 | Kamila Michałowska |
O sobie: Urodziłam się w sztormowy, zimowy wieczór nad Bałtykiem i choć jestem kozicą (z miejsca urodzenia morską wszak, a nie górską) podobno miast kozich odgłosów, na porodówce usłyszano kogucie. Ku rozczarowaniu rodziców okazałam się dziewczynką. Na szczęście drugie imię mojego patrona Cypriana Kamila Norwida udało się przemianować na formę żeńską – Kamila. Instynktownie wyczułam zawód rodziców (moją płcią rzecz jasna) i… biegałam w samych majtochach (dopóki Absolut nie obdarzył mnie wyraźnie zarysowanym biustem), właziłam na brzozy, przełaziłam przez płoty i byłam hersztem w męskiej bandzie, zdarzało mi się również kopać piłkę w sukience (kiecunia szybko i efektownie uległa zeszmaceniu – polecam). Rodzice jakoś przeżuli fakt, że mają w domu chłopczycę, choć długo trzeba było udowadniać im, że tak już w życiu bywa… W czasach szkolnych odkryłam zalety bycia kobietą – kwiatki, czekoladki i noszenie tornistra przez amantów odbiło mi palmą totalną. W pogoni za sławą śpiewałam w chórkach na cześć Pana, grywałam na flecie, pianinie, no i akordeonie. Jednak bycie divą kościelną zarzuciłam, akordeon powierzyłam męskim ramionom i wybuchowo wkroczyłam na wydział chemii, z którego jeszcze gwałtowniej wyleciałam. Pokaraskana doceniłam radę polonistki szkolnej: „Dziecko, masz smykałkę do języka polskiego” i… zastukałam do wrót poznańskiego wydziału filologii polskiej i klasycznej UAM. „Męczą się” tam już ze mną rok ostatni, cierpliwie znosząc niestandardowe pisaniny, niechęć do teorii, za to wzmożoną chęć do praktyki oraz „żrąc się” ze mną o to kto był, a kto nie był grafomanem. Uległam jedynie dr R. i dałam się przekonać, że Schulz i Gombrowicz jednak coś w sobie mają, a Kosiński J. to totalnie to… (Grafoman, Panie doktorze, ale… wybacz Pan śmiałość i tupet, nadal mam dla tego autora wiele sympatii). Z innych odchyłów i przypadłości kozicy morskiej posiadam: gryzmolenie recenzji książkowych bądź filmowych dla pewnego portalu oraz aspiracje dziennikarsko-zwiadowczo-wywiadowcze… No i oczywiście wciąż lekkie uczulenie na teksty poetyckie. Co mnie kręci w (pop)kulturze: Kręci mnie… hmmm… Nie, to chyba jednak niewłaściwe określenie. Bardziej odpowiednie w moim przypadku będzie w (pop)kulturze rzuca mnie od tzw. kultury wysokiej do niskiej i na odwrót. Pozwólcie, że przytoczę w tym miejscu mój „kulturowy hymn”: „Latawce, dmuchawce wiatr…”. Ten rzucający mnie wiatr to mój nastrój, humor i aktualna predyspozycja. Potrafię spędzać godziny nad lekturą utworów Berenta, Gombrowicza czy Schulza (lista jest długa i być może dla niektórych nudna), by następnego dnia czytać Stefanię Grodzieńską, zachwycać się konferansjerką Járosyego i zaśmiewać się, oglądając kabarety, kabaretony oraz śpiewać pieśni biesiadno-weselno-pijackie. W dalekiej, mam nadzieję, przyszłości marzy mi się spotkanie w zaświatach z Duschampem, by wypić kawę w pobliżu jego „Fontanny”… i pogaduchy przez niebiański bądź diabelski telefon z Andym Warholem. Jakie dzieło podoba mi się, choć powinnam się tego wstydzić…: „Malowany ptak” J. Kosińskiego. Powinnam się płonić za tę sympatię, bo Kosiński grafomanem był, no i podobno „Malowany ptak” uwłacza naszemu poczuciu/odczuciu polskości… Z tym ostatnim zupełnie się nie zgadzam. Słyszeliście Państwo o fikcji literackiej? Arcydzieło, które uważam za kichę i dlaczego…: Wciąż nie potrafię dociec słuszności w zachwytach nad kolejnymi tomami Harrego Pottera. Przebrnęłam przez pięć tomów i… po tym jak cztery z nich mnie znużyły, piąty zniesmaczył…
