O ile „Air Force One zaginął” był niemal solowym popisem Sabriny Carver, o tyle można byłoby przypuszczać, że kolejny zbeletryzowany przez MacNeilla scenariusz,  | „Czas zabójców” |
(1991) będzie monodramą Mike’a Grahama. I pewnie tak by było, gdyby swe prace kontynuował John Denis… Ale u MacNeilla ważna jest praca zespołowa – i dlatego, choć założenia fabuły koncentrują się mocno wokół wydarzeń, które tak drastycznie zmieniły życie Grahama, w książce występują niemal wszyscy wcześniej poznani agenci i personel UNACO. Przypomnijmy: według Johna Denisa to szwarccharakter Smith podłożył bombę pod samochód pracującego dla CIA Mike’a – a wybuch zgładził jego ciężarną żonę. Tymczasem w wersji MacNeilla owa żona, Carrie, zdążyła urodzić Mikeya – oboje zostali kilka lat później porwani przez arabskich terrorystów podczas akcji elitarnego oddziału antyterrorystycznego Delta w Libii (którą dowodził właśnie Graham, który nigdy nie był w CIA) i wszelki ślad po nich zaginął. „Czas zabójców” wychodzi z prostego skądinąd pomysłu – jeden z organizatorów porwania (uważany za zmarłego) pojawia się w Bejrucie. Mike rzuca więc wszystko i nie informując nikogo, rusza w pościg… Ale sprawy się komplikują. Okazuje się, że ów terrorysta pracuje obecnie dla CIA i jest jedyną osobą, która może (dzięki zdobytym informacjom) zapobiec zamachowi na wizytującego USA prezydenta jednego z krajów środkowej Afryki. Dodajmy – prezydenta, który ongi studiował razem z Whitlockiem… Trzeba więc zdążyć przed Grahamem. Niewykonalne? Nie dla Sabriny Carver… W trakcie rozwoju akcji dowiadujemy się coraz ciekawszych rzeczy o głównych bohaterach – choć wydawało się, że wiemy już tak wiele… A tu niespodzianka za niespodzianką. C.W. Whitlock cierpi na fotofobię, przez co zawsze nosi ciemne, chroniące oczy okulary. Nieco to dziwne jak na superagenta… Mike Graham jest wprost przesycony poezją, którą czytywał w domu rodziców, do dwudziestego roku życia; jego matka (z chorobą Alzheimera) żyje w domu spokojnej starości w Santa Monica, a ojciec zmarł 7 miesięcy przed podpisaniem kontraktu Mike’a z drużyną futbolową „Giants” – sportową karierę Grahamowi złamała rana odniesiona w Wietnamie. Sabrina panicznie boi się szczurów, a jej mieszkanie jest pełne płyt jazzowych, w szczególności Davida Sanborna. W wydanej oryginalnie w 1992 roku  | „Śmiertelna pułapka” |
poznajemy przelotnie kolejnych agentów UNACO: dowodzącego Siódmym Zespołem Operacyjnym Dave’a Swaina (wywodzącego się z FBI) i jego kolegów, Alaina Mossera (z francuskiej Direction de la Surveillance du Territoire) oraz Jasona Geddisa z kanadyjskich służb wywiadowczych. Nieco bliżej zaś poznajemy nowego agenta w szeregach UNACO, trzydziestoparoletniego Włocha bardzo pomocnego podczas akcji przeciwko terrorystom Czerwonych Brygad (co miało miejsce w „Czerwonym alarmie”), wówczas pracującego jeszcze w Nucleo Operativo Centrale di Sicurezza, elitarnej brygadzie antyterrorystycznej, w stopniu majora. I znów talenty Fabia zostaną wykorzystane przeciwko europejskim terrorystom; tym razem na celowniku pojawia się Irlandzka Armia Rewolucyjna (IRA). Choć nie tylko – fabuła sięga jednocześnie także do Stanów, do senatora wywodzącego swe korzenie z Irlandii i pewnej nowojorskiej rodziny mafijnej oraz do Ameryki