powrót do indeksunastępna strona

nr 4 (XLVI)
maj 2005

 Daleko od domu
ciąg dalszy z poprzedniej strony
• • •
Transportowiec był jeszcze pusty – wyznaczony półgodzinny czas miał upłynąć dopiero za kilkanaście minut. Nessie weszła do pierwszej z brzegu kabiny, usiadła na koi i przetarła twarz dłońmi. Przez chwilę siedziała nieruchomo, podpierając czoło rękami.
– Martwię się o Obi-Wana – wyjaśniła Luke’owi, który patrzył na nią z przerażeniem, ale najwyraźniej nie miał odwagi o nic pytać. Następnie w kilku słowach wyjaśniła mu przyczyny wysiedlenia bazy.
– To co będziemy teraz robić? – spytał.
– Odpocznij trochę.
– Nie jestem zmęczony.
Przez twarz Nessie przemknął cień uśmiechu: Qui-Gon w takiej sytuacji zafundowałby padawanowi taką gimnastykę, że ten od razu miałby po czym odpoczywać. Kabina jednak była na to za ciasna, a trening na korytarzu ryzykowny; poza tym na wszelki wypadek wolała pozostać w ukryciu, dopóki nie znajdą się w bezpiecznej odległości od żołnierzy Imperium.
– No to poćwiczysz sobie używanie Mocy – rozejrzała się po kajucie. Wyglądało na to, że statek został przygotowany do drogi w pośpiechu, być może zarekwirowany – brakowało podstawowego wyposażenia, jak jednorazowa pościel i ręczniki, na stoliku nie było standardowych plastikowych kubków z logo przewoźnika. Otoczenie nie przedstawiało wielu możliwości, wyciągnęła więc z kieszeni garść monet i położyła je na wolnym kawałku podłogi. Sama przysiadła obok, gestem wskazując małemu, żeby zrobił to samo.
– Na początek zaczniemy od poruszania przedmiotów za pomocą Mocy. O co chodzi? – spytała, gdy Luke zachichotał.
– No, wiesz, hi hi… za pomocą Mocy. Śmiesznie to brzmi.
– Dobrze: przy użyciu Mocy – skinęła lekko dłonią i jedna z monet uniosła się w powietrze, zawisając na wysokości otwierających się coraz szerzej oczu Luke’a. Po chwili dołączyły do niej następne. Zawirowały w koło, po czym ułożyły się w zgrabny stosik. Chłopiec wydał z siebie głośne „Hyy!…” – Nessie nie mogła powstrzymać uśmiechu, choć wiedziała, że Luke po raz pierwszy jest świadkiem telekinezy.
– Oczywiście, można to zrobić bez poruszania ręką, ale gesty pomagają, zwłaszcza na początku. Teraz będziesz próbował podnieść jedną monetę. Pamiętasz ćwiczenia przygotowujące?
Chłopiec kiwnął głową, po czym z uroczystą miną wyprostował się, kładąc otwarte dłonie na kolanach, przymknął oczy i wykonał kilka głębokich oddechów.
– Dobrze. Teraz skoncentruj się. Staraj się wyczuć Moc, która cię otacza i przenika, a potem wyciągnij rękę i wyobraź sobie, że chcesz chwycić monetę – Nessie miała wrażenie, że jest to bardzo niewystarczające tłumaczenie, ale jak wyjaśnić coś, co było dla niej tak naturalne, jak oddychanie?
– Tylko tyle?
– Tylko tyle, ale jak ci się uda za pierwszym razem, to powiem, że aż tyle. No, spróbuj…
• • •
Wibracja ścian dała wreszcie znak, że startują. Nessie zastanawiała się, czy na statku zostanie podany jakiś posiłek – lot na Tangrene mógł potrwać nawet kilkadziesiąt godzin. Na razie wytrwale katowała Luke’a treningiem, żeby zabić czas i nie pozwolić małemu myśleć o śmierci Larsów.
– Głodny jestem – stwierdził w końcu po którejś z kolei bezskutecznej próbie podniesienia Mocą dziesięciokredytowej monety.
– Ja też. Chodźmy poszukać jakiejś kantyny.
Chłopiec wyraźnie poweselał.
– A już myślałem, że mi powiesz, że muszę teraz poćwiczyć odporność na głód.
– To następnym razem – uśmiechnęła się Nessie, zgarniając rozsypane drobne. – Teraz jesteśmy w podróży, nie wiadomo, jak długo jeszcze, więc trzeba jeść, kiedy jest okazja.
– A ty ile możesz wytrzymać bez jedzenia? – zainteresował się Luke.
