powrót do indeksunastępna strona

nr 8 (L)
październik 2005

 Przeciw wszystkim
Elizabeth Moon
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Rozdział piąty
Dowództwo Sektora Pięć
Heris Serrano i jej cioteczna babka Vida – znów admirał w aktywnej służbie – natknęły się na siebie w korytarzu tymczasowych kwater dla podróżujących oficerów; obie były w drodze na przydzielone im stanowiska. Heris, która wciąż była zła na admirał za jej wystąpienie w trakcie zebrania rodzinnego, nie traciła czasu na krążenie wokół tematu.
– Chcę z tobą porozmawiać o Barinie i Esmay – zaczęła.
– A ja nie chcę z tobą o tym rozmawiać. Już się pobrali i narobili niezłego bałaganu.
– Mylisz się – stwierdziła Heris. – Nie wiem, czy to odmładzanie, czy co, ale zachowujesz się jak idiotka.
– Komandorze…
– Mówię poważnie, pani admirał. Podziwiałam cię, zanim jeszcze poszłam do Akademii, ale teraz już nie mam dla ciebie szacunku. Najpierw nie dopuściłaś, by udzielono mi wsparcia, gdy Lepescu mi groził, a teraz rujnujesz karierę świetnego młodego oficera, odznaczającego się wyjątkowymi zdolnościami i odwagą. Nie mogę nie zadać sobie pytania, czy Lepescu był jedynym zdrajcą.
– Jak śmiesz!
– Owszem, śmiem. Myślisz, że Serrano wystraszy się krzyku? Czy naprawdę uważam cię za zdrajczynię? Nie, raczej nie, ale sądząc po twoim zachowaniu, tej możliwości nie można wykluczyć. Rozumiem, że admirałowie muszą robić rzeczy nie objęte przepisami, których młodsi oficerowie mogą nie rozumieć, ale wiem też, że i admirałowie popełniają błędy. Lepescu to tylko jeden przykład, obie mogłybyśmy wymienić wiele innych. Wiem, że admirałowie nie są tylko złotymi figurkami na szczycie hierarchii Floty, oni są ludźmi i także mogą popełniać błędy.
– I sądzisz, że ja popełniłam błąd.
– Sądzę, że tak, podobnie jak ja. – Heris głęboko odetchnęła. – To, co zrobiłam na Patchcock, było taktycznie słuszne i w najmniejszym stopniu tego nie żałuję. Ale później powinnam była zostać i zażądać sądu wojennego, niezależnie od tego, czy popierał mnie jakikolwiek Serrano. Nie miałam racji, rezygnując ze służby i zostawiając swoją załogę na łasce Lepescu. Myliłam się, polegając na wsparciu rodziny, pozwalając, by to ona wskazywała mi, co dalej robić. Później myliłam się, oceniając ludzi na podstawie kartotek Floty; powinno być dla mnie oczywiste, że to nie Sirkin była problemem, tylko Ilkind. Ale zaufanie do Floty, tak samo jak zaufanie do rodziny, zaciemniło mi mózg. Przez moje błędy zginęli ludzie – ludzie mi bliscy i tacy, o których nawet nie wiem – ale nie zamierzam ponownie popełnić tego błędu.
– A co, twoim zdaniem, powoduje, że ja popełniam błędy? – Głos Vidy był spokojny, ale Heris nie dała się zwieść.
– Nie wiem, tylko ty znasz powody swoich decyzji. Ale kiedy podejmujesz niewłaściwe, wszyscy to widzą.
– A ty wciąż masz do mnie żal, że nie przyszłam ci z pomocą?
Heris machnęła ręką.
– Nie rozmawiamy o moim żalu czy złości, rozmawiamy o twoich działaniach. Niedopuszczenie do tego, by moi rodzice skontaktowali się ze mną przed lub po mojej rezygnacji, miało bardzo przykre konsekwencje. Ponadto dwukrotnie zwróciłaś się przeciwko Esmay Suizie: raz wierząc w plotki, że brała udział w porwaniu Brun, a drugi raz z powodu jakiejś starej książki – skamieniałej plotki – o jej przodkach. Przyjrzyj się faktom, admirale.
