Kenshin: Nowy początek
Koniec grzecznego komiksu. Żarty i sentymenty na bok. W siódmym tomie "Kenshin: Pewnego majowego dnia" nie będzie już niańczenia rozpuszczonych bogatych bachorów, nie będzie rycerskiego ratowania pięknych panienek z rąk małomiasteczkowych łobuzów zbrojnych w chude kijaszki i pyskate gęby. Kenshin wraca na drogę miecza, by wreszcie pokazać, na co go naprawdę stać.  |  | ‹Kenshin #7› |
Tom siódmy mangi "Kenshin" to początek zwartej, kilkunastotomowej serii tworzącej opowieść o niechcianej przygodzie Kenshina z wojną, polityką, ze śmiercią i z nienawiścią. Już w pierwszych rozdziałach sporo się dzieje - znani nam bohaterowie gęsto padają ranni, dojo naszej pięknej Kaoru zostaje zdemolowane, a Kenshin walczy ostrą stroną swojego miecza, wbrew swej przysiędze starając się zabić przeciwnika. Krew bryzga na wszystkie strony, a wśród jej fontann na scenie pojawia się awangarda falangi nowych bohaterów, którzy razem z Kenshinem będą od tej pory kształtować główny wątek mangi: Hajime Saito, Sojiro Seta oraz Makoto Shishio. Wszyscy trzej to ciekawe postacie, intrygujący bohaterowie, no i wyśmienici szermierze, którzy wcześniej czy później skrzyżują miecze z Kenshinem lub ze sobą nawzajem. Warto podkreślić, że tomy siódmy i ósmy będą stanowić pewien przełom w sposobie rysowania postaci. Ci, którzy znali słodką buzię Kenshina z pierwszych tomów i przyzwyczaili się do tego, że postacie wyglądają trochę jak w "Wedding Peach", niech już się szykują na małą rewolucję. Od tomu siódmego hasłem dnia jest większy realizm (w swym mrocznym wydaniu) oraz zdecydowanie mniejsze słodzenie. Jednak jeśli idzie o poziom brutalności, "Kenshin" nawet w serii rozpoczynającej się tomem siódmym nie prześcignie drugiej wydawanej w Polsce mangi samurajskiej - "Ostrza Nieśmiertelnego". Owszem, walk będzie więcej, będą o wiele bardziej wyrównane i zacięte niż do tej pory, ale latających kończyn czy kałuż posiekanych wnętrzności nadal tu nie zobaczymy. Przewagą "Kenshina" nad "Ostrzem" staje się jednak od tej pory co innego - logika i wewnętrzna spójność wątku. Każdy czyn i każdy następny krok bohaterów jest tutaj uzasadniony i prowadzi ku wyraźnemu celowi. Nie ma tu chaotycznej rąbaniny dla samej rąbaniny. Jeśli jest walka, jeśli są jakieś działania bohaterów, to doskonale wiemy co, jak i dlaczego. Nobuhiro Watsuki pozostaje lojalnym przewodnikiem przez realia i historię Japonii późnego XIX wieku i nie zostawia nas sam na sam z wątpliwościami co do logiki całej tej zabawy. I dlatego właśnie "Kenshin" od tomu siódmego staje się nie tylko ucztą dla oka, ale także bankietem dla intelektu. I jeśli nawet do tej pory nie czytaliście "Kenshina", zdecydowanie warto dać tomowi siódmemu szansę. Kto wie, może nasz rudowłosy szermierz zdobędzie i Twoją sympatię? Plusy: - nowy pomysł na akcję
- nowi ciekawi bohaterowie
- lepszy sposób rysowania postaci
- więcej realizmu
- odejście od banalnych schematów
Minusy: - autor eksperymentuje z projektami nowych postaci - w tym tomie ulegają one dezorientującym zmianom, a stabilizują się dopiero w tomie kolejnym
Tytuł: Kenshin #7 Tytuł oryginalny: Ruroni Kenshin Scenariusz: Nobuhiro Watsuki Rysunki: Nobuhiro Watsuki Tłumaczenie: Zbigniew Kiersnowski Cykl: Kenshin Format: 115x180mm; oprawa miękka Cena: 16,- Data wydania: 2005 Ekstrakt: 80% |