Dążę do tego samego celu, co ty. — Nie, nie wierzę. Wszystkie dokumenty na ten temat zostały zniszczone dawno temu, tyle wiem. A magia... Tylko tak mówiła, ale w głębi duszy czuła, że lady Arduaine wcale nie kłamie i faktycznie może mieć tak interesujące ją dokumenty. Dokumenty, o których była przekonana, że nie istnieją. — Potrzebna mi twoja pomoc, Brigitto. Razem łatwiej będzie nam dostać się do praźródeł magii. Wiem o twoich wyrzeczeniach. Domyśliłam się. Musiał być jakiś poważny powód, dla którego Brigitta zrywa ze swoim narzeczonym! — Moja... pomoc? Ty miałabyś prosić mnie o pomoc? — Myślisz, że powiem ci wszystko? Przyszłam z uczciwą propozycją. Dokumenty w zamian za podzielenie się wiedzą. — To, czego szukam, to nie kwestia wiedzy. Wiedza nic ci nie da — zaczęła Brigid, ale lady Arduaine machnęła ręką ze zniecierpliwieniem. — To co, przystajesz na moje warunki? Brigid nigdy nawet nie przypuszczała, że to zrobi — ale zgodziła się. Kiedy lady Arduaine wyszła, czarodziejka ciężko westchnęła. Caitlinn z hukiem zamknęła księgę i zapytała cicho: — Dlaczego ona poprosiła cię o pomoc? — Sama nie wiem. Jej może chodzić tylko o władzę. To podła kobieta. — Więc dlaczego się zgodziłaś? Brigid sama zadawała sobie to pytanie. Ale wiedziała, że gdyby nie przystała na te warunki, do końca życia wypominałaby sobie utraconą szansę. — Straciłam już tyle, że nie mam czym ryzykować. No już, bierzemy się do pracy. Nie wzięłam cię tu na wakacje. Wieczorem chcę mieć z tobą spokój na dzisiaj... |