Wydawnictwo Taurus Media nieźle narozrabiało na polskim rynku komiksowym. Mocny debiut z „300” i „Żywymi Trupami”, następnie podbicie poziomu „Zbirem”. Minęło zaledwie pół roku i może jeszcze nie rozdają kart, ale to chyba właśnie oni trzymają w ręku asy. „Straceńcy” są właśnie jednym z nich…  | ‹Straceńcy #1: Początek rozgrywki› |
„Początek Rozgrywki” wprowadza nas w świat działających na bakier z prawem służb wywiadowczych, mistyfikacji i gier na dwa fronty. Tytułowi Straceńcy to grupka byłych agentów CIA traktujących próbę zabicia ich przez zwierzchnika jako dymisję. Wiedzą, że jak tylko wychylą głowy i ujawnią, że żyją, wystawią się na odstrzał, a drugiego pudła nie będzie. Nie mają już nic do stracenia. Postanawiają zatem dobrać się do byłego szefa, wykorzystując zdobytą wiedzę i doświadczenie, przewracając przy tym Firmę do góry nogami… Scenarzysta Andy Diggle nie marnuje czasu na wstęp czy metodyczne wprowadzenie bohaterów. Rzuca czytelnika na głęboką wodę. Fabuła otwiera się początkiem działań odwetowych bohaterów, dopiero z kolejnymi stronami powoli odkrywane są ich pobudki, dalsze plany, przeszłość i powiązania z innymi postaciami. Kolejne zwody zdradzonych agentów są tak samo zaskakujące dla ich wrogów, jak i dla czytelnika, a scenariusz poprzecinany jest dynamicznymi zwrotami akcji. Siłę serii stanowi właśnie wartka i wciągająca akcja, tylko momentami przerywana chwilami wytchnienia na stronę czy dwie. Efekciarskie strzelaniny z obowiązkowymi wybuchami, czy tak ograne, choć zawsze lubiane chwyty, jak bijatyka na klapie towarowej startującego samolotu. Klasy dodaje subtelne mruganie okiem do czytelnika, czy to w dobrych, dowcipnych dialogach, czy w nawiązaniach do kina szpiegowskiego. Nie potrafię przejść obojętnie obok stylu o ekspresji Mignoli, jaki reprezentuje rysunek Jocka. Zwłaszcza jeśli kolejne skojarzenia przywodzą na myśl luz Adlera. Gęste plamy czerni, wyrazista, realistyczna kreska, zabawy perspektywą, ciekawe kadrowanie. Jock dodaje jeszcze więcej mocy tej i tak wysokooktanowej mieszance. Niby nie wszystko złoto, co Vertigo. Może i tak, ale na pewno nie tym razem. Wyraziści, charakterystyczni bohaterowie w stylu „Drużyny A”, zadyma z dużym hukiem na wysokim szczeblu i brak czasu na złapanie oddechu. Może nie jest to komiks o zbyt wysokich ambicjach, ale inteligentna rozrywka. Każdy kto lubi „100 Naboi” czy „Queen & Country” powinien być mile połechtany. Nasuwa się porównanie do filmów o Bournie albo do „Kodu Dostępu”, bo to do nich „Straceńcom” najbliżej, zarówno dzięki filmowemu rozmachowi, jak i podejściu do tematu. Komiks aż prosi się o ekranizację, a ptaszki ćwierkają, że podobno jest w drodze. Poczekamy, zobaczymy. Tymczasem zachęcam do lektury najciekawszego jak dotąd debiutu serii w tym roku. Plusy: - mocna kreska
- filmowy rozmach i nawiązania
- wartka, wciągająca akcja
Minusy: - prawie suberbohaterowie, nie do wykoszenia, ale bez supermocy i trykotów
- brak gołych biustów
Tytuł: Początek rozgrywki Tytuł oryginalny: The Losers: Ante up Scenariusz: Andy Diggle Rysunki: Jock Wydawca: Taurus Media Cykl: Straceńcy Format: 160s. 170×260mm; czarno-biały Cena: 45,— Data wydania: luty 2006 |