„Nie przypisuj ludzkiej złośliwości tego, co można wyjaśnić głupotą.” – Brzytwa Hanlona „Wśród równorzędnych przyczyn najczęstszą jest zwykle głupota” – Ostrze Darwina (według Dana Simmonsa)  |  | ‹Ostrze Darwina›
|
– Znacie? – Znamy… – No to posłuchajcie. Przepis na sensacyjny bestseller według Dana Simmonsa wygląda tak: weź garniec maili po sieci krążących, dodaj kwaterkę opisów technicznych sprzętu tyczących, cienkuszem fabularnym zalej, wymieszaj i serwuj nieostrożnym. „Ostrze Darwina” otwiera scena śledztwa w sprawie przyczyn tajemniczego wypadku (pomijam tu retrospekcję dotyczącą kariery zawodowej bohatera). Niejaki Darwin Minor (po polsku „Darwin Mniejszy”) błyskawicznie rozwiązuje zagadkę, prezentując nam jednocześnie pierwszą z historyjek „z sieci” – tę o próbie napędzania samochodu silnikami rakietowymi przyczepionymi do dachu. W jakiś czas potem Minor zostaje zaatakowany przez tajemniczych osobników, mających zamiar skrócić jego ziemską egzystencję przy pomocy uzi albo mac-10, jak sam zainteresowany zdążył w ułamku sekundy rozpoznać. I tak się to kolebie. Tekst posuwa się zygzakiem przez mniej lub bardziej zabawne historyjki, znane większości użytkowników poczty elektronicznej (spory procent tych opowiastek zaczerpnięty został z „Nagród Darwina”), przez szczegółowe i gęsto przetykane numerami modeli opisy sprzętu jeżdżącego, latającego, strzelającego i nie tylko, z rzadka zahaczając o główny wątek rozpoczęty próbą zabójstwa Darwina M. W dalszej części książki akcja właściwa przyspiesza, rozwija się poboczny wątek romansowy tylko po to, żeby zaskoczyć czytelnika nagłym skretynieniem wszystkich, poza głównym bohaterem: agenci FBI w sposób arcydebilny pozwalają się wymknąć z zasadzki zawodowym zabójcom, partnerka (śledcza i romansowa) Darwina śpiesząc mu na ratunek pakuje się w środek zasadzki – na szczęście w porę przytomnieje na tyle, by przydać się do czegoś więcej oprócz bycia ruchomym celem i przynętą w jednym. Gdyby odchudzić książkę o połowę, wyrzucając większość, całkowicie niezwiązanych z akcją, historyjek o działach strzelających kurczakami i podobnych, skrócić opisy karabinów, pistoletów, samochodów itd. itp., usunąć 90% upartych powtórzeń nazw i marek różnych przedmiotów, to może dziury w fabule nie rzucałyby się w oczy aż tak bardzo. Jednak owe wypełniacze zwyczajnie męczą i w efekcie coraz bardziej znużony czytelnik po prostu nie ma ochoty dać się porwać nawet opisowi wielkiej strzelaniny. Po co, skoro zaraz akcja się skończy a on zostanie poinformowany ze szczegółami, jakiego noża / dezodorantu / skarpetek (niepotrzebne skreślić) używa zabójca, zaś następnie Darwin znów odwiedzi miejsce dziwnie znajomego wypadku? I tak też, niestety, się dzieje. Trudno mi odgadnąć przyczyny, dla których Simmons zdecydował się na napisanie tej powieści. Waham się jednak przed zastosowaniem cytowanej we wstępie Brzytwy Hanlona (również „przygarniętej” przez Simmonsa po uprzednim przeformułowaniu na tytułowe Ostrze Darwina), gdyż bardziej wygląda mi to na przypadek opisany bezimienną regułą: „jak nie wiadomo, o co chodzi to chodzi o pieniądze”… PS. Jeśli ktoś mimo wszystko sięgnie po „Ostrze”, to mam prośbę: mógłby liczyć ile razy autor jest uprzejmy poinformować czytelników, że karabin snajperski M40 to zmodyfikowany myśliwski Remington 700 i dać mi znać? Żeby to sprawdzić musiałabym przeczytać książkę raz jeszcze, a jakoś dziwnie nie mam na to ochoty…
Tytuł: Ostrze Darwina Tytuł oryginalny: Darwin’s Blade Autor: Dan Simmons Tłumaczenie: Ewa Wojtczak ISBN: 83-7298-761-0 Format: 556s. 125×183mm Cena: 32,90 Data wydania: 19 kwietnia 2005 Ekstrakt: 40% |