Teodora zaśmiała się chrapliwie. Imperatorowa pochyliła się do przodu na krześle i uderzyła dłońmi o kolana. – Chcę, żebyś szpiegowała dla mnie, Ireno. Teodora poprawnie zinterpretowała wyraz lekkiego zawahania na twarzy kobiety i lekceważąco zamachała dłonią, jakby odpychając coś na bok. – Załatwię to z Sitasem. On nie potrzebuje twoich usług tak bardzo jak ja. I ja zapłacę ci więcej niż on. Może on jest bogaty, ale ja jeszcze bardziej. I, w odróżnieniu od Sitasa, nie jestem kutwą. Irena zaśmiała się, omiatając wzrokiem pokój urządzony z wielkim przepychem. – Rzeczywiście nie jesteś! Kiedy tydzień temu Irena przyszła do Teodory z oskarżeniami pod adresem Narsesa i z planem, jak złapać go podczas zebrania wrogów tronu, imperatorowa nabyła tę willę, w której właśnie siedziały, żeby służyła ich celom. Po prostu… ją kupiła. Tak jak pani domu kupuje na targu warzywa od ulicznego przekupnia. Irena potrząsnęła przecząco głową. – To nie ma żadnego sensu, Teodoro. Mogę być twoim szpiegiem, poprzestając na oficjalnym wynagrodzeniu od Sitasa. Tak będzie znacznie lepiej. Pieniądze zostawiają ślad, który najłatwiej jest wytropić. Jeżeli ty będziesz mi płacić, nawet w tajemnicy, ktoś prędzej czy później się o tym dowie. – Te same zastrzeżenia można mieć do twojej posady u Sitasa – zaprzeczyła imperatorowa. – A nawet większe. Jestem pewna, że moje zabezpieczenia są dużo lepsze niż Sitasa. Irena wzruszyła ramionami. – Więc cóż z tego? Niech nasi wrogowie się dowiedzą, że jestem szpiegiem Sitasa. Zresztą jestem pewna, że już dawno o tym wiedzą. I dobrze. Wspaniale. Niech sobie tak myślą. Sitasa raczej się nie obawiają. To tylko tłusty generał, który nienawidzi pałacowej służby w Konstantynopolu. Utknął gdzieś tam na zadupiu, w Syrii. Dobry w swoim fachu, ale leniwy i bez ambicji. Teodora w zamyśleniu przeczesała palcami swoją wymyślną fryzurę. Prawie natychmiast jej palce utknęły w tej niewyobrażalnej plątaninie. Nagle imperatorowa gwałtownie wcisnęła palce pomiędzy pasma włosów i wyciągnęła szpilki, pozwalając włosom opaść swobodnie. Długie, czarne sploty opadły na jej ramiona. Włosy, teraz widoczne w pełnej krasie, były bardzo piękne. – Boże, od dawna miałam na to ochotę! Kobiety znowu się zaśmiały. Ale to był bardzo krótki moment beztroski. Teodora kiwnęła potakująco głową. – Masz rację. Cokolwiek planują, nie wydaje mi się, żeby ich intrygi dotyczyły armii bezpośrednio. Zauważyłam, że na tym dzisiejszym spotkaniu nie było żadnych wojskowych. – Nie, nie było. Jestem prawie pewna, że kilku oficerów udało im się przekabacić, ale raczej niewielu. Jedyny z nich, który ma jakieś znaczenie to Egidus, dowódca armii w Bitynii. Nie jestem do końca pewna, ale wydaje mi się, że go mają. Oczywiście jest ich podwładnym, a nie prowodyrem. Teodora nachmurzyła się. – Nigdy nie lubiłam tego tłustego bydlaka. Boże, mój mąż ma strasznie kiepski gust, jeżeli chodzi o generałów! Skinęła przepraszająco głową w kierunku Antoniny. – Oczywiście z wyjątkiem Belizariusza. I Sitasa. Imperatorowa znowu zatopiła palce w gęstych włosach, burząc doszczętnie i tak już zniszczoną fryzurę. Przyjemność, jaką czerpała z rozpuszczenia włosów, dawało się wyczuć w każdym jej ruchu, chociaż nie pozwoliło jej to uwolnić się całkowicie od niepokojących myśli. – Czy to ci się nie wydaje dziwne, Ireno? Ten brak zainteresowania armią? Wszystkie inne zdradzieckie intrygi, o jakich jestem w stanie pamiętać, zawsze miały na celu wyniesienie armii