Statki kupieckie opuszczające stację zawsze używały holowników, ale Goonar nie ufał dowódcy Benignity, dlatego uaktywnił statek natychmiast po tym, jak mężczyzna pojawił się na ekranie. Jedynym realnym zagrożeniem były dla nich systemy obronne stacji, ale wiedział, że może je zrównoważyć własnym silnikiem układowym. Tak, stacja mogła zniszczyć jego statek… ale przy włączonych układach napędowych byłoby to samobójstwo zarówno dla stacji, jak i wszystkich zadokowanych do niej statków. Teraz kazał swojemu pilotowi oddalić się od stacji tak wolno, jak tylko pozwalały na to silniki sterujące Fortune. Potem najszybciej jak można – zdawało się, że czas płynie wolniej niż wskazuje zegar – zwiększył moc i ustawił ich na kursie w stronę punktu skokowego. Kiedy był już pewien, że stacja nie będzie wysyłać za nimi pocisków, odwrócił się ze złością do Basila. – Chodź, Bas, musimy porozmawiać. W ekranowanej kabinie kapitańskiej Goonar rzucił się na Basila. – Powinienem urwać ci jaja – powiedział. – Ze wszystkich głupich spisków, w jakie nas wpakowałeś… Tym razem Basil nawet nie próbował przybrać niewinnego wyrazu twarzy. – To było ważne. – I nawet nie zadałeś sobie trudu, żeby mi o tym powiedzieć. – Nie było czasu, kuzynie. Naprawdę bym ci powiedział… – Ale nie zrobiłeś tego. – Goonar ledwie się powstrzymał, aby nie zacisnąć dłoni na szyi Basila. – Bas, jesteśmy partnerami od lat. Znasz mnie, a ja myślałem, że znam ciebie. Nie starałeś się o stanowisko kapitana, chciałeś pracować ze mną… – Oczywiście, że tak! – Wiesz, że kapitan musi ufać swojemu zastępcy. Powinieneś był mnie ostrzec. Basil wymamrotał coś, odwracając wzrok. Goonar poczuł, jak sztywnieje mu kark. – Co powiedziałeś? – Uznałem, że będziesz lepiej odgrywał niewinnego, jeśli naprawdę będziesz niewinny. – Basil zaczerwienił się. – I udało się. Jego słowa rozśmieszyły Goonara, choć wciąż był na niego zły. – Odegrałbym to lepiej, gdybym wiedział, kuzynie. – Przepraszam – powiedział Basil, tym razem poważnie. – Powinienem był ci powiedzieć. Następnym razem tak zrobię. – A więc będzie następny raz? – Nie żebym coś takiego planował, ale gdyby… – No dobrze. Cóż to za wielką tajemnicę wywozimy? Powiedzieli ci, czemu Benignity tak bardzo chce ich dorwać? Czy po prostu zakochałeś się w pięknej kobiecie? – Powiedzieli, że chodzi o jednego z pracowników scenicznych. Nie jest kryminalistą, tylko zbiegiem. – „Jestem niewinny wszelkiego przestępstwa, lecz zazdrosna plotka obrzuca mnie oszczerstwem” – zaśpiewał Goonar. – Akt drugi, scena czwarta. Czy o to chodzi? – Nie wiem – odpowiedział Basil, rozkładając ręce. – Zapytałem, ale upierali się, że nie jest złodziejem ani mordercą, tylko poprosił o azyl. – Azyl… To religijne słowo. Czy rozmawiałeś z tym człowiekiem osobiście? – Tak, chciałem go ocenić. To spokojny człowiek… Starszy, ma miły głos. – Artysta? – zapytał Goonar. – Nie… nie sądzę. Sprawiał wrażenie… może uczonego. Jego spokój nie wynika ze strachu czy nieśmiałości, raczej z nawyku. – Uciekający profesor? Ktoś obeznany z techniką? – Nie wydaje mi się – odpowiedział Basil. – Wiem, że niektórzy z nich w prawdziwym świecie mogą zachowywać się jak głupki, ale to nie jest ten typ człowieka. Nie wydaje się oderwany od rzeczywistości, a gdy się z nim rozmawia, nie próbuje sprowadzić rozmowy na swoje ulubione teorie. – To dziwne – stwierdził Goonar. – To on użył słowa „azyl” czy kobieta? – On. – Teraz Basil zaczął wyrzucać z siebie wszystko, co wiedział, wyraźnie zły, że jest tego tak niewiele. – Zapytałem, czy popełnił przestępstwo, a