powrót do indeksunastępna strona

nr 8 (L)
październik 2005

Rozmowy na zadany temat: Kino superbohaterskie, „Batman Początek” i diabli wiedzą co jeszcze
ciąg dalszy z poprzedniej strony
‹Daredevil›
‹Daredevil›
KLC: ...też. I tak naprawę nie bardzo wiadomo, do jakiej szufladki go włożyć. Natomiast chciałem zwrócić uwagę na jedną rzecz. To tak naprawdę pierwsza udana produkcja na koncie DC Comics, ponieważ w ostatnich latach rynek kina superbohaterskiego zdominował Marvel. Prawie każdy tytuł z ostatnich lat, jaki wymienimy, należy do Marvela. W tym momencie strasznie mnie dziwi długoletnie milczenie DC Comics, ponieważ oni - teoretycznie - są w idealnej sytuacji. Siedzą w kieszeni u potentata filmowego Warner Bros., nie muszą szukać sponsora, podpisywać kontraktów z wytwórniami filmowymi, chodzić i żebrać. Mają materiał, tylko brać, filmować i zarabiać. Tymczasem okazuje się, że w ostatnich latach zostali kompletnie z rynku filmowego wysiudani i zobaczcie, czym próbowali Marvela przebić. Pierwsza próba - "Catwoman", po naszemu "Kobieta-Kot". Boże, co to było! Powiedzcie mi, co to było!
TK: Bałem się na to iść.
KLC: Ja się na to wybrałem, oczywiście. Jak niektórzy chodzą z obowiązku na filmy o Batmanie, to ja z obowiązku wybrałem się na "Kobietę-Kota". I cierpiałem naprawdę bardzo poważnie, ponieważ jest to film, który absolutnie - w najmniejszym nawet stopniu - nie zgadza się z oryginałem. Poczynając od tego, że bohaterka jest kimś innym i ma fatalną fryzurę z serii "kiczowate lata 80.".
DG: I ma fajną czapkę.
KLC: Jako lekarstwo po tej idiotycznej, przerysowanej groteskowości "Kobiety-Kota", zaaplikowałem sobie normalny zeszyt z serialu "Catwoman", który wychodzi w USA. I co my tam mamy? Akcja toczy się w ciągu jednej nocy. W pewnym momencie na jakimś dachu Gotham City spotykają się Catwoman i Batman. Rozmawiają w najlepsze, po czym stwierdzają - "na cholerę nam w ogóle te peleryny, wszystkie kostiumy, zróbmy sobie wolne na jedną noc". I poszli na randkę. Cały odcinek tak naprawdę opowiada o tym, jak Selina Kyle i Bruce Wayne idą sobie do kina, kawiarni, na spacer, rozmawiają, jest miło i sympatycznie... Czyta się to fantastycznie. Tego mi brakuje w tych filmach. To jest realizm, o którym mówiliśmy w opowieściach o superbohaterach. Przyznaję się do tego, że jeżeli chodzi o komiksy, najbardziej lubię te momenty, kiedy się nic nie dzieje. Największym wyzwaniem dla scenarzysty jest pokazać codzienność, chwile odpoczynku. Nie jest żadną sztuką zaś pokazać, jak ten zły i dobry się tłuką. To każdy potrafi. Dlatego też bardzo podobają mi się w "Ultimates" wszystkie te interwały pomiędzy pojedynkami. Zwłaszcza scena, kiedy bohaterowie siedzą w jednym pokoju i zgadują, kto by ich zagrał, gdyby zrobili o nich film. Mistrzostwo świata. Podobnie w "Kaznodziei". W ostatnio wydanym u nas "Krew i whisky" tak naprawdę nic się nie dzieje i to jest najfajniejsze, bo postaci siedzą, rozmawiają, jest gra emocji pomiędzy nimi.
TK: Czy coś takiego w filmie nie byłoby zbyt banalne?
KLC: Zapominamy o jednej rzeczy. Komiks jest zawsze taniej zrobić niż film. W związku z tym wydawnictwo prędzej łyknie jakiś niebanalny pomysł - to wyjdzie w jednym miesiącu, a w następnym opowie się jakąś inną historię i zobaczy się, czy sprzedaż spadnie czy nie. Natomiast w momencie, kiedy mamy zrobić film, mamy do wydania grube miliony, które mają się zwrócić. Decyduje o tym wielu ludzi, którzy bardzo długo myślą, czy taki pomysł ma szansę sprzedania się. Boję się, że gdybyśmy chcieli nakręcić niebanalny film o superbohaterach, zostalibyśmy spuszczeni z wodą przez wykładających pieniądze. Argumentacja mogłaby wyglądać tak: kochani, zanim przejdziemy do opowiadania historii niebanalnych, to cały czas musimy robić filmy po linii i na bazie. Komiksy niebanalne funkcjonują na potężnej nadbudowie, na którą składają się te wszystkie banalne do bólu wcześniejsze historie. Nie byłoby DKR, gdyby nie kilkadziesiąt lat superbohaterskich nawalanek.
