Po przeczytaniu „Przypadku Justyny” Tomasza Piątka można wpaść w zachwyt i twierdzić, że oto przeczytało się książkę tak nieprzyjemną, że aż przyjemną. Można również czuć obrzydzenie i wielką niechęć do lektury, nie uszlachetnioną żadnym wielkim uczuciem. Okazałem się być tym drugim przypadkiem.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
„Przypadek Justyny” Tomasza Piątka wygląda z pozoru niewinnie. Książeczka jest nie za długa, opis z tyłu dość obszerny, trochę intrygujący. Ma to być historia kryminalna, taka, której nie powstydziłby się autor „Z archiwum X”. Gdyby tylko bohaterami byli agenci FBI. Ale nie są. Zamiast nich dochodzenie w sprawach tajemniczych śmierci będzie próbował prowadzić Andrzej Jacyna, najsłynniejszy polski psycholog. Jest on równocześnie narratorem, dzięki czemu dostanie szansę do częstego wspominania swojej przeszłości. Liczne retrospekcje wymagać będą jednak nie lada cierpliwości. Jak już napisałem na wstępie, książka sprawia wrażenie dość niewinnej. Ale tylko do momentu przeczytania pierwszych zdań w niej zawartych. Brzmią one tak: No i kurwa jebaniuteńka, w najlepszym momencie zadzwonił telefon. – Andrzejku – powiedziało coś – mam do ciebie małą sprawę. – Nie teraz!!! – ryknąłem, jak to ja. – Oglądam jak mała uchatka kalifornijska roztrzaskuje się o skały. – Miotana przez fale? – Oczywiście, że miotana. – A możesz się na chwilę oderwać? Słodko, prawda? Nie muszę więc już chyba pisać, że wulgarny i dosadny język będzie w tej powieści na porządku dziennym. Ale warto napisać dlaczego tak jest. Otóż Andrzej Jacyna jest autorem psychologicznej teorii anempatii, czyli programowego braku emocji. I całym swoim jestestwem stara się nas przekonać, że on jest właśnie taki archetypicznie anempatyczny. Powinno to oznaczać nie tylko brak sympatii czy jakichkolwiek uczuć pozytywnych, ale również brak uczuć negatywnych. U Jacyny problem jest z tym, że można mu przypisać te drugie. Zachowuje się bardzo wyniośle i gardzi innymi ludźmi, fascynują go wyraźnie osoby z jakąś skazą na życiorysie. Zauważalne są też pokłady nienawiści do świata, nie w pełni sprecyzowane pragnienie zemsty oraz odczuwanie przez niego przyjemności czerpanej z sadyzmu. Tylko czy tak powinien się zachowywać archetyp anempatii? Dlaczego musi być gburem, cynikiem, inteligentem z kompleksem wyższości? Już chyba bardziej wolałbym stuprocentowego introwertyka zawładniętego jakąś dziwną pasją. Może by tyle nie przeklinał. Lwią część fabuły stanowią liczne retrospekcje, głównie z peerelowskiego dzieciństwa bohatera (sama historyjka kryminalna zajmuje może jedną trzecią książki i jest potraktowana jako typowy pretekst). Zdarzają się w nich smaczki jak i rzeczy bardzo obleśne. Na przykład zajmujące około dziesięć stron fantastyczne opowiadania z pornograficznego magazynu. Odniosłem wrażenie, że niektóre z tych wstawek mogły już leżeć w szufladzie autora, a ponieważ powieść jakąś objętość musi mieć, nadarzyła się doskonała okazja do ich wykorzystania. Fragmenty te są bowiem czasami bardzo pretensjonalne. Oczywiście autorowi nie chodzi tylko o pokazanie pewnej specyficznej postawy społecznej (tzn. antyspołecznej). Jest w tej powieści również próba zdefiniowania i przedstawienia konfliktów między Dobrem i Złem, Miłością i Nienawiścią, Śmiercią i Życiem. Niewiele jest rzeczy powiedzianych wprost i niedopowiedzenia mogłyby dać wiele satysfakcji z lektury, gdyby nie główny bohater. Jacyna jest naprawdę paskudny, trudno go lubić i całą swoją osobowością psuje odbiór powieści. Dla mnie dojście do jakiś wniosków i refleksji przebiegało w męczarniach. Czy rzeczywiście tak musi być? Może właśnie dlatego w recenzjach „Przypadku Justyny” często pojawiają się stwierdzenia, że książka jest tak nieprzyjemna, że aż przyjemna. Na okładce jest zresztą napisane, iż „paradoksalnie, zadaje coś w rodzaju intelektualnej rozkoszy i bólu”. Przyznam, że kiedy rozmawia się o uczuciach, emocjach, wrażeniach, gustach, logikę rzeczywiście można odstawić na boczne tory. Jednak kiedy lektura jest obleśna, wstrętna, przyprawia o obrzydzenie i po prostu nieprzyjemna, to ona naprawdę taka jest i nie ma co się doszukiwać w tym objawów wielkości ani piękna. Stąd „Przypadku Justyny” nie polecam. Chyba, że lubicie uczucie obcowania z czymś wyjątkowo nieprzyjemnym lub macie w sobie ogromne pokłady sado-masochizmu.
Tytuł: Przypadek Justyny Autor: Tomasz Piątek ISBN: 83-89755-06-8 Format: 148s. 125×195mm Cena: 26,— Data wydania: 1 września 2004 Ekstrakt: 30% |