on na chwilę umilkł i powiedział że nie, nie popełnił przestępstwa, tylko rozgniewał kogoś u władzy. – A ty zapytałeś, w jaki sposób. – Tak, ale odpowiedział, że pragnie azylu, a nie rozpuszczania plotek. – Świetnie. Mamy teraz statek dyplomatyczny Benignity wydający rozkazy stacji Familii… a on uważa, że nie będzie plotek. – Nie rozmawiałem z nim po wejściu na pokład – rzekł Basil. – Chcesz, żebym to zrobił? – Nie, chcę go sam zobaczyć – odpowiedział Goonar. – Ale nie teraz. Na razie mamy inne rzeczy do zrobienia. Nie chcę, żeby ekipa ochroniarzy dowiedziała się, że trupa jest tutaj. To aktorzy, więc mogą udawać, że są naszą załogą. Basil wyszczerzył zęby. – To świetny pomysł. – To znaczy, że sam wcześniej na to wpadłeś. Dobrze. Chcę, żeby trupa nie miała dostępu do żadnych kluczowych informacji, i dopilnuj, żeby nasza załoga o tym wiedziała. A kiedy już to zrobisz, znajdź tym ochroniarzom coś do roboty. Ale nie jakąś brudną robotę, w końcu nie prosili o tę przejażdżkę i nie chcemy, żeby byli na nas źli. – Dobrze. – Basil zanotował wszystko na podręcznym tablecie. – Porozmawiam z… Jak on się nazywa? – Simon. To wszystko, co powiedział. – Dobrze. Porozmawiam z tym Simonem za trzy lub cztery dni. Nie chcę, żeby zbytnio rzucał się w oczy. – Goonar westchnął i zabębnił palcami po blacie. – Coś jest nie tak ze stacją Falletta. Nie mam zbyt dobrej opinii o ochroniarzach, którzy nie zauważyli bandy aktorów i aktorek, na dodatek z całym scenicznym ekwipunkiem. – No cóż… Oni niezbyt przypominają w tej chwili aktorów, a sprzęt sceniczny… Pamiętaj, że mieliśmy prawie dwie godziny. Nie byłbym oficerem załadunku, gdybym nie potrafił poradzić sobie z tak dużymi przedmiotami. – Czyli… rozmontowałeś dekoracje. – Nie, to by się nie udało, po prostu ich użyłem. – Jako co? – Pamiętasz salę rekreacyjną załogi? – Oczywiście. – Jest tam takie podwyższenie – z powodu łączących się pod podłogą rur – które wygląda jak mała scena. – Tak, wiem. Czekaj, chcesz mi powiedzieć, że zamieniłeś je w scenę? – Tak. Mieli dekoracje do kilku przedstawień, więc część ustawiliśmy, a resztę złożyliśmy na widoku, w magazynie załogi. A kostiumy i cały sprzęt oświetlający… – Myślałem, że teatry mają własne oświetlenie. – Tak, mają, ale wiele podróżujących grup wozi ze sobą własne, dodatkowe oświetlenie. To drogi sprzęt, więc… – No więc co zrobiłeś z oświetleniem? – Basil najwyraźniej nie mógł się doczekać, żeby mu powiedzieć, a Goonar uważał, że na wszelki wypadek powinien wiedzieć. – Pokażę ci. Już wkrótce Goonar przekonał się, że jego kuzyn marnuje talent w interesie rodzinnym Terakianów, choć w tym zakresie też był uzdolniony. Dzięki panelom oświetleniowym trupy dok promu miał lepsze oświetlenie niż nawet wtedy, gdy stary Fortune opuszczał stocznię… a widać je było dopiero po wspięciu się pod rusztowanie sufitowe. – Pochwalili nas za bezpieczne oświetlenie – stwierdził z dumą Basil, wyraźnie mając na myśli ekipę ochrony stacji. – Powiedzieli, że wiele statków próbuje ukryć różne rzeczy w słabo oświetlonych pomieszczeniach. Kostiumy, nieporęczne i ozdobne, zostały rozwieszone na programowalnych manekinach należących do znanej firmy projektantów mody. – Ochroniarze nie wiedzą, że manekiny normalnie wysyła się gołe – wyjaśnił Basil. – Zauważyli, że kostiumy są używane, ale wyjaśniłem im, że zaliczyły już kilka tras… i że tylko duże firmy spedycyjne dostają nowe rzeczy, a my przewozimy zeszłoroczne śmieci do pomniejszych systemów. – Rozumiem – stwierdził Goonar. Nie był zaskoczony, gdy Basil wręczył mu