‹Batman Forever›
‹Batman Forever›
TK: Sytuacja DC Comics jest szczególna, bo DC ma w sobie chociażby imprint Vertigo.
KLC: Przechodzimy do kolejnej adaptacji firmowanej przez DC, czyli "Constantine"?
TK: Jeszcze nie. Myślałem o serializacji takich komiksów, jak choćby "Y the last man". Pieniądze byłyby mniejsze, ale i publiczność, do której celowałby taki serial, byłaby inna.
KLC: Ja nie miałbym nic przeciwko temu, gdyby ktoś zrobił miniserial lub film na podstawie komiksu "100 naboi". Ot, choćby odcinek "Co ma wisieć, nie utonie" podbudowany odpowiednią ścieżką dźwiękową i z konkretną obsadą. Mam zresztą swojego idealnego kandydata do roli agenta Gravesa, jest to John Spencer. Polecam zobaczyć na imdb.com - to twarz agenta Gravesa.
TK: Wróćmy do "Constantine′a". To film schrzaniony.
KLC: W ostatnim okresie mamy do czynienia z trzema uderzeniami DC Comics na rynek filmowy.
TK: I dwa są trafione. Na pewno trafiony jest "Batman - Początek" i poniekąd "Constantine", acz niekoniecznie dla mnie.
KLC: Zaczęło się od totalnej klapy "Kobiety-Kota". Porażka. Uderzenie numer dwa to właśnie nasz ulubiony "Hellblazer" przemianowany na "Constantine". Podejrzewam, że to jest mniej więcej tak, jak z filmem "Liga Niezwykłych Dżentelmenów". Komentarze dzielą się na dwie grupy. Pierwsza - nie czytałem komiksu i w związku z tym nic mi nie przeszkadza, niezły film, dobrze się oglądało, momentami się pośmiałem, momentami się przestraszyłem i było ok. Komentarz numer dwa - czytałem komiks i jakbym dorwał ich wszystkich, jakbym im wyrwał... Rzeczywiście, zarówno "Kobieta-Kot" jak "Constantine" mają to do siebie, że śladowo zachowują zgodność z oryginałem. Chociaż jeśli chodzi o postać Hellblazera, to przyznaję, że byłem bardzo źle nastawiony do tego filmu, kiedy usłyszałem, że główną rolę ma zagrać Keanu "Drewniana Twarz" Reeves,
TK: ...brunet...
KLC: ...i Amerykanin. No i tak naprawdę nie widzę w filmowym Constantine tego zimnego sukinsyna, który mi się tak podobał w komiksie.
TK: Ja chyba przyuważyłem go w filmie dwa razy.
KLC: Tego typu antybohater nie nadaje się na wzór dla młodzieży. A Rachel Weisz z "Constantine" to ten sam typ postaci, co Katie Holmes w "Batman Początek". Fajna dzidzia na okładki miesięczników filmowych i wszystko.
TK: A tak kończąc wątek "Batman - Początek", to na dobrą sprawę mało w nim smaczków, przynajmniej w porównaniu z takim "Spider-Manem 2".
KLC: Jeżeli o mnie chodzi, to wielką przyjemność sprawiało mi wyłapywanie rozmaitych podobieństw do "Roku pierwszego". Mimo że Nolan twierdzi, że to nie jest "Rok pierwszy" i w ogóle nic z tych rzeczy. Jednak jest w tej opowieści bardzo dużo sygnałów świadczących o tym, że panowie reżyser i scenarzysta ten komiks czytali.
DG: Bardzo wnikliwie.
KLC: Jest i powrót z włóczęgi, jest przyjaźń z komisarzem Gordonem, jest postać Flassa, jest komisarz Loeb...
‹Constantine›
‹Constantine›
DG: Jest rozgrywka z mafią i są nietoperze.
KLC: Przywoływacz nietoperzy z buta i oczywiście zakończenie z Jokerem, które według niektórych krytyków z "Gazety Wyborczej" świadczy o tym, że jest to nawiązanie do Tima Burtona. Problemem "Batman - Początek" jest to, że jest za bardzo skoncentrowany na postaci Batmana. Natomiast o jego przeciwnikach, np. Strachu na Wróble, praktycznie niczego nie można się dowiedzieć. Poza tym, że jest to obłędnie piękny aktor, który zakłada worek po kartoflach na głowę i coś tam ludziom aplikuje.
