powrót do indeksunastępna strona

nr 8 (L)
październik 2005

 Kšatrápavan
ciąg dalszy z poprzedniej strony
9.
Laserjack, który pożyczyła Adrianowi Alisa, zgodnie zresztą z jego przewidywaniami, okazał się nafaszerowany pluskwami; technicy odkryli w nim jednak również dwie minikamery na podczerwień. Na szczęście doskonale wiedzieli, jak sobie z tymi niespodziankami poradzić.
– Wszystkie zapisy zostały wyczyszczone – poinformował Adriana jeden z inżynierów. – Przez ostatnie kilka godzin nie została przekazana żadna transmisja, ani audio, ani tym bardziej wideo…
– Z tego też będę musiał się jakoś wytłumaczyć – burknął Adrian.
– Przecież pan o niczym nie wiedział – powiedział uspokajająco technik. – To oni będą się głowić, dlaczego sprzęt w pewnym momencie „nawalił”.
– I zaczną podejrzewać mnie…
– Zanim do tego dojdą, będzie już po sprawie.
Wracając do miasta, Adrian układał sobie w głowie plan na następny dzień. Musiał spotkać się z Alisą, to pewne. Chociaż nie wiedział, jak do niej dotrzeć, miał nadzieję, że kobieta skontaktuje się z nim. “Dobrze byłoby również porozmawiać z Rebeką” – stwierdził, którą, jak solennie zapewnił go Dariusz, z Arweną mogło łączyć wszystko, poza więzami pokrewieństwa.
– Skąd więc to uderzające podobieństwo? – zapytał prezydenta.
– Wczoraj wydawało się panu również, że odwiedził starą kobietę w jej domku na farmie – uciął krótko dyskusję Dariusz, a Adrian wolał nie drążyć więcej tematu, którego i tak nie był w stanie pojąć.
Kiedy dotarł do hotelu, było już grubo po północy. W recepcji nie zastał Rebeki; w pokoju również tym razem, o dziwo, nikt na niego nie czekał. Położył się więc spać i niemal natychmiast zapadł w głęboki sen. Rano jednak nie pamiętał nawet, co mu się śniło. Inna sprawa, że wcale nie próbował sobie przypominać.
Zadzwonił telefon, a po chwili rozległo się pukanie do drzwi. Najpierw wpuścił do pokoju Rebekę, potem zaś podniósł słuchawkę, aby porozmawiać z Alisą.
– Jak tam wczorajsza wyprawa za miasto? – spytała agentka.
– Kazałaś mnie śledzić? – udał zdziwienie.
– Musimy mieć pewność, że nie marnujesz swojego i przy okazji także naszego czasu – odparła.
Rebeka tymczasem, nie chcąc mu przeszkadzać w rozmowie, udała się do łazienki.
– Błądzę po omacku – powiedział do słuchawki Adrian.
– Taka twoja rola. Jesteś przynętą.
– Widocznie niezbyt atrakcyjną.
– Tak sądzisz? – spytała ni to jego, ni to siebie Alisa.
“Czyżby chwyciła haczyk?” – pomyślał.
– Mam wrażenie, że kluczem do rozwiązania zagadki jest dziewczynka – powiedział głośno, próbując nadać swojemu głosowi jak najbardziej obojętny ton.
– Skąd ten pomysł?
– Wszystko kręci się wokół niej – odparł. – Nawet ta recepcjonistka, która zaczęła się wokół mnie kręcić, pytała o nią… – przerwał na moment dla zaczerpnięcia oddechu; poza tym właśnie w tym momencie Rebeka wróciła do pokoju. – Może by tak dziewczynkę wypuścić na wabia – zasugerował.
Po drugiej stronie linii zapanowało trwające prawie pół minuty milczenie. Wreszcie agentka przemówiła:
– Jeśli do jutra sam do niczego nie dotrzesz, zastanowimy się nad tym. – Niewiele brakowało, by z radości podskoczył do sufitu; nie mógł się jednak zdradzać ani przed Alisą, ani tym bardziej Rebeką. – A teraz mów, co na wsi.
– Nic – odparł. – Absolutne nic. To był fałszywy trop…
– Co z samochodem?
– Stoi na parkingu.
– Będzie ci dzisiaj potrzebny?
– N-nie, chyba nie.
– Moi ludzie więc go odbiorą.
