Łopatą po zombiakach
Żywe trupy śmierdzą rozkładem. Żywe trupy chodzą powoli. „Żywe trupy” czyta się szybko i z radością odkłada na półkę. Ale i tak wrócą. Dobrze, że wrócą.  |  | ‹Żywe trupy #1: Dni utracone› |
Zatrzęsło mną. Za prawie trzy dychy Taurus Media kuszą, by kupić – gruby, bo gruby – komiks w czerni i bieli. Wyszło na to, że niezłe cwaniaczki z tych Taurusów. Zombi w kulturze to tak ograny temat, że aż zęby bolą. Dlatego wydanie w Polsce komiksu grozy z zombiakami w roli głównej porażało swoją odwagą. Ja wiem, że „Battle Pope” i „The Invincibles” (uhm, tłumy wiedzą, o co chodzi), że nominacja, nobilitacja i Eisner Award (ale tam, za wodą szeroką, nie tutaj). Tylko co to znaczy w Polsce? Okazuje się, że sukces. Czytelnictwo – no, przynajmniej jego część – spragnione było historii o mamroczących umarlakach, którzy snują się po ulicach. Ale zostało w modelowy sposób wykiwane. Bo owszem, zombi pałętają się po komiksowych Stanach. I robią to, co robią: oddają się destrukcji, sieją terror i budzą strach. Mało tego, są nawet na okładce. Ale to nie zombi są główną atrakcją „Żywych trupów”. To ludzie i ich postawa wobec napotykanych co rusz problemów. Co dzieje się z człowiekiem, który zauważył, że prawdopodobnie został sam na świecie? Czy w obliczu katastrofy jest czas na ludzkie uczucia? Ile warte są miłość, przyjaźń, koleżeństwo, sąsiedzkie więzy – gdy ceną za ich pielęgnowanie może być śmierć? Kirkman ma talent. W opowieść wplótł rzeczy codzienne: pranie, pracę, rodzicielskie dyskusje na temat wychowywania, problem małżeńskiej wierności. To nie są tematy wciśnięte na siłę do scenariusza. One najzwyczajniej są jego naturalną częścią. Moore, czyli pan od rysunków, też dobrze odrobił swoje zadanie. Mimo że na początku złość człowieka bierze, że rzecz cała opowiedziana jest w bieli i czerni, to szybko przechodzi. Zwłaszcza gdy zauważy się, jak umiejętnie Moore steruje czytelnikiem, wypełniając bogactwem detali kadry, by chwilę później w jednym okienku zostawić tylko dwóch facetów i dymki. Dobre. A jak ktokolwiek, kiedykolwiek przed przeczytaniem komiksu piśnie coś o zakończeniu – bijcie w szczękę. Zaciskać zęby i kupować. Plusy: - dobry scenariusz
- amerykańscy bohaterowie
- smaczki: Tweetie, Homer i inni
- fantastyczne wydanie (papier, druk, oprawa)
Minusy - mimo wszystko: cena
- kulejące momentami dialogi
- kilkulatek z Glockiem?
Tytuł: Dni utracone Tytuł oryginalny: The Walking Dead vol. 1: Days Gone Bye Scenariusz: Robert Kirkman Rysunki: Tony Moore Tłumaczenie: Maciej Drewnowski Wydawca: Taurus Media Cykl: Żywe trupy ISBN: 83-60298-01-7 Format: 144s. 170x260mm; oprawa miękka Cena: 27,90 Data wydania: październik 2005 Ekstrakt: 80%
Wszyscy zostaniecie nababieni
Lobo, wypełniając zadania nowego kontraktu, przybywa na Daba Du zabić lokalnego władcę – Nababa. Tak zaczyna się pełna krwi i przemocy historia pewnego prastarego rytuału.  |  | ‹Lobo: Wyzwolony #3› |
Tak naprawdę zaczyna się jednak całkiem inaczej. Keith Giffen – scenarzysta serii – przyzwyczajał czytelników od dawna do swojego stylu pełnego nawiązań do klasycznych amerykańskich serii. Dzięki niemu mogliśmy rzucić okiem na przygody małego Lobo, a czytelnicy za Oceanem mieli okazję poznać wyjątkowo niekonwencjonalne przygody niejakiego Ambush Buga. Komiksy z udziałem tego bohatera to gwarantowana zmiana stylu rysowania na praktycznie każdej stronie. W trzecim zeszycie nowej serii z przygodami Lobo poznajemy trik charakterystyczny dla Giffena – pierwszych sześć stron komiksu to plansze w stylu młodzieżowego komiksu humorystycznego rodem z Archie Comics. Przypadkowego czytelnika odstraszy, regularnego czytelnika, spodziewającego się standardu, do którego przyzwyczaił nas Alex Horley, też przerazi. Później wracamy do tego, co w Lobo jest normą. Okaleczenia (nie zawsze przypadkowe) i krwawe jatki są tu na porządku dziennym. Tym razem Lobo ma wykończyć niejakiego Nababa (z bliżej niewyjaśnionych przyczyn przechrzczonego na potrzeby polskiej wersji z oryginalnego „Naboba”). A kiedy to uczyni – stanie przed nie lada problemem. A właściwie kilkoma… Rubaszny humor, zabawne teksty (wiele z nich znalazło się w komiksie dopiero w polskiej wersji językowej). Ot, chwilka niezobowiązującej rozrywki. Dla fanów postaci. Plusy: - parodia Archiego
- czarny humor
Minusy: - parodia Archiego
- całość graficznie ugładzona, nie zachowuje szaleństwa, jakie można znaleźć w komiksach Bisleya
- dlaczego Nabab?