Vida przeniosła spojrzenie na ścianę, a Heris była nieco zaskoczona, że farba na niej nie zaczęła skwierczeć.
– Zdaję sobie sprawę, że na początku moje niezadowolenie z porucznik Suizy było nieuzasadnione. Gdyby ta rozmowa dotyczyła jakiejś obcej osoby, musiałabym uznać, że chodzi o stetryczałego starego admirała, który powinien zwolnić miejsce na szczycie dla błyskotliwych młodych oficerów. – Znów spojrzała na Heris. – Ale niezależnie od tego, co myślisz, nie jestem zniedołężniała. Zadałam sobie trud poddawania się regularnym badaniom, i moje odruchy, zdolności poznawcze i umiejętność oceny sytuacji są takie, jakie powinny być.
– Ale nikt nie wie, jak na zdolność oceny sytuacji, w szczególności na analizę strat i zysków, może wpływać świadomość nieśmiertelności.
– Nieśmiertelność! Odmładzanie to tylko… – Vida zamyśliła się na chwilę. – Nigdy nie myślałam o tym w ten sposób.
– Planowanie długoterminowe – powiedziała Heris – do pewnego momentu jest bardzo cenne. Sądzę, że w moim przypadku operowałaś skalą czasową wybiegającą poza moje zdolności rozumienia… i nie przejmowałaś się skutkami ubocznymi.
– Rozumiem. – Vida splotła palce. – Przypuszczam, że mogło tak być. Od tamtej pory tyle się wydarzyło, że jest mi trudno dokładnie sobie przypomnieć, jakimi kierowałam się motywami. Ale masz rację, nie przejmowałam się tym, co się działo z twoimi ludźmi.
– U wielu Odmłodzeńców – zarówno wojskowych, jak i cywilnych – widzę jakby oderwanie się od rzeczywistości. Traktują tych, którzy nie są odmłodzeni, jak efemerydy bez znaczenia, chyba że wtrącą się w czyjeś plany, a wtedy można ich spisać na straty.
Vida zmarszczyła brwi.
– Nie wydaje mi się, żebym tak na nich patrzyła, ale… rozumiem, że to może tak wyglądać.
– Liczą się skutki, a nie intencje – rzuciła odruchowo Heris. Zmarszczki na twarzy Vidy pogłębiły się.
– Wiesz, że wnioskowanie o intencjach na podstawie skutków jest niebezpieczne.
– Ale jeśli tego nie robimy, to także jest niebezpieczne. Ale to bezcelowa szermierka słowna, a ja chciałabym się tylko dowiedzieć, czy poddasz ponownej analizie swoje stanowisko wobec Suizy i uznasz, że jest dla nas cennym nabytkiem.
– Ignorując długofalowe spojrzenie?
– Nie, ale zrewiduj priorytety. Mamy w tej chwili do czynienia z buntem i mamy zewnętrznych wrogów. Potrzeba nam każdego dobrego żołnierza, a ona właśnie jest świetnym oficerem.
– Była – powiedziała Vida i rozsiadła się wygodniej w fotelu. – Heris, jej już nie ma na liście. Uważa, że została zwolniona z Floty moim rozkazem, i zniknęła. Ostatnio widziano ją wsiadającą na statek niezależnych kupców, Terakian Fortune. I choć statek zgłosił plan lotu, może wcale się go nie trzymać.
– Zwolniłaś ją ze służby? – zapytała Heris przez zaciśnięte zęby.
– Nie, to ona tak myśli. Przedstawiono jej rozkaz podpisany przez admirała Serrano. Ona uważa, że chodzi o mnie.
– A ty twierdzisz, że nie? – zapytała Heris.
– Nie. Dzięki temu kretyństwu zafundowanemu nam przez Hobarta Conselline’a mamy teraz spore zamieszanie wśród admirałów Serrano. Mamy takich, którzy poszli w odstawkę, ale teraz wracają do aktywnej służby, i takich, którzy w tym czasie zostali promowani. My, Serrano, nie dostaliśmy tyle gwiazdek, co inne rodziny – Consellinowie nigdy nie lubili Serrano – ale jest nas przynajmniej pięcioro, a może nawet ośmioro lub więcej. Ktoś kazał zwolnić Suizę, a przy tym całym chaosie panującym w Dowództwie, który jest wynikiem buntu, nikt mi o tym nie powiedział. Sądzę, że jeden z Serrano, słysząc o mojej kłótni z Suizą, uznał, że zrobi mi przysługę, zwalniając ją.