– Kluczyki mam przy sobie.
– Nie będą nam potrzebne, mamy zapasowe. – I nie czekając na ciąg dalszy rozmowy, Alisa rozłączyła się.
Rebeka, stojąca do tej pory daleko od Adriana, podeszła teraz bliżej i przywitała się, składając na jego policzku soczysty pocałunek.
– Odwiedziłeś moją matkę – stwierdziła.
– Owszem, przejechałem się za miasto – przyznał.
– Sprawdzałeś mnie.
Uśmiechnął się niewinnie, mówiąc:
– Ty również to robisz! Na dodatek okłamujesz mnie.
– Okłamuję?!
Czekała na ciąg dalszy, ale tu, w pokoju, Adrian już nic więcej powiedzieć nie mógł. Pociągnął dziewczynę za sobą i niemal wybiegli na korytarz. Zaatakował ją dopiero w windzie.
– Nie jesteś siostrą Arweny!
Rebeka, ku jego zaskoczeniu, nie protestowała, nie próbowała kłamać dłużej. Przyznała się od razu.
– Nie jestem. I co z tego?
– Nie widzisz nic niestosownego w kłamstwie?
– Nie kłamałabym, gdybym mogła ci wierzyć – odparła.
– A dlaczegóż to mi nie wierzysz?
– Bo nie wiem, po której stronie jesteś!
– Po swojej – powiedział z naciskiem.
Przyparł dziewczynę do drzwi windy i wykręcił jej rękę. Jęknęła z bólu, w jej oczach pojawiły się łzy, ale nie poprosiła o litość.
– Po co ta gra? – spytał.
Nie odpowiedziała.
– Kim jesteś naprawdę?
Nadal milczała.
Dopiero gdy ścisnął jej rękę jeszcze mocniej, odparła:
– Jutro, jutro być może się dowiesz wszystkiego…
– Czego?
– Słyszałam, co zaproponowałeś Alisie…
– No i…?
– Jutro Alisa poinformuje cię, że nic z tego. A wtedy ty będziesz nalegał na spotkanie z Arweną!
– Pójdą na to?
– Nie!
– Dlaczego?
– Bo nie mają Arweny.
Zdębiał.
– Przecież… – zaczął, ale nie było mu dane dokończyć.
– Dziewczynka jest bardziej przebiegła, niż się to wszystkim wydaje. Uciekła. Zastosowała sobie tylko znane sposoby i uciekła…
– Wiesz, gdzie teraz jest?
Zaprzeczyła ruchem głowy.
– Ale wiem, że jesteś jedynym człowiekiem, któremu ona może zaufać.
– A jej… ojciec?
– Chociaż starałby się, jak mógł, nie jest w stanie zapewnić jej bezpieczeństwa… jeszcze nie teraz.
Kiedy zjechali na dół, idąc przez główny hol, sprawiali wrażenie doskonale rozumiejącej się i zadowolonej z własnego towarzystwa parki. Rebeka szła przodem, Adrian tuż za nią. Wyprowadziła go tylnym wyjściem z hotelu, minęli parking i wyszli na sąsiednią ulicę.
– Dużo wiesz – stwierdził mężczyzna, dogoniwszy kobietę; szli teraz obok siebie, krok w krok. Adrian miał jednak problemy, by nadążyć za Rebeką.
“Dokąd ona się tak spieszy?”
Szli jeszcze kilka minut, krążąc zatłoczonymi uliczkami; wreszcie w pewnym momencie Rebeka skręciła w boczną ulicę, która doprowadziła ich do niewielkiego skweru, na tyłach którego majaczyła stara, podniszczona, czteropiętrowa kamienica.
– Tu mieszkam – szepnęła. – Na razie.
W bramie, pomimo dnia, panował półmrok. Weszli po schodach na drugie piętro. Spod wycieraczki Rebeka wyjęła klucz i otworzyła drzwi do mieszkania. Trudno powiedzieć, by było ono urządzone nowocześnie. Przypominało raczej wnętrze muzeum. Strach było na czymkolwiek usiąść, bo wszystkie meble sprawiały wrażenie, jakby miały się za chwilę rozlecieć ze starości.
– Wynajmuję to mieszkanie – poinformowała Adriana, który z zaciekawieniem wodził oczyma po obrazach wiszących na starych, odrapanych ścianach. – Jest bardzo tanie.
