 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Nie no, ja nie umiem tak o sobie. Nie potrafię się zachwalać, nie umiem pisać CV i listów motywacyjnych. Zaczęłam pisać bloga, ale nie zrobię Wam tego i nie podam adresu :) Ale od czego ma się znajomych? Całą robotę zwaliłam na nich. Poprosiłam, żeby zamknęli Waliskę w jednym zdaniu. Oprócz pójścia na łatwiznę: „Oj trudno będzie”, przypomnieli mi, że jestem „króliczkiem na duracellach” (czy to nie jest kryptoreklama?) i „motorówką”. Znacie grę w Jokera? Opisujemy w niej innych za pomocą porównań do krajobrazów, przedmiotów, pogody, itd. Kiedy ja byłam do zgadnięcia, na pytanie: „Gdyby ta osoba była statkiem wodnym, jaki to byłby statek?” ktoś powiedział, że „motorówką”, i zgadujący od razu zgadł, że to ja. A mi było przykro, że nie jestem żaglowcem… A innym razem dowiedziałam się, że gdybym była samochodem, byłby to mały szybki samochodzik z zepsutym tłumikiem. Korzystając z okazji do publicznej wypowiedzi oświadczam, że wcale nie jestem taka głośna. Czasem tylko głośno się śmieję, ale postanowiłam zdostojnieć i zachowywać się jak dama (w końcu latka lecą) i redukuję te śmichy… Podczas studiów (filologia polska) wyżywałam się artystycznie, tańcząc w teatrze tańca. Potem sprzedałam się kapitaliście i odrabiam codziennie ośmiogodzinną pańszczyznę w zamian za wikt i opierunek. Na teatr zabrakło czasu i energii. Choć ostatnio wróciła mi tęsknota i cały weekend przetańczyłam ucząc się tańców azteckich i afrykańskich. Ale nie samą pracą żyje człowiek. Cały czas próbuję skończyć studia (i zrobię to, jak komuś wreszcie się uda zmusić mnie do napisania pracy dyplomowej). A żeby nie zapomnieć, czego mnie na nich nauczyli, korekcę w „Esensji”, a od kilku tygodni oceniam też opowiadania nadsyłane do redakcji. Już udało mi się podpaść pewnemu autorowi :) Plany? Nauczyć się, jak uczyć obcych naszego pięknego języka i wyjechać z tą umiejętnością do ciepłych krajów. Mam już taki jeden na celowniku! A wcześniej zamierzam zostać średniowieczną kurtyzaną. Powoli zaczynam oswajać się z tematem. Co mnie kręci w popkulturze? Ona sama mnie kręci. Bo nie stawia sobie żadnych granic. Bo czerpie ze wszystkiego, co się nawinie, i przerabia (albo nie) na swoją modłę. Bo jest intertekstualna, metakulturowa, postmodernistyczna (nie boję się tego słowa), jarmarczna, naturalna i prawdziwa. Bo jest. Nie doceniam: wierszy Miłosza (a przecież wielkim poetą był), muzyki Depeche Mode (a taki kultowy zespół rockowy), „Gladiatora”, „Pasji” i kilku innych superprodukcji kina amerykańskiego, opery jako gatunku. I wielu innych „dzieł”, ale tak bardzo je wyparłam, że nawet o nich nie pamiętam Wstyd się przyznać, ale mam słabość do: romantycznych komedii (najlepszy na babskiego doła jest „Dziennik Bridget Jones”), happy endów Katarzyny Grocholi i grających na emocjach łzawych piosenek o miłości. A odkochać się nie potrafię w: Tomaszu Mannie, Oldze Tokarczuk, „Małym Księciu”, Zbigniewie Rybczyńskim, Grzegorzu Halamie, Paulu Newmanie, Osieckiej, Holy Hunter, Majchrzaku, I.B. Singerze, Kalinie Jędrusik, Strefie Ciszy, Kasi Chmielewskiej, ”Czterech weselach i pogrzebie”, Kieślowskim, Stingu, Tori Amos, Joannie Fraszyńskiej, Urszuli Dudziak, Doctorovie, Stańce, Barczyku, Kolskim, Fridzie, Gretkowskiej, Jurewiczu, Witkacym, Biurze Podróży, Poświatowskiej, Hłasce, Kabaracie Starszych Panów, Bzdylu, Barańczaku, Gombrowiczu, Dalim, Kabarecie Potem, Raz, Dwa, Trzy, „Niewinnych Czarodziejach”, Peterze Gabrielu, Sinead O’Connor, Masłowskiej, Gajosie, „W pogoni za Amy”, Marii Peszek, Andrzejewskim, Pati Yang… DOŚĆ! Waliska vel Eliza Trzęślewicz