– Kilka dni… wiesz, jakoś nigdy nie liczyłam dokładnie. Jeżeli nie było czasu na jedzenie, to na ogół miałam ważniejsze sprawy na głowie, niż zapamiętywanie rekordów.
– To znaczy jakie?
– Na przykład zachowanie życia.


Wyszli na korytarz, zauważając przy okazji, że zagracony jest poukładanymi wzdłuż ścian pudłami i skrzynkami – niektórym z pasażerów najwyraźniej udało się zabrać sporo dobytku, który nie zmieścił się w ciasnych kabinach. Kilka razy minęli pogrążone w rozmowie grupki ludzi; niektóre z kobiet miały na twarzach ślady łez. Atmosfera strachu i bezradnej wściekłości sprawiała, że Nessie było niemal duszno.
Kuchnia, podobnie jak reszta statku, była zupełnie nieprzygotowana do drogi: serwowano tylko wodniste, pozbawione smaku warzywa z mrożonki. Nessie i Luke zamówili po talerzu; jedli powoli, bo żadne z nich nie miało ochoty wracać do ciasnej kabiny. Nessie starała się odpędzić irracjonalne uczucie, że nie powinni zostawać zbyt długo na widoku.
Chyba się zaraziłam złymi przeczuciami od Obi-Wana. Uśmiechnęła się krzywo pod nosem na tę myśl, na wszelki wypadek jednak skoncentrowała się, aby wyczuć Mocą ewentualne wrogie zamiary w otoczeniu. Wszystko było w najlepszym porządku.
Byli już w drodze powrotnej do swojej kabiny, kiedy statkiem targnął nagły wstrząs, powodując łoskot przewracających się skrzynek i okrzyki. Drzwi kabin otwierały się, na korytarz wyglądali zaniepokojeni ludzie.
– Co się stało? – Luke pociągnął Nessie za rękaw i niby przypadkiem nie puścił go, przysunąwszy się do jej boku.
– Wyszliśmy z nadprzestrzeni, ale chyba w niekontrolowany sposób. – Nessie zmarszczyła brwi. – Jakaś awaria?…
Głośniki milczały. Tłumek zdenerwowanych pasażerów gęstniał, pytania i okrzyki krzyżowały się ze wszystkich stron. Nessie rozejrzała się i podjęła decyzję.
– Idziemy – rzuciła okiem na wywieszony obok windy plan statku. Windy nie działały, co nie zdziwiło jej specjalnie. Szarpnięciem odsunęła blokadę umieszczonego obok nich przejścia ewakuacyjnego i wbiegła po kręconych schodkach w wąskim szybie. Luke deptał jej po piętach bez słowa.
Na poziomie sterowni wszystko wyglądało tak samo, oprócz tego, że największy tłum kłębił się pod zamkniętymi drzwiami z tabliczką „Wstęp tylko dla personelu”. Nessie powstrzymała odruch rozgarnięcia ciżby i wejścia przez te drzwi. Za Republiki miałaby do tego prawo, skoro sytuacja wyraźnie wskazywała na stan zagrożenia. Teraz naturalne dla rycerza Jedi dążenie do opanowania sytuacji mogło ją zdradzić.
– Co jest? No kurde, niech ktoś coś wyjaśni!! Dlaczego wyszliśmy z nadprzestrzeni? – jakiś bardziej krewki Twi’lek zabębnił pięścią w drzwi. Jakby w odpowiedzi na ten okrzyk głośnik pokładowy zatrzeszczał i rozległy się słowa:
– Mówi wasz kapitan. Przed chwilą wyszliśmy z nadprzestrzeni na skutek nieprzewidzianych okoliczności. Proszę zachować spokój i pozostać na swoich miejscach.
Twi’lek mruknął „Ale mi wyjaśnienie…”, ale zaprzestał dobijania się do drzwi. Pasażerowie na chwilę ucichli, oczekując dalszego ciągu komunikatu, zaraz jednak gwar rozległ się na nowo. Mimo to wyczulone zmysły Jedi odebrały lekki szczęk, jaki zwykle towarzyszy dokowaniu. Nad przeznaczonym dla załogi wejściem z zewnątrz zapaliła się lampka oznaczająca połączenie dwóch statków.
Imperium? Nessie poczuła, że ogarnia ją nagły chłód. Luke chyba wyczuł jej zdenerwowanie, bo chwycił ją za rękę i przysunął się bliżej, szukając otuchy. Przygarnęła go machinalnie, koncentrując uwagę na drzwiach, nad którymi właśnie zapaliła się kolejna kontrolka, informująca, że hermetyzacja śluzy została zakończona i można otworzyć wejście. Nessie sięgnęła Mocą do stojących za drzwiami istot i bardzo jej się nie podobało to, co wyczuła…
Pancerne drzwi rozsunęły się z cichym „puff” i do korytarza wtargnęło pięciu uzbrojonych mężczyzn; pasażerowie cofnęli się gwałtownie, omal nie tratując się nawzajem, napastnicy sprawnie rozstawili się półkolem, biorąc wszystkich na muszkę. Jeden był Zabrakiem, jeden Bothaninem, reszta ludźmi.