Południowej, do kartelu narkotykowego z Medelin. Stawka jest wysoka, ryzyko również – senatorowi, przybywającemu na Szmaragdową Wyspę grozi zamach na życie. Co ma z tym wspólnego mafia i kartel? Ano, wiadomo – polityka jest brudna… Brudna jest także polityka prowadzona wewnątrz różnych służb specjalnych, toteż nierzadko zdarza się, że najbliższy sojusznik jest także zdrajcą przekazującym najtajniejsze informacje operacyjne tej drugiej stronie konfliktu: terrorystom. „Śmiertelna pułapka” jest także tomem, w którym przekonujemy się o jeszcze jednej różnicy pomiędzy UNACO a organizacjami przestępczymi, które zwalcza – z UNACO można odejść nie tylko nogami do przodu. Ot, po prostu, jak z każdej innej pracy. Agenci przychodzą, agenci odchodzą; dyrektorzy odchodzą, dyrektorzy przychodzą; awanse, degradacje… no, akurat o degradacjach mowy tu nie ma – raczej o składaniu rezygnacji z zajmowanego wysokiego stanowiska. A o tym, że „powołania” do UNACO można też z góry odmówić, dowiadujemy się z kolejnej, oryginalnie ostatniej części przygód agentów UNACO, spisanego w roku 1993  | „Łamacz kodów” |
Tu sytuacja, jak zwykle poważna, zaognia się jeszcze bardziej. Bo jak może funkcjonować tajna organizacja do zwalczania przestępczości, gdy wszystkie jej tajne, zaszyfrowane dokumenty (wraz z kartotekami osobowymi agentów operacyjnych) giną wraz z osobą zdolną je odcyfrować – giną w znaczeniu: zostają przejęte, przechwycone przez przestępców? Agenci muszą użyć wszystkich swych zdolności, by jak najszybciej – nim informacje się nie rozejdą po świecie – odzyskać je, nie mając pewności, czy siepacze terrorystów i mafii nie dysponują już wszystkimi danymi potrzebnymi do ich rozpoznania – i zlikwidowania… Na domiar złego na trop UNACO wpada pewna bardzo wścibska amerykańska dziennikarka… z gatunku takich, co nie cofną się w poszukiwaniu Tematu przed niczym. Mike i Sabrina wiedzą, że są śledzeni, ale nie mogą w tej sprawie nic uczynić. A Śmierć depcze im po piętach… UNACO nie jest jednak bezbronne. Nie przetrwałoby tak długo w tajemnicy, gdyby dziennikarze roztrąbili jej istnienie na pierwszych stronach gazet. Dlatego, poza Zespołami Operacyjnymi, istnieje także Brudny Kartel, grupa funkcjonariuszy specjalizująca się w wyszukiwaniu wszelkich informacji o decydentach stojących na świeczniku polityki i biznesu. UNACO nie waha się szantażować, gdy w grę wchodzi bezpieczeństwo jej agentów. Na tym woluminie kończy się oryginalna seria o agentach UNACO, powstałych na podstawie scenariuszy Alistaira MacLeana. Ale przecież nie zarzyna się kury znoszącej złote jajka… Z inicjatywy spadkobierców MacLeana i wydawnictwa HarperCollins w drugiej połowie lat 90. kontynuowania losów UNACO podjął się kolejny szkocki pisarz, ekspert w dziedzinie medycyny sądowej, Hugh Miller. W 1996 roku pojawiła się kolejna pozycja cyklu, zatytułowana  | „Na celowniku” |
