powrót do indeksunastępna strona

nr 04 (LVI)
czerwiec 2006

Objawienie
Carol Berg
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Rozdział 2
My, Ezzarianie, niewiele wiemy o swoim pochodzeniu. Dziwne to jak na lud tak pogrążony w wiedzy tajemnej, lecz właściwie nie mamy żadnej tradycji dotyczącej naszych początków; tylko mit o naszych bogach i dwa zwoje zapisane zaledwie tysiąc lat temu, na początku wojny z demonami. W czasach przed tymi zapisami znaleźliśmy jakoś drogę do Ezzarii, ciepłej, zielonej krainy pełnej głębokich lasów i rozległych wzgórz, która zdawała się żywić wyjątkową mocą, zwaną przez nas melyddą. W tym czasie odkryliśmy sposób, by uwalniać ludzkie dusze od zniszczenia demonicznym opętaniem.
„Zwój rai-kirah” uczył nas o demonach – pozbawionych dusz i ciał istotach, które same w sobie nie były złe, lecz karmiły się ludzkim przerażeniem, szaleństwem i złą śmiercią. Pismo mówiło, że demony żyją w skutych lodem krainach północy i wracają tam, by się odradzać po tym, jak zostaną wyrzucone przez nas z ciał swoich nosicieli. Jeśli nie chcą odejść, zabijamy je – niechętnie, gdyż czujemy, jak świat się kurczy, wypada z równowagi przez towarzyszący ich śmierci wybuch mocy.
„Zwój proroctwa” ostrzegał nas przed skażeniem i zalecał czujność, by rai-kirah nie podążył ścieżką naszej słabości i nie splamił też naszych dusz. W tym zwoju Wieszcz imieniem Eddaus opisał walkę trwającą do końca świata i starcie, w którym wojownik o dwóch duszach zmierzy się z władcą demonów. Eddaus nie wspomniał, że wojownik o dwóch duszach to tak naprawdę dwaj ludzie, derzhyjski książę i czarodziej-niewolnik, Aleksander i ja. Razem walczyliśmy i odnieśliśmy zwycięstwo. Po przepowiedni dotyczącej tego starcia proroctwo gwałtownie się urywa. Zapis dalszej wizji, jaka została udzielona naszym przodkom, zaginął lub został zniszczony wraz z innymi pismami.
Z tych dawnych czasów poza zwojami pozostały tylko dwa artefakty: oryginały srebrnego noża, który po przeniesieniu przez portal może zostać zamieniony w dowolną broń, i zwierciadła Luthena, okrągłego lusterka zdolnego sparaliżować demona, pokazując mu jego odbicie. Wszystkiego innego dowiedzieliśmy się z własnego bolesnego doświadczenia. Choć o naszej historii mogliśmy powiedzieć niewiele, na własne oczy widzieliśmy dowody, dlaczego musimy to robić – straszliwe konsekwencje opętania, któremu nikt się nie przeciwstawił. Poza nami niewiele osób na świecie posiadało prawdziwą moc i nikt z nich nie miał pojęcia o rai-kirah. Pochowaliśmy nasze pytania, gdyż nie mieliśmy innego wyjścia.
Żaden zwój, zapis ani doświadczenie nie wyjaśniało przerażającej rzeczy, która przydarzyła się naszemu dziecku – przytrafiało się to jednemu dziecku na kilkaset. Noworodek nie stawiał demonowi żadnych ograniczeń, dlatego nie można ich było od siebie oddzielić. A nawet gdybyśmy wiedzieli, jak oddzielić istotę dziecka od demona, nie dało się stworzyć stabilnego portalu do nowo narodzonej duszy – tak małej, tak niedoświadczonej, tak chaotycznej. Mimo to nie odważylibyśmy się pozwolić żyć demonowi między nami, a nasze prawo nakazywało się go pozbyć. Nigdy zbytnio się nad tym nie zastanawiałem. Do chwili kiedy taki los stał się moim udziałem.
• • •
– Zabiła nasze dziecko. – Siedziałem na dywaniku przed kominkiem Catrin, a popołudniowe słońce wpadało przez otwarte drzwi.
