Kościół w powieści „Miasta pod Skałą” od wieków skrywa zagadkę istnienia. Może dzięki temu chroni wiernych przed zagrożeniem. Wiele tu niedopowiedzeń i niepokojących aluzji. Imiona i nazwiska bohaterów prowokują swym brzmieniem w odniesieniu do Talmudu i Biblii: Liliane, Adams, Eva, Azahael, Samahael, Leviahatannah, Behetomotoh. Koszmar głównej postaci nie dzieje się gdzieś na odludziu, ale w najbardziej oswojonym religijnie, pozornie najbezpieczniejszym, chroniącym przed złem miejscu. Okazuje się, że Watykan jest jak korek od szampana szczelnie zamykający inną rzeczywistość…  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
„Struktura każdej rzeczy lubi się ukrywać” „Życie jest dzieckiem rzucającym kości. Królestwo jest w rękach dziecka.”
Rzym. Codziennie wielu ludzi podjeżdża samochodami pod bramę prowadzącą do ogrodów Zakonu Maltańskiego (najmniejszego kraju na świecie) tylko po to, aby zajrzeć przez dziurkę od klucza w tejże bramie. Otóż przez ową dziurkę można zobaczyć aleję drzew, na końcu której w oddali ukazuje się Bazylika św. Piotra. Jest to widok z Włoch przez państwo Zakonu na Stolicę Apostolską. Efekt wizualny jest wyjątkowy. Trochę przewrotnie kłóci się z naszymi wyobrażeniami o państwach, granicach, ułożeniu naszej rzeczywistości w przestrzeni. Podobnie nasze wyobrażenie rzeczywistości przenicował Marek S. Huberath w swojej najnowszej pisanej przez dziewięć lat powieści, zatytułowanej „Miasta pod Skałą”. Wykreował on wielopoziomowy i wieloczasowy model świata z przeróżnych motywów, wątków i elementów zaczerpniętych z rozmaitych źródeł. Świat dynamiczny, ciekawy, mroczny i tajemniczy. Książka nie ma gatunkowych ograniczeń, chociaż można ją fragmentarycznie zaliczyć do jednego z trzech nurtów fantasy: New Weird, całościowo to historia alternatywna, dziejąca się w światach równoległych rodem z science fiction (uniwersa paralelne są motywem konstrukcyjnym całości). To również powieść o przypadkowym podróżowaniu w czasie bez możliwości powrotu do punktu wyjścia. Tworzona latami religijna fantazja, przewrotnie tłumaczy mitologię, na fundamentach której zbudowano Kościół katolicki. Powieść łączy motywy istotne dla prozy Tolkiena (mistyka drogi kształtująca osobowość bohatera) z historiami wywiedzionymi z opowieści sumeryjskich i biblijnych, apokryfów, mitologii starożytnej, eposów Homera. Wizualnie światy przypominają obrazy średniowiecznych mistrzów flamandzkich (poliptyk gandawski), anatomiczno-eschatologiczną sztukę Zbigniewa Beksińskiego, strukturą i układem rzeczywistości „Boską Komedię” Dantego, zaburzeniami w strukturze czasu operę Ryszarda Wagnera „Parsifal”. Nieustannie splatają się w niej sen i rzeczywistość. Stąd też pogłos surrealizmu i oniryczność niektórych scen. Autor sprawnie operuje symboliką, podobnie jak J. G. Ballard, co powoduje zacieranie granic między motywami fantastycznymi a motywami pozbawionymi fantastyczności. Stąd zadziwiająca wielowarstwowość opowiedzianej historii. To powieść o rozpadzie rzeczywistości takiej, jaką się zna. Powoli wkrada się teoria spisku (podobnie jak w powieści Dana Browna), że Watykan od wieków skrywa zagadkę istnienia. Jest „coś”, o czym elitarny klub powierników fundamentalnej tajemnicy nigdy nie poinformował wiernych. Może dzięki temu jakaś siła chroni ich przed niebezpieczeństwem, a może nikt o owym niebezpieczeństwie już nie pamięta? Huberath przypomina, że żyjemy w świecie, w którym duchowość straciła na wartości. Miesza w ramach jednej powieści dziesiątki elementów fantastycznych, z których każdy jeszcze bardziej przyspiesza dynamiczną akcję. Wiele tu niedopowiedzeń i niepokojących aluzji. Imiona i nazwiska bohaterów również znaczą i prowokują swym brzmieniem w odniesieniu do Talmudu i Biblii: Liliane, Adams, Eva Renata, Azahael, Samahael, Leviahatannah, Behetomotoh i inne. Nic nie jest oczywiste, niczego nie można być pewnym. Koszmar głównego bohatera