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Urodziłem się dokładnie tego samego dnia co Leonardo da Vinci, Kim Ir-Sen, Jason Bourne i Funky Koval (i Emma Watson, Hermiona z „Harry’ego Pottera”, ale ona akurat nie pasuje do koncepcji tego tekstu). Mogłem więc zostać artystą, dyktatorem, kosmicznym detektywem albo mordercą na usługach CIA. To się nie spełniło, ale najwyraźniej ten Koval i Bourne, jako ikony popkultury, byli mi najbliżsi, bowiem jakoś z tą popkulturą się związałem (choć bycie artystą na topie lub dyktatorem byłoby pewnie praktyczniejsze). Wszystko przede mną, w końcu w tym roku miałem dopiero okrągłą 100000 rocznicę urodzin1). Choć nadal uważam, że szczyt moich możliwości minął wraz ze skończeniem szkoły podstawowej. Czasem nie nadążam za trendami, bo nienawidzę pisania SMS-ów, a muzycznie zatrzymałem się na etapie „Pink Floyd” i „Dire Straits”, ale z drugiej strony nie mam oporów przed wejściem do komiksowego sklepu w garniturze i z aktówką, kupić stos komiksów i manifestacyjnie przedefilować z nimi przez miasto, czy chwaleniem się wszem i wobec, że weekend mam zamiar spędzić ze znajomymi przy grach planszowych. Więc nie jest jeszcze tak źle. W tej chwili prowadzę dwa życia. Pierwsze 8 godzin dnia oddaję Wielkiej i Strasznej Korporacji, ukrywając przed przełożonymi tak wstydliwy fakt, jak prowadzenie kulturalnego pisma internetowego. Pozostałą dnia poświęcam prowadzeniu kulturalnego pisma internetowego, ukrywając przed znajomymi tak wstydliwy fakt, jak praca w Wielkiej i Strasznej Korporacji. Resztę czasu poświęcam żonie, oglądaniu filmów, czytaniu książek i pisaniu tego i owego. Jakie to szczęście, że doba ma 36 godzin! Co mnie właściwie kręci w tej popkulturze? Film, książka, komiks, gry w tej właśnie kolejności, choć drzewiej bywało inaczej (kiedyś świat poza książką nie istniał). Uwielbiam „epicki rozmach”, przepadam za chwilami, gdy książka czy komiks mnie wzrusza, a film wyciska łzy, lub odwrotnie – zmuszają do śmiechu. Nie przepadam za eksperymentami, choćby najbardziej ambitnymi, ale doceniam oryginalność i idące za zajmującą fabułą chwyty formalne. Gdybym miał wymieniać twórców, nie starczyło by miejsca. Ale spróbuję – Steven Spielberg, Stanley Kubrick, F.F. Coppola, Alfred Hitchcock, Ridley Scott, Michael Mann, Peter Jackson, Steven Soderbergh, Peter Weir, Zhang Zhimou, M. Night Shyamalan, James Cameron, J.R.R. Tolkien, Frank Herbert, Paul Auster, Juliusz Verne, Michaił Bułhakow, Stanisław Lem, Orson Scott Card, Jacek Dukaj, Alan Moore, Stan Sakai, Enki Bilal, Tadeusz Baranowski, Janusz Christa… Pominąłem kilkuset, ale trudno. Arcydzieło, które uważam za kichę „Nad Niemnem”, oczywiście, ale przecież każdy, kto skończył ogólniak tak ma. Poza tym średnio kręci mnie „polska szkoła filmowa” (choć scena z kieliszkami w „Popiele i diamencie” jest super) i „kino moralnego niepokoju” (wolę choćby „Ziemię obiecaną”). Zaraz, czy „Człowiek z żelaza” to „KMN”? Nieważne – jest dobry. A z podwórka fantastycznego przyznam, że nigdy mnie nie zachwyciło „Metropolis”. No tak, ważne dla kina, ambitne, istotne, ale co poradzę, że nudzi. Powszechnie uznana kicha, która mi się podoba Nie zmienię zdania, że „Matrix: Reaktywacja” jest świetnym filmem (o „Rewolucjach” wole się już nie wypowiadać). Nieodmiennie podoba mi się kino Shyamalana, z „Osadą” na czele. Mam też bardzo dużo sympatii dla amerykańskich wysokobudżetowych produkcji historycznych i pseudohistorycznych, a ładny statek kosmiczny wynagrodzi mi seans każdego filmu science fiction. Ale najbardziej się wstydzę tego, że w każde Boże Narodzenie oglądam w telewizji „National Lampoons’ Christmas Vacation” z Chevym Chasem i śmieję się do rozpuku. [1] W kodzie dwójkowym.
