powrót do indeksunastępna strona

nr 9 (LI)
listopad 2005

Król Lisów
Raymond E. Feist
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Rozdział piąty
Służba
Kaspar uśmiechnął się.
– Widzę, młody Hawkinsie, że udało ci się doprowadzić do sytuacji, w której znalazłeś się w pozycji szczególnego dyskomfortu.
Książę Kaspar usiadł wygodnie na wielkim krześle i skinął na służącego, żeby ten napełnił dwa puchary winem, stojącym na ogromnym okrągłym stole. Byli w pokoju stanowiącym część rozległego apartamentu, przydzielonego księciu przez króla na czas pobytu w Roldem.
Amafi stał tuż za drzwiami pełniąc swoją rolę sługi, podczas gdy Pasko wrócił do mieszkania Tala, aby przyszykować się do odjazdu. Historia o chorym ojcu nie budziła zastrzeżeń. Pasko zdążył już kupić sobie miejsce na statku płynącym do Bramy Prandura, skąd miał złapać następny żaglowiec do Przybrzeżnej Warty. Tam musiał jeszcze wynająć furgon, który miał go dowieźć do Kendrika. Planował wyjechać w przeciągu tygodnia.
Tal posłał Kasparowi wiadomość na dzień przed przewidywaną audiencją i następnego ranka pałacowy paź dostarczył odpowiedź. Talwin został zaproszony na spotkanie późnym popołudniem, ale, z oczywistych przyczyn, poradzono mu skorzystać z bocznego wejścia dla służby.
Książę był ubrany w tunikę ozdobioną brokatową taśmą, zapinaną pod szyją. Takiego fasonu kawaler jeszcze nie widział. Pomyślał, iż to strój noszony w Olasko.
– Zdawało mi się, że jesteś młodym człowiekiem o niespotykanym rozumie, poczuciu tego, co właściwe i zdolnościach zimnej oceny. Co spowodowało, że poważyłeś się na tak idiotyczny postępek?
Hawkins uniósł puchar i powąchał wino. Stało to w jawnej sprzeczności z jego zwykłym zachowaniem. Potem upił łyk.
– Ach, to musi być napój z nowej winnicy w Krushwin, w Ravenswood! – wykrzyknął.
Kaspar uniósł brwi.
– Znasz się na winach, Talwinie – odrzekł. – Tak. Przysłano je w zeszłym miesiącu i król był tak miły, że odłożył dla mnie kilka butelek. A teraz odpowiedz na moje pytanie.
Ostatnie zdanie przypominało komendę. Tal nigdy się nie spotkał z podobnym tonem w głosie księcia.
Usiłował wyglądać nieco głupawo.
– Książę Matthew jest gburem.
– Prawda, ale to wcale go nie wyróżnia spośród roldemskiej szlachty. Dlaczego upokorzyłeś go publicznie?
– Ponieważ nie mogłem go zabić, unikając jednocześnie stryczka, jak przypuszczam – odpowiedział Hawkins, przerywając na chwilę, żeby pociągnąć łyk wina. – Gdyby nie był królewskiej krwi, wyzwałbym go na honorowy pojedynek.
– Doprawdy? – zapytał książę, ponownie unosząc brwi. – Jak to honorowy pojedynek? Z pewnością nie chodzi tu o twój honor. Wydajesz się dość pragmatyczny i nie cierpisz na przerost pryncypiów.
– Chodziło o honor damy, panie – odparł, zdając sobie sprawę, że nie do końca rozważył wszystkie aspekty swego postępku.
– A więc pozostajesz w konflikcie z księciem Matthewem, gdyż ubiegacie się o jedną damę?
Kawaler wiedział, że sprawa zostanie dogłębnie zbadana, jeżeli nie uda mu się szybko wymyślić jakiejś wiarygodnej historii.
– Nie ubiegamy się o jedną damę, panie, ale chodziło o obronę jej honoru – zaczął improwizować. – Ta kobieta, o którą chodzi, jest wdową i książę zbyt… entuzjastycznie naciskał, aby obdarzyła go swoimi względami.
