powrót do indeksunastępna strona

nr 9 (LI)
listopad 2005

W sercu ciemności
David Drake, Eric Flint
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– Dobry Boże w niebiosach – wyszeptała. – Tak bardzo chciałam, żeby Narsesa nie było na tym zebraniu. Miałam nadzieję, że się mylisz, chociaż w głębi serca wiedziałam, że masz rację. – Wreszcie pozwoliła popłynąć łzom. – Teodora nigdy się z tego nie otrząśnie.
– Nie możesz być tego pewna – zaprzeczyła Irena. – W końcu ma jeszcze Justyniana.
Antonina potrząsnęła głową.
– Nie, Ireno. To nie to samo. Teodora kocha Justyniana, ale nigdy mu nie zaufa. Nie w taki sposób, w jaki ufała Narsesowi. – Otarła oczy. Ponownie złapała Irenę za ramię i zmusiła ją do opuszczenia dziedzińca. Teraz jej kroki były szybkie.
– Teodora jest twardsza niż stal – powiedziała, kiedy były trzy metry od drzwi wejściowych – i szczyci się tym, że nigdy nie popełnia tego samego błędu dwukrotnie. Nigdy już nie zaufa żadnemu mężczyźnie. Nieważne, kim on będzie. Nigdy.
– Boże, biedna kobieta – powiedziała smutno Irena, kiedy były niecałe dwa metry od drzwi.
W drzwiach Antonina zatrzymała się. Odwróciła się do przyjaciółki i spojrzała jej prosto w twarz. W jej pięknych zielonych oczach nie można było teraz dostrzec nawet śladu współczucia.
– Biedna kobieta? – zapytała z mocą. – Nigdy tak o niej nie myśl, Ireno. Daj Teodorze swoją miłość, jeżeli potrafisz. Ale nigdy nie myśl o tym, że możesz się nad nią litować. – Jej oczy przybrały teraz zieloną barwę egipskiej kobry. – Jeżeli czujesz, że historia o jej ojcu i sutenerze przyprawia cię o mdłości, to pozwól, że opowiem ci kiedyś, co im się przydarzyło później, po tym, jak Teodora zasiadła na tronie.
Irena poczuła, jak zaciska jej się gardło.
– Cokolwiek masz zamiar zrobić w przyszłości, nigdy nie wchodź w drogę tej biednej kobiecie. Lepiej już, zamiast tego, pójść do piekła i napluć szatanowi w twarz.
Weszła przez drzwi do środka budynku.
– Biedna kobieta – rzuciła jeszcze przez ramię do Ireny. Jej głos brzmiał jak syk węża.
• • •
Dwie godziny i wiele butelek wina później, Antonina opuściła głowę na oparcie sofy, na której siedziała, i popatrzyła na Irenę.
– Jedna rzecz mnie ciekawi, Ireno. – Mówiła w ten powolny, dokładny i precyzyjny sposób właściwy ludziom, u których taka uroczysta forma oznacza, że niebawem będą w stanie kompletnego zamroczenia alkoholem.
– Pytaj, o co chcesz! – rzuciła kobieta-szpieg, machając wielkopańsko ręką. Dopiero co opróżniona butelka wina, którą trzymała w ręku umniejszyła nieco majestatyczność tego gestu. Czknięcie, które nastąpiło potem umniejszyło go jeszcze bardziej.
Antonina wyszczerzyła zęby w uśmiechu, a potem spróbowała zebrać rozpierzchłe myśli.
– Wszystko co powiedziałaś… – chciała zatoczyć uroczyście dłonią okrąg, niestety, gest został przerwany w połowie. – No, wcześniej, tego wieczora… kiedykolwiek… to miało sens.
Udało jej się powstrzymać czknięcie, więc spojrzała z triumfem na swoją przyjaciółkę.
– No, o tym pozostaniu na usługach Sitasa – kontynuowała. – Ale… nie uległaś choć trochę pokusie? To znaczy, Teodora jest okropnie bogata. Przy niej Sitas wygląda jak żebrak. Naprawdę zapłaciłaby ci znacznie więcej. Znacznie więcej.
Irena wyciągnęła rękę, złapała się za oparcie sofy i powoli podciągnęła się do pozycji siedzącej. Próbowała skupić spojrzenie na przyjaciółce, ale próby okazały się bezskuteczne. Więc zadowoliła się własnym, szerokim, triumfującym uśmiechem.