uaktualnioną listę załogi, na której była zdumiewająco duża liczba krewnych Terakianów, o których nigdy wcześniej nie słyszał. Pięć dni później Terakian Fortune wciąż przyspieszał w stronę zmapowanego punktu skokowego, a Goonar nadal się martwił. Żyli. Nikt do nich nie strzelał. Nikt za nimi nie leciał, a w każdym razie nikogo nie wykryli. Grupa ochrony przyzwyczaiła się do pokładowej rutyny, pracując na zmianach razem z załogą. Mocno rozbudowaną załogą. Jedno trzeba było aktorom przyznać – potrafili grać i szybko się uczyli. Ochroniarze niewiele wiedzieli o organizacji załóg wolnych statków kupieckich, więc bez problemu zaakceptowali fakt, że Fortune przewozi na pokładzie nieprawdopodobnie wielu krewnych Terakianów. Żony, siostry, kuzynów… Wszyscy rzekomo mieli certyfikaty doświadczonej załogi pokładowej, oprócz starej szwaczki kostiumów, która świetnie się bawiła, grając rolę babki ciotecznej zajmującej się swataniem. Zdążyła już wypytać wszystkich członków ekipy ochroniarskiej o ich status i perspektywy. Goonar unikał rozmowy z kierowniczką trupy – miał wymówkę w postaci większego niż zwykle obciążenia pracą – ale w końcu nie mógł już dłużej tego odwlekać, gdy powiedziała, że chce się z nim zobaczyć. Z bliska Betharnya wyglądała równie dobrze, jak na scenie. Goonar, świadomy swojej pozycji statecznego kapitana statku kupieckiego, próbował nie gapić się na nią, ale nie mógł nie zauważyć jej delikatnych kształtów i nie poczuć subtelnego zapachu. – Chciałam panu podziękować, kapitanie Terakian – powiedziała. – Postąpił pan bardzo odważnie. – Basil powiedział mi o wszystkim dopiero po przedstawieniu – wyjaśnił – a wtedy było już za późno… Muszę powiedzieć, że choć podziwiam panią jako aktorkę, nie jestem zadowolony z tego, że mnie oszukano. Mogła pani zrujnować nie tylko moją reputację, ale i całej rodziny. My nie angażujemy się w politykę. – Rozumiem – powiedziała. – Ja też byłabym zła, gdyby to był mój statek. Ale kiedy skontaktowałam się z Basilem – pańskim kuzynem – nie wiedziałam o tym wszystkim. – No dobrze. Pani jest z Benignity? – Nie, ale przedstawienia, które prezentujemy, zazwyczaj cieszą się tam dużą popularnością. Wie pan, takie tradycyjne, jak Narzeczone. – Podobało mi się – przyznał Goonar. – Widziałem je już na Caskadarze. – Nigdy nie graliśmy na Caskadarze, ale słyszałam o nim. W każdym razie… przypuszczam, że chce pan wiedzieć, co się stało? – Teraz to już nie ma znaczenia, sera. Łamiemy prawo, niezależnie od tego, czy w słusznej sprawie, czy nie. Mam nadzieję, że pomoże mi pani wyjaśnić to władzom w następnym porcie. – Oczywiście, kapitanie. Bardzo mi przykro, że sprawiłam panu tyle kłopotu. Czy chciałby pan teraz zobaczyć nasze paszporty? – Kiedy dotrzemy do następnego systemu. Hmmm… Muszę powiedzieć, że pani ludzie świetnie udają załogę. – Dziękuję – odpowiedziała. – W takim razie lepiej wrócę do pracy. Wolałby, żeby została i dalej z nim rozmawiała, ale nie potrafił wymyślić, co mógłby powiedzieć. Gdyby tylko nie była aktorką… Kiedy już odeszła, zaczął wyobrażać sobie, jakby to było poznać kogoś takiego jak ona na spotkaniu u Terakianów, a nie w teatrze. – Będziemy musieli powiedzieć Flocie – stwierdził Goonar, gdy wyszli z lotu nadświetlnego w systemie Corrigana. W czasie kilku dni skoku nic się nie wydarzyło, było dokładnie tak, jak lubił. – To jedyny sposób na oczyszczenie rodziny z zarzutów, które nam przedstawią. Basil przewrócił oczami. – Mogę sobie wyobrazić, co się stanie. Zatrzymają nas na całe miesiące i rozbiorą statek do ostatniej śrubki. – Nie