Z okazji pięciolecia „Esensji” postanowiliśmy uhonorować najwybitniejsze dokonania filmowe, komiksowe, literackie i gier z tego okresu. W wewnętrznej dyskusji wybraliśmy 10-tki najlepszych. Zapoznajcie się z dziesięcioma najlepszymi komiksami ostatnich 5 lat według redakcji „Esensji”.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Tobiasz Piątkowski, Robert Adler – 48 stron (Mandragora, 2001) Jeśli istnieje coś takiego, jak specyfika polskiego humoru, to według mnie polega ona na ironii i poczuciu całkowitego absurdu. W komiksie najlepiej widać to na przykładnie „48 stron” Piątkowskiego i Adlera. Opowiadając o przygodach dwóch policjantów autorzy kpią bezlitośnie ze wszystkiego i z każdego, kto się nawinie pod rękę – przede wszystkim z najbardziej znanych elementów kultury masowej. Poza autorską mieszanką wspomnianych ironii i absurdu, komiks nie zawiera własnych oryginalnych motywów i w większości jest oparty na umiejętnie połączonych, szybko przewijających się i ukazanych w krzywym zwierciadle gagach oraz stereotypach zaczerpniętych ze znanych filmów i innych elementów popkultury amerykańskiej. Celem komiksu jest wyłącznie rozbawienie czytelnika: ale cel ten zrealizowany jest wręcz perfekcyjnie. Mistrzowskie żonglowanie słowem, obrazem i skojarzeniami daje fantastyczny efekt, a ponieważ świeże pomysły, oparte na coraz to nowych superprodukcjach kinowych, nawiedzały autorów na bieżąco, żaden z czterech tomów serii „48 stron” (pierwszy tom doczekał się kilku reedycji) nie jest nudny ani monotonny. Owszem, z czasem żarty stają się nieco hermetyczne, ale wierny serii, inteligentny czytelnik bez problemu zorientuje się w niuansach. „48 stron” celuje w czytelnika bardziej wyrafinowanego kulturowo i jednocześnie posiadającego duże poczucie humoru. Jednak mimo tego – a może właśnie dlatego – zdecydowanie pozostaje jedną z najlepszych polskich produkcji komiksowych ostatnich pięciu lat.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Grzegorz Janusz, Krzysztof Gawronkiewicz – Esencja (Mandragora, 2005) Gawronkiewicz wielkim rysownikiem jest. I na tym stwierdzeniu mogłoby skończyć się to uzasadnienie, gdyby nie to, że nawiązanie do Gombrowicza przynosi więcej szkody niż pożytku. Nie będzie jednak wielką przesadą jeśli napiszę, że jeśli chodzi o Gawronkiewicza, mamy do czynienia z jednym z najbardziej wszechstronnych polskich rysowników. W każdym kolejnym komiksie zaskakuje stylem, podejściem do tematu i dbałością o szczegóły. W połączeniu z oryginalnym, pełnym aluzji i humoru scenariuszem Grzegorza Janusza daje to komiks dopracowany i zrównoważony pod każdym względem. Historię posiadającą swój rytm, wpisaną w określone realia, w której przedstawione wydarzenia mają swoje uzasadnienia, a do tego uwagę przykuwa bogactwo drugiego planu. Takiego zbioru cech – z pozoru banalnych – często próżno szukać w polskim komiksie. Nic więc dziwnego, że „Esencja” została doceniona za granicą, a następnie w Polsce. To po prostu esencja dobrego komiksu.