powrót do indeksunastępna strona

nr 5 (XLVII)
czerwiec 2005

Autor
 Tej pani już nie obsługujemy!
Izabela Szolc ‹Opętanie›
„Anno domini 1979 rodzi się Antychryst – jest dziewczynką”. I to jedyna rzecz warta uwagi w „Opętaniu” Izabeli Szolc. Za niecałe 24 zł lepiej kupić na przykład: 24 puste płyty CD, pół litra wódki albo bilet do kina z „pukanymi ziarnami” (czyli Pratchettowskim popcornem) – „Opętanie” bowiem nie dostarcza żadnej rozrywki.
Zawartość ekstraktu: 10%
‹Opętanie›
‹Opętanie›
Główna bohaterka, Carol, nosi w sobie Zło. Początkowo poznajemy ją jako ładną dziewczynkę mieszkającą w Nowym Jorku. Z pozoru jest zwyczajna, jednak w jej głowie wiją się, niczym skupisko jadowitych węży, czarne myśli. Dorastając przygotowuje się do swej roli, zaś wsparcie znajduje u towarzysza zabaw, Daniela, który, nie inaczej, tylko zakochuje się w Antychryście. Później chłopak zostaje narzędziem w rękach egzorcysty.
Fabuła, mimo że rozłożona na dwustu stronach, męczy, a początkowe zainteresowanie zamienia się w znudzenie już po czterdziestu kartkach. Akcja przenosi się z miejsca na miejsce, a autorka co rusz wrzuca czytelnika w historię innej postaci. Chronologia zdarzeń też nie ma ciągu linearnego, raz rzecz dzieje się tu i teraz, innym razem mamy do czynienia z wydarzeniami sprzed dwudziestu lat. Szolc uwielbia katować fragmentaryczną narracją, co potwierdzają także jej poprzednie książki. W „Opętaniu” zabrakło mi pogłębienia psychologicznego bohaterów. Chłodny styl narracji prowadzonej z natrętnym dystansem sprawia, że nie sposób polubić żadnej z postaci, o Carol nie wspominając. Powieść zionie odorem, nie, wcale nie siarki i wszechogarniającej grozy, tylko kiczowatości i miernoty, a lekturze towarzyszy rozdrażnienie spowodowane ciągłym chaosem.
To nie jest powieść sensu stricto, prędzej nazwałabym ją scenariuszem, albo pomysłem na sztukę teatralną. Szolc ma tendencję do pisania rwanych scen, wyrzuca z siebie słowa, które nie układają się ani w płynną, ani ciekawą narrację. Opisy przypominają momentami didaskalia i dalekie są od plastyczności: „Idąc, widzi po lewej stronie park, oddzielony od jej części chodnika trzypasmową ulicą. Po prawej – opuszczoną wytwórnię filmową; dalej kościół”. Książka, pretendująca do miana horroru, powinna tętnić żywym językiem, barwnością, a nie ubóstwem słów. Odnosi się też wrażenie, że celowość umieszczenia niektórych scen jest dalece wątpliwa. Powinny one bronić się same, ale Szolc nie pomoże nawet sam adwokat diabła. Pisarka nieumiejętnie wykorzystała prawdziwe encykliki papieskie traktujące o Szatanie czy opisy przypadków opętania. Ot tak, wepchnęła tu i tam zbędną ilość tekstu, sztucznie zwiększając objętość. Nie potrafiłam doszukać się uzasadnienia ani głębi strony 89, którą to autorka zapisała wordowskimi „uśmieszkami”, a w prawym dolnym rogu umieściła liczbę 666. Ogólnie, „Opętaniu” nie brak kilku dobrych momentów, ale w magmie bezładu tracą świeżość i wartość. Nie wiem, czy warto było porywać się na horror, kiedy popatrzymy na miernotę wykonania zamierzonego pomysłu. To książka dla desperatów, uwielbiających się torturować koszmarem złej prozy, oraz dla naiwnych, zwabionych przez chwytliwe hasła na okładce.
Po powieści Izabeli Szolc nie obiecywałam sobie wiele i chyba nikt, kto czytał inne książki tej pisarki (jak „Jehannette” czy „Lęk wysokości”), nie będzie oczekiwał parady rodem z Rio De Janeiro w karnawale. „Opętanie” ideę wyjściową miało słuszną: stworzyć porządny polski horror i pokazać, że „Egzorcysta” i „Dziecko Rosemary” „to bajki dla dzieci” (jak głosi reklama na okładce). Jak się okazało, nie każdy pisać może i powinien.



Tytuł: Opętanie
Autor: Izabela Szolc
Wydawca: Solaris
ISBN: 83-89951-04-5
Format: 200s. 130×205mm
Cena: 23,90
Data wydania: 9 listopada 2004
Ekstrakt: 10%
powrót do indeksunastępna strona

44
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.