mamy śrub, dobrze o tym wiesz. – Wiesz, o co mi chodzi. Aż do łączy monomolekularnych, jeśli koniecznie chcesz się trzymać technicznej nomenklatury. A przecież nie mamy niczego do ukrycia… – Niczego oprócz potajemnie przewożonego obcokrajowca, porwanego zespołu ochroniarzy i bardzo niezadowolonej grupy poszukiwawczej Benignity – powiedział Goonar. – Poza tym jesteśmy czyści jak nigdy. Basil spuścił wzrok. – Nie jesteśmy? – Cóż, mamy jakieś niewielkie prywatne zapasy poutykane tu czy tam… – Dość. Zgłosimy się przy pierwszej okazji i wyjaśnimy, jak się w to wszystko wpakowaliśmy. Goonar wysłał wiadomość o sytuacji na Fallettcie i patrol Floty, składający się w tej chwili z trzech statków, połączył się z nimi wiązką kierunkową. – Jaki był ten statek Benignity? – Powiedzieli, że to misja dyplomatyczna. Samego statku właściwie nie widziałem, bo dokowaliśmy po drugiej stronie stacji. Ale moje skanery nie wykazały obecności aktywnej broni. – Czy macie jakieś dane o kapitanie? – Mam obraz wideo – odpowiedział Goonar. – Nagrywaliśmy połączenie i na wszelki wypadek zrobiłem zabezpieczoną kopię. – Grozili wam? Benignity czy stacja? – W centrum dowodzenia stacji był jakiś oficer Benignity, i to on nam groził. Powiedział, że jeśli nie damy się przeszukać, nigdy nie odlecimy żywi z układu. Uznałem, że chce porwać zarejestrowany w Familiach niezależny statek i wykorzystać go do misji szpiegowskich. – Ale w końcu was wypuścili? – Tak. Niechętnie, ale puścili. Mam na pokładzie grupę ochrony stacji. – Czemu? – Cóż, zanim zdałem sobie sprawę z tego, co się dzieje, zażądali rutynowego przeszukania jednego z automatycznych promów, i oczywiście się zgodziłem. – Oczywiście. Cóż, będziemy chcieli dostać kopię tej transmisji; lepiej będzie, jeśli doręczycie nam osobiste, a nie via nadajnik. – Jasne – stwierdził Goonar. – Kto wie, co tu się może czaić? – W tej chwili nic – zapewnił kapitan – ale tak na wszelki wypadek. Na stacji Corrigan Goonar przekazał kostkę danych oficerowi w mundurze, który czekał na nich w doku. Grupa ochroniarzy z Falletty odeszła razem z nim; mieli zostać przesłuchani. Basila na szczęście nie było na liście osób, z którymi Flota chciała rozmawiać. Oficer przesłuchujący Goonara poprosił o opisanie wszystkiego, co zaszło, i rozsiadł się wygodnie w fotelu. – Wszystko zaczęło się od tego, że szef załadunku, mój kuzyn Basil, oznajmił mi, że przeniósł statek do kolejki odlotów. Zapytałem go o powód, ale nie odpowiedział. Wracaliśmy wtedy na statek po nocy spędzonej w mieście i miałem nadzieję, że się wyśpię następnego ranka. – Noc w mieście? – Teatr. W czasie naszych podróży Basil usiłuje mi zapewnić rozrywki; uważa, że jestem zbyt ponury. Widzi pan, kilka lat temu zginęła moja żona i dzieci, i on wciąż próbuje mnie umawiać z pięknymi kobietami. – Aha. – Oficer przybrał współczujący wyraz twarzy. Goonar czuł, że ufa mu mniej więcej tak samo, jak oficer śledczy ufa jemu. – Troszczy się o mnie. W końcu razem dorastaliśmy i już od dziesięciu lat jesteśmy partnerami. Jego córka jest moją chrześnicą, on był ojcem chrzestnym moich dzieci. Ale nie rozumie, że ja nie chcę nowej żony i rodziny. Miałem rodzinę i straciłem ją. Czemu miałbym ryzykować, że znów stracę swoich najbliższych? – Samemu trudno się żyje – powiedział cicho śledczy. – Niekoniecznie. – Goonar usiadł wygodniej i podrapał się po głowie. – Jestem dobry w tym, co robię. Zarabiam na wygodne życie. Mam pozycję w rodzinie. Nie potrzebuję żony. – Ale jego ciało mogło potrzebować Bethyi… Nie chciał teraz o tym myśleć. |