Idący na czele gruby, rudy brodacz w maskującym ubraniu groźnie machnął miotaczem.
– Kto z was jest dowó… Zaraz, co, do cholery?!… Statek pasażerski? Ty kretynie!! – ryknął do jednego ze swoich wspólników. – Miały być podzespoły! …Dobra, nieważne – przerwał sam sobie, szybko dostosowując się do sytuacji. – Przejmujemy ten wrak.
Dwoma krokami podszedł do stłoczonej grupki pasażerów i szarpnięciem wyciągnął z niej pierwszą z brzegu kobietę. Przyciągnął ją do siebie, przystawiając jej miotacz do głowy.
– Otwierać, mamy zakładników! – wrzasnął w stronę kamery umieszczonej nad wejściem do sterowni. – No, już!!
Drzwi otworzyły się i stanął w nich szczupły, siwiejący mężczyzna w mundurze kapitana linii pasażerskich. Rudobrody odepchnął kobietę, aż upadła na podłogę i wycelował miotacz w kapitana.
– Dobra, od tej chwili ta kupa złomu jest nasza! Każ zmienić kurs na… – obejrzał się na kumpla. – Al, podaj mu koordynaty…
Nessie zrozumiała, że jeżeli chce coś zrobić, musi zacząć działać teraz. Kiedy napastnicy się rozproszą, w pojedynkę sobie z nimi nie poradzi.
Nie mogę użyć miecza, bo mnie to zdemaskuje. Szkoda. Ale w końcu to nie miecz czyni ze mnie rycerza Jedi…
Spojrzała w dół, nieznacznym ruchem głowy nakazując Luke’owi schować się za pasażerów. Rozpuściła kucyk, zrobiła minę słodkiej blondynki i wybiegła do przodu.
– Ale my musimy lecieć na Tangrene! – zaszczebiotała. – Nie mogą panowie najpierw nas tam zawieźć?
Piraci najpierw zamarli, gapiąc się na nią, a potem ryknęli śmiechem. Ich dowódca przerzucił miotacz do lewej ręki, prawą złapał Nessie za nadgarstek.
– A co, lalunia, nie podoba ci się nasze towarzystwo? – zamruczał niskim głosem, przyciągając ją do siebie z wyraźnym zamiarem pocałowania w usta. Nie zauważył, że dziewczyna postawiła swoją prawą nogę za jego…
Wspomagany Mocą rzut przez biodro i rudy poleciał w lewo, obalając dwóch swoich kamratów. Trzeci, stojący z prawej, wymierzył w Nessie z pistoletu igłowego, ale kopnięcie w łokieć wytrąciło mu broń. Miotacz stojącego z tyłu Zabraka plunął ogniem, Nessie padła na podłogę, przetoczyła się, zgarniając po drodze igłownik, którego właściciel na zmianę klął i wrzeszczał z bólu, trzymając się za wyłamaną rękę. Wstając cisnęła pistoletem w głowę Zabraka – próbował się uchylić, ale kolba trafiła go w skroń i zatoczył się. Nessie z wyskoku kopnęła w głowę zbierającego się z podłogi rudego, kiedy padał, wyrwała mu broń i błyskawicznie przestawiwszy na ogłuszanie strzeliła kolejno do każdego z bandytów.
Pięć nieprzytomnych ciał zwaliło się na podłogę. Nessie natychmiast weszła w rolę ochroniarza-zawodowca: bezczelne spojrzenie, nonszalancka poza z ręką podpartą pod bok, uśmieszek pod tytułem „Dobra robota!”. Wszystko, byle wywołać wrażenie jak najdalsze od rycerza Jedi. Ostry ton i nieco prostacki akcent powinny dopełnić reszty.
– Kapitanie, pan ich każe gdzieś zamknąć, dobra? – trąciła rudobrodego czubkiem buta. Luke wyrwał się spośród ludzi, chcąc do niej podbiec, wyprężyła palce opuszczonej ręki i chłopiec odepchnięty Mocą zatrzymał się, jakby wpadł na niewidzialną ścianę.
Ktoś zaklaskał niepewnie, dołączyli do niego inni. Nessie żartobliwie zasalutowała lufą miotacza, uśmiechnęła się i machnęła dłonią w geście „A, dajcie już spokój”. Na rozkaz kapitana dwóch członków załogi zaczęło odciągać ogłuszonych piratów w stronę izolatki, która czasami na statkach pełniła rolę aresztu pokładowego. Kilku mężczyzn spośród pasażerów przyłączyło się do pomocy, reszta ludzi cisnęła się do Nessie z gratulacjami.
