powrót do indeksunastępna strona

nr 9 (LI)
listopad 2005

Król Lisów
Raymond E. Feist
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Rozdział drugi
Przyjęcie
Tal uśmiechnął się.
Był w pałacu po raz pierwszy od czasu swego zwycięstwa na turnieju zorganizowanym przez Akademię Mistrzów dwa lata temu. Król posłał zaproszenie dla Talwina Hawkinsa na bal powitalny, który miał uświetnić przybycie księcia Olasko.
Czekał cierpliwie w kolejce, aż lokaj obwieści jego przybycie. Stał za ogonkiem roldemskiej szlachty i obcokrajowców przebywających w mieście, ale tuż przed grupą najbogatszych mieszczan. Kawaler z Królestwa Wysp nie plasował się w oczach roldemskiego dworu o wiele wyżej niż producent wstążek sypiający na złocie.
Nawet jeśli tak było, Tal prezentował się wspaniale w spodniach o szerokich nogawkach – ostatni krzyk mody – skrywających buty aż do sprzączek oraz w obszernym, czarnym, skórzanym pasie. Talwin zdecydował się jednak na założenie niemodnej tuniki, czyli żółtego kaftana naszywanego drobnymi perłami. Podczas gdy inni dobrze urodzeni mieli na sobie spływające z ramion luźne kaftany o militarnym kroju, aktualnie najmodniejszy ubiór, Szpon odział się w dublet, który dostał dwa lata temu od króla w podarunku.
Kiedy spotkał się z władcą ostatnim razem, Tal znajdował się w centrum uwagi jako zwycięzca turnieju w Akademii Mistrzów, zdobywca złotego miecza oraz największy szermierz świata, co udowodnił w finałowym pojedynku.
Teraz Kaspar z Olasko był ozdobą gali, a kawaler należał jedynie do pośledniejszych uczestników. Kiedy wreszcie usłyszał, że wołają jego imię, ruszył śmiało w stronę tronu. Zatrzymał się na linii, wyznaczonej przez barierki, gdzie zaproszeni goście mieli przystanąć i pokłonić się królewskiej rodzinie. Król Karol siedział na tronie. Królowa Gertruda, jego żona, znajdowała się po prawicy monarchy, a z lewej strony usiadł Konstanty, książę następca tronu. Tal zapamiętał księcia jako cichego chłopca o ciekawskim spojrzeniu, uśmiechającego się lekko, gdy słuchał gadaniny otaczających go dorosłych. Hawkins podejrzewał, że chłopak jest inteligentny i bystry. Młodsi członkowie królewskiej rodziny byli nieobecni. Bez wątpienia obaj książęta i księżniczka właśnie kładli się do łóżek przy pomocy całej armii nianiek i sług.
Na lewo od Konstantego stał mężczyzna ubrany w aksamitną tunikę w kolorze czerwonego wina, zapiętą na guziki i zapinki z brylantów. Człowiek ten nosił obcisłe spodnie, rezygnując z obowiązujących w tym sezonie szerokich nogawek. Jego buty, wypolerowane do połysku, ciasno opinały łydki i sprawiały wrażenie mocnych i wygodnych. Na głowie miał ten sam czarny kapelusz, jaki Tal widział dwa lata temu. Wielkie filcowe rondo opadało nisko na ramię, prawie zasłaniając policzek i prawe ucho. Nakrycie głowy zdobiła umieszczona z lewej strony złota klamra.
Był to książę Olasko.
Kaspar z Olasko przypatrywał się uważnie młodemu kawalerowi, rozmawiając ciągle z następcą tronu. Tal podziwiał kunszt i spryt księcia. Młody Konstanty wydawał się całkowicie absorbować uwagę swego dalekiego kuzyna, a mimo to Kaspar nie spuszczał wzroku ze Szpona. Talwin doszedł do wniosku, że jest on jednym z niewielu ludzi, którzy potrafią się koncentrować na dwóch rzeczach na raz. Nawet wśród znanych Talowi magów umiejętność ta należała do rzadkich.