Przespałem kilka godzin i obudziłem się z przekonaniem, że aby odwrócić los, wolałbym walczyć z pięćdziesięcioma demonami na raz. Cały byłem zdrętwiały. W duszy czułem pustkę. Mogli mi odciąć rękę i nawet bym tego nie poczuł. Catrin wcisnęła mi w dłoń kubek i zmusiła do wypicia jego zawartości, a ja nie mogłem nawet powiedzieć, czy napój był słodki czy gorzki, gorący czy zimny. Byłem tak zagubiony i podatny na wpływy, jak kłęby kurzu wirujące w promieniach słońca.
– Zostawiła je nagie na skale, by zajęły się nim wilki, a teraz wszyscy udają, że nigdy nie istniało – mówiłem rozżalony. – Usuwają nawet wspomnienia, gdyż nie wiedzą, co z tym począć. Jak mogła to zrobić? Mówimy, że samobójstwo to obraza bogów. A dzieciobójstwo? Dziecko nie może uczynić nic złego.
Zabierając mi kubek, Catrin przyłożyła palec do ust i delikatnie pokręciła głową. Lecz ziarno gniewu zasiane w chwili, gdy Fiona objęła swoją straż, zaczęło rosnąć, jakby herbata Catrin tylko je podlała.
– A teraz próbuje tej sztuczki ze mną – ciągnąłem. – Mam przekonać siebie, że nie wykorzystałem mocy, by dowiedzieć się, że będziemy mieć syna? Mam przeżyć resztę życia udając, że nie czuję bicia jego serca? Nie zrobię tego, Catrin. Cieszyliśmy się cudem życia stworzonego z naszej miłości i wiary, a teraz ona mówi, że nawet nie mam prawa czuć smutku. Moja żona zamordowała naszego syna, a ja mam tego nie zauważyć?
Catrin siedziała przede mną na podłodze. W kącie za jej plecami znajdował się gładki, szary blok kamienia żałobnego; dziewięć świec płonęło, by ogrzewać dusze jej dziadka i dawno zmarłych rodziców. Przerwałem jej popołudniową medytację. Ujęła moje dłonie w swoje.
– Spałeś, Seyonne. Śniły ci się straszne sny. Jak powiedziałam ci wcześniej, na sny nic nie mogę poradzić.
Zatem Catrin również postanowiła żyć w kłamstwie. Lecz nim zdołałem zaprotestować, położyła mi palec na ustach.
– Teraz przez chwilę musisz pomyśleć o czymś innym – powiedziała. – Przyszła wiadomość od Poszukiwacza z Capharny. Za trzy godziny będą gotowi. Czy zdołasz walczyć? Czy wystarczająco odpocząłeś?
Minęła chwila, nim zrozumiałem, co do mnie mówi. Wobec zniszczenia własnej rodziny cały świat stał się mało ważny.
– Walczyć? – Starcie z demonem. Sieć zaklęć, jakie Ezzaria rozciągnęła przez świat, pochwyciła kolejnego demona. Popatrzyłem na nią z niedowierzaniem. Jak ktokolwiek mógł sądzić, że tego dnia będę zdolny do walki?
– Fiona mówi, że to skomplikowana sprawa, handlarz niewolników. Jeśli nie ty…
Czemu akurat dzisiaj? Zamknąłem oczy i usiłowałem się pozbierać. Nie było nikogo innego.
– Oczywiście, zrobię to.
Trzy godziny. Ledwo wystarczy, aby się przygotować. Smutne życie musi poczekać.
– Gdybyś tylko mogła mi z tym pomóc… – Podwinąłem rękaw koszuli i kazałem jej rozluźnić mocno zawiązany bandaż, który Ysanne założyła mi na ramię. Lepiej zaryzykować lekkim krwawieniem, niż ograniczać sobie swobodę ruchów.
Catrin ponownie zabandażowała ranę i zmusiła mnie do zjedzenia talerza mięsa na zimno, a potem położyła swoją drobną, silną dłoń na mojej głowie.
