Młody arystokrata kiwnął potakująco głową. – Chociaż nie uważam, żeby napadanie na Królestwo Wysp było najrozsądniejszym pomysłem. – Są inne sposoby wygrywania wojen aniżeli zbrojny konflikt – rzekł książę. Mówił jakby do siebie, zapominając o słuchaczu. – Są ludzie, którzy twierdzą, że wojna jest skutkiem nieostrożnej dyplomacji, zaś inni powiedzą ci, że atak to tylko jedna z form negocjacji. Nie jestem na tyle wykształcony, by stwierdzić, czy rzeczywiście występuje jakakolwiek różnica pomiędzy tymi dwoma twierdzeniami. – Odwrócił się i uśmiechnął do Tala. – A teraz idź do swojej kabiny i przebierz się w coś odpowiedniego. Dziś wieczorem udajemy się na posiłek do królewskiego pałacu. – Spojrzał na żagle. – Oceniam, iż za godzinę przybijemy do portu, a wtedy otworzą nam drogę do królewskiej przystani. Zszedł pod pokład, tak jak mu kazano. Kiedy był gotów na prezentację przed królewskim obliczem, usłyszał pukanie do drzwi. Amafi poszedł otworzyć i zobaczył chłopca na posyłki. – Tak? – Książę śle pozdrowienia, kawalerze. Masz do niego dołączyć na pokładzie. – Będę tam za chwilę – odparł Hawkins. Młodzieniec szybko zapiął nową tunikę i złapał kapelusz. Cały strój przygotowano dla niego, zanim opuścił Roldem. Przed wyjazdem spędził tydzień nie opuszczając swojej kwatery, jak przykazał książę, i unikał wszelkich publicznych miejsc spotkań. Zresztą to i tak nie miało znaczenia. Kiedy rozeszły się wieści o tym, że poniżył księcia Matthewa, zaproszenia od roldemskiej elity natychmiast przestały płynąć. Zakładał, że Kaspar rozgłosił wszem i wobec, iż teraz znajduje się on pod jego opieką, gdyż nikt nie usiłował go obrazić ani usunąć z tego padołu. Przynajmniej Tal i Amafi nie zauważyli nic podejrzanego. Talwin pobiegł na pokład. Statek zbliżał się do falochronu otaczającego port. Jeżeli Roldem odebrało mu oddech, gdy ujrzał je po raz pierwszy z pokładu, to Rillanon po prostu zwaliło go z nóg. Im bardziej się zbliżali, tym piękniejsze i wspanialsze wydawały mu się domy i pałace. Całe miasto nie tylko wzniesiono z polerowanego marmuru i granitu, lecz także ozdobiono na wiele sposobów: girlandami kwiatów, ogrodami, kolorowymi proporcami i flagami powiewającymi nad domami, oknami z kwarcu i szkła. Późne popołudniowe słońce rozświetlało kamienie refleksami złota, bursztynu i różu, a gdzieniegdzie pojawiały się oślepiające błyski bieli. – Niesamowite – stwierdził Amafi. – Tak – zgodził się książę. – Zawsze staram się przybyć do tego miasta przed zachodem słońca, żeby takim właśnie je zobaczyć. Królewski żaglowiec, pod banderą Królestwa Wysp, wypływał z portu kierując się na otwarte morze. Sternik pochylił proporzec, witając księcia Olasko. Marynarze na obu jednostkach wymienili pozdrowienia i Tal omal nie ogłuchł od nagłej wrzawy. W porcie cumowały statki z niemal wszystkich zakątków Morza Królestwa. Prawie tyle samo jednostek przemieszczało się po portowych basenach. Widział keshańskich kupców, statki z Wschodnich Królestw i wielkie transportowce z prawie całego znanego mu świata. Zaczęto refować żagle i „Delfin” zwolnił. Kapitan zaczekał, aż do burty przybije mniejsza