Konstantynopol Wiosna, 530 r. n. e. – Czy jesteś pewna? – zapytała z naciskiem Teodora. – Nie ma żadnej pomyłki? Siedząca na swoim luksusowym krześle imperatorowa Rzymu pochyliła się do przodu. Wyraz jej twarzy świadczył tylko o tym, że z napięciem oczekuje odpowiedzi. Ale kostki dłoni ściskających poręcze krzesła były białe jak śnieg, a ścięgna na szyi napięły się jak struny. Irena odważnie wytrzymała spojrzenie ciemnych oczu. – Jestem pewna, Wasza Wysokość. Spotkałam się z Narsesem twarzą w twarz zaledwie trzykrotnie, ale znam go całkiem dobrze. Od wielu lat przyglądam się temu człowiekowi, tak jak profesjonalista i ewentualny współzawodnik studiuje swojego rywala. Nie ma możliwości, żebym go nie rozpoznała, jeżeli nie jest przebrany za kogoś innego. Ani on mnie – jeżeli już o to chodzi – dlatego właśnie podjęłam tak skomplikowane kroki, żeby ukryć się przed jego wzrokiem. Teodora przeniosła swoje przeszywające spojrzenie na Hermogenesa. Młody generał skrzywił się i wzruszył ramionami. – Nie mogę za to ręczyć, Wasza Wysokość. Nigdy nie spotkałem osobiście Narsesa. – Wziął głęboki oddech. – Ale znam Irenę i jeżeli ona mówi, że to był Narses… Imperatorowa uciszyła go gwałtownym gestem dłoni. Swoje czarne oczy zwróciła teraz na Maurycego. – To był Narses – warknął Maurycy. – Spotkałem go już wiele razy, imperatorowo, podczas służby u mojego pana, Belizariusza. Oczywiście, nigdy nas sobie nie przedstawiono i wątpię, czy on by mnie rozpoznał. Ale jego wygląd jest bardzo charakterystyczny. Poznałbym go wszędzie, o ile nie byłby w przebraniu i nie było zupełnie ciemno. – Siwowłosy weteran zaczerpnął głęboko powietrza. – Ten człowiek nie był przebrany. Zarówno jego twarz, jak i cała sylwetka były doskonale widoczne, kiedy wychodził z willi, w której mieszka Balban, i gdy czekał na swoją lektykę. I światło było wystarczająco dobre, księżyc w drugiej kwadrze na czystym niebie. Imperatorowa odwróciła wzrok. Z wyrazu jej twarzy nadal nie można było nic wyczytać. – Możliwe, że on prowadzi podwójną grę – powiedziała niepewnie Irena. – Po prostu próbuje zmylić tych zdrajców, zanim… Imperatorowa pokręciła głową w sposób gwałtowny i definitywny. – Nie. Nie rozumiesz tego, Ireno. Narses i ja byliśmy bliskimi… bardzo bliskimi przyjaciółmi przez wiele lat. Gdyby podejrzewał zdradę i chciał, żeby ujrzała światło dzienne, powiedziałby mi o tym. Jest tylko jedno wytłumaczenie, usprawiedliwiające jego obecność na tamtym spotkaniu. Odwróciła się, podniosła wyniośle głowę i popatrzyła z góry na Maurycego i Hermogenesa. – Dziękuję wam, panowie – powiedziała. Jej głos był zimny, może trochę zdławiony. Ale tylko trochę, nie więcej. Imperatorowa lekko odwróciła głowę, wpatrując się w ścianę. – A teraz proszę, opuśćcie nas. Chcę zostać sama z Antoniną i Ireną. Przebywający w pokoju dwaj mężczyźni wyszli natychmiast. Kiedy zamknęli za sobą drzwi, popatrzyli na siebie i odetchnęli z ulgą. – Niech teraz kobiety się nią zajmą – wymamrotał Maurycy. Pomaszerował korytarzem w kierunku wyjścia, mimo że Hermogenes nadeptywał mu na pięty, nie starając się ani odrobinę złagodzić impetu, z jakim stawiał stopy na posadzce. W pokoju imperatorowa wpatrywała się tępo w ścianę, zachowując wyćwiczoną wyniosłą postawę dopóty, dopóki odgłos kroków odchodzących żołnierzy całkowicie nie zmieszał się z szumem pałacowego gwaru. A potem gwałtownie się załamała, ale nie jak źdźbło, tylko jak kruszący się głaz. Zanim jeszcze na twarzy władczyni pokazała się pierwsza łza, Antonina zerwała się z krzesła i przycisnęła jej głowę do swojego brzucha. Imperatorowa łkając przytuliła się kurczowo do Antoniny i ukryła twarz w fałdach jej sukni. Tiara na jej głowie zsunęła się do tyłu, pociągając za sobą włosy i burząc misterną fryzurę. Irena pozostała na swoim krześle. Na jej twarzy także malowało się cierpienie. Kiedy