powrót do indeksunastępna strona

nr 4 (XLVI)
maj 2005

 Lucas powinien pójść na całość
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Jeden z wcześniejszych modeli hełmu – wielkie odstające uszy jednak nie znalazły uznania scenografów.
Jeden z wcześniejszych modeli hełmu – wielkie odstające uszy jednak nie znalazły uznania scenografów.
WK: Przyjdzie się nam chyba pogodzić z myślą, że „Zemsta Sithów” będzie głównie ucztą wizualną. Być może w tej warstwie mroku nie zabraknie, zaskoczeń fabularnych nie ma co oczekiwać. Zgadzam się jednak, że w Epizodzie III nie będzie zbyt wiele miejsca na ukazanie ewentualnych dalszych losów bohaterów drugoplanowych – może i lepiej, bo saga rozrosła by się ponad miarę wszelką. A ewentualny serial TV wzbudzi zapewne, przynajmniej wśród zatwardziałych fanów (przez duże F) takie same zainteresowanie, jak zalew pozycji książkowych mających w tytule „SW”. Mimo tego… gdzieś tam kołacze się we mnie nadzieja, że „Zemsta Sithów” faktycznie będzie tchnąć ową tytułową zemstą – mroczną i okrutną. Nie chciałbym wyjść z kina i powiedzieć – „O rany! Jaki Shi… Przepraszam – Sith”.
MCh: Ja natomiast w ogóle nie stawiałbym już tutaj granic przyzwoitości. Przeciwnie – po takim roztrwonieniu legendy chętnie zobaczyłbym wszystko co możliwe. Sequel w wersji filmu kukiełkowego, wersję pornograficzną („Look at the size of that thing!”), epizod odgrywany w całości przez teletubbisie, macdonaldowe hamburgery z Wookiego, bieliznę, którą Leia nosiła na planie, wodę kolońską a la Han Solo („synu, myślisz, że w kosmosie tak łatwo wziąć prysznic?”) itd. Lucas powinien pójść na całość.
KW: E tam. Pozostaw to epigonom – na pewno znajdzie się ktoś, kto zrealizuje Twe marzenia. Lucas niech jednak jakoś zamknie swą opowieść i udowodni, że nosił w sobie całość od 30 lat (z hakiem).
SCh: Nie ukrywam, że po Epizodach numer I i II moje oczekiwania nie są, wbrew pozorom, zbyt wygórowane. „Mroczne widmo” i „Atak klonów” tak zaniżyły poziom sagi, że nietrudno będzie Lucasowi przeskoczyć nad poprzeczką. Nie wiem, ja wielka musiałaby się wydarzyć tragedia, by tego nie dokonał. Przecież już poprzednie części stały się – przynajmniej dla mnie – swoistą autoparodią. Zaprzysięgli fani „Star Wars” mogą się na mnie obrazić, ale prawda jest taka, że na „Mrocznym widmie”… zasnąłem w kinie. I to podobno podczas mrożącej krew w żyłach sceny wyścigu, wzorowanej ponoć na wyścigu rydwanów z „Ben-Hura”. Na „Atak klonów” profilaktycznie do kina już nie poszedłem, więcej nawet – długo migałem się od obejrzenia tego filmu na wideo. Ugiąłem się dopiero przed dwoma miesiącami. I obejrzałem… pierwszy kwadrans, resztę zaś – prawie do końca – na podglądzie. I nie wydaje mi się, abym miał czego żałować.
