powrót do indeksunastępna strona

nr 8 (L)
październik 2005

 Przeciw wszystkim
Elizabeth Moon
ciąg dalszy z poprzedniej strony
OSK Rosa Maior
Barin Serrano wywołał bazę danych personelu Floty i zaczął szukać Esmay. Robił to na każdej stacji od czasu ich rozdzielenia. Zastanawiał się, czy ona robiła to samo. Wciąż nie wiedział, czemu dostała nowe rozkazy i została wysłana aż do Sektora Trzy. Na szczęście nazwisko Suiza jest na tyle rzadkie, że łatwo będzie ją znaleźć.
„Nie odnaleziono żadnej osoby o nazwisku Suiza. Czy chcesz zmienić pisownię i powtórzyć zapytanie?”
To bez sensu. Zaledwie dwa tygodnie wcześniej była w systemie. Sprawdził inne dostępne opcje, ale wszystkie poszukiwania dały taki sam rezultat. Wreszcie zajrzał do rejestru „Wydaleni lub emerytowani”.
„Suiza, Esmay, ostatnia ranga 0-3, ostatni przydział, zwolniona na rozkaz admirał Serrano na stacji Trynidad…”
Barin spojrzał na datę. Dziewięć dni temu. Po drugiej stronie przestrzeni Familii.
Wściekłość uniemożliwiła mu odczytanie reszty informacji. Admirał Serrano, jego własna babka, zemściła się na Esmay i wyrzuciła ją ze służby, którą tak kochała, i to w chwili, gdy Flota potrzebuje każdego dobrego oficera. Jego babka! Oszukała ich, wbiła im nóż w plecy i on… on…
Uspokoił się. Był tylko pepekiem, a babka starszym admirałem. Mógł się złościć i jej nienawidzić, ile tylko chciał, ale był oficerem Floty, trwała wojna i próba sił nikomu by nie pomogła.
Gdzie jest Esmay? Nie miał pojęcia. Co teraz robi? Czy leci na Rockhouse Major, żeby zaprotestować w Dowództwie Floty? Czy na Altiplano, żeby tam osiąść jako Oblubienica Ziemi? Nie, na pewno nie, chyba że chce znaleźć dowody, iż oskarżenie Suizów o zdradę jest fałszywe.
On tymczasem ma własne obowiązki, i nawet jeśli jego babka zapomniała o swoich, by zaspokoić pragnienie osobistej zemsty w sytuacji prawdziwego zagrożenia, on tego nie zrobi. Jako pepek na pokładzie statku kierującego się w rejon walki ma mnóstwo obowiązków, które nie pozwalają mu na bezczynność.
• • •
W mesie młodszych oficerów chorąży i inni pepekowie odwrócili głowy w jego stronę, gdy tylko wszedł. Nie mogli słyszeć o Esmay, ten wyraz twarzy musi znaczyć coś innego.
– Barin, słyszałeś coś? – zapytał Cossy Forlin, który był z nim na jednym roku w Akademii.
– O buncie? – zapytał Barin, zajmując swoje miejsce. – Nie.
– Myślałem, że skoro masz tych wszystkich krewnych…
– Zastanawiam się… – Luca Tavernos zerknął na drzwi i ściszył głos. – Zastanawiam się nad tym, jakie to przerażające, że nie wiadomo, komu można ufać.
– Jak na Despite – rzucił Cossy. – Skąd można wiedzieć… – Urwał gwałtownie, gdy do środka weszło trzech poruczników i jeden z nich, Marcion, usiadł u szczytu stołu.
Najpierw zerknął na juniorów z nieprzeniknionym wyrazem twarzy, a potem wskazał widelcem w stronę Cossy’ego.
– Przynajmniej wiemy, że pan nie należy do żadnej konspiracji, pepeku Forlin. Spiskowcy mają dość rozumu, żeby nie rozmawiać przy otwartych drzwiach. Dobrze, że pana specjalnością nie jest wywiad.
Cossy poczerwieniał i zajął się jedzeniem.
– No jak tam, Barin, czy rodzina przekazała ci jakieś informacje?
– Nie, sir – odpowiedział Barin. – Wie pan, że łączność nie jest w tej chwili dostępna.
– A ma pan jakieś wątpliwości co do lojalności oficerów na tym statku?
