Zaczyna się od stereotypu, rasowego uprzedzenia, lęku wobec obcych i wzajemnej nieufności. Zamyka to drogę normalnej, zdrowej relacji. Prowadzi do burzliwej kłótni, rękoczynów, aby przerodzić się w spontaniczny i bezmyślny wybuch agresji w konsekwencji oznaczający śmierć. Szybką karę za zszarganie godności.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Wielowątkowa fabuła „Miasta gniewu” zapętla się wokół konfrontacji obywateli różnego koloru skóry, odrębnych wyznań i pochodzenia. Punktem krzyżującym losy bohaterów, pozornie niemające ze sobą nic wspólnego, jest porzucone przy drodze ciało brutalnie zamordowanego mężczyzny. W retrospektywie, cofającej akcję o kilkadziesiąt godzin, poznajemy grono osób podejrzanych o zbrodnię. Meksykański ślusarz, policjant prowadzący śledztwo w sprawie i jego partnerka, okradzione przez dwójkę młodocianych złodziejaszków małżeństwo, rasistowski stróż prawa i jego niedoświadczony kompan, właściciel małego, rodzinnego sklepiku, reżyser filmowy i jego żona – każde z nich może być sprawcą krwawego występku. Rozrzucone epizody powoli zaczynają się układać w klarowny obraz współczesnego społeczeństwa Miasta Aniołów i rozwiązują zagadkę podłoża tajemniczego morderstwa. Paul Haggis, autor scenariusza oskarowego „Za wszelką cenę”, pozbawiony mocy twórczej i kunsztu Clinta Eastwooda, bez aktorów z najwyższej branżowej półki, nakręcił debiut najwyższej próby. Na podstawie własnych doświadczeń współtworzył wraz z Robertem Moresco scenariusz przenikliwie obserwujący koegzystencję odmiennych kultur, dla których głównym problemem jest nieumiejętność nawiązania kontaktu. Wypływa on ze ślepej wiary w stereotypy, nietolerancji, rodzi niezgodę, ostrą wymianę zdań. Podburza do gniewu, niszczenia mienia, do bezsensownego sięgania po broń. Niedawna historia uczy nas, jak szybko ze skali jednostki taki konflikt potrafi urosnąć do ponadnarodowego sporu, mogącego wysłać na cmentarze miliony ludzkich istnień. Ale film Haggisa nie wchodzi na płaszczyznę międzynarodowego terroryzmu, hamuje, żeby skupić się na pierwotnym źródle, zaczątku większego i poważniejszego zjawiska. Reżyser dyskretnie przemyca pod portretem multikulturowego Los Angeles mnóstwo istotnych pytań, od wielu lat pojawiających się na ustach mieszkańców całego świata. O sens budowania złudy tolerancyjnego kraju, gdzie pochodzenie, wyznanie, język są piętnem eliminującym możliwość słusznego osądzenia. O pozwolenie na zachowanie tożsamości osobnikom napływającym. O logikę tworzenia mozaiki etnicznych gett zamiast solidarnie działającego, jednolitego państwa i społeczeństwa. Wobec tych kwestii Haggis pozostaje neutralnym obserwatorem, samodzielną ocenę pozostawiając widzowi. Nie jest nachalny, nie opowiada się za żadną ze stron. Źli są czarni, biali, Azjaci, Latynosi, biedni i bogaci.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Nie idealizuje Amerykanów jako dobroczyńców, którzy wpuszczając za swoje granice imigrantów z całego świata zamontowali w państwie tykającą bombę samodestrukcji. Na przykładzie kilku postaw kreśli pełną celnych obserwacji panoramę narodu po zamachach z 11 września, panoramę odżywających lęków wobec odmienności. Bohaterowie (ograbiony sklepikarz czy zanadto podejrzliwy policjant) nie raz pochopnie sięgają po broń, aby odzyskać dobre imię, bezpieczeństwo we własnym środowisku, mieście, państwie. Sami wymierzają sprawiedliwość, czując rasową wyższość nad „przeciwnikiem”. Paradoksalnie wymierzone sądy mnożą błędne koło niedomówień, a ich ofiarami padają coraz to kolejni obywatele. Najgorsze i najbardziej wyświechtane tezy, podszyte napastliwością i wrogimi emocjami, dotychczas skryte pod płaszczykiem politycznej poprawności, uwalniają się z dusz bohaterów zbierają gorzkie, czasem śmiertelne żniwo. Od strony czysto technicznej to kino dopieszczone do najdrobniejszego szczegółu. Mroczne zdjęcia Jamesa Muro wyśmienicie oddają klimat tematu filmu, brudnego i bolesnego. Niespodziewanie cały zespół aktorski gra bardzo równo, z niektórych ról wychodzą bodaj najlepsze kreacje w artystycznym dorobku, przykładowo Sandry Bullock czy Terrence’a Howarda. Nazwisko Paula Haggisa teraz wyraźniej jawi się jako znak dobrego kina i obietnica, miejmy nadzieję, niejednego jeszcze dociekliwego dzieła o niebłahych bolączkach współczesności.
Tytuł: Miasto gniewu Tytuł oryginalny: Crash Reżyseria: Paul Haggis Zdjęcia: James Muro Scenariusz: Paul Haggis, Robert Moresco Obsada: Sandra Bullock, Don Cheadle, Matt Dillon, Jennifer Esposito, William Fichtner, Brendan Fraser, Terrence Dashon Howard, Ludacris, Thandie Newton, Ryan Phillippe, Larenz Tate, Keith David, Loretta Devine, Nona M. Gaye, Michael Pena Muzyka: Mark Isham Rok produkcji: 2004 Kraj produkcji: Niemcy, USA Data premiery: 22 lipca 2005 Czas projekcji: 113 min. Gatunek: dramat, sensacja Ekstrakt: 90% |