Otworzył drzwi, za którymi czekała gromadka pałacowych służących. Kiedy paź przecisnął się obok nich, do pokoju wniesiono bagaż arystokraty. Wszedł kolejny pokojowiec niosąc na tacy drobne przekąski, małe ciasteczka i kiście świeżych winogron. Inny sługa przyniósł całą baterię pucharów schłodzonego wina rozcieńczonego owocowymi sokami i kamionkę z ciemnym piwem, otoczoną wianuszkiem dwunastu kufli. Kiedy wszyscy już wyszli, rozpoczęła się parada młodych chłopców, którzy nieśli wiadra parującej wody. Kierowali się prosto do łazienki. Talwin czekał, aż skończą i odejdą, a potem udał się do pomieszczenia, żeby zobaczyć, co takiego tam robili. Łazienka okazała się prywatną łaźnią. Na środku rozpościerał się kamienny basen, wyłożony ceramicznymi płytkami. Tal zanurzył rękę w wodzie. – Ostygnie do odpowiedniej temperatury, zanim się rozbiorę – doszedł do wniosku. – Amafi, przygotuj moje najlepsze ubranie na dzisiejszy wieczór. Brązowo-czarną tunikę, szare nogawice i czarne buty do kostki ze złotymi klamrami. Wezmę także rapier ze srebrną rękojeścią i czarny filcowy kapelusz z piórem jastrzębia. – Tak, wasza miłość – rzekł Petro i zaczął rozpakowywać bagaże. Wybierał z nich odpowiednie ubrania, podczas gdy Tal zrzucał z siebie podróżny strój. Kiedy młodzieniec wszedł do wanny, zobaczył, że nad jego głową wisi nieznany mu, dziwny mechanizm. Składał się on z mosiężnej rury o szerokim końcu, pokrytym rzędami małych dziurek. Obok wisiał łańcuch z rączką. Talwin usiadł i pociągnął za nią. Natychmiast oblał go deszcz zimnej wody. Wrzasnął zaskoczony i szarpnął za rączkę ponownie, przerywając niespodziewany prysznic. Słysząc krzyk, Amafi prawie natychmiast wpadł do łazienki ze sztyletem w ręku. Zobaczył go, siedzącego w wannie i odgarniającego mokre włosy z czoła. – Wasza wielmożność, co się stało? – zapytał zdumiony. – Nic – odparł jego pan ze śmiechem. – Nie byłem przygotowany na ulewę. To ma służyć do spłukania po kąpieli. Ale woda jest raczej zimna. – Na brzegu wanny znalazł wielką kostkę pachnącego mydła i zaczął się namydlać. – Kiedy skończę, zostawię ci wodę, Amafi. Nie będzie jeszcze bardzo brudna, więc możesz skorzystać z wanny. – Jesteś bardzo uprzejmy – odrzekł Queganin. – I przenieś mi trochę wina, proszę – powiedział jeszcze i chwilę później służący powrócił ze schłodzonym pucharem. Szlachcic skończył się myć i usadowił się z winem, aby chwilę odpocząć. Rozmyślając, o ile bardziej luksusowe muszą być apartamenty samego króla, uśmiechał się do siebie. – Jak to wspaniale być królem, nieprawdaż? – mruknął. O ile Tala zachwycił dwór królewski w Roldem, o tyle sala tronowa, w której zasiadał król Wysp, oszołomiła go tak, że niemal postradał zmysły. Jako jeden z towarzyszy Kaspara mógł wejść tuż za księciem, ale nie dokonywano żadnej oficjalnej prezentacji jego osoby. Stał po jednej stronie halu, podczas gdy król witał władcę Olasko i jego siostrę. Król Ryan był młodym mężczyzną; miał nie więcej niż dwadzieścia trzy lata. Jego ojciec, król Patryk, zmarł niespodziewanie kilka lat temu, kończąc tym samym dość niespokojny etap w rządach Królestwa. Patryka