powrót do indeksunastępna strona

nr 9 (XLI)
listopad 2004

 Boże, daruj
‹Godsend›
Genialny. Wprost oszałamiający film. Wyśmienita scenografia i muzyka. Zachwycająca gra aktorska. Przejmująca fabuła i świetne dialogi. Perfekcyjna reżyseria i nowatorskie zdjęcia. Historyczny seans. Kamień milowy w każdym, nie tylko swoim, gatunku. Takie kino uwielbiam i takiego chciałbym częściej doświadczać.
Zawartość ekstraktu: 20%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Tak z pewnością napisałby Ed Wood, który wysmakowanym gustem nie grzeszył. Dla niego „Godsend” byłby niebywałym dziełem, o którego zrobieniu mógłby pomarzyć. Chociaż wiem, że o gustach się nie dyskutuje, to muszę powiedzieć, że z pewnością nie mają go osoby zachwycone najnowszym produktem Nicka Hamma. Ten tragiczny twór, którego jedyną jasną stroną jest rola Rebeki Romijn-Stamos, powinien zostać wyeliminowany już w zarodku: scenarzysta przychodzi do producenta, pokazuje swoje wypociny, na co ten reaguje niebywałą agresją i tym samym dochodzi do bezbolesnej aborcji tego szkaradnego bobasa. Marzenie ściętej głowy. Mark Bomback (scenarzysta) odwiedza Marka Bombacka (współproducenta) i uraczeni wspólną lekturą sprowadzają, niczym doktor Frankenstein, na padół ziemski pokrakę. Nie ma to ani nóżek, ani rączek, a już główki to nawet z halogenem nie da się znaleźć.
Szczęśliwe małżeństwo Duncanów – Jessie (Romijn-Stamos) i Paul (Greg Kinnear) – wiedzie spokojne, bezstresowe życie. Ich ośmioletni synek Adam (Cameron Bright) powoli wyrasta na prawdziwego mężczyznę. No, może wyrastałby powoli, gdyby nie jeden drobny szczegół – w dniu swoich urodzin zostaje „potrącony na śmierć” przez samochód. Nie obyło się bez krzyków, płaczu i drobnych zgrzytów w familii. No ale cóż, trzeba żyć dalej. Tylko szkoda, że bez dziecka. Zaraz, zaraz. Czyżby nabito mnie w butelkę? Mam nadzieję, że pod przykrywką horroru nie przemycono mi jakieś łzawej historyjki w stylu „Oleju Lorenza”. Oczywiście, że nie – w końcu musi pojawić się szalony naukowiec z szalonym planem sklonowania martwego chłopca. Tym naukowcem jest wielki („Wściekły byk”, „Taksówkarz”) Robert De Niro lub, jak kto woli, „zmęczony” („Showtime” , „Nawrót depresji gangstera”) Rob De „Downey” Niro. Na początku państwo Duncan są nastawieni negatywnie, ale z czasem przystają na warunki nieobliczalnego Richarda Wellsa. Ten replikuje geny dzieciaka i umieszcza je w macicy należącej na co dzień do Jessie, a od święta do Paula. Po dziewięciu miesiącach na światło dzienne wychodzi Adam II. I znowu wszystko jest w porządku, dopóki chłopak nie osiąga wieku, którego oryginał nie doczekał. Wtedy też chłopak dostaje, brzydko mówiąc, pierdolca, i sprawa się komplikuje już do napisów końcowych.
Wszyscy uczestniczący w tworzeniu tejże produkcji chyba nazbyt do serca wzięli sobie całą historię. Każdy, na wzór postaci Adama II, dostaje pierdolca. Hamm stara się czymś widza przestraszyć czy zagęścić jakoś atmosferę, ale powoduje tylko ziewanie. Morgenthau (zdjęcia) rzuca z rękawa kadrami niczym utalentowany magik. Tylko szkoda, że prezentuje zmysł przestrzeni na miarę dwulatka bawiącego się aparatem rodziców. Kompozycji Briana Tylera w ogóle nie słychać. Niektórzy mówią, że to niby wykładnik prawdziwej muzyki filmowej. Jednak ci sami mówią też, że polskie kino przeżywa renesans (tak od kilkunastu lat). Najbardziej zaangażowany wydaje się jednak Robert De Niro. Jak nie pokaże jakiejś miny, to machnie ręką czy zrobi ruch całym ciałem, aby w końcu cudownym głosem wykrzyczeć coś szalonego i złowieszczego. Patrząc na jego mimikę nie wierzyłem, że zwykły człowiek potrafi zrobić coś takiego ze swoją twarzą. Wydziera się, lata jak opętany, bije świecznikami i prowadzi genialne monologi. Jeżeli ktoś kiedyś nakręci aktorską wersję „Pinkiego i Mózga”, to stawiam na Roberta De Niro w podwójnej roli. A co tam? Ma predyspozycje do zagrania obu szczurów.
„Godsend” to jeden z gorszych filmów tego roku. Dlaczego więc nie 10% ekstraktu? Są dwa powody. Pierwszy to obecność Romijn-Stamos w obsadzie. Drugi wiąże się natomiast z tym, że oglądałem „Soul Plane”. Tym samym nie daję Nickowi Hammowi szansy na to, że jego filmy będą za kilka dekad tak wielbione, jak produkcje Eda Wooda. Jeżeli nie ma się gustu, to chociaż trzeba robić coś ze smakiem.



Tytuł: Godsend
Tytuł oryginalny: Godsend
Reżyseria: Nick Hamm
Zdjęcia: Kramer Morgenthau
Scenariusz: Mark Bomback
Obsada: Robert De Niro, Greg Kinnear, Rebecca Romijn-Stamos, Cameron Bright
Muzyka: Brian Tyler
Dystrybutor: Vision
Data premiery: 24 września 2004
Czas projekcji: 102 min.
WWW: Strona
Gatunek: horror
Ekstrakt: 20%
powrót do indeksunastępna strona

69
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.