powrót do indeksunastępna strona

nr 04 (LVI)
czerwiec 2006

Autor
„Mocny” debiut
Bartek Świderski ‹Mocny program›
„Mocny program” Bartka Świderskiego to zbiór dziesięciu opowiadań gatunkowo przynależnych wedle autora do science fiction. Ściślej rzecz ujmując – dziewięciu opowiadań i czegoś w rodzaju artykułu prasowego, który musiał się niechcący przykleić do szczotek gotowej do druku książki (jakieś żałosne rozważania o Laskowiku, który miałby być nowym członkiem „Monty Pythona”). Opowiadań niebezpiecznie balansujących na krawędzi grafomanii i świadczących swoją zawartością zarówno o nieutulonej tęsknocie autora do figli z (pogardzaną) płcią piękną, jak i o palącej potrzebie uznania i docenienia przez otoczenie (większość bohaterów w glorii i chwale ratuje świat, ludzkość, czy chociaż kraj, zwłaszcza przed homoseksualną zarazą).
Zawartość ekstraktu: 40%
‹Mocny program›
‹Mocny program›
Jedyną w sumie zaletą tej książki jest dość poprawny język, jakim jest napisana, aczkolwiek niekiedy bez potrzeby okraszony mocnym słownictwem. Czyta się ją dość lekko, jednak bez specjalnego zainteresowania fabułą (której częstokroć zresztą brakuje), i bez większego zaangażowania emocjonalnego (bohaterowie opowiadań nieodmiennie są niewiarygodni psychologicznie). Niestety, większość tekstów ma byle jak skleconą fabułę, piętrowo zapętloną i owiniętą wokół genialnego – zdaniem autora – pomysłu, a puenty mają, że pożal się Boże! W zasadzie można zaryzykować stwierdzenie, że ze zbioru wieje intelektualną pustką, której nie ratują pretensjonalne wtręty uświadamiające czytelnika, że autor zna kilka filmów (np. „Pulp fiction”), czy książek („Objaśnianie marzeń sennych”), a którą pogłębiają dodatkowo fobie (głównie na tle seksualnym) i błahość treści. Może są to zbyt mocne słowa, i może kilka opowiadań ze zbioru rzeczywiście daje się czytać bez większego bólu głowy (np. ciekawy koncepcyjnie, choć absurdalny logicznie „Przepis na cień”, publikowany ongiś w „Nowej Fantastyce” „Zaprenumeruj swój świat”, czy dość chaotyczne „Zabić belfra”, również goszczące w „NF”), ale summa summarum jest to strata czasu.
Wystarczy wykazać problemy, z jakimi boryka się niemal każdy tekst w zbiorze, na przykładzie pierwszego z zawartych w nim opowiadań – „Kurczaka”. Chodzi tutaj o świat, gdzie równouprawnienie w społeczeństwie uzyskują szczury (jak rozumiem ma być to aluzja do równie „abstrakcyjnego” zrównywania praw homoseksualistów), i gdzie główny bohater zostaje wplątany w jakieś tajemne rozgrywki szczurzo-ludzkie. Pierwszą rzeczą, jaka się rzuca w oczy podczas lektury wzmiankowanego opowiadania, to oparty na nieznajomości języka angielskiego tytuł. „Chicken” to owszem, „kurczak”, ale również i „tchórz”. Opisywana przez Świderskiego gra to właśnie gra w tchórza (naprzeciw siebie jadą dwa samochody – ten z kierowców, który pierwszy skręci unikając czołowego zderzenia, to tchórz), a nie w żadnego kurczaka. W związku z tym w łeb bierze „ładna” analogia do perfum z kurczaka, przyrównywanie kurczaka do koguta, wyrastanie z kurczaka, oraz przepis na patroszenie kurczaka. Następne zastanawiające elementy opowiadania to wyjawianie przez szczurzycę (koniecznie! W końcu samicom nie można ufać!) rasowych tajemnic (chodzi o telepatię) komuś, kto jest zdeklarowanym wrogiem równouprawnienia, zwłaszcza jeśli w sumie nie ma to większego wpływu na tok fabuły. Noszenie ubrań przez szczury (zrozumiałbym jakieś uprzęże na drobne przedmioty, ale całe ubrania? Po co? Przecież szczury mają futro). Warczące szczury (w życiu nie słyszałem jeszcze warczącego szczura). Filoraci (ładne określenie zwolenników równouprawnienia, ale w sumie bzdurne: „rat” jest słowem angielskim, a nie greckim, jak człon „filo” oznaczający miłość, ale co tam – już ustaliliśmy, że Świderski poliglotą nie jest). Trucizna w mgnieniu oka załatwiająca dziadka, podczas gdy bohater mając ją przez chwilę w ustach, nie odczuwa żadnych nieprzyjemności. To dość poważne wpadki jak na opublikowaną drukiem książkę, a tekst ma przecież ledwie osiemnaście stron.
