Są książki, które czyta się przede wszystkim dla bohaterów – to oni oraz ich losy wzbudzają największe zainteresowanie i najdłużej zostają w pamięci. Istnieją też książki, które czyta się dla wykreowanego świata – wtedy na plan pierwszy wysuwa się pomysłowość pisarza. Rzadko bywa tak, by obdarzony oryginalną wyobraźnią autor potrafił jednocześnie nasycić swą opowieść intensywnymi emocjami. Jednak gdy już coś takiego się zdarzy, mamy do czynienia z prawdziwą literacką perłą, właśnie taką jak „Wieki światła” Iana R. MacLeoda.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
„Wieki światła” należą do zdobywającego coraz większą popularność nurtu „New Weird”, znanego w Polsce przede wszystkim dzięki powieściom Chiny Miéville’a. W porównaniu z „Dworcem Perdido” czy „Blizną” pomysł MacLeoda zaskakuje prostotą – oto bowiem mamy quasi-wiktoriańską Anglię, w której eter, magiczny pierwiastek, wydobywa się z ziemi jak surowiec. Eter napędza fabryczne maszyny, eter pomaga budować domy, dzięki eterowi można tworzyć baśniowe cuda, które służą rozrywce wyższych klas. Jest najważniejszym z surowców i gdy go zabraknie, system społeczny sypie się w gruzy. Działanie eteru ma też skutki uboczne – na marginesie społeczeństwa egzystują ci, którzy zbyt blisko zetknąwszy się z magią, zmutowali w budzących lęk i pogardę odmieńców. Ian MacLeod nie imponuje aż tak niezwykłą wyobraźnią jak China Miéville. Zamiast tworzyć świat od podstaw, skupia się na szczegółach, dzięki którym sceneria „Wieków światła” różni się od tej znanej choćby z powieści Dickensa – i nawet najdrobniejsze z tych szczegółów są idealnie wkomponowane w fabułę, pomysłowe, a także zapadające w pamięć. Nieprzypadkowo w poprzednim akapicie wspomniałam nazwisko Dickensa. „Wieki światła” to epopeja nawiązująca do „Wielkich nadziei”. Opowieść ujęta jest w klamrę wspomnienia, w którym Robert Borrows przywołuje przeszłość: ubogie lata chłopięce, burzliwą, rewolucyjną młodość, a przede wszystkim poznaną jeszcze w dzieciństwie Annalise, dziewczynę-odmieńca, która skrywając swą inność, stała się ulubienicą londyńskiego towarzystwa, i spod której uroku bohater nie potrafi się wyzwolić. Intryga powieści jest precyzyjnie dopracowana, wielkie brawa należą się autorowi przede wszystkim za zachowanie równowagi pomiędzy poszczególnymi wątkami, z których każdy namalowany jest w odmiennych barwach: dramatyzm rewolucji, słodko-gorzki smak niespełnionej miłości i w końcu mroczny sekret, jaki skrywa rodzinne miasteczko bohatera – wszystkie te elementy wzajemnie się uzupełniają, tworząc niezwykłą, bogatą w różnorakie emocje całość. Właśnie – emocje. Największą zaletą „Wieków światła” jest wirtuozeria, z jaką autor gra na uczuciach czytelnika. Opowieść ma w sobie niesamowity, hipnotyzujący urok, już sceny rozgrywające się tuż przed wybuchem rewolucji wystarczą, by chwycić za gardło, a przecież jest w tej książce znacznie więcej. Dzięki temu, że jest to historia opowiadana przez głównego bohatera z perspektywy czasu, „Wieki światła” zyskują epicki oddech i głębszy wymiar. Na wydarzenia, w których bierze udział Robert-dziecko lub Robert-młodzieniec, nakładają się uczucia dojrzałego Roberta: nostalgia, odrobina goryczy, ale i rozkosz, jaką daje zanurzanie się w przeszłości, która na bohatera działa niczym słodka trucizna. To opowieść mądra, subtelna i piękna, a przede wszystkim bardzo przejmująca. Jest w niej podwójna magia: ta pierwsza wiąże się z eterem, ta druga z subiektywnym sposobem, w jaki Robert postrzega poszczególne zdarzenia i osoby. Annalise jest inna, obca, fascynująca i niezrozumiała nie dlatego, że taką ją uczynił eter. A przynajmniej nie tylko dlatego. Jest taka, bo tak właśnie postrzega ją zauroczony Robert. Nie trzeba wcale eteru, by dziewczyna miała magiczny urok. Na koniec kilka słów pochwały należy się też wydawnictwu MAG. „Wieki światła” to powieść dobrze przetłumaczona i starannie wydana: w twardej oprawie, z klimatyczną, wprowadzającą w odpowiedni nastrój ilustracją na okładce, a do tego jeszcze szyta, nie klejona, dzięki czemu książkę można swobodnie czytać, nie łamiąc jej grzbietu. Za tak wydaną literacką perełkę cena 35 złotych wcale nie wydaje się wygórowana.
Tytuł: Wieki światła Tytuł oryginalny: The Light Ages Autor: Ian R. MacLeod Tłumaczenie: Wojciech M. Próchniewicz ISBN: 83-7480-023-2 Cena: 35,— Data wydania: 16 czerwca 2006 Ekstrakt: 100% |