nad imperatora. Zresztą z oczywistych przyczyn. – Właściwie to bardzo sprytne z ich strony. Wiedzą, że Justynian będzie bardzo uważał na wojsko. Więc trzymają się od niego z daleka, przynajmniej na razie, wciskając swoje zatrute macki wszędzie indziej, gdzie tylko się da. – Ale ciągle tego nie rozumiem. – Głos Teodory aż drżał ze zdenerwowania. – Rozumiem, co masz na myśli, ale… i co z tego? Jaki sens ma intrygowanie i spiskowanie, kiedy nie można osiągnąć celu, gdy przychodzi co do czego? A żeby osiągnąć cel, potrzebują siły, jaką da im armia. I to o wiele większej siły, niż posiada armia Bitynii. Co to za armia… marne dziesięć tysięcy. I to w najlepszym razie. – Osiem tysięcy – podpowiedziała Irena. – Nie wystarczy, żeby przejąć władzę, ale można tą siłą zneutralizować lojalne jednostki. A już szczególnie, jeżeli te jednostki zdecydują się na stanie z boku i czekanie, aż opadnie pierwszy kurz. Na co zresztą, niestety, decyduje się większość oddziałów podczas wszelkiego rodzaju przewrotów pałacowych. – Irena chciała dodać coś jeszcze, ale nagle zamilkła. Rzuciła szybkie spojrzenie na Antoninę. Teodorze ono nie umknęło. – Wy dwie o czymś wiecie – oznajmiła. Cisza. – Powiedzcie mi. – Ten głos należał do imperatorowej, nie do Teodory. Oczy Ireny spoczęły błagalnie na Antoninie; Antonina westchnęła. – Powiem ci wszystko, Teodoro. Tu i teraz. Ale i tak mi nie uwierzysz. – Powiedz mi. Kiedy Teodora opuszczała willę, Irena i Antonina towarzyszyły jej w drodze do lektyki czekającej na dziedzińcu. Po usadowieniu się w lektyce Teodora nachyliła się w kierunku stojących kobiet. – Miałaś rację, Antonino – wyszeptała. – Nie wierzę ci. To absurd! Belizariusz ma talizman od boga? Posłańca z przyszłości? Antonina wzruszyła ramionami. – Nie wierzyłaś Irenie, kiedy powiedziała ci o Narsesie, prawda? Ale jednak tu przyszłaś, żeby osobiście się przekonać. Dwie stare przyjaciółki przez chwilę patrzyły na siebie. Imperatorowa pierwsza odwróciła wzrok. – Tak, nie wierzyłam i przyszłam. Odchyliła się do tyłu i oparła na miękkich poduszkach. Antonina ledwie widziała jej twarz w półmroku panującym we wnętrzu zabudowanej lektyki, ale nie mogła nie dostrzec grymasu na twarzy imperatorowej. – Nienawidzę podróżować – zajęczała Teodora. Westchnienie. – Tak, Antonino. Zrobię to. Przyjadę do Daras i sama zobaczę. Tego lata. Kolejne westchnienie. – Nienawidzę Syrii w lecie. Głębokie, królewskie westchnienie. – Właściwie, jak się nad tym zastanowić, nienawidzę Syrii o każdej porze roku. Kiedy brama zamknęła się za oddalającą się lektyką, Antonina i Irena przez chwilę stały na dziedzińcu zachwycając się czystym nocnym niebem. – Jedna rzecz mnie ciekawi, Antonino – powiedziała Irena. – Co takiego? – Nie do końca to rozumiem. No cóż, powiedzmy po prostu, że nie spodziewałam się aż tak gwałtownej reakcji Teodory na wieść o tym, że Narses, jeden z jej najbliższych doradców, jest zdrajcą, ale… – Był kimś więcej, znacznie więcej, niż tylko doradcą, Ireno – odparła Antonina, potrząsając ze smutkiem głową. – Znacznie, znacznie więcej. Niska Egipcjanka musiała spojrzeć do góry, żeby popatrzeć na swoją wysoką grecką przyjaciółkę. – Jestem pewna, że słyszałaś już wszystkie historyjki dotyczące przeszłości Teodory? Irena wzruszyła ramionami. – Oczywiście. Co nie znaczy, że nie mam mieszanych uczuć co do ich prawdziwości. Ludzie zawsze szybko wymyślają… Antonina potrząsnęła głową. – Prawda jest taka, że te historie są w większości