powrót do indeksunastępna strona

nr 02 (LIV)
marzec-kwiecień 2006

W kręgu chłodu
‹Capote›
Nieprzeciętna rola Philipa Seymoura Hoffmana okazuje się być nie jedyną zaletą nietypowej biografii filmowej Trumana Capote’a. Słuszniej nazwać „Capote’a” antybiografią, bo z jej bohaterem naprawdę niełatwo sympatyzować bez poczucia pewnego dyskomfortu. Trzyma się ona bowiem daleko od biograficznej maniery zakładającej spory margines idealizacji portretowanej osoby i wywleka fascynujący, nacechowany moralną i etyczną dwoistością fragment jej życia.
Zawartość ekstraktu: 90%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
„Jeśli odejdę stąd nie rozumiejąc ciebie, świat będzie cię postrzegał jako potwora” – tymi słowami Truman Capote zjednuje sobie zaufanie osadzonego w celi śmierci Perry’ego Smitha. Nieuchwytna zamiana ról zachodzi w tej interakcji naiwnego i opuszczonego mordercy z cynicznym pisarzem, w której prawdziwym potworem okazuje się bezlitośnie wysysający prawdę ze swojego rozmówcy autor. W ich toksycznej, ale bliskiej relacji są współzależni od siebie: Perry bezgranicznie wierzy w cudowne ocalenie, jakie da mu książka Capote’a, pisarz potrzebuje go do spełnienia chorej wizji idealnej powieści, powoli przeistaczającej się w wyniszczającą go obsesję. Ich charaktery stopniowo się przenikają, choć przyświecają im odmienne zamiary, oczekiwania, intencje. Nadzieje i emocje tętnią w ich spojrzeniach choć z góry wiadomo kto jest na straconej pozycji w tym pojedynku i kogo ta znajomość skaże na życiową klęskę. Z czasem ta jednoznaczność przestaje być tak oczywista bo zaciera się granica różnic osobowości zabójcy i pisarza. Arogancja literata przeobraża się w bezwzględne żerowanie na dramacie będące pretekstem do pokazania jak wyniszczająca może okazać się relacja autora z przedstawianym podmiotem.
„Capote” uwypukla manipulację jako cechę procesu tworzenia i wyostrza rolę autora jako manipulanta. Bezduszne machinacje dokonywane przez Capote’a na Perrym pozwalają mu pozyskać fakty, z którymi może zrobić wszystko, przetworzyć przez własne widzimisię. Przy czym film rozważa przypadek powieści dokumentalnej, czyli tej powszechnie uważanej za najwierniejszą rzeczywistości i najuczciwszą wobec czytelnika. Ale nawet dokument zawiera przecież ułamek manipulacji autora, ponieważ to pisarz wybiera, dokonuje decyzji co chce w swojej książce umieścić, a z czego zrezygnować, przekładając swoją manipulację na sterowanie czytelnikiem. Oczywiście Bennett nie odkrywa żadnej nowości, ale na bardzo dobitnym, wręcz wyolbrzymionym przykładzie udowadnia, że każdy autor jest po trochu zdrajcą i każdy w mniejszym lub większym stopniu manipuluje osobą stykającą się z dziełem sztuki, niezależnie czy to książka, film czy obraz. Początkowy egoizm i podłość, powodowane chęcią sławy i uwielbienia, jakie skierowały kroki Trumana do celi zabójcy z Holcomb, z czasem przepełniły jego życie paranoją przed taką właśnie manipulacją, przed osądem twórcy dokonanym na opisywanych postaciach i wydarzeniach. Człowiek przedstawiany w filmie Bennetta jako osoba o tak rozbuchanym ego paradoksalnie chce „usunąć” z procesu tworzenia ogniwo autora posiadającego wizję, poglądy, wystawiającego oceny i zamienić go na neutralnego, relacjonującego na chłodno, nie włączającego osobistego pierwiastka, jakby nieistniejącego.