powrót do indeksunastępna strona

nr 9 (LI)
listopad 2005

O Golemie, który podbił Amerykę
‹Golem i Gwiazdy Dawida›
Jeśli „Golem i Gwiazdy Dawida” rzeczywiście są „najlepszą powieścią graficzną 2001 r.” – o czym informuje nas na okładce komiksu jego wydawca – nie chciałbym poznawać innych dzieł wydanych przed czterema laty. Nie twierdzę jednak wcale, że „Golem” jest kiepski… Nie jest jednak na pewno aż tak dobry, jak próbuje się nas o tym przekonać.
Zawartość ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Bardzo mylący może być już sam tytuł komiksu. Historię opowiedzianą przez Jamesa Sturma niewiele łączy z homunkulusem stworzonym prawie pięć wieków temu przez praskiego rabina Loewa ben Becalela, nadwornego alchemika cesarza Rudolfa II Habsburga. Akcja „powieści graficznej” Amerykanina rozgrywa się po drugiej stronie Oceanu w latach 20. ubiegłego wieku. „Gwiazdy Dawida” to nazwa drużyny baseballowej złożonej – z małym wyjątkiem – z żydowskich zawodników, którzy przemierzają Stany Zjednoczone, by grając pokazowe mecze, zarobić na swoje utrzymanie. Czasy nie są lekkie, bowiem cały świat, w tym również USA, odczuwają jeszcze skutki niedawno zakończonej wojny. Jakby kłopotów związanych z kryzysem gospodarczym było mało, „Gwiazdy Dawida” narażone są na przejawy antysemityzmu, głęboko zakorzenionego w mentalności mieszkańców Południa. W efekcie z miesiąca na miesiąc sytuacja drużyny się pogarsza, a jej kierownik i zarazem jeden z zawodników – Noah Strauss nazywany Lwem Syjonu – musi się nieźle nagimnastykować, żeby zapewnić swoim graczom jakikolwiek zarobek.
Ratunkiem wydaje się propozycja współpracy złożona pewnego dnia Straussowi przez przedstawiciela agencji promocyjnej Big Inning, Victora Paige’a. Paige niezbyt wprawdzie zna się na baseballu, ma jednak pomysł, jak efektownie opakować i sprzedać drużynę, aby ta przyciągała na mecze jeszcze więcej kibiców. Jego propozycja jest prosta: „Stworzymy Golema"! Noah Strauss początkowo odmawia, gdy jednak jakiś czas później „Gwiazdy Dawida” popadają w poważne tarapaty, Lew Syjonu szuka ratunku w agencji Big Inning. Od tej pory wszystko się zmienia, tyle że niekoniecznie na lepsze. Legendarny Golem rabiego Becalela obdarzony był nadludzką siłą i odpornością, nie potrafił jednak mówić ani myśleć, do czegokolwiek się zabrał, zamiast budować – niszczył. Podobnie dzieje się z drużyną baseballową Straussa. Po początkowych, krótkotrwałych powodzeniach, przychodzi czas na totalną katastrofę. Żydzi – niepomni nauczek płynących z przeszłości – popełniają po raz kolejny ten sam błąd i płacą za to wysoką cenę.
James Sturm ożywił po raz kolejny legendę sprzed wieków, aby przekazać nam kilka oczywistych prawd. Że siła pozbawiona rozumu – czyli uczuć, miłości, zrozumienia, szacunku – jest zdolna jedynie do niszczenia. Że z trudem hamowana przez człowieka chęć zastąpienia Boga-stworzyciela musi zakończyć się totalnym fiaskiem. Że antysemityzm jest „be”. Że „są granice, których przekraczać nie wolno”. Co do przesłania komiksu zastrzeżeń mieć nie można. Jest proste, czytelne, wychowawcze. Problem tylko w tym, że Sturm nie wykorzystał tkwiącego w legendzie Golema potencjału. Komiks sprawia wrażenie zaledwie szkicu – jakby autorowi zabrakło cierpliwości, aby historię rozwinąć do rozmiaru rzeczywistej „powieści graficznej”. Wystarczy dzieło Amerykanina porównać z wydanymi przez krakowski Post komiksami Hugo Pratta czy Arta Spiegelmana. Na ich tle dzieło Sturma prezentuje się jak przymiarka, nowela, którą dopiero trzeba rozbudować.
Mimo tego „Golem” jest godny uwagi. Podobać się może przede wszystkim klimat opowieści nawiązujący do filmów przedstawiających przedwojenną Amerykę (od razu przywiódł mi na myśl „Papierowy księżyc” Petera Bogdanovicha, choć takich skojarzeń może być przecież znacznie więcej). Wrażenie to pogłębiają rysunki – czarno-białe, stylizowane na retro. Karykaturalne postaci, począwszy od agenta Paige’a, poprzez samego Golema, a na bohaterach drugiego planu skończywszy, nadają opowieści Sturma nieco bajkowy, odrealniony nastrój. Co może jednak troszkę mylić, ponieważ „Golem i Gwiazdy Dawida” zdecydowanie nie jest historią dla dzieci. Owszem, jeśli przypadkiem sięgną one po ten komiks, nic złego im się nie stanie – tyle że nie połapią się we wszystkich ukrytych w nim niuansach i podtekstach. Podsumowując – przeczytać warto, choć szczególnych wrażeń artystycznych raczej nie należy się spodziewać. Waga tematu podjętego przez autora „Golema” nie może bowiem usprawiedliwić ani tym bardziej przesłonić oczywistych niedociągnięć (głównie scenariuszowych).
W pełni usatysfakcjonowani mogą się poczuć chyba jedynie fani baseballu. To pierwszy wydany w naszym kraju komiks poświęcony temu wciąż jeszcze niezbyt w Polsce popularnemu sportowi. Mniej zorientowani, o co w baseballu chodzi, martwić się nie muszą – we wstępie autor krótko i przejrzyście wyjaśnia podstawowe zasady gry.



Tytuł: Golem i Gwiazdy Dawida
Tytuł oryginalny: The Golem's Mighty Swing
Scenariusz: James Sturm
Rysunki: James Sturm
Tłumaczenie: Jacek Malczewski
Wydawca: POST
Format: 112s. 190x252mm; oprawa miękka ze skrzydełkami
Cena: 25,90:
Data wydania: październik 2005
Ekstrakt: 70%
powrót do indeksunastępna strona

123
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.