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Dennis Wojda, Krzysztof Gawronkiewicz – Miasteczko Mikropolis (Siedmioróg, 2001) Mam w dupie małe miasteczka, jak pisał poeta. Ja się pod tym podpiszę, z jednym niewielkim wyjątkiem – Miasteczka Mikropolis. Komiks to niezwykły, strip niecodzienny – ulokowany na przeciwnym biegunie tych wszystkich śmieciowych kopiuj-wklej garfieldów. Miasteczko magiczne, miasteczko cyniczne, miasteczko wielce atmosferyczne. Pijani poeci, szaleni naukowcy, dziwaczne dzieciaki. Życie i śmierć, miłość i nienawiść, ludzie i kosmici, babcine mądrości i szaleństwa codzienności. Autorzy-potworzy, zapraszają na wyprawę do krainy chichów i subtelnej desperacji: kwaśne poczucie humoru Wojdy zmiksowane z einzigartig kreską Gawronkiewicza tworzy koktail Mołotowa, który wysadzi wam głowę. Tak jak nie da się zrozumieć zawiłości duszy żółwia, tak jak nie można pojąć fenomenu bazaru, tak jak nie da się objąć rozumem istoty poezji, tak ja nie wiem, co jeszcze napisać. No dobre jest po prostu.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Mateusz Skutnik – Rewolucje (Egmont, 2004) Rewolucje? Raczej wojny podjazdowe, ale dla komiksu to słaby tytuł. Podjazdowe, bo a to zaatakują fantastycznym scenariuszem, a to ze skrzydła przygrzmocą jakąś zapadającym w pamięć sekwencją kadrów, a to wpuszczą w pułapkę uroczego pomysłu stojącego za historią. Nie zawsze ataki te przeprowadzane są w skoordynowany sposób, ale jeśli już, to mamy do czynienia z prawdziwą ofensywą. Coś o tym wiem, bo im dalej zapuszczam się na teren Mateusz Skutnika w tym bardziej opłakanym stanie są moje siły krytyczne. Z każdym kolejnym albumem upadają moje dzielne zarzuty. Naprawdę niewiele mi już brakuje bym został pupogłowym ludkiem głoszącym wyższość steampunkowej Rewolucji nad dowolna inną. I nie ma czego żałować, bo takich przewrotów nigdy dosyć.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Bartosz Minkiewicz, Tomasz Minkiewicz – Wilq Superbohater (BM Vision, 2003) Wilqu jest wszędzie. Na forum sportowym ostrzega, by nie przyjeżdżać na Mokotów. Pisze sportowe teksty o piłkarskim menedżerze (bo jest redaktorem sieciowego serwisu). Jest fanem Linuxa i założył sobie darmowego bloga (który już nie istnieje). W Gdyni podpisał się na jednym z garaży (bo był tutaj i jest kolegą Halika Tony’ego). Jeździ Escortem. Podając się za „młodego i pracowitego” szukał pracy w Irlandii. I jest superbohaterem. Co jest prawdą? Wszystko. Wilqu na początku był – po prostu – komiksowym bohaterem. Został legendą. Konus z pelerynką wstrząsnął Polską i sprawił, że po (czarno-białe!) zeszyty komiksowe sięgnęli nawet młodzi biznesmeni i urzędnicy. Fenomen? Zdecydowanie. Hit? Bez dwóch zdań. Wilqu spełnił też inna rolę – pozwolił masom twórców uwierzyć, że nie trzeba do przesady cyzelować kreski, by opowiedzieć dobrą historię. I obalił mity Thorgala i kpt. Żbika (on zawsze zostanie dla mnie kapitanem).  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Juan Diaz Canales, Juanjo Guarnido – Blacksad (Blacksad, Siedmioróg, 2003) Żeby było śmieszniej, do tej pory nie przeczytałem bodaj żadnej oryginalnej opowieści Raymonda Chandlera, co jednak nie przeszkadza mi z czystym sumieniem polecić „Blacksada” miłośnikom jego pióra. Dlaczego? Cóż… Jest tu wszystko, co w opinii społecznej łączy się z przymiotnikiem „chandlerowski”. Mroczny klimat. Zabójczy bohaterowie – pozytywni i negatywni. Ciekawa intryga. Dym papierosa i gorycz zwycięstwa… Do tego dochodzi część wizualna, umiejętnie zastępująca część narracji. Piękne rysunki i świetnie dobrane barwy. Drobiazgowe wizje miasta i wnętrz. Dynamiczne ujęcia akcji i statyczne kadry, mogące zawisnąć na ścianie jako pełnoprawne malowidło. Bohaterowie: postacie zwierzęce o szerokim przekroju gatunkowym, ukazane zadziwiająco precyzyjnie. Ich mimika w niczym nie ustępuje mimice ludzkiej, a do tego zabawa z gatunkowymi skojarzeniami – kot, pies, kocica, gad, szczur… Brak eksperymentów formalnych, porządna warsztatowa robota – zarówno jeśli chodzi o scenariusz, jak i o jego wizualizację – sprawiają, że „Blacksad” jest jednym z najlepszych komiksów głównego nurtu ostatnich 5 lat.