Kiedy kłaniał się królowi, Szpon kątem oka przypatrywał się Kasparowi. Książę był wielkim, niedźwiedziowatym mężczyzną o szerokich barach i mocnej klatce piersiowej. Cienkie nogawice opinały ciasno mięśnie, wskazujące na to, że jest także szybkim biegaczem. Przyglądał się młodzieńcowi w taki sposób, jakby się zorientował, że ów ocenia jego możliwości i postawę. Twarz księcia była okrągła, ale wystająca lekko broda tuszowała wszelkie wrażenie komiczności. Krótko przystrzyżona, czarna bródka oraz gładko wygolona górna warga nadawały obliczu Kaspara wręcz drapieżny i agresywny wyraz. Jego włosy ciągle były czarne, chociaż już pojawiały się w nich pasemka siwizny. Książę dobiegał czterdziestki. Niczym drapieżnik miał czarne, uważne oczy, które zdawały się ciągle czegoś szukać. Całości dopełniały pełne, wrażliwe usta, pozbawione jednak choćby odrobiny zmysłowości, teraz wykrzywione delikatnym, niemal drwiącym uśmiechem. Tal widział ten grymas już kilkakrotnie wcześniej.
Szpon wyprostował się z ukłonu.
– Kawalerze Hawkins – powiedział król. – Dobrze cię znów widzieć na naszym dworze.
– Ja także jestem zadowolony z tego, że wróciłem do Roldem, wasza miłość.
Twarz królowej rozjaśniła się w uśmiechu.
– I widzę, że stajesz przed nami w kaftanie, który ci ofiarowaliśmy, kiedy zdobyłeś tytuł w Akademii Mistrzów.
Tal zwrócił się do królowej ze swoim najwspanialszym uśmiechem na ustach.
– Wasza miłość, miałem na sobie ten dar tylko raz, w noc mojego zwycięstwa, i wtedy przysiągłem, że nie założę go nigdy, chyba że zostanę zaszczycony audiencją u moich hojnych darczyńców.
Król z zadowoleniem pokiwał głową.
– Jesteś aż nazbyt miły. Witamy cię serdecznie jeszcze raz.
Hawkins wiedział, że tymi słowami został odprawiony, więc przeszedł do gromadki możnych stojących po lewej stronie tronu i wraz z innymi zaczął przypatrywać się kolejnym gościom, przedstawianym królowi. Rzucił kilka ukradkowych spojrzeń na Kaspara, ale książę wydawał się całkowicie skoncentrowany na cichej rozmowie z następcą tronu.
W końcu zaprezentowano ostatniego gościa i mistrz ceremonii stanął przed tronem.
– Wasza miłość pozwoli? – zapytał z ukłonem.
Król skinął dłonią i mistrz ceremonii odwrócił się do tłumu.
– Moi panowie, panie i kawalerowie – powiedział donośnym głosem. – Proszę przejdźcie do sali bankietowej i oczekujcie tam na ich wysokości.
Tal patrzył, jak królewska rodzina oddala się wraz z księciem Olasko, idącym tuż za nimi. Wiedział, że udają się do położonego w pobliżu apartamentu, gdzie będą czekać, aż wszyscy biesiadnicy usiądą na swoich miejscach. Wtedy ich wysokości wyjdą i także zajmą miejsca u szczytu stołu.
Czekał cierpliwie w kolejnym ogonku, ale tym razem transfer gości szedł znacznie szybciej. Co najmniej tuzin paziów i kawalerów uwijało się jak w ukropie sadzając ich na właściwych miejscach. Zgodnie z zaleceniami mistrza ceremonii. Kiedy tylko szeptane instrukcje wpadały w ucho pazia, odprowadzał każdego z zaproszonych do przeznaczonego dlań krzesła przy stole w wielkiej sali.
Tal był mile zaskoczony, gdy odkrył, że posadzono go przy królewskim stole. Szybko policzył krzesła i zdał sobie sprawę, że od księcia Olasko nie dzielą go więcej niż trzy, cztery osoby. Podejrzewał, że jego pozycja przy bankietowym stole została raczej podyktowana zachcianką Kaspara, aby mieć go pod ręką, niż spowodowana z wolna przemijającą sławą zwycięzcy turnieju w Akademii Mistrzów.
Kiedy królewska rodzina wreszcie przybyła, wszyscy powstali i skłonili się głęboko, a potem stali do momentu, aż król usiadł i mistrz ceremonii uderzył w podłogę okutą metalem laską, symbolem swego urzędu. Następnie goście usiedli, a słudzy zaczęli roznosić jedzenie i nalewać wino do pucharów.