Oczywiście, wszystko to można zrzucać na postmodernistyczne podejście do tematu i na bardzo pojemną „licentia poetica”, ale to nie są worki bez dna, w które można pchać do woli błędy wynikające z niekompetencji autora, czy z niechlujnego obmyślenia koncepcji. W przypadku „Mocnego programu” postmodernizm jawi się raczej jako chaos pojęć, myśli, a także średniej znajomości rzeczy, a nie zamierzone działanie polegające na mieszaniu konwencji i elementów z różnych stylów, epok i gatunków. Nawet „licentia poetica”, na którą rozliczni autorzy tak chętnie się powołują, ma swoje granice, i żeby żonglować na wysokim poziomie, trzeba być erudytą, a Świderski z pewnością nim nie jest.
Nie ma więc sensu wywlekać mniejszych (rozszerzanie się w gniewie oczu), lub większych (ludzie, którzy przez parędziesiąt lat w naturalny sposób „zniknęli” sobie cień, i przez których prześwitują szczebelki oparcia krzesła) potknięć w kolejnych tekstach, bo wiadomo, że jest ich tam na pęczki. Nad jedną kwestią zatrzymać się jednak muszę. Chodzi o kobiety.
Jak to mawiają – Freud miałby używanie. Praktycznie w każdym opowiadaniu zbioru występuje kobieta – zazwyczaj jako bohater negatywny. W „Ciemnej stronie”, pozbawionym myśli przewodniej opowiadaniu, którym mądrzejszy debiutant napaliłby w kominku, wstydząc się wyciągać takie bazgroły na światło dzienne, bohater rypie pokątnie grube dziwki z malowanymi na czerwono (koniecznie!) paznokciami u nóg. Im ohydniejsza, im bardziej odpychająca i gruba kobieta, tym większa chuć. W „Przepisie na cień” pozbawionych cienia złodziei aresztuje patrol nagich policjantek (jak rozumiem, jest to najlepsze „zastosowanie” kobiet w policji – praca ciałem). „86 centów” proponuje wirtualną rzeczywistość z lubieżnymi gejszami i lodową rzeźbą nagiej kobiety, stanowiącymi bodziec dla bohatera ratującego światową sieć informatyczną przed zalewem pedofilii, zoofilii i innych zboczeń. Następny heros – tym razem z „Zaprenumeruj swój świat” – posiada jakiś tajny samczy magnetyzm i jest obskakiwany przez seks-bomby; z tekstu wynika, że jedyne bystre i inteligentne kobiety to te, które chcą się umówić z bohaterem (bo się poznały na jego nadprzeciętnym rozumie). „Korytarz” serwuje głupią blondynę, która miast myśleć o ratowaniu życia, parę razy na dzień (mimo braku wody) robi sobie maseczki i zmienia kolejne fryzury (ile można?). Ukoronowaniem tego wszystkiego jest zaś „Mocny program”. Bohater opowiadania jest jednym z żołnierzy poddanych programowi światowej demilitaryzacji. Jedyną rozrywką zamkniętych w ogromnych kompleksach mieszkalnych mężczyzn (kobiety są wyłącznie w kuchni – a jakżeżby inaczej) jest telewizja, w której – jak się okazuje – lecą reklamówki z podprogowym przekazem, mającym zmienić byłych wojaków w rozerotyzowanych pedziów. Nasz prawy bohater usiłuje oczywiście stworzyć podziemny ruch oporu, ale niemal od razu zostaje schwytany i w zamian za milczenie zgadza się opuścić kompleks i zostać „głównym jebaką w mieście” (kolejne setki chutliwych kobiet rozkładają przed nim nogi). Ze względu jednak na znudzenie życiem erotycznym musi coraz częściej posiłkować się viagrą. Do czasu, gdy okazuje się, że przemiana wojskowych w uganiających się za swoimi kolegami erotomanów była sprytnym planem obcych z Księżyca (?). Nasz bohater okazuje się być ostatnim mężczyzną na globie mogącym stawić czoła inwazji. Na Ziemi zachowało się jeszcze kilka ukrytych dział, a on jest artylerzystą.
Wstrząsnął mną oczyszczający dreszcz śmiertelnego strachu, po którym nastąpiła cudowna Gotowość na Wszystko.
Spojrzałem w dół. Nie potrzebowałem już viagry.
Zwyczajnie szkoda zmarnowanej szansy na dobrą książkę, bo znajomości warsztatu literackiego Świderskiemu odmówić nie można. Ale sam warsztat to za mało, by książkę uznać za godną polecenia.



Tytuł: Mocny program
Autor: Bartek Świderski
Wydawca: superNOWA
ISBN: 83-7054154-2
Format: 222s. 120×195mm
Cena: 22,50
Data wydania: 12 listopada 2002
Ekstrakt: 40%
powrót do indeksunastępna strona

39
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.