 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Gabinet nie był duży. Mógł być urządzony znacznie wygodniej i komfortowo – Rikad Hesin, przełożony Wilana i kierownik stoczni, kontrolował najważniejszy zakład w całej sekcji – lecz szef nie zwracał uwagi na takie rzeczy. Podobnie jak Wilan. Rikad był szczupłym, wysokim mężczyzną o bardzo rozkojarzonym spojrzeniu, wynikającym bezpośrednio z biurokratycznej uporczywości magazynierów, zleceniodawców i dostawców stoczni. Efekt był taki, że jedna część świadomości szefa była zwykle na miejscu, w gabinecie, zaś druga, prawdopodobnie znacznie większa, stale żonglowała cyferkami zapotrzebowania i marginesami zapasów stoczni, koniecznymi dla podtrzymania płynności zaopatrzenia i budowy statku. Nikt nie wiedział tego lepiej od Wilana. Nie raz pomagał szefowi wybrnąć z takich kłopotów, zyskując szereg uprawnień i dostęp do poufnych plików i dokumentów. Rikad i Wilan od lat pozostawali w dość szczególnym układzie. Niezależnie od tego, co się działo na zewnątrz, ich współdziałanie było o wiele bardziej zażyłe niż wynikało to ze zwykłych relacji szefa z pracownikiem. Dyktował to czysty pragmatyzm – dzięki Wilanowi Rikad miał do swojej dyspozycji jeden z najwydajniejszych – jeśli nie najwydajniejszy – zespół inżynieryjny, zaś Wilan – pewność, że nie wyleci z pracy z byle powodu oraz dostęp do informacji, które pomagały mu utrzymać ludzi w ryzach. Był tylko jeden problem – tajna praca Wilana przyprawiała go o ciarki, ile razy bywał wzywany do gabinetu. Zwłaszcza teraz. Od biedy potrafiłby wytłumaczyć, dlaczego podmienił filtry czy zebrał w swoim składziku różne części oprzyrządowania, lecz przeciąganie przewodów… a to był dopiero początek. Bał się, że pewnego dnia usłyszy słowa, których nie chciał usłyszeć, lecz w chwili, gdy tu wszedł odgadł, że chodziło o coś innego. – Mieliśmy kolejne włamanie. – Gdy tylko wszedł, Rikad porzucił pracę na projektorze i obdarzył go bynajmniej nierozkojarzonym spojrzeniem. – Tym razem niezbyt poważne, lecz nie mogę tego tolerować w nieskończoność! O kradzieżach słyszał chyba każdy, kto pracował w stoczni. W jednym z pomieszczeń, tuż przy hali, mieścił się niewielki podręczny magazyn, z którego od czasu do czasy znikały różne rzeczy. Działo się tak od lat, z różną regularnością. Drobne części, niewielkie podzespoły, narzędzia – wszystko to, co było niezbędne do pracy, lecz pilnowane ze względu na zagrożenie, jakie w niewłaściwych rękach stanowiłyby dla bezpieczeństwa stacji i ludzi. Drobiazgi, jednak Wilan był pewien, że były sporo warte na czarnym rynku. Nie miał z tym nic wspólnego. Części, które montował, ukrywał wśród dokumentów montażu czy zapotrzebowania, właśnie po to, by nikt nie zauważył nadużycia. Durne przepisy wymagały rejestrowania każdego elementu, nawet pojedynczych nitów, lecz tylko w taki sposób władające setkami stoczni korporacje mogły kontrolować swoje inwestycje – przez wielopoziomową statystykę. Liczba wypełnianych przy budowie pojedynczego statku elektronicznych papierków szła w dziesiątki milionów. Jeśli wzięło się pod uwagę zwykłe, ludzkie pomyłki, wady techniczne całych podzespołów, czy nawet pojawiające się już w trakcie budowy zmiany konstrukcyjne, szansa, że czuwający nad procesem produkcji komputer dopatrzy się zamontowania dodatkowego, wartego kredyt filtru, zacznie sprawdzać jakąś fikcyjną usterkę czy zliczać każdy metr zużytego przewodu była mniejsza niż prawdopodobieństwo uderzenia kontenera prosto w promenadę. Maszyny były precyzyjne i nieomylne. Człowiek nie. Na każdy statek przypadała statystycznie określona liczba usterek czy pomyłek i związanych z nią kosztów. Podobnie było z