– Albo ktoś podrobił twój podpis i uwierzono, że to ty, ponieważ wasz spór był powszechnie znany – stwierdziła Heris. – Cholera, a ja byłam na ciebie naprawdę wściekła.
– Wiem. – Vida westchnęła. – Gdyby nam nie przerwano… gdyby był czas o tym porozmawiać, Suiza prawdopodobnie mogłaby mnie przekonać do wzięcia pod uwagę tego, o czym mówiła. Wiem, że ona nie jest karierowiczką, i zdaję sobie sprawę, że moja wściekłość była wtedy nieuzasadniona. Gdyby zdrada faktycznie była dziedziczona, pewnie nikomu nie mogłabym zaufać, nawet sobie. Właśnie dlatego skontaktowałam się z jej rodziną po tym, jak pobrali się z Barinem.
– Co zrobiłaś?
– Wysłałam im wiadomość o ślubie. Nie wiedziałam, co słyszeli o kłótni, więc wspomniałam o tym i powiedziałam, że moim zdaniem można to wyjaśnić.
– I co?
– I… oni widzą to zupełnie inaczej.
– Co? To, że są winni tych wszystkich okropnych zarzutów, czy że można to wyjaśnić?
Vida wyjęła ze stojaka na biurku kostkę i wsunęła ją do czytnika.
– Zobacz. Przysłała to jej rodzina.
Heris spojrzała na obraz młodej kobiety w kolorowym stroju.
– To Oblubienica Ziemi – wyjaśniła Vida. – Przyjrzyj się uważnie. – Dotknęła kontrolek i powiększyła twarz.
– Esmay Suiza? – zapytała Heris.
– Tak. Teraz wreszcie wiem, kim jest Oblubienica. – Vida znów dotknęła kontrolek i pojawiły się dwa pola; na jednym z nich był stary dokument – gdzieniegdzie na nierównej powierzchni atrament był już wyblakły – a na drugim ostry i wyraźny druk na białym tle. – To po prawej to Statut Oblubienicy, jeden z najstarszych dokumentów na Altiplano. Rodzina Suizów dostarczyła nam tłumaczenia. Wiedziałaś o tym, że przepisy Floty zabraniają zawierania ślubu z Oblubienicą Ziemi Altiplano, prawda?
– Nie – odpowiedziała Heris, przeglądając gęsto zapisane strony. Słownictwo, nawet w tłumaczeniu, zdawało się stare. „… i dla honoru oraz zdrowia ziemi nie wolno jej opuścić tego, co do niej należy”.
– Zanim to przeczytałam, myślałam, że to z powodu buntu na Altiplano – i może tak było – ale okazuje się, że obowiązki Oblubienicy Ziemi są nie do pogodzenia z obowiązkami oficera Floty.
– To… prymitywne – stwierdziła Heris. Vida wydęła wargi.
– Nie sądzę, żeby to było właściwe słowo. To jest znacznie bardziej złożone niż myślałam, oparte na bardzo wyszukanej, zupełnie mi obcej teologii. I to rzeczywiście jest teologia, ponieważ oni naprawdę wierzą w istnienie jednego lub więcej bóstw. Ponadto są Aegistami, choć nie używają tego terminu.
– Są przeciwni odmładzaniu?
– Tak. W każdej formie i z jakiegokolwiek powodu. Niektórzy z tak zwanych Starowierców sprzeciwiają się nawet używaniu zbiorników regeneracyjnych do leczenia złamanych kości, a inni uważają, że nikt nie powinien otrzymywać pomocy medycznej po przekroczeniu ichniego sześćdziesiątego roku życia. Stosują również kontrolę przyrostu naturalnego i uważają jej przeciwników za niemoralnych.
– Czyli… nie uważasz już Suizów za zbrodniarzy?
