powrót do indeksunastępna strona

nr 8 (L)
październik 2005

 Dar Lidii
Autor pisze o sobie:
Poza wszystkim innym – czasem piszę. I czasem coś z tego pisania wychodzi. Co? To już nie mi oceniać…
Diabeł nigdy nie widział Lidii. Wyczuwał jej obecność w swoim pałacu, tak jak smok wyczuwa każdą najdrobniejszą zmianę w skarbie, na którym siedzi. Mimo to nie mógł jej zobaczyć. Była tylko cienkim, dziecięcym głosikiem, który rozbrzmiewał wśród ciemności.
Początkowo trochę go to irytowało.
Ilustracja: Artur Wawrzaszek
Ilustracja: Artur Wawrzaszek
Kim jesteś?
Kim jesteś? Powiedz, proszę.
Nie mogę.
Dlaczego?
Mama nie pozwoliła mi rozmawiać z nieznajomymi.
• • •
Diabeł umierał.
Umierał powoli już od bardzo dawna.
Umierał świadom tego, zupełnie nie przejmując się, że trochę to zmieni ostatnią część Pisma. Nie będzie żadnego Armagedonu – ostatnią wielką bitwę stoczy sam ze sobą.
Umierał samotnie. Wraz z jego kurczącymi się siłami, tłumy jego sług przerzedzały się i nikły, aż w końcu pozostał sam w ciemnym Piekle.
Czuł się bardzo stary i bardzo zmęczony.
Stukocząc kopytami, snuł się po wielkich, ciemnych komnatach swojego pałacu. Często przysiadał w jednym z licznych foteli i wpatrywał się bez słowa w zakurzone oczodoły rzeźbionych czaszek, które zawsze tak samo niemo i obojętnie obserwowały jego powolną agonię. Niekiedy zaglądał do jednej z wielu bibliotek i przeglądał z sentymentem kroniki wypełnione historiami sięgającymi najdalszej przeszłości.
Czasem zastanawiał się bez emocji, ile czasu mu jeszcze zostało. Wchodził wtedy na najwyższą z wież i w zadumie patrzył na swoje ciemne królestwo. Piekło kurczyło się wyraźnie z dnia na dzień – o ile można tak powiedzieć w świecie, gdzie nieustannie panuje noc.
Rzadko się odzywał. Bo i po co? Rozmowa z głuchym echem pałacowych sal nie należała do zbyt fascynujących.
Czasem jednak mówił sam do siebie, choć zdawał sobie sprawę, że to oznaka postępującego zdziwaczenia.
A czasem… mówił do Lidii.
• • •
Ile masz lat?
Nie wiem. Ale jestem już duża. Mama tak mówi – że jestem już dużą dziewczynką.
Oczywiście, że jesteś. A masz jakieś imię?
Lidia.
Miło mi Cię poznać, Lidio. Musisz jednak wiedzieć, że ja jestem…
Wiem, kim Pan jest.
…? I nie boisz się mnie?
Nie. Przyszłam Pana odwiedzić.
• • •
Diabeł nigdy nie widział Lidii. Wyczuwał jej obecność w swoim pałacu, tak jak smok wyczuwa każdą najdrobniejszą zmianę w skarbie, na którym siedzi. Mimo to nie mógł jej zobaczyć. Była tylko cienkim, dziecięcym głosikiem, który rozbrzmiewał wśród ciemności.
Początkowo trochę go to irytowało.
Szybko jednak przyzwyczaił się, a wizyty Lidii stały się niecierpliwie oczekiwanym punktem w dość monotonnym programie jego własnego końca. Nie były dla niego żadnym kłopotem. Już od dawna nie podpisywał żadnych cyrografów, a ludzie i tak doskonale radzili sobie z czynieniem zła i bez jego pomocy. Prawdę mówiąc, sam przed sobą musiał przyznać, że czuł się często zapomniany i opuszczony.
Lidia sprawiła, że znów stał się trochę potrzebny. Ot, choćby żeby odpowiadać na jej czasem zaskakujące pytania.
• • •