pracownikami. Jeśli Wilan chciał ukryć pobierane drobiazgi, musiał podwójnie uważać na to, co robi w swojej codziennej pracy. Mało kto wiedział, że w ciągu ostatniego miesiąca jego prawdziwa niezawodność w montażu podzespołów wzrosła niemal trzykrotnie. Niestety, zaczęło odbijać się to na jego zdrowiu. W całym systemie istniała tylko jedna luka. Póki części leżały w magazynie, były pilnowane i rejestrowane, lecz po ich pobraniu i autoryzowanym zamontowaniu nikt nie sprawdzał, czy montaż był potrzebny, czy nie. System przenosił je na listę zużytych materiałów i od tej chwili przestawały dla niego istnieć. W przypadku tanich elementów każdy sam autoryzował zużycie, przy innych trzeba było się trochę pomęczyć, lecz i to, jak wierzył, było do zrobienia. – Niezbyt poważne? – spytał. – Sam zobacz. – Rikad palcem przesunął w jego stronę leżącą na blacie biurka niewielką kartę pamięci. – To kompletny raport z oględzin. Niczego nie znalazłem. Podszedł i wziął ją do ręki. To też nie było niczym nowym. Przez tajemniczego złodzieja każdy co najmniej raz miał kłopoty z inspekcjami, lecz nikt nigdy nie zdołał dociec kto i jak to zrobił. Włamywacz był zbyt czujny. – Nikt niczego nie zauważył? Rikad spojrzał na niego bacznie. – Niczego, co chciałby mi powiedzieć. Tobie powiedzą więcej. Znacie się. Co nie wzbudzi moich podejrzeń, dla ciebie może okazać się dziwne. Ze mną nawet Rubio nigdy nie będzie rozmawiać tak szczerze jak z tobą. Tylko tobie mogę zaufać, Wil. Rzuć na to okiem. Wilan kiwnął głową. Rikad mógł albo zagrzebać sprawę w komputerowych plikach, albo zaufać komuś, kto mógł dla niego powęszyć. Jego szef nie był człowiekiem starającym się maskować istniejące problemy. On je rozwiązywał, każdym dostępnym sposobem. – Włamania ciągną się od lat – powiedział. – Złodziej jest gwiaździście sprytny… – Może nie dziś – Rikad uniósł palec wskazujący. – Lecz kiedyś, Wil, złodziej popełni błąd. Musimy być na to gotowi. Nie chcę, by Ochrona przewracała mi stocznię do góry nogami, jak ostatnio. Tym razem nie zginęło nic cennego. Nic nie znajdą, za to swoimi kretyńskimi podejrzeniami odciągną ludzi od pracy. Przytaknął. Wydajność była tu wszystkim.
Szukanie winnego było kłopotliwym zajęciem. Wilan kierował zespołem, lecz wobec podwładnych starał się być towarzyszem, nie nadzorcą. Pracował razem z nimi, w takich samych warunkach, tymi samymi narzędziami, przy tych samych podzespołach. Współdziałali ze sobą tak samo jak otaczające ich maszyny. Poza nadającym dodatkowe uprawnienia dokumentem praktycznie nic ich nie różniło. Ani zachowaniem, ni sposobem myślenia nie przypominał Rikada. Zawsze brał stronę pracowników. Był jednym z nich. Po latach wspólnej pracy wiedzieli o sobie wszystko. Wyjątkiem był Lerszen Norrenson. Doszedł niedawno na miejsce odchodzącego poprzednika, lecz z upływem lat wrośnie w stocznię tak samo jak inni, stanie się kimś więcej niż osobą witaną i żegnaną każdego rozjaśnienia. W zespole o tak ścisłych relacjach oskarżanie kogokolwiek było co najmniej niezręczne. Jednak fakt był faktem – kradzieże się zdarzały, odkąd pamiętał. Raport, jak zwykle, nie był dokładny, wręcz niechlujnie odwalony. Po latach starań nawet Ochrona ona przestała poświęcać tej sprawie należytą uwagę. Wiedzieli, że niczego nie znajdą, lecz czy „zagubienie się” kilku drobiazgów usprawiedliwiało bagatelizowanie sprawy? Kradzież w takiej chwili była mu bardzo nie na rękę. Podejrzliwość, nieufność i zwiększona czujność wśród pracowników nie ułatwiały realizacji planu. Miną tygodnie nim wszystko wróci do normy. Minęłoby znacznie szybciej, gdyby znalazł złodzieja. Hesin dał mu dostęp do danych z perceptorów stoczni. Miliony oczu, uszu