powrót do indeksunastępna strona

nr 10 (LII)
grudzień 2005

Więzień układu – część 2
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
• • •
Dwaj Kosiarze o poważnych twarzach odprowadzili go do domu. Było późno. Nieczęsto wracał do domu o takiej porze. Przygotował się na awanturę. Jeśli rodzice obawiali się co powiedzą sąsiedzi, nie mieli się o co martwić. Rzadko kogo spotykał na korytarzach w pobliżu domu, najwyżej jakieś automaty, lecz nawet ich program nakazywał im unikać ludzi, jakby wzorowały się na mieszkańcach. Czyste, jednakowe korytarze, czyste, jednakowe drzwi i zawsze pusto – taka była wizytówka sekcji zamożnych mieszkańców stacji. Impulsy szły w parze z izolacją. Choć zdarzały się towarzyskie wizyty, sąsiadów znał równie dobrze jakby żyli na Oberonie. Ludzie pokroju jego rodziców nie tylko unikali uboższych mieszkańców, lecz także siebie nawzajem.
Rodzice byli tak bardzo zdenerwowani, że nawet wizyta Kosiarzy nie mogła pogorszyć sytuacji. Spokojnie porozmawiali kilka minut, po czym odeszli. W milczeniu wysłuchał awantury, jaką zrobiła mu matka. Zaskoczyło go, że ojciec, dawniej tak chętnie jej wtórujący, teraz prawie się nie odzywał. Słuchał, co mówili, zwłaszcza tego, co Arto mówił na swoją obronę, lecz sam milczał.
– Kiedyś się doigrasz! – obiecywała matka. – Dostaniesz zakaz wychodzenia na tydzień, to na następny raz się zastanowisz!
Przestraszył się. Nie wiedział na ile jej groźba była realna. Musiałby wracać do domu zaraz po szkole. Gdyby wypadło coś ważnego, jakaś bitwa, nie tylko on miałby kłopoty.
– Przepraszam! – zawołał z przejęciem. – Nie robię tego codziennie! Raz się zdarzyło…
– I całe szczęście! – matka przyłożyła dłoń do czoła. Ojciec wciąż milczał. – Nie mogliśmy cię namierzyć przez trzy godziny! Gdyby to się miało powtarzać…
Dorośli zawsze myśleli o najgorszym. Nie myśleli logicznie. Gdyby coś mu się stało, pluskwa zaraz wszczęłaby alarm. Chociaż, wiedząc, że nie może go zlokalizować…
– Nie po to wsadzili we mnie pluskwę byś musiała się o mnie martwić – powiedział, ściszając głos, z trudem rozwierając zaciskające się w nagłym gniewie szczęki.
Podziałało, być może aż za dobrze. Matka źle zrozumiała wypisaną na jego twarzy winę. Nie żałował tego, co zrobił, lecz tego, że był. Cały gotował się na samą myśl o pluskwie. Obwiniał ją za wszystko, co się stało.
– Idź do swojego pokoju, już! – poleciła. – Zastanowimy się, co z tobą zrobić.
Więc poszedł. Z ulgą wspinał się po schodach. Nie będzie musiał więcej kłamać, przynajmniej na razie.

Wilan był zbyt roztargniony, by zamienić swój udział w naradzie na coś więcej ponad fizyczną obecność czy zdawkowe odpowiedzi. Ene mówiła i mówiła, zła na wszystko, w tym na niego, lecz nie potrafił się skupić na jej słowach. Siedział naprzeciwko niej, patrzył na nią, lecz rozumiał może co drugie zdanie. Próbował, naprawdę się starał, a jednak ilekroć zmuszał się by wymyślić jakąś karę dla syna, jego umysł sam wracał do tego jak Arto zdołał na tak długi czas zniknąć z systemu i uniknąć wykrycia. Czuł, że gdy to zrozumie, znajdzie sposób na przemycenie go na statek.
A jeśli schował się w miejscu, z którego sygnał lokalizatora nie mógł się wydostać?
Czy to możliwe, by dało się go tak łatwo zagłuszyć?