Jak tu trafiłaś? I dlaczego nie mogę Cię zobaczyć?
… Opowiedz mi bajkę.
Nie znam żadnych bajek.
Musisz znać! Mama ci nie opowiadała, jak byłeś mały?
Hmm, nigdy nie byłem mały.
Oszukujesz mnie. Każdy jest kiedyś mały. A potem robi się duży, a potem…
A potem?
Potem jest bardzo zmęczony i idzie do Nieba odpocząć.
• • •
Diabeł zastanawiał się, czy to rozmowy z Lidią go zmieniły, czy też może po prostu pozwoliły mu wreszcie być sobą. Z żadnym ze swoich sług nie mógł tak rozmawiać.
Jak bowiem miałby im wytłumaczyć, że on – Pan i Władca Królestwa Ciemności – kochał ciepłe światło zachodzącego słońca? Jak zareagowaliby, gdyby wiedzieli, że schodząc do wyjących rzesz potępionych zatykał uszy czymkolwiek się dało, a po każdej takiej wizycie przez długie godziny walczył z bólem głowy, siedząc w zaciszu swojego gabinetu i słuchając delikatnych dźwięków muzyki klasycznej? Czy mógł się przyznać, że w salach pełnych czaszek tęsknił do zapachu wiosennej łąki tuż po deszczu?
Przez tysiąclecia odgrywał swoją rolę, przywdziewając szatę okrutnej bestii, krwiożerczego i bezlitosnego potwora, monstrum pogrążonego w nieustannej żądzy krwi i zniszczenia. Przez tysiące długich lat skrzętnie się maskował. Nadnaturalnych rozmiarów cielsko, zwały mięśni pokryte wiśniową skórą, potężne rogi, dorodne kły i zawsze wściekły wyraz pyska służyły tylko jednemu. Miały ukryć przed wszystkimi – a niejednokrotnie i przed nim samym – kogoś zupełnie nieznanego i nieoczekiwanego.
Lidia to zmieniła.
Teraz już nie musiał się ukrywać.
I – żeby być szczerym – cieszył się z tego.
• • •
Jesteś bardzo milczący…
Cóż, opowiedziałem Ci już chyba wszystko.
Szkoda. Lubiłam Cię słuchać, choć to były raczej smutne opowieści.
I co teraz?
Nie wiem. Jestem zmęczony. Stary i zmęczony.
• • •
Diabeł umiera.
Leży w swoim czarnym łożu i ciężko oddycha. Jego królestwo skurczyło się do tej jednej malutkiej komnaty. Poza jej granicami panoszy się nicość. Słychać jej zawodzenie opływające ściany, których szczegóły rozmywają się z każdą upływającą sekundą. Strop zaginął już w wirze niebytu.
Diabeł wsłuchuje się w ciemność.
Czeka na Lidię.
Choć wcześniej mówił sobie, że nie boi się śmierci, tak naprawdę nie chce być sam w tej ostatniej chwili.
– Lidio?
– Jestem – jej głos zmienił się od ich pierwszej rozmowy. Nabrał mocy, dojrzał, posmutniał.
– Miałem nadzieję, że przyjdziesz. Lidio, boję się…
– Wiem. Dlatego jestem przy Tobie.
Diabeł przymyka oczy. Czarne myśli przebiegają mu przez głowę. Nicość zaczyna pożerać podłogę komnaty i zbliżać się do skraju jego łoża.
– Mówiłaś kiedyś o tym, co jest na końcu, kiedy jest się już bardzo zmęczonym.
– Na końcu przychodzi czas na odpoczynek.
– To chyba już – kocie oczy otwierają się nagle ukazując rozszerzone strachem źrenice. – Lidio… Czy On mi wybaczy? A jeśli nie, to dokąd pójdę, skoro Piekła już nie ma?
Potężna pierś nieruchomieje.
Ostatnie szczegóły znikają w nieprzeniknionej pustce.
W ostatnim momencie w samym jej centrum błyska mała iskierka.
Łza Lidii.
powrót do indeksunastępna strona

44
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.