łódeczka. Zrzucono drabinkę sznurową, na pokład wdrapał się pilot i szybko przeszedł na rufę. Od tej chwili przejmował kontrolę nad sterem, gdyż miał za zadanie bezpiecznie zacumować statek przy królewskim nabrzeżu. Tal usiłował zobaczyć wszystko naraz. Pamiętał swe wrażenia, kiedy po raz pierwszy ujrzał Latagore, a potem Krondor, Salador i Roldem. Każde z miast oferowało inne widoki i nowe doznania, ale Rillanon przewyższało je wszystkie. Zrefowano ostatnie żagle – statek, pchany siłą rozpędu, sunął majestatycznie na wskazane miejsce. Oczekiwali tam dokerzy z przygotowanymi cumami i tyczkami, którymi mieli odepchnąć kadłub od kamiennego nabrzeża. Zrzucono zawieszone na linach odbojniki, potem zaś cumy z dziobu i rufy i zanim młodzian zdołał się zorientować, statek bezpiecznie zawinął do portu. Lady Natalia wraz ze służbą opuściła kajutę. Kobieta uśmiechnęła się promiennie do Talwina. – Zatem jesteśmy, mam nadzieję. – Tak, wasza wysokość – odrzekł mężczyzna, szczerząc zęby. – Nie ma wątpliwości, że wreszcie przycumowaliśmy. Uśmiech nie opuszczał ust Natalii, choć uciekała wzrokiem, tak jakby czegoś się obawiała. W końcu jednak wbiła spojrzenie w Hawkinsa. – Musisz się pilnować, kawalerze, i zachowywać najlepiej, jak potrafisz. Skinął głową. Nie potrzebował tego ostrzeżenia. Wiedział, że od chwili, gdy opuścili Roldem, podlegał nieustannej ocenie i sytuacja ta nie zmieni się do czasu, aż dotrą do Opardum. Nauczka dana księciu Matthewowi była tak nietypowa dla jego zachowania, że nawet siostra księcia stała się podejrzliwa i nieufna. Zdawało się, iż całkowicie zapomniała już o miłosnej nocy, którą spędzili na polowaniu. Talwin uznał, że lepiej o niczym nie wspominać, gdyż może to zostać uznane za zaproszenie. Zdecydował, że w jego sytuacji najlepiej pozostawić decyzję w rękach damy. Książę Kaspar zszedł pierwszy z pokładu; za nim podążała jego siostra i inni członkowie świty. Kawaler ustawił się na końcu, gdyż jego status na dworze Kaspara nie został jeszcze do końca sformalizowany. Petro Amafi i inni służący poszli za nim. Na nabrzeżu czekały powozy z wymalowanym herbem Królestwa Wysp – złotym lwem w czerwonym polu, wspinającym się na tylne łapy. Bestia trzymała w pazurach miecz, a nad jej głową widniał emblemat korony. Obok karet stali lokaje w liberiach. Kaspar wraz z siostrą wsiedli pierwsi do najokazalszej karocy, a świta księcia podążyła za nimi. Tal i Amafi zajęli nie tak luksusowy powóz, ale wygodny i czysty. Kiedy karoca jechała ulicami miasta, młody szlachcic niemalże wywiesił się za okno, chłonąc całym sobą rozpościerające się przed nim widoki. Mijali sklepy i domy, wielkie place z majestatycznymi fontannami. Droga ku pałacowi wiodła pod górę. Miasto rozciągało się na kilku wzgórzach, więc kilkakrotnie musieli przejeżdżać przez mosty wznoszące się wysoko ponad wąwozami, którymi bystre rzeczki i małe strumyki płynęły do morza. – To miasto jest cudowne – powiedział Talwin do Petra w języku królewskim. – Z całą pewnością, wasza wielmożność – zgodził się służący. – Mówi się, że kiedy pierwszy król Wysp zbudował tu swą fortecę, wybrał najwyższe wzgórze. Drewniane zwodzone