System miał słabe punkty, swoją piętę Achillesową, której nie dało się usunąć, mimo że Kosa wiedziała o jej istnieniu. Stacja kosmiczna była czymś więcej niż podzielonym na pokłady pancerzem, chroniącym żyjących wewnątrz ludzi przed zabójczą próżnią. Była ogromnym, niezwykle złożonym, zmechanizowanym urządzeniem. Niektóre pracujące maszyny wytwarzały pole zagłuszające sygnały namierzania. Przejście w pobliżu ekranu ochronnego lub cewki o silnym polu wystarczyło, by dziecko znikło na chwilę z systemu. System oczywiście wykrywał brak lokalizatora, lecz nie reagował natychmiast. Dzieci wchodziły wszędzie; musiały często znikać z systemu, tymczasem automaty bardzo rzadko wyruszały na poszukiwania.
Zatem, snuł dalej swoje rozważania, niepomny na narzekania żony, niezależnie od tego czy łączność między lokalizatorem a systemem jest stała, czy okresowa, system musi akceptować chwilowy brak łączności. To sprawia, że odznacza się pewnym bezwładem. To tu powinien uderzyć, nie w czujniki. Reszta byłaby już prosta. Wszedłby do stoczni razem z Ene, owinął swój identyfikator w folię ekranującą i dał żonie do wyniesienia. System nie zauważyłby, że Arto jest dzieckiem. Z identyfikatorem dorosłego i swoim własnym zagłuszonym przez ekran, czujnik potraktowałby go jak dorosłego.
Jak to zrobić? Owinięcie folią ramienia Arto nie wystarczy. Sygnał i tak przejdzie. Musiałby go owinąć całego, a to…. A gdyby tak skonstruować mały generator pola zagłuszającego…? To jest to! Lecz kto mógłby go zrobić, nie zadając zbędnych pytań?
– Czy ja cię nie nudzę? – Ene nagle złapała go za rękę. – Czy wychowanie naszego dziecka tak niewiele cię obchodzi?
– To przez pracę… – spróbował wytłumaczyć swoją nieuwagę, gorączkowo próbując przypomnieć sobie jej ostatnie słowa, niczym uczniak przyłapany w klasie na spaniu.
– Ach, więc to ona jest ważniejsza! Mógłbyś chociaż raz coś odpowiedzieć…
– Ty coś wymyśl – rzucił pierwszą myśl. – Znasz Arto lepiej, dasz mu lepszą nauczkę.
– Zatem koniec z impulsami – uznała szybko. – Jak nie dostanie…
– Nie pamiętam, byś czuła się szczęśliwa, gdy twoja matka zabierała ci impulsy po każdej randce ze mną. Nie pamiętam, by coś to zmieniło…
– Pięknie! Teraz go bronisz!
– Kochanie, to ma być kara, a nie… – machnął ręką – nasza fantazja. To ma go czegoś nauczyć. Czegoś więcej niż złości. Wymyśl coś naprawdę pouczającego.
– Więc zasuwa. Jak posiedzi w domu to…
– Zamknąć w klatce, odciąć od znajomych? – westchnął.
– Chcesz go karać przyjemnymi rzeczami?
– Nie wiem, czy w ogóle powinniśmy go ukarać – odpowiedział szczerze. – Komu tak naprawdę to się należy, jemu czy nam? To my trzęsiemy się ze strachu. Arto wie, co robi. Ile razy wracał tak późno? Zawsze na siebie uważa. Nigdy się nawet nie skaleczył…
Ene opadły ramiona.
– Rozpuszczasz go! Mam nic nie robić? Czy tak powinien mówić ojciec?
– Zrób coś na miarę wykroczenia – doradził. – Jeśli za spóźnienie obdarzysz go zasuwą, co nam zostanie na poważniejsze rzeczy?
Widział jak przechodzi jej złość. Chwilę bębniła palcami o blat stołu. Wstała.
– Więc dobrze, wybiorę.
– Poczekaj! – również wstał. – Pozwól najpierw mi z nim porozmawiać.
Ene w milczeniu założyła ręce. Wilan ruszył w stronę schodów.

Czekając na decyzję, chcąc nie chcąc Arto słyszał sprzeczkę rodziców. Słyszał matkę pytającą, co teraz zrobi, jej stwierdzenia, że nic dziwnego, iż ma kłopoty, skoro cały dzień nie ma ojca w domu, że nie ma skąd brać dobrego wzorca oraz niewyraźne odpowiedzi ojca.
Zawsze to samo.
Zaczął zastanawiać się, jak zdąży jutro wrócić po zbroję i przyrząd i zdążyć na spotkanie z Żimmym, nie dając mu powodów do zastanawiania się, czym zajmuje się jego kapitan, gdy ktoś cicho otworzył drzwi. To był ojciec. Arto niemal podskoczył na odgłos otwieranych drzwi. Nagłe wejście przyprawiło jego serce o mordercze tempo, lecz ojciec był zbyt zamyślony, by cokolwiek zauważyć. Wszedł bez słowa, zamknął drzwi i usiadł na łóżku. Chwilę milczał. Aż do tej chwili Arto nie zdawał sobie sprawy z ogarniającego go napięcia.