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Wspaniała obsada nadaje temu filmowi emocjonalnego ciężaru i niesie go potem na własnych, aktorskich barkach. Chyba wszystkie recenzje „Capote’a” przedstawiono jako peany na cześć aktorskiego występu Philipa Seymoura Hoffmana. Ten będący niemal nieodrodną częścią barwnego drugiego planu aktor niesamowicie dobrze odnalazł się w trudnej roli. Trudnej o tyle, że przyjęty przez niego styl gry łatwo mógł niebezpiecznie skierować odtwarzaną przez niego postać na tory nieznośnie groteskowej karykatury. A Hoffmanowi udało się w jednej osobie zawrzeć trzy oblicza: Capote’ – egoistycznego i wyrachowanego pisarza, który dla sławy zrobi wszystko, Capote’a – śmiałą duszę towarzystwa i gwiazdę bankietów i salonów, i wreszcie Capote’a, człowieka zamkniętego i nieodkrytego, jakim jest w towarzystwie Nelle czy Jacka, w swoim najbliższym otoczeniu. Niemal niezauważalnie balansuje między tymi trzema wcieleniami. Wszystkie jednakowo wiarygodne, wielowymiarowe.
Zaskakujące natomiast, że Catherine Keener znalazła w sobie siłę, by zagrać taką rolę jak Harper Lee, totalnie odbiegającą od jej dotychczasowych występów. Zniuansowaną, enigmatyczną, w zgoła odmienny sposób niż dotychczas kreując zdecydowaną, twardą postać. Przy rozkoszującym się pełną paletą aktorskich możliwości Hoffmanie, Keener kreśli swoją bohaterkę oszczędzając w środkach, jednocześnie wnosząc w zakłamany i wysterylizowany z uczuć świat Trumana prawdę o jego zachowaniu. Trzecim aktorskim zachwytem, które bystre oko widza może pamiętać z „Traffic” Soderbergha jest Clifton Collins Jr. Mocno dziwi, że nie znalazło się dla niego miejsce wśród tegorocznych nominacji do Oscara. Z powodzeniem mógł w tej nominowanej piątce zastąpić np. Paula Giammatti i bynajmniej nie dlatego, że Collins ma za sobą rólkę w… ”Strażniku Teksasu”.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Co może się wydawać śmieszne, ten znakomity film posiada cały szereg podstawowych usterek natury warsztatowej. Od momentami nieznośnie podręcznikowo rozpisanych partii dialogowych, zupełnie nie ufających widzowi i wprost tłumaczących emocje, którym bardziej służyłoby niedopowiedzenie, po wpadki montażowe. Co tu ukrywać, „Capote” jest dziełem dwóch debiutantów – za kamerą pierwszy raz stanął Bennett Miller, mający za sobą jeden dokument, scenariuszem zajął się mało znany aktor Dan Futterman. Bronią się natomiast świetne, skomponowane w nieco dokumentalistycznym stylu i zimnej kolorystyce zdjęcia, dające efekt obrazu jakby wypranego z emocji, chłodnego w odbiorze.
„Jeszcze się nas nie pozbyłeś” – mówi Perry do rozedrganego Trumana żegnającego morderców przed wykonaniem na nich wyroku śmierci. Capote nigdy się tej traumy, jaką było zetknięcie się ze zbrodniarzami nie pozbył. Cała prawda, jaką Perry wsączył w Capote’a przerodziła literata w niewolnika swojej ambicji każącej mu odtworzyć tę historię w najdrobniejszych szczegółach, a zarazem wyzbyć ją najmniejszych śladów emocjonalnej tortury, jaką było jej pisanie. Czy mu się ta sztuka udała? Każdy może się przekonać sięgając po „Z zimną krwią”.



Tytuł: Capote
Reżyseria: Bennett Miller
Zdjęcia: Adam Kimmel
Scenariusz: Dan Futterman
Obsada: Philip Seymour Hoffman, Catherine Keener, Clifton Collins Jr., Chris Cooper, Bruce Greenwood, Bob Balaban, Mark Pellegrino, Marshall Bell
Muzyka: Mychael Danna
Rok produkcji: 2005
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: UIP
Data premiery: 18 lutego 2006
Czas projekcji: 98 min.
WWW: Strona
Gatunek: dramat
Ekstrakt: 90%
powrót do indeksunastępna strona

60
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.