Poza niechętnymi, w grupie byli tacy, którym był obojętny. Byli to głównie jajcogłowi. Szybko zauważył, że nie chodziło o to, że jest nowy. Im nie zależało na znajomości z kimkolwiek, kto nie był taki jak oni. Byli obojętni na wszystko, także na zaczepki. Trzymali się i rozmawiali wyłącznie ze sobą. Mieli nawet swój własny kanał, na którym pisali o rzeczach, których nie rozumiał żaden z wojowników. Iwen rozumiał. Kłócili się o tematy z lekcji, opowiadali historyjki, czasem wspominali coś o jakiejś grze. Wojownicy nie grali. Dla nich granie w gry było czymś niegodnym. Zabierało czas potrzebny na doskonalenie innych umiejętności. Nic dziwnego, że nie mieli pojęcia, o czym szepczą jajcogłowi. Dla innych byli dziwakami, dla niego… Cóż, nie interesowali się nim, więc z początku on nie interesował się nimi. Jedynie Rejkert trochę się od nich różnił, o tyle, że równie często przebywał z dowództwem grupy co z innymi jajcogłowymi. I może jeszcze Lien Kires, inny jajcogłowy. Czasami jakiś chłopiec miał jakieś pretensje do swojego opiekuna, lecz na tym kończyły się ich kontakty z resztą grupy. Znał takich jak oni. Na Ziemi pogardzano takimi, nazywając kujonami i lizusami. Tutaj ich wiedza była wykorzystywana przez grupę, a oni, choć poniewierani przez wojowników, godzili się na taki stan rzeczy. Aż tak bardzo potrzebowali ochrony, czy było w tym coś jeszcze? Postanowił to sprawdzić. Tak jak oni, był w grupie tym gorszym. Dlaczego mieliby się nie poznać? Przynajmniej nie traktowali go z góry. Na przerwie podszedł do swojego opiekuna. Inne dzieci zwracały uwagę na kujonów zwykle tylko w jednym celu – by stroić sobie z nich żarty. Zdobycie ich zaufania było trudne, lecz Iwenowi kilka razy się udało. Dzięki temu wiedział, że choć dziwni, byli takimi samymi dziećmi jak inne, tylko lepiej radziły sobie z nauką niż ze swoimi rówieśnikami. Nie mogąc liczyć na ich uznanie, szukali go u nauczycieli i dorosłych. – Nazywasz się Uber, prawda? – zagadnął. Uber był opiekunem najmniej cenionych wojowników – takich jak on. Większość chłopców wymawiała jego imię twardo. Iwen znał je z Europy, gdzie wymawiano je miękko, bo kiedyś, gdy istniało coś, co nazywano francuskim, zaczynało się na H, a „r” wypowiadano jako przeciągnięcie „e”. Mimo to, zwrócił się do niego tak samo jak inni. Uber uniósł głowę i spojrzał na niego niechętnie, z obawą. – Czego chcesz? – Chcę tylko pogadać – odpowiedział uspokajająco. – Coś takiego – odpowiedź Ubera mogłaby zamienić każdego w bryłę lodu. – Wojownik chce gadać z jajcogłowym… – Co w tym złego? – Co złego? – Uber uśmiechnął się ironicznie. – Wy zawsze chcecie tego samego. Nie gadacie z nami, tylko pokazujecie nasze miejsce. Nowy czy nie, powinieneś to wiedzieć. Może znasz się na lekcjach trochę lepiej niż te kopalniaki, ale to nie czyni cię jednym z nas. Nawet jajcogłowy mówi na mnie Nowy, zauważył, choć już bez złości. Niemal natychmiast złapał się na tym, że to była myśl wojownika. Uber miał rację. Był jednym z nich. – Słyszałem jak rozmawiacie o grach – spróbował nieco inaczej. – Też trochę grywałem, kiedyś. Grałem nawet w… – Wojownik, który