Obok kawalera siedział, trzymający się blisko dworu, miejscowy baron wraz z małżonką. Kaspar rozmawiał z nim z ożywieniem. Baron w końcu zwrócił się także do Talwina i wymienili uprzejmości. Potem arystokrata wystartował z entuzjastycznymi wspomnieniami zwycięstwa Hawkinsa, tak jakby samego głównego zainteresowanego przy tym nie było. Po lewej stronie Szpona siedziała ładna kobieta w średnim wieku oraz jej mąż. Najwyraźniej byli bogatymi mieszczanami i już sam zaszczyt zasiadania przy królewskim stole wystarczał im w zupełności, więc nie zaprzątali sobie uwagi podtrzymywaniem konwersacji. Siedzieli z lekko opuszczonymi głowami i szeptem wymieniali jakieś uwagi, rozglądając się po sali; zapewne szukali znajomych, którym mogliby zaimponować tym, że zajmują tak eksponowane miejsca.
Książę przez cały obiad ignorował Tala, z wyjątkiem lekkiego uśmiechu i kiwnięcia głową, kiedy serwowano pierwsze danie. Podczas posiłku, w różnych miejscach sali, pokazywano sztuczki i akrobacje, by zająć zaproszone osoby. Zręczni żonglerzy, gimnastycy i magicy wyciągający królika z kapelusza dawali z siebie wszystko. Wyjątkowo uzdolniony poeta deklamował wiersze układane na poczekaniu, prawiąc komplementy paniom i drwiąc sobie delikatnie z panów. Jego poczucie humoru było błyskotliwe, a rymy zmyślne i przejrzyste. Po drugiej stronie pomieszczenia bard z Bas-Tyry śpiewał miłosne pieśni i ballady o bohaterskich czynach. Tal słyszał go na tyle dobrze, aby ocenić, że jest doskonały.
Podobnie jak posiłek i całe przyjęcie pod każdym względem. Talwin pomyślał, że to w zasadzie normalne. Roldem uważano za kolebkę tego, co kulturalne i wyrafinowane na całym świecie, a przynajmniej w tej jego części. Moda, literatura, muzyka, wszystko brało swój początek na dworze w Roldem. Sporo podróżował i widział, jak wiele z tych wpływów nie sięga poza granice wyspy. Na zachód od Królestwa ludzie wydawali się posiadać zupełnie inną modę i styl życia, podczas gdy w tak odległych Saladorze i Rillanon zauważał mocne wpływy tutejszych obyczajów i kultury.
Rozglądając się po sali zdał sobie sprawę, że nie jest prawdą, co myślą inni o dworze Roldem. Większość uważała go za pyszny i całkowicie bezużyteczny, ale Tal odkrył, że jest także wspaniały i królewski. Kobiety były piękne i doskonale ubrane, a mężczyźni zadbani i przystojni, przynajmniej na tyle, na ile pozwalała im matka natura.
Kiedy posiłek dobiegł końca, uwaga całego dworu skupiła się na królewskim stole. Nikt nie mógł wstać ze swojego miejsca, dopóki nie zrobił tego sam król i jego rodzina. Ci, którzy skończyli jeść wcześniej, siedzieli spokojnie i sączyli wino lub ciemne piwo. Obserwowali współbiesiadników albo wdawali się w niezobowiązujące pogawędki ze swoimi sąsiadami.
Nagle Hawkins usłyszał, jak Kaspar odzywa się do niego:
– A więc, mój kawalerze, znów jesteś tu z nami?
Talwin zwrócił się do niego, ze wszystkich sił starając się wyglądać na zrelaksowanego. Uważał także, aby nie obrazić siedzącego po prawej barona, kiedy pochylił się nad nim, żeby odpowiedzieć księciu.
– Na jakiś czas, mój panie.
Kaspar pociągnął łyk wina z pucharu.
– Czy już uporałeś się z tymi rodzinnymi sprawami, o których wspominałeś przy naszym ostatnim spotkaniu?
– W rzeczy samej, mój panie. Zajęło mi to więcej czasu, niż się spodziewałem, ale teraz to sprawa tylko i wyłącznie przeszła.
– Teraz więc jesteś wolny i możesz wreszcie szukać dla siebie fortuny? – Oczy księcia zwęziły się w szparki. Patrzył na Tala szacującym wzrokiem, mimo lekkiego tonu konwersacji.
Szpon udał, że się śmieje.
– Biorąc pod uwagę moje ostatnie szczęście w kartach, nie potrzebuję już szukać fortuny, mój panie.
Król wstał i pół sekundy później Kaspar uczynił podobnie. Kiedy się odwracał, żeby podążyć za swoim kuzynem, obejrzał się przez ramię na Tala.
– O świcie wybieram się na polowanie – powiedział. – Dołącz do mnie przy południowej bramie. Będę miał dla ciebie gotowego konia. Czy masz łuk?
– Tak, mój panie – odpowiedział, ale książę Kaspar już się odwrócił i odszedł.
Zadomowiony przy dworze baron popatrzył na niego.