Miller nie potraktował swych bohaterów równie drastycznie jak MacNeill, który na „dzień dobry” zmienił im całe życiorysy. Pod tym względem „Na celowniku” jest prostą kontynuacją „Pociągu śmierci” i jego sukcesorów. Miejscami wydaje się jednak, że pisarz „nie odrobił należycie lekcji”, nie przykładając uwagi do zdarzeń z „Łamacza kodów” – dla niektórych bohaterów stanem wyjściowym jest tu „średnia” z wszystkich tomów, a nie ostatnia strona tomu bezpośrednio poprzedzającego niniejszy. „Na celowniku” z początku budzi natychmiastowe skojarzenia z twórczością Roberta Ludluma i jego kontynuatorów spod znaku „global conspiracy”. Bo oto początkiem powieści jest scena dziejąca się w dogorywającym Berlinie, 24 kwietnia 1945 roku. Spotkamy samego Hitlera… osobiście zaprzysięgającego ostatnią już grupę HitlerJugend. Grupę dzieciaków, którą następnie w tajemnicy wywieziono z płonącej stolicy do Szwajcarii, zapewniając bezpieczeństwo i „właściwe” wychowanie. Po latach równie tajemnicza grupa zaczyna mordować dorosłych już dawno naukowców, artystów i biznesmenów, których z pozoru nic ze sobą nie wiąże – poza tym, że są sierotami z hitlerowskich Niemiec. Na liście do odstrzału jest także Andreas Wolff – informatyk odpowiedzialny za zabezpieczenia ICON, skomputeryzowanego systemu identyfikacji przestępców. UNACO musi go ocalić za wszelką cenę… nie wiedząc nawet, kto dokładnie czyha na jego życie. Różnica pomiędzy MacNeillem (a wcześniej Denisem) a Millerem w kwestii pisarstwa o agentach UNACO polega także na położeniu nacisku na różne akcenty problemu. U obu wcześniejszych prozaików najwięcej miejsca poświęcone było opisom śmiałych, często brawurowych akcji, przeprowadzanych najczęściej przez Mike’a i Sabrinę. Miller więcej miejsca przeznaczył mrówczej, skrupulatnej robocie śledczej – czasem przez to wydaje się nawet, że agenci UNACO są zwykłymi policjantami… zwłaszcza, gdy przechodzą szkolenia w Ośrodku Treningowym Pilnowania Ładu Publicznego, doskonaląc umiejętności radzenia sobie z tłumem. Agenci UNACO – z tłumem? Ano, zdaniem Millera widać bywa i tak… Kolejnym novum są także „agenci wielozadaniowi”, którzy „dzięki swoim rozlicznym umiejętnościom” oraz posiadanym komputerom mogli „udzielać wsparcia działającym w terenie członkom grup uderzeniowych”. Pisarz napomyka o czterech, a czytelnicy poznają jednego, sympatycznego A wydawało się, że do tej pory Mike, Sabrina, C.W. czy Fabio doskonale sobie bez nich radzili… A jednak – mowa jest także o tym, że „w ciągu ostatnich lat on i Whitlock wielokrotnie współpracowali przy okazji różnych misji”. To pachnie zapowiedzią dalszych – a raczej wcześniejszych – przygód C.W. w UNACO… Natomiast istnie kuriozalnie brzmi wyjaśnienie, że Ross właśnie wypełnia zadanie zlecone mu przez Komisję Rady Bezpieczeństwa ONZ do Walki z Oszustwami Finansowymi. Że co, że jak? Od kiedy agenci UNACO są do dyspozycji innych komisji ONZ? Zresztą, równie niepokojąco brzmi wyjaśnienie, jakoby UNACO nie było organizacją tajną, a jedynie „nie życzącą sobie rozgłosu”. W „Na celowniku” o jej istnieniu wiedzą już nie tylko szefowie (niektórych?) państw członkowskich ONZ, ale także „większość pracowników i działaczy” ONZ oraz służby policyjne wielu krajów. Biorąc pod uwagę, że jeszcze niedawno niektóre kraje – członkowie ONZ – byli publicznie oskarżani o wspieranie międzynarodowej przestępczości, retorycznymi stają się pytania: kto ma nie wiedzieć o istnieniu UNACO? Dlaczego agenci operacyjni podczas akcji mają unikać kontaktów z miejscową policją, a wobec groźby aresztowania nie wolno im się ujawniać prawdy? I czemu właściwie nie móc o nich pisać prasowych artykułów? Z biegiem czasu ilość absurdów czy sprzeczności narasta. W wydanej w 1997 roku ostatniej jak dotąd powieści z cyklu o UNACO, noszącej tytuł  | „Stan zagrożenia” |
