Józef Mackiewicz uważany jest dzisiaj za jednego z najwybitniejszych polskich pisarzy emigracyjnych. Mało kto jednak pamięta, że literacką karierę autor „Kontry” zaczynał tuż po I wojnie światowej jako dziennikarz „Słowa”. W swoich artykułach podejmował tematy, które po latach powróciły w jego beletrystyce. Można więc uznać, że Mackiewicza-powieściopisarza ukształtowały lata spędzone w redakcji wileńskiego dziennika.  | Józef Mackiewicz
|
„Słowo” założone zostało w sierpniu roku 1922. Wypełniło ono miejsce po zachowawczej, a niegdyś lojalistycznej (wobec carskiej Rosji), „Gazecie Krajowej”, której redaktorem był Kazimierz Okulicz i w której pracował między innymi Stanisław Cat-Mackiewicz. „Gazeta” popadła jednak w długi i kiedy nikt nie kwapił się z pomocą, Cat nakłonił grono znaczących osobistości miejscowych do wykupienia tego dziennika. Zmieniono tytuł, a kierownictwo powierzono jemu. Początkowo zespół składał się z ośmiu dziennikarzy i korektora; wśród współwłaścicieli pisma znaleźli się natomiast: profesor Uniwersytetu im. Stefana Batorego w Wilnie Marian Zdziechowski, Stanisław Wańkowicz, Jan Tyszkiewicz, ordynat nieświeski Albrecht Radziwiłł, Eustachy Sapieha oraz Aleksander Meysztowicz. Cat pozostał redaktorem naczelnym pisma aż do 18 września 1939, kiedy to ukazał się ostatni wydany w Wilnie numer pisma. Od lutego 1923 roku był on także jego wydawcą, a w ostatnich latach przed wojną stał się też formalnym właścicielem. On to uczynił z tego prowincjonalnego dziennika, wydawanego w prowincjonalnym mieście, gazetę o ogólnopolskim zasięgu. Na łamach „Słowa” pieczołowicie hołubiono spadek po „Gazecie Krajowej” – ideę krajowości. To zapewniało dziennikowi koloryt lokalny i wyróżniało go zdecydowanie od innych tego typu pism w kraju. O działalności politycznej i sympatiach Cata, a co za tym idzie – o stosunku pisma do kolejnych rządów II Rzeczypospolitej, szczegółowo pisze Jerzy Jaruzelski w swojej biografii redaktora naczelnego „Słowa”. Dlatego też ograniczę się jedynie do wymienienia najważniejszych faktów. „Słowo” było pismem konserwatywnym, o zabarwieniu monarchicznym, jednocześnie jednak antyendeckim. Programowo więc krytykowano w nim kolejne rządy przedmajowe, w skład których wchodzili przedstawiciele narodowej demokracji. Krytykę tę wzmocniło zamordowanie prezydenta Narutowicza. Jak pisze Jaruzelski: „(…) nacjonalizm był nie do pogodzenia dla Mackiewicza [Cata – przyp. SCh] ani z monarchizmem, ani z mocarstwowością, ani z rodzącym się kultem Józefa Piłsudskiego”. Nic więc dziwnego, że zamach majowy 1926 roku odbił się przychylnym echem na łamach „Słowa”. Od tej też pory – głównie po zorganizowaniu w Nieświeżu spotkania Marszałka Piłsudskiego z konserwatystami kresowymi (w którym Cat brał zresztą udział) – aż do roku 1935 (daty śmierci Komendanta) „Słowo” uważane było za pismo „programowo i przykładnie prorządowe”. Związki ze sferami rządowymi zostały zacieśnione w latach 1928-1935, kiedy to Cat dwukrotnie wybierany był na posła do Sejmu z ramienia Bezpartyjnego Bloku Współpracy z Rządem (BBWR). Kandydował także w wyborach w 1935 i 1938 – tym razem bezskutecznie. Ostatnie