powrót do indeksunastępna strona

nr 02 (LIV)
marzec-kwiecień 2006

Yeti kasza, co za dno…
‹Pierwotne zło›
Niekiedy odnoszę przykre wrażenie, że krajowi dystrybutorzy wręcz prześcigają się w wyłuskiwaniu z zagranicznej oferty filmowej co bardziej skapcaniałych rodzynków. Jaki jednak jest cel takiego wyścigu i co jest nagrodą – nie mam pojęcia. Wiem tylko, że po rynku plączą się później takie filmy, jak choćby „Pierwotne zło”.
Zawartość ekstraktu: 10%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Ktoś (producent? scenarzysta i reżyser w jednym?) uznał, że yeti wystarczająco długo nie pojawiał się na celuloidzie, więc nadszedł czas na kolejną odsłonę dramatu dwunogiego pchlarza. Furda sens, furda sposób realizacji, niech jeno po ekranie szaleje groźny sasquatch. Co tam, że wygląda jak goryl, co tam, że nie imają się go kule – ważne, że JEST. Ja rozumiem, że Kanadyjczycy uczą się kręcić filmy (a coraz lepiej im to wychodzi), i że próbują zbudować u siebie drugie Hollywood, tylko po co ich nieudane wprawki brać i sprzedawać u nas jako pełnowartościowy towar? Toż to jakieś okropne nieporozumienie. Film zasługuje co najwyżej na jednokrotne wyświetlenie w którejś z tych komercyjnych stacji telewizyjnych, co to biorą każdy chłam, jaki się nawinie, i wyświetlają go po czterdzieści razy, nie powinien natomiast nigdy trafić na DVD.
Przede wszystkim rzuca się w oczy charakterystyczna maniera realizacyjna. Film niby nie jest kręcony z myślą o rynku telewizyjnym, ale jest do niego bardzo ściśle dostosowany. Słabszej jakości klisza, dość nędzne efekty specjalne i fabuła dzielona na niewielkie segmenty kończone wyciemnieniem sugerują, że tylko przez jakiś nieszczęśliwy przypadek został wrzucony na płyty. Jeszcze większą tragedią jest to, że w filmie znalazł się Lance Henriksen, dobry przecież aktor, aczkolwiek ostatnimi czasy wyjątkowo nieszczęśliwie dobierający sobie role (przykładem opisywana przeze mnie niedawno „Żądza krwi”).
W „Pierwotnym źle” Henriksen gra Harlana Knowlesa, prezesa firmy zajmującej się badaniami genetycznymi. Dwa miesiące po katastrofie samolotu, na którego pokładzie była jego córka, wobec odwołania zakrojonej na szeroką skalę akcji ratunkowej, organizuje własną, kilkuosobową wyprawę w gęste puszcze porastające zbocza Gór Kaskadowych, gdzie ma nadzieję znaleźć wrak. Jednak im głębiej w las, tym gorzej – przewodnik okazuje się być patałachem, z krzaków wyraźnie coś ich obserwuje (zwłaszcza ponętną, roznegliżowaną Andreę Roth, jedną z aktorek z serialowego „Robocopa”), a głównym celem wyprawy okazuje się nie być ratowanie rozbitków, a odnalezienie cennego sprzętu – prototypu detektora profilu genetycznego (w sekundę odczytuje informacje zawarte w DNA próbki). Bez tej maszynki cała kariera Knowlesa legnie w gruzach. Na miejscu zaś okazuje się, że… yeti przeciągnął (niby po śniegu lżej) wrak samolotu o 7 kilometrów (!) i upchnął go (!) w krzakach. A tak w ogóle, to cały film jest „oparty na faktach” (!). Cóż z tego, że jedyny, który upiera się przy tej wersji wydarzeń, siedzi u czubków…
Po prostu czysta paranoja plus klasyczne zagrywki – opowieści przy ognisku okazują się prawdą (może prócz grasującego karborozaura, czymkolwiek on jest), źli zostają przykładnie ukarani, yeti w rezultacie okaże się mieć słuszne motywacje (aczkolwiek liczba upchniętych w ziemiance trupów sugeruje, że miewa takie „słuszne” motywacje już od dawna), a Knowles zrozumie swój błąd i okaże skruchę. Gdy dorzucić do tego „inteligentne” dialogi („Jeśli [yeti] istnieją, muszą posiadać zdolność unikania niebezpieczeństw” – a chodziło o kule karabinowe i niemożność trafienia nimi w yeti), wymienienie Tarasa Kostyuka w roli sasquatcha na siódmej pozycji listy płac (się chłopak nagrał w tym filmie, wyrobił sobie twarz, i w ogóle), oraz wspomnianą budowę segmentową (nieodmiennie podobnej konstrukcji: wydarzenie/kłopot – dyskusja/rozwiązanie – suspens – wyciemnienie), wyłania się obraz nędzy i rozpaczy. Tu po prostu nie ma nic godnego uwagi. Nawet wygląd sasquatcha jest dziwny – to raczej krzyżówka goryla z Chewbaccą, niż klasyczna Wielka Stopa. A już rechot ogarnia na widok sceny okładania przez włochacza jednego z bohaterów ogromnym, styropianowym zapewne, pniem drzewa…
W tej sytuacji czepianie się kiepskiego polskiego tytułu („The Untold” to ani „zło”, ani tym bardziej „pierwotne”) pewnie będzie potraktowane jak kopanie leżącego po nerkach, ale cóż – temu akurat filmowi się to słusznie należy. Jest zwyczajnie bardzo niedobry.



Tytuł: Pierwotne zło
Tytuł oryginalny: The Untold
Reżyseria: Jonas Quastel
Zdjęcia: Shaun Lawless
Scenariusz: Jonas Quastel, Chris Lanning
Obsada: Lance Henriksen, Andrea Roth, Russell Ferrier, Philip Granger, Mary Mancini
Muzyka: Tal Bergman, Larry Seymour
Rok produkcji: 2002
Kraj produkcji: Kanada
Czas projekcji: 82 min.
Parametry: Dolby Digital 5.1; format 4:3; lektor
WWW: Strona
Gatunek: akcja, horror, przygodowy
Ekstrakt: 10%
powrót do indeksunastępna strona

77
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.