powrót do indeksunastępna strona

nr 1 (XLIII)
styczeń-luty 2005

 Krótko o…
Bez kłopotu

„Król kłopotów”, piąty album przygód Tymka i Mistrza duetu Leśniak – Skarżyski, dokładnie opisuje swym tytułem zawartość: będzie o królu i o kłopotach. I o kłopotach z królem. I o królu kłopotów. I o kłopotliwych innych… nie, nie królach. Tych-Co-Zawsze.
Zawartość ekstraktu: 70%
‹Tymek i Mistrz #5: Król kłopotów›
‹Tymek i Mistrz #5: Król kłopotów›
Tomasz Lew Leśniak i Rafał Skarżycki nie zaskakują czytelnika – co akurat w przypadku serii przygód maga Mistrza i jego ucznia Tymka można zaliczyć na plus. Seria humorystycznych dwuplanszówek, kierowana do młodszych czytelników, nie potrzebuje eksperymentów formalnych ni drugiego czy trzeciego dna. Prosty humor, bazujący na unikaniu zastawianych przez wrogiego czarodzieja Psuja (i jego ucznia Popsuja) oraz umiejętnym rozwiązywaniu życiowych problemów (czasem przy pomocy magii, często własnym rozumem), potrafi rozbawić tak dziecko, jak i jego rodziców. I o to właśnie chodzi.
Tytułowy „Król kłopotów” jest już miłośnikom serii znany. Tym razem ma problem z własnym błaznem, który zaczyna posuwać się za daleko – za bardzo podskakiwać. Niestety, po uporaniu się z błaznem królowi niczego się już nie chce… Co najwyżej szukać zaginionego syna lub rozmyślać nad pozbyciem się teściowej. Ponadto historyjki sponsorują literki „c” (jak ciekawość i czary oraz chmury), „g” (jak gry i zabawy drużynowe i indywidualne oraz gotowanie), „s” (jak smok i szukanie klucza do zagadki wszechświata).
Na sam koniec autorzy przygotowali małą sztuczkę – ostatnia plansza uczy, jak urwać sobie kciuk… To jest, chciałem powiedzieć, jak nabrać innych, że się urwało kciuk.
Cytat albumu: „Oj, Tymoteuszu, widzę, że nie dorosłeś jeszcze do meteorologii…”.



Tytuł: Król kłopotów
Scenariusz: Rafał Skarżycki
Rysunki: Tomasz Lew Leśniak
Wydawca: Egmont
Cykl: Tymek i Mistrz
ISBN: 83-237-3021-0
Format: 210x290
Cena: 12,90
Data wydania: listopad 2004
Ekstrakt: 70%



