powrót do indeksunastępna strona

nr 9 (XLI)
listopad 2004

 Jessica
ciąg dalszy z poprzedniej strony
JESSICA
- Nic ci nie jest, dzięki Bogu!
- Nie... nie wiem. Chyba nic.
Ponownie znalazłem się w pokoju Jessiki, światło było już zapalone. Poczułem się jak płetwonurek, który w ostatniej chwili zdołał nabrać powietrze. Może dlatego trochę kręciło mi się w głowie. Radosna świadomość nagle przywróconej wolności zmieniła się w mieszane uczucia, kiedy otoczyły mnie blade ściany tego dziwacznego pokoju. Jego wnętrze zdawało się w tych pierwszych chwilach nie mniej odpychające niż ciasna szafa. Chociaż było zamaskowane przestrzenią i dekoracjami.
Jessica, trzymając mnie za rękę, usiadła i zakryła drugą dłonią oczy.
- Co się stało? - zapytałem. - Jak ja się tam znalazłem? - Popatrzyłem na szafę, z której przed chwilą wyszedłem. Drewniany potwór pożerający ludzi. Na pierwszy rzut oka - miły antyk. - Nie mogłem się wydostać. Ma zaryglowane drzwi, czy jak?
- Nie... Lepiej, żebyś nie wiedział.
- Cholera, takie coś jeszcze mi się nie przytrafiło. Niezły ten twój pokój.
Usiadłem obok niej na kanapie.
- Posłuchaj - Jessica podniosła wreszcie głowę i spojrzała mi w oczy. - Wybacz mi to, co musiałeś przeżyć. Nie powinnam była cię tu przyprowadzać.
- Jak to?
- Zrobiłam błąd i tyle.
Objąłem ją ramieniem i przycisnąłem do siebie. Przecież nie miałem do niej żadnego żalu. Nic w świecie nie mogło zmienić mojego stosunku do niej. A na pewno nie takie przeżycia.
- Jessiko, nie spotkałem jak dotąd osoby podobnej do ciebie, a ty twierdzisz, że popełniłaś błąd? Jaki ty mogłaś popełnić błąd, dziewczyno?! Jeżeli we mnie widzisz problem...
- Chcę, oczywiście, że chcę się z tobą spotykać. Ale wiedz, że nigdy wszystkie tajemnice tego domu nie będą przed tobą odkryte. I nie próbuj ich odkryć sam, bo się rozczarujesz. Zawiedziesz się na swym sprycie, na odwadze, nawet na fantazji. Tak, jak powiedziałeś: "Nikt nie jest w stanie pojąć, do czego jest zdolna ludzka wyobraźnia". Te tajemnice są niepojęte jak wyobraźnia.
Zapisywałem w pamięci każde jej słowo. Jeżeli to, co mówiła, było prawdą, będę miał co pisać przez następne miesiące.
- Naprawdę? Cóż takiego może mnie tu jeszcze zaskoczyć?
- Nie igraj z losem.
- Czy tu naprawdę jest niebezpiecznie?
Jessica myślała, że nie mówię poważnie. Że mimo tego, co się stało, nadal traktuję wszystko z dystansem. Ja tymczasem akceptowałem każde słowo padające z jej ust i wciągałem w przygodę.
A ona patrzyła na mnie swymi oczyma, w których nie potrafiłem znaleźć ani łez, ani obojętności, ani entuzjazmu. Nie chciała już o tym rozmawiać. Potrafiła takim spojrzeniem doprowadzić nerwową i niepewną sytuację do absolutnego spokoju. Kiedy jej kącik ust zaczął drgać w lekkim uśmiechu, ja już zapomniałem o przeszłości.
- Nie, nie jest niebezpiecznie. Bałeś się, co?
- Tak, trzęsłem się jak osika.
Roześmiała się zupełnie. Była taka, jaką ją najbardziej lubiłem.