– Wkrótce poczujesz ulgę. Trzy miesiące i Tegyr oraz Drych będą gotowi na testy. Gryffin przysyła wieści ze wschodu, że Emrys i Nestayo wstawią się wkrótce potem. Zdziałałeś z nimi cuda, Seyonne. Jesteś doskonałym nauczycielem. – Jej uprzejmości brzmiały pusto.
– To nie wystarcza, co? Nikt nie wierzy, że nie jestem skażony. Powiedzą, że sprowadziłem demona do domu królowej. Do jej ciała.
Catrin westchnęła z irytacją i pokręciła moją głową, trzymając mnie za włosy.
– Uważaj podczas tej walki, mój pierwszy i najdroższy uczniu.
Podniosłem na nią wzrok i uświadomiłem sobie, że nie chodzi jej tylko o czekające mnie starcie. To odczucie nabrało sensu, gdy pocałowałem ją w policzek i wyszedłem, by znaleźć Fionę siedzącą na schodach. Mój pies słyszał każde wypowiadane przez nas słowo.
Nie ufałem sobie na tyle, by rozmawiać z Fioną, więc ruszyłem przez las w stronę świątyni, usiłując zadecydować, co zrobić, gdy walka się zakończy. Uspokajanie umysłu nie miało sensu. Wymagałoby więcej czasu, niż pozostało mi w tej chwili. Miałem tylko nadzieję, że wymyślę, co począć, by zacząć na powrót porządkować własne życie. I nic nie przychodziło mi do głowy.
• • •
Ezzariańskie świątynie były prostymi, kamiennymi budowlami wzniesionymi w głębokich lasach, których bogactwo zdawało się wzmacniać nasze moce. Były rozrzucone po całej Ezzarii i zawsze wyglądały podobnie: okrągły dach oparty na pięciu żłobionych kolumnach, ustawionych na kamiennej podłodze. W środku mieściło się kilka małych, zamkniętych pokoi, lecz większość miejsca była wystawiona na wiatr i działanie pogody. Posadzki wykładano mozaikami przedstawiającymi różne wydarzenia z naszej historii, a w otwartej przestrzeni znajdowała się jama na ognisko i niskie, kamienne podwyższenie, na którym mogliśmy położyć ofiarę w tych rzadkich sytuacjach, kiedy bóstwo tego od nas wymagało. Najczęściej świątynie wznoszono w jakiejś dalekiej wiosce czy mieście pod opieką ezzariańskiego Pocieszyciela. Pocieszyciel był łączącym nas kanałem; kładł ręce na ofierze i rozwijał prostą linię mocnego zaklęcia, sięgającą do obecnej w świątyni Aife.
Ponieważ byłem jedynym Strażnikiem, który przeżył najazd Derzhich i spisek Khelidów, ta świątynia była jedyną, która wciąż działała. Sługa świątynny przygotował ją na zbliżające się wydarzenie. Obok ogniska, przy którym będziemy wraz z Fioną łączyć naszą magię, ułożył dla niej białą szatę i mosiężne puzderko pełne liści jasnyru. Przy pomocy odpowiedniego zaklęcia jasnyr ładnie roznieci ogień, który będzie się palił długo i pewnie, a jego dym nie będzie gryzł w oczy. „Zwój rai-kirah” mówił też, że jego zapach odpędza demony. W pokoju przygotowań – pustym pomieszczeniu na środku świątyni – sługa ustawił pewnie dzban wody do picia i misę do mycia, czysty ręcznik, pasującą na mnie, czystą odzież, mój ciemnoniebieski płaszcz Strażnika oraz drewniane pudełko z nożem i lusterkiem.
Z rozpoczęciem przygotowań musiałem poczekać na Fionę. Miała powiedzieć mi więcej o ofierze, bo kiedy będę już gotowy, nie będę mógł się do niej odezwać. Usiadłem zatem na schodach świątyni i patrzyłem, jak słońce kryje się za drzewami. Niemal się roześmiałem. Jeśli Ysanne nigdy nie była w ciąży, dlaczego to Fiona partnerowała mi w tej walce?
