 | Prelekcja Tadeusza Olszańskiego |
W niedzielę, potwornie niewyspana po tradycyjnych Długich Nocnych Rodaków Rozmowach, zaczęłam dzień od drugiej części „Warsztatów dla komandosów” Michała Świerada, zwanego Abdulem, rezygnując z prelekcji Doroty o mitach w „Gwiezdnych Wojnach”. Abdul opowiadał o robieniu domowym sposobem koktajli Mołotowa i różnych bomb, o rozmaitych rodzajach pól minowych (rozpraszające, wymuszające, zygzakowe), zapalników (naciskowe, czasowe, magnetyczne, na podczerwień, naciągowe), o własnoręcznym wykonywaniu zapalników ze spinaczy do bielizny albo deszczułki nabitej gwoździami, o wybuchowych krawężnikach w Iraku, zaklejonym taśmą klejącą odbezpieczonym granacie wrzuconym do zbiornika z paliwem jako bomba zegarowa (kiedy taśma odmoknie i uwolni łyżkę, wszystko wyleci w powietrze). Dowiedzieliśmy się też, gdzie najlepiej umieszczać miny (pod odciskiem ludzkiej stopy) i odbezpieczone granaty (pod świeżym trupem). Potem Abdul przeszedł do taktyki prowadzenia walk w mieście, prezentując m.in. różne sposoby grupowego wbiegania do pomieszczenia, w którym są wrogowie. Na zakończenie oznajmił, że w konstrukcji kamizelek kuloodpornych wraca się do konstrukcji zbroi łuskowej, bo jest bardzo odporna, a przy tym umożliwia zginanie lepiej niż wszyte w kamizelkę płyty ceramiczne. Po zakończeniu prelekcji zamieniłam z Abdulem kilka słów na temat opowiadań Andrzeja Ziemiańskiego, po czym poszłam na poddasze na prelekcję o japońskich religiach. Było tam całe sześć osób. Paulina Zielińska opowiadała o tym, że Japończycy w spisach powszechnych często przyznają się do wiary w dwie religie. Sporo było o shinto jako wyznaniu  | Paweł Frelik |
dominującym na wyspach. Dowiedzieliśmy się, że jest to religia naturalna, a nie objawiona, występuje tylko w Japonii (nie można się na nią nawrócić) i dzieli się na shinto domu cesarskiego, świątynne, sekciarskie oraz ludowe. Potem prelegentka zaczęła opowiadać o japońskiej wersji stworzenia świata, a że tę historię znam już z „Usagiego Yojimbo”, wymknęłam się z sali i poszłam na dół. Po drodze zajrzałam na spotkanie z Andrzejem Pilipiukiem, ale nie weszłam, bo tłok był taki, że, jak się kiedyś wyraził Paweł Pluta, ludzie stojący przy drzwiach mieli na plecach wgłębienie po klamce ^___*. Udałam się zatem do RedRoomu i przysłuchiwałam się, jak Tadeusz Olszański opowiada Milenie Wójtowicz o skutkach purytanizmu amerykańskiego dla kultury i społeczeństwa (społeczeństwo ogólnie ma się dobrze, bo wielu bogatych ludzi zapisuje swoje mienie w spadku fundacjom charytatywnym zamiast potomstwu, ale za to kultura jako rodzaj relacji społecznych jest traktowana nieufnie i merkantylnie). Potem wzięłam udział w dyskusji o tym, czemu kowboje ubierali się w bieliznę przypominającą pajacyki, o książce Mileny „Podatek” i o grafikach w niedawno wydanym przez jakiegoś zapaleńca albumie o smokach. O godz. 13 poszłam na wykład Ilony Lentas „Marzenia senne”. Na początku było o falach mózgowych i tym podobnych rzeczach; zapamiętałam teorię o tym, że faza REM jest pozostałością po życiu płodowym, kiedy to służy do nabierania umiejętności instynktownych. Potem było już o śnieniu jako takim, mianowicie o tym, że śni:  | Czworo pisarzy i dwie tłumaczki |
- ciało fizyczne (odbiera bodźce z zewnątrz, np. dźwięk budzika);
- ciało astralne (podróżuje w przestrzeni, dzięki czemu może śnić np. o odwiedzaniu cioci ze Szczecina);
- ciało mentalne (podróżuje w przestrzeni i czasie);
- ciało duchowe (może podróżować do przeszłości i zbierać doświadczenia ludzkości);
- ciało kosmiczne (tylko u wielkich wizjonerów);
- ciało nirwaniczne (treścią snów jest wtedy niekończąca się pustka).