– Ach, więc chodzi o lady Gavorkin – domyślił się książę z chichotem. – Na swoim dworze także mam pewne źródła, z których dowiaduję się najświeższych plotek.
Tal wzruszył ramionami.
– Ta kobieta i ja pozostajemy w zażyłych stosunkach. Podczas gdy ja nie jestem zainteresowany małżeństwem, ona szuka nowego męża. Na ile pozwalają jej okoliczności. Korona czyni pewne zakusy na jej dobra i dama boi się utraty majątku i wpływów.
Kaspar przerwał dalsze wywody machnięciem ręki.
– Znam jej sytuację. Gdyby Matthew był widziany publicznie w jej towarzystwie, inni zainteresowani arystokraci z pewnością ustąpiliby mu pola. Rozumiem.
Talwin nie był pewien, czy Kaspar uwierzył w jego historyjkę. Młodzieniec bazował zaledwie na jednej uwadze poczynionej kiedyś przez lady Gavorkin. Pewnego popołudnia przyszedł do niej w odwiedziny i wtedy powiedziała mu, że uważa księcia za odrażającą kreaturę.
– Ciągle jednak – interesował się dalej książę Kaspar chichocząc pod nosem – nie rozumiem, dlaczego zmusiłeś go, żeby popłakał się jak dziecko w obliczu nabitych publicznością galerii?
– To było lepsze, niż zabicie go – odparł kawaler.
– Może nie – stwierdził książę. – Zrobiłeś sobie bardzo niebezpiecznego wroga, ponieważ Matthew nie ma w sobie ani krzty litości, nie jest zdolny do wybaczania. Jest jedynym bliskim krewniakiem króla, który byłby w stanie wykorzystać swoje wpływy, aby pomścić osobistą zniewagę. Nawet teraz na twoją głowę może zostać nałożony stryczek. Na twoim miejscu pilnowałbym pleców przed płatnymi mordercami.
– Właśnie dlatego przyszedłem do ciebie.
– Mam może jakiś wpływ na króla i zawdzięczam ci życie. Ale co do Matthewa… – rozłożył ręce, następnie wzruszył ramionami.
– Matthew nie odważy się na bezpośredni atak, jeżeli przyjmiesz mnie do siebie na służbę, wasza miłość. Zdecydowałem się przyjąć twoją ofertę zatrudnienia.
Kaspar oparł się wygodnie.
– Rozumiem twoje powody, ale mówiąc bez ogródek, zmiana decyzji wydaje mi się bardzo nagła.
– Już wcześniej zastanawiałem się nad twoją ofertą, wasza miłość, i poważnie rozważałem jej przyjęcie. Jednakże miałem nadzieję, że znajdę zatrudnienie w handlowej korporacji operującej na terenie Saladoru, Ran i Bas-Tyry. Może spotkałeś ich lokalnego agenta, Quincego de Castle?
Tylko lekkie drgnięcie powieki wskazywało na to, że książę kłamie.
– Nie znam tego człowieka. Ale dlaczego chciałeś zająć się handlem?
Hawkins zamilkł na chwilę, jakby zbierał myśli.
– Jestem arystokratą, ale bardzo nieznacznym, wasza miłość. Głowa rodziny nawet nie wie o moim istnieniu, gdyż jako trzeci kuzyn nie rzucam się w oczy i kiedyś nawet groziło mi wydziedziczenie. – Zniżył głos. – Mam tytuł kawalera tylko dzięki niejasnym manipulacjom lokalnego magistratu, dokonanym na prośbę mojego ojca, jeżeli już pragniesz szczerości. I ziemie, które idą za tym tytułem, nie dają żadnych zysków. – Powrócił do normalnego tonu. – Na początek potrzebuję dwóch rzeczy: pieniędzy i sławy. Mógłbym wstąpić do armii i prawdę mówiąc kiedyś tego próbowałem, przez krótki czas, ale rozbijanie goblińskich band na mroźnej północy nie sprawiało mi przyjemności. Mógłbym się także dobrze ożenić. Ale żeby się dobrze ożenić, potrzebuję bogactwa i sławy. To błędne koło, nie widzisz?