nie dzieje się w głębi upiornego lasu, w starym domu o skrzypiących schodach, gdzieś na odludziu, ale w najbardziej oswojonym religijnie, pozornie najbezpieczniejszym, chroniącym przed złem miejscu. Okazuje się, że Watykan jest jak korek od szampana szczelnie zamykający inną rzeczywistość. Stypendysta uniwersytetu La Sapienza, profesor historii cywilizacji, Humphrey Adams pewnego późnego popołudnia odkrywa niepozorną furtkę w murze między Muzeami Watykańskimi a Via V. Pisani. Gdy przygląda się uważniej nieciekawemu otoczeniu zardzewiałych drzwiczek, zauważa wokół klamki tajemniczy napis „SILVESTERE”. Ciekawość sprawia, że – wbrew podświadomym obawom – profesor zagłębia się w tajemniczy labirynt. Kto i po co go zbudował? Jakiego Minotaura tam uwięziono? W podziemiach Świętego Miasta rozpoczyna wielką wędrówkę w głąb plątaniny korytarzy. Ogląda w nich geometryczne mozaiki, podziwia rzeźby gigantycznych much, modliszek, pajęczaków, szarańczy, mechaniczne olbrzymie skorpiony i węże, prowadzi dyskusje z posągami Wenus, kobietą Sfinksem, atakuje go skrzydlaty jednorożec i niebezpieczna rzeźba Amora z łukiem. Po ukąszeniu przez jednego z mechanitonów wydaje mu się, że przeżywa własną śmierć. Zaczynają nękać go koszmarne sny, powoli traci orientację. Nieświadomie staje się podróżnikiem, labirynt okazuje się zaś wielkim wehikułem czasu. Droga w dół staje się coraz bardziej mroczna i symboliczna. Bohater odnosi w starciu ze starożytnymi automatami pięć ran, a w kieszeni ma rachunek z restauracji „Buca dell’Inferno” (Wrota Piekieł). To w wyobrażeniach ludowych piwnica, podziemia, stają się miejscem ukrycia niebezpiecznych sekretów oraz kryjówką zła, być może ze względu na bliskość piekła: podobno jest ono pod ziemią. Warto pamiętać, że według zabobonów to, co ukryto lub zakopano w piwnicy, zwykle nie umiera naprawdę, lecz jedynie czeka na odzyskanie wolności. Kogo oswobodzi Adams, zrywając w korytarzach zakurzone plomby – pieczęcie? Humphrey początkowo wierzy, że to tylko sen. Zdarzenia na niby. W wędrówce, podobnie jak bohaterowi „Boskiej komedii”, zaczynają towarzyszyć mu dziwne kobiety (przewodniczki) o wyjątkowej urodzie. Najpierw Liliane, później Grieta, Renata. Tak jak Kirke, która w eposie Homera wskazała Odysowi drogę do królestwa zmarłych. Tam podróżnik miał zasięgnąć rady u nieżyjącego już wieszcza Tejrezjasza. To właśnie w dziełach Homera znajdujemy opisy ognistej rzeki gdzieś pod ziemią. Być może wizje te przejęło później chrześcijaństwo, tworząc obraz ogni piekielnych. Adams chce zawrócić z drogi, która wydaje się coraz bardziej nieprawdopodobna, ale to staje się już niemożliwe. Z tego labiryntu nie ma wyjścia, zmienia się, kiedy wędruje przez niego człowiek. Podobny motyw spotykamy w „Parsifalu” Ryszarda Wagnera. Tu też jest brama w skalnej ścianie, która prowadzi dwóch mężczyzn do innych wymiarów. Źródłem opery były legendy celtyckie i zainteresowania kompozytora buddyzmem. Właściwie można odnaleźć kilka podobieństw między wagnerowskim bohaterem a Adamsem Huberatha. Adams trafia do pierwszego Miasta pod Skałą, do alternatywnego Rzymu, rządzonego przez figuranta: przewodniczącego Nero. W rzeczywistości w tym świecie za sznurki pociąga ktoś inny. Dziwny to Rzym: szary, brudny, ze zbiorowymi łaźniami, odrapanymi budynkami, gdzie w barach podają zakalcowatą pizzę i skwaśniałe piwo. Iście turpistyczna wizja. Panuje tu totalitarny ustrój, ulice patroluje milicja, ludziom brakuje pieniędzy, noszą łatane ubrania, boją się wszechobecnego podsłuchu, uczestniczą w obowiązkowych świętach, z nieba zamiast deszczu spada surowe mięso, a wino spijają z kielichów wykonanych z dziecięcych czaszek. Władza stale poddaje swych obywateli inwigilacji, więzienia są przepełnione, a dokumenty wolno i opornie krążą w urzędach. Tutaj bohater zostaje oskarżony o morderstwo. Zupełnie jak w „Procesie” Franza Kafki nie wie przez kogo i dlaczego? Zaczyna