Dowiedzieliśmy się, że sny prorocze dzielą się na spontaniczne i wywoływane, i że jakiś rolnik spod Siemiatycz wyśnił atak na WTC w przeddzień tego faktu (tiaaa…), a potem już wyszłam na konkurs starwarsowy, który z półgodzinnym opóźnieniem, ale jednak się rozpoczął. Konkurs był wyłącznie z filmów, co się chwali (jaka szkoda, że na Polconie’05 takiego nie było!…), choć mogłoby być więcej pytań z Nowej Trylogii. Nie było uświęconego tradycją pytania o numer próbki, z której sklonowano Luke’a, ponieważ to nie pochodzi z filmu, ale kilka straszliwych pytań liczbowych padło. Numery cel więziennych, robotów i różnych lądowisk, liczba jakichś tam walców w górnej kieszeni Tarkina i tak dalej. Uczestnicy śmiali się, że jeśli ktoś nie zna prawidłowej odpowiedzi, to powinien strzelać, podając liczby 4, 12 albo 1138, bo te pojawiały się najczęściej.  | Prelekcja Doroty Żywno |
Udział brało kilkanaście osób, co przedłużało czas oczekiwania na swoją kolejkę, więc skracałyśmy go sobie z Baśką oraz Katteą w ten sposób, że sfotografowałam cyfrówką z zoomem kartkę z pytaniami i usiłowałyśmy je odczytać na ekraniku aparatu ;-) Spider rozweselał wszystkich, nakładając na prawą dłoń czarną, skórzaną rękawiczkę i udając, że zdalnie dusi tych uczestników, którzy zwlekali z udzieleniem odpowiedzi. Miał też wydrukowaną kartkę z podobizną Yody i podpisem „Shut up the fuck you must”, którą podnosił do góry, kiedy ludzie za bardzo gadali. Konkurs wygrałam ja, ku swojemu niejakiemu zdziwieniu. Był to ostatni interesujący mnie punkt programu, więc odebrałam w RedRoomie swoje nagrody i poszłam, nie mając siły czekać na oficjalne zakończenie konwentu i tradycyjne zbiorowe zdjęcie. Falkon 2005 był z mojego punktu widzenia udanym konwentem, jak zresztą wszystkie Falkony. Było wprawdzie kilka nieoczekiwanych zmian w programie, gdy poszczególne punkty wypadały lub były przesuwane na inne godziny, jednak każdy z uczestników znalazł dla siebie coś interesującego. Oprócz prelekcji, konkursów, spotkań z autorami i gier RPG odbyły się pokazy sztuk walki, flamenco i tańca z ogniem, warsztaty kaligrafii japońskiej, a także będące znakiem firmowym Falkonów słynne koń-kursy pod tajemniczymi tytułami „Picie buły na czas”, „Wieśmaster” czy „Zamach stanu”. Pozytywnie należy też ocenić konwentowe koszulki z ładnym rysunkiem oraz informator zawierający czytelnie podany grafik programu, a także dwa opowiadania i kilka wierszy.  |  | Uczestnicy konkursu GW |