– Jesteś gotów tak szybko stoczyć kolejny pojedynek, mistrzu Seyonne? – Fiona zjawiła się szybciej, niż się spodziewałem. Stała przede mną, a cała jej postawa stanowiła wyrzut, jakby siedzenie było kolejnym z moich przestępstw.
Nie wyglądała źle: niska, szczupła, o krótko przyciętych, prostych włosach – niezwykła rzecz u Ezzarianek, lubiących warkocze i rozpuszczone włosy, w które wpinały kwiaty lub tkane wstążki. Nie nosiła spódnic i sukienek, preferując koszule z długim rękawem i spodnie, lecz nikt nie mógłby powiedzieć, że ubierała się jak mężczyzna, gdyż nie dało się nie zauważyć kobiecych aspektów jej figury. Ten strój wyglądał na niej naturalnie. Ysanne mówiła mi, iż wiele kobiet, których młodość przypadła na czas okupacji Derzhich i które musiały kryć się po lasach, wolało ubierać się w ten sposób. Nie miały tkanin, z których mogłyby szyć ubrania, więc brały, co mogły, z ciał naszych zabitych rodaków i opuszczonych wiosek, które mijały podczas ucieczki. Przyzwyczaiły się do swobody ruchów, jaką zapewniało im męskie odzienie.
– Catrin powiedziała mi, że chodzi o handlarza niewolników – zacząłem.
– Tak. Ostatnio zaczął się specjalizować w młodych dziewczętach, które sprzedaje wysoko urodzonym Derzhim…
Niesmak w jej głosie, kiedy mówiła o Derzhich, jednocześnie oskarżał mnie, który śmiałem nazywać jednego ze znienawidzonych zdobywców swoim przyjacielem. Opowiedziała mi następnie o wszystkich przerażających czynach, jakich dopuścił się kupiec, i o wszystkim, czego Poszukiwacz dowiedział się o jego życiu. Najwyraźniej nie był to niewinny człowiek zaskoczony przez wygłodzonego demona, który chciał go szybko pochłonąć, lecz wieloletnie źródło pokarmu dla rai-kirah. Takie hodowane przez wiele lat demony najtrudniej było wykorzenić.
– Wydajesz się rozproszony, mistrzu Seyonne. Może powinniśmy to odwołać.
– I pozwolić, by rai-kirah działał dalej?
– Nie możemy naprawić całego zła tego świata.
– Gdybyś tam żyła, nie powiedziałabyś tego tak łatwo. Zabierajmy się do dzieła.
Pokiwała głową, spoglądając z wyrzutem na bliznę na mojej twarzy – królewskiego sokoła i lwa wypalone na lewej kości policzkowej w dniu, w którym zostałem sprzedany Aleksandrowi.
– Dobrze. Nie zapomnisz o oczyszczeniu podczas przygotowań?
Zmusiłem się do zachowania spokoju.
– Nigdy nie zapomniałem o oczyszczeniu, Fiono.
– Hammard mówił, że wczoraj twój ręcznik był suchy. Jeśli się umyłeś…
– Nie potrzebuję nauczania, jak mam się myć, nie odpowiadam też za pogodę. Jeśli pamiętasz, popołudnie było gorące. Nie użyłem ręcznika. Czy Hammard nie ma nic lepszego do roboty, niż sprawdzać moje ręczniki?
Fiona wpatrzyła się we mnie z uwagą.
– Pomijasz pewne elementy rytuałów. Tymczasem każdy z nich ma swoje znaczenie. Gdybyś żywił szczere zamiary, robiłbyś wszystko jak należy.
Nie miałem zamiaru kłócić się z nią o swoją szczerość. Jeśli dwie setki spotkań z demonami w ciągu roku nie były wystarczającym dowodem mojej szczerości, żadne słowa jej nie przekonają.
– Jeśli to wszystko…
– Wczoraj musiałam ponownie oczyścić twój nóż po tym, jak go zostawiłeś.
Moja irytacja zmieniła się w gniew.
– Nie masz powodów, by dotykać mojego noża. Posuwasz się za daleko, Fiono.