z przerażeniem odkrywać, że wcale nie śni. Niepokój zaczyna narastać, ten okrutny świat okazuje się być zupełnie realny. Adams poznaje życie mieszkańców, ich obyczaje, obowiązek posiadania dwóch żon, ogląda dzieła sztuki wykonywane z ludzkich kości i organów, jest świadkiem mrocznych rytuałów. Kobiety pokrywają swoje ciała żywymi tatuażami, rodzice zabijają swoje pierworodne dzieci, by przerobić je na terofim: rzeźby domowe wypowiadające wróżby i przepowiednie. Czyste szaleństwo. Adams ucieka i trafia do kolejnego miasta, Krum, które jest w stanie wojny z Czarnymi, demonicznymi istotami, pół-zwierzętami, prowadzącymi korowody martwych ludzi w głąb dusznego płaskowyżu, na którego krańcach znajduje się Złote Miasto – spowite niszczącym płomieniem. Wizje jak z obrazów Boscha, przypominają się średniowieczne tańce śmierci (Dance macabre).Wszystko to zyskuje jakiś filozoficzny wymiar wzięty z innej epoki, jak z przemyśleń św. Tomasza i św. Augustyna. Losy bohatera to niebywała mieszanka: więzień poddawany wymyślnym torturom z wyrywaniem paznokci włącznie, niewolnik, zwiadowca na Mrocznej Przełęczy, rysownik, kochanek kobiet i mitycznej Złotej Gabery, lekarz, awansuje w Krum – mieście Pana z Morza – na stanowisko pretorianina, w końcu staje się archiwistą, niemalże sekretarzem, powiernikiem myśli Człekousta, szarej eminencji Miasta pod Skałą. Dlaczego? Czy losy te są przypadkowe, czy ktoś je za niego zaprojektował? Dlaczego poddano go niezwykle drogiemu eksperymentowi: wysłano do raju, w którym stworzono dla niego kobietę idealną. Czy raj był prawdziwy, czy był tylko animacją komputerową? W tych wszystkich rolach główny bohater wydaje się nieprawdopodobny psychologicznie, zbyt łatwo przystosowuje się do nowych warunków, uczy się błyskawicznie funkcjonować według odmiennych zasad. Ale chyba tak miało być, ponieważ Adams okazuje się narzędziem w ręku kogoś znacznie silniejszego, dla kogo nieświadomie odegrał przedstawienie. Narrator trzecioosobowy nie ułatwia czytelnikowi dotarcia do ukrytych sensów, wie tyle, co bohater poznający obce światy. Taki zabieg powoduje niesamowite możliwości tworzenia licznych interpretacji tekstu liczącego niemalże 800 stron. Narrator nie ocenia również bohatera, jest bezstronnym obserwatorem. Przez to nic nie jest oczywiste, również zakończenie pozostaje otwarte. Mimo wszystko wiemy coraz więcej i powieść czyta się znakomicie. Adams walcząc o swoje życie powoli odkrywa, dlaczego istnienie owych miast jest utrzymane w tajemnicy. Najlepiej w tym wszystkim orientuje się chyba Renata, najwierniejsza towarzyszka bohatera. Okazuje się, że nasz wszechświat (i zamieszkujące go byty) musi mieć jakieś ograniczenia, by mógł mieć sens. Czy jest zatem szansa, że kiedyś poznamy czym jesteśmy i dokąd zmierzamy w długiej wędrówce życia? Czy Adams poznał prawdę? W całej powieści towarzyszy nam pulsująca podejrzliwość w stosunku do świata i potrzeba dotarcia do sedna. Może to, co widzimy, to tylko pozór, maska, dekoracja. Pytanie tylko, czy oszukujemy się sami, czy ktoś celowo wprowadza nas w błąd? To chyba najambitniejszy intelektualnie utwór pisarza. Wielka Improwizacja Huberatha, w której usiłuje znaleźć odpowiedzi na dręczące nas pytania. Gdzie szukać ostatecznej prawdy: w nauce, religii? Może nie ma takiej prawdy lub jest ich wiele? Każdemu pisana jest inna droga, a może nic nikomu nie jest pisane, a wszechświat to tylko pozornie uporządkowany chaos. Ta obszerna wizja przenikania się wielu odmiennych rzeczywistości staje się metaforą ludzkiej cywilizacji. Huberath stworzył zaskakującą kreację literacką, mądrą i głęboko humanistyczną. W tej rozbudowanej metaforze różnorodności i zmienności ludzkiego losu wraca do chrześcijańskiego, biblijnego, zhierarchizowanego ułożenia otaczającego nas uniwersum. Najmniej poświęcił miejsca Bogu, ale chyba też celowo jest On tutaj wielkim nieobecnym. Chociaż gdzieś przewinęły