O Larsie von Trierze na pewno można powiedzieć dwie rzeczy. Pierwsza: lubi pluć na Amerykę, druga: jego filmy mało kogo pozostawiają obojętnym. Skrajnie nienawidzony i irytujący albo wielbiony pod niebiosa, neutralne stanowisko trudno zająć. „Manderlay” jest kolejnym biczem reżysera wymierzonym w Amerykę. Bicz jest niestety wątły i lichy, toteż nikogo mocniej nie smagnie ani nikomu nie przetrzepie skóry.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Druga, po „Dogville”, część trylogii ”USA”, roztrząsa tematykę niewolnictwa i rasizmu. Po ucieczce z Dogville, Grace trafia do Manderlay – miasteczka będącego ostatnią ostoją niewolnictwa. Po śmierci zarządczyni ziemi, Grace przejmuje władzę nad odseparowaną wioską, próbując tam zaprowadzić demokratyczny porządek. W przeszłości von Trier nieświadomie sam wykopał dołek, w który teraz wpada „Manderlay”. Wady filmu wyłażą w kontekście dwóch artystycznych dokonań autora: poprzedniej trylogii „O złotym sercu”, na którą składają się „Idioci”, „Przełamując fale”, „Tańcząc w ciemnościach” i w obliczu ostatniego jego ostatniego obrazu, czyli „Dogville”. Wypada odsunąć od porównań „Idiotów”, jako film odstający od pozostałych dwóch i portretujący grupę, a zatrzymać się na dwóch pozostałych, zwłaszcza przy grze pierwszoplanowych aktorek. Z grającej Bess w „Przełamując fale” Emily Watson, reżyser wydusił tak wiele, że nawet Amerykańska Akademia Filmowa nie pozostała obojętna, honorując ją jej pierwszą nominacją do Oscara. Björk za występ w „Tańcząc w ciemnościach” otrzymała aktorską nagrodę na festiwalu w Cannes w 2000 roku. O olbrzymim nacisku psychicznym na Nicole Kidman na planie „Dogville” krążyły legendy, zresztą sportretowane w dokumencie Samiego Saifa „Wyznania z Dogville”. Wymiana Kidman na Bryce Dallas Howard (znaną z „Osady” M. Night Shyamalana) nie wyszła filmowi von Triera na korzyść i stanowi jego główny mankament. Na pierwszy plan wysuwa się aspekt fizycznego niedopasowania aktorki do roli. Niewinne i spokojne oblicze Howard nijak nie zgadza się z charakterem kreowanej przez nią postaci. To opanowane dziewczę o niewyeksponowanych poglądach ma wykorzenić zastały w umysłach mieszkańców Manderlay porządek i na nowo podzielić ich role w społeczeństwie? Jeszcze gorzej przy założeniu, że podróż Grace po trzech miastach Ameryki ma być symboliczną drogą ku ukształtowaniu jej osobowości, bo wtedy uwidacznia się sprawa niekonsekwentnie poprowadzonej roli względem Grace w interpretacji Kidman. Zamiast mentalnego kroku do przodu otrzymujemy postać emocjonalnie słabszą niż w pierwszej części. Nieistnienie przekonującej i zdecydowanej centralnej postaci odbija się na całokształcie filmu i jego mocy wchodzenia w interakcję z widzem. Brak wyrazistości i stanowczości, beznamiętność aktorstwa Howard przekłada się na anemiczność i bezbarwność całego filmu, nie wspominając już o wiarygodności wymowy opowiadanej historii. Tempo „Manderlay” idzie w parze z jej graniem, czasem podrywa się i uderza w mocniejsze tony, ale częściej napięcie opada na rzecz bezpłciowo snutej tyrady. Intensywniejsze momenty dowodzą całkiem niemałej skali możliwości artystycznych następczyni Kidman, niewiele jest jednak w „Manderlay” mocno przez nią zaakcentowanych punktów. Drugą bolączką filmu jest powtórzenie formalnego eksperymentu z „Dogville”. Umowna i surowa sceneria odwracała nieco uwagę widza i rozpraszała przynajmniej przez jakiś czas trwania filmu. Widz oswojony z nietypową oprawą teraz może się dokładniej przyjrzeć filmowemu przesłaniu. A z tym nie jest najlepiej. W „Manderlay” pojawia się kilka niezłych zwrotów, które pobudzą widza do krótszej lub dłużej refleksji. Rozmowa Grace z ojcem to początkowo nieprzekonywujące i przydługie monologi brzmiące sztucznie, niczym kwestie czytane z kartki. Ale dalej zostają sensownie okraszone ironią i zakład, jaki zawiera Grace z ojcem, zwiastuje początek ciekawego rozdziału filmu. Niestety, część „relacjonująca” wydarzenia z Manderlay jest przez dłuższy czas mdła, wypchana truizmami, które von Trier stara się nam sprzedać jako odkrywcze i rewolucyjne, obalające ład moralny. I tak słaby poziom filmu utrzymuje się do końca. Końca podszytego kpiną ojca Grace, budzącą w widzu niezręczne i niewygodne doznania, które tym razem nie uczepiają się dokuczliwie oglądającego i zostają zapomniane przy planszy z napisem „The end”.
Tytuł: Manderlay Reżyseria: Lars von Trier Zdjęcia: Anthony Dod Mantle Scenariusz: Lars von Trier Obsada: Bryce Dallas Howard, Isaach De Bankolé, Willem Dafoe, Danny Glover, Lauren Bacall, Jean-Marc Barr, Jeremy Davies, Zeljko Ivanek, Udo Kier, Chloë Sevigny, John Hurt Rok produkcji: 2005 Kraj produkcji: Dania, Francja, Holandia, Niemcy, Szwecja, USA Data premiery: 6 stycznia 2006 Czas projekcji: 139 min. Gatunek: dramat Ekstrakt: 50% |