okazuje się nagle, że do stawiania siebie ponad Organizację ds. Zwalczania Przestępczości przy ONZ mają skłonności i prawo urzędnicy Wydziału Nadzoru Politycznego (sic!). Urzędnicy, którzy dla zaspokojenia własnych urażonych ambicji chętnie pogrążą UNACO w chaosie prowadzącym do rozwiązania. Że agenci operacyjni wywołują lokalne incydenty na terenach byłej Jugosławii i nagrywają przebieg swych walk. Że pamięć Sabriny pozwala na wielokrotne odtwarzanie „klatka po klatce” ze wzbogacaniem o coraz to nowe szczegóły – czytając stosowny fragment natychmiast przychodzi na myśl pamiętna scena z filmu „Blade Runner”. Że od C.W. Whitlocka odeszła żona, a Malcolm Philpott w wolnych chwilach szczegółowo opowiada koledze, dawnemu współpracownikowi ze Scotland Yardu, gdzie i czym aktualnie zajmują się poszczególne Oddziały Specjalne UNACO. Brzmi idiotycznie? I słusznie. Pomijając już takie szczegóły, jak zupełnie inna „ulubiona” broń poszczególnych agentów czy (co już jest cegiełką tłumacza) obelga „ty sterto śmieci”. Co zaś tyczy się fabuły powieści, tym razem, poza nowojorskimi problemami z Nadzorem Politycznym, akcja toczy się w Kaszmirze, gdzie z powodu coraz aktywniejszych handlarzy narkotyków narasta zagrożenie stabilizacji politycznej. Mike i Sabrina, oddzielnymi kanałami, udają się na miejsce, by rozejrzeć się w sytuacji… A przy okazji, w przypadku Michaela, załatwić prywatne porachunki z przeszłości. Rozwiązanie problemu jest jednak dla czytelnika dość przewidywalne, autor przygotował właściwie tylko jedno zaskoczenie, jeden niewielki zwrot akcji. A na zakończenie nie rozplątał w tradycyjny sposób przynajmniej jednego zadzierzgniętego wcześniej węzła zagadki… John Denis, Alastair MacNeill, Hugh Miller (nie wspominając o reżyserach filmów, opartych czasem bardzo luźno o oryginalny scenariusz). rozwijających „unacowskie” scenariusze i pomysły Alistaira MacLeana. Trzy podejścia do zagadnienia istnienia i funkcjonowania Organizacji ds. Zwalczania Przestępczości przy ONZ. Romantyczna współpraca pół-legalnych wysokiej klasy przestępców, skuteczna, precyzyjna działalność operacyjna dokładnie wyszkolonych policjantów i agentów służb specjalnych czy mrówcza praca analityczna? Co kto lubi… Wydaje się jednak, że książki spisane przez Hugh Millera są – z powodu opisanych wyżej sprzeczności czy absurdów – wyraźnie słabsze od swych poprzedników. Choć i u nich zdarzały się potknięcia… Trudno jest sobie wyobrazić fabuły niektórych omówionych powieści oparte na założeniach rodem z „Wieży zakładników”, więc na czoło peletonu zdecydowanie wysuwa się MacNeill. Ale czy nie przypadkiem jego idee przemawiają na korzyść głównie dzięki… ilości spisanych nowelizacji – po prostu przytłaczając swą masą pozostałe? Mam nadzieję, że odpowiednie osoby wstrzymają się z „produkcją” kolejnych części przygód agentów UNACO (do czasu znalezienia wyższej klasy pisarza) lub wręcz pozostawią ich już w spokoju (póki są piękni i młodzi). Mam też nadzieję, ze zobaczę kolejne ekranizacje (Pierce Brosnan jest całkiem niezłym Michaelem Grahamem). Głównie jednak żałuję tego, że nie przeczytam żadnej powieści o UNACO pióra… Alistaira MacLeana. |