DG: Tu się wtrącę. On nie jest obłędnie piękny w stylu bożyszczów takich, jak Ben Affleck, ale ma w sobie coś niepokojącego, psychotycznego.
KLC: Kandydował do roli Batmana i przepadł, ale spodobał się reżyserowi na tyle, że postanowił go obsadzić w roli Stracha.
DG: Nowy wątek. Premiera "Batman - Początek" zbiegła się u nas z premierą pewnego wręcz owianego mitem komiksu...
KLC: Jezu, mówisz o komiksie "Cicho Sza"?
DG: Tak, mówię o komiksie "Hush". Chcielibyśmy o nim troszkę napomknąć. Ja wobec niego mam bardzo mieszane uczucia. Gdy kilka lat temu wyszabrowałem go od mojej kuzynki ze Szwecji, to wgniótł mnie w fotel, bo nie znałem zbyt dobrze języka angielskiego.
KLC: Świeże spojrzenie nieobciążone znajomością tematu!
DG: Wtedy byłem młody i głupi. Teraz przeczytałem to ponownie i jest to jeden wielki bełkot po prostu...
KLC: Brawo. To typowa saga "z dużej chmury mały deszcz". Nie ma się absolutnie czym ekscytować. Kolejne podejście wydawnictwa DC na zasadzie "pokażemy wam sagę o Batmanie, jakiej jeszcze nie widzieliście". Tymczasem to zwyczajna superbohaterska nawalanka tłuczona w komiksach od lat. Jeph Loeb jako scenarzysta ma dla mnie jedną zasadniczą wadę. Przede wszystkim, jeśli chodzi o Batmana, w historyjkach typu "Long Halloween" czy "Hush" wpuszcza na scenę zupełnie niepotrzebnie całe mnóstwo pobocznych postaci, które kompletnie nie popychają akcji do przodu a rozdymają tylko objętość. To ćwiczenie na zasadzie "ile postaci ze świata Batmana uda mi się wrzucić do jednej historii".
TK: Może Loeb znalazł idealną metodę na pisanie scenariuszy. Kończąc, spróbujmy krótko polecić kilka najlepszych historii z Batmanem.
‹Hush #1›
‹Hush #1›
DG: Dla mnie w czołówce jest "Rok pierwszy", który mimo wieku wcale się nie zestarzał, w przeciwieństwie do takiego "DKR", który mnie znudził. Drugą historią jest szorciak z albumu "Batman Black & White" autorstwa Paula Pope′a - "Złamany nos". Najlepszy polski Batman to jednak historia Teda Mckeevera "Machiny". No i oczywiście "Zabójczy żart" Alana Moore′a. Zostaje jeszcze "Sanctum"...
KLC: Czyli pierwsza historia Mignoli z Hellboyem, ale bez Hellboya, do czego Mignola sam się przyznaje we wstępie do albumu "Art Of Hellboy". Tak w ogóle jeszcze wracając do filmu "Batman - Początek". Zauważyliście, że bohaterka grana przez Katie Holmes dowiaduje się, kim jest Bruce Wayne, a jednak z nim zostaje? Batman jest przecież skazany na samotność.
TK: Ciekawe, na ile odcinków podpisała kontrakt i czy ją jeszcze zobaczymy.
DG: Może ją po prostu strasznie kręci facet przebierający się w fatałaszki. Acz ja bym się bardzo cieszył, gdyby w kolejnym filmie okazało się, że Holmes odeszła i mamy nową cizię.
KLC: Podobnie jak było w "Powrocie Batmana" i...
…kto dotarł do tego punktu naszej rozmowy niech wie, że ciągnęła się ona jeszcze dosyć długo, a powyższy skrypt został drastycznie pocięty dla dobra Czytelników. Jeśli dostaniemy maile z prośbami o pełną wersję, to oczywiście z pełnym poświęceniem przepiszemy resztę nagrania. Tymczasem jednak krótko polecamy komiksy: Kolec – „Transmetropolitan”, „100 naboi”, „Invisibles” (jak już się rozkręcą), „Kingdome Come” (ale nie w polskiej cenie); Daniel – „Blankets”, „I never liked you"; Tomek – prócz wymienionych – „Y the last man”. Od sequela „Batmana” oczekujemy większej ilości efektów specjalnych i nowoczesnego Jokera zagranego przez Dawida Bowie albo Tima Rotha. Nie obrazilibyśmy się też za „Batmana” w reżyserii takiego Guya Ritchie czy innego niezależnego reżysera. Dziękujemy i polecamy się na przyszłość. Idziemy coś zjeść.
powrót do indeksunastępna strona

124
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.