Przyznam się. W szóstej klasie podstawówki, czyli gdy miałem 12 lat, zacząłem pisać swą pierwszą powieść (oczywiście, fantasy). Kilka aspektów „Podróży »Mrocznego Księżyca«” Seana McMullena wygląda, jakby autor spisał ją, będąc mniej więcej w podobnym wieku.  |  | ‹Podróż „Mrocznego księżyca”› |
Czyż bowiem można serio traktować powieść, w której 11-latka z naszego świata wyjaśnia zasady astrofizyki lokalnym magom i uczonym? A żyjący 700 lat 14-latek (wampir) wciąż przejawia mentalność nastolatka? W blurbie tradycyjnie użyto frazy „epicki rozmach”. Zamieniłbym ją na „chaos”. Bohaterów powieść ma tak wielu, że w efekcie nie ma ani jednego. Z żadnym nie udało mi się nawiązać emocjonalnej więzi, losem żadnego się nie przejąłem. Autor postawił na tajemniczość, przez co o bohaterach nie wiemy prawie niczego. Jak tu z takimi sympatyzować? W dodatku żadnego z nich nie można z czystym sumieniem określić jako bohatera pozytywnego – każdy kłamie, oszukuje innych, prowadzi swoją tajemną (oczywiście) grę. Większość szpieguje dla bliżej nieokreślonych sił lub władców, inni tymi władcami są – jawnie lub incognito. Skoro mowa o władcach, wspomnijmy o ich włościach. Jest w książce mowa o świecie czterech kontynentów i opływającym je Oceanie Łagodnym. Pomiędzy górami i pustyniami rozpięły swe ramiona liczne cesarstwa, królestwa i księstwa. Wielu bohaterów plus wiele miejsc równa się mnóstwo imion i nazw własnych. W długim pierwszym rozdziale autor serwuje nam średnio jedną nazwę na stronę, praktycznie (tajemniczość!) bez żadnych wyjaśnień. A te miana! Laron, Roval, Feran, Miral, Banzal, Velander – niczym z kart dziecięcej powieści. Rozległa („z rozmachem”) geografia pogłębia chaos powieści, bo autor (lub wydawca) nie uznał za stosowne przedstawić żadnej mapy – choć z miejsca prosiłoby się o kilka, ukazujących to ogólny, to lokalny, szczegółowy obraz okolic. Zwłaszcza że istotną rolę w książce pełni geometria – bohaterowie bez ustanku wytyczają i zakreślają na swych mapach koła oznaczające zasięg oddziaływania potężnej broni magicznej, Srebrzyśmierci (w efektach działania porównalnej do bomby atomowej), wokół przejęcia której toczy się cała akcja. Na plus można powieści policzyć kilka rozwiązań fabularnych. Pierwszym jest wspomniana już praktyczna geometria – rzecz stosunkowo rzadko w fantasy spotykana – w dodatku połączona z analizą matematyczną (ciągi liczbowe). Drugim jest widoczna na okładce zatapialna 1) łódź żaglowa (tak, to tytułowy „Mroczny Księżyc”) oraz sposoby jej wykorzystania i zagrożenia z tego wynikające. Trzecim – inne pomysły inżynierskie użyte obok „zwykłej” magii, zwłaszcza te niezwiązane z bieżącymi działaniami wojennymi. Czwartym wreszcie – taniość ludzkiego życia w opisywanym świecie: co rusz ktoś ginie, także ci „ważni”, więc nie można mieć pewności co do losów „głównych” bohaterów. Niestety, chaos narracyjny i fabularny, niewykorzystywanie własnych pomysłów (przykład: żyjący w świecie powieści mają po dwa serca, ale nic z tego nie wynika poza zmianą przysłów) oraz głupawy happy end (spoiler – zaznacz aby przeczytać) z nastolatkiem i księżniczką w rolach głównych skutecznie przyćmiewają wszystkie plusy. 1) Oczywiście, każda łódź jest zatapialna. Z reguły jeden raz. Ta natomiast jest zatapialna wielokrotnie – jej konstruktor zaprojektował rozwiązania umożliwiające chowanie się obiektu pod wodą, symulujące zatopienie, a następnie umożliwiające wydostanie łodzi na powierzchnię i płynięcie dalej. Nie można natomiast uznać tej łodzi za podwodną, ponieważ, wbrew temu, co sugeruje okładka, „Mroczny Księżyc” pod powierzchnią wody nie jest w stanie płynąć w żadnym kierunku.
Tytuł: Podróż „Mrocznego księżyca” Tytuł oryginalny: Voyage of the Shadowmoon Autor: Sean McMullen Tłumaczenie: Agnieszka Sylwanowicz Cykl: Moonworlds ISBN: 83-7337-761-1 Format: 512s. 142×202mm Cena: 39,— Data wydania: 17 stycznia 2006 Ekstrakt: 40% |