– Nie sądzę, żeby Esmay Suiza czy jej ojciec byli bezpośrednio odpowiedzialni za masakrę naszych patronów. Uważam jednak, że poślubienie przez nią Barina stwarza bardzo poważne problemy, wcale nie związane z historią. Jako Oblubienica Ziemi przysięgła wypełniać obowiązki religijne, które wymagają, by przedkładała dobro ziemi – w szczególności ziemi Suizów – ponad wszystko.
– Ale ona…
– To rodzi konflikt, niezależnie od tego, jak na to patrzeć, Heris. Jej przysięga wobec Zawodowej Służby Kosmicznej, którą wygłosiła, wstępując na służbę, wymaga, by nad wszystko inne przedkładała służbę. Dla jej rodziny i dla mnie jest jasne, że to stoi w sprzeczności z jej przysięgą Oblubienicy. Jej rodzina już jest ostro krytykowana za wypuszczenie Oblubienicy z planety.
– W takim razie czemu przyjęła ten tytuł?
– Tytuł jest przekazywany przez bezpośrednie wskazanie następczyni. Z jakiegoś powodu jej prababka wybrała ją, i nie zmieniła zdania nawet wtedy, gdy dziewczyna wstąpiła do Floty. Kiedy jej prababka umarła, a ona była wtedy w niełasce we Flocie, przyjęła tytuł i przeszła przez wszystkie rytuały.
– Czy wyznaczyła swoją następczynię?
– Jej ojciec sądzi, że wybrała swoją młodszą kuzynkę. Ale żeby przenieść obowiązki z jednej Oblubienicy na drogą, obie muszą wziąć udział w Ceremonii. A tymczasem Esmay zniknęła… Terakian i Synowie to szanowana firma, więc jestem pewna, że gdzieś się pojawi, ale nie mam pojęcia, gdzie.
Heris zastanawiała się przez chwilę.
– Czekaj… Rozumiem, czemu bycie Oblubienicą stoi w sprzeczności z zajmowaniem stanowiska oficera Floty, ale nie wiem, co ma wspólnego z poślubieniem Barina.
– Przepisy – przypomniała jej Vida. – Pamiętasz?
Heris stłumiła cisnące się jej na usta „Do diabła z głupimi przepisami” i kiwnęła głową.
– Ale chyba można je zmienić?
– Kiedy już stłumimy bunt i upewnimy się, że nie zaleje nas zaraz Benignity, Krwawa Horda ani stado piratów, pewnie tak. Ale na razie… jest spora szansa, że Flota unieważni ślub, a Barin dostanie krechę w aktach. Suiza też by ją dostała, gdyby przebywała teraz w systemie.
– A gdyby nie była już Oblubienicą?
– Wtedy mogłaby wziąć ślub z Barinem. Co do ponownego wstąpienia do Floty… nie jestem pewna. – Vida podniosła rękę, zanim jeszcze Heris zaczęła mówić. – Nie, nie miej do mnie pretensji. W tej chwili nie chcę rzucać im kłód pod nogi, ale musisz wiedzieć, że mogą to robić inni.
– Potrzebujemy jej, i to zaraz. Nie możesz się dowiedzieć, kto ją wykopał?
– Teraz, w drodze? Jeśli zechcesz uprzejmie poczekać, aż dotrę do swojego biura, to wtedy mogę się dowiedzieć. Ale nie wcześniej.
– To nie fair – rzekła Heris. – Barin będzie się martwił i może zrobić jakieś głupstwo…
– Nie zrobi – stwierdziła jego babka. – I nie spodziewam się też, żeby Suiza zrobiła coś głupiego. Ani ty. Chyba nie wyślą cię z powrotem na twój okręt?
– Nie, na Indefatigable. Jest w remoncie, a załoga prawdopodobnie będzie się składać z tego, co uda im się zebrać z doków.
– W takim razie dobrze, że to ty będziesz kapitanem.
Heris zostawiła ciotkę samą i poszła sprawdzić, czy może przesłać jakąś wiadomość do Esmay lub Barina; chciała im przekazać, że to nie jest wina Vidy. Ale zwykły komandor będący przejazdem nie miał siły przebicia w komunikacji.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

74
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.