powrót do indeksunastępna strona

nr 8 (L)
październik 2005

Autor
 Na skrzydłach, na haju, wciąż dalej i dalej
Steph Swainston ‹Rok naszej wojny›
Nie sądzę, aby „Rok naszej wojny” Steph Swainston był „największym odkryciem brytyjskiej sf ostatnich lat”, jak to głosi okładka. Przyznać jednak należy, że dostajemy do rąk książkę interesującą i oryginalną.
Zawartość ekstraktu: 80%
‹Rok naszej wojny›
‹Rok naszej wojny›
Fantasy dawno już opuściła dziecięce łóżeczko i coraz bezczelniej rozpycha się w literackim świecie. Porzuciła krainy pseudośredniowiecza, wepchnęła się na tereny powieści historycznej i wciąż jej mało. Coraz to nowe książki zdobywają tę etykietkę, w tym również takie, w których nie ma śladu magii i cudów. Mowa tu o „Innych pieśniach” Jacka Dukaja, „Dworcu Perdido” China Mieville i „Roku naszej wojny” właśnie.
Powieść Swainston dzieje się w świecie Czterech Krain, gdzie Ludzie, Awianie i Rhydanie próbują sobie ułożyć wspólne życie. Konfliktów międzyrasowych jest zadziwiająco mało, co wynika z nieustannego naporu wspólnego wroga – Insektów – i istnienia Kręgu Nieśmiertelnych, grupującego wybitne postaci, które w zamian za osiągnięcie maestrii w ważnych dla walki z wrogimi owadami dziedzinach obdarzone zostały wiecznym życiem. Ludzie i Awianie, dzięki wsparciu mistrzów z Kręgu, utrzymują przeciwników w ich krainie, Papyrii, a Cesarz, władca Kręgu, twardą ręką pilnuje swoich nieśmiertelnych, wspierając nimi zagrożone odcinki. Książka rozpoczyna się w momencie, w którym układ ten zaczyna się walić. Na tron Awii wstępuje tchórz, niezdolny do zadbania o losy kraju. Insekty korzystają z okazji i zajmują coraz to nowe ziemie Czterech Krain. Na skutek takiego rozwoju zdarzeń pozycja władcy zostaje zachwiana, a w Kręgu Nieśmiertelnych zaczynają się pojawiać pierwsze rysy.
Co w „Roku naszej wojny” i innych nowoczesnych powieściach zaliczanych do fantasy dziwi, to brak magii, cudowności. Świat cały zdaje się rządzić dziwacznymi prawami, których efektów nikt nie poczytuje za czary. Zmiany postaci u Dukaja, ludzie-kaktusy u Miéville’a, czy też Nieśmiertelni u Swainston – wszystko to jest efekt założeń, jakie legły u podstaw wizji pisarza. Czytelnik czuje się w takiej kreacji jak neandertalczyk rzucony w dżunglę dwudziestowiecznego miasta – widzi niezwykłości przekraczające jego pojmowanie, świadczy wydarzeniom, których nie był w stanie sobie nawet wyobrazić, a jednocześnie ze zdziwieniem dostrzega, że mieszkańcy stworzonego w książce uniwersum wszelkie jego cudowności mają za codzienność. Fantasy bezmagiczna zdaje się przyciągać coraz to nowych twórców, którzy wyładowują zawartość swojej wyobraźni na papier, kształtując ją w eklektyczne, magicznie niemagiczne światy.
Swainston pomysłowością dorównuje swoim kolegom z nurtu. Umie też ograniczyć wyobraźnię, przedstawia starannie opracowany świat, jest precyzyjna w detalu i opisie, dzięki czemu kreślenie losów bohaterów to dla niej samograj. Wystarczy ich postawić w odpowiednich miejscach i pozwolić być sobą. Wyjdzie z tego gra charakterów pozwalająca na pociągnięcie czytelnika za sobą przez ten i następne tomy cyklu (jak się na końcu okazuje, ciąg dalszy nastąpi). Bo choć to świat wydaje się być najważniejszy, tak naprawdę największe zainteresowanie budzą gierki śmiertelnych i Nieśmiertelnych, osobiste konflikty wyzwolone przez nieudany przebieg Wojny z Insektami.
Swainston długo wprowadza czytelnika pomiędzy bohaterów. Początek przypomina świat widziany oczami nieśmiertelnego – na tle wojny z Insektami seria osobistych konfliktów, ujęta w przypowieści, jest jak migotanie gwiazd na tle nieba. Dopiero w drugiej połowie książki wszystkie wątki łączą się, prowadząc do zakończenia – i do następnego tomu, rzecz jasna. Jednocześnie rozpoczęcie książki nie stanowi zrzutu informacji potrzebnych do pojęcia konstrukcji świata, ponieważ autorka nie ujawnia swego świat przez serię miniwykładów – ona w ogóle go nie objaśnia, potęgując „efekt neandertalczyka”. Opowieść rozgrywa się cały czas pomiędzy bohaterami, a my dostajemy do wglądu jedynie te kawałki świata, które akurat im wpadły w oko.
Skoro już o bohaterach mowa to chyba czas napomknąć o Komecie, oficjalnym Posłańcu Kręgu, popieprzonym mieszańcu dwóch ras, który będzie nas wiódł przez „Rok naszej wojny”. Przeżył ciężkie czasy, handlował narkotykami, uzależnił się od nich i te ślady wciąż widać w jego osobowości. Chwiejny, niepewny swoich i niczyich innych wartości, potęguje zadziwienie światem dzięki spaczonemu filtrowi, jakim jest jego postrzeganie. Zazwyczaj jest obserwatorem, jednak czasem stara się uczestniczyć w wydarzeniach – z różnorakim skutkiem. Miota się, rzucany na przemian głodem narkotyku, swoimi uczuciami wobec ludzi i rolą, jaką narzuciło mu jego uzależnienie. Otóż po zażyciu odpowiednio dużej dawki Kometa może przenieść się do świata Przejścia, który wydaje się rasowym koszmarem zrodzonym przez kolizję halucynogenu z neuronami. Tyle, że Przejście pojawia się z zadziwiającą, jak na zwid, regularnością i… tam również są Insekty.
To bezmagiczne fantasy, ta eksplozja imaginacji, ten splot ludzkich konfliktów potęgowanych nieśmiertelnością, cieszy świeżością i oryginalnością. „Rok naszej wojny” zasługuje na poczesne miejsce na półce fana fantastyki i z niecierpliwością oczekuję na jego kontynuację.



Tytuł: Rok naszej wojny
Tytuł oryginalny: The Year of Our War
Autor: Steph Swainston
Wydawca: Solaris
ISBN: 83-89951-09-6
Format: 270s. 125×195mm
Cena: 35,90
Data wydania: 18 kwietnia 2005
Ekstrakt: 80%
powrót do indeksunastępna strona

90
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.