Czary otaczające nóż Strażnika były bardzo skomplikowane i nie do końca pojęte. Przez lata nauczyliśmy się, jak je kopiować, ale nie wiedzieliśmy, co może mieć wpływ na ich szczególną magię. Nóż był jedyną bronią, którą Strażnik mógł zabrać przez portal Aife. Każda inna rozpadała się w dłoni. Nie ważyliśmy się z nim eksperymentować.
– Ale ty…
– Był doskonale czysty. Jeśli dotkniesz go jeszcze raz, będę nalegał, by ktoś cię zastąpił.
Choć kobieta dumnie uniosła brodę, wiedziała, że tym razem posunęła się za daleko, gdyż nie wymieniła całej setki rzeczy, o które jeszcze miała zamiar mnie oskarżyć.
– Lepiej się przygotujmy – powiedziałem. – Będę potrzebował godziny i pół, jak zwykle. – Miałem wrażenie, że tym razem setka godzin by nie wystarczyła, bym osiągnął spokój. Zostawiłem ją tam, wpatrującą się we mnie ze złością w gasnącym świetle.
Jak zawsze przez godzinę ćwiczyłem kyanar, sztukę walki, która pomagała mi się skoncentrować i przygotować ciało do nadchodzącego starcia. Tej nocy, po raz pierwszy w karierze Strażnika, czułem, że walka za portalem może mi przynieść ulgę.
Nim Fiona po mnie przyszła, odziana w powłóczystą białą szatę, jak nakazywał rytuał, umyłem się, wypiłem większość czystej wody z dzbana, wziąłem ubranie, płaszcz Strażnika i broń, i wykorzystałem inkantację Ioretha, by znaleźć się w stanie pomiędzy naszym światem a światem, który stworzy dla mnie Aife. Rytuał był niezmiernie uspokajający, i mimo przepełniającego mnie smutku zdołałem skoncentrować się na pracy. Fiona poprowadziła mnie do świątynnego ognia, a kiedy skinąłem głową na znak gotowości, wzięła mnie za ręce i wyzwoliła swą potężną magię.
Komuś obserwującemu to wszystko z zewnątrz mogłoby się wydawać, że zniknąłem ze świątyni, ja jednak widziałem ją za sobą – blady zarys na tle jasnych gwiazd ezzariańskiej nocy. Przede mną rozciągał się inny krajobraz… skały, ziemia, woda i powietrze… i czekający rai-kirah – demon, który mógł się pojawić w milionie dziwnych kształtów.
Kiedy przeszedłem przez zamglony szary prostokąt, portal Fiony, nie towarzyszyły mi wyszeptane słowa otuchy. A kiedy tylko go minąłem, olbrzymia istota o kształcie człowieka z czterema rękami i o zębach jak sztylety natychmiast się na mnie rzuciła, więc nie miałem już czasu myśleć o Ysanne, Fionie ani niczym innym. Nie widziałem krajobrazu, nie mogłem ocenić możliwości pozbycia się tej istoty, nie mogłem zrobić niczego poza tym, że trzymałem najważniejsze części ciała z dala od jej kłów i poruszałem się wystarczająco szybko, by mnie nie pochwyciła. Z trudem wydyszałem słowa ostrzeżenia, które musiałem wypowiedzieć.
– Jestem Strażnikiem przysłanym… przez Aife… bicz… na demony… by wyzwać cię do walki… o to ciało! Hyssad! Odejdź!
Demon nawet nie próbował mi odpowiedzieć, tylko z jeszcze większym zapałem usiłował pozbawić mnie głowy.
Wykręć lewe ramię. Już jest uszkodzone. Rozerwanie ścięgien sprawi, że będzie bezużyteczne. Zmień nóż w krótki miecz… wystarczająco długi, by powstrzymać kły, podczas gdy otoczysz nogami… nie. Nie myśl. Działaj.