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Bill Watterson – Calvin i Hobbes (Calvin & Hobbes, Egmont, 2004) „Calvin i Hobbes” to komiks uniwersalny. Tak samo chichoczą przy nim moi rodzice, moi znajomi jak i dzieci moich znajomych. Co prawda chichot u każdej grupy wiekowej wywoływany jest czym innym, ale wciąż jest szczery. Watterson to jeden z mistrzów tzw. komiksu prasowego. Co składa się na tę wysoką jakość opowieści o przygodach Calvina – hiperaktywnego sześciolatka? Przede wszystkim same sylwetki bohaterów, łączących w sobie zarówno komizm, jak i swoisty typ pogodnej refleksji (choć często mocno dyskusyjnej). Właściwie możemy tu również mówić o opozycjach Calvin – świat, fantazja – rzeczywistość, dzieciństwo – dorosłość. I to na tych opozycjach Watterson buduje historie, często ujmowane w sekwencje, często w nowy sposób opowiadające ten sam dowcip. No właśnie! Ta umiejetność jest niezwykle cenna w procesie tworzenia pasków komiksowych. Umiejętność budowania kolejnych zabawnych historyjek, w troszkę inny sposób przedstawiających jeden motyw. Kolejnym punktem są błyskotliwe dialogi (chyba nikt nie chciałby mieć do czynienia z TAK rozumującym i wypowiadającym się sześciolatkiem). No i rysunki, pełne ekspresji, świetnie oddające emocje bohaterów. „Calvin i Hobbes” jest jednym z nielicznych komiksów, w którym każdy znajdzie coś dla siebie, coś, co rozbawi lub skłoni do przemyśleń. I to chyba największa zaleta tego tytułu…  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Hiroki Endo – Eden (Eden – It’s An Endless World, Egmont, 2002) „Eden” dokonał tego, czego nie zdołały dokonać ani kolejne tomy „Akiry”, ani pełne wydanie „Ghost in the Shell”, choć mogłaby to osiągnąć „Hiroshima 1945”. Wyleczył mnie z głębokiej urazy do japońskiego komiksu, którego próbki wpadały mi raz po raz w ręce. Pod wieloma względami „Eden” to majstesztyk. Plastycznie może stawać w szranki z najlepszymi tytułami, bo Hiroki Endo rysuje boleśnie realistycznie i opowiada historię przekonywująco przejmującą. Pod powierzchnią widowiskowych potyczek, pościgów, eksplozji i futurystycznych przedmiotów przemycana jest bardzo bogata i zróżnicowana galeria bohaterów, których losy autor splata, krzyżuje, wywraca, a często i ukróca. Eksperymentując w ten sposób z materiałem o nazwie „człowiek”, rozkłada jego psychologię na składniki pierwsze. Kolejne tomy prezentują bardzo wysoki poziom, dużo powyżej średniej komiksowej, z nieznacznymi spadkami formy, zwykle szybko wynagradzanymi czytelnikowi. Zdecydowanie jeden z najlepszych cykli dostępnych na krajowym rynku, lektura obowiązkowa. Wolę nie myśleć, co się stanie, kiedy seria dobiegnie końca.