lata przed wojną (1937-1939) wypełniła Catowi bezlitosna walka z „Ozonem” (czyli faszyzującym Obozem Zjednoczenia Narodowego marszałka Edwarda Rydza-Śmigłego) i rządem generała Felicjana Sławoja Składkowskiego. Partnerowali mu w tym lojalnie także inni publicyści „Słowa”, a przede wszystkim brat, Józef… Sprowadziło to na pismo szykany wojewody wileńskiego Bociańskiego i mnożące się – zwłaszcza od roku 1938 – konfiskaty. Wojna Cata z władzami zakończyła się trzytygodniowym osadzeniem go w twierdzy w Berezie Kartuskiej (wiosną 1939 roku). „Słowo” odetchnęło dopiero w maju tego roku, kiedy Bociański – „człowiek nietutejszy” – przeniesiony został do Poznania. Jedynym – o czym wspomniałem na wstępie tego rozdziału – korektorem w zespole „Słowa” był brat Cata, Józef Mackiewicz. Rolę tę pełnił przez dwa lata. Dopiero w roku 1924 zaczął systematyczne zamieszczać pierwsze prace redakcyjne. Były to krótkie notatki o wydarzeniach politycznych na całym świecie i przede wszystkim informacje o sprawach litewskich i rozwoju komunizmu w ZSRR. Swoje teksty sygnował jedynie literkami: „m.” lub „j.m.” (w późniejszym okresie głównie „J.M.”), stąd do dziś badacze mają niemały kłopot z ustaleniem ich autorstwa. Od roku 1928 zaczął Mackiewicz zamieszczać w „Słowie” większe reportaże, czasami również artykuły wstępne. Najbardziej płodne dla Mackiewicza-publicysty były lata 1936-1939, kiedy to opublikował ponad trzysta artykułów, szkiców i wspominek, a także wydał książkę reporterską „Bunt rojstów” (1938), wysoko zresztą ocenioną przez fachową krytykę. Rola Mackiewicza w zespole nieporównywalnie wzrosła, choć oczywiście nie był on nigdy największą „gwiazdą” „Słowa”. Byli „więksi”; wszak stale z pismem tym współpracowali: Marian Zdziechowski, Wincenty Lutosławski, Walerian Charkiewicz, Władysław Studnicki, Konstanty Szychowski, Zygmunt Jundziłł (byli to główni ideolodzy konserwatywnej linii pisma), a także cała plejada młodych autorów (nierzadko wyznających poglądy lewicowe, a nawet komunistyczne): Czesław Miłosz, Teodor Bujnicki, Ksawery Pruszyński, Konstanty Ildefons Gałczyński, Jerzy Zagórski, Stefan Jędrychowski, Jerzy Putrament, Michał Choromański, Światopełk Karpiński, Kazimiera Iłłakowiczówna. Większość z nich zabłysła dopiero po II wojnie światowej. Józef Mackiewicz także.  | Stanisław „Cat” Mackiewicz w 1939 r. Fot. www.klubscm.konserwatysta.net
|
Przed wybuchem I wojny światowej w polskiej myśli politycznej panowały dwie koncepcje przyszłych stosunków Polski z Litwą. Przywódcy narodowej demokracji, ugodowi wobec carskiej Rosji i zdający sobie sprawę z przebudzenia narodowego Litwy, które dokonało się już w drugiej połowie XIX wieku, uważali za niezbędne zrzeczenie się pretensji do kresów wschodnich – Polacy powinni, ich zdaniem, stanowić tu jedynie równoprawną narodowość. Nieco inaczej przyszłość tych ziem wyobrażał sobie, skupiony wokół Józefa Piłsudskiego, obóz niepodległościowy. Podjął on w tej kwestii założenia dawnego programu Polskiej Partii Socjalistycznej z 1892 roku, który przewidywał utworzenie niepodległej federacji Polski, Litwy i Rosji. Było to mniej lub bardziej udane nawiązanie do