I tak walczyłem. Przez niezliczone godziny. Kiedy tylko zyskiwałem przewagę, demon się wycofywał i znikał w mrocznym pustkowiu, po czym znów mnie atakował. To miejsce było przerażająco zimne. Nienawidziłem gorących miejsc, ale to te zimne były bardziej niebezpieczne. Wywoływały skurcze i sztywnienie mięśni, które łatwo było naderwać. Odrętwienie, przez co szpony i żelazo czuło się zbyt późno. Osłabienie zmysłów. Byłem skąpany w zielonej krwi, wżerającej się w moją skórę niczym zimny ogień. Rana na ramieniu znów zaczęła krwawić. Wzrok zaczął mnie zawodzić.
Gdy wbiłem ostrze w rozdziawiony otwór, z którego ciekł jad, zauważyłem błysk metalu. Na moich nadgarstkach pojawiły się obręcze. Cofnąłem ręce, lecz obręcze nie znikły…
… kajdany niewolnika… a moje ręce nie były moimi. Były smukłymi, młodymi rękami… rękami dziewczynki… a potwór nie był niekształtnym objawieniem demona, lecz mężczyzną o obwisłych policzkach, który pożerał mnie oczami płonącymi pragnieniem nieczystej przyjemności. Oblizał wargi… i jego język zbliżył się do mojej twarzy…
Z obrzydzeniem i wściekłością ciąłem mieczem, próbując odegnać obrazy zła, które uczyniła ta dusza. Ale one spadały na mnie jeden po drugim, z całym swoim przerażeniem, cierpieniem, wstydem i upokorzeniem. Walcząc, przeżywałem strach tych dzieci, nie widziałem potwornych kończyn ani ostrych kłów, gdyż otaczały mnie wizje. Musiałem walczyć, posługując się zmysłami innymi niż wzrok, kierować rękami i stopami w oparciu o wspomnienie demonicznej postaci i nie pozwalać sobie na to, by zwiodło mnie świadectwo oczu. A kiedy w końcu wbiłem sztylet w środek demonicznej postaci, byłem tak rozwścieczony krzywdą tych dzieci, że popełniłem straszliwy błąd.
Kiedy ginie jego fizyczna postać, rai-kirah zostaje uwolniony. Strażnik musi zapamiętać pozycję demona, gdy ten opuszcza martwe ciało, i przy pomocy zwierciadła Luthena go sparaliżować, dając mu do wyboru opuszczenie gospodarza lub śmierć. Ale tego dnia, gdy uwięziłem demona, nie dałem mu wyboru. Zabiłem go, nie dlatego, że było to konieczne, lecz z wściekłości, i zabiłem go tak gwałtownie i okrutnie, że pozbawiłem życia także ofiarę.
Ziemia i niebo, które istniały wokół mnie, natychmiast zmieniły się w chaos. Pojawił się wir ciemności przeszywany jaskrawymi barwami, a wszystkie kierunki, góra i dół, prawo i lewo, przestały mieć znaczenie. Z trudem uchroniwszy ciało przed rozpadem, skierowałem się w stronę szarego portalu, migoczącego i falującego za moimi plecami…
• • •
– Wiesz, co zrobiłeś?
Ostre oskarżenie Fiony jako pierwsze przebiło się przez zmieszanie towarzyszące powrotowi do prawdziwego świata. Aife nie widziała krajobrazu, który stworzyła, wyczuwała tylko jego kształt i przebieg bitwy. Ale nie mogła nie zauważyć śmierci ofiary.
– Uderzyłem za mocno – wyjaśniłem. Strażnik nie musiał uzasadniać wyniku bitwy nikomu poza innym Strażnikiem. Nikt poza innym Strażnikiem nie rozumiał, ile trudu kosztowała walka z demonem. – Nie zasługiwał, by żyć.
Wierzyłem w to. Chodziłem w jego duszy i wiedziałem. Ale nie chciałem go zabić.
Podniósłszy się powoli, obejrzałem swoje kończyny i malujące się na nich sińce, sprawdziłem zmysły i upewniłem się, że krew pokrywająca moje ubranie i dłonie nie należy do mnie. Na kamiennym podwyższeniu stał dzban z czerwonej gliny i kubek. Napełniałem kubek wodą raz za razem, aż w końcu chłodny, czysty napój się skończył. Czułem się, jakby przebiegło po mnie stado spłoszonych chastou. Bolały mnie wszystkie kości. Skóra wydawała się naciągnięta i podrażniona od jadu.