– Tak naprawdę nie rozumiesz mnie, moja droga przyjaciółko. A przynajmniej nie tutaj… nie w tej sprawie. Ty i Teodora dorastałyście… no wiesz, biedne. Pieniądze coś dla ciebie znaczą. Ja dorastałam w bogatej rodzinie… – Zatoczyła szeroki krąg ręką. Zbyt szeroki, niestety. Straciła równowagę, stoczyła się z sofy i upadła na kolana. Potem, śmiejąc się, wdrapała się z powrotem na sofę. Kiedy już siedziała, podniosła dumnie głowę, obwieszczając całemu wątpiącemu wszechświatowi, że wcale nie straciła wątku opowieści.
– …więc uważam pieniądze za coś oczywistego. Prawda jest taka… – Powstrzymała beknięcie. Jej pochmurna twarz zdradzała toczącą się gorzką walkę z ogarniającymi ją falami alkoholowego upojenia.
– Prawda jest taka… prawda jest taka, że nie wydaję nawet połowy pieniędzy, jakie płaci mi Sitas. – Znów próba powstrzymania beknięcia, znów krótkie, urywane oddechy znamionujące przegrywaną bitwę.
– Osobiście. To znaczy – na siebie. Nie potrzebuję ich.
Zwycięska, wbrew wszelkim przewidywaniom, opadła na oparcie kanapy, wpatrując się tępo w jeden z wielu przepięknych gobelinów wiszących na przeciwległej ścianie. Tak naprawdę nie widziała go już zbyt dokładnie, ale wiedziała, że jest piękny. Niesamowicie wspaniały.
Jak to się często zdarza w podobnych sytuacjach, radosny triumf zamienił się w rzewne łzy.
– Największe znaczenie ma dla mnie fakt, że sama imperatorowa Rzymu chciała skorzystać z moich usług. To jest – czknięcie – dla mnie niesamowity zaszczyt i pochlebia mojej próżności, oczywiście. Ale to także oznacza, że mam teraz dostęp do samego źródła… do królewskich zasobów. Tajemnic.
Zakręciła palcem, niewielkim gestem obejmując całą otaczającą ją przestrzeń willi.
– Popatrz na to! To nic więcej, jak tylko cholerna klatka, na miłość boską.
Spojrzała na swoją przyjaciółkę, popatrzyła na gobelin, skoczyła na równe nogi i rozłożyła ramiona szerokim gestem czystej radości.
– O Boże, będę mieć tyle zabawy!
Antonina próbowała ją złapać, zanim upadnie, ale jedyne co jej się udało, to samej osunąć się na podłogę. Leżąc na brzuchu, z policzkiem przyciśniętym do parkietu, zdołała na tyle długo skoncentrować swoje spojrzenie na przyjaciółce, żeby się upewnić, że Irena nie jest mocno poobijana. Tylko, w końcu, okropnie pijana.
– Ta kobieta nie wie, kiedy przestać – wymamrotała do siebie, chociaż dla uważnego i podejrzliwego obserwatora słowo „przestać” mogłoby zabrzmieć bardziej jak chrapnięcie.
• • •
– Chodź Hermogenesie, zanieśmy je do łóżka.
Maurycy bez trudu zarzucił sobie Antoninę na grube ramię i przeniósł ją przez drzwi. Szedł korytarzem, niosąc kobietę zupełnie bez wysiłku. Hermogenes poszedł za nim z równą łatwością. Irena była wyższa od Antoniny, ale raczej szczupła niż mocno zbudowana i nie ważyła nawet grama więcej.
Najpierw doszli do pokoju Antoniny. Maurycy odwrócił się, popchnął plecami drzwi i wszedł do środka. Położył Antoninę na jej łóżku. Podobnie jak wszystkie inne meble w willi, posłanie to było wspaniałe. Bardzo pięknie wykonane, bardzo luksusowe i bardzo… wielkie.
Maurycy odwrócił się i spojrzał na Hermogenesa. Młody generał stał w drzwiach, tuląc Irenę w ramionach. Maurycy przynaglił go gestem.
– Wnieś ją tutaj, Hermogenesie. Możemy je równie dobrze ułożyć do snu razem.
Hermogenes wyraźnie się zawahał, patrząc na bezwładną, zwisającą głowę Ireny. Jego lekko zaciśnięte usta zdradzały wszystko – Hermogenes był rozczarowany.
