powrót do indeksunastępna strona

nr 06 (LVIII)
sierpień 2006

ENH 06: Dzień Jedenasty - Nie ma to jak porządne rozczarowanie na sam koniec
‹6. Festiwal Filmowy Era Nowe Horyzonty›, ‹Lot 93›, ‹Wiatr buszujący w jęczmieniu›
Koniec, koniec i jeszcze raz koniec. Już po wszystkim. Kolejny festiwal Era Nowe Horyzonty dobiegł końca. Filmowy finał niestety zawodzi, co i tak nie zmienia faktu, że za rok chce się tu wrócić jeszcze bardziej, niż poprzednim razem.
Wreszcie się wystarczająco wyleniłem (nie mylić z wyleniałem) i odpocząłem, by móc zrelacjonować dzień ostatni. Odpoczynek był potrzebny, bo tego dnia odbyły się pokazy prawdopodobnie dwóch najbardziej oczekiwanych filmów festiwalu. Potencjalnie kontrowersyjny „Lot 93” i złoto-palmiany „Wiatr buszujący w jęczmieniu” to niewątpliwe hity wrocławskiej imprezy. Hity hitami, a rzeczywistość rzeczywistością. Zarówno Loach, jak i Greengrass zostali trochę przereklamowani i tym samym zawód jest odpowiednio duży. Może i wybrzydzam, ale jak tu nie wybrzydzać, kiedy tyle filmów nie da się oglądać albo seans jest ogromną męczarnią, a że jestem masochistą, to taka sytuacja nawet mnie nie mierzi. Przez cały rok oglądam normalne, mieszczące się w kinematograficznych ramach filmy, a przez niespełna dwa tygodnie mogę doświadczyć najbardziej charakterystycznego i chorego kina z całego świata. Brakowało oczywiście większej ilości perełek w stylu „Kajmana”, „Block Party” czy „Breakfast on Pluto” ale może inaczej nie doceniłbym ich wartości. Za rok też będę i, jak zdrowie pozwoli, to też będę się użalał i krytykował te często gówniane produkcje. Dziękuję za uwagę i zapraszam na ostatnie już recenzje.
Zawartość ekstraktu: 40%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
LOT 93
Czekałem, obejrzałem, przetrawiłem i w dalszym ciągu nie wiem, czemu w ogóle ten film powstał. „Lot 93” to dokumentacja wydarzeń z 11 września 2001 roku, ale dokumentacja sztucznie udramatyzowana i do samego tematu nie wnosząca nic. Przez prawie godzinę akcja dzieje się przede wszystkim na lądzie, w sekretnym pomieszczeniach lotnisk, gdzie jajogłowi śledzą przebieg porwań kolejnych samolotów. Nie jest to wyjątkowo ciekawa część seansu, bo świadkowie ataków terrorystycznych emocje kiszą w sobie, co także udziela się widzowi. Może i Greengrass chciał pokazać bezsilność całego sztabu kryzysowego, ale wyszło jak relacja z zebrania idiotów, którzy nie wiedzą nic o swoich samolotach i ich aktualnym położeniu, a na następujące po sobie wybuchy reagują krótkim „fuck!”.
Tytuł oczywiście zobowiązuje i Greengrass sporo czasu przeznacza na przedstawienie sytuacji pasażerów z jedynego samolotu, który nie trafił w zaplanowany przez terrorystów cel. Tutaj też nie jest wyjątkowo, bo reżyser niepotrzebnie wprowadza wspomniany dramatyzm. Nie chodzi o dramaturgię, bo tej i tak nie ma, a o prymitywne wręcz granie na uczuciach. Każdy z pasażerów feralnego lotu chwali się, że ma mnóstwo dzieci i kochającą żonę, tudzież męża oraz chciałby już być w domu i pieścić swoich ukochanych. W pewnym momencie nawet myślałem, że na pytanie stewardesy o podanie kawy, padnie odpowiedź w stylu: „Nie, dziękuję ale moja ukochana trójka dzieci z chęcią by się napiła, gdyby była tu ze mną”. Jakby Greengrass myślał, że rzeczywiste wydarzenia nie są wystarczająco poruszające i trzeba dodać kilkanaście, zajeżdżających żałosnym sentymentalizmem, wstawek dialogowych.
Jedyne plusy „Lot 93” nabija sobie końcówką. Ta jest niebywale emocjonująca i wzruszająca, a podsumowujące plansze są nawet szokujące. Tutaj Greengrass rzeczywiście się popisał. Pokazał, jak zachowują się ludzie w chwili zetknięcia się ze śmiercią i świetnie ukazał działanie instynktu zachowawczego. Paru niezamierzenie śmiesznych wpadek nie udało mu się uniknąć (jeden z pasażerów mówi z absolutną powagą: „Umiem karate, mogę jednym ciosem skręcić im kark”), ale moment, w którym pasażerowie zbierają się w sobie jest godny owacji na stojąco. Finał ogląda się więc znakomicie, ale on też dobitnie dowodzi, że 11 września jest tutaj tylko pretekstem, niepotrzebny tłem, czysto komercyjnym zagraniem. Greengrass mógł opowieść o instynktach umieścić w zupełnie innych okolicznościach, bo wplątanie w fabułę tragedii związanej z World Trade Center nie ma żadnego ujścia czy związku z ogólnym sensem filmu. Mam nadzieję, że chociaż Oliver Stone będzie miał coś ciekawszego do powiedzenia na ten temat.
Zawartość ekstraktu: 30%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
WIATR BUSZUJĄCY W JĘCZMIENIU
W zeszłym roku Złota Palma na otwarcie i wielki niewypał. W tym roku Złota Palma na zakończenie i też wielki niewypał. Nie wiem czemu, ale festiwal w Cannes naprawdę przeżywa kryzys, bo zwycięskie filmy – przynajmniej mnie – nie zadowalają, a na pewno nie trzymają nawet przeciętnego poziomu. „Wiatr buszujący w jęczmieniu” to nie tylko kolejna przestrzelona Złota Palma, ale i kolejny nieudany obraz Kena Loacha (nie licząc dobrych nowelek w dwóch produkcjach segmentowych).
„Wiatr buszujący w jęczmieniu” to mniej widowiskowa, bardziej stonowana (czytaj: nudniejsza) wersja „Walecznego serca” Mela Gibsona. Realia inne, ale budowa bardzo zbliżona, bo kilka motywów i punktów kulminacyjnych jest podobnych. Powyżej pisałem, że w „Locie 93” za ostro gra się na uczuciach. U Loacha jest niewiele chwil, kiedy jakiekolwiek uczucia wchodzą w grę. „Wiatr buszujący w jęczmieniu” jest strasznie suchy, beznamiętny i brakuje mu jakiegoś głośniejszego dźwięku, chociażby odrobiny patosu. Jedne z ważniejszych wydarzeń w historii Irlandii zostały tutaj zabite przez monotonię, taki narracyjny letarg. Fabuła się sączy, i sączy, i wysączyć się nie może. Kilkanaście minut przed końcem filmu chciałem nawet wyjść z kina, ale przemęczyłem się, żeby jednak móc tenże niewypał zrecenzować. Dwie dobre sceny i wyjątkowe aktorstwo Cilliana Murphy’ego to trochę za mało na dobry film, a na pewno niewystarczający powód, by nagradzać „Wiatr buszujący w jęczmieniu” Złotą Palmą. Już nie mogę się doczekać przyszłorocznego festiwalu w Cannes i późniejszego testu zwycięzcy we Wrocławiu. Życzę z całego serca, by kolejny się obronił, ale śmiem w to wątpić.