cechował ognisty temperament. Nie zawsze był sprawiedliwy. Dwaj królowie rządzący przed nim, Liam i Borik, stanowili jego zupełne przeciwieństwo. Patryk władał w Krondorze podczas niespokojnego okresu odbudowy Zachodniego Królestwa po zniszczeniach na skutek koszmarnej wojny, zwanej Wojną z Wężowym Ludem. Mitologia i historia pozostawały w sprzeczności, ale bazując na najbardziej wiarygodnym źródle, można było sądzić, że kapłani Pantathian, kreatury z dawnych mrocznych legend, przeprowadzili straszliwy atak na Królestwo, mierząc głownie w Krondor. Przypłynęli z drugiego końca świata flotą liczącą tysiąc albo więcej statków. Podczas swego panowania w Krondorze Patryk musiał także dwukrotnie zmierzyć się z Keshem. Kiedy umarł jego ojciec, król Borik, Patryk był już starym i zmęczonym człowiekiem. Jego rządy nie należały do najszczęśliwszych. Ryana postrzegano jako jedną wielką niewiadomą, więc wizyta Kaspara miała na celu niejakie rozeznanie się w sytuacji panującej w królestwie. Jeden z kapitanów księcia, Janos Prohaska, stał tuż obok Talwina. – Król musi się nieco obawiać naszego pana – szepnął. – Dlaczego tak mówisz, kapitanie? – spytał Tal, także szeptem, gdyż uroczystość prezentacji była w pełnym toku. – Czy nie znasz arystokratów, którzy mieszkają w twoim własnym kraju? – zapytał cicho Janos Prohaska. – Na pewno nie z widzenia – przyznał kawaler. Po obu stronach króla znajdowało się pół tuzina mężczyzn. Monarcha, jeszcze nie żonaty, siedział na pojedynczym tronie ustawionym na podwyższeniu. Kaspar stał przed nim i dziękował mu za miłe powitanie, a sześciu ludzi taksowało go wzrokiem. – Obok króla stoi lord Vallen – mówił dalej Prohaska – książę Rillanon, a dalej lord James, książę Krondoru. Król ma obok siebie swoich dwóch najpotężniejszych możnych. Rządzą Zachodnimi i Wschodnimi Królestwami zgodnie z jego wolą. Jeżeli w Krondorze braknie władcy, James pełni także funkcję Regenta Zachodu. Tal przyjrzał się wymienionym mężczyznom. Byli podobni z wyglądu, obaj podstarzali, ale ciągle wysocy i potężni, o czujnych oczach i spokojnej pewności siebie, cechującej ludzi dzierżących w swoich dłoniach władzę od dziesiątków lat. Za księciem Krondoru zajął miejsce kolejny mężczyzna, nieco młodszy. Mówił coś cicho do księcia. – Ten człowiek, który rozmawia z lordem Jamesem to lord William Howell – objaśniał dalej Janos. – Pełni funkcję królewskiego Ministra Finansów i Skarbu. Jest księciem jedynie tytularnym, ale ma władzę porównywalną do dwóch poprzednich. Uważa się, że to najsprytniejszy finansista świata. Widzisz za nim tych dwóch starszych żołnierzy? – Tak, widzę – Tal kiwnął głową. Jeden z mężczyzn był w średnim wieku. Jego postawa wskazywała na wieloletniego wojaka. Nosił na sobie królewski czerwony tabard. Za to drugi żołnierz miał barwy księcia Jamesa, czyli niebieski kaftan z jasnobłękitnym kołem na piersi, w którym wyszyto orła wznoszącego się ponad górskimi szczytami. Wyglądał na człowieka dobiegającego osiemdziesiątki. Talwin uznał, że kiedyś musiał być bardzo silny i potężny. Mięśnie osłabły z wiekiem, lecz kawaler wciąż zaliczyłby go