idei jagiellońskiej. Po wybuchu I wojny światowej obóz narodowy przeciwstawił programowi federacyjnemu program aneksyjny. Komunikat Ligi Państwowości Polskiej, wydany 20 sierpnia 1916 roku, jasno informował, że przyszłe państwo polskie nie może opierać się jedynie na podstawie etnograficznej, lecz musi objąć w swych granicach również ziemie litewskie, ruskie oraz wybrzeże Bałtyku. Polski Komitet Narodowy z Romanem Dmowskim na czele, rezydujący od jakiegoś czasu na terenie Francji, poparł te żądania (w roku 1917), domagając się dla Polski granic przedrozbiorowych. Nastroje aneksyjne wzrosły po wybuchu rewolucji bolszewickiej. Głównie wielcy właściciele ziemscy domagali się „ratowania żywiołu polskiego” i „zdobyczy cywilizacji na kresach litewsko-ruskich” od zguby i zniszczenia przez bolszewizm. Arystokracja nie chciała stracić swych olbrzymich majątków na wschodzie, burżuazja natomiast miała zamiar zatrzymać tamtejsze rynki zbytu. Najwięcej jednak chcieli mieć do powiedzenia najbardziej zainteresowani, czyli Polacy zamieszkujący Wileńszczyznę. Powstałe na przełomie 1914 i 1915 roku polskie koła demokratyczne w Wilnie wyznawały ideę federacji Polski i Litwy. Powołali oni w początkach 1915 roku ponadpartyjne koło niepodległościowe, opowiadające się za polityką Piłsudskiego. Przeciwko nim występowali narodowi demokraci, popierani przez konserwatywne ziemiaństwo i rozwijający propagandę na rzecz Rosji. Po zajęciu Litwy przez Niemców powstał w Wilnie (latem 1915 roku) międzypartyjny Komitet Polski, skupiający endeków, ziemian, socjalistów i demokratów. W listopadzie 1916 proklamowali oni mglistą zasadę wspólnej państwowości polsko-litewskiej. Jeszcze mniej wyraźny był postulat przyjęty przez Komitet na początku 1917 roku, w którym odrzucono ideę niepodległości samej Litwy, ale jednocześnie sprzeciwiano się państwowości polskiej na Litwie. Na rzecz unii natomiast pracowała Komisja Litewska przy Tymczasowej Radzie Stanu, pozostająca w stałym kontakcie z Komitetem Polskim w Wilnie. Tymczasem we wrześniu 1917 roku zebrała się w Wilnie, pod patronatem Niemców, konferencja litewska, która wyłoniła 20-osobową Radę Litewską, zwaną w skrócie Tarybą. Przewodniczącym jej został Antanas Smetona, późniejszy prezydent niepodległej Litwy. 16 lutego 1918 Taryba proklamowała powstanie niepodległego państwa litewskiego ze stolicą w Wilnie, opartego na zasadach demokracji. Działanie to wywołało sprzeciw nie tylko Niemców, ale również Komitetu Polskiego, który w kwietniu 1918 roku odrzucił propozycję współpracy z Tarybą. Ta zaś przystąpiła do tworzenia lokalnych organów władzy w terenie, ignorując przy tym inne narodowości zamieszkujące te ziemie – głównie Polaków, Żydów i Białorusinów. Powoli dojrzewał otwarty konflikt polsko-litewski, zarzewiem wojny zaś stała się sprawa Wilna, do którego pretensje rościli sobie nie tylko Polacy i Litwini, ale także bolszewicy. W początkach stycznia 1919 roku miasto zostało zajęte przez Armię Czerwoną; powołano do życia Litewsko-Białoruską Republikę Radziecką. Wkrótce jednak upadła ona pod naporem wojsk polskich. Do Wilna wkroczył Piłsudski, mając nadzieję, że miejscowa