Tytuł: Wyzwolony #3 Tytuł oryginalny: Unbound Scenariusz: Keith Giffen Rysunki: Alex Horley Tłumaczenie: Orkanaugorze Cykl: Lobo ISBN: 83-89698-51-X Format: 24s. 170x260mm; oprawa miękka Cena: 5,- Data wydania: październik 2005 Ekstrakt: 50%
A krew demonów jest nadal zielona
Córka Wandy porwana. Oddziały policyjne w zaułkach. A demony robią koktajl z insektów. Kolejny zeszyt przygód Spawna nie pozwala się nudzić.  |  | ‹Spawn #36› |
Ten komiks w oryginalnej formie został wydany na początku 1997 roku. Prawie dziewięć lat temu. I nadal stanowi solidną porcję rozrywki. Narracja płynnie wprowadza czytelnika w świat, który zamieszkuje Al Simmons, dawniej – żołnierz, teraz – Spawn, pomiot piekieł. Oczywiście nadal kochający mąż i ojciec. Trzydziesty szósty odcinek polskiej edycji to zakończenie sprawy porwania Cyan, córki głównego bohatera. Oprócz wątku głównego, jakim jest odzyskanie dziecka z rąk wyjątkowo nieprzyjemnego demona (znanego już czytelnikom serii Violatora), mamy tu również powolne rozwijanie wątków pobocznych – po raz pierwszy widzimy w pełni funkcjonalny kostium Spawna. Pojawia się też sygnał, że jednak nasz bohater nie zna w pełni przyczyn (a konkretnie – sprawców) swojej śmierci. Sygnał, który zwiastuje kolejne kłopoty w świecie Ożywionego, a jednocześnie przygotowuje (dziewięć lat po publikacji należałoby chyba napisać „przygotowywał”) czytelników na filmową wersję przygód bohatera. W Stanach ukazał się właśnie 150. numer komiksu. Mamy sporo do nadrobienia. Plusy: - dynamiczny, pełen efektów i akcji komiks dla fanów superbohaterów
Minusy: - brak oryginalnych akcentów (pogrubień czcionki) w liternictwie wywołuje chwilami monotonne dialogi w miejscach, gdzie w oryginale mamy pełen pasji krzyk lub podniesiony głos
Tytuł: Spawn #36 Scenariusz: Todd McFarlane Rysunki: Greg Capullo Tłumaczenie: Kacper Roch Cykl: Spawn ISBN: 83-89698-68-4 Format: 24s; oprawa miękka Cena: 5,- Data wydania: październik 2005 Ekstrakt: 70%
Błąd, to nie jest Bond
Zero romantyzmu. Tylko krew, nerwy, zapach prochu i nieustające poczucie zagrożenia. Tak wygląda świat szpiegów w ?Spalonej ziemi?, nowej sensacyjnej serii na pęczniejącym komiksowy rynku.  |  | ‹Queen & Country - Za Królową i Ojczyznę #1: Spalona Ziemia› |
Ten komiks wstrząśnie miłośnikami szpiegowskich historii opowiadanych na przykład w kinowym megaserialu o perypetiach Jamesa Bonda. Nie dlatego, że zabrakło martini, fraków, ślicznych kobiet, szybkich aut i wykwintnych posiłków. Raczej dlatego, że Greg Rucka przeniósł ciężar opowieści z efektownych strzelanin na ludzi ? agentów. I wyszedł z tego ciekawy, choć momentami niepozbawiony schematów komiks. O szpiegach. I o tym, że niezłe z nich sukinsyny. Rucka odziera otoczkę niezwykłości ze specagentów (tutaj: stworzonego na potrzeby komiksu fikcyjnego wydziału brytyjskiego wywiadu). U niego to normalni ludzie ? jeśli taki może być człowiek, który na życie zarabia zabijaniem innych. Agenci brytyjskich służb specjalnych okazują się osobami z krwi i kości. Takimi, którzy mają problemy z molestowaniem w pracy i ze swoimi przełożonymi, a w domowym zaciszu chleją wódę. ?Za Królową i Ojczyznę? daje możliwość innego spojrzenia na pracę tajnych agentów ? kusi wydawca. Inną, co nie znaczy, że pokrywającą się z rzeczywistością. Daleki byłbym jednak od podzielania zdania podkreślanego na ostatniej stronie okładki, że to prawdziwy obraz pracy specsłużb. Czy pełny? Powątpiewam, ale ze znajmością pracy tajnego agenta jest trochę jak z futbolem ? nie każdy umie w to grać, ale każdy się zna. Dodatkowego, choć nieco makabrycznego klimatu komiksowi dodają krwawe wydarzenia ostatnich lat, by wspomnieć tylko o bombowych zamachach w Europie. To, co nie pasuje w ?Spalonej ziemi? ? przynajmniej na pierwszy rzut oka ? to rysunki. Kreska Steve?a Rolstona nie zawsze współgra z opowieścią Rucki. Momentami jest zbyt prosta i karykaturalna (ludzie i ich proporcje), by chwilę później eksplodować detalami (np. widok Londynu z lotu ptaka). Pomieszanie dwóch stylów nie zawsze wychodzi na dobre ? do czego przekonuje i we wstępie wychwala Warren Ellis. Rolston jakby wciąż pamiętał swoją pracę nad animowanym serialem ?Ed, Edd i Eddy? i próbował jej elementy przemycić do komiksu. Nie zawsze z korzyścią dla tego ostatniego. Trzeba jednak przyznać, że Rolston nieźle oddaje nastroje swoich postaci. Rzut oka na twarz z reguły wystarcza, by dowiedzieć, kto ma właśnie problemy a kogo rozpiera radość. Dobra robota. Tak czy siak do Rolstona w ?Za królową i Ojczyznę? nie warto się przywyczajać. Następnym tom narysował Brian Hurtt. ?Spalona Ziemia? to w sumie trzy opowieści ? dwie ?głównonurtowe? napisane przez Ruckę, i jedna, dodatkowa ? stanowiąca pewne uzupełnienie tamtych dwóch ? autorstwa Stana Sakai. Tak zresztą komiks został wydany w amerykańskim oryginale. Nalepka na okładce kusi potencjalnego czytelnika nazwiskiem twórcy Usagiego Yojimbo. Nie dajcie się jednak nabrać na ten marketingowy chwyt, bo to klasyczny wypełniacz. Bez króciutkiego opowiadania Amerykanina ten komiks nic by nie stracił. W Stanach przygody Tary Chase ? głównej bohaterki ?Za królową i Ojczyznę? ? doczekały się książkowej kontynuacji (?A Gentleman?s Game? i ?Private Wars?). Obiecujący początek. Plusy: - staranność wydania
- przyzwoity poziom
- umieszczenie przypisów u dołu stron
Minusy: - rysunki…
- komiks Stana Sakai
Tytuł: Spalona Ziemia Tytuł oryginalny: Queen & Country vol. 1: Operation Broken Ground Scenariusz: Greg Rucka Rysunki: Stan Sakai, Steve Rolston Tłumaczenie: Maciej Drewnowski Wydawca: Taurus Media Cykl: Queen & Country - Za Królową i Ojczyznę ISBN: 83-60298-02-5 Format: 120s. 170x260mm; oprawa miękka Cena: 25,90 Data wydania: październik 2005 Ekstrakt: 70% |