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Frederik Peeters – Niebieskie pigułki (Pilules Bleues, Post, 2003) Powiem pewnie coś kontrowersyjnego – to wcale nie jest komiks o wirusie HIV i chorobie AIDS. To, że autor podkreśla autobiograficzną fabułę, a komiks i wypowiedzi Peetersa doskonale się pod tym względem pokrywają, nadal mnie nie przekonuje. Śmiem bowiem twierdzić, że mimo tego wszystkiego HIV jest tu przenośnią, którą można zastąpić wieloma innymi rzeczami, niekoniecznie nawet groźnymi chorobami. Zaś sednem komiksu jest dojrzewanie do dorosłego, w pełni odpowiedzialnego życia z drugą osobą, z pełną świadomością konsekwencji, jakie może to przynieść. To z kolei jest narastającym problemem naszych czasów i ludzi, dla których rodzina czy humanitaryzm są coraz częściej pustymi słowami o wartości zdewaluowanej promowanym przez media i akceptowanym przez społeczeństwo stylem życia. Pod tym względem jest to komiks niewątpliwie wyjątkowy, wyraźnie błyszczący wśród pozycji wydanych u nas, bo atakujący temat zwykle zarezerwowany dla lepszych muz, literatury czy filmu. Autorowi i wydawnictwu udało się dokonać desantu na teren chroniony przez wielkich tuzów polskiej kultury, zdobywając przyczółek o strategicznym znaczeniu. Teraz należy go bronić.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Alan Moore, Dave Gibbons – Strażnicy (Watchmen, BM Vision, 2003) Rzecz jasna Alan Moore nie jest ani jedynym, ani pierwszym twórcą, który dojrzał potencjał w opowieściach o superbohaterach (weźmy choćby „Powrót Mrocznego Rycerza” Franka Millera) i przetworzył je na własne potrzeby. Ale nie zmienia to faktu, że „Strażnicy” pozostają dziełem wyjątkowym. Ta opowieść z rzeczywistości alternatywnej (zarówno wobec naszej, jak i tej z Marvelowskich komiksów) ma cechę najwybitniejszych dzieł fantastyki naukowej – Moore wprowadza zmianę w naszym świecie i kompleksowo obserwuje jej wpływ na cywilizację. W swej wizji Strażników, którzy są pod względem charakteru i moralności zwykłymi ludźmi, ze swymi wadami i zaletami, Moore zadaje pytania o zasady działania władzy, zakres odpowiedzialności, znaczenie norm moralnych, ubierając to w atrakcyjną formę fantastycznonaukowej opowieści kryminalnej. Działa ten komiks niesamowicie również na poziomie emocjonalnym – chwytające za serce opowieści o losach Dr. Manhattana, Rorschacha i Ozymandiasza udowadniają, że Moore wie wiele o meandrach ludzkiej psychiki. A do tego dodać należy niesamowite pomysły narracyjne i ogromną ilość kulturowych tropów wplecionych w karty komiksu. Arcydzieło. Pozostałe nominowane komiksy i serie komiksowe: - Enki Bilal – 32 grudnia
- Krystian Rosenberg, Krzysztof Gawronkiewicz – Achtung Zelig
- Katsuhiro Otomo – Akira
- Jean D. Morvan, Philippe Buchet – Armada
- Frank Miller, David Mazzucchelli – Batman: Rok pierwszy
- Mike Mignola, Richard Pace, Troy Nixey – Batman: Zagłada Gotham
- Tobiasz Piątkowski, Robert Adler – Breakoff/Overload
- Hugo Pratt – Corto Maltese
- Mateusz Skutnik – Czaki
- Marek Turek – Fastnachtspiel
- Keiji Nakazawa – Hiroszima 1945. Bosonogi Gen
- Nobuhiro Watsuki – Kenshin
- Radosław Kleczyński, Sławomir Jezierski – Kic Przystojniak
- Mark Waid, Alex Ross – Kingdom Come
- Joe M. Straczynski, Gary Frank – Midnight Nation
- Hiroaki Samura – Miecz nieśmiertelnego
- Mateusz Skutnik – Morfołaki
- Krzysztof „Prosiak” Owedyk – Ósma czara
- Pierre Christin, Enki Bilal – Polowanie
- Garth Ennis, Amanda Conner – Pro
- Frank Miller – Sin City
- Krzysztof Tkaczyk, Bartosz Minkiewicz – Straine DG
- Masamune Shirow – The Ghost In The Shell
- Enki Bilal – Trylogia Nikopola
- Stan Sakai – Usagi Yojimbo
- Alan Moore – V jak Vendetta
- Katsura Masakazu – Video Girl Ai
|