– Domyślam się – wtrącił.
Rebeka podeszła do okna i zasłoniła je. W pokoju zaległa ciemność. Obrazy straciły swój blask, a Adrian zainteresowanie nimi.
– Tu nas nie znajdą – powiedziała kobieta.
– A kto miałby nas szukać?
– Chociażby… Alisa.
– Myślałem, że gracie w jednej drużynie.
– Przez pewien czas też mi się tak wydawało – stwierdziła Rebeka.
Adrian usiadł na fotelu, który zaskrzypiał niepokojąco, jakby sprzeciwiał się dźwiganiu tak dużego ciężaru. Starał się już nie ruszać. Przyłapał się nawet na myśli, że gdy głębiej oddycha, to ma wyrzuty sumienia wobec mebla.
Rebeka przez cały czas stała przy oknie; zza firany obserwowała podwórze.
– Czekasz na kogoś? – spytał.
– Wrodzona ostrożność – odpowiedziała.
– Dlaczego mnie tu w ogóle przyprowadziłaś? – to pytanie nie dawało mu spokoju.
– Chciałam, abyś mi zaufał jeszcze bardziej.
– Jeszcze? – zdziwił się.
– Bo chyba mi ufasz…?
– Nikomu! Nikomu – powtórzył – nie ufam.
Rebeka podeszła do niego i czule pogłaskała po głowie.
– Co oni ci zrobili? – spytała z troską.
– Nic nie musieli robić – odparł. – Sam zrobiłem z siebie wała. A wszystko dlatego, że chciałem być dobry…
– Chciałeś zarobić – zaprotestowała.
– Zarobić też – przytaknął. – Ale tak naprawdę nie chodziło o pieniądze…
– O co zatem? Idee? Chęć przeżycia kolejnej przygody…?
Długo ważył w myślach odpowiedź. Przypadła mu do gustu czułość Rebeki. Miała takie delikatne, ciepłe dłonie. Bał się, że gdy odpowie, dziewczyna odejdzie do innych zajęć.
– Może wszystkiego po trochu, ale pieniądze… pieniądze – podkreślił – najmniej. – Czy mu uwierzyła? W każdym razie nie odeszła, na razie nie.
Objął ją mocno w talii i przycisnął do siebie, trwali tak przez krótką chwilę –on siedząc na zabytkowym fotelu, ona stojąc – złączeni. Ale gdy przesunął dłońmi wyżej, ku piersiom, dziewczyna wyrwała się z jego objęć i ponownie zajęła bezpieczne miejsce przy oknie.
– Nie rób nic, czego później mógłbyś pożałować – stwierdziła filozoficznie.
– Co się miało stać, to już…
Nie dała mu dokończyć, przerywając stanowczo:
– O tamtym zapomnij! Tak będzie lepiej dla ciebie i… dla mnie.
Ów wybuch złości spisał na karb kobiecej psychiki.
“Szkoda tylko, że w takim momencie dopadł ją kac moralny – pomyślał. – Jakby nie mogło się to stać kilka godzin później!”
Nie mając tu nic więcej do roboty, wstał i ruszył w stronę korytarza. Rebeka bez słowa poszła za nim.
– Co masz zamiar zrobić? – spytała.
– Powęszę trochę po mieście.
– Nic nie znajdziesz – stwierdziła z taką pewnością siebie, że musiało go to zaskoczyć.
– Wiem, ale będą mnie sprawdzać.
– Poczekaj cierpliwie do jutra – poradziła. – Zobaczysz, jutro może się wiele wyjaśnić – przypomniała mu słowa, którymi uraczyła go już wcześniej, w windzie.
– Spotkamy się? – spytał.
– Znajdę cię, a jeśli nie… – zamilkła, aby zastanowić się chwilę – Przyjdź tutaj! – powiedziała nienaturalnie twardo. – Musisz jednak uważać, cholernie uważać, żeby nie przywlec za sobą ogona…
Choć doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że uwaga Rebeki jest w pełni uzasadniona, poczuł się urażony. Dziewczyna dawała mu rady! “Dobre sobie” – mruknął w myśli i nie oglądając się za siebie, zbiegł po schodach. Było ciemno, a schody stare i nierówne, musiał więc dołożyć wszelkich starań, by nie wyłożyć się jak długi, ośmieszając się przed Rebeką jeszcze bardziej.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

49
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.