powrót do indeksunastępna strona

nr 5 (XLVII)
czerwiec 2005

 Vimes, Marchewa i spółka
Terry Pratchett ‹Na glinianych nogach›
„Na glinianych nogach”, trzecia część przygód bohaterskich strażników miasta Ankh-Morpork, potwierdza moje przekonanie, że historie dotyczące Vimesa, Marchewy i Patrycjusza są tym, co Pratchettowi wychodzi doskonale. Stanowią bowiem perfekcyjne połączenie ogromnej dawki discworldowego humoru z mądrymi, przekonującymi i nienachalnymi aluzjami do naszej rzeczywistości.
Zawartość ekstraktu: 90%
‹Na glinianych nogach›
‹Na glinianych nogach›
Terry Pratchett to obecnie drugi najlepiej zarabiający pisarz Wielkiej Brytanii (wyprzedza go jedynie Joanne K. Rowling). Sławę i pieniądze przyniosła mu seria o Świecie Dysku. Na wyspach brytyjskich liczba wydanych tomów dotyczących Discworldu wyniesie w tym roku trzydzieści. Nasz kraj, dzięki świetnej pracy tłumacza Piotra W. Cholewy, konsekwentnie nadrabia zaległości i jesteśmy w tyle za Anglikami już tylko jakieś dziesięć pozycji. Recenzowane „Na glinianych nogach” jest tomem dziewiętnastym*) i zarazem trzecim w podcyklu o straży miejskiej miasta Ankh-Morpork.
Vimes, Marchewa i spółka mają do rozwiązania kolejną kryminalną zagadkę: dlaczego giną spokojni i nikomu nieprzeszkadzający staruszkowie. Wprawdzie morderstwa w Ankh-Morpork nie są niczym niezwykłym, niemniej te sprawiają wrażenie solidnie przygotowanych i rzetelnie (czyli śmiertelnie) wykonanych. Nic nie wskazuje, by zrobili to członkowie Gildii Skrytobójców, gdyż ci więcej uwagi poświęcają próbom wysłania kapitana Vimesa na tamten świat. Dodatkowo całe miasto elektryzuje plotka, mówiąca, że Patrycjusz został otruty i jest umierający. Jakby tego mało, golemy zaczynają się bardzo dziwnie zachowywać, a kapralem Nobbym ni stąd, ni zowąd interesuje się arystokracja.
Jak widać po powyższym, bardzo ogólnym zarysie fabularnym, dziać się będzie sporo. Wesoło i zabawnie oczywiście też jest, pod tym względem na Terry’ego Pratchetta zawsze można liczyć. I tak jak w wielu innych częściach przedstawiających Świat Dysku, tak i tutaj pod płaszczem humorystycznym autor stara się ukazać współczesne i jak najbardziej rzeczywiste problemy naszego świata.
Tradycyjnie już w częściach o straży przedstawiana jest wielka aglomeracja, jaką jest Ankh-Morpork. Pomimo tego, że stanowi ona jeden wielki tygiel rasowy i społeczny, zdaje się niezmiennie funkcjonować perfekcyjnie. Postawa mieszkańców i samych strażników wobec prawa oraz metody sprawowania władzy w mieście są wciąż fascynującym problemem, poruszanym z przymrużeniem oka. Świetne jest to, że Pratchett wciąż, nawet w tych pozornie wyeksploatowanych tematach, potrafi zaskoczyć i np. ukazać Patrycjusza jako jeszcze bardziej chytrego niż dotychczas, jednocześnie nie powodując utraty sympatii czytelników do tej postaci. Rozrastająca się i zyskująca sławę straż miejska jest pretekstem do pokazania problemów z równouprawnieniem płci i akceptacją odmienności (jakimś cudem do straży chcą wstępować wszystkie stwory prócz ludzi). Natomiast, po raz pierwszy pojawiające się w Świecie Dysku, golemy mają problemy z odnalezieniem własnej tożsamości i odkrywaniem wolności.
Sądzę, że to właśnie takie podteksty, a nie tylko tryskający wszędzie humor czynią z powieści Pratchetta coś wyjątkowego. Chyba nie ma nic przyjemniejszego niż poprzez dobrą zabawę poznawać nasz świat, w takiej właśnie aluzyjnej formie.
Absurd, aluzje, ironie, mówiące wszystko niedopowiedzenia, personifikacje, wreszcie zwykłe humorystyczne sytuacje występują oczywiście bardzo obficie. Powodów do śmiechu więc z pewnością nie zabraknie. Można rzec, że Pratchett, pisząc tę część był w doskonałej formie, gdyż także konstrukcja świata i klimatu przychodzi mu z łatwością. Jednakże przyczepię się (tak troszkę nachalnie) do wyjątkowo dużej liczby wątków w powieści. Kilkoro równorzędnych bohaterów, co najmniej tyleż samo zarysowujących się osi fabularnych. I owszem, jest to w pewnym sensie standard w całym cyklu. Lecz tutaj odniosłem wrażenie, że większe skupienie się i skoncentrowanie na mniejszej liczbie postaci, wątków, i w zamian lepsze ich opisanie, dostarczyłoby jeszcze więcej radości z czytania. Ale podkreślam, że to takie moje malkontenckie czepianie się.
Podsumowując, chciałbym zwrócić uwagę na jeszcze jedną rzecz. Otóż pomimo tego, że każdą książkę z serii Świata Dysku można czytać samodzielnie, to jednakże w przypadku „Na glinianych nogach” wiele się traci, nie przeczytawszy wpierw poprzednich części o dzielnych strażnikach miejskich miasta Ankh-Morpork: „Straż! Straż!” oraz „Zbrojnych”. Historia tu opisana jest bowiem jakby dalszym ciągiem przygód wcześniej poznanych już bohaterów.
Zdecydowanie książkę polecam, choć świadomy jestem, że fani Pratchetta „Na glinianych nogach” dawno już przeczytali. Nowym natomiast przed lekturą tej części polecam poprzednie dotyczące Vimesa i Marchewy, które są równie interesujące.
A na koniec pozwolę sobie na odrobinę melancholijnego zamyślenia, dowodząc, że nieobca jest Pratchettowi głębsza refleksja nad ogólnym stanem ludzkości. Oto, co rzekł był Marchewa: „Największy kłopot polega na tym, że każdy by chciał, by ktoś inny odczytał za niego jego własne myśli i potem sprawił, żeby świat zaczął działać jak należy.” No właśnie, ja też bym chciał…
*) Wszystkie wyliczenia tomów podaję uwzględniając tylko te będące właściwymi częściami serii, czyli nie wliczam tutaj „Nauk Świata Dysku” oraz „Opowieści ze Świata Dysku”, takich jak „Zadziwiający Maurycy…” czy „Wolni Ciutludzie”.



Tytuł: Na glinianych nogach
Tytuł oryginalny: Feet of Clay
Autor: Terry Pratchett
Tłumaczenie: Piotr W. Cholewa
Cykl: Świat Dysku
ISBN: 83-7337-719-0
Format: 304s. 142×202mm
Cena: 29,90
Data wydania: 21 maja 2004
Ekstrakt: 90%
powrót do indeksunastępna strona

40
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.