gra! – Uber spojrzał na niego dziwnie, jakby… z niedowierzaniem? Przez chwilę był zaskoczony. Potem nagle się zaśmiał. Iwen poczuł, że się czerwieni. – Nie, w to chłopaki mi nie uwierzą! Nowy jest graczem! Poczuł się zawstydzony i upokorzony, jakby ktoś wymierzył mu mocny policzek. Co w tym było złego, że czasami lubił sobie pograć? Sami to robili, Uber to robił, a jednak śmiał się z niego. Próbował być miły, nigdy nie obraził ani nie uderzył żadnego jajcogłowego, a mimo to Uber wykorzystywał każde słowo by go poniżyć. Czy aż tak nienawidził wojowników, że mścił się na mnie? Nawet oni kpią sobie z Nowego… Uber, wciąż z uśmiechem na twarzy, oparł się plecami o ścianę. Wyciągnął z plecaka małą konsolę, bardzo podobna do tych, na których pracowali dorośli. Szybko zapomniał o Iwenie, pochłonięty swoją pracą. Nie to nie, powiedział sobie, nie będę więcej z wami gadał. Jestem wojownikiem, mimo wszystko. Nie jestem jednym z was, nie chcę być nigdy jednym z was. Niech wam będzie. Wygraliście. Już miał odejść, gdy zauważył jak dwóch chłopców w jego wieku przygląda się Uberowi. Jasne, średnio długie włosy jednego z nich splecione były w małe warkoczyki, grzywka drugiego usztywniona i wysunięta lekko do przodu, przypominała krótki daszek. Szli powoli w jego stronę, wymieniając między sobą znaczące spojrzenia. Uber niczego nie zauważył; cokolwiek robił, pochłonęło go to całkowicie, jednak Iwen nie sądził, by to coś zmieniło w jego zachowaniu. Sam stał nieco z boku, dość by tamci nie poznali, że ma z nim coś wspólnego. Nie znali go, pewnie wciąż nie wiedzieli, że jest z tej samej grupy. – I co, Uber, gdzie twoja ochrona? – chłopiec z warkoczykami uderzył dłonią w spód konsoli, tak, by trafiła Ubera w twarz. Uber nie zdążył się uchylić; bezradnie zamachał rękoma, bezskutecznie próbując ją złapać nim spadnie na podłogę. Chłopiec z daszkiem przydusił go do ściany. – Holuj się, kopalniaku – odpowiedział zaczepiony, zaciskając zęby. Iwen dostrzegł jak nerwowo splótł ze sobą dłonie, jak rytmicznie poruszał palcami. Oczekiwał, że będzie się bronił, lub chociaż się zasłoni, zrobi unik, cokolwiek, ale Uber tylko stał, gdy tamten uderzył go pięścią w twarz. Uber spojrzał na niego nienawistnie, oblizując rozciętą wargę. Przeciwnik mocno nadepnął piętą na cienką konsolę. – Pożałujecie tego! – syknął jajcogłowy. – Pewnie! – chłopiec z warkoczykami złośliwie się roześmiał. – Co mi zrobisz tym razem? Skasujesz jajcogłowcom moją pracę domową? – Zawsze cię znajdziemy, szczurku – dodał ten z daszkiem nad czołem – i zapłacimy za wszystko, gdy nie będą cię pilnować! Iwen uznał, że powinien zareagować. Byli w jednej grupie i to on był wojownikiem. – Ja jestem jego ochroną – powiedział, podchodząc powoli. Starał się wyglądać na pewnego siebie. – Zostaw go. – Kto? Ja? – chłopiec z warkoczykami spojrzał na niego z ironicznym grymasem na twarzy. Zmierzyli się wzrokiem. Iwen nie miał złudzeń co do wyniku starcia. Bał się tego, czym się może skończyć, więc nadrabiał miną. Na dole zwykle to wystarczało, lecz nie tutaj. Nie byli zainteresowani tym, co Iwen nazywał wstępem. Od