• • •
Zanim noc zupełnie przykryła świat, czekało nas jeszcze pełne uniesień rozsmakowanie się we wzajemnej obecności. Cieszyliśmy się sobą jak ludzie odnajdujący się po latach. Nigdy w życiu nikim tak się już nie cieszyłem, żadna dziewczyna nie była tak wyjątkowa jak ona.
Gdy nadeszła północ, powiedziałem:
- Będę musiał zaraz jechać.
- Wiem.
- Chciałbym chociaż raz zostać z tobą na noc, w twoim domu. Przynajmniej dzisiaj nie opuszczać cię, tak jak zawsze to robię - rzekłem. Nie oczekiwałem, że się zgodzi, raczej wyraziłem tylko swoją chęć.
- Nie chcę, żebyś teraz szedł sobie... gdzieś daleko ode mnie. Też pragnę byś został... ale ty musisz wrócić do swojego domu.
- Zdaję sobie z tego sprawę.
Wiedziałem, że nie mogę. Mimo to zapytałem jeszcze raz.
• • •
Tej nocy długo rozmawialiśmy ze sobą, długo patrzeliśmy sobie w oczy. Tejże nocy przekonałem się, że ją kocham. Zasnęła na moich kolanach, z włosami wplecionymi w moje palce. Śniłem razem z nią na kanapie, byłem najszczęśliwszy w życiu. Rano postanowiłem wyznać jej miłość.
• • •
Obudziłem się.
Leżałem na sofie w pokoju Jessiki. Zsunąłem z siebie koc, którym ktoś przykrył mnie w nocy, i usiadłem.
Moja nie do końca przebudzona twarz odbijała się w wielkim lustrze. Nie wyglądała najlepiej, zanim pokażę się ludziom, będę musiał spędzić przed nim trochę czasu. Aby wstać, podparłem się rękami, które zanurzyły się w tapicerce jak w mokrej gąbce.
Zauważyłem, że kanapa wygląda inaczej niż zwykle. Poszycie było zniszczone, chropowate i przesadnie miękkie. Do tego bardzo nieprzyjemne w dotyku, jak przegniła mata. Czuć od niej było lekki odór.
Rozejrzałem się po pokoju, Boże, tu wszystko jakoś śmierdziało!
Ściany wyglądały okropnie. Niby te same, ale pomarszczone jak nowoczesne tapety. Dywan sprawiał wrażenie starocia wyciągniętego ze śmietnika, przy stąpaniu bosymi nogami wyraźnie czułem wilgoć. Wyrzeźbione na szafie i komodzie głowy miały inne miny - niestety, równie nieprzyjemne; wzory na drzwiczkach jakby zmieniły styl. Z wazonu zamiast kwiatów sterczało czarne, wysuszone zielsko.
Cały pokój przeszedł jakąś potworną metamorfozę. Nie byłem pewien, czy naprawdę już się obudziłem, przecież pomieszczenie wyglądało jak żywcem wyciągnięte ze snu!
Chwiałem się na nogach, gdy podchodziłem do drzwi. Nie za dobrze się czułem, dlatego postanowiłem jak najszybciej odnaleźć łazienkę.
Sięgnąłem ręką ku klamce. Nacisnąłem, ale drzwi nie otworzyły się.
Tak jak myślałem. Klucz znajdujący się w zamku był przekręcony. To znaczy, że pokój był zamknięty od środka. Przypomniałem sobie, że rzeczywiście, Jessica zamykała wczoraj drzwi.
Jak zatem stąd wyszła?
Wystarczyło kilka chwil, by przeanalizować wszystkie możliwości. I uznać, że pozostaje tylko jedna.
Ona nie mogła opuścić tego pokoju. Chyba że to ja w czasie snu przekręciłem klucz w zamku.
Nie, nie znowu! Poczułem jak w gardle staje mi kamień, jak oddech robi się przyspieszony i arytmiczny. Próbę logicznego myślenia udaremnia atak paniki. Im dokładniej rozważałem sytuację, tym bardziej przekonywałem się o słuszności mych obaw.