 | Kaja Mikoszewska |
Tak, piękna polszczyzna tam jest i nie ja ją wymyśliłam. Wiem za to, gdzie jej szukać i w co uszczypnąć, żeby się ładnie zaróżowiła. W „Esensji” jestem wrzodem na delikatnej redakcyjnej dupie oraz szefem działu korekty, który powoli, acz sukcesywnie przejmuje władzę na światem. Mieszkam na . Hoduję TŻ, trzy koty, trzydzieści komputerów, trzysta komiksów i trzy tysiące książek. Oraz kilka pleśniowych henryków w lodówce. Pracuję jako grafik, studiuję informatykę. Lubię tequilę, ziemniaki i czekoladę. Dużo. Uwielbiam palić, ale rzuciłam, bo nie lubię śmierdzieć. Co mnie kręci w popkulturze? Komiksy i filmy o komiksach, boys- i lesbandy, bezpretensjonalność i ogromne pieniądze. Głównie te, które idą na to, żeby spodobało mi się pięciu wątłych kolesi, którzy nie umieją śpiewać. Ale też te, których zabrakło na Wielkie Widowisko, dzięki czemu powstało Małe Arcydzieło. Jakie dzieło podoba mi się, choć według powszechnej opinii powinnam się tego wstydzić, i dlaczego mi się podoba? Głupiutkie filmowe bajeczki, bo są słodkie i słuszne. Serie „Dragonball”, bo Szatan Serduszko tak na mnie patrzy. Seria gier na PS2 o wiewiórce z wypasionym arsenałem i robocie, bo są cudnej urody i zbiera się śrubki, a ja lubię śrubki. Raz na jakiś czas jakaś mistrzowsko skonstruowana piosenka dicho z teledyskiem, od którego bolą zęby. Jakie dzieło według powszechnej opinii będące arcydzielem uważam za kichę i dlaczego? Ostatnie filmy Lucasa – nędza, panie, dialogi niedobre. Literatura iberoamerykańska i Zanussi – nie mój klimat. Hasło „myślisz, czujesz, blogujesz” – rzyg.
 | Piotr Niemkiewicz |
Sabat, jeden z tych członków redakcji, na których rednacze Esensji i kierdział Działu Komiksowego mogą zawsze liczyć. Nikt – dosłownie nikt – z taką pogodą ducha nie obieca terminowego wykonania niemal każdej pracy. I nikt, z tak żelazną konsekwencją (i niewzruszonym spokojem) nie przekroczy ostatnich dopuszczalnych granic oddawania swoich tekstów. Wyznawca religii pod nazwą Black Sabbath. To właśnie ona pozwala toczyć jemu nieustające i kompletnie nikomu niepotrzebne spory. Czasem (taaaaa, czasem…) w imię czystej rozrywki. Wróg porannego wstawania i miłośnik permanentnych porannych pokoleniowych dyskusji o wyższości oglądania przygód animowanych bohaterów nad koniecznością chodzenia do pracy. Co mnie właściwie kręci w tej (pop)kulturze? Jakie dzieła, zjawiska, trendy? Co? Możliwości jakie stawia przed twórcą i odbiorcą pop. To mocno pociągające i wciągające, swobodne łączenie elementów – zdawałoby się – skrajnie odległych. Pop to tygiel, czyli bigos – po naszemu. I to się lubi albo patrzy na to z obrzydzeniem. Albo używa przypraw. I w zasadzie nikt Cię nie ogranicza czego, kiedy i w jakich proporcjach użyjesz. Teoretycznie. Jakie dzieło (film, komiks, książka, gra) podoba mi się, choć według powszechnej opinii powinienem się tego wstydzić i dlaczego mi się podoba? Ummmmmm. LXG. Bo nie spodziewałem się, że to będzie wierna adaptacja komiksu. Fajne jest i tyle. Jakie dzielo (film, komiks, ksiazka, gra) według powszechnej opinii będące arcydziełem, uwazam za kichę i dlaczego? Zanussi. Nadęty.
