Rozgorączkowanie wokół debiutanckiego filmu byłego policjanta Oliviera Marchala było olbrzymie. Mimo nienadzwyczajnego przyjęcia „36” przez francuską krytykę i wielkiej przegranej w wyścigu o Cezara (żadnego wyróżnienia przy ośmiu nominacjach), publiczność obdarzyła obraz sporym entuzjazmem. Jak powszechnie wiadomo 36 stopni to fizjologiczna norma temperatury ciała. Filmem„36” też nie ma się co specjalnie gorączkować.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Są filmy poskładane z najpospolitszych elementów gatunku i utartych wzorców, z historią opowiadaną po raz n-ty. Robiące to jednak z finezją i przemyślaną precyzją, wytwarzające tak specyficzny klimat, iż gotowi jesteśmy uwierzyć, że oglądamy coś kompletnie nowego. To filmy, które wzbudzają w nas emocje i poruszenie, odpychające rozmyślanie na temat: „czy to już gdzieś było?” albo „gdzie to już widzieliśmy?”. „36” Oliviera Marchala mieści się w klasycznej ramie dramatu sensacyjnego. Na obraz składają się wszystkie konieczne dla tej odmiany gatunkowej kawałki puzzli. Pojedynek dwójki przyjaciół, którzy stają się dla siebie najgroźniejszymi rywalami w grze o wszystko, od prestiżowej posady po kobietę. Nieuczciwe zagrywki, w których jeden jest kozłem ofiarnym, a drugi wyrachowanym karierowiczem, pragnącym odwetu na koledze. Akcja w scenerii ciemnych zaułków i zadymionych barów. I powstał film niewybiegający w żaden sposób przed szereg, a gdyby nie pierwszorzędnie odegrane główne role, „36” byłby filmem nie tyle konwencjonalnym i wtórnym, co wręcz słabym. Ten dramat sensacyjny gra do dwóch bramek: akcji i dramatu. Akcji rozumianej jako ciągłe trzymanie widza w napięciu, możliwie jak najdłużej w niewiedzy i dezorientacji. Akcji wyrażanej w wartkich pościgach, szalonych strzelaninach, szybkim rozwoju zdarzeń. I do bramki dramatu, głębszej psychologizacji poczynań bohaterów, rozbudowującej ich charaktery. Szukającej wyjaśnienia dla ich postępowania, motywów ich działania. W obu przypadkach pudłuje. Jako sensacja, stosunkowo oszczędnie korzysta z dobrodziejstw i możliwości rozwinięcia spektakularnych sztuczek. Poświęca to dla zwrócenia uwagi na bohaterów. Czyli powinniśmy dostać starcie dwóch mocnych, męskich charakterów. Pasjonującą bezpardonową grę, w której będzie drzemał tak wielki magnetyzm, że machniemy ręką na brak wybuchających samochodów. Potyczkę o tyle fascynującą i intrygującą, co nieprzewidywalną, z premedytacją i z rozmysłem dawkującą napięcie. Zwerbowano do obsady świetnych aktorów – Gerarda Depardieu i Daniela Auteuila – tylko po to, by pozwolić im jedynie raz spojrzeć sobie w oczy z mieszanką nienawiści, agresji i wrogości. Przeraźliwie brakuje w „36” większej liczby takich właśnie scen, gdzie w obu mężczyznach nienawiść aż kipi. Scen, w których czułoby się, jak skrajnie okrutnymi emocjami karmi się konflikt między Kleinem i Vrinksem. Ujęć, które pozwoliłyby pokazać rywalizację pełniej i wymowniej. Depardieu i Auteuil bez wątpienia grają wybornie i naprawdę żal, że nie wyciśnięto z aktorskiego potencjału więcej intensywności, umożliwiającej eskalację napięcia, a nie jego opadanie wraz z rozwojem akcji. Bo przecież o to chodzi, żeby widza coraz głębiej wciągać w wir akcji, a nie stopniowo zniechęcać do dalszego oglądania. Zwłaszcza gdy ma się za scenariusz n-ty tekst o wstrętnym skorumpowanym i jego przeciwniku, kierującym się najszlachetniejszymi zasadami, i kręci się po raz tysięczny film z akcją w policyjnym środowisku.
Tytuł: 36 Tytuł oryginalny: 36 Quai des Orfevres Reżyseria: Olivier Marchal Zdjęcia: Denis Rouden Scenariusz: Olivier Marchal, Dominique Loiseau, Frank Mancuso, Julien Rappeneau Obsada: Daniel Auteuil, Gérard Depardieu, André Dussollier, Roschdy Zem, Valeria Golino, Daniel Duval, Alain Figlarz, Olivier Marchal Muzyka: Erwann Kermorvant, Axelle Renoir Rok produkcji: 2004 Kraj produkcji: Francja Data premiery: 2 grudnia 2005 Czas projekcji: 110 min. Gatunek: dramat, sensacja Ekstrakt: 50% |