– No chodź – zachichotał Maurycy. – Nie będziesz miał z niej pożytku tej nocy. Jeżeli położysz się z nią do jej łóżka, sam nie pośpisz ani chwilki. Skończysz drzemiąc na kanapie. Będzie chrapała jak prosiak, chyba zdajesz sobie z tego sprawę tak samo dobrze, jak ja.
Hermogenes uśmiechnął się smutno i wniósł Irenę do pokoju. Delikatnie położył ją na łóżku obok Antoniny. Na ogromnym posłaniu obie kobiety wyglądały jak dzieci.
– Nigdy wcześniej nie widziałem jej pijanej – powiedział Hermogenes cicho. W jego głosie nie było krytyki, tylko zaskoczenie i zdziwienie. – Nigdy nie widziałem jej nawet wstawionej.
Maurycy popatrzył na Irenę.
– Ona jest szpiegiem – powiedział Maurycy burkliwie. – I w dodatku grecką szlachcianką.
A potem popatrzył na Antoninę. To było długie, uporczywe i wnikliwe spojrzenie. Nie było w nim potępienia, tylko miłość.
– Widziałem już, jak się kiedyś upiła – wymamrotał. – Dwa razy.
Zaczął wypychać Hermogenesa z sypialni.
– Po raz pierwszy, kiedy Belizariusz pojechał na manewry. Zostałem jeszcze w koszarach na kilka dni, organizując dostawy żywności. Zabalsamowała się tej nocy, kiedy wyjechał. Następnego ranka wdrapała się na konia i pojechała za nim, żeby do niego dołączyć w obozie. Wysłałem z nią pięciu katafraktów jako ochronę. Dowodził nimi Anastazjusz. Powiedział mi później, że musieli ją przywiązać do siodła, żeby nie spadła. Ale dała radę – całą drogę tak wytrzymała.
Zatrzymał się w drzwiach i spojrzał za siebie z dumą.
– Byłem pod wrażeniem, kiedy mi o tym opowiadał.
Hermogenes przytaknął z uśmiechem.
– To nie jest łatwe, jechać konno z takim kacem. Wiem. Sam też próbowałem parę razy.
Maurycy popatrzył na niego pogardliwie.
– Nie, nie próbowałeś. Wiedziałeś już, jak się jeździ konno. A ona wtedy po raz pierwszy siedziała w siodle.
Hermogenes zagapił się z otwartymi ustami. Maurycy wyszczerzył zęby w uśmiechu.
– O tak. To, na swój sposób, bardzo twarda mała kobietka. Chociaż patrząc na nią, nigdy byś na to nie wpadł. – Wyciągnął rękę i zamknął drzwi do sypialni.
– A ten drugi raz?
Dobry humor zniknął z twarzy Maurycego.
– Drugi raz upiła się następnego dnia po tym, jak on pojechał do Indii. Następnego ranka powlokła się do stajni i spędziła tam prawie cały dzień. Po prostu siedziała na beli siana i patrzyła na konia.
Hermogenes wydął policzki, a następnie wypuścił powietrze.
– Boże.
Maurycy wzruszył ramionami.
– Och, do diabła. Chciałbym, żeby częściej się upijała.
Popatrzył w głąb korytarza.
– Zbyt wielki to ból, żeby go trzymać w tak drobnym ciele.
• • •
Kiedy Irena obudziła się następnego ranka, całą minutę zajęło jej skupienie wzroku na czymkolwiek. Gdy wreszcie jej się udało, zobaczyła Antoninę, ubraną w suknię i wyglądającą przez okno na ulicę w dole.
Irena przyglądała się jej przez dziesięć minut ani na chwilę nie odrywając wzroku od przyjaciółki.
Na początku po prostu dlatego, że nie była w stanie poruszyć oczami. Potem, kiedy już mogła, ogarnął ją nagły ból. Nie ruszała się, bo miała nadzieję, że ból, znudzony, w końcu odejdzie, jeżeli grzecznie go zignoruje. Kiedy jednak ból dał jej do zrozumienia, że wpadł z dłuższą wizytą, nie ruszała się, bo chciała o czymś pomyśleć. I w końcu nie poruszyła się, bo właśnie zaczęła myśleć.
– Co do diabła tam robisz? – wychrypiała.
– Nic wielkiego – nadeszła spokojna odpowiedź. – Po prostu patrzę na konia.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

34
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.