powrót do indeksunastępna strona

nr 08 (LX)
październik 2006

Urodzeni bohaterowie
‹World Trade Center›
Oliver Stone zabrał się za film o ataku terrorystycznym na World Trade Center i zrobił …remake „Apollo13” Rona Howarda z tragedią 11 września w tle.
Zawartość ekstraktu: 40%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Wydawałoby się, że wielkich rozmiarów tragedia pokazana z perspektywy dwójki zwyczajnych ludzi z łatwością chwyci za serce, obroni się sama. Zwłaszcza świeża, portretująca dramat sprzed zaledwie pięciu lat. W natłoku wzajemnych oskarżeń polityków przypomni o ludzkim wymiarze amerykańskiej tragedii. Oliver Stone postawił na odtworzenie suchych, wstrząsających faktów. Włącznie z tymi, których dobry reżyser nie umieściłby ostatecznie w swoim filmie. Autentyczny John McLoughlin twierdził, że naprawdę leżąc zasypany pod ruinami, przypominał sobie scenę kłótni z żoną o remont kuchni. Prawdziwemu Willowi Jimeno objawił się Jezus niosący butelkę wody. Jednak nawet niewolniczo oddany materiałowi reżyser powinien zdawać sobie sprawę, że nie wszystko nadaje się do filmu, nie wszystko, co wydarzyło się naprawdę wypadnie autentycznie na ekranie. Stone’owi wyraźnie tego wyczucia brakuje.
Zresztą nie tylko tego. Reżyser nie potrafił się oprzeć pokusie sztucznego uwznioślania. Każdy heroiczny moment pokazywany jest w zwolnionym tempie, każdą mającą nas wzruszyć scenę zaakcentowano patetyczną muzyką. Dorzucił schematycznych bohaterów o krystalicznych, nieskazitelnych charakterach. I oddane, wytrzymałe w cierpieniu żony. Rozwlekł to niemiłosiernie, pozbawiając jakichkolwiek mocniejszych zwrotów akcji. Jeszcze tylko garść sentymentalnych scen w stylu pytania małego dziecka do roztrzęsionej matki: „Kiedy tata wróci?” i mamy piękną, po hollywoodzku wyszlifowaną fabułę. Dwugodzinną propagandę mitu nienagannej amerykańskiej rodziny, która razem zniesie każdą tragedię. Gdzie się podział autentyzm tej opowieści? Chyba padł ofiarą nożyc montażysty.
Skoro nieprzekonująca fabuła nie angażuje, bo zwyczajna i ograna w setce innych filmów, czy Stone proponuje nam zatem coś przewrotnego w zamian? Czy ma mądry komentarz do wydarzeń, celny wniosek, sugestię przyczyn wrześniowej tragedii? Rozwinięcie zagadnienia, zabranie głosu w debacie o zagrożeniu terrorem, ciekawe obserwacje? Wszystkie powyższe określenia możecie, Drodzy Czytelnicy, wykreślić z listy oczekiwań. „World Trade Center” to kolejny bezcelowy i bezsensownie zrobiony film, który daje szczegółową wiedzę o losach McLouglina i Jimeno, pozostawiając naszą wiedzę o ataku w stanie identycznym jak przed seansem. Scenariusz szerokim łukiem ominął wszystko, co niosło ze sobą ciężar podjętego tematu, wstrząs dla widza, bodziec do refleksji. Nie terroryzm a heroizm jest dla Stone’a najważniejszy. Krzewienie patriotyzmu i wartości rodzinnych, niesienie nadziei dominują w „World Trade Center”. Jasno widać, że Stone nie chciał bezdusznie żerować na emocjach jak Greengrass w „Locie 93” i zrezygnował z katastroficznego spektaklu. Uzyskał jednak efekt odwrotny do zamierzonego: zamiast krzepić, irytuje powierzchownością i jednowymiarowością w ujęciu tematu.
Zgodnie z wcześniejszymi obietnicami reżyser zrezygnował z snucia teorii spiskowych i atakowania polityków. Zapowiedział film krzepiący zbolałe serca Amerykanów i taki uparcie starał się zrobić. Potwierdził tym samym, że jeśli nie mówi o polityce – nie ma do powiedzenia absolutnie nic. Jeśli nie próbuje pobudzać intelektualnie widza – emocjonalne zaangażowanie i empatia dla cierpienia bohaterów to ostatnie, co odczuwamy podczas seansu. „World Trade Center” punktuje wszystkie słabości Olivera Stone’a jako reżysera, włącznie z jego słabością do pieniędzy i sławy. Większość jego filmów poniosło finansową klęskę, mało który zwrócił koszty swojej produkcji, a zeszłoroczny „Aleksander” z zarobkami sięgającymi 34 milionów dolarów przy 150 milionach budżetu, boleśnie udowodnił, że powierzanie Stone’owi zbyt wielkich pieniędzy to olbrzymie ryzyko. „World Trade Center” z drugim co do wysokości budżetem w karierze Stone’a był dla niego ostatnią deską ratunku. Koszty zwróciły się po miesiącu. Stone znów jest w blasku jupiterów. Bo jak to: reżyser z odwieczną łatką „polityczny” zrobił niepolityczny film? Dostał zatem od losu to, czego chciał i już zapowiedział nakręcenie drugiego filmu o amerykańskiej tragedii z 11 września. Jeśli nie chcemy znowu oglądać nudnawej opowieści o niczym, chyba najwyższa pora już zacząć się modlić o polityczne zacięcie drugiej produkcji.



Tytuł: World Trade Center
Reżyseria: Oliver Stone
Zdjęcia: Seamus McGarvey
Scenariusz: Andrea Berloff
Obsada: Nicolas Cage, Maria Bello, Maggie Gyllenhaal, Michael Pena, Jay Hernandez, Connor Paolo, Patti D'Arbanville, Armando Riesco, Nicholas Turturro, Donna Murphy, Nicky Katt, Arthur J. Nascarella, William Mapother, Stephen Dorff, Gary Stretch, Viola Davis
Muzyka: Craig Armstrong
Rok produkcji: 2006
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: UIP
Data premiery: 6 października 2006
Czas projekcji: 129 min.
WWW: Strona
Gatunek: dramat
Ekstrakt: 40%
powrót do indeksunastępna strona

46
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.