powrót do indeksunastępna strona

nr 02 (LIV)
marzec-kwiecień 2006

Nie śmiej się, bratku, z cudzego przypadku…
Arthur Philips ‹Egiptolog›
Zgodnie z zapewnieniami wydawcy, „Egiptolog” Arthura Phillipsa jest dziełem „brawurowym, porywającym i pełnym humoru”. Przez ponad pięćset stron lektury starałem się znaleźć uzasadnienie dla tego autorytarnego stwierdzenia – i nie udało mi się. „Egiptolog” jest co najwyżej zgrabnym, choć zdecydowanie przegadanym, czytadłem z grobowcem Tutenchamona i innymi egipskimi starożytnościami w tle.
Zawartość ekstraktu: 50%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Czytając powieść Phillipsa, nie mogłem pozbyć się denerwującego uczucia, że autor nie bardzo wiedział, jaką książkę chce napisać. Czy ma to być kryminał, obyczajowa groteska, czy też może powieść wykorzystująca wciąż wielkie wśród turystów z całego świata zainteresowanie Egiptem i jego zabytkami… Efektem tego rozdarcia okazała się być literacka hybryda, nie będąca ani klasycznym kryminałem, ani śmieszną humoreską; w tle pozostał jedynie Egipt. A to zdecydowanie zbyt mało, aby uznać „Egiptologa” za dzieło godne uwagi.
Zastrzeżenia można mieć już do samego wyprowadzenia akcji. Barnabas Davies – eksmarynarz, a obecnie znajdujący się na łożu śmierci brytyjski milioner, właściciel wielkiego browaru – postanawia na koniec żywota sprawdzić, ilu to pozostawił na świecie bękartów, oczywiście z czasów, gdy bohatersko przemierzał morza i oceany. Marzeniem krezusa jest, aby jego nieślubne dzieci przyjęły teraz nazwisko Davies (oczywiście w zamian za gratyfikację pieniężną i udział w spadku) – tym samym wszystkie ich dokonania, zarówno te pozytywne, jak i negatywne, przejdą pośrednio na jego konto. W ten sposób zapewni poniekąd swemu nazwisku nieśmiertelność. Po wydaniu odpowiednich dyspozycji, do akcji wkracza Ogólnoświatowa Agencja Śledcza Taylora. Jednym z jej detektywów jest Australijczyk, mieszkaniec Sydney, Harold Ferrell. Na antypodach wpada on na trop niejakiego Paula Caldwella – kolejnego bękarta Daviesa. Jak się jednak szybko okazuje, chłopak już nie żyje – zaginął podczas I wojny światowej w Egipcie. Ferrell ma wyjawić okoliczności jego śmierci, więc kontynuuje śledztwo, które prowadzi go najpierw do Anglii, następnie do amerykańskiego Bostonu, ostatecznie zaś na piaski starożytnych egipskich miast Luksoru i Teb, gdzie umiejscowiono słynną Dolinę Królów.
Losy Paula Caldwella zaskakująco sprzęgają się z losami innych ludzi – brytyjskiego kapitana Hugona Marlowe’a, który wraz z Caldwellem zaginął w Egipcie, oraz jego przyjaciela jeszcze sprzed wojny, a w czasach, kiedy rozgrywa się właściwa akcja powieści, profesora egiptologii Uniwersytetu Harvarda Ralpha Trilipusha. Trilipush znany jest ze swoich kontrowersyjnych poglądów. Otóż przed laty ogłosił on, że znalazł wraz z Marlowe’em dowody na istnienie zapomnianego króla egipskiego Atum-hadu – ostatniego władcy XIII dynastii, który rządził Egiptem (z Teb) u kresu Średniego Państwa. Owym dowodem miały być przetłumaczone przez Trilipusha „Nauki Atum-hadu”, niemalże pornograficzne wierszyki autorstwa samego faraona, oddające doskonale jego ognisty temperament. Znalezisko to zostało oczywiście wyśmiane przez większość szacownych egiptologów, na co Trilipush zareagował w typowy dla siebie sposób – postanowił zorganizować wyprawę badawczą, podczas której odkryje grobowiec zapomnianego króla. By jednak tego dokonać, wpierw musi zdobyć środki finansowe na ekspedycję do Afryki. Gdy i tę przeszkodę przezwycięża, przekonując do zainwestowania w przedsięwzięcie kilku bostońskich biznesmenów, Egipt staje przed nim otworem.