ludność poprze jego federacyjne idee. Próbował ją pozyskać wydaną 22 kwietnia 1919 odezwą „Do mieszkańców byłego Wielkiego Księstwa Litewskiego”. Litwini jednakże z góry potraktowali zajęcie Wilna jako polską okupację i zapowiedzieli, że dopóki Polska nie zwróci im miasta, dopóty żadnej zgody z rządem polskim nie będzie. Doszło do starć zbrojnych. Broń zawieszono na czas wojny polsko-sowieckiej, kiedy to Wilno ponownie znalazło się w rękach Armii Czerwonej. Po rozgromieniu bolszewików konflikt polsko-litewski odżył. Przez jakiś czas wydawało się, że zakończą go rokowania w Suwałkach i podpisana tam 7 października 1920 roku ugoda, na mocy której ustalono przebieg linii demarkacyjnej. Jednakże już następnego dnia doszło do „buntu” generała Lucjana Żeligowskiego, który na czele dywizji litewsko-białoruskiej 9 października bez rozlewu krwi zajął Wilno. Ogłosił wówczas utworzenie niezależnego państwa, tzw. Litwy Środkowej. Niespełna półtora roku później, 20 lutego 1922 r., Sejm Wileński podjął uchwałę o przyłączeniu Wileńszczyzny do Polski. W ten sposób skończono z wszelkimi pozorami. „Żeligiada” oraz późniejsze wcielenie Litwy Środkowej do Polski przekreśliły wszelkie nadzieje na polsko-litewskie porozumienie. Litwa jednak nigdy nie pogodziła się z zaborem Wilna – przez cały czas uważała, że znajduje się w stanie wojny z Polską, w kraju zaś nadal panował stan wojenny. Nawet po nawiązaniu stosunków dyplomatycznych w roku 1938 rząd litewski nie zrezygnował ze swoich roszczeń.  | Pierwszy numer „Słowa” z dnia 1 sierpnia 1922 r. Fot. www.wilno.pl/naszczas
|
Pogrobowcy „idei krajowej” Ogromny wpływ na publicystykę Józefa Mackiewicza wywarła „idea krajowa”, mająca w Wilnie wieloletnią tradycję. Na początku XX wieku propagował ją na łamach „Gazety Wileńskiej” (1905/1906) Tadeusz Wróblewski, później (do roku 1922) „Gazeta Krajowa”, a przez prawie cały okres międzywojenny – w redagowanym przez siebie „Przeglądzie Wileńskim” (1921-1938) – Ludwik Abramowicz. Sens „idei krajowej” wymierzony był przeciwko wszelkim nacjonalizmom – czy to polskiemu, czy litewskiemu, czy też białoruskiemu. Te właśnie nacjonalizmy oskarżał bowiem Mackiewicz o zaprzepaszczenie szansy na odbudowę „jakiegoś” „Wielkiego Księstwa Litewskiego”, w którym wszystkie te narody (Żydów tu raczej nie uwzględniał) mogłyby żyć na równych prawach. Równie ostro oceniał działania zarówno rządu polskiego, jak i litewskiego. Chociaż, wychodząc z punktu widzenia „polskiej racji stanu” i „mocarstwowości państwa”, bywał w swych poglądach niesprawiedliwy. Miał żal do Litwinów – jednego z narodów będących spadkobiercą Wielkiego Księstwa – o to, że po wojnie porzucili oni ideę odbudowy Wielkiej Litwy (chociażby z Wilnem jako stolicą) i zasklepili się w ciasnym nacjonalizmie. To doprowadziło Mackiewicza-krajowca, publicystę uważającego się za człowieka „tutejszego”, do jawnej wrogości w stosunku do kolejnych rządów litewskich. „Słowo” zawsze żywo reagowało na wydarzenia na Litwie i w Kownie. W latach 20. znajdowały się w piśmie stałe rubryki („Z Kowieńszczyzny” bądź „Z ziemi prześladowań”) informujące o sprawach wewnętrznych Litwy, o jej stosunku