Co łączy fanów Star Wars i dorosłych miłośników klocków Lego? Nostalgia za starymi, dobrymi czasami. Czasami oryginalnej Trylogii i klocków, z których można naprawdę coś zbudować. Paradoksalnie to, co dla wielu fanów Gwiezdnych Wojen było zamachem na ich świętość, okazało się nową nadzieją dla fanów klocków. „Mroczne widmo”.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Firma Lego obudziła się pod koniec lat 90. z ręką w nocniku. Świat się zmienił – wychowanych na grach komputerowych dzieci, najwyraźniej nie bawiło już budowanie straży pożarnej czy posterunku policji. By jakoś zaradzić tej sytuacji i poprawić swoje wyniki finansowe, firma podjęła różne kroki. Jednym z nich było obniżenie z 6 do 5 lat wieku docelowego odbiorcy sztandarowej serii „Lego City”. Zestawy zostały maksymalnie uproszczone, pojawiły się klocki-gotowe moduły (po co budować podwozie pojazdu z kilkunastu elementów, skoro można zrobić je od razu gotowe?), zestawy przestały nadawać się do czegoś więcej, niż zbudowania podstawowego modelu. Środowisko AFOL (Adult Fan of Lego – dorosły fan Lego) poczuło się bardzo rozczarowane. Wtedy LEGO wpadło na kolejny pomysł – licencje. Milczeniem pomińmy opartą na klasycznym Fabulandzie (pamiętacie te zabawne zwierzaczki?) serię klocków z Myszką Miki czy Duplo z disneyowskiego Winnie-The-Pooh i przejdźmy do mięska, czyli Gwiezdnych Wojen. Okazja nadarzyła się znakomita – oto na ekrany wchodziło „Mroczne widmo”, merchandisingowy projekt na miarę Gwiazdy Śmierci. Lego także wskoczyło na ten wózek i był to strzał w dziesiątkę. Na rynek trafiły wykonane w skali figurek Lego modele z „Mrocznego Widma” oraz klasycznej Trylogii.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
AFOLsi byli wniebowzięci, gdyż zestawy z serii „Star Wars” nie mogły być tak uproszczone – inaczej nie byłoby przecież możliwe oddanie podobieństwa względem modeli użytych w filmie. Wielu dwudziestolatków na nowo odkryło Lego (zakup starwarsowych gadżetów jest mniej obciachowy niż zbieranie klocków). Ucieszyli się także militaryści, konstruujący z Lego modele czołgów itp. – nowe komplety okazały się znakomitym źródłem szarych, brązowych i zielonych klocków, nie występujących wcześniej w zbyt dużych ilościach. Kolejne lata przynosiły nowe zestawy ze wszystkich części gwiezdnej Sagi. Największe wrażenie robił oczywiście wielki Sokół Millenium (dostępny obecnie w nowej wersji) oraz AT-AT, a także figurka księżniczki Lei w słynnym złotym bikini. Firma wprowadziła również linię dużych modeli do postawienia na półce (ukazały się m.in. X-Wing, Star Destroyer, mistrz Yoda, a na koniec lata zaplanowano premierę Gwiazdy Śmierci II!) oraz kolekcję „Mini” – małe modele różnych pojazdów.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Lego wprowadzało kolejne nowinki. W 2004 roku figurki we wszystkich zestawach „filmowych” (Star Wars, Spider-man, Harry Potter) zyskały koszmarny cielisty kolor (te ludziki nadają się świetnie do zabawy w epidemię morderczego wirusa w „Lego City”). Znacznie lepszym pomysłem było tegoroczne wprowadzenie świecących mieczy. Specjalna figurka ma baterię w korpusie i rękojeść miecza (w zestawach „Lego City” traktowana jako policyjna latarka) na stałe przymocowaną do prawej dłoni. Teraz wystarczy nacisnąć główkę i voila. Niestety, bateryjki nie można wymieniać i nikt naprawdę nie wie, na ile wystarczy. Świecący miecz pojawił się po raz pierwszy w zestawie 7263 „Tie fighter”, a włada nim sam Lord Vader.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Zemsta klocków, czyli co przynosi epizod III Najmniejszym zestawem wchodzącym w skład kolekcji „Zemsta Sithów” jest najważniejsza scena całej sagi – transformacja Vadera. W pudełku numer 7251 znajdziemy klocki pozwalające zbudować medycznego droida oraz łóżko z pokiereszowanym Anankinem. Wystarczy je obrócić, by naszym oczom ukazał się Lord Vader (sztuczka podobna do „są dwie łyżki” ze „Szmatrixa). Sympatyczny komplet, na który może sobie pozwolić każdy miłośnik Ciemnej Strony Mocy. Nie zawiera święcącego miecza.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