Z kapowniczka Achiki Spider: Każdy epizod ma jakąś głupią rasę, żeby można było robić lalki dla dzieci. Ktoś: Czwarty też? Spider: Czwarty ma Vadera. Spider: Nie było w filmie żadnych ostrych scen związanych z Ewokami… Wszyscy (śmiech). „Chodzenie po Dagobah wciąga”. Spider: Po zrobieniu kostiumu R2D2 przewrócili go, tarzali w piachu, piłowali i kopali, żeby wyglądał na zużytego. Dziki: A sprzęt Imperium zawsze jest najwyższej jakości. Krad: Ciężko się kopie pluton szturmowców. Krad: Szósty epizod nie jest o wysadzaniu Gwiazdy Śmierci! Ona jest elementem pobocznym i przypadkowym. Ziemek: Masz rację, trzeba dużo dobrej woli, żeby ją w ogóle zauważyć. Spider (o Jabbie-aktorze): Wygląda jakby śmierdział. Spider: Kto lubi Bobę Fetta, ręka do góry! (połowa obecnych podnosi rękę) Achika: Za co??? Seneszal: Za ten uśmiech! Spider (o scenie rozmowy przebranej za łowcę nagród Lei z Jabbą): …ciekawy język obcych, w którym „yoto yoto” oznacza większość rzeczy. Seraphica: Żonę króla smoków mogła wyleczyć tylko wątroba żywej małpy. Jej zdobycie powierzono meduzie, która w tamtych czasach wyglądała całkiem jak żółw – miała skorupę i cztery łapki… Ktoś z sali: To czym się różniła od żółwia? Karol (o japońskich traktatach o walce): Obecnie ludzie próbują te traktaty zastosować do ekonomii, nie wiem, że „zadaj cios w jego głowę” to jest o obcinaniu stóp procentowych… Achika: To by raczej było „zadaj cios w jego stopy”.  | Uczestnicy konkursu GW |
Karol: Można walczyć wszystkim, jeśli się wygra: wiosłem, stołkiem… Achika: Szczególnie twórczo tę zasadę wciela w życie niejaki Jackie Chan, który walczy czym popadnie: patelnią, suszarką do włosów, wieszakiem… Karol (czyta): „Zasada 5: poznawać i rozumieć to, co niewidoczne"” Jak myślicie, o co w tym chodzi? Ktoś: O umysł przeciwnika. Karol: Kurczę!!… Już myślałem, że ktoś z ninja wyskoczy. Karol (opowiada, jak czytał grubą książkę, aby dojść do opisu kręgu pustki, na którym mu najbardziej zależało): Przebrnąłem przez kręgi ziemi, wody, ognia, powietrza, doszedłem do kręgu pustki – dwie strony!… Achika: Puste! Paweł Frelik: Dlaczego ktoś miałby pisać fanfik o tym, że Mr Spock ma skrzydła? Idril: Nie dajmy się zmylić – to uszy. Paweł Frelik: MPREG to tekst o tym, że mężczyźni zachodzą w ciążę. Na przykład Mr Spock. TAO: Napisał w końcu książkę o opiece nad dzieckiem… Squirrel: Jest teoria, że Jezus urodził się sześć lat wcześniej, w Nazarecie i miał kilkoro dzieci, w dodatku z kobietą!… Rozmowa o byciu pisarzem. TAO: Daje się wyżyć? Romek Pawlak: Odpowiedź, której nie słyszeliście, brzmi „tak”. Achika (szeptem): Ale zobacz, jaki on chudziutki. Achika: Czy okładka „Pana Lodowego Ogrodu” pasuje do treści? Jeremiasz: Ja jej nie rysowałem. Achika: Tak, ale wiesz, co jest w środku, w przeciwieństwie do mnie. Są tam widmowe konie, czy może raczej statki kosmiczne? Jeremiasz (bierze książkę i z uwagą ogląda ilustrację na okładce): Są tam konie i jeżdżą na nich istoty… ale nie są tak poobdzierane i nie noszą na głowach czegoś w rodzaju czajników z odrostami.  | Konkurs GW: Spider dusi uczestników |