do mniejszości polskiej itd. Pisując do nich, Józef Mackiewicz zawsze brał stronę prześladowanych Polaków. Często nie przebierał w słowach, domagając się na przykład od rządu w Warszawie „stanowczej demonstracji ku obronie braci naszych, nad którymi się znęca sadyzm potwornego karła”. Dalej pisał: „Litwini z iście szatańską perfidią wpadli na pomysł przeprowadzenia gruntownego wysiedlenia Polaków z granic swego państwa. Stworzyli warunki życia dla nich nie do zniesienia”. I dodawał na zakończenie: „Szykany względem ludności polskiej na Litwie przybierają rozmiary wprost apokaliptyczne”. Gdy w marcu 1925 roku ludność polska zamieszkująca Litwę wniosła skargę na postępowanie rządu kowieńskiego do Ligi Narodów, Mackiewicz – popierając tę decyzję – oskarżał Kowno o łamanie deklaracji z 12 grudnia 1923, dotyczącej praw mniejszości narodowych i religijnych na Litwie. Dowodził, że Polacy są tam „pozbawieni elementarnych praw obywatela, prymitywnych uprawnień człowieka”: nie mają prawa samookreślenia, prawa używania własnego języka, nie mogą uczyć się w polskich szkołach, nie dano im możliwości obrony swojej własności przed rabunkiem państwowym. Oskarżał także Litwinów o zaniżanie liczby mniejszości polskiej oraz krytykował wprowadzoną tam niedawno reformę rolną, która uderzyć miała szczególnie w polskich właścicieli folwarków, w każdej chwili narażonych na konfiskatę majątków. Wyrażał przy tym głębokie przekonanie, że na forum Ligi Narodów „brutalne, zwierzęce wprost postępowanie rządu kowieńskiego z mniejszością polską zostanie w całej pełni wyświetlone i należycie napiętnowane”. Pozostał jednak Mackiewicz sceptykiem i nie bardzo wierzył, by po ogłoszeniu wyroku Ligi Narodów (który musiał być, według niego, przychylny dla Polski) Litwa zmieniła swoje dotychczasowe postępowanie. Mackiewicz był wiernym czytelnikiem prasy kowieńskiej. Czytał ją systematycznie, zwracając oczywiście swą uwagę głównie na artykuły dotyczące stosunku Litwy do Wilna, do Polski i do ewentualnego konfliktu z II Rzeczypospolitą. Co jakiś czas dokonywał przeglądu prasy litewskiej na łamach „Słowa”. Dostrzegał na Litwie pewne rozdwojenie opinii w sprawie Wilna i stosunku do państwa polskiego. Społeczeństwo litewskie nie było, jego zdaniem, tak jednomyślne w tej kwestii, jak chcieliby tego litewscy nacjonaliści i przedstawiciele władz z prezydentem na czele. To, co oni określali mianem „upadku ducha narodu”, Mackiewicz nazywał o wiele oględniej „wytrzeźwieniem części społeczeństwa litewskiego w jego zapatrywaniach na sprawę wileńską”. Ze zrozumieniem i radością przyjął poglądy demokratów litewskich, twierdzących – w przeciwieństwie do nacjonalistów – że spór polsko-litewski powinien zostać rozstrzygnięty na drodze pokojowej. Uznał to za rewelację. „Dotychczas nikt nie śmiał na Litwie tak śmiało wypowiadać swych pacyfistycznych, względem Polski, przekonań” – napisał w jednym z artykułów wstępnych w sierpniu 1925 roku. Rok 1926 przyniósł ważne wydarzenia w dziejach obu państw. W Polsce drogą zamachu (12-15 maja) do władzy doszedł Marszałek Józef Piłsudski, zaś siedem miesięcy później (16/17 grudnia) na Litwie, w podobny