Najnowszy film Tima Burtona na pewno nie jest przeznaczony dla zawziętych dentystów i widzów zamkniętych na filmowe eksperymenty à la odloty na orbitę szaleństwa w wykonaniu Johnny’ego Deppa. Oczaruje natomiast swoją absurdalną aurą tych, którzy gotowi są na połączenia typu wykwintny crème brulée i swojskie kasztanki. Ale pamiętajcie! Odtąd już zawsze będziecie się zastanawiać: czy te orzechy sortowała wiewiórka?  |  | ‹Charlie i fabryka czekolady› |
Znając Tima Burtona można przypuszczać, że jego dzieło w żaden sposób nie będzie przypominać słodkiej bombonierki. I oczywiście nie przypomina, bo Burton jako nieprzewidywalny artysta nawet do dziecięcego cukierka wpakowałby zawartość kielicha. Choć niektórym „Charlie i fabryka czekolady” może wydawać się bombonierką, by potem przeistoczyć się w prześmiewczy i wizualnie olśniewający twór, który przyjmuje się z oszołomieniem, ale bez protestów. Bo przecież, jak to mówił Forrest Gump, nigdy nie wiadomo, co się trafi w pudełku czekoladek. Reżyser, beztrosko bawiąc się formą filmu familijnego i wykorzystując obszerny budżet na realizacje najdzikszych pomysłów, udowadnia, że nie trzeba wspomagać się używkami, aby po rozrywkowym spędzeniu czasu czuć się jak po spożyciu dużej ilości napojów procentowych. Cóż za rozsądne przesłanie dla dziecięcej widowni. Zostawiając żarty i analizując zamiary twórców od strony merytorycznej – a nie formalnej – nietrudno zauważyć, że autor „Edwarda Nożycorękiego” chciał opowiedzieć o czymś bardzo oczywistym, nawet banalnym, w sposób jak najbardziej odbiegający od normalności: o potrzebie miłości i konieczności bycia z innymi ludźmi. Kwestia rodzinna pojawia się tu w dwóch wydaniach. Charlie i jego wielkie przywiązanie do rodziców to motyw niczym niewyróżniającego się szaraczka, który, mimo krańcowej biedy, jest szczęśliwy właśnie dzięki ognisku domowemu. Willy Wonka, właściciel tajemniczej fabryki cukrowanych cudów, to typowy dla kina Burtona model samotnika i outsidera, nie umiejącego porozumieć się z otoczeniem, zamkniętego w klatce swoich własnych przeszarżowanych fantazji. Dla obu bohaterów obecność innych ludzi okaże się kluczowa; Charlie tylko się w tym utwierdzi, Wonka dopiero to odkryje. Skromność i dobroduszność sympatycznego Charliego zostaje dodatkowo zderzona z zepsutym światem. Skontrastowanie różnorodnych dziecięcych postaw staje się dla Burtona narzędziem do krytyki współczesnego modelu wychowania, ulegania zachciankom naszych pociech. Małoletni bohaterowie Burtona to nie „Harry Potter”, tylko często określone przez czynniki zewnętrzne małe, wredne potworki. Takie odrzucenie stereotypów charakterystyczne jest dla twórczości Roalda Dahla, na podstawie której nakręcono film. Już na początku innej historii pisarza, „Matylda”, poznajemy jego niechęć do niewychowanych, rozpieszczonych bachorów, które dla swoich rodziców są bez wad. Najprawdopodobniej właśnie tym poglądem Dahla kierowali się twórcy „Charliego i fabryki czekolady” podczas pracy nad fabułą.  | Fantastyczna Czwórka - sequel (po prawej główni bohaterowie) |