Ewa Drab: Po zapoznaniu się z waszymi opiniami doszłam do wniosku, że najprawdopodobniej się wszyscy rozczarujemy. Oczywiście, wiem, że nic nowego Lucas w „Zemście Sithów” nie pokaże, ale podświadomie liczę na miłą niespodziankę. Rozum jednak mi przypomina o porażce, jaką jest nowa trylogia. Bo niestety, wprawdzie doceniam wszystkie starania Lucasa w epizodach I-II, ale nie odnalazłam w nich prawdziwej filmowej magii znanej z klasycznych „Gwiezdnych wojen”. Odstrasza mnie też ślepa wiara Lucasa w komputery i blue box, ponieważ wśród tych wszystkich technicznych i wizualnych atrakcji gubią się postacie, znika – jak słusznie stwierdziliście – unikalny klimat starszych odcinków. Poza tym, jeszcze coś innego niszczy nowe epizody w moich oczach: zwyczajny przesyt galaktycznymi historiami i klątwa kolejnych części. Brak świeżości i ciekawego nakreślenia motywów bohaterów wydają mi się grzechami głównymi ostatnich odcinków. W związku z tym na co mogę czekać przy okazji „Zemsty Sithów”? Żeby moje mroczne proroctwa nie były mroczniejsze od samego filmu? Mam małe wymagania: chciałabym nie zostać zbyt otumaniona wirtualnym chaosem, za bardzo nie zgrzytać zębami słuchając dialogów rodem z „Harlequina” i przy wyrzuceniu z pamięci na czas seansu klasycznej trylogii, po prostu nieźle się bawić.
Natalie Portman słucha muzyki w krótkiej chwili przerwy między ujęciami. Słuchawki to najnowszy krzyk mody.
Natalie Portman słucha muzyki w krótkiej chwili przerwy między ujęciami. Słuchawki to najnowszy krzyk mody.
Bartosz Sztybor: Oj, nie znacie potęgi ciemnej strony Mocy. Czy ten bogaty (bo przecież nie biedny) staruszek Lucas spłodził Wam stado bękartów, że tak go nienawidzicie? Jestem ogromnym fanem Gwiezdnej Sagi. Przygodę zacząłem od świetnej produkcji telewizyjnej „Ewoki – Bitwa o Endor” (leciała swego czasu na bijącym kablówkowe rekordy popularności Pro7). Wydałem majątek na komiksy, klocki Lego i gry (ma ktoś może „Shadows of the Empire”?). Ale ważne, że nie żałowałem. Nie żałowałem też tych kilku złotych wydanych na „Mroczne Widmo” (bilet kinowy, VHS, DVD). Epizod I z pewnością jest na niższym poziomie niż stara saga, ale bez przesady. Wyścig pod-racerów czy „Duel of Fates”, np. przy śmierci Qui-Gon Jinna nadal wspominam ze wzruszeniem. Natomiast „Atak Klonów” uważam za część równorzędną z Epizodami IV-VI (nie musicie nic mówić, czuję te zgniłe pomidory na twarzy). Wiem, że dla starszych ludzi nowe Gwiezdne Wojny powinny nawiązywać do filozofii egzystencjonalizmu, tak jak stare nawiązywały niby do Junga (Vader to Cień). Przykładowo: Anakin robi dwa bachory Amidali i zostawia ją z tobołkiem problemów. Film o bezrobotnej monarchini, to świetny materiał dla Loacha. Albo Palpatine – jako stary, bezzębny, ślepy na jedno oko gej z Płocka próbujący znaleźć swojego następcę w pedofilskim biznesie na Dworcu Centralnym (Almodovar lub w ostateczności Latkowski). Niczego po „Zemście Sithów” się nie spodziewam, bo wiem, że będzie najlepszą częścią serii. Już Kevin Smith pisał w jednej z pierwszych recenzji, że czuł się jak gnojek oglądający „Nową Nadzieję”…
KW: …Kevin Smith to ten facet od beznadziejnie nudnych filmów…
BS: …nudnych tylko dla starych pierników, którzy na oczy nie widzieli jakiegokolwiek komiksu i nie oglądali Gwiezdnych Wojen (albo w ostateczności Indiany Jonesa)…
KW: … w których Mark Hamill walczy wielkim gumowym penisem? No fakt, to on się zna… ;)
BS: Genialny pojedynek Anakina z Obi – Wanem („Kill Bill” nie dorasta) i świetna ostatnia scena, w której pojawia się analogowo-materiałowy (czyt.: nie komputerowy) niszczyciel z 77 roku, to tylko „marna” zajawka. George’a proszę o jedno – żeby Mace Windu i Tion Medon byli na ekranie dłużej niż 15 minut.