– Nie, sir, ale gdybym miał, zgłosiłbym to odpowiednim władzom.
Marcion roześmiał się.
– Jestem pewien, że tak. Wy, Serrano, jesteście twardzi. Jak pan ocenia taktykę buntowników?
– Na podstawie dostępnych mi skąpych informacji podejrzewam, że chcą dokonać skradzionymi statkami zmasowanego uderzenia na Copper Mountain. Byłbym zdziwiony, gdyby jeszcze jacyś buntownicy byli na innych okrętach.
– Zakłada pan, że jest ich stosunkowo niewielu.
– Tak, mniej od lojalnego kontyngentu, sir.
– Ciekawe… Znam wielu ludzi, których mocno zdenerwowały zmiany wprowadzone przez Conselline’a, poczynając od mianowania nowego ministra obrony.
– Tak, sir, ale nie buntowników – stwierdził Barin i zacytował swoją babkę: „Politycy przychodzą i odchodzą, ale Flota pozostaje”.
– Ja też tak uważam, ale chciałem poznać opinię legendarnych Serrano.
Barin zignorował ten przytyk.
– Jak pan myśli, czego naprawdę będą chcieli buntownicy? – zapytał. – Sądzi pan, że to Consellinowie doprowadzili do buntu?
– Nie wiem – odpowiedział Marcion. – W końcu nie jestem jednym z nich, a zgadywanie motywów przeciwnika to ryzykowne zajęcie. Byłbym skłonny przypuszczać, że wykorzystali nieobecność starszych oficerów, którzy zostali odsunięci od aktywnej służby z powodu problemów z odmładzaniem. Pańska babka też została usunięta, prawda?
– Tak jest, sir.
– Przypuszczam, że to zamieszanie w Dowództwie, wynikające z wyrzucenia przynajmniej połowy admirałów, pozwoliło buntownikom na działania, które w innym wypadku wymagałyby znacznie dłuższych przygotowań. Personel szalał, próbując obsadzić zwolnione nagle stanowiska nowymi ludźmi, a komisje promocyjne pracowały na okrągło.
– Skąd pan o tym wie? – zapytał Cossy.
– Byłem w ramach rotacji personelu w Dowództwie. Najpierw u admirał Stearns, a kiedy zdjęli ją ze służby, u admirał Rollinby. Byłbym tam nadal, gdyby nie to, że z powodu buntu znów poprzenosili ludzi. Spotkał pan kiedyś admirał Stearns, Barin? Mówiła, że zna pańską babkę.
– Nie, sir. Admirał… ma wielu znajomych w Dowództwie.
– Tak przypuszczam. Najwyraźniej też na własną rękę zajmowała się problemem odmłodzeń. Razem z admirał Stearns były w jakieś grupie badawczej.
– A słyszał pan, co się z nią stało, poruczniku? – zapytał jakiś siedzący dalej przy stole chorąży.
– Consellinowie zablokowali środki na badania, ponieważ istnieje bardzo duże prawdopodobieństwo, że to właśnie ich leki spowodowały cały problem. A bez funduszy na badania i leczenie wielu ludzi znalazło się w beznadziejnej sytuacji… – Marcion przerwał. – Bywają takie chwile, kiedy jest mi trudno pozostać tak apolitycznym, jak tego wymagają przepisy.
To praktycznie zakończyło rozmowę. Barin dojadł swój posiłek, nie odzywając się już więcej, a inni rozmawiali cicho o wynikach gier sportowych i zbliżających się egzaminach.
• • •
Po posiłku Barin postanowił spokojnie przemyśleć całą sytuację. Czemu ktoś właśnie teraz wyrzucił Esmay ze służby? Pierwsze reakcje ich rodzin na ślub wyrażały niezadowolenie, ale w umiarkowany sposób. Czyżby pojawiły się jakieś nowe dowody zdrady Suizów? Nie wierzył w to. Serrano łatwo się denerwowali, ale w sytuacji ustania wszelkich wrogich działań niemal równie szybko się uspokajali. Jego babka, jak przystało na admirała, jest arogancka, ale zawsze sprawiedliwa.