– Ale piękna akcja!…
– Dziękujemy! Uratowała pani wszystkich!
– Walczy pani jak Jedi! – wyrwał się jakiś nastolatek. Nessie roześmiała się głośno, żeby wszyscy usłyszeli.
– Też pomysł! Jestem ochroniarzem i to, nie chwaląc się, z licencją drugiego stopnia. Może ktoś potrzebuje obstawy, bo mi się kontrakt kończy za dwa tygodnie?
Luke na szczęście trzymał się z tyłu, zrozumiawszy, że ma na razie nie podchodzić. Nessie rzuciła okiem na kontrolki nad drzwiami. Świecił się sygnał hermetyzacji śluzy, a kiedy się skupiła, wyczuła lekkie drżenie towarzyszące uruchamianiu silników manewrowych. Najwyraźniej kapitan postanowił rozłączyć statki nie czekając, aż nadejdzie reszta bandy.
– …ale w jaki sposób wyciągnęli nas z nadprzestrzeni? – drobna, zasuszona kobieta miała zagubione spojrzenie kogoś, kto latami nie wysuwał nosa poza swoje laboratorium. Stojący obok mężczyzna o wyglądzie urzędnika zaczął jej wyjaśniać:
– Najprawdopodobniej przyholowali na naszą trasę asteroidę, odpowiednio dużą, aby rzuciła cień grawitacyjny. Oddziałujące w ten sposób siły były wystarczające, aby…
Nessie, która z profesjonalnym uśmiechem przyjmowała uściski dłoni i poklepywania po plecach, ten dialog uświadomił, że statek nie wszedł z powrotem w nadprzestrzeń. Przy kontrolowanym manewrze kompensatory ciążenia niemal do zera niwelowały towarzyszące temu szarpnięcie, ona jednak, jako Jedi i doświadczony pilot, i tak by je wyczuła. Co zatem się działo?…
Rzuciła jakiś żarcik w odpowiedzi na kolejne gratulacje i przepchnęła się przez otaczający ją tłum, który na szczęście zaczynał rzednąć, rozpadając się na dyskutujące grupki.
– Szefie, czego nie skaczemy w nadświetlną? Zepsuło się coś? – zawołała do wchodzącego właśnie do sterowni kapitana. Zatrzymał się w drzwiach.
– Nie, silniki działają. Ale kiedy wyrwali nas z nadprzestrzeni, automatyczny system alarmowy nadał wezwanie o pomoc i właśnie dostaliśmy wiadomość z najbliższego garnizonu imperialnego, że już do nas lecą. Teraz musimy zaczekać, takie obowiązują procedury.
– Aha – powiedziała obojętnie, chociaż nerwy spięły jej się na samo słowo „Imperium”. Nie pokazując po sobie zaniepokojenia zawróciła w stronę działającej już windy, rozglądając się za Lukiem. Stał w miejscu, w którym mogła go od razu zauważyć, mądry dzieciak. Spojrzeniem dała mu znak, żeby wsiadł do windy, weszła za nim, wywijając się ostatnim, którzy chcieli jej pogratulować sprawnej akcji.
Może uda nam się dotrzeć do naszej kabiny, zanim wieść się rozniesie po wszystkich poziomach. I jeszcze tylko imperialnych tu brakowało… No nic, będzie dobrze. Na pewno będzie dobrze.
Kiedy zamknęły się za nimi drzwi do kabiny, z ulgą usiadła na koi, przeczesała dłonią włosy. Walka zmęczyła ją bardziej, niż zrobiłby to pojedynek na miecze – używanie Mocy w tak subtelny sposób, aby dla postronnych wyglądało to jak zręczność lub szczęśliwy przypadek, wymagało ogromnej koncentracji.
– Dzięki, Luke, że trzymałeś się z tyłu, jak kazałam – uświadomiła sobie, że nadal mówi na sposób „ochroniarski”, więc zmiękczyła głos. – Dziękuję. To bardzo ważne, żeby się za bardzo nie rzucało ludziom w oczy, że jesteśmy razem.
– Przecież i tak nas zobaczą.
– Tak, ale kiedy ja jestem w centrum uwagi, to lepiej, żebyś ty nie był. Na wszelki wypadek.
Luke kiwnął głową i wiedziała, że on naprawdę rozumie, a nie tylko przytakuje na odczepnego. Mądry dzieciak. Uśmiechnęła się do niego i potargała mu włosy. Mruknął protestująco i otrząsnął się.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

13
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.