Ostatnio docierają na nasz skromny ryneczek pisarze ze wszystkich stron świata. Dziś mamy zaszczyt gościć na łamach Iana Irvine, Australijczyka przyjętego na Zachodzie dość dobrze. Sprawdźmy go zatem, zobaczmy, co w sobie kryje jego „Cień na szkle”.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Na dzień dobry dostajemy literackie „halt”. Niestety, Irvine cierpi na ciężki przypadek syndromu „stu pierwszych stron”. Początek książki może zniechęcić do dalszej lektury, bo autorowi wyślizgnęło się pióro i język okulał. Zdania są rwane, brak płynności, w strumieniu tekstu brak potoczystości. Gnamy po wydarzeniach niczym kozica, zamiast powoli wprowadzać się w akcję i świat. Zbyt często autor nie pozwala mówić czynom i wydarzeniom, lecz wyrzuca z siebie szybko potok informacji jasno tłumaczący, co jest czym, na wypadek, gdyby czytelnik sam się nie domyślił. Tempo nie maleje już do końca. Giną w nim, niestety, ważne przełomy, które dokonują się w duszach bohaterów, ale z czasem górskie wodospady wymowy ustępują spokojnej rzece opowieści, toczącej się powoli i zapraszającej do wspólnej podróży. W końcu można posmakować świata, który tworzył Irvine, i jest to doznanie całkiem rozkoszne. Autor zdołał się wychylić (mówienie o wyjściu byłoby przesadą) poza schematy fantasy i nadać swojej powieści trochę świeżości. Jego świat, choć stary i bogaty w tajemnicze historie, jest żywy i nowy, bez wspólnych genów z innymi krainami fantasy, za to z bogactwem niezwykłych humanoidalnych ras o różnych magicznych talentach i źle znoszących się nawzajem.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
W ten to bałagan autor ciska młodego kronikarza Lliana i próżniaczkę Karan (no co, żadnego zawodu w zasadzie się nie wyuczyła, prawda?). Oboje znienacka zostają wyrwani ze swojego życia i wplątani w starcia przekraczające ich możliwości. To właśnie ten fragment, to odcięcie dwojga głównych bohaterów od ich życia wykonane zostało zbyt pospiesznie. I kiedy oboje spotkają się po raz drugi, kiedy ona będzie już dojrzalsza, a on doświadczony przez los, powieść nabiera smaku. Karan i Llian dostaną do ręki artefakt większy, niż mogliby obsłużyć, i staną przed wyborami, których wcale nie mieli ochoty podejmować. Klasyka, młodzi niewinni w obliczu ciemnych sił. Jednak wśród standardowych cykli powieściowych wyróżnia Irvina głębokie zakotwiczenie świata i wydarzeń w przeszłości, sugerujące cykl porządnie przemyślany (oczywiście, dopiero ostatni tom powie nam, czy to prawda). Niezgorsza jest też akcja - liniowa i niejednokrotnie przewidywalna, ale wciągająca. Bywają momenty, w których „Cień na szkle” naprawdę w stu procentach przykuwa uwagę czytelnika. „Cień na szkle” jest zatem standardową fantasy przygodową, słabszą z początku, lecz rozpędzającą się na końcu. Można ją spokojnie polecić do wagonu i skrycie mieć nadzieję, że autor, który powieścią tą debiutował, w dalszych tomach okaże się pisarzem bardziej dojrzałym.
Tytuł: Cień na szkle, tom 1 Tytuł oryginalny: A Shadow on the Glass Autor: Ian Irvine Tłumaczenie książek: Anna Studniarek Cykl: Widok w Zwierciadle ISBN: 83-7418-004-8 Format: 304s. 115×175mm Cena: 18,90 Data wydania: 1 grudnia 2004 Ekstrakt: 60%
Tytuł: Cień na szkle, tom 2 Tytuł oryginalny: A Shadow on the Glass Autor: Ian Irvine Tłumaczenie książek: Anna Studniarek Cykl: Widok w Zwierciadle ISBN: 83-7418-005-6 Format: 336s. 115×175mm Cena: 19,90 Data wydania: 7 grudnia 2004 |