Dla wyprodukowania, wyreżyserowania i wystąpienia w „Bezprawiu” odrzucił rolę Billa u Tarantino. Można Costnera nie rozumieć, można go nawet nie lubić, ale trudno nie podziwiać uporu i konsekwencji, z jakimi od lat, mimo wielu finansowych porażek i miażdżących recenzji, opowiada wybitnie nieskomplikowane historie dla samej radości storytellingu i wpajania widzowi wciąż tych samych wartości moralnych.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Przez znaczną część filmów Costnera przewija się temat honoru, odwagi, lojalności, godności, przyjaźni, a przede wszystkim sprawiedliwości i wolności. O niezbywalne prawo do posiadania własnego, suwerennego zakątka ziemi walczyli bohaterowie „Silverado”, „Tańczącego z wilkami”, „Robin Hooda: Księcia złodziei”, „Wyatta Earpa”, „Wojny”, „Wodnego świata”, „Listonosza”. Teraz do tego grona dołączają Boss Spearman (Duvall) i Charley Waite (Costner) z „Bezprawia”. Fabuła jest prosta i klasycznie westernowa. Czterech kowbojów od dziesięciu lat wypasa bydło na terenach nie należących do nikogo (org. open range). Razu pewnego, podczas potężnej burzy, zapędzają się blisko Harmonville, jednego z tych typowych dla Dzikiego Zachodu małych miasteczek z jedną ulicą, jednym saloonem i jednym skorumpowanym szeryfem. Miastem rządzi oczywiście też symptomatyczny dla gatunku okrutny ranczer, który gdy tylko zauważa nasz kowbojski kwartet, chce go natychmiast przepędzić, przywłaszczając sobie przy okazji krowy. Lecz jak powiada Boss: „Krowy to jedno, ale mówienie wolnemu człowiekowi, gdzie ma jechać, to już inna sprawa”. No i się zaczyna... Zaczyna się opowieść, nie rozróba, bo mylą się ci, z góry oczekujący po westernie A.D. 2004 kumulacji konnych pościgów i pojedynków na rewolwery. Costner snuje swą legendę w sposób spójny, harmonijny, leniwy i majestatyczny. Koncentruje się na relacjach między postaciami, rozkoszuje pięknem preriowego krajobrazu. Nie korzysta przy tym prawie w ogóle z efektów specjalnych, nowoczesnych tricków. Stawia na realistyczny obraz Dzikiego Zachodu, w czym bardzo skutecznie pomaga mu zwarty, logiczny scenariusz Craiga Storpera, ładne, klimatyczne zdjęcia debiutanta Jamesa Muro, i kameralna muzyka Michaela Kamena. Wizualnie i narracyjnie „Bezprawiu” najbliżej do staroszkolnych westernów Anthony’ego Manna czy Johna Forda z przełomu lat 40. i 50. Dopiero w finale – podczas jednego jedynego pojedynku – odzywa się duch Sama Peckinpaha. Porywająca, spektakularna, werystyczna (choć nie przesadnie krwawa), wywołująca w widzu uczucie uczestnictwa w akcji – jakby nie komplementować – na pewno jedna z najlepiej nakręconych strzelanin w całej historii westernu. Na pochwałę zasługują również dobre, z łatwością zapadające w pamięć dialogi. Kiedy Charley tłumaczy Bossowi strategię walki, ten komentuje: „Brzmi, jakbyś miał wszystko dokładnie opracowane”. Na co Charley: „Taa, za wyjątkiem części, w której nie zostajemy zabici”. Przywodzi to na myśl charakterystyczne, sceptyczne odzywki, jakimi często szafowali Walter Brennan czy Jack Elam, i fan gatunku może się poczuć naprawdę swojsko. Dialogi dialogami, ale pozostaje jeszcze kwestia ich interpretacji. W przeciwieństwie do superprodukcji w rodzaju „Troi”, gdzie oglądamy hollywoodzkich gwiazdorów poprzebieranych za antycznych wojowników, tu oglądamy nie aktorów wygalowanych na kowbojów, lecz autentycznych, rasowych, urodzonych w siodle kowbojów. Widać, że Duvall i Costner (z naciskiem na tego pierwszego) nie zabrali się za ten projekt wyłącznie z pobudek marketingowych, tylko sprawia im to niekłamaną frajdę. Reszta obsady – Michael Gambon w roli głównego szwarccharakteru, Diego Luna jako hiszpański młodzian, Michael Jeter w swym ostatnim prawdziwym (zmarłego w zeszłym roku na AIDS aktora zobaczymy jeszcze zdigitalizowanego w „Ekspresie polarnym” Zemeckisa) występie przed śmiercią – idzie zresztą w sukurs. A 46-letnia już Annette Bening jeszcze nigdy nie wyglądała tak ślicznie. „Bezprawie” to porządny, uczciwy moralitet, głoszący prawdy stare, ale ważne. Pozostaje pytanie, kto z dzisiejszej młodzieży pójdzie na prawie dwuipółgodzinny western, by słuchać o honorze i wolności? Rzecz zostanie więc pewnie zauważona jedynie przez wąską grupę zapaleńców, których powinno ucieszyć, że western jednak nie umarł w 1992, tylko zapadł w dwunastoletnią śpiączkę. Na razie otworzył jedno oko, miejmy nadzieję, że kiedyś rozbudzi się na dobre.
Tytuł: Bezprawie Tytuł oryginalny: Open Range Reżyseria: Kevin Costner Zdjęcia: James Muro Scenariusz: Craig Storper Obsada: Kevin Costner, Robert Duvall, Annette Bening, Michael Gambon, Michael Jeter, Diego Luna, James Russo, Abraham Benrubi, Dean McDermott, Kim Coates Muzyka: Michael Kamen Rok produkcji: 2003 Kraj produkcji: USA Data premiery: 3 grudnia 2004 Czas projekcji: 139 min. Gatunek: western Ekstrakt: 70% |