powrót do indeksunastępna strona

nr 10 (XLII)
grudzień 2004

 Wielki Bestiariusz Praktyczny: Gnom
Na podstawie podróży i przygód niezliczonych Chyżopiętka de Bluma, przez tegoż spisany i ilustracjami opatrzony
Widok bitego gnoma bynajmniej nie wzbudził we mnie litości, ale odczułem obowiązek niesienia pomocy stworzeniu w potrzebie. Liczne podróże nauczyły mnie, że należy szanować każdą istotę, choćby nie wiem jak prowokowała swoim wyglądem, by ją kopnąć.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Wielokrotnie podczas moich rozlicznych podróży zdarzało mi się przychodzić z pomocą przygodnie napotkanym osobom. Część z nich obdarza mnie za to wielką wdzięcznością. Ale na świecie nie brak też takich, którzy nie zauważyliby szlachetnego uczynku, nawet gdyby był wielki jak krowa i donośnie ryczał. Jednego takiego niewdzięcznika spotkałem wędrując przez żyzne i bogate okolice Niziny Azjańskiej. W małym lasku, na gościńcu prowadzącym do niedalekiej wioski napotkałem osobliwą scenę — ujrzałem grupkę wyrostków okładającą gnoma. Banda młodzieńców nałożyła mu na głowę wiadro — prawdopodobnie ukradzione z jakiejś pobliskiej studni — popychała go, kopała i tłukła, czym popadnie.
Gnomy to niziutkie, odpychające stworzenia w czapeczkach i z fajeczkami w ustach. Jako istoty bardzo słabe, nierzadko stają się ofiarami agresji ponad dwukrotnie od nich większych ludzi. Aby ją usprawiedliwić, mówi się, że to złośliwe pokurcze, które plują do studni, paskudzą do kaszy, zaplatają koniom grzywy albo porywają dzieci. Jednak jedynym prawdziwym powodem jest sam ich widok, który u każdego człowieka boleśnie rani przyrodzone poczucie piękna. Dlatego także we mnie widok bitego gnoma nie wzbudził bynajmniej litości, ale odczułem obowiązek niesienia pomocy stworzeniu w potrzebie. Liczne podróże nauczyły mnie, że należy szanować każdą istotę, choćby nie wiem jak prowokowała swoim wyglądem, by ją kopnąć. Ruszyłem więc dziarsko w stronę grupy nastolatków i zawołałem gromkim głosem:
— Hej, zostawcie tego biedaka w spokoju!
Gdy jednak zbliżyłem się już do tej bandy, spostrzegłem, że choć nie zaliczam się do gnomów, i tak jestem co najmniej o głowę niższy od każdego z chłopców. Nie zraziłem się jednak. Podczas pobytu na Dalekim Wschodzie, w krainie Pao poznałem arkana Tajemnej Sztuki Walki Taikundo. Tak naprawdę nie była ona wcale taka tajemna, zważywszy, że jej szkoły mieściły się w co drugiej suterenie Wielkiego Miasta Li. Ba, w Pao tę sztukę walki zna niemal każdy, kto nauczył się chodzić. Szczęśliwie na Nizinę Azjańską Taikundo nie dotarło i nie musiałem obawiać się nawet dwukrotnie ode mnie większych przeciwników.
Chłopcy dali spokój gnomowi, by okrążyć z kolei mnie.
— Uciekaj stąd, dziadku! — zawołał jeden i splunął mi pod nogi.
— Zbliż się tylko, a pożałujesz — rzekłem butnie.
Wyrostek zamachnął się na mnie pałką, ale od razu odbiłem jego uderzenie i nadepnąłem mu na stopę. Rzucił się na mnie następny. Wtedy zrobiłem szybki unik i wbiłem mu dwa palce w oczy. Trzeci zaatakował mnie kijem, a ja znów się uchyliłem i kij uderzył w brzuch pierwszego chłystka. Gdy ten skulił się w bólu, pociągnąłem go za włosy i wykręciłem ucho. Przez kilka minut kotłowałem się w walce z przeważającym liczebnie przeciwnikiem. Drapałem, kopałem, ciągnąłem i waliłem pięścią dokładnie tak, jak uczyli mnie mistrzowie z Pao. W końcu chłopcy dali spokój i mocno poturbowani uciekli w stronę wsi.
Wtedy podszedłem do gnoma i zdjąłem z niego wiadro. Spodziewałem się, że obsypie mnie podziękowaniami, ale on zamiast tego zaczął szlochać:
— Och, cóż pan najlepszego zrobił!
— Uratowałem ci życie, niewdzięczna kreaturo — odparłem.
— Nic pan nie rozumie! Jestem nauczycielem w pobliskiej szkole, a to byli moi uczniowie, których zabrałem na poglądową lekcję przyrody. Kiedy dyrektor dowie się, co spotkało moich podopiecznych na lekcji, na pewno stracę pracę!
— Skoro to byli twoi uczniowie, to czym ich tak rozsierdziłeś, że cię napadli? — spytałem.
— Rozsierdziłem? — zdziwił się gnom. — Byli mi wdzięczni, że wyprowadziłem ich ze szkoły. Nie widział pan, jak delikatnie mnie dziś bili?
Nastała krępująca cisza. Nie bardzo wiedziałem, co powinienem uczynić. Gniewać się za brak należnej mi wdzięczności? Czy może przepraszać, że napytałem gnomowi biedy? Wreszcie uczyniłem jedyną rzecz, której gnomy naprawdę oczekują od ludzi. Z całej siły kopnąłem go kolanem w nos, aż przewrócił się i zalał juchą.
powrót do indeksunastępna strona

33
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.