Zmusił się, by się uspokoić. Siedział przy domowej konsoli, czekając, co powie.
– Gdzie byłeś tyle czasu?
Spodziewał się takiego pytania, lecz odpowiedź przyszła dopiero, gdy padło.
– Bawiliśmy się – wzruszył ramionami. – Wiesz, na piętnastym, przy sekcji zasilania. Schowałem się pod komorą reaktora, pewnie dlatego Protektorzy się przyczepili. Może myśleli, że podkładam bombę – uśmiechnął się lekko, choć nie było mu do śmiechu.
Wymówka nie była dobra, lecz zrozumiał to dopiero, gdy ją wypowiedział. Wiedział dokładnie gdzie się schował i wiedział, że jego kłamstwo brzmiało straszliwie naiwnie, że nawet dorosły nie uwierzyłby, że chował się przed kolegami aż tak długi czas, by automat zaczął go szukać, lecz ojciec nawet się nie zdziwił.
– I… ile tam siedziałeś?
– Nie wiem. Chyba zasnąłem… Trzy, cztery godziny? Nie patrzyłem na zegarek. Pewnie i tak nie działał. Przepraszam.
Ojciec pokiwał głową. Zrobił ruch jakby miał coś powiedzieć, lecz zamiast tego wstał.
– Nie powinieneś kręcić się w takich miejscach – powiedział, stojąc już w drzwiach. – To niebezpieczne.
Zdumiony takim zachowaniem, Arto zdobył się jedynie na kiwnięcie głową. Ojciec powinien go zbesztać, a nie… Czuł, że miał powody by pytać o to, o co spytał, lecz, o co naprawdę mu chodziło? Był zbyt mądry, by uwierzyć w jego historię, a nawet nie spytał się po co tam wlazł.
Ojciec minął się w drzwiach z matką. Rodzice spojrzeli na siebie. Jego nie oczekiwał, lecz był przekonany, że ona przyjdzie na pewno. Ojciec odszedł, matka została.
– Wiem, że tego nie chciałeś – powiedziała, wciąż zdenerwowana – ale… przestraszyłeś nas! Na nieskończoną przestrzeń, zapomniałeś, gdzie żyjemy? To stacja kosmiczna, a nie Ziemia!
– Nigdy nie byłem na Ziemi! – rozzłościł się na chwilę, ale zaraz opuścił głowę – Przepraszam. Proszę, nie mogę zostać w domu. Cokolwiek…
To zawsze działało, lecz ceną za odsunięcie od siebie widma domowego aresztu były godziny spędzone na bolesnym rozmyślaniu na ile jego zmartwienie było szczere, a na ile była to gra i oszustwo.
Matka oparła się o framugę.
– Co, według ciebie, powinniśmy z tobą zrobić? – spytała.
– Przebaczyć i zapomnieć? Znaczy, ja nie zapomnę…
Spojrzał na matkę. Niemal słyszał jej myśli. Teraz zastanawiała się, czy nie ocenia sytuacji zbyt emocjonalnie. Nie robił tego często, poza tym, nic się nie stało. Zwykły przypadek…
– Może powinnam – powiedziała po chwili. – Zawsze popełniamy błędy.
– Kiedyś powiedziałaś, że to czyni nas ludźmi – przypomniał. – Starożytni uważali, że to odróżnia nas od maszyn. Czyni nas lepszymi.
– Tak myśleli, gdy skończyła się wojna wtyczek. Usprawiedliwiali się tym, gdy montowali wyłączniki w każdej rozumnej maszynie, jaką odtąd stworzyli, by się zabezpieczyć przed ich doskonałością. My nie możemy montować w sobie wtyczek. Musimy żyć z błędami i wierzyć, że pokonywanie niedoskonałości nas rozwija. Możesz nienawidzić swojego lokalizatora, lecz on jest w tobie by ci o tym przypominać, nawet jeśli zawodzi.
Odetchnął głęboko. Milczał chwilę. Usłyszał jak na dole ojciec włącza projektor.
– Czy dlatego dorośli zapominają i zawodzą? Bo są niedoskonali? Jak wtedy gdy… byłaś z kimś innym zamiast taty? Popełniłaś błąd, prawda?