ED: To strzeliłeś! Wychodzi z tego, że my nie znamy się na „Gwiezdnych wojnach”, a Ty jedyny wierny fan rozumiesz Lucasa. Pniesz się w górę mojej czarnej listy, bo sagi nie traktowałam nigdy jako zwykły film, tylko jako zjawisko kulturowe. Wcale nie oczekuję zgłębiania filozofii, czy prześwietlania problemów społecznych u Lucasa. Jak zauważyłeś od tego są inni twórcy. Oczekuję atmosfery klasycznej trylogii, w czym nie jestem odosobniona, patrząc na wcześniejsze wypowiedzi. Tym bardziej szkoda, że nowe epizody nie posiadają tego kluczowego dla odbioru filmu elementu, bo Lucas miał kilka naprawdę dobrych pomysłów. Żal mi zwłaszcza postaci Qui-Gon Jinna w wykonaniu Liama Neesona. Tak właśnie wyobrażałam sobie mądrego mistrza Jedi, a jego śmierć to faktycznie piękna scena, tak jak cały pojedynek z Darthem Maulem. Co z tego skoro Lucas połączył wszystkie elementy w mało spójną całość? Wspaniałe sceny akcji straciły charakter przez wszechobecny komputer, postacie dotknęła sztuczność niektórych dialogów. Zawsze będę uwielbiać starą trylogię i czasem z przyjemnością oglądać nową, ale nigdy nie przyznam, że nowe odcinki mogą być postawione na równi ze starymi. „Zemsta Sithów” ma szansę jedynie stać się najlepszą częścią współczesnych „Gwiezdnych wojen”. Zauważyłam, że ostatnie filmy Lucasa są napiętnowane symbolem dzisiejszego kina komercyjnego. Świetnie ogląda się je w kinie, ale przy ponownym oglądaniu zauważa wady. Widać w nich też cechy gier komputerowych, o czym już wspomniał Konrad Wągrowski w „Cinemie”. Nie można takich zjawisk nie zauważyć, działających zresztą na niekorzyść twórczości Lucasa. No i dałam się sprowokować….:)
Kto, do cholery, rzucił tu tę skórkę od banana!?
Kto, do cholery, rzucił tu tę skórkę od banana!?
SCh: Problem Lucasa i nas wszystkich polega na tym, że od „Gwiezdnych wojen” nie oczekujemy tylko zabawy i błazenady. Nie chcemy podświadomie zgodzić się na to, że w ciągu prawie trzydziestu lat, jakie minęły od premiery pierwszej części Starej Trylogii, zmienił się świat wokół nas i – przede wszystkim – zmieniła się publiczność. Może należałoby – choć z wielkim bólem – przyznać, że „Zemsta Sithów” (jak i cała Nowa Trylogia) to nie jest film adresowany do ludzi w średnim wieku, ale nastolatków, którymi my byliśmy, kiedy na ekranach polskich kin królowało „Imperium kontratakuje”… Jakkolwiek szowinistycznie to zabrzmi: może każde pokolenie ma takie „Gwiezdne wojny”, na jakie zasłużyło?…
MRW: Ależ skąd! Ja oczekuję tylko zabawy – mają dużo latać, strzelać się i bić na miecze. To jest główny problem z odbiorem Gwiezdnej Sagi – kino rozrywkowe udające coś więcej, a wszystko przez to jedajowe-orientalno-mistyczne mambo-jambo i Freuda (każdy skrycie marzy, żeby zabić ojca i przespać się z siostrą). Przyłapałem się na tym, że nie odczuwam chęci, by co jakiś czas wracać do Sagi, co czynię chętnie z „Powrotem do przyszłości” – produktem tych samych brodatych kolesi, od samego początku uczciwie jednak nastawionym na bezkompromisową zabawę!