i detektorów od kilku wieków rejestrowało wszelką ludzką działalność na stacji. Obecnie stały się wymogiem. Organizacje jak Podziemie pojawiały się i znikały, próbując bezskutecznie zmusić Rząd do rozluźnienia prawa i otwarcia granicy Układu dla emigrantów. W imię bezpieczeństwa, system nadzoru ulegał bezustannej rozbudowie, lecz to zdawało się nie wpływać na poziom bezpieczeństwa. Sprawdzał się jednak dziwnie skutecznie przy wykrywaniu drobnych przestępców – i politycznie niepewnych wizjonerów. Z czasem prawa, choć ograniczone, do wykorzystania sieci bezpieczeństwa zyskali nawet lokalni stróże prawa. Teraz te prawa trafiły tymczasowo do jego rąk. Rikad miał rację. Bez trudu zauważy każdą dziwną zmianę w zachowaniu współpracowników. Nie wiedział tylko, jak odróżnić złodzieja od kogoś, kto zaczyna podejrzewać, że ktoś grzebie przy statku. Zamknął się w jednym z pokoi na zapleczu stoczni. Konsola systemowa okazała się dość prymitywna; posiadała mało efektowny podstawowy interfejs projekcyjny, lecz w zamian oferowała wydajność pracy i skuteczność przeszukiwania przepastnej bazy danych systemu. Wprowadził identyfikator, sygnaturę i kod dostępu. Wyświetlił na projektorze plan stoczni, wyjął z niej i powiększył pomieszczenie magazynu. Składzik, który szumnie nazywano magazynem, był otwarty dla każdego, kto posiadał odpowiednie upoważnienie na swoim identyfikatorze. Wilan nie spodziewał się znaleźć wiele. Choć nie to było głównym motorem jego niespodziewanej wizyty, zaczął od tej sprawy dla rozgrzewki i spokoju sumienia. – Komputer, wyszukaj materiały z obserwacji dotyczące wybranego pomieszczenia. Wyświetl materiał z perceptora numer pięć, w korytarzu, czas od dwudziestej drugiej poprzedniego rozjaśnienia do dwunastej dzisiaj. Przyśpiesz. – Gotowe. Uważnie obserwował projekcję. Wczoraj wieczorem wszystko było na miejscu. Podczas zaciemnienia niewiele działo się w stoczni. Nikt aż do rana nie zbliżył się do magazynu. Przesuwające się na projekcji osoby były w środku za krótko, by dokonać kradzieży. Coś tu było nie tak. – Komputer, przeanalizuj spójność danych. – Spójność nienaruszona. Pliki nieuszkodzone. Czas zapisu bloków danych nienaruszony. – Porównaj czas zapisu wobec czasu stacji. – Wykryto niezgodność. Różnica pół godziny. – Określ czas zapisu brakujących bloków. – Operacja niemożliwa do zrealizowania. Niemożliwa do zrealizowania? Jak można było wyciąć dane bez zostawiania śladów? – Przyczyna? – Wykryto brak danych. – Ślady usunięcia? Możesz wykryć próbę dostępu do brakujących danych? – Operacja niemożliwa do zrealizowania. Dane nie dotarły do rejestru. – Czy któryś z perceptorów został uszkodzony? Zarejestrowano jakiekolwiek usterki w tej części sieci? Czy automaty dokonywały przy niej jakichś napraw? – Nie. Nie. Nie – beznamiętnie powtarzał komputer. – Porównaj ze sobą zapisy z poszczególnych perceptorów. Użyj ścieżki wskaźnika czasu. Zaznacz perceptory, dla których wykryto braki w zapisie. Zidentyfikuj czas trwania brakujących fragmentów, ich początek i koniec. Przeglądane dane nie były obszerne, niemniej wykonanie tak złożonej operacji zabrało sieci kilka minut. Sygnatura Rikada pozwalała podglądać tylko teren stoczni, nie dawała także dostępu do pełnej mocy sieci stacji. Najbardziej zaawansowane operacji analizy, w tym liczenie statystyk spotkań z innymi ludźmi czy łącznego czasu poświęconego poszczególnym czynnościom, były niedostępne nawet dla niego. Prosta próba przefiltrowania obrazów pod kątem zdarzeń lub wykonywanych przez ludzi czynności zamknęłaby się w kilku dniach pracy. Jeśli nie zamierzał zamieszkać w tym pokoju na stałe, musiał się ograniczyć do prostej funkcji wyszukiwania