razu przeszli do rzeczy. Chłopiec z daszkiem zareagował szybko, drugi zaraz po nim. Kilka ciosów i Iwen leżał skulony na podłodze. – Coraz lepiej – odezwał się chłopiec z warkoczykami. – Kolejny jajcogłowy. Chyba mam dobre rozjaśnienie. – Nie wiedziałem, że Jeźdźcy Smoków zmuszają jajcogłowych do samoobrony – kąśliwie dodał ten z daszkiem. Zwrócił się do Ubera: – Czas dołączyć do kolegi… Iwen był pobity, lecz nie tak bardzo jak po walce z Bebrem, czy po nauczce od starszaków. Nie znali go, więc byli ostrożni. On nie zamierzał. Zerwał się na nogi. Chłopiec z daszkiem natychmiast go podciął. Znowu wylądował na podłodze. Jego przeciwnik uśmiechnął się złośliwie. Iwen wpadł w gniew, lecz nim znów zdołał wstać, spostrzegł za ich plecami Arto. Bez ostrzeżenia kapitan kopnął chłopca z warkoczykami z półobrotu w plecy, aż jęknął i zwalił się prosto na Iwena. Drugi otrzymał cios w bok, w żebra. Nawet nie miał czasu, by się odwrócić. Skulił się, lecz nie upadł. Arto poprawił łokciem w kark. Chłopiec przyklęknął, niemal u stóp Ubera. Chłopiec z warkoczykami spróbował wstać. Iwen, całkowicie odruchowo, zgiął prawą rękę w łokciu i uderzył, rozwalając mu nos na miazgę. Z satysfakcją pomyślał, że mógł go nawet złamać. Niczym słoneczne promienie, warkoczyki rozsypały się wokół jego głowy, gdy uderzył potylicą w podłogę. Zastanawiał się jeszcze nad kopniakiem kolanem w brzuch, lecz zrezygnował. Pozwolił mu uklęknąć. Mimo wszystko, to nie było jego rozjaśnienie. Uderzony chłopiec zakrył dłonią silnie krwawiący nos i łypnął wściekle na Iwena. Arto schylił się. Chłopiec odwrócił się i spojrzał na niego z obawą, lecz Arto sięgnął tylko po uszkodzoną konsolę. Martwy, elastyczny ekran przecinało wyraźnie widoczne pęknięcie. – Zapłacicie za to, całą grupą. Powiedz Pilpowi, że nie pozwolę na niszczenie sprzętu – ostrzegł chłodno, wręczając ją Uberowi. – Sprawdź, czy nic nie przepadło. Obaj chłopcy spojrzeli z gniewem na Arto. Ten z warkoczykami obejrzał się na Iwena, jakby chciał oddać, lecz wstał tylko i odszedł, trzymając rękę na twarzy. Drugi chłopiec poszedł za nim. Żaden nic nie powiedział, jednak ich rzucone na odchodnym, milczące spojrzenia zrobiły to za nich. Jeszcze się spotkamy, mówiły. Iwen nerwowo oblizał wargi. Bycie Nowym miało swoje dobre strony, lecz docenił to dopiero, gdy je stracił. Większość chłopców miała swoich zaprzysięgłych wrogów. Przyczyny były różne, ale wszystkie wypływały ze starych konfliktów, dziś będących powodem zarówno do żartów jak i bójek czy ucieczek. Jeszcze wczoraj zastanawiał się, czy i jemu przytrafi się coś podobnego. Dziś miał własnych wrogów. Tydzień bez bijatyki był długim okresem czasu, ale nie miałby nic przeciwko jego przedłużeniu, nawet dziesięciokrotnie. Było za późno by się wycofać. Mógł przeprosić się z Bebrem, lecz z nimi… Niemal żałował, że uderzył tamtego chłopca, jednak to był odruch. Należało mu się, usprawiedliwił się w duchu, sam zaczął. W tej szkole mam prawo się bronić i mam prawo się zemścić. Myśl, że bronił swoich interesów pojawiła się znacznie później. Wciąż nie myślał tymi kategoriami. Wiedział jedno. Może