13-latka z filmu Gary’ego Winnicka pragnie być dorosła i mieć duże piersi. Nazajutrz budzi się w ciele Jennifer Garner. To zupełnie tak, jakby chłopiec marzący o parametrach Schwarzeneggera został przez tajemnicze moce przemieniony w Danny’ego DeVito...  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Zaistniała sytuacja stwarzała doskonały pretekst zarówno do przygotowanego z myślą o nastoletniej widowni morału, że nie można mieć wszystkiego, jak i do kilku niezłych gagów, ale Garner najwyraźniej nie lubi śmiać się z samej siebie. Dlatego dalej scenarzyści tak prowadzą fabułę, jakby wspomnianej małolacie los zesłał ciało co najmniej Dolly Parton – Garner łapie się za swe wątłe gruczoły mleczne i wrzeszczy z radości, a napotkanemu w windzie dziewczęciu tłumaczy, że też kiedyś będzie takie miała, na co tamta, zamiast się żachnąć bądź rozpłakać, odpowiada wdzięcznym uśmiechem. Zacząłem tak od tych piersi, bo taki jest cały film – pełen uładzonych żartów i niewykorzystanych patentów. Na początek (bohaterka lat 13) dostajemy kilkanaście minut typowej historii o zakompleksionej dziewczynce, potem (bohaterka lat 30) następuje zmiana klimatu na coś w podobie do „Seksu w wielkim mieście”. Śmiesznie nie jest nigdy i nie można się oprzeć wrażeniu, iż cyniczni hollywoodzcy producenci zrobili ten remake „Dużego” tylko dlatego, że nakręcona niedawno nowa wersja „Zwariowanego piątku” odniosła spory sukces. „Zakręcony piątek” też co prawda nie był arcydziełem, ale jak na produkcję dla młodzieży prezentował się świetnie – całkiem zabawny, inteligentnie napisany, przesłodzony w dopuszczalnych granicach. No i miał jeden niepodważalny atut – brawurową kreację Jamie Lee Curtis. Rola Jennifer Garner nie jest nawet w połowie tak dobra. Aktorka chyba nie do końca zrozumiała zalecenia reżysera – miała zagrać 30-latkę o mentalności 13-latki, a nie zagrać jak 13-latka. Jest to jednak jakaś różnica. Garner buduje tę rolę z dwóch grymasów – marszczenia czoła, gdy ma udawać smutek; i wyszczerzania śnieżnobiałych zębów, gdy ma pokazać radość. Pierwsza z min jeszcze ujdzie, druga, w połączeniu z wydatną szczęką gwiazdy, wygląda ni mniej, ni więcej, jak odgrywanie tytułowej postaci w fabularnej wersji „Mojego małego kucyka”, co nie powinno bawić nikogo powyżej... hmm... powyżej trzynastego roku życia. No więc właśnie – może za bardzo się czepiam, może grupą docelową tej quasi-romantycznej quasi-komedii o 13-tce zaklętej w 30-tkę miały być jedynie trzynastoletnie dziewczynki. Problem w tym, że żadnej w Esensji nie mamy, a i wszystkich dojrzałych facetów potrafiących czasem zaskakiwać interpretacjami w stylu podlotków podkupił już dawno dodatek „Co jest grane” Gazety Wyborczej. Dobra, dygresje na bok, i skupmy się tak dla odmiany na pozytywach. Zupełnie niezły jest partnerujący Garner Mark Ruffalo, którego przez ostatnie miesiące mieliśmy możliwość oglądać tak często („Szkoła stewardess”, „Tatuaż”, „Zakochany bez pamięci”, „Zakładnik”), iż może dziwić, że przeciętny w sumie aktor pojawia się nagle w niemal co piątym amerykańskim filmie, jaki wchodzi na nasze ekrany. Droga Ruffalo na drugi plan znaczących projektów nie była długa – zaczynał zaledwie 10 lat temu od kina klasy C w rodzaju „Tańca kruka”, mignął też w creditsach „Dentysty” Briana Yuzny. Co by nie mówić, kariera błyskawiczna. Kariera, w której role słabe przeplatają się gęsto z przyzwoitymi. Matt Flamhaff w „Dziś 13, jutro 30” to na szczęście ta druga kategoria. Miłym akcentem – szczególnie dla fanów „Władcy pierścieni”, a tych akurat u nas nie brakuje – powinien być też występ Andy’ego Serkisa w jego pierwszej pogollumowej roli w filmie pełnometrażowym. Serkis nie ma do zagrania nic wielkiego – wciela się w amerykańskiego Konrada Wągrowskiego, czyli szefa niezwykle popularnego magazynu – ale i tak przykuwa uwagę najbardziej ze wszystkich obecnych tu aktorów. Stronie realizacyjnej filmu trudno coś zarzucić. Jest poprawna. Równe tempo, brak dłużyzn, soczyste kolory i spora dawka przebojów, na czele z (również tańczonym) „Thrillerem” Michaela Jacksona – wszystko to sprawia, że film ogląda się lekko i dość przyjemnie. Oczywiście lepiej byłoby bez Garner i z większą fantazją w kwestii dowcipów, ale jest jak jest i nie ma co dłużej ubolewać nad faktem dokonanym. Na koniec proponuję jeszcze przyjrzeć się tytułowi i pobawić się w grę, która może być o wiele zabawniejszym doświadczeniem od oglądania samego filmu. Mianowicie rozpatrujemy, czy „Dziś 13, jutro 30” byłby lepszy, gdyby był zupełnie o czym innym. Bo przecież pod takim nagłówkiem mógłby się kryć na przykład: - dramat bezrobotnego, nieszczęśliwego mężczyzny, którego natura nie obdarzyła zbyt hojnie, a chce wystąpić w pornosie, by zdobyć pieniądze dla chorej matki, więc pewnego dnia wypowiada wiadome życzenie; - dokument o tym, o ile w rok po wejściu Polski do Unii wzrośnie w tym biednym kraju cena dwóch paczek fajek; - sprawozdanie z obrad Sejmu, mówiące, ile w danym dniu padło kłamstw z ust naszych polityków; - offowa komedia z Bartoszem Obuchowiczem zapisującym w notesie zaliczone laski (tytuł sugeruje również, ile osób na taki film pójdzie). I tym optymistycznym akcentem zakończę.
Tytuł: Dziś 13, jutro 30 Tytuł oryginalny: 13 Going On 30 Reżyseria: Gary Winick Zdjęcia: Don Burgess Scenariusz: Josh Goldsmith, Cathy Yuspa, Niels Mueller Obsada: Mark Ruffalo, Jennifer Garner, Judy Greer, Andy Serkis, Maz Jobrani Muzyka: Theodore Shapiro Rok produkcji: 2004 Kraj produkcji: USA Dystrybutor: UIP Data premiery: 3 grudnia 2004 Czas projekcji: 97 min. Gatunek: komedia Ekstrakt: 50% |