Okno było zamknięte, drzwi również. Jessica musiała zostać w tym pomieszczeniu, ale wyraźnie widzę, że jej nie ma. W pokoju sześć metrów na trzy nie jest łatwo przeoczyć obecności czyjejś osoby!
Na pierwszy rzut oka taki lęk nie był uzasadniony, jednak z punktu widzenia człowieka, który został pogryziony przez rzeźbę i zamknięty w niewyjaśniony sposób w szafie, wszystko wydawało się podejrzane. Tym bardziej, że zupełnie inaczej wyobrażałem sobie ten poranek.
Chciałem już położyć się na nowo na kanapie, by jeszcze raz się obudzić z tego snu, kiedy nadepnąłem na coś miękkiego i kościstego. Cofnąłem nogę i spostrzegłem... wystającą spod łóżka rękę.
Była to dłoń Jessiki.
Jak mam opisać to uczucie, które zalało mnie jak zakażona krew? Prawie wtedy oszalałem. Chciałem jak najszybciej coś zrobić, ale nie byłem w stanie podjąć żadnej decyzji.
Ukląkłem i spojrzałem pod spód sofy, nic jednak nie ujrzałem. Nie pociągałem za wystającą rękę, by czasem jej nie wyrwać z korpusu. Kanapa miała bardzo niskie nóżki, więc spoczywające pod nią ciało z pewnością uległo zmiażdżeniu. Ciekawe, w jaki sposób się tam dostało. Gdyby istniała jakaś szansa odratowania tej dziewczyny, od razu podniósłbym kanapę i wydostał z potrzasku. Teraz jednak bałem się widoku zdruzgotanego ciała. Obawiałem się, że ten obraz zostanie mi w pamięci i już zawsze taką będę ją widział.
Dotknąłem dłoni. Była martwa i prawdziwa, nie okazała się gumową atrapą - na co po cichu liczyłem, abstrahując od realiów takiej ewentualności.
Łzy cisnęły mi się do powiek na samą myśl o tym, że Jessica nie wypowie do mnie już nigdy żadnego słowa, nie uśmiechnie się i nie zada żadnego pytania. W głowie mąciły mi się jeszcze optymistyczne przypuszczenia, ale ma nadzieja bardziej opierała się na oszołomieniu i niepewności niż na konkretnym argumentach. Może tylko dlatego nie zwariowałem.
Usiadłem na krawędzi fotela i przykryłem nogi poduszką, było strasznie chłodno. Spojrzałem na zegarek - była siódma trzydzieści. Ile czasu mi jeszcze zostało, zanim wszystko się wyda?
Odetchnąłem głęboko i jeszcze raz schyliłem się ku podłodze. Ciągnął od niej smród, ale miałem nadzieję, że jednak uda mi się dostrzec cokolwiek. Gdy nie osiągnąłem żadnych rezultatów, złapałem za nieprzyjemną w dotyku tapicerkę i postanowiłem podnieść mebel.
Moje zesztywniałe mięśnie naciągnęły się boleśnie, ale nie udało mi się unieść kanapy nawet na centymetr. Była strasznie ciężka, jakby nasiąkła jakimś płynem. Przypominała odpychające cielsko potwora.
Zaparłem się znowu...
Ktoś zapukał do drzwi i mimowolnie rozluźniłem uchwyt. Porzuciłem ten marny zamysł. Wstałem. Nadeszła chwila prawdy.
Powoli podążyłem w stronę wyjścia, przekręciłem klucz w zamku.
Cofnięty o kilka kroków, wpatrywałem się w otwierające się drzwi. Drżałem na ciele, jednak starałem się to ukryć, wytarłem łzy i zacisnąłem zęby. Jeszcze tliła się we mnie wiara, że to Jessica wejdzie do pokoju, a ten wypadek okaże się zwykłym nieporozumieniem, z którego kiedyś będę się śmiał.
Tak się jednak nie stało.
- Dzień dobry.
Matka Jessiki, weszła do pokoju.