A jak pokiereszować Anakina? W zeszłym roku zadebiutowały komplety sportowe Lego pozwalające na budowanie lodowiska NHL. Wprowadzono w nich nowość – obrotowe platformy, pozwalające sterować hokeistami. Teraz ten patent wraca w zestawie 7257 „Ultimate Lightsaber Duel”, pozwalającym na kontrolę nad ruchami Obi-Wana i Anakina. Mrożąca krew w żyłach gorąca lawa (jakby to ujął Christopher Paolini) jest niemym świadkiem pojedynku między mistrzem i zbuntowanym uczniem, których wyposażono w miecze świecące dzięki zaawansowanym technikom wtykania bateryjki w korpusik. Fani Anakina mają okazję odegrać jeszcze raz ten historyczny moment, tym razem przechylając być może szalę zwycięstwa na stronę młodego wściekłego.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Ostatnim modelem zawierającym Anakina (tym razem niestety bez miecza) jest 7256 „Jedi Starfighter and Vulture Droid”. Żółty myśliwiec Skywalkera, kształtem nawiązującym delikatnie do Tie Fightera. By dżedajowi nie nudziło się latanie po kosmosie, do zabawy dostaniemy Droida (nowa, brzydsza moim zdaniem wersja zestawu 7111). By skompletować kosmiczną potyczkę należy nabyć jeszcze 7252 „Droid Tri-Fighter” (zawierający znacznie ciekawszy model bezzałogowego myśliwca) oraz statek obsadzony przez klony (zawiera trzy figurki) – 7259 „ARC-170 Starfighter”.Jeśli ktoś ma wątpliwości, do kogo naprawdę kierowana jest „Zemsta Sithów”, zapraszam do zapoznania się z modelem numer 7255 „General Grievous Chase”. Pogoń za czterorękim generałem Grievousem wygląda następująco – zły dżedaj zmyka na transformowalnym monocyklu, a za nim nadciąga Obi Wan Kenobi ujeżdżający dinozaura. Och, George, nawet się nie starasz! Zestaw nie jest wyposażony w świecące miecze – prawdopodobnie z przyczyn technicznych, gdyż Grievous włada czterema „ostrzami”.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
W trzeciej części nie mogło zabraknąć epickich bitew. Lucas postanowił zapłacić za grzechy „Powrotu Jedi” i tym razem dać Wookiee zamiast wprowadzonych na siłę Ewoków. Włochate małpiszony są bohaterami dwóch zestawów – 7260 „Wookiee Catamaran” i 7258 „Wookiee Attack”. W pierwszym znajdziemy m.in. Yodę, Chewbaccę (genialne, George!) oraz Luminarę Unduli (ze świecącym mieczem), a w drugim bojowe droidy Federacji Handlowej (w tym gąsienicowy pojazd zawierający dawno nie widziane elementy Technic). Nie mogło zabraknąć armii klonów. 7250 „Clone Scout Walker” to mała maszyna krocząca z jednym klonem na pokładzie, natomiast 7261 „Clone Turbo Tank” jest największym zestawem z trzeciej części. Ogromny czołg na wielkich kołach, obsadzony załogą klonów, a gdyby tego było mało – w zestawie znajduje się figurka Mace Windu, z rozkosznym purpurowym (czyżby Lucas mrugał do swojego kolegi Spielberga?), świecącym mieczem. Wszystkie komplety dosyć wiernie oddają modele z filmu – na tyle, na ile jest to możliwe przy mających swoje ograniczenia (głównie finansowe – i tak są koszmarnie drogie) zestawach. Warto odwiedzić stronę http://www.lego.com, gdzie swoje nieskrępowane starwarsowe budowle zaprezentowali pracownicy firmy oraz http://www.brickshelf.com, wielką skarbnicę modeli budowanych przez fanów. To na razie tyle w temacie klockowych Gwiezdnych Wojen. Zapraszam ponownie w okolicach premiery „Harry’ego Pottera i Czary Ognia” – dowiecie się, jak zbudować sobie Hogwart. |