powrót do indeksunastępna strona

nr 10 (LII)
grudzień 2005

Coraz młodszy, coraz dojrzalszy. I wciąż kocha.
Andrew Sean Greer ‹Wyznania Maksa Tivoliego›
Wyobraźcie sobie, że rodzicie się w ciele pomniejszonego staruszka z umysłem i postrzeganiem świata noworodka, dalszy rozwój jest odwrotnie proporcjonalny – „młodniejecie” fizycznie i dojrzewacie duchowo… Nieźle, prawda? Tak żyje bohater powieści Andrew Sean Greera „Wyznania Maksa Tivolego”. Najważniejsze jednak jest to, że Maks się zakochuje. Raz na całe życie.
Zawartość ekstraktu: 90%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Maks Tivoli zaczyna spisywać swoją historię już w ciele dziecka, jako duchowo dojrzały, niemal sześćdziesięcioletni mężczyzna. Oczywiście wyjaśnia swoją nietypowość, specyfikę siebie jako człowieka i narratora, ale w gruncie rzeczy pisze nie o swojej oryginalnej dolegliwości, nie o swojej odrębności i kłopotach z nią związanych, lecz o wielkiej, życiowej miłości. Miłość zawładnęła nastoletnim umysłem i duchem (w ciele dojrzałego gentelmena) Maksa zupełnie nieoczekiwanie i nadała jego odwróconej egzystencji jedyny, i najwyższy sens. Na imię jej Alice.
Alice, kiedy jej drogi krzyżują się z drogami Maksa, ma lat 14 i na tyle wygląda. Maks za to ma lat 17, a wygląda na 53. Uczucie jest więc siłą rzeczy jednostronne. Ale przecież za kilka, kilkanaście lat ich wiek i wygląd się zbliży, upodobni. To prosty rachunek, który obliczyła babka Maksa, siedząc przy jego kołysce i licząc lata na perłowym naszyjniku zamiast liczydła. Jeżeli chłopiec urodzony w 1871 roku wygląda na siedemdziesięciolatka, to nietrudno odpowiedzieć na pytanie jak długo pożyje. Nietrudno też podać przybliżoną datę jego śmierci. To też czyni babka tuż przed śmiercią, ofiarowując wnukowi naszyjnik z datą 1941, wiszący na szyi bohatera niczym fatum. Zatem w wieku ok. 35 lat Maks będzie wyglądał na tyle lat, ile realnie przeżył. Alice będzie wtedy miała 32… Chociaż to przecież niemożliwe, by przez długie lata czuć tę samą głębię emocji, ten sam stan, regulujący nasz oddech zależnie od obecności lub nieobecności wiadomej osoby… Niemożliwe… Czyżby…?
Miłość zamknięta na kartach opowieści z przełomu XIX i XX wieku, jawi się jako siła zupełnie nieobliczalna, jako ulotna i jednocześnie najtrwalsza forma ludzkiej egzystencji. Jest wiecznie nienasycona, jak mówi cytat z Prousta w motcie powieści, jest iluzją i jedyną prawdą. Czym więc jest i jaka jest? To pytanie Greer taktownie pozostawia bez jednoznacznej odpowiedzi, pozwala sobie za to na niezliczone przykłady i sugestie, poparte częstokroć wnikliwymi analizami i opisami głęboko wewnętrznych stanów emocjonalnych oraz duchowych bohatera.
Andrew Sean Greer tworzy prozę, która rozpalić może czytelniczą namiętność nawet w niezbyt skłonnych do takich uniesień jednostkach. Wnikliwość rozważań ubranych w delikatny, lecz bardzo precyzyjny poetycki język naprawdę może zrobić wrażenie. Być może dzieje się tak dzięki mistrzowskiej umiejętności wysławiania światów nienazwanych, ale przecież istniejących gdzieś pod skórą, w zakamarkach naszych myśli, w miejscach, do których nie zawsze chcemy i mamy siłę zaglądać..? Trudno doprawdy rozstrzygnąć czy ta czarodziejska moc czai się w niebanalnej i zaskakującej fabule, czy też może w nastrojowym i niezwykle błyskotliwym stylu powieści. Faktem jest, że połączenie obydwu tych czynników stworzyło eliksir, przemieniający trywialnie brzmiące słowo miłość w nasycone znaczeniem zaklęcie. Nic nie brzmi tu zwyczajnie, żadne, najbardziej nawet powszechne i wyeksploatowane myśli czy motywy nie są pozbawione zdrowej świeżości, która z powodzeniem chroni opowieść przed popadnięciem w schematy romansowe. Żadnych banalnych romansów. Żadnego roztapiania się nad słodkim uczuciem i żadnego grzmienia nad niesprawiedliwością serca. Po prostu czysta literatura, czerpiąca śmiało, ale bardzo subtelnie z dokonań wielkich mistrzów. Wystarczy otworzyć literacką pamięć, by odnaleźć w „Wyznaniach Maksa Tivolego” żywioł, siłę i jednocześnie naukową metodę swoistej wiwisekcji mentalnej zaczerpniętą z prozy Nabokowa czy zaprzeczenie linearnej koncepcji czasu i zasnutą poetycką mgiełką atmosferę zatapiania się w szczegółach i spojrzeniach – rodem z Prousta.
Forma pamiętnika, spisywanego dla żony i syna, którą posługuje się Greer, specjalnie nie rzuca się w oczy, za to pozwala narratorowi na emocjonalizm stylu pamiętnikarskiego, gdzie silne chwilowe uczucie podsumowuje się jednym zdaniem albo zostawia się zawieszone w powietrzu znaki zapytania. Oprócz rodziny adresatem przywoływanym jest również czytelnik. Pojawiają się zwroty demaskujące literackość utworu i jego umowność – to swoista gra autora, bowiem poza jawnymi nawiązaniami typu: drogi czytelniku nie ma nic, co pozwoliłoby wątpić w szczerość odczuć i refleksji narratora.
Książkę zaczyna zdanie: Każdy z nas jest miłością czyjegoś życia i chwilę potem ujawnia się narrator spisujący swoje życie fizyczne oraz mentalne. W następnym momencie wyjawia nam tajemnicę swojej fatalnej (?) wyjątkowości i dalej płyniemy już razem z nim. Tak naprawdę, oczywiście, historia nie jest najważniejsza. Zdarzenia, sytuacje… to wszystko stanowi jedynie podłoże właściwej treści, wymagającej – co tu dużo mówić – indywidualnego, bezpośredniego z nią kontaktu. Dla Waszej własnej przyjemności zapraszam do lektury!



Tytuł: Wyznania Maksa Tivoliego
Tytuł oryginalny: The Confessions of Max Tivoli
Autor: Andrew Sean Greer
Tłumaczenie: Maciej Szymański
Wydawca: Rebis
ISBN: 83-7301-603-1
Format: 296s. 138×197mm
Cena: 27,—
Data wydania: 7 czerwca 2005
Ekstrakt: 90%
powrót do indeksunastępna strona

57
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.