do niebezpiecznych przeciwników. – To pan Lawrence Malcolm, królewski dowódca Armii Wschodu, a obok niego stoi Eryk von Darkmoor, dowódca Armii Krondoru. A z tyłu widzisz admirała królewskiej Floty Wschodniej, Daniela Marksa, i jego adiutanta. Gdyby to nie była uroczystość powitalna księcia Kaspara, powiedziałbym, że obserwujemy naradę wojenną. Młodzieniec przyjrzał się wymienionym mężczyznom z uwagą i doszedł do wniosku, że jego rozmówca ma rację. Ludzie ci nie zachowywali się w najmniejszym stopniu jak oficjalne osobistości zaproszone na powitalną galę. W Roldem podobnym uroczystościom towarzyszył na ogół lekki, niezobowiązująco swobodny nastrój, zupełnie nieobecny tutaj. Kiedy książę odszedł wreszcie od tronu, wystąpił naprzód mistrz ceremonii i uderzył okutą metalem laską, oznaką pełnionej funkcji, w kamienną podłogę. – Moi panowie, panie i zaproszeni goście. Jego wysokość zaprasza, abyście postąpili naprzód i przeszli do wielkiego halu, gdzie podano obiad. Hawkins poszedł za innymi i z pomocą pazia znalazł miejsce. Tutaj także panował bardzo oficjalny nastrój, inny niż ten, którego doświadczył w Roldem. Ludzie zajęli się rozmową. Szybko został wciągnięty w lekką konwersację z lokalnymi pomniejszymi szlachetnie urodzonymi. Panowała tutaj cisza, przerywana jedynie cichą grą małej orkiestry w kącie sali, inaczej niż na dworze króla Karola, gdzie goście byli zabawiani muzyką, poezją i sztuczkami magików. Jedzenie smakowało doskonale, podobnie jak wino, ale Talwin nie potrafił pozbyć się złych przeczuć. Kiedy już kończył jeść, u jego boku pojawił się pałacowy goniec. – Panie, król domaga się twojej obecności. Wstał, nie mając pojęcia, dlaczego akurat jego towarzystwo jest tak pożądane, ale poszedł za paziem wzdłuż stołu, aż dotarli do przerwy i skręcili w kierunku królewskiego podium. Młodzieńca odeskortowano na miejsce i stanął bezpośrednio przed obliczem króla. Znalazł się nagle pod ostrzałem badawczych spojrzeń całej monarszej świty. Król zajmował wysokie krzesło, a po jego prawicy zasiadał książę Kaspar jako honorowy gość. Po lewej usadzono lady Natalię, która, o ile Tal mógł cokolwiek wywnioskować, całkowicie oczarowała władcę. Inni arystokraci Królestwa Wysp zajmowali miejsca, odpowiednio do swej pozycji, wzdłuż obu krawędzi stołu. – Wasza wysokość, kawaler Talwin Hawkins – przedstawił go paź. Szpon ukłonił się najlepiej, jak potrafił, ledwo trzymając nerwy na wodzy. Udało mu się jakoś ukryć zdenerwowanie, lecz nie mógł nic poradzić na to, że w środku był całkiem roztrzęsiony. W innych krajach bez trudu udawał pośledniego szlachcica z Królestwa, ale teraz stanął w obliczu „swego monarchy”, który przecież nie był jego prawdziwym władcą. Co gorsza, kilka krzeseł dalej siedział książę, któremu jego tak zwany kuzyn zawdzięczał bogactwo i rozliczne dobra. Tal zmusił się do spokojnego oddechu. Król miał jasną cerę i włosy w kolorze piasku. Przypatrywał się Talwinowi z uwagą ciemnymi brązowymi oczami. Młodzieniec pomyślał, że władca wygląda na inteligentnego człowieka i nawet gdyby nie był królem, kobiety z pewnością uznałyby go za atrakcyjnego