Losy Caldwella, Trilipusha i Marlowe’a poznajemy dzięki retrospekcjom. W trzydzieści lat po wydarzeniach będących osią powieści relacjonuje je w listach do jednego ze swoich amerykańskich klientów detektyw Ferrell. Śledzimy je jednak również na bieżąco, korzystając z zapisków z dziennika Trilipusha oraz jego listów pisanych do narzeczonej w Bostonie (która, jak się okazuje, jest córką jednego z biznesmenów, którzy zdecydowali się zainwestować w wyprawę egiptologa). Autor stopniowo odkrywa przed nami tajemnice śledztwa prowadzonego przez australijskiego detektywa, szczegółowo też przedstawia – na podstawie dzienników Trilipusha – jego prace archeologiczne na tebańskiej pustyni. Tu docieramy do humorystycznego „drugiego dna” powieści, które stanowić mają najprawdopodobniej złośliwe uwagi rzucane przez profesora Harvardu pod adresem swego „kolegi po fachu”, Howarda Cartera, prowadzącego zaledwie kilka kilometrów dalej, w Dolinie Królów, poszukiwania grobowca pomniejszego króla XVIII dynastii, niejakiego Tutenchamona. Nie trzeba chyba dodawać, że z punktu widzenia Trilipusha eksploracje te nie mają większego sensu, bo znaczenie Tutiego – jak zdrobniale bywa nazywany ów faraon – w historii państwa egipskiego jest nadzwyczaj mizerne. Jak wiemy, to właśnie Carter, dzięki swemu odkryciu, przeszedł do historii światowej archeologii. Prztyczki Trilipusha pod jego adresem mają więc śmieszyć czytelnika, budując zarazem humorystyczny wizerunek samego profesora Harvardu. Niestety, wszystko to jest nader nieśmieszne. A szkoda, ponieważ wątek Cartera można było wyeksploatować znacznie bardziej – był on przecież niezwykle barwną postacią…
Akcja powieści toczy się leniwie. Phillips ze szczegółami opisuje bowiem archeologiczny trud Trilipusha. I te partie książki należą do najnudniejszych – trzeba bowiem przeogromnego talentu (i fachowości), aby w ciekawy sposób opisać to, co ze swej natury jest żmudne i mało interesujące dla postronnego obserwatora. Jedyne, co pcha akcję do przodu, to spisywana po latach relacja Ferrella. Ale i w jego raportach autor niepotrzebnie rozwija niektóre wątki, które, owszem, powodują, że powieść znacznie się rozrasta, ale na pewno nie wpływają na poprawienie jej jakości. Po dotarciu do finału można odnieść wrażenie, że to rozdęcie było zabiegiem jak najbardziej celowym, mającym jedynie ukryć fabularną mizerię. Zgodnie z obietnicami wydawcy, wszystkie wątki „Egiptologa” powinny zbiec się w „wybuchowym wręcz zakończeniu”. Nic bardziej mylnego – zakończenie jest nijakie i na dodatek, co jest już błędem niewybaczalnym, w sporej części przewidywalne. Ja już na około 150 stronie (a więc mniej niż w jednej trzeciej książki) zacząłem podejrzewać, jaki to sprytny „haczyk” przyszykował na czytelnika autor powieści. Niestety, moje supozycje okazały się słuszne…



Tytuł: Egiptolog
Tytuł oryginalny: The Egyptologist
Autor: Arthur Philips
Tłumaczenie: Jan Karłowski
Wydawca: Rebis
ISBN: 83-7301-649-X
Format: 135×215mm
Cena: 29,—
Data wydania: 30 listopada 2005
Ekstrakt: 50%
powrót do indeksunastępna strona

47
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.