Autostop to bardzo niebezpieczna rzecz: nie wiesz kogo zabierasz, nie wiesz kto Cię podwozi. Jak może skończyć się taka podróż? W powieści „Pod skórą” Michel Faber podsuwa parę pomysłów.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Isserley krąży swoją czerwoną toyotą po autostradach Szkocji i poluje na autostopowiczów. Podwozi tylko mężczyzn, koniecznie dobrze zbudowanych. Po krótkiej rozmowie decyduje, czy zabrać danego osobnika ze sobą na tajemniczą, odludną farmę. Wybiera takich, o których raczej nikt się nie upomni, nikt nie będzie szukał. Isserley nie potrzebuje kłopotów. Zaliczyła już wpadkę, teraz uważa – musi. Łowy to jej praca. Szkoda, że bohaterka nie okazuje się maniakalną morderczynią, wieszającą wypchane głowy swoich ofiar nad kominkiem. Zapewne byłoby wtedy łatwiej dorobić sensowne tło do naprawdę zajmujących scen rozmów dziewczyny z podwożonymi autostopowiczami. Właśnie te fragmenty są największą zaletą powieści. Kilkoma zdaniami autor stwarza kolejne ofiary, czytelnik ogląda je nie tylko oczami Isserley, na krótko poznaje także ich myśli. Podobała mi się zabawa językiem, dbałość o to, by każdy mówił na swój własny sposób. Wielka w tym zasługa tłumacza, że zdołał oddać niuanse oryginału w polskim tłumaczeniu. Szkoda, że bohaterka nie okazuje się szalonym kanibalem, zajadającym móżdżki swych pasażerów w celu zawładnięcia ich duszami. Te ostatnie absolutnie Isserley nie interesują, zależy jej tylko na mięśniach. Dlaczego nie woli zapolować na pastwisku i dostarczyć na farmę krówki czy byczka – przecież one mają więcej mięśni? To proste – czuje więź ze stworzeniami poruszającymi się na czterech kończynach. Szkoda, że bohaterka nie okazuje się nimfomanką, czerpiącą przyjemność z kontaktów z przygodnymi samcami. Zdawałoby się, że w samochodzie iskrzy nieco, gdy Isserley pręży swą pierś w wydekoltowanej bluzeczce. Jednak to także zupełnie jej nie interesuje, bo autostopowicze to zwierzęta – a ona jest człowiekiem. Bohaterka okazuje się przedstawicielką obcej rasy. Podobno bardziej zaawansowanej od Ziemian, choć wydaje się to dyskusyjne – i to wcale nie dlatego, że Isserley przed operacją (przystosowującą do ziemskiej misji) chodziła na czterech łapach, a całe jej ciało pokrywała bujna sierść, ale z powodu niewysłowionej wręcz głupoty przedstawicieli tej rasy, których Faber zaprezentował na kartach powieści. Czy uwierzycie, że choć żyją na zdewastowanej planecie (muszą na przykład w strasznych warunkach wytwarzać tlen do oddychania), to jedyne co robią, po znalezieniu pięknego, zielonego świata, to wysyłanie ekipy rzeźników? Poświęca ona mnóstwo energii na złapanie, utuczenie i wysłanie do domu już w paczuszkach kilku autostopowiczów miesięcznie – przecież sposobów na łatwiejsze pozyskanie mięsa można wymyślić bez liku. Albo sama Isserley – mimo że nauczyła się angielskiego z telewizji, prowadzi nasz cud techniki na kołach i konwersuje ze swoimi pasażerami, postrzega nas jako zwierzęta. A próbuje się zaprzyjaźnić z… owcą. Czyżby ktoś tu czegoś nie przemyślał do końca? Może ustawiłam poprzeczkę za wysoko, może to ma być „powieść z elementami s-f” – czyli obyczajówka dla mniej wymagających, którym obcy jest repertuar klasycznych chwytów fantastyki. Ten typ odbiorcy może się „Pod skórą” zachwycić (tak zresztą wynika z licznych recenzji) – literatura drogi łączy się w niej z powieścią (odrobinę) psychologiczną, pada kilka ciętych uwag o kondycji ludzkości, a całość napisana jest bardzo sprawnie i wciąga. Życiorys Michela Fabera – szkocko-australijskiego Holendra po trosze tłumaczy zdolność pisarza do spoglądania na świat z innej perspektywy, z dystansem. Urodził się w 1960 r. w Holandii, gdy miał zaledwie (albo aż) 7 lat przeprowadził się do Australii, by po przekroczeniu trzydziestki porzucić tę na rzecz Szkocji (w 1992 r.). Obcy, przedstawiciel pozaziemskiej cywilizacji, wydawałby się w takiej sytuacji bohaterem idealnym, jednak strzał w dziesiątkę, skończył jako kula w płocie. Faber nie poradził sobie z wykreowaniem ufoków, jego Isserley nie przekonuje – zna miłość, odrzucenie, strach, a nie ma w sobie empatii (nawet dla przedstawicieli własnej rasy), nie zna litości (i nie jest to w powieści nijak uzasadnione). Przykłada wielką wagę do powierzchowności (uznaje owce za istoty szlachetniejsze od nas, bo mają, jak ona, cztery kończyny), ale czy to próżność, czy cecha gatunkowa obcych? Nie dowiemy się, gdyż ich obraz zbiorowy także pozbawiony jest spójności. Przekonywającą roszadę człowiek-zwierzę można zobaczyć w „Planecie małp”. W dziele Fabera ktoś oszukuje. Albo bohaterka samą siebie (na co znowu nic w tekście nie wskazuje), albo autor – czytelników. Debiutancką powieścią Michel Faber udowodnił, że drzemie w nim potencjał – świetnie włada językiem, potrafi obserwować i tworzyć ciekawe opisy. A te jego dialogi! Dlatego nie żałuję czasu poświęconego na lekturę i z niecierpliwością oczekiwać będę na kolejną książkę („Szkarłatny płatek i biały”) tego autora. Tym razem, jak wynika z zapowiedzi wydawnictwa WAB, pozbawioną nieszczęsnych ufoludków.
Tytuł: Pod skórą Tytuł oryginalny: Under the Skin Autor: Michael Faber Tłumaczenie: Maciej Świerkowski ISBN: 83-7414-125-5 Format: 344s. 123×195mm Cena: 29,90 Data wydania: 21 lipca 2005 Ekstrakt: 60% |