Czy pod Twoim łóżkiem mieszkały kiedyś potwory? A może gnieździły się wśród rupieci, na zakurzonym strychu? Z pewnością dorośli przekonywali Cię wtedy, że to tylko cienie, złudzenia, dziecięce strachy. Szczęściarzu! Devon March, bohater powieści „Czarodzieje Skrzydła Nocy” Geoffreya Huntingtona, musiał stawiać czoła swoim demonom już od najmłodszych lat. Wyłaziły z jego szafy a tata nigdy nie mówił – spokojnie, to tylko twoja wyobraźnia.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Ted March mieszkał z synem na przedmieściach Nowego Yorku. Pracował jako mechanik samochodowy, ale jego najważniejszym zadaniem była ochrona i wychowywanie Devona. Przed śmiercią wyjawił chłopcu, że nie jest jego prawdziwym ojcem, nie zdążył jednak niczego wyjaśnić. Czternastolatek został sam z wieloma pytaniami. Nie wiedział kim byli jego rodzice, dlaczego w jego szafie mieszkają demony ani skąd bierze się moc pozwalająca mu robić niezwykłe rzeczy. Zgodnie z testamentem chłopiec miał zamieszkać w Kruczym Dworze, pod opieką pani Crandall. Wyrusza zatem do nadmorskiego miasteczka o nazwie Bieda, mając nadzieję znaleźć tam odpowiedzi. Zanim dołączycie do jego wyprawy, radzę zrobić siusiu, zaopatrzyć się w prowiant i wyłączyć komórkę, bo od książki trudno się oderwać. Czyta się ją naprawdę świetnie. To swoista mieszanka horroru, fantasy i młodzieżowej przygodówki – celny okazuje się slogan reklamowy, porównujący dzieło Huntingtona do krzyżówki „Harry’ego Pottera” i „Buffy, postrachu wampirów”. W ponurym domostwie, w blasku świec spacerują duchy, nawet pogoda dostosowuje się do mrocznej atmosfery – burze jedna za druga nawiedzają Biedę. Elementy fantastyczne zatopione są we współczesnym świecie – demony przystosowały się i umieją sobie radzić ze zdobyczami techniki (na przykład z samochodami), stosując je do swoich mrocznych celów. Zaś bohater jest całkiem zwyczajnym nastolatkiem (oprócz tego oczywiście, że dysponuje tajemniczą mocą), chodzi do zwyczajnej szkoły, na pizzę z przyjaciółmi i w przeciwieństwie do Pottera przeżywa pierwszą miłość już w pierwszym, a nie szóstym tomie (chyba mu jednak bliżej do „Buffy”…). Szybka akcja nie pozwala odetchnąć, choć miejscami przydałoby się nieco rozbudować tło. Amerykański pisarz i historyk filmu William J. Mann – tak brzmi prawdziwe nazwisko Geoffrey’a Huntingtona – ma na swoim koncie już kilka bestsellerów (m.in. „The Men from the Boys”, „Where the Boys Are”), ale debiutuje jako fantasta. Nie należy zrażać się krzywdzącymi komentarzami sugerującymi, że eksploruje tę dziedzinę na fali potteromanii. „Czarodzieje…” to dzieło – na ile pozwalają ramy gatunku – oryginalne, z interesującymi (i jakże rozkosznie przerażającymi) rozwiązaniami fabularnymi. Pierwszy tom cyklu „Kruczy dwór” rozbudza ciekawość i zachęca do sięgnięcia po kolejne – bowiem nie wszystkie zagadki zostały rozwiązane! Polską edycję „Czarodziei Skrzydła Nocy” wydano z wielką starannością (twarda oprawa!), choć nie ustrzeżono się kilku potknięć. Ilustracja na okładce nijak ma się do treści, a tłumaczenie niektórych nazw własnych jest co najmniej dyskusyjne – szczególnie, gdy kłóci się z późniejszymi nawiązaniami w tekście. Na szczęście nie przeszkadza to bardzo w odbiorze książki i czerpaniu radości z lektury. Ja bawiłam się znakomicie – serdecznie zachęcam do pójścia w moje ślady.
Tytuł: Czarodzieje Skrzydła Nocy Tytuł oryginalny: Sorcerers of the Nightwing Autor: Geoffrey Huntington Tłumaczenie: Zbigniew A. Królicki Cykl: Kruczy Dwór ISBN: 83-7301-563-9 Format: 328s. 128×197mm; oprawa twarda Cena: 29,— Data wydania: 26 lipca 2005 Ekstrakt: 90% |