sekwencji z udziałem wybranych obiektów i osób. Oczywiście właściwie dobrane polecenia, połączone z ludzką intuicją, mogły dać wynik podobny do wielopoziomowej analizy behawioralnej… – Gotowe – oznajmił komputer. Wilan spojrzał na schemat stoczni. Kilka ruchów dłoni i już wiedział wszystko. Cokolwiek się stało, stało się dziś rano. W jednej chwili wszystkie perceptory, w zasięgu których znajdował się magazyn i jego wnętrze, przerwały rejestrację danych, podobnie te obserwujące tunel. Wszystkie zarejestrowały to samo – czyli nic, jakby coś odcięło je od systemu. Dziura w zapisach trwała pół godziny, po czym wszystko w jednej chwili wracało do normy. Najwyraźniej ten, kto to zrobił, znał się na rzeczy. – Czy w tym czasie system przeprowadzał autodiagnozę? – Tak. Dwa razy – system bezbłędnie odgadł następne polecenie i uprzejmie wyprzedził człowieka: – Wynik pozytywny. – Sieć nie zarejestrowała żadnej usterki? – Wszystkie podzespoły były sprawne. Coś uniemożliwiło systemowi wykrycie przerwania łączności z perceptorami. Zakłócanie. Zaawansowane, skoro sygnał diagnostyczny zdołał przejść, nie wykrywając żadnej zmiany, nawet w strumieniu danych. Filtrowanie ani grzebanie w poziomach dostępu nie przyniosło rezultatu – transmisji danych po prostu nie było, jakby nie doszło do ich zarejestrowania. Porównał zebrane przez siebie dane z raportami z wcześniejszych włamań. Wszystkie przebiegły w ten sam sposób. Mógł dalej drążyć sprawę od strony technicznej, lecz uznał, że nie warto. Na tym polu włamywacz był od niego mądrzejszy. Liczył jeszcze na czynnik ludzki – złodziej mógł dać się złapać gdzieś po drodze, na innym perceptorze. – Przeanalizuj wszystkie dzisiaj zapisane dane dotyczące tego pomieszczenia. Utwórz i posortuj listę zarejestrowanych osób. Zaznacz czas wejścia, wyjścia, długość pobytu oraz pobrane materiały. Wyodrębnij zapisy osób i wyświetl listę ujęć. Posegreguj ją według osób i rejestratora.
Ruchem dłoni przesunął listę osób na lewą część projektora, robiąc miejsce dla projekcji obrazu. Przejrzał wszystko w przyśpieszonym tempie odtwarzania. Nie znalazł niczego niezwykłego, więc zabrał się za przerzucanie danych z każdego zainstalowanego w stoczni perceptora. Wiedział, że straci na to całe asteroidy czasu, lecz miał własne powody, by przejrzeć te zapisy. Wnętrze statku, choć czasowo było częścią stoczni, nie było wyposażone w perceptory. Wilan nie miał szansy podejrzeć, co tam się dzieje – co akurat było mu na rękę. Nawet automaty poszukiwawcze nie penetrowały kadłuba – chyba że któryś z pracowników zwrócił na siebie czujne oko ochrony, lecz do takich informacji Hesin także nie miał dostępu. Wilan wierzył, że dobrze się zabezpieczył przed taką inwigilacją. Uważał na automaty, niemniej pracując wewnątrz statku najbardziej obawiał się ludzi. Godzinami siedział przy konsoli, sprawdzając zarejestrowane dane. Zaczął od siebie. Po uważnej analizie scen ze swoim udziałem uznał, że zachowuje się naturalnie. Nie był pewien, czy uprawnienia Hesina zezwolą na wymazanie wybranych sekwencji, lecz z zadowoleniem uznał, że nie musi ryzykować. Nieumiejętnie przeprowadzona operacja była najlepszym sposobem, by naprawdę zwrócić na siebie uwagę. Jedno po drugim zaczął wywoływać nazwiska z listy pracowników, polecając komputerowi wyświetlić sekwencje z ich udziałem. Przychodzili, pobierali narzędzia i szli do pracy. Niczego nie zauważyli. On także. Obserwował jak w drodze do magazynu spotyka Susumi. Wymienili kilka przelotnych uwag. Obok przeszło dwóch techników; oni także niczego nie spostrzegli. Dopiero Hemul odkrył braki w magazynie. Od rana przewinęło się sporo ludzi, danych było dużo, lecz w większości