 | Eryk Remiezowicz |
Urodzony w lutym, dawno temu, z zamiłowania chemik i inżynier chemik, lubi czytać, oglądać, grać, śpiewać, biegać, śmiać się i mieć dużo pracy. Nie cierpi militariów i smęcenia, że świat jest podły, a ludzie źli. Czyta, całkowicie olewając kwestie tłumaczenia, redakcji i korekty – lub całkowitego ich braku. Co mnie właściwie kręci w tej (pop)kulturze? Jakie dzieła, zjawiska, tryndy? Chwile zachwytu nad autorskim konceptem. Wzruszenie nad losami bohaterów. Radość z udanego dowcipu. Jakie dzieło (film, komiks, książka, gra) podoba mi się, choć według powszechnej opinii powinienem się tego wstydzić i dlaczego mi się podoba? „Delirium w Tharsys” Wiktora Żwikiewicza. Obłąkany geniusz, prorokujący Internet w 1983 roku, facet, który w jednej książce zmieścił więcej treści, niż cała reszta fantastyki socjologicznej. Jakie dzieło (film, komiks, książka, gra) według powszechnej opinii będące arcydziełem, uważam za kichę i dlaczego? Nie widzę rozróżnienia „Stara trylogia Lucasa” i „Nowa trylogia Lucasa”. Gość popycha cały czas ten sam szajs, tylko kolorki zmienia. Aha, no i odrzuca mnie od Coelho, a ostatnio od „Władcy Pierścieni”. Ostra alergia na styl wzniosłopierdzący.
 | Agnieszka ‘Achika’ Szady |
Gromada: fani (Fantasticae maniacali) Podgromada: fandomowce aktywne (Fandomia activae) Rząd: starwarsowce (Asteroibellum fascinatii) Podrząd: rebeliantowate (Rebelidae) Rodzina: konwentowce pospolite (Fanus conventophilus) Rodzaj: esensjoidalne (Essensium autores) Gatunek: Achika Pochodzenie: Syriusz (konkretnie: LKF Syriusz) Występowanie: łamy fanzinów i czasopism sf Środowisko naturalne: konwenty, kluby miłośników fantastyki, polne drogi Cechy charakterystyczne: kapownik Podstawowe pożywienie: cytaty Charakterystyczny głos: „Muszę to zapisać!…” Sympatie polityczne: Rebelia Rozmnażanie: nie występuje Naturalni wrogowie: brak Co mi się w popkulturze najbardziej podoba? Z literatury: fantastyka, cały Bunsch i Kossak-Szczucka, starsze powieści Chmielewskiej. Muzyka: country oraz pop z lat 70. i 80. Uwielbiam pełnometrażowe filmy animowane, szczególnie Disneya, DreamWorks i Miyazakiego. Jeżeli chodzi o pozostałe filmy, to lubię inteligentne komedie, science-fiction z ciekawym pomysłem i przygodówki w stylu „Indiany Jonesa”. Jakie dzieło podoba mi się, choć według powszechnej opinii powinnam się tego wstydzić? Jako wierna czytelniczka listy pl.rec.fantastyka.sf-f mam szaloną ochotę zapytać najpierw o definicję „powszechnej opinii”. ;-) Ale poważnie: o czyją opinię chodzi? U zawodowych krytyków mam przechlapane, bo lubię Siudmaka, Beksińskiego i „Gwiezdne wojny”. Statystyczny obywatel (o ile istnieje w ogóle takie dziwo) zapewne z dezaprobatą odniesie się do mojego upodobania czytania o „kosmitach i krasnoludkach” przy jednoczesnym całkowitym braku zainteresowania losami bohaterów serialu „M jak miłość” i w „powszechnej opinii” tego typu osób powinnam się wstydzić właściwie wszystkiego, co czytam i oglądam. Jeżeli zaś chodzi o „powszechną opinię” środowiska miłośników fantastyki, to jakoś nie mogę sobie przypomnieć, by szczególnie spodobało mi się dzieło powszechnie pogardzane. Jaki utwór według powszechnej opinii będący arcydziełem uważam za kichę i dlaczego? Zupełnie nie podoba mi się „Epoka lodowcowa”, gdyż według mnie jest to film nieśmieszny, przygnębiający i dość nudny. Nie podobała mi się „Pasja”, przypominająca raczej lekko fabularyzowany dokument z telewizyjnych kanałów popularnonaukowych niż film w sensie dzieła artystycznego. Nie podobają mi się też powieści Jacka Dukaja (właściwie wszystko, co napisał po „Irrehaare”), ze względu na udziwniony i często zawiły język, który nawet niekiedy jestem w stanie docenić, ale czyta się go ciężko; momentami mam wrażenie przerostu formy nad treścią.
