Oto pierwsza z rozmów, które będziemy przeprowadzać z osobami związanymi z komiksem lub nie. Dyskusje będą dotyczyć jednego „zadanego do przeczytania” komiksu. Na pierwszy temat analizy został wybrany tytuł „Blankets” autorstwa Craiga Thompsona.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Do rozważań na temat „Blankets” zaprosiliśmy Tomasza Guta, doktoranta w Katedrze Literatury Poromantycznej UŚ. Zajmuje się filozoficznymi teoriami tekstu literackiego. Jest fanem Derridy. Daniel Gizicki: Komiks „Blankets” Craiga Thompsona zdobył w roku wydania wiele nagród w Stanach Zjednoczonych... Tomasz Gut: ...czyli w roku 2003. DG: Tak. Należy do gatunku komiksu obyczajowego. Został wydany przez wydawnictwo Top Shelf, publikujące komiksy, mające być alternatywą dla nurtu komiksów superbohaterskich. „Blankets” to jednak komiks niezwykły, między innymi dlatego, że jest potężną objętościowo autobiografią, ale również dzięki zawartemu w nim ogromnemu ładunkowi emocjonalnemu. Sama konstrukcja komiksu — podzielonego na rozdziały dodatkowo poszatkowane retrospekcjami wprowadzającymi ogólne zamieszanie w chronologii historii — jest niezwykła. Tomasz Kontny: Niezwykłe jest przede wszystkim to, że człowiek, który to napisał, tak bardzo pozwala na poznanie swoich przeżyć i swojego toku myślenia. Jest to autobiografia, która dotyka rzeczy zwykle pomijanych albo przedstawianych w sposób delikatniejszy, nie tak otwarty. A Thompson swoją pierwszą miłość rozkłada właściwie na czynniki pierwsze. DG: Chyba nie tylko pierwszą miłość, ale również schemat amerykańskiej zaściankowej rodziny, którą rządzą pewne schematy... TK: Przede wszystkim skupienie wokół religii... DG: ...rodziny, która ma stanowić pewną jedność... TK: ...co okazuje się być jednak fałszem, bo przecież wszystko tu rozpada się od wewnątrz, a tak naprawdę rodzina jest jedynie powłoczką, mającą pokazać, że wszystko jest na właściwym miejscu, dodatkowo spajane przez religię. TG: Natomiast moje pierwsze odczucie to — tu zgadzam się — że jest to komiks obyczajowy. Drugie: na jakiej podstawie możemy mówić, że jest to autobiografia? Na podstawie podobieństwa autora do postaci głównego bohatera, co potwierdza zamieszczone zdjęcie. Czyli podobieństwo wizualne. Jest też to samo imię. Natomiast nie znamy do końca pełnej biografii autora, żeby mówić, że to jest autobiografia. Czy przypadkiem w komiksie nie jest zawarte coś więcej? DG: Albo czy nie ma takich dopowiedzeń, które mają sprawić, że coś będzie ładniej wyglądało. Z tego co wiem, sporo faktów ukazanych w komiksie jest prawdziwymi przeżyciami autora, choćby dlatego, że próbowano dociekać, czy po publikacji komiksu Raina nawiązała jakiś kontakt z Thompsonem. Ale skoro już padło imię Raina — ta postać jest bardzo ważna. Trzeba się jednak zastanowić, czy nie jest ona idealizowana albo w pewnym stopniu demonizowana przez autora.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
TG: Jest na pewno idealizowana, dlatego że jest to jego pierwsza miłość. Ale dlaczego jest demonizowana? Być może dlatego, że model, w jakim główny bohater się wychował, to model rodziny chrześcijańskiej, zresztą odłamu baptystycznego. W momencie, gdy w jednej ze scen rodzice Craiga znajdują jego rysunki gołej pani, pytają się go — jaki jest wtedy Jezus? I odpowiadają — smutny. Potem w domu Rainy mamy przejście od rysunku nagiej kobiety do postaci Rainy i być może dlatego jest demonizowana. Kobieta jako zło w chrześcijaństwie tutaj funkcjonuje. Kobieta jest tym — to chyba twierdzenie św. Augustyna — co sprowadza mężczyznę na złą drogę. Kobieta jako źródło grzechu, jako istota niższa. TK: Tu w ogóle jest dużo biblijnych odwołań, z tego, co pamiętam, jest też takie: Craig mówi, że dobrze, że Adam i Ewa zostali wygnani z raju razem, a Ewa nie została wygnana osobno, żeby tę winę rozłożyć pomiędzy te dwie „pierwsze” postacie. Ja jednak nie zgodzę się z tym, że Raina jest demonizowana. Jest inaczej — Craig po prostu nie wie, co się będzie działo między nimi, a jednak się tego boi i to demonizuje, nie samą kobietę, ale możliwość