i godnego głębszych uczuć. – Witamy, kawalerze – powiedział monarcha z uśmiechem. – To dla nas zaszczyt. – Wasza wysokość jest nadto łaskawa – odparł Hawkins. – Nonsens – zaprzeczył król. – Przynosisz zaszczyt Wyspom jako zwycięzca turnieju w Akademii Mistrzów. Już dawno chcieliśmy ci pogratulować, ale ciągle przebywasz poza swoim królestwem. Książę James przyjrzał się bacznie młodemu mężczyźnie. – Twój krewniak, baron Seljan Hawkins, nie miał pojęcia, gdzie cię szukać. – W jego głosie zabrzmiała fałszywa nuta i Szpon zrozumiał, że książę żywi w stosunku do niego podejrzenia. Tal skinął głową. – Wasza wysokość, wasze miłości, muszę przyznać, że jestem najmniej znaczącym z kuzynów barona, choćbym nawet chciał, żeby było inaczej. Sądzę, że nie wiedział nawet o moim istnieniu, dopóki nie dotarły do niego wieści o moim zwycięstwie w turnieju. Jego dziadek i mój byli braćmi, więc mamy wspólne rodowe miano. Używam tytułu kawalera tylko dzięki memu ojcu, który miał pewne wpływy w Urzędzie Heraldycznym, a przynajmniej tak zrozumiałem z jego opowieści. Książę wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Innymi słowy, twój ociec kogoś przekupił. Hawkins odwzajemnił uśmiech i wzruszył ramionami. – Nigdy tego nie powiedział wprost, a ja nie pytałem. Wiem tylko, że ziemie, do których ojciec rościł pretensje, składają się głównie z bagien leżących w pobliżu Ylith i nigdy nie zobaczyłem nawet miedziaka z rzekomego dochodu. Słowa kawalera wywołały falę śmiechu przy całym stole. Humorystyczny akcent i ironiczne podejście do samego siebie nieco rozluźniły atmosferę. – Cóż, nawet jeżeli twój ojciec naciągnął nieco prawo w tej materii, ja muszę uznać twój tytuł i status, nawet jeżeli twe ziemie są bezużyteczne – oznajmił król. – Jesteś zwycięzcą turnieju Akademii Mistrzów i już choćby z tego powodu winieneś zostać nagrodzony. Władca dał znak ręką i zbliżył się paź niosąc szkarłatną poduszkę, na której spoczywał miecz niezwykłej piękności. Miał osłonę dłoni zrobioną ze srebra, a ostrze wykuto z najlepszej stali, jaką Tal kiedykolwiek widział. – Miecz pochodzi z naszej manufaktury w Rodez – rzekł monarcha. – Mówi się, że wykonują tam najwspanialsze ostrza na całym świecie i pomyśleliśmy, że taka broń w sam raz nadaje się dla mistrza. Tal wziął miecz i ozdobną pochwę, którą dotąd trzymał drugi paź. – Wasza miłość, przytłaczasz mnie tym darem. – Rozumiemy, że wstąpiłeś na służbę do naszego przyjaciela, księcia Kaspara. – Tak, wasza wysokość, wstąpiłem. Król Ryan oparł się wygodniej i uśmiech zniknął z jego twarzy. – A więc służ mu dobrze, ale jeżeli kiedyś los rzuci cię z powrotem do ojczyzny, kawalerze, wiedz, że czeka tu na ciebie miejsce. – Spojrzał na księcia Kaspara. – Z wielką przyjemnością zatrudnimy tak wspaniałego szermierza, a już szczególnie zwycięzcę turnieju. Talwin kiwnął potakująco głową i odszedł, odprawiony gestem króla. Szedł za paziem z powrotem do swego stołu. Słowa władcy stłumiły swobodniejszy nastrój. Kiedy siadał, ponownie rozważył słowa Prohaski i musiał się z nimi zgodzić. To nie było przyjęcie powitalne. To była narada wojenna. |