Tak mu się przynajmniej wydawało. Musiał jednak przyznać, że nie zna jej tak dobrze, jak mógłby. I przecież widział, że rozkaz o wyrzuceniu Esmay ze służby wydał admirał Serrano.
Ale jego babka nie jest jedyną admirał Serrano wśród oficerów flagowych. Czy tam napisano, który admirał Serrano? Tak naprawdę nie zwrócił na to uwagi…
A teraz już nie mógł sprawdzić. Rozległy się syreny alarmowe sygnalizujące, jak miał nadzieję, kolejne ćwiczenia. Popędził korytarzem, zsunął się po drabince i dotarł do wyznaczonego stanowiska bojowego jeszcze dobrze przed czasem. Starszy oficer wręczył mu komputer i zaczął sprawdzać obecność: Ackman… Averre… Betenkin… Zanim nadszedł starszy porucznik, sekcja Barina była już przygotowana do inspekcji; wszyscy stali obok otwartych szafek, z kombinezonami próżniowymi w rękach. Porucznik odebrał raport Barina i sprawdził kombinezony tak, jakby nie oglądał ich dzień wcześniej.
Barin był w połowie drogi z powrotem do kabiny, gdy rozległ się kolejny alarm.
• • •
Bitwa we wnętrzu krążownika może być albo nudna, albo śmiertelna. Mówiono mu o tym już w Akademii. Miał nadzieję, że tym razem będzie nudno. Barin dowodził grupą oceny uszkodzeń z powodu braków w kadrze podoficerskiej, co oczywiście miało związek z buntem i nieudanymi odmłodzeniami. Ponieważ już od kołyski uczono go, że młodsi oficerowie zawsze wiedzą mniej niż podoficerowie, którymi dowodzą, dbał o dobre stosunki z przydzielonym do jego sekcji matem, człowiekiem o dużym doświadczeniu w zakresie oceny uszkodzeń i ich kontroli.
Przez trzy godziny jego zespół nie miał do czynienia z żadnymi uszkodzeniami. Sprawdzali i zgłaszali temperaturę w przedziałach, prędkość przepływów w różnych rurach i mnóstwo innych parametrów, które były ważne, ale nie dawały żadnej wskazówki co do tego, co się dzieje na zewnątrz statku. Sztuczna grawitacja nie podlegała fluktuacjom, światła nie mrugały, w ogóle nic się nie działo.
Kiedy nadszedł rozkaz odwołania alarmu, Barin złożył oficerowi kontroli uszkodzeń końcowy raport i wrócił do swoich zwykłych obowiązków. Próbował trochę czytać o ocenie uszkodzeń i ich kontroli, ale nie słyszał nic na ten temat w trakcie kursu na specjalizacji dowódczej, dlatego ciężko mu to szło.
– To nie takie trudne, sir – powiedział mu jeden ze starszych bosmanów. – Zasadniczo wszystko się sprowadza do tego, że mamy rury i kable oraz oczywiście powietrze i ciążenie.
– Ale piszą tutaj, że pomieszczenie może być wypełnione parą, dymem lub…
– Najprawdopodobniej chodzi o parę wodną, jeśli doszło do utraty ciśnienia – odpowiedział bosman.
– A skąd mamy wiedzieć, która rura jest do czego, jeśli jej nie widzimy?
– No cóż, zasadniczo powinien pan znać swoją sekcję na wylot. Oczywiście jeśli potrzebują pana gdzie indziej…
– Bosmanie, czy był pan kiedyś na statku, który doznał ciężkich uszkodzeń?
– Byłem. Raz na skutek działań przeciwnika – jeszcze w czasie tej pierwszej afery z Patchcock – i raz przez kretyna, który wrócił z przepustki i się popisywał. Wybił dziurę w linii hydraulicznej w komorze promowej. Wywaliliby go dyscyplinarnie, gdyby nie to, że wyciek poleciał prosto na niego.
– Wyciek?