się pewne istotne pytania: czy w raju był ktoś jeszcze prócz pierwszej pary ludzi? Czy na nich zaczęło się lub skończyło dzieło stworzenia istot mu podobnych? Czy początek wszystkiego możliwy jest raz jeszcze i ile było owych początków? Powieść, będąca jednocześnie po trochu religijnym moralitetem, czasem filozoficznym dialogiem i po trochu horrorem, przeraża i hipnotyzuje oraz zmusza do myślenia o ludzkim cierpieniu. Tak jak w filmach „Harry Angel”, „Podziemny krąg”, powieść opowiada o grzechu, odkupieniu i podróży przez piekło (tu chyba raczej przez czyściec), u celu której bohater odkryje swoją tożsamość. W obrazie powieściowym wyraźnie ujawnia się natura upadłego anioła. W pewnym sensie jest on kaleki, bo nie potrafi tworzyć ani też sam wymyślić nowej idei. By zmieniać swoje państwo potrzebuje ludzkich myśli, pewnie stąd puste naśladownictwo brutalnego ustroju feudalnego czy szalejącego komunizmu. On się karmi pomysłami ludzi. Zazdrości im posiadania dzieci, czyli powoływania nowych dusz, bo ich, Upadłych, jest stała liczba. Bóg stworzył dwie generacje: pierwszą, która się zbuntowała i drugą – ludzi. Odebrał nowszej generacji moc poprzedników, ale pozwolił za to na wiele upadków i poszukiwań. Wynika z tego, ze szatan i człowiek są braćmi, jak Kain i Abel. Upadli próbują zniszczyć rodzeństwo ich własnymi skłonnościami. Obie generacje są dziełem, ale tylko druga jest dzieckiem. To człowiek posiada wolną wolę i to jemu pozwolono grać w kości. Profesor zaprzyjaźnia się z Człekoustem, zdobywa jego zaufanie, dzięki czemu poznaje osobliwości piekła. Schodzi tam ze strażniczką i zauważa dziwne zmiany w czasie i przestrzeni. Kiedy poruszał się ciasnymi tunelami pomiędzy światami, zajmowało to mnóstwo rzeczywistego czasu. Z siedziby diabła wystarczyło tylko zejść schodami w dół, by dojść do górnych warstw, w których tkwią potępieni. Tu się rozwiązuje cały pionowy układ powieści. Właśnie schodząc w dół można zobaczyć „tamtą stronę”. Idąc w górę natrafiamy na strefę ochronną: Watykan i rzeczywisty świat profesora. Podobnie rzecz się ma w operze Wagnera. Labirynt się zmienia, bo jest żywy, swobodnie manipuluje czasem i przestrzenią. Dwóm bohaterom, którzy przeszli przez bramę w skale wydaje się, że nie ruszyli się z miejsca, donikąd nie poszli, a jednak znaleźli się gdzie indziej. Podobnie swoją kilkugodzinną wycieczkę odbiera Adams. Huberath stworzył wizję oryginalną, w której zaczerpnął trochę z bogatego wachlarza mitów, z innych powieści (jak w rasowym postmodernizmie), trochę z filozofii średniowiecznej, odrobinę z malarstwa barokowego nawołującego do pamięci o tym, że kiedyś umrzemy. Odczytujemy echa myśli Platona, Edwarda Hussey’a, Pawła z Tarsu, Paracelsusa, Spinozy i innych. Pojawia się tutaj fundamentalne pytanie: czy można zwyciężyć czas i kto ma nad nim władzę? Mircea Eliade w książce „Mit i rzeczywistość” jeden z rozdziałów zatytułował „Czas można zwyciężyć”. Przezwyciężenie czasu to podstawowy cel mitycznego rytuału i sakramentu. Dlaczego we wszystkich religiach ludzie szukają możliwości nieśmiertelności, czyli bytowania poza czasem? Bóg istnieje poza nim: jednocześnie widzi początek, środek i koniec. Szatan jest uwięziony i nie wierzy, że może opuścić swoje więzienie. W powieści tylko człowiek miał rozum, spryt i pomysły, by samodzielnie wędrować po tym dziwnym uniwersum i spróbować je zrozumieć. Adams dostąpił niezwykłego daru, bo żeby ogarnąć umysłem całą rzeczywistość, trzeba być poza nią. Autor podarował czytelnikom zagadkową przypowieść o odpowiedzialności człowieka wobec historii i własnego sumienia. Warto zapamiętać, że każda zła myśl skierowana przeciw bliźnim może jeszcze bardziej pogłębić chaos na Ziemi. A nuż ktoś tę myśl przeciw nam wykorzysta? W tym lub w innym świecie…
Tytuł: Miasta pod Skałą Autor: Marek S. Huberath ISBN: 83-08-03704-6 Format: 792s. 145×205mm Cena: 39,99 Data wydania: 28 kwietnia 2005 |