Mścić się też trzeba umieć

Pierwsze dwa tomy „Kaznodziei” sporo namieszały na polskim rynku komiksowym. Niestety, kolejne albumy cechowały się już niższym poziomem i fabularną atrakcyjnością. Podseria zatytułowana „Dawne dzieje”, której pierwszy zeszyt – „Święty od Morderców” – ukazał się kilka tygodni temu, miała odświeżyć zmurszałą już nieco konwencję. Zabieg okazał się jednak próbą mało udaną.
Zawartość ekstraktu: 40%
‹Kaznodzieja #6: Dawne dzieje: Święty od morderców›
‹Kaznodzieja #6: Dawne dzieje: Święty od morderców›
Akcja dotychczasowych tomów „Kaznodziei” rozgrywała się w Stanach Zjednoczonych w czasach nam współczesnych. Natomiast „Święty od Morderców”, stanowiący początek podserii opatrzonej tytułem „Dawne dzieje”, mimo że jedynie w formie retrospekcji, przenosi nas jednak o sto lat wcześniej – w świat dziewiętnastowiecznego Dzikiego Zachodu. Tym samym z mocno krwiożerczej historii z pogranicza sensacyjnego thrillera i opowieści grozy, „Kaznodzieja” zmienia się w amalgamat westernu i horroru. Na pozór brzmi to bardzo atrakcyjnie, jednakże w praktyce okazuje się chwytem mało emocjonującym. Garth Ennis, tradycyjnie odpowiedzialny za fabułę, tak bardzo bowiem dał się ponieść konwencji swego ulubionego gatunku filmowego, czyli westernu (co sam zaznacza w dość obszernym wstępie), że zapomniał o wartości nadrzędnej – frapującym scenariuszu.
Wstęp Ennisa daje całkiem dobre wyobrażenie tego, co czeka nas w dalszym ciągu komiksu. Amerykański scenarzysta wymienia w nim swoje filmowe inspiracje, które posłużyły mu do stworzenia kanwy scenariusza „Świętego…”. Wśród wielu przywołanych przez twórcę „Kaznodziei” postaci – zarówno historycznych, jak i współczesnych – padają między innymi nazwiska Johna Forda, Johna Wayne’a, Lee Marvina i Clinta Eastwooda. Zwłaszcza tego ostatniego należy chyba uznać za „ojca chrzestnego” „Dawnych dziejów”, tym bardziej że Ennis w kilku miejscach odwołuje się do jego Oscarowego dzieła „Bez przebaczenia”. W tym kontekście można się więc długo zastanawiać, jak to możliwe, by – mając tak świetne wzory i całą plejadę hollywoodzkich gwiazd do dyspozycji – wysmażyć tak miałką i wtórną historię…
Głównym bohaterem albumu jest – na wzór filmowych dzieł Sergia Leone, a później także wielu innych spaghetti i amerykańskich antywesternów – bezimienny kowboj. Jak mówią o nim inni: „znany zabójca”, „morderca”, „rzeźnik” i „łowca nagród”, mówiąc w skrócie – „sam szatan!”.
Opis ten idealnie pasuje do Williama Munny’ego z lat młodości, kiedy to życie ludzkie nie przedstawiało dlań żadnej wartości. Bohatera „Świętego…” łączy z główną postacią westernu Eastwooda jednak znacznie więcej. Przede wszystkim podobna droga życiowa – najpierw pojawienie się kobiety, która zmienia bezlitosnego awanturnika w przykładnego i kochającego męża, a następnie splot dramatycznych wydarzeń, które prowadzą go, jak przed laty, na drogę zemsty.
Bezimienny mściciel z kart albumu Ennisa bardzo łatwo jednak – zdecydowanie nazbyt łatwo! – porzuca swój wewnętrzny spokój i psychiczną stabilizację, by na powrót przeobrazić się w siejącego strach i grozę potwora. Brakuje mu odrobiny refleksji, zadumy, choćby cienia wątpliwości, które tak wspaniale odegrał Eastwood w roli podstarzałego rewolwerowca. Ennis postawił na przemoc i właśnie nadmiar tej przemocy, zakłócający wewnętrzną równowagę opowieści, stał się przyczyną jego artystycznej porażki.
Całkowicie niezrozumiałe wydają się również głosy zachwytu scenarzysty nad stroną graficzną albumu, za którą w trzech czwartych odpowiedzialny jest debiutujący w „Kaznodziei” Steven Pugh. Jego „staranne rysunki (…) z niezwykłym wdziękiem uchwyciły klimat, o który mi chodziło” – przyznał Ennis we wstępie. Wrażenia czytelnika mogą być jednak zupełnie inne. Postaci są wyjątkowo grubo „ciosane”, a ich – narzucona odgórnie przez autora fabuły – brzydota staje się w wielu miejscach wręcz karykaturalna. Sugerując się stylem graficznym, można nawet odnieść wrażenie, iż adresatem tego albumu są dzieci, co oczywiście stoi w całkowitej sprzeczności z zawartą na obwolucie adnotacją: „tylko dla dorosłych”.
Jest jednak i chwalebny wyjątek, czyli rozdział trzeci opowieści, który – z braku czasu i goniących terminów – zilustrował Carlos Ezquerra (współtwórca legendarnego „Pielgrzyma”). Tutaj jest już czym sycić oko, tym bardziej że Ezquerra – mniej lub bardziej świadomie – nawiązał do estetyki „Pielgrzyma” (chociażby postać głównego bohatera, w nieodłącznym kapeluszu na tle żółtych płomieni). Z kolei inne kadry przywodzą na myśl mroczne opowieści z „Sandmana” (vide partia pokera między diabłem a aniołem śmierci) i „Hellboya” (postać władcy piekła). Nadal świetnie prezentują się okładki poszczególnych rozdziałów autorstwa Glenna Fabry’ego. Gdybyż tak namalowano całego „Kaznodzieję”…!



