powrót do indeksunastępna strona

nr 7 (XLIX)
wrzesień 2005

 Ja-kto
Autor pisze o opowiadaniu:
Miniaturę tę można potraktować jako poważny przyczynek do dyskusji o tolerancji, równouprawnieniu i prawach tak zwanych mniejszości seksualnych… Ale ja preferuję traktowanie go jako zwykłą humoreskę science fiction.
– Nie prowadzę własnych badań nad pochodzeniem tej, jak chcą niektórzy, choroby, nad jej rozprzestrzenianiem się i tak dalej, ok? Po prostu żyjemy sobie. Czasem ja-Grzegorz, czasem ja-Ula. Notujemy sobie co się dzieje, by być na bieżąco. Poznajemy ludzi, zakochujemy się, pracujemy w wolnych zawodach. Kropka. Jeszcze jakieś pytania?
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Chłopak był przerażony.
– Cześć – rzuciłem, gramoląc się z łóżka. – Jestem Grzegorz. A ty pewnie jesteś chłopakiem Uli?
– Robert – szepnął, wciąż nie mogąc uwierzyć własnym oczom. Nadal zakrywał się prześcieradłem, opierając się plecami o ścianę, siedząc na tym samym łóżku. Ciemna karnacja, krótko przystrzyżone włosy. Ja-Ula ma dobry gust. Ale ja-Grzegorz wolę dziewczyny.
Rozejrzałem się po pokoju. Podniosłem stringi ja-Uli, okręciwszy je na palcu zerknąłem na Roberta. Słowo daję, zarumienił się. Pozbierałem jej porozrzucane ubrania i cisnąłem celnym rzutem do kosza. Z mojej szafy wyjąłem świeże, męskie slipy i czysty dres.
– Czy Ula… Znaczy, ty…
– Jesteśmy sobą? – bez trudu odgadłem plątane pytanie chłopaka. – Tak.
– Ula mi nic nie mówiła…
– Pewnie nie chciała cię stracić – skwitowałem. – W końcu ilu chłopaków jest w stanie zaakceptować to, że ich dziewczyna czasem staje się mężczyzną…?
– No… tak, ale…
– Długo ze sobą jesteście?
– Ze trzy miesiące… – podniósł speszoną głowę. – To znaczy… ty nic nie pamiętasz?
– Z okresu bycia ja-Ulą? Niewiele. Prawie nic.
– Ale…
– Ubierz się, przecież nie będziemy tak rozmawiać – rzuciłem zniecierpliwiony. – Zrób nam kawy czy co tam z Ulą piliście. Ja muszę odświeżyć pamięć… Nie krępuj się, mam inne zainteresowania – dodałem, obserwując nieporadne próby wstania w wykonaniu owiniętego prześcieradłem Roberta będąc owiniętym prześcieradłem.
• • •
– To jej dziennik? – Robert przegryzał już chyba piątą kanapkę, podczas gdy ja pochłaniałem zaległości.
– Uhm – odparłem. – Nasz. Wpisujemy wszystko, co się stało interesującego, a zwłaszcza to, co nas dotyczy osobiście. Tak, jesteś tu opisany. I nie, nie pozwolę ci tu zerknąć.
– Aha – mruknął zawiedziony.
Sięgnąłem machinalnie po kromkę, ale talerz był pusty. Spojrzałem nań zdziwiony, potem na Roberta. Zrozumiał.
– Zaraz dokroję – wstał.
– I co teraz? – krzyknął po chwili z kuchni.
– A co ma być?
– Znaczy, wiesz…
– Pytasz, kiedy wróci ja-Ula? Nie mam pojęcia, tego się nie da kontrolować.
– Ale mam czekać?
Roześmiałem się.
– To już chyba od ciebie zależy. Od was. Od tego, co was łączy.
– Kocham Ulę – stanął w drzwiach pokoju z talerzem pełnym kanapek.
– Świetnie, cieszę się – odparłem znajdując potwierdzenie tego z zapiskach ja-Uli. – W takim razie przyjdzie nam się zaprzyjaźnić i… czekać.
– Ok – skwitował, zagryzając kolejną kanapkę. Apetyt miał ogromny. Ale kanapki faktycznie były dobre. Nagle zamarł wpół gryza. – Ale… to nie jest zaraźliwe?
Wzruszyłem ramionami.
– Nie sądzę. Naukowcy też mówią, że nie.
– A wiesz może…
– Nie wiem na ten temat nic ponad to, co wyczytałem w sieci i wysłuchałem w mediach – uciąłem. – Nie prowadzę własnych badań nad pochodzeniem tej, jak chcą niektórzy, choroby, nad jej rozprzestrzenianiem się i tak dalej, ok? Po prostu żyjemy sobie. Czasem ja-Grzegorz, czasem ja-Ula. Notujemy sobie co się dzieje, by być na bieżąco. Poznajemy ludzi, zakochujemy się, pracujemy w wolnych zawodach. Kropka. Jeszcze jakieś pytania?
– Co robimy na obiad?
• • •
Dziewczyna była przerażona. Wodziła oczyma w te i we w te po całej sypialni, siedząc na łóżku, opierając się plecami o ścianę i zasłaniając prześcieradłem po szyję.
– Spokojnie, nic ci tu nie grozi – spróbowałem. Ale jej oczy były nieobecne. – Jak ci na imię?
– Renata – mruknęła. Przynajmniej przez chwilę spoglądała w moim kierunku.
– Ja-Renata?
Spojrzała uważniej, kamieniejąc. Strach z wolna ustępował, pojawiły się początki zrozumienia.
– Ja… Ja… Ja-nie-wiem…
– A Robert? – zaryzykowałem od tej strony.
– Robert? – zdziwienie było autentyczne, ale po chwili nadeszło zastanowienie. – Robert…
– Ja-Robert, czyli drugi ty. Był tu wieczorem, gdyśmy się kładli spać. Mieszka ze mną.
– Wy…?
– Nie – uśmiechnąłem się. – Ty-Robert kocha ja-Ulę. I nic nie wiedział o tobie-Renacie. I nie prowadzi dziennika, z którego mogłabyś się dowiedzieć, kim jesteście i co się z wami dzieje. Tam – wskazałem na szafę ja-Uli – są ubrania kobiece. Powinny na ciebie pasować. Skoro podobały się Robertowi, pewnie spodobają się i tobie. A tam jest łazienka. Ja idę do kuchni szykować śniadanie. Kawa czy herbata?
• • •
– Pozdrowienia od ty-Uli – usłyszałem na dzień dobry. Renata już wnosiła tacę z kawą i kanapkami. Przetarłem oczy.
– Jak długo…?
– Ty chyba ze trzy miesiące.
– Ja…?
– A ja znów od tygodnia. Zaprzyjaźniłyśmy się.
– Nie mam nic przeciwko – skwitowałem, wąchając świeżo zmieloną i zaparzoną kawę.
– Ciebie też chyba polubię.
Zakrztusiłem się.
• • •
Chłopak był przerażony.
– Cześć, Robert – rzuciłem, gramoląc się z łóżka. – To znowu ja-Grzegorz.
– Tak, wiem, ale…
– Ale?
– Ale… Ty-Ula jest pewna, że jest w ciąży…
[2005-06-16]
powrót do indeksunastępna strona

17
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.