mostki broniły władcę i żołnierzy przed napastnikami. Zresztą mówi się też, że wtedy król i jego świta byli zwykłymi piratami. Z biegiem lat miasto rosło. Pojawiały się nowe domy, przyrastające od portu w kierunku pałacu i odwrotnie. Dlatego teraz całość układa się w tak niesamowitą mozaikę budowli i mostów. Kiedy przejechali przez przedostatni most na drodze do pałacu, młodzieniec spojrzał w dół i ujrzał domy wybudowane wprost na stromych zboczach. Budowle sprytnie podparto kamiennymi wspornikami, a na biegnące wyżej uliczki prowadziły strome schodki. Poniżej rzeka Rillanon, obramowana na obu brzegach wysokimi, granitowymi murami, toczyła swe wody w stronę morza, spływając seriami małych katarakt. – Zastanawiam się, czy stali mieszkańcy tego miasta przyzwyczaili się już do jego piękna? – zadumał się Talwin, kiedy zbliżali się do pałacu. – Niewątpliwie, wasza miłość. Natura człowieka sprawia, że wkrótce staje się on obojętny na widoki, których doświadcza każdego dnia – skomentował Amafi. – To coś, co doskonale rozumie dobry zabójca. Aby uchronić się przed spostrzeżeniem, zanim stanie się za późno na ucieczkę, należy dokładnie zbadać otoczenie. Ukrywanie się stanowi raczej sztukę wtapiania się w tło, niż przekradania w gęstym cieniu. – Prawdopodobnie masz rację. – Oczywiście, wasza wielmożność. Gdybym nie miał racji, od dawna byłbym już martwy. Rozmawiali w języku Królestwa, co wydawało się właściwe w danych okolicznościach, lecz Hawkins zdał sobie sprawę, że ktoś przecież może podsłuchać ich rozmowę. – Są pewne rzeczy, które musisz zrobić – powiedział więc, zmieniając język na quegański. – Moim zadaniem jest wypełniać twoje rozkazy, panie. – Kiedy nie będę cię potrzebował, chcę, abyś mi towarzyszył potajemnie, jak cień, jednakże w niewielkiej odległości. Chcę, żebyś był moimi drugimi oczami, zapasowymi uszami. Obserwuj, czy ktoś mnie nie śledzi, wyłapuj wszystkie słowa i plotki o mnie i o księciu Kasparze. – Tal zatoczył ręką krąg, obejmując wszystkich zgromadzonych wokół niego. – Jeżeli zobaczysz, że ktoś jest w pobliżu, nie używaj języka Królestwa. Będziemy rozmawiać tylko po quegańsku. – Jak sobie życzysz, wasza miłość. Karoca przetoczyła się przez ostatni most na drodze do pałacu. Kiedy wreszcie otworzono drzwi, Talwin zobaczył, że pierwsze pojazdy, zajęte przez księcia Kaspara i jego świtę, dawno już zostały odprowadzone do królewskiej wozowni. Stał niezdecydowanie na dziedzińcu. Pałac wydawał się wspaniały już w chwili, gdy patrzył na niego z portu, zaś przy bliższych oględzinach okazał się wprost niewiarygodny. Setki lat temu na wzgórzu wzniesiono kamienną strażnicę, później dobudowywano kolejne skrzydła i przybudówki. W końcu pałac zamienił się w imponującą budowlę; pełną korytarzy, galerii, fontann i ogrodów. Sam dziedziniec był trzykrotnie większy od pałacu w Roldem. Ale najpiękniejszy element budynku stanowiła fasada. Wykonano ją z kamiennych bloków wyciętych w białym granicie, ozdobionych srebrnymi i złotymi inkrustacjami. Różowy blask zachodzącego słońca nadawał kamieniom barwy mieniącego się różu i zdecydowanego pomarańczu, podkreślonego