Tytuł: Dawne dzieje: Święty od morderców
Scenariusz: Garth Ennis
Rysunki: Carlos Ezquerra, Steve Pugh
Tłumaczenie komiksów: Maciej Drewnowski
Kolory: Pamela Rambo
Wydawca: Egmont
Cykl: Kaznodzieja
Data wydania: wrzesień 2004
Ekstrakt: 40%



Za szybko, za mocno

„Rodzinne wartości” w porównaniu z poprzednimi tomami serii „Sin City” wypadają trochę blado. Przede wszystkim dlatego, iż napisane z rozmachem „Krwawa jatka” i „Ten żółty drań” bliskie były ideału. Na ich tle „Rodzinne wartości” przypominają krótką nowelkę, w której głównym bohaterom nie dane było rozwinąć skrzydeł.
Zawartość ekstraktu: 60%
‹Miasto Grzechu #6: Rodzinne wartości›
‹Miasto Grzechu #6: Rodzinne wartości›
Na kartach „Rodzinnych wartości” powracają dwaj bohaterowie znani już z wcześniejszych tomów opowieści Millera: zawodowy morderca Dwight McCarthy oraz towarzysząca mu – nieodłączna jak cień, ciągle milcząca, ale nie mniej groźna od samego Dwighta – Miho. Ta dwójka pojawia się pewnego dnia w odległym od centrum miasta przydrożnym barze, w którym dzień wcześniej doszło do strzelaniny, w efekcie której zginął znany polityk, przed laty zresztą powiązany z przestępczym podziemiem. Dwight stara się dowiedzieć, dlaczego doszło do masakry oraz kto jest za nią odpowiedzialny. I choć od razu można się domyśleć, że kieruje nim pragnienie zemsty, to jednak jego przyczyny – które łopatologicznie zostaną nam wyjawione w zakończeniu historii – mogą nas odrobinę zaskoczyć.
Całą fabułę komiksu można by zawrzeć zaledwie w trzech-czterech zdaniach i to najlepiej świadczy o jej słabości. W porównaniu z poprzednimi albumami, napisanymi z rozmachem, głęboko wnikającymi w psychikę i życie wewnętrzne bohaterów, „Rodzinne wartości” rozczarowują. Można nawet odnieść wrażenie, że Miller prześlizgnął się jedynie po zadanym temacie. O ile w poprzednich tomach potrafił kilkoma zdaniami, kilkoma kadrami oddać głębię psychologiczną postaci (nawet tych drugoplanowych), tym razem wszyscy bohaterowie są zaskakująco jednowymiarowi. Retrospekcje przypominają streszczenia artykułów z pierwszych stron brukowych gazet – przekazują niezbędne czytelnikowi informacje, ale nie przekazują uczuć ani emocji. Dlatego też trudno współczuć zarówno zamordowanemu politykowi – ofierze mafijnych porachunków – jak i informatorce Dwighta, alkoholiczce i prostytutce, topiącej swoje niespełnione marzenia w stawianych jej przez klientów kieliszkach wódki. A przecież obie te postaci można by odpowiednio „ograć” – z korzyścią dla autora i czytelników.
„Rodzinne wartości” mogłyby być nawet całkiem interesującym komiksem. Problem polega jednak na tym, że scenarzysta nie zadbał tym razem o szczegóły – poginęły gdzieś didaskalia, obyczajowe tło towarzyszące innym opowieściom z Miasta Grzechu, jak domek z kart runęła cała scenografia. Pozostał jedynie Dwight, który stara się jak najszybciej dotrzeć do prawdy o masakrze i ukarać winnych. Czyni to jednak stanowczo zbyt szybko, by czytelnik mógł rozkoszować się opowieścią. Nie mija godzina, a wszystko zostaje wyłożone prosto na ławę. Sytuacji nie ratuje nawet wszechobecny – tak jak w całej serii – klimat czarnego kryminału rodem z lat trzydziestych i czterdziestych. Ale do tego zdążyliśmy się już przyzwyczaić, w „Sin City” jest to normą. Graficznie Miller również nie zaskakuje – utrzymuje stały, wysoki poziom, tyle że niespodzianek tym razem brak. Podsumowując: przeczytać warto, choć jest to zapewne pierwszy album z całej serii, do którego czytelnik wracać nie będzie.



