Biczem satyry smagać umieć trzeba. Sue Townsend zdaje się być wykwalifikowaną dominą, która narzędzie owo opanowała do perfekcji. Czego kolejnym dowodem jest książka „Adrian Mole. Szczere wyznania”.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Tym razem pamiętnik słynnego Brytyjczyka, niespełnionego poety, seksualnego i finansowego frustrata, niedocenionego intelektualisty skrzyżowanego z wiejskim – a raczej podmiejskim – głupkiem, czyli krótko mówiąc Adriana Mole’a, nie przedstawia dłuższego ciągu wydarzeń; jest to raczej zbiór obrazków i sytuacji z lat 1984-89. Obok typowych kartek z sekretnego dziennika wejrzymy w korespondencję Adriana, zapoznamy się z esejami wygłoszonymi w Pirackim Radio Four, a także z jego konkursowym wypracowaniem. Adrian wkroczył w trudny wiek… och, litości, dla niego wiekiem trudnym był zarówno XX, jak i XXI… ale o czym to ja, aha, Adrian wkroczył w trudny wiek – kończy szkołę i musi stawić pryszczate czoło dorosłości – co nie jest łatwe, gdy jest się common people. A jeśli ma się na dodatek intelektualne, choć niczym nie poparte aspiracje – szkoda słów. A tu matka wpada na pomysł wynajęcia Adrianowego pokoju studentom, ukochana Pandora wyjeżdża na studia do Oksfordu, a nasz bohater traci pracę w bibliotece z powodu spisku miłośników Jane Austen. Cóż tu robić? Nic, jeno pisać wiersze. It’s hard to cheer up emo kid. Ale w książce znalazło się również miejsce na dzienniki innych wielce interesujących osobowości. Oto niejaka Susan Lilian Townsend (niezwykłe podobieństwo z nazwiskiem wydrukowanym na okładce zbioru nie jest raczej przypadkowe) prezentuje dwa zapisy z podróży – na Majorkę oraz do Rosji, na arcyciekawe spotkanie literatów brytyjskich z ich jeszcze radzieckimi odpowiednikami. Do tego raczy czytelnika dwoma felietonami, w których zdradza tajniki pisania do telewizji oraz spowiada się, dlaczego lubi Anglię. Prawdziwą bombę atomową kryje jednak trzecia część książki, w której znajdziemy „Sekretny dziennik Margaret Hildy Roberts lat 14 i 1/4”, ambitnej córki sklepikarza z Grantham. Niestety nie wiadomo, kim była Margaret Hilda Roberts, ani co się z nią stało. Odnalezione dzienniki najprawdopodobniej pochodzą z lat trzydziestych XX wieku. Owe zapiski to prawdziwy satyryczny hardcore. Owszem, w dziennikach Adriana Mole’a nieraz obrywa się owej Margaret (która wcale nie jest taka nieznana, co wie każdy, kto nie przespał lat 80. lub chociaż powąchał historię najnowszą) – ale to, co się dzieje w „Sekretnym dzienniku Margaret…” przechodzi ludzkie pojęcie. Rozbawiło mnie to tak bardzo, że wybuchem histerycznego chichotu w czasie lektury przestraszyłem zarówno żonę, jak i kota. Na litość! Sue Townsend, niedobra kobieto! Chciałaś, żeby czytelnik zszedł ze śmiechu? No to się udało. Gdyby tego było mało, na samym końcu, niczym eksplodująca świeczka na czubku tortu, czeka „Korespondencja niedoszłej królowej”, w której Townsend odkłada biczyk i łapie się za dwutonowy młotek. Zatem wzorem moich niektórych kolegów, z racji ucelowania w miłe mi ideolo, daję okrągłe i należne 100%, tłumacząc jednak wszem i wobec, że powoduje mną li tylko uszanowanie wybitnej formy literackiej, która na pewno trafi również w czytelnicze gusta zagorzałych miłośników Margaret (jakich w naszym kraju jest bez liku), bo przecież któż nie doceni dobrej literatury? Szczerze polecam jako lek na jesienną depresję.
Tytuł: Adrian Mole. Szczere wyznania Tytuł oryginalny: The True Confessions of Adrian Mole Autor: Sue Townsend Tłumaczenie: Barbara Kopeć- Umiastowska Cykl: Adrian Mole ISBN: 83-7414-106-9 Format: 248s. 123×195mm Data wydania: 21 lipca 2005 Ekstrakt: 100% |