„Czarodziej i Latające Miasto” Christophera Rowleya zdaje się być książką przeznaczoną głównie dla młodszych czytelników, jednak i starsi znajdą w niej trochę rozrywki, zwłaszcza, że czyta się ją szybko i bez zgrzytów.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Gdyby nie nazwisko na okładce oraz adnotacja, że akcja powieści dzieje się w świecie znanym z cyklu „Bazil Złamany Ogon”, można by pomyśleć, że książkę napisał inny autor – sprawniejszy, mniej rozgadany i całkiem pomysłowy. „Czarodziej i Latające Miasto” jest bowiem rozrywką na nieco wyższym poziomie niż kolejne tomy dziabaniny z Bazilem i Relkinem w rolach głównych. Oczywiście nie jest to pierwsza, a nawet druga liga literatury fantastycznej, ale powieść czyta się bez przykrości, a czasem wręcz z prawdziwym zaciekawieniem. Fabuła „Czarodzieja…” jest bardzo zawikłana i nawet pobieżny opis zawiązania akcji stwarza spore problemy. Głównym bohaterem powieści jest książę Evander. Jako że nie miał większych szans na utrzymanie tronu w rodzinnym księstwie, wybrał wygnanie. Pozostał jednak osobą szlachetną i prawą, niosącą na prawo i lewo pomoc potrzebującym. Pewnego razu pomógł o jednej osobie za dużo i w wyniku nałożonej nań klątwy nabawił się poważnego zrogowacenia skóry. W nadziei pozbycia się szpetnego pancerza dociera do Monjonu, legendarnego, unoszącego się nad ziemią miasta (wbrew tytułowi ono wcale nie lata), którego siła tkwi w magicznym artefakcie – Thymnalu. Tu popada w konflikt z miejscową wiedźmą (jednocześnie szefową organizacji przestępczej), wikłając się na dokładkę w problemy rodziny panującej – pomaga bowiem księżniczce Serenie w ucieczce przed czarnoksiężnikiem, któremu miała zostać zaślubiona. Ten, chcąc ich ukarać, rzuca potężny czar, jednak używanie magii w mieście posiadającym Thymnal jest dużym błędem. Czar wypacza się, a para bohaterów zostaje przeniesiona do mrocznego, spustoszonego Orthondu, jednego z dwunastu podbitych przez Waakzaama Wielkiego światów. Dopiero tutaj Evandera i Serenę dopadają Prawdziwe Kłopoty… Na streszczenie wyłącznie ważniejszych wątków tej, niegrubej przecież, książki trzeba by poświęcić przynajmniej dwie kartki papieru podaniowego. Przygoda goni przygodę, zasadzka pułapkę, a bohater wydostaje się z bagna tylko po to, by zaraz wpaść w szambo. Fascynujący kalejdoskop następujących bezpośrednio po sobie zdarzeń zdaje się nie mieć końca i w pewnym momencie zaczyna nużyć. Nie widać kresu tej galopady, a gdy taki rzeczywiście następuje, odnosi się wrażenie, że paru elementów autor w książce nie umieścił, prawdopodobnie w nadziei dopisania kiedyś tam następnej części. Często też pomysły Rowleya są dość wydumane lub drażniące. Na przykład kolejne rasy mniej lub bardziej dziwacznych stworzeń (choćby Neildowie – po części żółwie, po części jakieś gryzonie), jakby autor żywił przekonanie, że książka bez nowej rasy to książka stracona. Naturalnie nie brakuje tutaj klasycznych zagrywek tegoż autora, czyli – prócz wspomnianych stworzeń – triumfującego ZŁA powstrzymanego przez niepozornych ludzi bez większych po temu kompetencji, dziarskiej i heroicznej młodzieży, oraz złych magów (w powieściach Rowleya osobami, które władają magią w sposób „właściwy”, przeważnie są kobiety). Zwyczajna klasyka znana z cyklu o Bazilu Złamanym Ogonie. Jednak mimo to książkę da się czytać i nie denerwuje tak, jak kolejne tomy Bazila. Pomijając kilka infantylnych wtrętów (głównie tych o „dzielności” księżniczki) czyta się ją bez bólu i miejscami z rzeczywistym zaciekawieniem, ponieważ autor zaiste miewa interesujące pomysły. Szkoda tylko, że w polskim wydaniu książki nie zmodyfikowano nazwy Sanok, bo raczej dość kuriozalnie brzmi stwierdzenie „władcy Sanoka”. Innymi słowy – lektura miła, niezbyt angażująca, wprost stworzona do czytania w trakcie jazdy środkami komunikacji.
Tytuł: Czarodziej i latające miasto Tytuł oryginalny: The Wizard and the Floating City Autor: Christopher Rowley Tłumaczenie: Jerzy Marcinkowski ISBN: 83-88916-27-0 Format: 336s. 115×175mm Cena: 20,— Data wydania: 12 czerwca 2002 Ekstrakt: 60% |