wstała, chcąc podejść do Antoniny, żona Belizariusza powstrzymała ją spojrzeniem i delikatnym potrząśnięciem głowy. Irena, zrozumiawszy, o co chodzi, usiadła z powrotem. To zrozumienie z kolei wywołało u niej strach i poczucie niebezpieczeństwa. Strach. Strach podobny do tego uczucia, jaki ogarnia doświadczonego żeglarza, który wyczuwa, że pod powierzchnią morza kryją się niebezpieczne skały i zdradliwe prądy. Irena Macrembolitissa była jednym z najlepszych i najbardziej doświadczonych szpiegów w Imperium Rzymskim. I także jednym z najlepszych intrygantów i spiskowców, w czasach, kiedy intrygi i spiski były tak istotne i tak doskonałe, że w przyszłości zapiszą się w historii świata jako bizantyjskie. Żeglowała teraz po niebezpiecznych wodach. Ludzi, którzy widzieli imperatorową Teodorę w podobnym stanie można było policzyć na palcach jednej ręki. Taka sytuacja była jednocześnie przywilejem i śmiertelnym niebezpieczeństwem. Po mniej więcej minucie, łkania powoli ustały. Irena zauważyła mimowolnie, w sposób typowy dla szpiega, że pomimo wielkiego ładunku goryczy i bólu, płacz imperatorowej był prawie bezgłośny. Teodora nigdy by sobie nie pozwoliła na głośny lament. Podobnie jak każda kobieta, mogła mieć złamane serce. Ale jej serce było małe i twarde – jak z kamienia. Jego rany goiły się bardzo szybko, pozostawiając jedynie kolejne blizny. Kiedy tylko płacz ustał, imperatorowa odwróciła twarz od sukni Antoniny i przygwoździła Irenę przenikliwym wzrokiem. Kobieta skuliła się na krześle – siedziała nieruchomo, zmrożona spojrzeniem dwojga czarnych, zimnych oczu. Czuła się jak zając, który na próżno próbuje umknąć przed wzrokiem jastrzębia. – Powiedz mi, Antonino – zażądała Teodora. W jej głosie ciągle słychać było nutę cierpienia, ale nie była aż tak mocna, ton stał się zimny i mroczny. – To moja dobra przyjaciółka, Teodoro – powiedziała Antonina, a jej głos, chociaż łagodny, był jeszcze bardziej zimny. – Kocham ją tak bardzo, jak jej ufam. Zapanowała cisza. Irenie wydawało się, że milczenie trwa już co najmniej kilka godzin. Ale w rzeczywistości nie minęło nawet pół minuty i Teodora wypuściła z objęć Antoninę. – Dobre i to – wymamrotała. Imperatorowa wzięła głęboki oddech i oparła się wygodnie na krześle. Jednakże w trakcie tych czynności, ani na chwilę nie spuszczała wzroku z Ireny. Na jej twarzy pojawił się uśmiech. Co prawda, nie był zbyt wesoły, ale Irena odkryła nagle, że znów może oddychać. Teodora zaśmiała się. Ten śmiech zabrzmiał jak krakanie gawrona. – Witaj w klubie starych dziwek, Ireno – wychrypiała. Majestatycznie zamachała dłonią. – Niniejszym czynię cię jego honorową członkinią. Teodora wyciągnęła szyję, patrząc w górę na Antoninę. W końcu jakieś inne uczucie, odmienne od bólu, zagościło na jej twarzy. – Dziękuję ci, Antonino – wyszeptała. – Jak zwykle. Wyprostowała się i usiadła. Automatycznie, jakby chciała dodać sobie pewności siebie, sięgnęła dłonią do czoła i pomacała głowę w poszukiwaniu tiary. Obręcz przesunęła się do tyłu i imperatorowa usiłowała ustawić ją w prawidłowym położeniu. Niestety, wysiłek poszedł na marne, gdyż masa potarganych włosów całkowicie to uniemożliwiała. – Och, do diabła z tym – wymamrotała Teodora. Zdjęła tiarę z głowy i położyła ją na podłodze obok krzesła. W tym momencie Irena niemalże się roześmiała, widząc na twarzy Antoniny wyraz zaskoczenia. Bardzo często, od kiedy zaczęły się przyjaźnić, Antonina opowiadała jej o obsesji Teodory na punkcie insygniów władzy i ich poprawnego noszenia. Imperatorowa ruchem ręki nakazała Antoninie, aby wróciła na swoje krzesło. – Przejdźmy do ważniejszych spraw – rozkazała i zamilkła, czekając, aż jej przyjaciółka usiądzie. – Po pierwsze, Antonino – kontynuowała, kiedy żona Belizariusza zajęła miejsce – będziesz dążyła do nawiązania kontaktu z tym Hindusem. Powiedz mi jeszcze raz, jak