– Widzę.
– Udałem się więc na wschód. Tam polityka i handel dają człowiekowi wiele możliwości, inaczej niż na zachodzie. Tam liczy się tylko powinność i służba. Na wschodzie można znaleźć o wiele więcej. Zwycięstwo w turnieju szermierczym w Akademii Mistrzów dało mi sławę. A gdybym mógł robić interesy z de Castlem i jego partnerami, miałbym szansę zdobyć także pieniądze.
– Doceniam ogólny plan twojej przyszłości, kawalerze, ale czy nie zastanawiałeś się nad prostszymi ścieżkami?
– Żadnych innych nie widzę. Moją najlepszą szansą była lady Gavorkin, ale korona nigdy by nie dopuściła do jej małżeństwa z biednym kawalerem, pochodzącym z jakiejś zapadłej wioszczyny na Wyspach.
– A już szczególnie teraz – zachichotał książę.
– Tak – zgodził się z bolesnym uśmiechem. – Ale sądzę, że moja przyszłość leży gdzie indziej, nawet gdybym powstrzymał się od walki z księciem. A teraz wydaje się, że moje szanse na lepszą przyszłość w Roldem spadły prawie do zera… – Wzruszył ramionami.
– Myślałeś, że uda ci się skorzystać z moich wpływów – podsumował Kaspar.
– Tak, wasza miłość.
– To całkiem rozsądny wybór – oznajmił książę Olasko. – Wiem, jak używać sprytnych ludzi. Zakładając, że powstrzymasz się w przyszłości od upokarzania książąt w miejscach publicznych. W Opardum mam dla ciebie posadę kapitana.
– Kapitana? – Tal uśmiechnął się. – Tak jak mówiłem, próbowałem już wojskowego życia, wasza miłość, i nie sądzę, żeby było dla mnie najlepszym rozwiązaniem.
– To tylko tytuł. Jeżeli chcesz, możesz dalej nazywać siebie kawalerem. Nikt nie będzie ci salutował ani odbywał musztry pod twoimi rozkazami. Mam wielu kapitanów o różnych zdolnościach, ale żaden z nich nie nosi uniformu.
– Ach – westchnął Talwin, tak jakby wreszcie zrozumiał. – Szukasz więc kogoś w rodzaju agenta.
– Agent to dobre słowo. Przedstawiciel jeszcze lepsze. Albo reprezentant. W zależności od potrzeby. Jaki by nie był ten tytuł, obowiązki pozostają te same. Musisz mi służyć lojalnie i z zaangażowaniem. A wynagrodzenie będzie wprost proporcjonalne do twoich starań.
Szlachcic dopił wino.
– Czy powinienem się pakować?
– Niebawem – odparł Kaspar. – Zostanę tu jeszcze przez jeden tydzień, a potem wyruszam do Rillanon i odwiedzę króla Wysp. Następnie wracam do Opardum. Oficjalnie nie będziesz przeze mnie zatrudniony, zanim tam nie dojedziemy. Na miejscu wyjaśnię ci, jakie miałem powody, żeby tak postąpić. Do tego czasu jednak będziesz pod moją ochroną. Wyślę potajemną wiadomość do księcia Matthewa i uświadomię go, że jakakolwiek krzywda, która ci się stanie, zostanie przeze mnie odebrana jako osobisty afront i zapewnię go, że wkrótce zabiorę cię z Roldem tak daleko, jak tylko się da. Być może za trzy lata będziesz mógł powrócić do Roldem i stanąć do turnieju w Akademii Mistrzów. Może to stworzyć nieco niezręczną sytuację, ale do tego czasu książę Matthew powinien trochę odpuścić. – Przerwał na chwilę, a następnie dodał wesoło – A może ktoś inny wcześniej cię zabije za robienie z niego głupka.