aksamitnymi, granatowymi cieniami. Każde okno powstało z łukowato przyciętego czystego szkła. Na wysokich wieżach powiewały wielobarwne proporczyki, a tarasy i okienne balustrady zajmowały girlandy kwitnących kwiatów. – Kawaler Hawkins? – zapytał służący, który nagle pojawił się nie wiadomo skąd. – Tak? – odrzekł Tal. Sługa skinął dłonią i od strony pałacu nadbiegł paź, nie starszy niż trzynaście lat. – Pokaż kawalerowi i jego służącemu drogę do kwater – poinstruował chłopca sługa. Talwin wiedział, że jego bagaż przybędzie później. Ruszył za chłopakiem wpatrując się w jego plecy. Paź prowadził ich do pałacu po szerokich schodach. Po obu stronach każdego stopnia stali strażnicy – po lewej i po prawej rozciągał się szpaler dwunastu gwardzistów. Wszyscy nosili wypolerowane, błyszczące hełmy, o rozszerzających się krawędziach i czerwone tabardy z królewskim złotym lwem, wyszytym na piersi. Pod tunikami mieli czarne kaftany i nogawice. Ich buty aż lśniły, wypastowane do granic możliwości. Każdy mężczyzna dzierżył halabardę. Zanim wszedł do pałacu, spojrzał przez otwarte na oścież wielkie dwuskrzydłowe drzwi i ujrzał ogród z kamienną ścieżką, prowadzącą do kolejnych przejść i galerii. Razem z Amafim ruszyli za chłopcem na prawo. Przemierzyli całą serię długich sal, aż w końcu dotarli do pomieszczeń dla gości. Paź stanął przed drzwiami apartamentu Talwina. – Panie, książę Kaspar zajmuje komnaty po drugiej stronie korytarza – oznajmił chłopiec. Pokazał odległy koniec halu. – To kawałek drogi, panie. – Otworzył drzwi przed Talem. Młodzieniec był pod wrażeniem. Jako pośledni członek orszaku Kaspara spodziewał się raczej skromnych pokoi, ale jeżeli te pomieszczenia miały uchodzić za skromne, to pokój księcia musiał dorównywać królewskim komnatom w Roldem. Na środku stało wielkie łoże z baldachimem i ciężkimi zasłonami, odsuniętymi teraz na boki. Posłanie zakrywała ciężka kołdra oraz kilka poduszek i narzut. Na przeciwległej ścianie rozpierał się ogromny kominek, w którym jednakże nie palił się ogień. O tej porze roku nie istniała taka potrzeba. Tal ocenił, że w zimie jednak nie dałoby się wytrzymać w królewskiej siedzibie bez ogrzewania. Szerokie gobeliny wisiały na wszystkich ścianach, tłumiąc zimny powiew ciągnący od kamieni. Kawaler podejrzewał, że ta część pałacu była najstarsza, może nawet stanowiła część oryginalnej strażnicy. Paź wskazał na drzwi po lewej stronie kominka. – Twój służący ma przygotowane posłanie w tamtym pokoju, panie. Talwin otworzył drzwi i wsadził głowę do sąsiedniego pomieszczenia. Była to garderoba, ale rozmiarem przewyższała całe jego mieszkanie w Roldem. Zmieściłoby się w niej ubranie na cały rok, z uwzględnieniem wszelkich okazji, oraz łóżko, toaletka, stół i krzesło, zapewniając wygodę służącemu. – W zupełności wystarczy – stwierdził Tal odwracając się. – Panie, za drugimi drzwiami jest twoja łazienka – powiedział paź. Podeszli razem do trzeciego pomieszczenia. – Gdybyś czegoś potrzebował – kontynuował chłopiec – pociągnij za tę linkę. Przyjęcie z okazji przybycia księcia Kaspara zacznie się za dwie godziny, więc będziesz miał czas, żeby się odświeżyć. |