on się nazywa? – Adżasutra. – Tak… z tym Adżasutrą. Będzie usiłował przyłapać cię na wygłaszaniu jakichś zdradzieckich opinii, zdajesz sobie z tego sprawę? Antonina kiwnęła głową. – Oczywiście. I wtedy, zupełnie przypadkowo, znajdzie się jakiś świadek tej mojej zdrady. Może to będzie Jan z Kapadocji. Irena potrząsnęła przecząco głową. – To nie będzie on. Zbyt wielu ludzi mu nie dowierza, nawet gdy ten plugawy bękart twierdzi, że słońce wschodzi na wschodzie, a zachodzi na zachodzie. Nie, prawdopodobnie będzie to jeden… albo lepiej nawet dwóch duchownych. – Wzruszyła ramionami. – Albo ktokolwiek inny, kogo możemy nawet jeszcze nie znać. Teodora naciskała dalej. – To naprawdę bardzo ważne, żebyś dała im do zrozumienia, że możesz zdradzić Rzym, Antonino. To klucz, który sprawi, że otworzą się dla nas liczne drzwi. Tak długo, jak Malawianie będą myśleli, że coś na ciebie mają, będą ci ufać. Antonina zachichotała. – I ty to nazywasz zaufaniem? Imperatorowa uśmiechnęła się. – To właśnie jest rozumiane pod pojęciem zaufania na tym świecie. Na naszym świecie, obawiam się. – To dobre jak złoto – wtrąciła się Irena. – A nawet lepsze. W żaden inny środek nacisku spiskowiec nie będzie wierzył bardziej, niż w zwykły szantaż. Antonina skrzywiła się lekko z niesmakiem. – A potem co? – zapytała. Teodora wzruszyła ramionami. – Zobaczymy. Kiedy Malawianie już się upewnią, że mogą tobą manipulować używając szantażu, zażądają od ciebie pewnych usług. Prawdopodobnie będą chcieli, żebyś im przekazywała jakieś tajne informacje. Kiedy się dowiemy, jakich informacji potrzebują, upewnimy się, co jest dla nich naprawdę ważne. Antonina przez moment zastanawiała się nad słowami imperatorowej. – To ma jakiś sens – powiedziała. – Niech tak będzie – zgodziła się, posyłając Teodorze łagodne spojrzenie. Imperatorowa wytrzymała jej wzrok. Przez dłuższą chwilę nie padły żadne słowa. Kiedy Teodora odwróciła oczy, Irena zauważyła, że na jej twarz powróciły już normalne kolory. – Dziękuję ci Antonino – wyszeptała Teodora. – Po raz kolejny. Na początku intensywność, z jaką wypowiedziano te słowa, uderzyła Irenę. Jednakże szybko zdała sobie sprawę, co się właśnie stało. Kiedy tylko ta myśl przyszła jej do głowy, zwróciła swoje przenikliwe spojrzenie na Antoninę. Z twarzy egipskiej kobiety nie można było nic wyczytać – gładka oliwkowa skóra, ciemne włosy i zielone oczy, które nie wyrażały żadnych emocji. W ciągu kilku miesięcy, odkąd pierwszy raz zetknęła się z Antoniną, Irena często była pod wrażeniem tej kobiety. Ale nigdy to wrażenie nie było tak silne, jak w tej chwili. Cichy śmiech Teodory przyciągnął uwagę Ireny. Ku swojemu zdumieniu zobaczyła, że imperatorowa przygląda się jej z uwagą. – Dobrze, Ireno. Widzę, że zrozumiałaś. A tym samym weszłaś do nielicznego grona tych, którzy rozumieją. Irena wydęła policzki. – Niewiele kobiet zdecydowałoby się na obciążenie własnej osoby zarzutem zdrady na rzecz imperatorowej, której mąż, jak głosi plotka o mocnej podstawie, próbuje zabić męża tej pierwszej. I robi to bez zadawania pytań. To raczej odmienny rodzaj zaufania od tego, z jakim zazwyczaj się spotykam. – I z jakim zazwyczaj wszyscy się spotykają – odparła Teodora. Przez chwilę jej usta zacisnęły się gniewnie. – Jestem pewna, że słyszałaś, skąd się wywodzi nasza przyjaźń. Wiesz, że w rzeczywistości obie pracowałyśmy kiedyś jako kurwy w Aleksandrii? My, kobiety z nizin społecznych, musimy sobie ufać – tak przynajmniej mawiają. Irena przytaknęła. – Też o tym słyszałam. – Idiotka – syknęła Teodora. – Znam, a przynajmniej znałam, tysiące aleksandryjskich dziwek, które za nędzne dwa denary poderżnęłyby gardło własnej siostrze. – Jesteś niesprawiedliwa Teodoro – wymamrotała Antonina. – Może kurwy z Antiochii tak. Ale żadna szanująca się egipska dziwka nie zrobiłaby tego za mniej niż jednego solida. |