był słaby, lecz miał wolę walki. Nie zamierzał zostać bezwolnym popychadłem, byle jajcogłowym, jak Uber. Jeśli taka była tego cena, to trudno. Potrafił uderzyć i dobrze oddać, a w razie potrzeby wiedział, gdzie mierzyć na przyszłość, by nawet tacy jak oni poczuli to najbardziej. To powinno wystarczyć, by go sobie zapamiętali. Lecz najbardziej dziwiło go, że jajcogłowy nie próbował mu pomóc. Cały czas stał z boku i obserwował. Nie zrobił nic, odsunął się tylko, pozwalając się bronić, pozostawiając go samego z dwoma przeciwnikami. A razem mogliby dać im radę… Pamiętał, co powiedział Grejgy na jego pierwszym treningu, lecz żadna rozmowa nie uzmysłowiła mu tego, że jajcogłowi nie walczą. Nigdy. Nie widział, by kiedykolwiek się bronili. Dlaczego? – Dobrze, że broniłeś swojego jajcogłowego – Arto przerwał jego rozmyślania. – To nasza funkcja. Ale spróbowałeś, choć wiedziałeś, że nie masz szansy. Marnujesz siły. – Muszę bronić swoich ocen – odpowiedział. – Jesteś za słaby. Zacznij oceniać swoje możliwości. To ważne. Bez tego… Zrozumiał. Wstał z podłogi. Spojrzał na jajcogłowego. Uber kiwnął głową i odszedł. Jeśli Iwen spodziewał się podziękowania, musiał zadowolić się rozczarowaniem. – Kim byli ci dwaj, kapitanie? – To Rajza i Sochn, z Dzikiego Pazura. Czasem z nimi współpracujemy, ale ostatnio mamy mały problem. Uważaj na nich. Orfius powinien częściej z tobą chodzić. – Miał coś do załatwienia – odparł krótko. Orfius wstydził się z nim chodzić, lecz Iwen wolał go kryć niż oskarżać. Nie miał tu zbyt wielu prawdziwych kolegów. – Ty też jesteś sam… Arto splótł ręce i kiwnął głową, wskazując coś za plecami Iwena. Odwrócił się. Żimmy, Dert i Basakis czekali kilkanaście metrów dalej. – Nigdy nie chodź sam. Nigdy. Nie mam czasu być twoją trzecią niańką. Kolejne upomnienie. Iwen miał ich powyżej uszu, lecz milczał, bo było słuszne. – Dlaczego napadli Ubera? – spytał po chwili. – Znają się, prawda? Zawsze go biją? – I czy zawsze Uber pozwala się im bić, pomyślał. Arto skinął głową. – To stara sprawa. Kiedyś pobili go na korytarzu, więc Uber i Lien włamali się do ich systemu i odcięli ich na sprawdzianie. Musieli go zdawać jeszcze raz, sami, bez pomocy jajcogłowych. Od tego czasu ciągle się ścigają. Uber mści się na lekcji, a oni na przerwie. Normalka. Normalka… Poczuł wstyd. Został obrońcą jajcogłowych, choć sam potrzebował ochrony kapitana. Był wdzięczny za pomoc, lecz jeśli to się zacznie powtarzać, stanie się obiektem drwin. Musiał zacząć radzić sobie sam. Po zajęciach odbył się kolejny trening. Choć Grejgy jak zawsze wyciskał z niego wszystkie siły, Iwen spostrzegł, że choć Arto z początku sam prowadził ćwiczenia, to przerwał je godzinę wcześniej i oddał prowadzenie Żimmiemu. Zdziwiło go to tym bardziej, że kapitan nie wydawał się tak rozkojarzony jak wtedy, gdy zniknął. Mimo że był zajęty bardziej niż reszta grupy, Iwen był jedynym, który zdawał się dostrzegać bezczynność stojącego z boku kapitana. Poczuł, że jest oceniany. Nie przyłapał kapitana na spoglądaniu w jego stronę, lecz był pewien, że od czasu do czasu obserwuje on jego ruchy, analizując, oceniając