Kaspar z Olasko wstał, dając do zrozumienia, że rozmowa dobiegła końca.
– Wracaj do swojego mieszkania i postaraj się unikać kłopotów, kawalerze.
– Dobrze, wasza miłość.
Książę wyszedł przez jedne z drzwi, a Tal przez drugie, za którymi czekał na niego Amafi. Młodzieniec gestem nakazał swemu nowemu słudze iść za sobą i razem opuścili pałac, tym razem korzystając z głównej bramy.
– Wasza wielmożność, co się wydarzyło w pałacu? – zapytał Petro, kiedy bezpiecznie opuścili królewskie zabudowania.
– Teraz jesteśmy w służbie księcia Kaspara z Olasko, Amafi.
Były zabójca wyszczerzył zęby w uśmiechu i przez chwilę wyglądał jak drapieżne stworzenie.
– Zatem zaczyna się twoja droga do sławy i wielkości! – stwierdził.
– Tak – potwierdził Tal, chociaż w głębi duszy czuł się tak, jakby wpadał w wielkie jezioro mroku, rozpościerające się tuż przed nim.
• • •
Statek przebijał się przez wysokie fale, kiedy silna bryza pchała go w kierunku najpiękniejszego i najwspanialszego miasta, jakie Tal kiedykolwiek widział. Nie, pomyślał, było nawet wspanialsze od tego, co mógł sobie wyobrazić.
Rillanon rozciągało się na wzgórzach, ciesząc oko niesamowitą harmonią barwnych kamieni i delikatnych krzywizn. Późne popołudniowe słońce oświetlało budowle wydobywając ostrość krawędzi i kryjąc zaułki w gęstym mroku. Opowiedziano Talwinowi historię tego miasta. Szalony król, Roderyk IV, nakazał je odbudować i każdą fasadę z brudnobrązowych cegieł zastąpić kolorowym kamieniem. Królowie Liam, Patryk, a obecnie Ryan kontynuowali jego zamysł i teraz prawie każdy budynek w stolicy Królestwa Wysp był przykładem niespotykanego przepychu. Budowle z marmuru oraz granitu mieniły się barwami różu, żółci i bursztynu, z rozsianymi tu i ówdzie żyłkami purpury, zieleni, czerwieni i błękitu. Kiedy zbliżyli się do portu, zobaczyli więcej szczegółów. Tal i Amafi stali bez ruchu, oniemiali z zachwytu, na dziobie „Delfina” – statku księcia Kaspara.
– Czy to twoja pierwsza wizyta w Rillanon? – rozległ się głos za ich plecami.
Talwin odwrócił się i zobaczył księcia. Ukłonił mu się, zanim odpowiedział.
– Tak, wasza miłość.
Amafi odsunął się na bok dyskretnie, dając swemu panu możliwość rozmowy z księciem na osobności.
– Nikt nie dorównuje mi w dumie i zachwycie na punkcie mojego kraju, kawalerze – mówił dalej książę. – Opardum na swój sposób jest wspaniałym miastem. Ale zdaję sobie sprawę, że na pierwszy rzut oka żadne z miast nie jest w stanie dorównać Rillanon w urodzie.
– Muszę się z tobą zgodzić, wasza miłość. Czytałem historie i opisy… – Hawkins zmusił się, aby pamiętać o swoim statusie. – Kiedy byłem studentem, mój ojciec naciskał, abym uczył się historii Królestwa. – Odwrócił się i machnął ręką w kierunku miasta. – Ale to… w żaden sposób nie pasuje do opisów.
– Tak, nieprawdaż? – Książę Kaspar zachichotał. – Gdyby ktoś planował atak na Królestwo Wysp… Zniszczenie tak cudownego miejsca byłoby tragedią. Skończyłoby się znacznie lepiej, gdyby udało się zmusić ich do poddania się, zanim padną piękne domy i wieże, zgodzisz się ze mną?
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

54
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.