BS: To nie jest żaden problem Lucasa, tylko ludzi, którzy po trzydziestu latach zaczęli inaczej definiować zabawę, błazenadę i kino komercyjne. Dlaczego współczesna trylogia nie ma klimatu? Co miał tamten C-3PO, czego nie ma dzisiejszy? Dlaczego wspaniałe sceny akcji straciły charakter? Bo pojawił się fajtłapowaty i dla milionów żałosny Jar-Jar? Bo Lucas „sprzedawczyk” zaczął używać tych perfidnych maszyn zwanych komputerami? Gdyby miał dawniej dostęp do dzisiejszych technologii, to Yody nie poznalibyśmy nigdy jako kukiełki. Szczerze mówiąc, to Epizody IV-VI były bardziej komercyjne niż te aktualne. No bo przecież Lucas, powiedzmy sobie szczerze, nie musi robić Gwiezdnych Wojen dla kasy. A w 1977 to był raczej jego główny priorytet. Ja bynajmniej nie wierzę w wizję młodego idealisty George’a robiącego film, w celach artystycznych, o włochatych potworach, kolorowych mieczach, kolesiach w błyszczących trykotach i ogromnym jaju niszczącym planety. Bo tak naprawdę nie ma filmów niekomercyjnych. Pokażcie mi głupka, który wykłada ogromne sumy na produkcję i nie liczy na zysk. A właśnie, żeby było jasne. Nie znacie się na Gwiezdnych Wojnach, a ja (jedyny wierny fan) rozumiem Lucasa. Czyżbym wspiął się na szczyt czarnej listy?
Gody wśród Wookiech polegają na – delikatym i ostrożnym – sprawdzaniu jakiej płci jest drugi osobnik.
Gody wśród Wookiech polegają na – delikatym i ostrożnym – sprawdzaniu jakiej płci jest drugi osobnik.
KW: Oczywiście, że Lucas w 1977 chciał zrobić kasę – i nawet wiedział dokładnie ile chce zarobić – tyle ile przynosił przeciętny film Disneya (ostatecznie zarobił chyba 100 razy więcej, ale to już drobiazg). Oczywiście, że obecnie też chce robić kasę – inaczej nie pozwalałby na produkowanie tylu głupawych książek i komiksów. Oczywiście, że kiedyś też wrzucał do filmów elementy mające załatwić łatwą kasę – comic relief w postaci mechanicznego Flipa i Flapa, galerie obcych do kolekcjonowania w postaci zabawek, pluszowe przytulanki dla dzieci na Endor. Problem w tym, że przez te 25 lat bardzo mu się stępił gust i w nowych filmach zatracił proporcje, napychając je zabawkami, rozśmieszaczami skierowanymi do małych dzieci, a scenariusz pisząc w oparciu o fabuły gier komputerowych. Lucas nie zmienił podejścia – stracił tylko wyczucie.
Ale zbliżajmy się powoli do końca, bo premiera nas już goni. Podsumowując – większość chce żeby było mrocznie, ale część się obawia, że nie będzie wystarczająco. Wszyscy się spodziewamy, że będzie efektownie. Bartkowi i tak się spodoba, a Michałowi i tak nie spodoba, chyba, że Lucas albo pojedzie w absurd totalny, albo da materiał do analizy swym psychoanalitykom.
A ja, już serio, powiem czego bym chciał. Wzruszyć się. Nie ma się co śmiać – ja się łatwo wzruszam na produkcjach rozrywkowych. Oglądając stare „Gwiezdne wojny” wzruszam się zawsze: podczas ataku na pierwszą Gwiazdę Śmierci, podczas szkolenia na Dagobah, gdy Yoda rozmawia z Benem i gdy Luke wychodzi z jaskini, podczas „ja jestem twoim ojcem”, podczas ostatecznego pojedynku Luke’a i Vadera. Za każdym razem. Ani razu mi się to natomiast nie zdarzyło przy części pierwszej i drugiej. Czas to nadrobić.



Tytuł: Gwiezdne wojny: część III - Zemsta Sithów
Tytuł oryginalny: Star Wars: Episode III - Revenge of the Sith
Reżyseria: George Lucas
Zdjęcia: David Tattersall
Scenariusz: George Lucas
Obsada: Ewan McGregor, Hayden Christensen, Natalie Portman, Ian McDiarmid, Samuel L. Jackson, Christopher Lee, Frank Oz, Jimmy Smits, Ahmed Best, Anthony Daniels, Kenny Baker, Peter Mayhew, Keisha Castle-Hughes, Temuera Morrison, George Lucas
Muzyka: John Williams
Rok produkcji: 2005
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: CinePix
Cykl: Gwiezdne wojny
Data premiery: 19 maja 2005
Czas projekcji: 140 min.
WWW: Strona
Gatunek: SF
powrót do indeksunastępna strona

7
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.