fizycznego zbliżenia. TG: Do tego dochodzi opis masturbacji... DG: Czyli można uznać, że kobieta sprowadza mężczyznę na drogę grzechu, bo tutaj właśnie tak masturbacja jest pojmowana. Co ciekawe, w samej konstrukcji komiksu — zaraz po tym, jak Craig wraca do domu od Rainy — ona już, będąc cały czas obecną w życiu bohatera, nie pojawia się na planszach ani razu w całej swej fizyczności. To wydaje się być ciekawym zabiegiem, tak jakby autor chciał powiedzieć, że to jego autobiografia i koncentruje się na sobie, na swoich odczuciach. TG: Na tym, co wspomina, i na tym, co widzi. DG: To pozwala mu pokazywać wszystko ze swojego punktu widzenia, bez zastanowienia, jak może to być odbierane przez inne postacie. TK: A może ugryźmy temat z innej strony. W komiksie są dwie sceny, gdy Craig pali swoje rzeczy. Raz, gdy jest małym chłopcem i chce zostać ministrantem, a potem, gdy pali rzeczy od Rainy. Być może po to są te sceny, żeby mógł sobie przypomnieć, co się wtedy między nimi działo. On już nie ma tego dowodów, oprócz koca zamkniętego w cubby hole, którego boi się wyciągnąć. TG: Idąc dalej tym tropem, palenie tych przedmiotów za pierwszym razem jest wytłumaczone jako spalenie swoich wspomnień, odcięcie się od tego, co było. Żeby stać się kimś nowym, musisz spalić swoje wspomnienia, musisz je przekroczyć. I to jest pokazywane za pomocą metafory — gestu spalania. DG: I tu dochodzimy do problemu — czym tak naprawdę był dla głównego bohatera związek z Rainą? W momencie, w którym Craig zaczyna swój „romans” z tą dziewczyną, ma w swoim życiu wreszcie wszystko poukładane. Natomiast pojawienie się Rainy burzy ten porządek. Ona powoduje jego introspekcję, on dopiero przez nią zaczyna się zastanawiać nad zdarzeniami ze swojej przeszłości. TG: Pierwszy rozdział zaczyna się od obrazu dzieciństwa Craiga, w tym samym rozdziale jest on jednak też przedstawiony jako nastolatek. I ta struktura powtarza się w kolejnych rozdziałach. Ale na początku główny bohater mówi swojemu bratu, że gdy ten pójdzie do szkoły, będzie bity i w ogóle strasznie samotny. Do tego dochodzi kwestia wiary, religii. Religia mu tłumaczy, że został wybrany, a osoby, które go biją w szkole, to są osoby spoza wybranych przez Boga. Gdy trafia na obóz dla baptystów...  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
TK: Odrzucenie było jeszcze gorsze, bo odrzucali go ci „swoi”. TG: Właśnie. I tu rodzi się pytanie — dlaczego, skoro ja jestem wybrany, inni wybrani są lepsi ode mnie? Dlaczego mają więcej pieniędzy, dlaczego są silniejsi? Być może to ze mną coś nie jest w porządku. I gdy spotyka Rainę, to już się waha. Dlaczego jest zawsze gorszy? Dlaczego jest „loserem”? Bo przecież postać głównego bohatera to tak naprawdę „loser”. Tym bardziej że na kartach komiksu jest przedstawiona subkultura grunge’u z początku lat 90. TK: I tu jest właśnie poszukiwanie drogi. Raina i ci dwaj kolesie na obozie (którzy są jednak zbyt radykalni dla Craiga), to także outsiderzy. Tak jak Craig. TG: I tu jest połączenie dwóch różnych światów. Bohater jest wychowany w rodzinie baptystycznej, gdzie narkotyki są złe, alkohol jest zły i kobiety są złe. I nagle Craig spotyka Rainę, która bądź co bądź jest kobietą, i zakochują się w sobie; spotyka też tych kolesiów, którzy są kumplami Rainy i palą trawę. I wtedy nie wie, co ma robić. DG: Właśnie. Oni mają zarówno inne podejście do cielesności, jak i w jakiś sposób pojmowanej moralności. Craig jest bardzo konserwatywny, pełen zahamowań i wewnętrznych ograniczeń, których oni nie mają. Dopiero zderzenie z ich światopoglądem — czy tylko zachowaniem — otwiera Craigowi oczy, że jest też coś oprócz schematów myślowych i schematów zachowania, według których on został wychowany. TG: Tak, ale on się przed tym bardzo broni. Odmawia palenia trawy, a gdy jest już u Rainy i idą razem na imprezę, to tam alkohol piją wszyscy oprócz Craiga. On do momentu rozstania z Rainą jest wierny tym ideałom, w których został wychowany. Dopiero na samym końcu, gdy okazało się, że mu nie wyszło z Rainą i przenosi się do dużego miasta, pokazane