Tytuł: Rodzinne wartości
Tytuł oryginalny: Family values
Scenariusz: Frank Miller
Rysunki: Frank Miller
Tłumaczenie komiksów: Tomasz Kreczmar
Wydawca: Egmont
Cykl: Miasto Grzechu
Data wydania: wrzesień 2004
Ekstrakt: 60%



Powrót do korzeni

Wydając „Zdradzoną czarodziejkę” i „Wyspę lodowych mórz”, Egmont zakończył wznawianie starszych albumów przygód Thorgala Aegirssona. Na naszych półkach zagościł miły dla oka kompletny cykl komiksowy. Choć ciągle przyrastający…
‹Thorgal #1: Zdradzona czarodziejka›
‹Thorgal #1: Zdradzona czarodziejka›
„Zdradzoną czarodziejkę”, wydaną przez Krajową Agencję Wydawniczą w 1988, a następnie wznowioną przez Orbitę i Koronę, zna bodaj całe pokolenie obecnych trzydziestolatków. To jej obszerne fragmenty drukowane były w na poły legendarnym już czasopiśmie „Relax”, to z niej wzięła się nie tylko polska fascynacja Thorgalem Aegirssonem – wychowanym wśród wikingów dziecku gwiazd.
Podobnie rzecz się ma z „Wyspą lodowych mórz”: album także ma na karku ćwierć wieku, a w Polsce jest wydany przez czwarte już z kolei wydawnictwo. Ponowna lektura pozwala jednak na zauważenie tego, co niegdyś umknęło lub zostało zapomniane. Przecież już tu zostało jasno powiedziane, że Thorgal jest potomkiem ludu zamieszkującego Atlantydę – choć ta nazwa akurat w tekście nie pada. O cóż się więc tak piekliłem w recenzji „Królestwa pod piaskiem”…?
‹Thorgal #2: Wyspa lodowych mórz›
‹Thorgal #2: Wyspa lodowych mórz›
Wydania najnowsze nie wnoszą nic nowego do dwudziestopięcioletniej już dziś opowieści. Może jedynie tytuł drugiej historyjki pierwszego albumu („Prawie raj…”, niegdyś „Rajska grota”), nieodmiennie wzbudzającej mieszane uczucia fanów, choćby z racji trudności umiejscowienia jej w chronologii zdarzeń. I poprawiony graficznie kadr z francuskim oryginalnie krzykiem Thorgala „BJORNIE NIE!” (pamiętne „BJÖRN NON!” z dużą ilością litery „o”) w „Wyspie lodowych mórz”.
Czyż trzeba przypominać fabułę tych ściśle za sobą związanych albumów? Oto w tragicznej dla niego chwili poznajemy buntowniczego młodzieńca, Thorgala, który ośmielił się zakochać (z wzajemnością) w księżniczce Wikingów, Aaricii. Skazany przez jej ojca, Gandalfa Szalonego na śmierć, zostaje uratowany przez tajemniczą rudowłosą kobietę, pragnącą zemsty… Zemsta udaje się połowicznie, Gandalf dożywa dnia ślubu młodych (wtedy jeszcze całkiem młodych) zakochanych. Dnia, w którym Aaricia zostaje uprowadzona przez dwa potężne orły. Na ratunek wyruszają narzeczony i brat panny młodej: cel pozostaje wspólny, ale czy zagrożenie zdoła zabliźnić narastającą przez wiele wcześniejszych lat niechęć?
I tylko wciąż szkoda ślicznej Władczyni trzech orłów…



Tytuł: Zdradzona czarodziejka
Tytuł oryginalny: La Magicienne trahie
Scenariusz: Jean Van Hamme
Rysunki: Grzegorz Rosiński
Wydawca: Egmont
Cykl: Thorgal
ISBN: 83-237-9114-7
Format: 48s. 215×290mm
Cena: 16,90
Data wydania: wrzesień 2004

Tytuł: Wyspa lodowych mórz
Tytuł oryginalny: L’île des mers gelées
Scenariusz: Jean Van Hamme
Rysunki: Grzegorz Rosiński
Wydawca: Egmont
Cykl: Thorgal
ISBN: 83-237-9182-1
Format: 48s. 215×290mm
Cena: 16,90
Data wydania: wrzesień 2004
powrót do indeksunastępna strona

115
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.