Jeremiasz (o autorze „Piaseczników”): Gapił się na mrówczą farmę w pokoju syna, nagle „O Boże! Inteligentne!! Dostanę Nebulę!!!” (imituje pospieszne stukanie na maszynie). „Aaa!!! One mnie widzą!!…”. Jeremiasz: Nie jest tak, że zostałem autorem grozy, wpiszą mi to do dowodu i do widzenia. Marek S. Huberath (o konserwowaniu zwłok): Tak jak to napisał Huberath w „Miastach pod skałą”, kości stają się miękkie i można je formować. „Lenin został najpierw zamrożony, ale na wiosnę zaczęły mu się uszy marszczyć, potem mu palce zzieleniały i coś z tym trzeba było zrobić”. Marek S. Huberath (o okładkach Wydawnictwa Literackiego): …pusta, czerwona okładka, imię i nazwisko autora i jakiś znak graficzny wyglądający, jakby autor go popełnił, przysiadając na tubce z farbą. TAO: Rosja liczyła na to, że na tronie Polski zasiądzie sekundogenitura pseudoromanowów. Delilah opowiada o problemie z tłumaczeniem cytatu z Biblii, gdzie w wersji angielskiej występowały smoki, a w polskiej – strusie i szakale. Delilah: Być może gdzieś po drodze nastąpiła zmiana interpretacji Biblii i to słowo to już nie jest smok, tylko szakal. PWC: I struś. Achika: Azaliż jestem strusiem brata mego? PWC: Podobno kiedy Terry Pratchett dowiedział się, że „Władca Pierścieni” został na francuski przetłumaczony tak, że miejscami niewiele ma wspólnego z oryginałem, ale za to dobrze się czyta, powiedział: „Hej, mają tam książkę, która jest podobna do ’Władcy Pierścieni’, tylko lepiej się czyta? To niech ktoś ją przetłumaczy na angielski!”. Abdul: Możemy umieścić odbezpieczone granaty pod czyimiś zwłokami. Saladyn (patrzy po sali): Albo pod śpiącym konwentowiczem. Spider: Jaki był kolor miecza Mace Windu? Dziki: Pastelowy.  | Sklepik konwentowy |
Krad: Znam inicjały reżyserów wszystkich części „Gwiezdnych Wojen”. Ninevrise (pokazuje 16-ścienną kostkę, z której zlazła farba i nie widać numerków): Zgadniesz, co to jest? Achika: Kostka-joker. Rzucasz i sama mówisz, co wypadło. Z pokazywanek (dzięki uprzejmości Druzili): Krzyś-Miś pokazuje, a jego drużyna usiłuje zgadnąć. Prowadzący: Koniec czasu! Hasło brzmiało „Rejs”, ale i tak nie uznałem, bo słyszałem odpowiedź z publiki, więc PROSZĘ O CISZĘ! Zapada cisza, wśród której rozlega się donośny głos Krzysia-Misia: Krzyś-Miś: …a wy słuchajcie trochę tego, co mówi publika! Gonzo pokazuje hasło: uśmiecha się i podnosi kciuki do góry. Drużyna zgaduje: pierwszy, zwycięstwo, fajny, super… Prowadzący: Koniec czasu! Drużyna patrzy pytająco na Gonzo. Gonzo uśmiecha się, podnosi kciuki do góry i mówi: „Ekstra!”, po czym dodaje: „…dycja!”. Gonzo pokazał drogę, drużyna zgaduje: autostrada. Gonzo daje do zrozumienia, że chodzi o mniejszą drogę. Padają odpowiedzi: ścieżka, dróżka itp. Prowadzący: Koniec czasu! Gonzo zrezygnowany: „Ulica"! A co może być dalej? Publika chórem: „Sezamkowa"! Ktoś z tłumu: Gonzo, to trzeba było pokazać na siebie! (Śmiech, oklaski). Ktoś inny: Ale przecież Gonzo jest z „Muppetów"! |  |
Cykl: Falkon Miejsce: Lublin Od: 18 listopada 2005 Do: 20 listopada 2005 |