– Co się stało? Wyjaśnij mi to.
– Nie muszę tego wyjaśniać. – Każdy oddech był niczym dotknięcie skórą tłuczonego szkła. Oczyściłem i odłożyłem broń, umyłem ręce i twarz i zabrałem płaszcz z komnaty przygotowań.
– Chyba nie wychodzisz? Nie odśpiewaliśmy jeszcze inkantacji, nie umyliśmy podłogi ani…
– Zrób to, jeśli masz ochotę. Ja muszę się przespać.
– To pogwałcenie zasad. Prawo mówi…
– Na bogów nocy, Fiono. Właśnie przez pół nocy walczyłem z potworem. Ledwo trzymam się na nogach. Demon nie żyje. Ofiara też. Umycie podłogi i odśpiewanie pieśni nic nie zmieni.
Nie odwracając się, wszedłem do lasu. Wzburzona krew sprawiała, że nie pamiętałem o zbyt wielu godzinach walki i zbyt krótkim czasie snu. Nie wiedziałem, czy w ogóle uda mi się jeszcze zasnąć. Jak mogłem to zrobić? Nie byłem na tyle głupi, by wierzyć, że mogę walczyć i nigdy nie popełnię błędu. Musieliśmy ryzykować, a mój dawny mentor Galadon upewnił się, że pojmuję, iż będę musiał żyć ze świadomością porażki. Czasem ofiary ginęły. Czasem popadały w szaleństwo. Czasem przegrywaliśmy i musieliśmy pozostawić je swojemu losowi. Zrobiłem, co mogłem, i nie wolno mi było obwiniać się za wynik tej walki.
A jednak wydarzenie to mnie niepokoiło. Straciłem panowanie nad sobą. Ponieważ byłem zmęczony. Ponieważ byłem zły. Ponieważ ofiara gwałciła i niewoliła dzieci. A co najbardziej niepokojące, demon wiedział, jak wykorzystać to przeciwko mnie. Przeklęty, przeklęty głupcze. Co się z tobą dzieje? Rada już napięła łuk, a ja dostarczyłem im strzałę.
Zatrzymałem się na szczycie wzgórza, gdyż pojawił się przede mną kolejny dylemat – gdzie spędzić resztę nocy. Catrin by mnie przyjęła, lecz kiedy zacząłem się uspokajać, przypomniałem sobie, o co mnie prosiła w obecności Fiony. Jeszcze tylko kilka miesięcy i zakończy się szkolenie dwóch nowych Strażników. Póki nie będą gotowi, musiała być moją mentorką, nie przyjaciółką, by nie dotknęły jej podejrzenia związane z moją osobą. I dlatego poprosiła mnie, żebym się hamował. Żebym był ostrożny. Na to już za późno, ale przynajmniej mogłem nie obciążać jej swoją osobą. Nie wpakuję jej w kłopoty, póki nie zapewni nam wszystkim przyszłości.
Miałem innych przyjaciół… przyjaciół, którzy już na pewno wiedzieli o Ysanne i dziecku. Niektórzy zgodziliby się ze mną, że odrzucanie martwego dziecka nie miało sensu, że zabicie opętanego przez demona maleństwa jest morderstwem, a tak nie odpowiada się na ignorancję. Inni udawaliby, że dziecko nigdy nie istniało. Wszystkim byłoby bardzo żal Ysanne i mnie. Nikt z nich nic by nie zrobił. Nie zdołałabym znieść ani ich litości, ani hipokryzji, i dlatego musiałem pójść do domu… lub tego, co z niego pozostało.
Kiedy przybyłem, lampa stała w oknie. Wyszedłem z powrotem na zewnątrz i wrzuciłem ją do potoku, który migotał w blasku księżyca pod drewnianym mostkiem. Kiedy szkło rozbiło się o kamień, oliwa zapłonęła, po czym zgasła. Zdjąłem okrwawione, śmierdzące ubranie, znalazłem w skrzyni koc i skuliłem się na krześle przy zimnym kominku.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

32
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.