Organizator: Gutek Film
Cykl: Festiwal Filmowy Era Nowe Horyzonty
Miejsce: Wrocław
Od: 20 lipca 2006
Do: 31 lipca 2006
WWW: Strona

Tytuł: Lot 93
Tytuł oryginalny: United 93
Reżyseria: Paul Greengrass
Zdjęcia: Barry Ackroyd
Scenariusz: Paul Greengrass
Obsada: David Alan Basche, Liza Colón-Zayas, Denny Dillon, April Telek, Olivia Thirlby
Rok produkcji: 2006
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: UIP
Data premiery: 1 września 2006
Czas projekcji: 90 min.
WWW: Strona
Gatunek: dramat
Ekstrakt: 40%

Tytuł: Wiatr buszujący w jęczmieniu
Tytuł oryginalny: The Wind That Shakes the Barley
Reżyseria: Ken Loach
Zdjęcia: Barry Ackroyd
Scenariusz: Paul Laverty
Obsada: Cillian Murphy, Padraic Delaney, Liam Cunningham, Gerard Kearney, William Ruane, Siobhan Mc Sweeney
Muzyka: George Fenton
Rok produkcji: 2006
Kraj produkcji: Francja, Hiszpania, Irlandia, Niemcy, Wielka Brytania, Włochy
Dystrybutor: Best Film
Data premiery: 27 października 2006
Czas projekcji: 127 min.
Gatunek: dramat, wojenny
Ekstrakt: 30%
powrót do indeksunastępna strona

56
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.