sposób, Antanas Smetona. Smetonę ogłoszono „wodzem narodu” i obrano prezydentem, o czym zdecydowała partia prezydencka, czyli Związek Narodowców Litewskich. Premierem mianowany został Augustinas Voldemaras, jeden z najbardziej antypolskich polityków litewskich. Powtórzyła się sytuacja z lat 1919-20, kiedy to Piłsudski był Naczelnikiem Państwa z jednej strony, a Smetona prezydentem i Voldemaras ministrem spraw zagranicznych – z drugiej. Jak można się było spodziewać, spór o Wilno rozgorzał na nowo, gdy naprzeciwko siebie stanęli starzy wrogowie. I być może doszłoby wówczas do wojny, gdyby nie pamiętne posiedzenie Rady Ligi Narodów w Genewie 10 grudnia 1927 roku, na którym Piłsudski wymógł na Voldemarasie przyznanie, że „stan wojenny między Polską a Litwą nie istnieje”. Po tej dyplomatycznej scysji na międzynarodowym forum oba państwa miały nawiązać rozmowy. Józef Mickiewicz przyglądał się tym wydarzeniom ze zrozumiałym zainteresowaniem. Cieszyła go każda próba unormowania stosunków między zwaśnionymi, niegdyś tworzącymi jedno państwo, narodami. Denerwowało go niepomiernie dwuznaczne postępowanie premiera Voldemarasa – podczas spotkania z polskim ministrem spraw zagranicznych Augustem Zaleskim w Genewie manifestował swą dobrą wolę do nawiązania stosunków z Polską, zaś po powrocie na Litwę ponownie „wyciągnął” na wierzch sprawę przynależności Wilna. Mackiewicz jasno określił zachowanie Voldemarasa jako „prowokacyjne”. Krytykował go także za „brak samodzielności, zrozumienia interesów własnego kraju”, co przejawiało się uzależnieniem polityki zagranicznej Litwy od Niemiec.  | Antanas Smetona Fot. www.kvb.lt
|
Wiosną 1928 na neutralnym terenie Prus Wschodnich, w Królewcu, odbyły się pierwsze od 1920 roku rokowania polsko-litewskie. Specjalnym wysłannikiem „Słowa” na tej konferencji był, oczywiście, Józef Mackiewicz. Jeszcze parę dni przed jej rozpoczęciem dowodził, że uregulowaniem stosunków politycznych między Polską i Litwą zainteresowane są również pozostałe państwa bałtyckie i inne kraje europejskie. Samo zaś podpisanie układu miałoby, jego zdaniem, ogromne znaczenie gospodarcze dla Litwy i portu w Kłajpedzie, których sytuacja gospodarcza była wówczas fatalna. Zaznaczał jednak jasno: „(…) Wilno może być stolicą Wielkiego Księstwa Litewskiego, ale nigdy stolicą dzisiejszej republiki litewskiej. Sprawa Wilna w płaszczyźnie stawianej przez czynniki kowieńskie nie istnieje. Natomiast istnieje kwestia prestiżu republiki litewskiej, najniefortunniej w świecie związana przez poprzednich polityków kowieńskich ze sprawą wileńską. Ci sami politycy rozumieją to doskonale, że to powiązanie było niefortunne, a może być dla Litwy i zgubne”. Konferencja, na której Mackiewicz był obecny, zakończyła się niepowodzeniem. Otwarcie nastąpiło 30 marca 1928 roku. Tego samego dnia Voldemaras oświadczył, że nie będą podejmowane kwestie terytorialne (w przeciwnym razie nie byłoby w ogóle o czym mówić), lecz już dzień później jednak zaczął piętrzyć trudności. Zażądał od Polski 10 milionów dolarów tytułem odszkodowania za akcję generała Żeligowskiego i zaznaczył jednocześnie, że nie zrzeka się tym samym praw