Wrocławianin, wielbiciel ciastek i Koreanek, niedoszły kapral Legii Cudzoziemskiej, potem zszedł na psy i został prawnikiem. Specjalista od zajadłej polemiki, wykręcania kota ogonem, od teorii spiskowych oraz pisania recenzji i opowiadań. Sławę i bogactwo tak czy owak osiągnie – kwestia tylko, w którym życiu. W wolnych chwilach przebiera się w biały strój do karate i rozbija głową deski, od razu ma się po tym świetne pomysły na teksty…!
 | Bartek Sztybor |
Niepoprawny marzyciel i kulturalnego życia wichrzyciel. Zwolennik konsekwentnego łamania konwencji i przeciwnik schematów, przy czym sam w tych schematach zamknięty. Podobno straszny egoista, narcyz i próżniak, a w rzeczywistości tylko buc i towarzyska świnia. Amator płatków kukurydzianych, salami i maminych wypieków. Buntownik i filozof w jednym, jak na razie nieudolny w obu dziedzinach. Od dzieciństwa marzył, by mieć dodatkowy sutek, jak bondowski Scaramanga. Lubi zapach świeżo wydrukowanych gazet i stacji benzynowych. Często łapie zbyt wiele srok za ogon i, chociaż niektóre go obsrywają, to do każdej podchodzi z pasją. Próbuje wybudować sobie pomnik, oby nie spiżowy. Kulturę uwielbia doświadczać, a nie odbierać. Żyje kinem i właśnie na tym uzależnieniu chce zbudować swoją przyszłość. Komiks, muzykę oraz gry ceni i namiętnie praktykuje. Książki dopiero odkrywa, natomiast teatru nie ma zamiaru odkryć nigdy. Idealny film, to reżyseria Spike’a Lee/Tony’ego Scotta, scenariusz Quentina Tarantino/ Kevina Smitha, zdjęcia Paula Camerona/Dariusa Khondji, muzyka Terence’a Blancharda/Danny’ego Elfmana, produkcja braci Weinstein/ Briana Grazera, montaż Jaya Rabinowitza/Raya Lovejoya, efekty Industrial Light & Magic, charakteryzacja twarzy Ricka Bakera i kończyn Toma Savini. Na obsadę pewnie nie starczyłoby już pieniędzy, bo ta musiałaby być pokaźna. W komiksie wystarczy scenariusz Millera, rysunek Alexa Maleeva lub Mike’a Deodato i koniecznie okładka Bradstreeta. Gry przede wszystkim od Microids, Rockstara, Revolution i Lucas Arts. Jeśli chodzi o muzykę, to radości dostarcza wszelaka. Z ostatnich filmów bardzo podobały mi się „Aniołki Charliego 2”, które zostały zmiażdżone na wszystkie możliwe sposoby. A ja po prostu dobrze się na nich bawiłem. „Aniołki” należy oglądać z ogromnym przymrużeniem oka, na granicy całkowitego zamknięcia powieki. Ja tak zrobiłem i daleki jestem od żałowania tych 100 minut. Dlatego nie straszne mi są Wasze gwizdy i poupychane w kieszeniach pomidory. W przeszłości takich filmów było więcej. Uwielbiam znienawidzonego „Kaczora Howarda”, niedocenionego „Flasha Gordona”, czy zapomnianą „Rękę śmierci”. Sytuacja odwrotna wystąpiła niedawno, wraz z premierą „Bezdroży”. Dla mnie nudny, zbyt dosłowny, stwarzający pozory złożonego, a w rzeczywistości strasznie naiwny. Często po winie przytrafia się bełkotanie, ale żeby aż takie? Jestem też zagorzałym przeciwnikiem „Hero” i „Przyczajonego tygrysa”, bo nie wpisują się w definicję baśni, które mógłbym pokochać. Jeśli chodzi o gry, to nie rozumiem popularności gry „Splinter Cell”, opróżnionej z miodności do ostatniej kropli. W komiksie natomiast nie uznaję wielkości Richarda Corbena i Franka Quitleya. |