dokonane postępy. Wreszcie Grejgy go zwolnił. Minęło najgorsze zmęczenie. Iwen podszedł do kapitana. Inni wciąż ćwiczyli, lecz to nie na nich skupiała się uwaga Arto. Obserwował jajcogłowych. Czy Arto mógł wyjaśnić zachowanie Ubera? Skoro zmuszał ich do ćwiczeń, musiał wiedzieć, dlaczego są, jacy są. Arto obserwował jak Żor zmuszał ich do wysiłku. Wydawał się zamyślony, przynajmniej na tyle, na ile ktoś tak czujny mógł sobie pozwolić. Spostrzegłszy zbliżającego się Iwena skinął lekko głową, lecz nie odwrócił jej w jego stronę. Mógł go dostrzec najwyżej kątem oka, jednak to wystarczyło, by go rozpoznał. On jest chyba po części jednym z nich, pomyślał wtedy. Tak jak on nie myślał żaden wojownik, nawet Dert czy Żimmy. Żaden z nich tak nie oceniał, nie przewidywał. Przypominało mu to dzielenie się strategią gry między jajcogłowymi. Obiecał sobie, że nie będzie więcej z nimi rozmawiał i zamierzał tej obietnicy dotrzymać. Mógł za to porozmawiać z Arto – jeśli mu na to pozwoli. – Ćwiczą, choć nie lubią – zauważył, stając tuż obok. – Rozumieją, po co, czy tylko wykonują rozkaz? Kapitan wiele razy powtarzał narzekającym jajcogłowym, że szkoła to ból. Mówił, że muszą stać się bardziej wytrzymali, nawet jeśli tego nie chcą, bo są gdzie są i nic tego nie zmieni. Nie potrafił odmówić mu racji, a jednak… – Wiesz, co starszaki mówią o jajcogłowych? – Arto nie odwrócił się do niego. – Że trzeba ich dobrze trzasnąć, by robili co do nich należy. Ale nie u nas – w jego głosie zabrzmiała nuta satysfakcji. – Nie chcą tego, lecz rozumieją, że to jest potrzebne. Tylko widzisz, Nowy… Rozumieć to jedno, ale nadrobić kilka lat umiejętności to już zupełnie co innego. Oni to wiedzą. Gdybym im pozwolił, przestaliby ćwiczyć. Nie wierzą, że mogą nas dogonić, wolą się poddać, bo tak jest łatwiej. Każdego można nauczyć walczyć, jeśli tylko tego zechce, ale czasami zajmuje to tyle czasu, że to się nie opłaca. – Też tak uważam – przyznał. – Myślę, że wielu nie bije się tylko dlatego, bo nie musi. Znaczy, na Ziemi. U was, musi to robić każdy. Arto wreszcie odwrócił głowę w jego stronę i po raz pierwszy szczerze się uśmiechnął. Na chwilę znikł dystans, jakim oddzielał się od Nowego. – Wreszcie ktoś, kto rozumie, co myślę – powiedział. – Wiesz, dlaczego musisz trenować ciężej niż inni, prawda? Iwen przypomniał sobie treningi. Nie tylko ten dzisiejszy, także wszystkie inne. Cztery godziny ciężkich, codziennych, forsownych ćwiczeń, rozciągania i zginania mięśni, o których wcześniej nawet nie wiedział, że je ma. Za to wtedy przypominały mu o swoim istnieniu, boleśnie i stanowczo protestując przed tak bezwzględnym traktowaniem. Grejgy nie szczędził mu trudów. Zawsze robił to samo co Iwen, tyle że wykonywał wszystko szybciej. Gdy czuł jak miękną pod nim nogi, Grejgy ledwie się pocił. Wracając do domu czuł się jakby szedł na krótkich szczudłach. Wiedział, że kiedyś to minie, kiedyś będzie taki jak oni, jeśli tylko wytrzyma ten najgorszy początek. A że sam zaczynał prawie od zera, mógł sobie wyobrazić, co czują jajcogłowi. – Wiem. Ale niełatwo was dogonić – przyznał otwarcie. |