okazały się bezużyteczne, nawet dla niego. Po długim i żmudnym przejrzeniu każdej minuty, na liście najbardziej podejrzanych znalazło się ledwie kilka nazwisk. Pierwsze miejsce zajął mężczyzna, który kręcił się w pobliżu tunelu na dwie godziny przed zanikiem transmisji. Średniego wzrostu, z gładko zaczesanymi włosami i w niebieskim, nieco pobrudzonym kombinezonie, który jeszcze rano był nieskazitelnie czysty. Znać było, że się nie obija. Nie znał tego człowieka, jak nie znał wszystkich pracowników stoczni, zwłaszcza operatorów maszyn i techników, których widywał tylko okazyjnie. Tylko ich pracowało tu grubo ponad dwustu, tylko na jednej zmianie. Rozpoznawał głównie ludzi ze swojej ekipy. Choć najważniejszy był jego zespół konstrukcyjny, pracowały tu także inne, pomocnicze. Inżynierowie rzadko zadawali się z technikami. Polecił komputerowi go zidentyfikować. Fil Stenhord, nierzucający się w oczy pracownik techniczny z uprawnieniami operatora maszyn, przez pół godziny chodził nerwowo tam i z powrotem, jakby chciał wejść, lecz się wahał. W końcu odszedł, ani razu nie zbliżając się do drzwi. To było dokładnie to, co Wilan nazywał podejrzanym zachowaniem, jednak ciężko było odkryć przyczynę. Jedynie inni technicy mogliby coś wiedzieć o tym Filu – niewielkie szanse, że zechcą o nim gadać z inżynierem, tym bardziej z naczelnym. Było oczywiste, że to nie on stał za włamaniem. Nie bezpośrednio. Nie pracował tu aż tak długo. Mógł pomagać, lecz identyczność działania sprawcy podpowiadała Wilanowi, że od początku chodzi o jedną i tę samą osobę. Zachowywał się tak jakby coś wiedział, jednak to mogło być cokolwiek. Odpuścił sobie Fila, czekając na lepszą okazję. Następny na liście był Hemul Nejil, asystent materiałowy. Odpowiadał za dostarczanie modułów do konstrukcji oraz ich syntezę, jeśli wytwarzali je na miejscu. Był kimś, kogo można by było uznać za magazyniera. Prawie tak samo szczupły jak Rikad, jednak o wiele bardziej skoncentrowany na swojej pracy. Ostatnio nie radził sobie najlepiej. Nie doszukał się niczego, co wiązałoby Hemula z włamaniem, lecz ostatnie opóźnienia w dostawach wskazywały na jego niedbalstwo, jakby jego myśli zaprzątały zupełnie inne rzeczy. Hemul był jednym z tych, do których z całą szczerością mógł się przyczepić, jeśli nie z podejrzeniami, to z niską efektywnością pracy. Był jedną z trzech osób odpowiedzialnych za podręczny magazyn, miał dostęp do wielu materiałów. To im najbardziej oberwie się za to, co się stało, lecz czy było to dostatecznym dowodem niewinności? Zazwyczaj znikające przedmioty były warte więcej niż obcięcie pensji – wciąż nie były aż tak cenne, by ryzykować dla nich zwolnieniem, a to właśnie groziło teraz Hemulowi. Po tym jak w zeszłym roku otrzymał dwie ostrzegawcze nagany robił wszystko, by go nie wyrzucili, lecz po prawdzie chroniła go przed tym nie tyle jego wydajność, co wyjątkowa fachowość. Trudno było przewidzieć, czym to się skończy. Hemul miał sporo na usprawiedliwienie swoich niedopatrzeń. Wilan nie widział go często. Sam pracował wewnątrz statku, zaś Hemul na zewnątrz. Ile razy nie wyszedł, grzebał przy maszynach. Przeglądając zapisy przekonał się, że robił to przez całe rozjaśnienie. Będąc zawsze na zewnątrz, miał największe możliwości by to zrobić, lecz jednocześnie byłby przy tym najbardziej widoczny i miał ku temu najmniej umiejętności. To trochę nieuczciwe wobec niego, pomyślał obserwując na projektorze jego pracę. W każdej stoczni na jego stanowisku pracowało dwóch inżynierów. Ich stocznia była bardziej zautomatyzowana, lecz wyraźnie nie dość, skoro ledwo nadążał z robotą. Nie obijał się, po prostu musiał robić więcej niż był w stanie. |