Na szczęście bardzo klasyczne dla filmów familijnych przesłanie przygniecione zostaje toną czekoladowego szaleństwa, aby wypłynąć w świadomości odbiorcy dopiero po seansie. Jeszcze przed wejściem do tytułowej fabryki szereg zdarzeń zaskakuje umownością, makabryczną oprawą i oniryczną konwencją. Kiczowate natężenie barw określa film jako uroczą ilustrację z bajki, która jednak traci na uroku, zamieniając się w absurdalną jazdę bez trzymanki. Wydarzeń mknących po ekranie i przytłaczających intensywnością fabularnych dziwactw nie da się traktować na poważnie. Nie polecam też, aby z radością przedszkolaka opowiadać znajomym o „świetnym filmie, w którym zbzikowany facet zamienia fabrykę słodyczy w park rozrywki ze spływem łodzi po czekoladowej rzece, sortownią orzechów, windą jeżdżącą we wszystkich kierunkach i zespołem małych, zabawnych ludzików, czczących ziarna kakaowe, w roli personelu.” Można w ten sposób zyskać sobie opinię osoby nie do końca zrównoważonej psychicznie. Ale właśnie to w „Charliem i fabryce czekolady” najbardziej cieszy: niczym nieograniczona, oderwana od przyjętych reguł i otaczającej nas rzeczywistości gra wyobraźni. Co z tego, że fabuła filmu nokautuje takim stężeniem nonsensu i czarnego humoru, że zaniepokojona obserwowałam swoje rosnące zainteresowanie wobec podobnej gigantycznej niedorzeczności. Burton doprowadza do odruchowego zaangażowania w losy głównego bohatera, a obłędna strona wizualna powoduje – również odruchowe – rozwarcie szczęk. Zwłaszcza, że użycie CGI zostało zredukowane do minimum, ustępując miejsca pysznej scenografii. Film w pewnym momencie zaczyna nawet niepokoić. Burton wyraźnie jest gotowy na wszystko i ta nieobliczalność przyprawia o dreszcze. Dodatkowo historia wydobywa z konwencji bajki wszystko, co mroczne. Operuje makabrą, czyni większość postaci antypatycznymi. Przez to właśnie obraz wymalowany przez nieprzewidywalnych twórców traci szczyptę wartości. Oczywiście reżyser, podążając drogą obraną przez autora pierwowzoru literackiego, najprawdopodobniej chciał historię Charliego i Wonki opowiedzieć w sposób mroczny, zaprawiając całą tę wybuchową mieszaninę odrobiną ironii. Ale antypatyczność bohaterów, wyłączywszy samego Charliego, odsuwa widza na dystans i wprowadza jaskrawy podział na czarne i białe, podział niezgodny z nowatorskim podejściem reżysera. Poza tym trudno mi powiedzieć, czy często okrutne postępowanie niektórych postaci nadaje się dla dzieci. Chyba, że jest tak, jak powiedział niedawno Mike Newell: „Dzieci to brudni, brutalni anarchiści”. Przeraża myśl, że Burton i Newell trafili w sedno. W ekipie filmu znalazła się jeszcze jedna nietuzinkowa osobowość, która zaskakuje swoją otwartością na nowe pomysły. Johnny Depp nie boi się być przerysowany i groteskowy. Z uśmiechem na ustach wpada w przepaść aktorskiego szaleństwa i jeszcze rozkłada ręce do lotu. Oglądanie go na ekranie, jak przeistacza się w kreowaną postać, przypomina jazdę na rollercoasterze z kilkunastoma pętlami. Ponadto Johnny potwierdza, że jakiej roli mu nie powierzyć, on jej podoła i jeszcze wzbudzi naszą sympatię, będąc niesamowicie wiarygodnym. Polski dubbing nie zabija, na szczęście, charakteru bohaterów. Chociaż na początku byłam zbulwersowana faktem, że spece z Warnera położą swoje dubbingowe łapy na Johnnym, po seansie mogę pocieszyć widzów – nie jest tak źle, a na pewno lepiej niż w „Fantastycznej Czwórce”. Okazuje się, że nie tylko kinomani lubujący się w filmowych skokach na bungee, wprawiających w multikolorowy obłęd, będą zachwyceni „Charliem…”, ale również wielbiciele talentu Deppa. No i ci brutalni anarchiści.
Tytuł: Charlie i fabryka czekolady Tytuł oryginalny: Charlie and the Chocolate Factory Reżyseria: Tim Burton Zdjęcia: Philippe Rousselot Scenariusz: John August Obsada: Freddie Highmore, Johnny Depp, Helena Bonham Carter, James Fox, Christopher Lee, Harry Taylor, Missi Pyle, Deep Roy, Annasophia Robb Muzyka: Danny Elfman Rok produkcji: 2005 Kraj produkcji: USA, Wielka Brytania Data premiery: 9 września 2005 Czas projekcji: 115 min. Gatunek: familijny, przygodowy Ekstrakt: 80% |