powrót do indeksunastępna strona

nr 02 (LIV)
marzec-kwiecień 2006

Ponureski
Autor pisze o sobie:
Urodzony w 1979. Mieszka i tworzy w Krakowie. Zajmuje się literaturą i sztuką dawną, m.in. związkami chrześcijaństwa z niektórymi aspektami kultu Dionizosa widocznymi w greckiej tragedii. Miłośnik literatury rosyjskiej i dobrej fantastyki w każdej postaci. Szczególnie ceni sobie twórczość S. Lema, Ph. Dicka oraz Robin Hobb.
Przerażona Śnieżka krzyknęła. Mimo woli szarpnęła się tak mocno, że rozbiła przezroczyste kraty własnego więzienia, upadając na puszysty dywan. Natychmiast rozległ się okropny, przeciągły skrzek wyjącego alarmu. Usłyszała odgłosy gorączkowej krzątaniny oraz nawoływania:
– Złodzieje w muzeum! Policja! Policja! Sprowadzić psy!
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Wielki wyścig
Kiedy w wielkim wyścigu pływackim o mistrzostwo świata wyprzedził wszystkich konkurentów tak znacznie, że jego zwycięstwo nie mogło być już zagrożone, zamknął oczy i pozwolił sobie wpaść w rytm triumfu. Każde pociągnięcie ramion sprawiało mu rozkosz, przybliżało ku celowi, ku ekstazie wygranej. Dalej, dalej!
Tuż przed metą serce nie zniosło wysiłku i pływak umarł. Stało się to tak nagle, że biedak wcale nie zauważył własnej śmierci i nadal pruł żabką mgłę wilgotnego tunelu, który oddziela ziemię i zaświaty.
Aniołowie klaskali, nie chcąc mącić chwili.

Ostrożność
Człowiek bał się zimy. Miał kruche kości i śliski lód przejmował go straszliwym lękiem. Dlatego chodził zawsze z workiem piasku na plecach, którym posypywał drogę przed sobą. Niewidzialna śmierć szła krok za nim i liczyła każde uronione ziarenko.

Przebudzenie
Czar prysł. Królewna Śnieżka, zamknięta wewnątrz szklanej trumny, leciutko poruszyła palcami. Nabrała sił i odruchowo uniosła rękę do góry, aby strząsnąć kryształowe wieko. Wysiłki dziewczęcia okazały się jednak daremne, gładko szlifowana pokrywa ani drgnęła. Królewna zaczęła nerwowo macać wkoło dłońmi, aż wreszcie pojęła, iż jej sarkofag spoczywa w pozycji zupełnie nienaturalnej, bo pionowej. Bezlitosna grawitacja z początku zdezorientowała biedaczkę.
– Jak to? – pomyślała. – Co się właściwie stało? No tak, zła królowa, zatrute jabłko… I gdzie, u diabła, podziewa się książę? Niech tylko odrobinę przyjdę do siebie…
Zmysły księżniczki powoli ożywały. Poczuła jałowy, przenikliwy ziąb, który przypływał i odpływał, nieustępliwy niczym dreszcz febry.
Otworzyła oczy i wzrok jej początkowo napotkał tylko czerń nocy. Potem Śnieżka nieopatrznie spojrzała w bok. Ujrzała zasuszoną, trupią twarz, owiniętą bandażami, podświetloną zimnym, niebieskawym promieniem reflektora. Mumia spoczywała we własnej szklanej trumnie, złośliwie wybałuszając zapadnięte bielma gałek ocznych i podtrzymując zesztywniałymi dłońmi złotą maskę. Straszydło szczerzyło zęby w taki sposób, jakby bezgłośnie chichotało.
Przerażona Śnieżka krzyknęła. Mimo woli szarpnęła się tak mocno, że rozbiła przezroczyste kraty własnego więzienia, upadając na puszysty dywan. Natychmiast rozległ się okropny, przeciągły skrzek wyjącego alarmu. Usłyszała odgłosy gorączkowej krzątaniny oraz nawoływania:
– Złodzieje w muzeum! Policja! Policja! Sprowadzić psy!
Wówczas królewna ostatecznie spanikowała. Z obłędem w oczach, wyjąc, zaczęła na oślep przebiegać mroczne labirynty sal pełne husarskich zbroi, roztrzaskanych popiersi wodzów oraz szkieletów prehistorycznych gadów, do których gromady została zaliczona.
28 II 2003

Węzeł gordyjski
W ciągu dwudziestu lat małżeństwa do tego stopnia zaniedbała męża, że biedak zaczął szybko blaknąć i unosić się z prądami powietrza przy lada podmuchu wiatru.
Z obawy przed całkowitym zniknięciem, zakradł się którejś księżycowej nocy do sypialni żony z długim, ostrym nożem kuchennym w dłoni…
W bladej, księżycowej poświacie sprawnie zarżnął jej cień, wyrzucił trupa przez okno, a następnie niepostrzeżenie zajął jego miejsce, by już na zawsze prześladować małżonkę swoją jakże subtelną obecnością.

Wyznanie
Tak bardzo starałem się nazywać zło po imieniu, że pewnego poranka zauważyłem, iż zwracam się do niego zupełnie jak do starego kumpla, który naturalną koleją rzeczy towarzyszy mojemu życiu od piaskownicy i przerdzewiałego trzepaka pod blokiem.

Karma
Wiewiórka ocknęła się z zimowego snu zbyt wcześnie. Mimo że panowała lekka, zdradliwa odwilż, śnieg pokrywał jeszcze dno lasu grubą warstwą, a lodowate wichry hulały między nagimi pniami buków. Dzień wciąż był krótki, słońce jedynie jaskrawe. Instynkt nie mylił doświadczonego gryzonia: przyrodę czekały jeszcze dwa nieprzyjazne miesiące.
Wychudzone długim okresem letargu zwierzątko wyjrzało z dziupli. Poczuło przykre ukłucie głodu. Postanowiło działać.
Za dni jesiennej obfitości przezorna wiewiórka zakopała w sobie tylko wiadomym miejscu kilkanaście orzechów i żołędzi, żeby w krytycznej sytuacji móc się nieco pożywić.
Zsunęła się na ziemię i skacząc niezgrabnie po brudnobiałej pokrywie lodu, odnalazła zbawczy schowek. Rozgrzebała pazurkami zmarzniętą ziemię.
Ale po zgromadzonych zapasach nie został nawet ślad. Zamiast nich, pod kamieniem tkwiła mała książeczka w ozdobnej oprawie. Wiewiórka ujęła w łapki tajemnicze znalezisko, oczyściła półskórek obwoluty z resztek darni i głośno odczytała wytłoczony złotymi literami tytuł:
– „O pocieszeniu, jakie daje filozofia…”
powrót do indeksunastępna strona

5
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.