– Co za osiągnięcie, młody Hawkinsie.
– Panie?
– Książęta Olasko są myśliwymi od pokoleń. Mówią, że dziad tutaj obecnego Kaspara polował na smoki na zachód od Królestwa Wysp. Zaprosił cię, abyś z nim zapolował, a to wielki zaszczyt.
Talwin uśmiechnął się i pokiwał głową, starając się wyglądać na ogłuszonego propozycją i spadającym na niego zaszczytem. Baron i jego żona odeszli.
Tal doszedł do wniosku, że dobrze będzie zrobić chociaż jedną rundę po sali, a potem ustawić się przy drzwiach i czekać, aż ktoś pierwszy opuści przyjęcie. Nie chciał, aby odnotowano, że to właśnie on wychodzi na początku, choć pragnął także opuścić owo miejsce najszybciej jak się da.
Kiedy przeciskał się przez tłum, co chwila zatrzymywali go znajomi sprzed lat, a kilka razy został zagadnięty przez obcych mu ludzi, którzy po prostu chcieli poznać zwycięzcę turnieju w Akademii Mistrzów. Gdy zbliżył się do orszaku króla, zdziwił się, że słudzy trzymają na dystans zaproszonych gości. Nie tylko dostarczali napoje i przekąski, lecz także chronili królewską rodzinę przed naruszeniem prywatności. Zresztą, kto mógłby jeszcze coś zjeść po tak wspaniałym i wystawnym obiedzie… Sądził, że niewielu.
Wzrok króla spoczął na Hawkinsie bez jakiegokolwiek starania z jego strony. Wręcz nie było to po myśli młodego szlachcica, ale kiedy monarcha skinął dłonią, ów bez wahania ruszył w jego kierunku. Słudzy rozstąpili się, aby go przepuścić. Ukłonił się głęboko przed obliczem władcy.
– Wasza wysokość.
Król Karol uśmiechnął się.
– Kawalerze Hawkinsie, dobrze że jesteś tu dzisiaj z nami. Czy byłoby możliwym zaaranżować jakiś pokaz twoich umiejętności? Oczywiście nie podczas przyjęcia.
– Jestem na usługi waszej miłości – zgodził się Tal. – Kiedy tylko zechcesz.
– Dobrze, młody panie. Książę Konstanty jest już w odpowiednim wieku i musi się nauczyć władać mieczem. Jego instruktorzy mówią, że chłopiec jest obiecujący, ale ja osobiście uważam, że przyglądanie się mistrzom daje wiele korzyści i stymuluje do naśladowania. Czyż tak nie jest?
Tal nie mógł zaprzeczyć, zresztą byłoby to nieuprzejme z jego strony.
– Nauka z reguły zaczyna się od naśladowania, wasza miłość.
– Prawda. Co powiesz na termin za tydzień od dzisiejszego wieczora?
– Kiedy tylko zechcesz, wasza wysokość.
– Powiedzmy że przed południem. Uważam, że umysł znacznie lepiej funkcjonuje rano niż po południu. Oczywiście zakładając, że mój umysł w ogóle jakoś funkcjonuje – zwrócił się do żony – prawda, moja duszko?
Królowa uśmiechnęła się i poklepała go po ramieniu.
– Jesteś człowiekiem bardzo lotnego umysłu, mój panie, a przynajmniej… czasami.
Król roześmiał się głośno i Talwin nie zdołał powstrzymać uśmiechu. Król Karol, władca Roldem, był jedynym monarchą, jakiego poznał w swoim krótkim życiu, ale młodzieniec wątpił, czy jakikolwiek inny jest tak samo krytyczny wobec siebie.
– Czy mam przyprowadzić ze sobą przeciwnika, wasza miłość?
Miał pewność, że każdy student z Akademii Mistrzów, a także większość instruktorów z zachwytem powita perspektywę wystąpienia przed królem. Wiedział, że królewskie przywileje można zdobyć także za pomocą miecza.
– Mamy tutaj w pałacu całkiem pokaźną gromadkę szermierzy, kawalerze – odparł monarcha. – Po prostu bądź na miejscu o odpowiedniej porze odpowiedniego dnia.
– Dobrze, wasza miłość – powiedział Tal z ukłonem, czując się odprawiony tymi słowami.
Zauważył, że jacyś goście już opuszczają przyjęcie, więc zdecydował, że on także może odejść bezpiecznie. Zanim jednak dotarł do połowy sali, usłyszał znajomy głos.
– Kawalerze, zaczekaj chwilę.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

48
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.