prawdziwe. A przynajmniej jeżeli chodzi o raporty o jej czynach. Odwróciła wzrok, zaciskając szczęki. – Podczas gdy kłamstwo leży w samej naturze tych czynów – dodała. – Teodora jako młoda dziewczyna była najwspanialszą dziwką, jaką udałoby ci się znaleźć. Jednak nigdy nie zaliczała się do rozwiązłych kurw. – Zaśmiała się cicho. Śmiech brzmiał bardziej jak chichot. – To właściwie ironia losu. Prosto myślący, szanowani i odpowiedzialni ludzie, kiedy porównują mnie z nią, są skłonni na mnie rzucać wszystkie najgorsze i najobrzydliwsze podejrzenia. To prawda, zanim poznałam Belizariusza, sprzedawałam swoje wdzięki za pieniądze. Ale tylko najstaranniej wybranym klientom, których i tak nie było wielu. Podczas gdy Teodora… – Jej głos nabrał szorstkich tonów. – Jeżeli już uprzesz się nas porównywać, wynik wypada raczej odwrotnie. To, co robiłam, robiłam z własnej woli i wyboru. Zresztą nie miałam zbyt dużego wyboru, zauważ, jako brudny i biedny dzieciak pętający się po ulicach Aleksandrii. Moja matka była dziwką, a ojciec woźnicą. Ale… mogę ci szczerze wyznać, że nikt mnie do tego nie zmuszał. Wzięła głęboki oddech, a potem spojrzała swojej przyjaciółce prosto w oczy. Irena zamrugała. – Nie jestem pewna, czy chcę usłyszeć dalszy ciąg. – Sama pytałaś, kobieto. Teodora nigdy nie czerpała przyjemności ze swojej pracy i nigdy nie miała wyboru. Jej tatuś o aparycji wieprza zgwałcił ją, kiedy miała dziewięć lat, i sypiał z nią, aż skończyła dwanaście. Wtedy sprzedał ją sutenerowi, który był jeszcze gorszy. Ten śmierdzący… Przerwała nagle, ucinając zdanie gestem dłoni. – Nieważne. Cała ta historia przyprawia mnie o mdłości. – Wzięła kolejny głęboki oddech i długo wypuszczała powietrze z płuc. – Chodzi mi o to, Ireno, że Narses był dla Teodory prawie ojcem, a przynajmniej najbliższym jej człowiekiem – przypominał prawdziwego ojca, którego ta kobieta właściwie nie miała. Kiedy go po raz pierwszy spotkała, była po prostu młodą, biedną, ale ambitną dziewczyną, pomagającą swemu młodemu, biednemu, ale ambitnemu kochankowi, pokonywać kolejne szczeble kariery. Narses wziął ją pod swoje skrzydła i od tej pory jej pomagał. Czasami dawał pieniądze, czasami przekazywał poufne informacje, czasami przedstawiał ją ważnym i wpływowym osobistościom. Ale głównie pomagał jej w taki sposób, w jaki dobry ojciec wspiera córkę. Po prostu… ją uczył. Przerwała na chwilę. – Jestem pewna, że on tylko… – wtrąciła się Irena, korzystając z przerwy. Antonina potrząsnęła przecząco głową. – Nie. Nie. To zbyt oczywiste. Człowiek taki, jak Narses zawsze trzyma rękę na pulsie. Ale w tym wypadku nie chodziło o to. Uwierz mi, nie chodziło. Narses jest bardzo bystry, ale nie ma takiej mocy jak Bóg wszechmogący. A w tamtych dniach tylko nasz pan mógł wiedzieć, że Teodora w przyszłości stanie się imperatorową Cesarstwa Rzymskiego. Nawet ona i Justynian wtedy o tym nie wiedzieli. Nawet o tym nie myśleli. Wzięła Irenę pod ramię i zaczęła powoli prowadzić ją w kierunku domu. – Nie, wydaje mi się… wydaje mi się, że w jakiś sposób Narses widział w Teodorze dziecko, którego nigdy nie miał. Którego nigdy nie mógł mieć. Więc całe dziecięce zaufanie, jakie pozostało w dziewczynie, z zasady nie ufającej mężczyznom, przeniosło się na podstarzałego eunucha. A cała rodzicielska nadopiekuńczość, jaka tkwiła w starym człowieku, który nie mógł mieć dzieci, otoczyła młodą dziwkę. Zatrzymała się, próbując powstrzymać łzy. Popatrzyła zamglonym wzrokiem na niebo. |