Matka ściągnęła brwi. Zamknęła drzwi i odsunęła się od nich.
– Wiedziałeś? – spytała, podchodząc bliżej. – Pamiętasz…?
Wzruszył ramionami.
– Widziałem was na promenadzie, ale wiedziałem, że to nie było na poważnie. To był taki… błąd.
Błąd… Już wtedy wiedział, co to znaczy samotność i potrzeba czyjejś bliskości. Ojciec był tak odległy jak rzadko kiedy, nie widział tego, co jego kilkuletni syn. Arto łatwiej było zrozumieć tę zdradę. Ledwie kilka miesięcy wcześniej zabrakło przy nim Daela. Nie mógł znaleźć nikogo, kto by go zastąpił. Nie wiedział po co włóczył się po promenadzie. Czy tylko dlatego, że tam spotkali się po raz pierwszy, czy wierzył, że tam go odnajdzie?
Nie wiedział ile to już trwało, wiedział tylko, że miesiąc później było już po wszystkim. Znalazła zastępstwo, tylko na chwilę, lecz na bardzo ważną chwilę. Zrozumiał, że takie błędy pozwalają wytrwać przy tym, co naprawdę ważne. Człowiek czuje się później winny, ale to czyni go lepszym. Nie inaczej było z jego planem ucieczki.
– Zostawmy to. To było dawno… Jeśli myślisz, że wyciąganie tego w czymś ci pomoże, to… przestrzennie się mylisz. Moje błędy nie usprawiedliwiają twoich.
Milczał. Znów stała się surowa. Przypomniał jej, co zrobiła i teraz odruchowo chciała się zrewanżować. Różnica między nimi była tylko jedna – ojciec nie wiedział o jej błędzie. Miał nadzieję, że nigdy się nie dowie.
– Przestraszyłeś nas – powiedziała, już łagodniej.
– Wiem. Przepraszam – powtórzył. – Zrobię, co zechcecie, zostanę w domu, tylko…
Wyszła, nie odpowiadając. Arto był pewien, że aresztu nie będzie. Czytał w rodzicach jak w projekcji. Czasem aż się dziwił, że dają tak wyraźne sygnały, samemu nic nie dostrzegając, lecz gdy próbował określić, jakie to sygnały, gdy starał się opisać w myśli skąd wie, co czują, czy coś ukrywają, czy kłamią, stwierdzał ze zdziwieniem, że nie potrafi tego wyjaśnić. Po prostu czuł. Kiedyś podsłuchał jak jeden nauczyciel powiedział drugiemu, że małe dzieci myślą emocjami, dlatego tak dobrze je wyczuwają. Potem zaczynają myśleć jak dorośli i tracą ten zmysł. Nie uważał się za dziecko, a już za małe w szczególności, a jednak to miał. Czy to szkoła tak go wyczuliła? Emocje szły przed działaniem; były ostrzeżeniem, informacją o strachu lub pewności siebie przeciwnika…
Westchnął. Osiągnął cel, lecz to było podłe, najpodlejsze, co mógł zrobić. Zaszantażował własną matkę, przypomniał, że jej wszystko uszło bezkarnie. Może nie tak to odczytała, ale od teraz będzie wspominać tę rozmowę, ile razy znów się spóźni. Nie, obiecał sobie, nigdy więcej, nawet o godzinę. Nigdy nie powinienem tak mówić.
Sięgnął po umieszczony w niewielkiej podstawce miniaturowy, pocztówkowy projektor. Ustawił go na blacie i uaktywnił. Pamięć zawierała tylko jedną projekcję – jego oraz rodziców, na promenadzie, sprzed kilku lat, gdy wszystko jeszcze było tak, jak być powinno. Dziś byli tuż obok, lecz tylko tej projekcji mógł opowiedzieć o swoich kłopotach. Ile razy wpadał w kłopoty, ile razy czuł się źle, tak bardzo, że nie pomagała nawet wizyta w stoczni, włączał ten mały projektor i cichutko, tak by nie słyszeli go prawdziwi rodzice, zwierzał się ze wszystkiego ich wirtualnym postaciom. Czasem po prostu patrzył, przypominając sobie jak to było, gdy był taki mały. Coraz mniej pamiętał i to go bolało najbardziej.
Lecz najważniejszego nigdy nie zapomniał. Miał cel, z którego nie zamierzał rezygnować.
powrót do indeksunastępna strona

42
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.