jest, jak pije alkohol i ogląda się za dziewczynami. To faktyczne przełamanie nastąpiło o wiele później. TK: Co ciekawe, wracając jeszcze do tej imprezy, grunge’owe bycie radykałem jest popularne. DG: Czyli można powiedzieć, że dochodzimy do punktu, który staje się charakterystyką tego pokolenia lat 90. w Stanach. Pokolenia, które słucha Nirvany i Soundgarden, ucieleśniającego wzorzec amerykańskiego zbuntowanego nastolatka stającego w opozycji do modelu prezentowanego przez telewizyjne seriale typu „Beverly Hills 90210”. Zaczynając nowy wątek, spójrzmy na konstrukcję formalną tego komiksu. Dużo się mówi, że wykorzystuje bardzo wiele możliwości, jakie drzemią w gatunku. Jeśli mówimy o samych retrospekcjach, warto zwrócić uwagę, że im bardziej odległe fakty, tym mniej dokładnie narysowane i opowiedziane. TK: Nie zgadzam się. TG: Ale za tym, co Daniel powiedział, może przemawiać ta sytuacja, kiedy przychodzi do nich opiekun. Te sceny są bardzo niejasne i tak do końca nie wiadomo, co się dzieje. TK: Ale może jest tak, że autor wiedział, że jego brat będzie na pewno czytał „Blankets”. To jest dla nich traumatyczne wydarzenie. Nie wiadomo, czy zostali wykorzystani seksualnie czy też skończyło się na czymś innym, na pewno niedobrym. Być może Thompson nie chciał wypuszczać tego „demona”. Po co się z czymś takim objawiać? Ten człowiek, który był ich opiekunem, też żyje. To by uderzyło w parę osób.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
DG: Widać tu pewną wewnętrzną cenzurę. Są rzeczy, które w tym typie komiksu — szczególnie w taki sposób, w jaki wydaje się rozumieć Thompson — nie powinny być pokazywane. TG: Ale z drugiej strony jest to pokazane. Nie dosłownie, nie ma obrazu cielesnego gwałtu, ale jest pokazane obmacywanie. Jest też taki obrazek, na którym ten opiekun spada do poziomu demonów. W momencie, gdy jest zbliżenie Craiga z Rainą, znów jest płaszczyzna horyzontalna, nie wertykalna, jak w większej części tego komiksu. W tych punktach, gdy dzieje się coś ważnego, jest taki rysunek — szczyt jest nacechowany pozytywnie, a na dole są demony. Craig jest pomiędzy, cały czas się waha. DG: Waha się pomiędzy niebem a piekłem, pomiędzy dobrem a złem — i to zarówno w tych przerażających momentach, jak i w tych, które powinny być traktowane jako coś wspaniałego... Jak już mówiliśmy, wiele jest ciekawych zabiegów, które pokazują, z jaką sprawnością Thompson przemieszcza się w materii komiksu. Choćby w scenie, gdy Raina daje Craigowi koc, kiedy spacerują pomiędzy kolejnymi łatkami, co z jednej strony ma obrazować wysiłek, który dziewczyna włożyła w zrobienie tego koca, a z drugiej strony te łatki są jakoś odzwierciedlanymi stanami emocjonalnymi. TK: To cykliczne ułożenie łatek stanowi pewną historię czytaną jak komiks. DG: Kolejnym takim fragmentem jest przywoływany już obraz gołej kobiety „przechodzący” w postać Rainy, a także chyba kulminacyjny moment, czyli zamalowanie drzewa. TK: Bardzo ciekawym zabiegiem jest to, że motywy z koca pojawiają się w zupełnie innych punktach, służą jako śnieg albo pojawiają się na ścianach pokoju. DG: Można powiedzieć, że w warstwie graficznej jest jakieś nawiązanie do stylistyki komiksu undergroundowego. Jednak można też zaobserwować swoiste rozchwianie stylistyczne. TK: Przechodzenie od szczegółowych przedstawień do groteski. Bardzo podobały mi się momenty połączenia starych rysunków Craiga z tymi nowymi. DG: Mam też takie odczucie, które nie wiem, czy da się wytłumaczyć skromnością autora. Chodzi mi o to, w jaki sposób on przedstawia samego siebie, stawiając się w niekoniecznie korzystnym świetle. Bo Raina jest realistycznie rysowana, zaś Craig trochę przypomina Pinokia. Długi nos, oczy to zawsze kropeczki, bardzo szczupła sylwetka. Tu objawia się groteskowość postaci. Ale nie tylko tu — kolejną taką postacią jest ojciec głównego bohatera. Tacy bohaterowie kontrastują z tymi, którzy są przedstawiani w bardzo realistyczny sposób. TK: To się łączy z tym, co mówiliśmy wcześniej o wyidealizowaniu postaci Rainy. Ona ma się podobać i faktycznie jest ładna. |