litewskich do Wilna. Delegacja kowieńska uznała również, że pełnomocnictwa Polaków są zbyt wąskie, gdyż podlegają ratyfikacji. Polacy oponowali, tłumacząc, że pełnomocnictwa mają jak najszersze, obowiązek ratyfikacji narzuca natomiast konstytucja. Według Mackiewicza, Voldemaras wyraźnie grał na zwłokę, podczas gdy Polacy starali się wszystkie kwestie sporne załatwić jak najszybciej. Konferencję zakończono 2 kwietnia, powołując do życia trzy komisje polsko-litewskie, które miały się zająć sprawami komunikacyjnymi, gospodarczymi, bezpieczeństwem oraz ruchem granicznym. Parę dni później, już po powrocie do Wilna, Mackiewicz uznał konferencję za „sukces dyplomacji polskiej w walnej bitwie”. Zdecydowanie na wyrost. Szybko to zrozumiał – już w lipcu tego samego roku pisał: „Stosunki litewsko-polskie powróciły do starego łożyska sprzed grudnia ubiegłego roku”. Nim do tego doszło, zdążył Mackiewicz – bezpośrednio po konferencji w Królewcu – odbyć podróż do Kowna. Obserwował, czytał prasę, rozmawiał z ludźmi. Pozwoliło mu to po powrocie do Wilna napisać: „Ze swej strony podzieliłbym dzisiejszą Litwę kowieńską jeszcze na dwie części: jedna, która naprawdę chce Wilna i druga, która Wilna nie chce”. Do pierwszej grupy zaliczył rządzącą prezydencką partię tautininków i ich sympatyków, dążących do Litwy mocarstwowej. Ich „Wielka Litwa” obejmować miała także, oprócz Wilna, ziemie białoruskie, część Łotwy i Prus Wschodnich. Tautininkowie uważali zarazem, że dopiero po oddaniu przez Polskę Wilna będzie mogła nastąpić całkowita poprawa stosunków polsko-litewskich, a nawet współdziałanie w polityce zagranicznej – skierowane przeciwko „czerwonemu Mińskowi”. Grupę drugą tworzyła, według Mackiewicza, lewica i chadecja. Ich rozumowanie tłumaczył następująco: Wilno nie może być „przyczepione sztucznie do tej dzisiejszej republiki przesiąkniętej taką ciasnotą myśli. – Jest to tak, jakbyśmy wielki ładunek złota chcieli umieścić w małej łupince – przewróci ją każda fala. Wilno jako stolicę umieścić można jedynie na wielkim okręcie państwowym. – Rozumieją to doskonale chrześcijańscy demokraci i dlatego Wilna oni nie chcą”. Po krótkim okresie nadziei nastąpił – jak to określił Mackiewicz w jednym ze swoich artykułów – „nawrót do szablonu”. Ponownie aktualne stały się słowa, które napisał jeszcze w lutym 1928 roku (a więc ponad miesiąc przed konferencją w Królewcu) na temat stosunku rządu kowieńskiego do historii własnego kraju, do własnej szlachty: „Nienawidzą oni Litwy, nienawidzą tradycji litewskich, które mówią o chwale jej szlachty, nienawidzą książąt litewskich, którzy szlachcie majątki nadali, nienawidzą starej kultury litewskiej, którą szlachta stworzyła, nienawidzą całej przeszłości, historii, literatury, nauki, wspomnień o bojach, krwawych ofiarach za niepodległość ojczyzny, pamiątkach, kościołach ufundowanych na ziemiach litewskich, bo wszystko to jest dziełem rąk szlachty”. Ta zaś szlachta znienawidzona była na Litwie z czterech powodów: 1) ponieważ była klasą panującą, 2) ponieważ korzystała ze swego bogactwa, 3) ponieważ tworzyła placówki polonizacyjne i 4) w roku 1918 orientowała się na Warszawę. |