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Oto ja. Rocznik 1982, płeć pozornie słaba. Rok 2005/2006 to piąty rok moich studiów na kierunku filologia polska w Lublinie (UMCS); robię też dodatkową, niezależną specjalizację redaktorsko-medialną. Zagnieździłam się w dziale książek i bardzo mi tu dobrze. Recenzuję o 90% mniej książek, niż bym chciała, ale jak ktoś mądry już kiedyś w „Esensji” napisał, doba nie jest z gumy. Interesują mnie współczesne zjawiska kulturowe i socjologiczne, dlatego pracę magisterską piszę z najnowszej poezji Tadeusza Różewicza, który jest wnikliwym obserwatorem tychże i przemawia do mnie jak żaden inny współczesny polski twórca. Jak na polonistkę przystało czytam sporo i nie jestem w stanie wyłonić ulubionych pozycji beletrystycznych. Do fantastyki mam spory dystans, jeśli już po coś sięgam, to jest to coś z nurtu socjologicznej s-f. W prozie najbardziej cenię akcenty psychologiczne, emocjonalne i egzystencjalne. Ważny jest dla mnie język i przyjazny, acz niekonwencjonalny styl. Lubię eksperymenty literackie. Param się (amatorsko) fotografią czarno-białą, fascynują mnie zagadnienia związane z translatoryką, ostatnio interesuję się też literaturą i kulturą Afroamerykańską. Uwielbiam jazz.
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Naczelny kazali napisać coś o sobie, ale żeby było ciekawe. Czyli będę musiał zmyślać. Nieciekawych rzeczy o mnie można dowiedzieć się z googla, biorąc jednak poprawkę na to, że google kłamie. Z ideolo jestem marksistą-totorystą, z wyznania – wierzę, że Bóg nam dał rock’n’rolla (i może kiedyś będę miał okazję, że by zagrać ludziom do tańca, a oni przez chwilę będą szczęśliwi – niestety, nie potrafię na niczym grać. Ale dużo słucham). Alkohol – wódka, metaxa i starka (nie na raz) – piwo tylko pod wurst. Zwierzęta – koty, modulo alergia. Żona – dziękuję, zdrowa. Naczelny kazali też odpowiedzieć na pytania. Oh, well. „Co Cię właściwie kręci w tej popkulturze?” O, to jest proste. W popkulturze kręci mnie najbardziej wszystko to, co symbolizuje Godzilla. Nie będę teraz wykładał mojej „Holistycznej Teorii Godzilli”, napiszę tylko, że ów gumowy potwór symbolizuje wędrówkę idei z USA do Japonii i z powrotem (jako i uczyniły wielkookie postacie komiksowe); symbolizuje także kontrolowany kicz, coś, co Anglosasi nazywają guilty pleasure. Wierzę też w teorię fetyszy – jak coś Cię nie kręci, to nie i już – ktoś, kto nie czuje kultury bohaterów w trykotach, nie zrozumie postmodernistycznych „Strażników”. Podobnie zresztą jest z „Sailormoon” (BTW – moja ulubiona to Sailor Venus). Każdemu jego porno. I znów pytania naczelnych: „Jakie powszechnie uznane arcydzieło, które uważasz za kichę?” i „Jaką powszechnie uznaną kichę uważasz …no niekoniecznie za arcydzieło, ale coś fajnego?” No litości, zadawać takie pytania w 2005, kiedy każdy ma dostęp do internetu i może sobie wyrażać swoją opinię, nie oglądając się na „powszechną uznaniowość”, to jest anachronizm. Ale mimo to powiem, że nie lubię opowieści o honorowych samurajach w stylu „Usagi Zieeeew Yojimbo”. I nienawidzę trendu w tłumaczeniach zapoczątkowanego przez Bartosza Wierzbiętę – jak mam ochotę na teksty z „Seksmisji”, to – surprise – oglądam „Seksmisję”. A polecam najnowszą płytę „Backstreet Boys”, teledysk do „I just want you to know” autentycznie wymiata. Napisałem w sumie 2097 znaków (ze spacjami), więc na tym kończę.
Członkowie redakcji zbyt skromni, aby publicznie chwalić się na łamach: Joanna Bartmańska Piotr Klingier Paweł Laudański Jarosław Loretz Marcin Mroziuk Karina Murawko-Wiśniewska Magda Niebieszczańska Karolina Rodzaj Tomasz Sidorkiewicz Joanna Słupek Maria Stasiuk Jacek Wesołowski |