– Linia była pod wysokim ciśnieniem, synu, a on przyniósł ze sobą igłowiec, którego dostał od kuzyna z okazji jakiegoś święta… co oczywiście było wbrew przepisom. I nie sprawdził amunicji, którą dostał razem z nim. Jak się później okazało, była to najcięższa amunicja, jaką można było kupić. No i ten dureń pokazał igłowiec swojemu kumplowi, zaczęli się wygłupiać i oczywiście… bum! Z rury wystrzelił strumień i poleciał wprost na niego, a prom gwałtownie opadł na pokład, przez co pękły dwie opony. Kawałek jednej z nich walnął jakiegoś człowieka w głowę, a inny fragment uderzył gościa z palnikiem. Nie można go winić za upuszczenie palnika, skoro opona złamała mu ramię, ale palnik coś podpalił, nie pamiętam już co. A więc mieliśmy pożar i wyciek płynu hydraulicznego, a ponieważ płyn wyparował, wylatując pod tak dużym ciśnieniem, jak myślisz, co się stało?
– Wybuchło – powiedział Barin.
– Właśnie. To było na starym Harknessie, który przeżył dwie bitwy z grupami bojowymi Benignity, a przez jednego idiotę rozleciał się na kawałki. Ale wybuch w doku promowym to był dopiero początek. Na tamtych krążownikach – właśnie od czasu Harknessa robią je teraz inaczej – w jednym miejscu były różne warsztaty, magazyny części oraz – dla usprawnienia pracy – główny węzeł elektryczny. Nie mieliśmy więc tylko jednego wybuchu i pożaru… Kapitan kazał nam odciąć magazyny amunicji – w każdej chwili ogień mógł tam dotrzeć – a w końcu musieliśmy wyrzucić wszystko w przestrzeń. Walczyliśmy z ogniem dwadzieścia osiem godzin, ledwie starczyło nam układów podtrzymywania życia dla pozostałej załogi. Ponad trzysta ofiar, całkowicie zniszczony statek… Musieli nas ewakuować w kombinezonach próżniowych i przenieść na inną jednostkę.
– Nie wiedziałem, że płyn hydrauliczny się pali – powiedział Barin.
– Od lat próbują wynaleźć coś, co będzie lepiej działało i się nie paliło, ale jak dotąd… jeśli go odparujesz i podpalisz, wybuchnie. I nie zapominaj, że przetnie cię jak skalpel laserowy. – Starszy bosman na chwilę wciągnął policzki. – Ten drugi raz – powiedział – nie było tak źle. Przebicie kadłuba przez ciężki pocisk, ale na szczęście nie eksplodował. Trochę trudno było go wydostać i jeden biedak w przedziale zginął, ale nie było aż tak źle. Jedynym prawdziwym problemem był jakiś młodzik, który chciał mieć pamiątkę, więc zaczął grzebać przy panelu odpalającym, żeby go zabrać i schować w szafce. Starszy bosman Meharry omal nie urwał mu za to głowy. Dureń mógł nas wszystkich wysadzić w powietrze.
Barin był ciekaw, czy tamten Meharry był spokrewniony z członkiem załogi jego ciotki, Methlin Meharry.
– Proszę, to najlepsza kostka, jaką mamy – powiedział bosman, wręczając ją Barinowi. – Najwięcej się pan nauczy w sytuacjach, które pan przeżyje, ale ta kostka da panu trochę więcej wiedzy niż inne.
– Dzięki. – Barin postanowił spędzać nad nią każdą wolną chwilę. Musi dowiedzieć się wszystkiego o pokładzie załogowym, od kadłuba aż do hydrauliki.
• • •
Dopiero następnego dnia po południu kapitan poinformował załogę o przebiegu starcia.
– Gdy wyszliśmy ze skoku, natknęliśmy się na kilku buntowników. Admirał spodziewał się tego, więc wszystko było w pełnej gotowości. Zaminowali właśnie punkt skokowy, ale przebiliśmy się przez pierwszy kordon bez uszkodzeń i wszystkie jednostki przeciwnika zostały zniszczone. Zaliczono nam pół zestrzelenia.
Barin zastanawiał się, skąd wiedzieli, że tamte statki należały do buntowników… ale zdawał sobie sprawę, że gdyby zatrzymali się, by zadać parę pytań, bitwa mogłaby mieć znacznie bardziej groźny przebieg.
Grupa bojowa miała zostać w układzie tak długo, aż wyłapie pozostałe miny, a następnie mieli zaminować punkt skokowy własnymi ładunkami, zaprogramowanymi na rozpoznawanie zmienionych kodów Floty.
powrót do indeksunastępna strona

75
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.