Spojrzała na mnie, potem rozejrzała się po wnętrzu.
Jej pytający wzrok prześwidrował mnie na wylot.
- Gdzie jest Jessica? Nie zauważyłam, by wychodziła z pokoju.
- Ja... nie wiem, proszę pani - wyjąkałem, starałem się być naturalny, ale w żaden sposób mi to nie wychodziło. - Zostałem tutaj na noc i dopiero co się obudziłem. Myślałem, że pani wie.
- Tak, wiedziałam o tym.
- Mam nadzieję, że nie sprawiłem zbytniego kłopotu...
- Ależ nie, nie martw się.
Kobieta stanęła na środku pokoju i poczęła błądzić wzrokiem po kątach. Zauważyłem też, że uważnie przygląda się meblom i śledzi każdy metr kwadratowy ściany. Ogarniające mnie uczucie trwogi stawało się coraz silniejsze. Nie wiem, czy doświadczyłem w życiu trudniejszej do zniesienia sytuacji.
- Czy wszystko w porządku? - zapytałem. Dobrze znałem odpowiedź, lecz nie chciałem, by ona pierwsza zadała mi to pytanie.
- Jessica nie przyszła na śniadanie - powiedziała, skierowawszy wzrok w moją stronę. - Zawsze wstaje o siódmej, dziwne, że jej jeszcze nie widziałam. Gdyby była tutaj, wszystko stałoby się jasne, jednak sam widzisz, że jej nie ma.
Matka Jessiki usiadła w fotelu. Dopiero teraz zwróciłem uwagę na jej wygląd. Miała na sobie ładną sukienkę, bardzo stylową i dopasowaną do szczupłej sylwetki. Tworzyła z portretem wiszącym na ścianie niezwykłe zestawienie przeszłości z teraźniejszością. Była niemalże we wszystkim upodobniona do swego odbicia z młodości, co tworzyło niezwykły obraz.
- Pokażę panu, gdzie jest łazienka, i poczekam na nią.
Wstałem. Musiałem uczynić ten nieśmiały krok w kierunku prawdy, która i tak wyszłaby na jaw.
- Proszę pani... Dzisiaj rano coś odkryłem. - Dalsze słowa stanęły mi kością w gardle, lecz nie było już odwrotu. Po prostu wskazałem palcem. - To.
Nie patrzyłem jej w twarz, nie wiem, jaki miała wyraz. Na pewno wyrażała ból i rozgoryczenie, ale nie chciałem tego sprawdzać.
- Och, nie... - wyszeptała.
Cofnęła się, jakby dopiero teraz ujrzała zmiany w pokoju. Przytknęła dłoń do ust i odsunęła się prawie pod drzwi. Kanapa najwyraźniej wprowadzała matkę Jessiki w prawdziwe obrzydzenie.
- Jak mogło do tego dojść? - powiedziałem.
- Już nic nie jesteśmy w stanie zrobić. Możemy tylko płakać.
- Próbowałem podnieść kanapę, ale jest zbyt ciężka. Trzeba zawołać kogoś do pomocy.
- To nic nie pomoże, Jarku... - spojrzała mi w oczy. Milczeliśmy przez chwilę, potem ona wstała i usiadła na krześle, blisko mnie. Zaczęła mówić bardzo spokojnym, opanowanym głosem. Łzy kapały na podłogę, lecz nie był to szloch.
- Jessica zawsze była wyjątkową dziewczyną. Ale, podobnie jak ja w młodości, była samotna i niezrozumiana, może z powodu warunków, w jakich przyszło jej żyć. Dawno temu, z niespełnionych przez lata pragnień, ukrytych lęków i marzeń w mojej rodzinie zrodził się ten pokój. Było to w czasach, kiedy żyła moja babka Marta. Wymagał on wiele od swoich mieszkańców i nie było sposobu, by się go pozbyć. Gdziekolwiek rodzina się przeprowadzała, zawsze tam się pojawiał, nic nie zmienił nawet wyjazd za granicę. - Matka Jessiki mówiła o rzeczach niezwykłych i trudno było w to wszystko uwierzyć. Coś jednak przekonywało mnie o tym, że to prawda. Coś co było wyczuwalne w atmosferze. A może była to ta śmierdząca sofa, dziwny portret i chropowate ściany? Nie wiem.
- Ciągle byłam uwięziona w tym pokoju, w zazdrosnej komnacie... i nadal jestem. Lecz teraz istnieję w portrecie.
- W portrecie - powtórzyłem. Przyszło mi na myśl jedno opowiadanie E.A. Poe, które czytałem dawno temu. Moje ręce ułożone na kolanach zaczęły drżeć.
- Ale tak przynajmniej mogłam wyjść za mąż. Jessica również znalazła kogoś, kogo mogła pokochać. Dlatego poświęciła dla niego życie... Za ciebie, Jarku.
Zamilkła. Dłonie - jedna schowana w drugą, spoczywające w zagłębieniu sukni tarmosiły chusteczkę. Po pełnym boleści wydechu ponownie zaczęła mówić do mnie.
- Widziałam w schowku obraz. Nie powiesiła go, chyba zorientowała się, że to jej nic nie pomoże. Pokój chciał ciebie. Musiała więc wybrać dramatyczne rozwiązanie.
- Nie dokończyłem tego portretu. To znaczy... Nie pamiętam, tak mi się zdawało. Czyżby to dlatego?
- Już powiedziałam, to nie ma znaczenia. Zostając tu na noc, dałeś jej wybór między szczęściem a życiem. - zakryła rękoma twarz i rozpłakała się. - Naprawdę cię kochała. A ja nie mogłam jej tego zabronić.
Miałem przed oczami kanapę i na sam jej widok chciało mi się wymiotować. Nie mogłem sobie wyobrazić, że to zdradliwe monstrum wydawało mi się przyjemnym meblem. Wszystko, co się tu znajdowało, zawierało w sobie podstęp. Czyhało na mnie, a jednocześnie na Jessikę; wykorzystywało moje uczucie i jej dobroć. Gdy ostatni raz spojrzałem na sofę, spod spodu wystawały tylko palce. Trawiła ją. Nie chciałem już niczego oglądać ani wiedzieć więcej, pragnąłem tylko jak najszybciej opuścić to miejsce.
• • •
Długo jeszcze zastanawiałem się nad tym, co się wydarzyło. Nie wiedziałem, czy to okazało się jako porażka w moim życiu, zmora, czy jeszcze coś innego. I czy to, że się spotkaliśmy, było przypadkiem.
Przygoda skończyła się nagle niczym sen, został po niej ten sam posmak, taka pustka, jak wtedy, gdy budzimy się rano, a nocne urojenia nadal prześwitują przez rzeczywistość. Tylko raz jeszcze tam pojechałem, by porozmawiać z matką Jessiki, ale nie zastałem nikogo w mieszkaniu. Tajemnice niezgłębione niczym wyobraźnia po części zostały mi objawione, nigdy jednak się nie wyjaśniły. Sen miał pozostać snem. Nawet wspomnienia, które ostały się po tamtych dniach, z czasem zaczęły się zacierać. Sporządzone niegdyś notatki teraz wyglądają jak wymyślone sytuacje - literackie pomysły, których zresztą nigdy nie wykorzystałem. O prawdziwości tamtych zdarzeń przypomina mi jedynie obraz wiszący w moim pokoju - portret młodej dziewczyny. Utrwalone na płótnie oblicze, wydawałoby się, ma zlęknione oczy i smutny wyraz. Ale jest to tylko pierwsze wrażenie; po dokładnym przyjrzeniu się, dostrzec można głęboko ukryte uczucie wzruszenia i połyskujące łzy szczęścia. Gdy śpię, zawsze czuję jej obecność, wiem, że patrzy na mnie ze ściany. Codziennie się do niej uśmiecham, a ona odpowiada mi tym samym.
powrót do indeksunastępna strona

21
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.