powrót do indeksunastępna strona

nr 08 (LX)
październik 2006

Lot 93 najlepszym filmem III kwartału w polskich kinach
‹Lot 93›
Redakcje Internetowego Serwisu Filmowego Stopklatka.pl oraz Magazynu Kultury Popularnej Esensja.pl wspólnymi siłami wybrały najlepsze filmy III kwartału w polskich kinach. Wygrał „Lot 93”, wyprzedzając „Plac Zbawiciela” i „Volver”. Zapraszamy do zapoznania się z naszą subiektywną listą najważniejszych filmów III kwartału 2006 roku.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Całe szczęście, że lato to czas festiwali. Obawiamy się, że bez tego nie byłoby łatwo znaleźć w te wakacje zbyt wielu filmów wykraczających ponad kinową przeciętność. Szczerze powiedziawszy, uważamy, że w trzecim kwartale 2006 roku dystrybutorzy nas nie rozpieszczali i był to jeden ze słabszych okresów w polskich kinach w ostatnich latach. Nie tylko zabrakło dobrego ambitnego kina (choć zdarzały się pozycje wartościowe), ale nie było nawet typowego letniego przeboju. Oczywiście, zobaczyliśmy „Piratów z Karaibów 2”, ale z pewnością film nie dorównuje swemu poprzednikowi, a i daleko mu do popularności i jakości takich letnich przebojów jak choćby „Shrek”, „Batman – Początek” czy „Gladiator”.
Zacząć wypada od rozczarowań. Za największe chyba może być uznany „Superman: Powrót” Singera, film, który miał wskrzesić na ekranie kinowym najsłynniejszego komiksowego bohatera, a okazał się jedynie niezbyt udanym remake’iem starego filmu Richarda Donnera, z założeniem, że Supermen nie objawia się światu, lecz powraca po nieobecności. Poza tym żadnej próby odświeżenia tej niedzisiejszej już przecież postaci. Wielbiciele chińskich superwidowisk nie zachwycili się „Przysięgą” – momentami niebrzydką wizualnie, ale z fabułą i bohaterami niespecjalnie interesującymi widza. I widzów i krytyków rozczarował najnowszy film Shyamalana, nie spełniła oczekiwań nowa wersja „Miami Vice” (choć akurat ten film miał swych sympatyków).
Co zatem naszym zdaniem zasłużyło na wyróżnienie? Przede wszystkim film Paula Greengrassa „Lot 93”, powracający do tragicznych wydarzeń sprzed 5 lat w Nowym Jorku i w przejmujący sposób dokumentujący tamten dzień, koncentrując się na pasażerach jedynego lotu, który nie sięgnął swego celu. Greengrass ani przez chwilę nie popada w taki sentymentalizm, kręci film z pozoru zimny, ale wywołujący silne emocje. A największym osiągnięciem jest fakt, że, choć wszyscy wiemy jak to musi się skończyć, rozpaczliwie pragniemy, aby pasażerom udało się ocaleć…
Drugie miejsce to film polski – „Plac Zbawiciela”. Niech was nie zwiedzie fakt, że w zeszłym kwartale przyznaliśmy miejsce pierwsze rodzimej produkcji („Wszyscy jesteśmy Chrystusami”), a tym razem znów mamy ją na podium. To perełki, wcale nie świadczące o powrocie krajowych produkcji do wysokiej formy. Ale dzieło Krauzego z pewnością zasługuje na uwagę i dowodzi, że ten reżyser nie ma w tej chwili równych sobie w Polsce. Porusza ważny, współczesny temat, zachwyca dobrym scenariuszem, rzadko w polskim kinie spotykaną doskonałością i naturalnością dialogów, świetną grą niezgranych aktorów (w tym doskonale wypadły dzieci!). Temat w jakiś sposób musi dotykać tysiące ludzi mieszkających w Polsce, a jednocześnie film unikający prostego moralizowania, epatowania dramatem, wyciągania łatwych wniosków. „Dług” to co prawda nie jest (tamten film był jednak silniejszy emocjonalnie), ale na pewno warte uwagi współczesne polskie kino.
Na trzecim niezawodny Almodovar. Powrócił do tematyki kobiecej i znów zachwycił miliony widzów. W „Volver” możemy oglądać niezwykle ciepłą, pogodną i podnoszącą na duchu historię z gwałtem, trzema morderstwami, kazirodztwem i molestowaniem nieletnich. To duża sztuka.
A oto nasza pełna dziesiątka:
1. Lot 93
Niezwykły film. Poruszający nie tylko ze względu na mistrzowskie wykorzystanie wszystkich środków wyrazu, jakie daje sztuka filmowa – ale także z racji przedziwnej gry z pamięcią widzów, którzy nie tylko przeżywają dramatycznie opowiedziane losy bohaterów, ale i siłą rzeczy wracają myślami do własnych odczuć i wspomnień z tamtego tragicznego dnia. Pięknie poprowadzona opowieść każe zastanawiać się nie tylko nad tym, co się wtedy wydarzyło i medytować nad niesłychanym bohaterstwem garstki cywilów, którzy okazują się jedyną skuteczną bronią, jaką wszechświatowe imperium może skutecznie przeciwstawić terrorystom – ale i rozmyślać nad naturą naszego postrzegania rzeczywistości (modlący się po arabsku młody muzułmanin, którego głos jest pierwszym dźwiękiem, jaki słyszą widzowie, przed 11 września mógł uchodzić za wcielenie medytacyjnej pobożności; dzisiaj jest od pierwszej chwili uosobieniem religijnego fanatyzmu). Całość jest bez dwóch zdań najbardziej poruszającym filmowym hołdem dla ofiar i bohaterów 9/11, jaki dotąd powstał. Przy tym film jest absolutnie pasjonujący; najbardziej zdumiewa fakt, że – wbrew bezlitosnym faktom, które znamy aż za dobrze – patrzymy na rozgrywające się na ekranie wydarzenia tak, jakbyśmy nie wiedzieli, co będzie dalej. Jakby istniała nadzieja, że katastrofa nie nastąpi, że bohaterowie wyjdą z tego cało. Nieprędko będzie można obejrzeć coś tak wstrząsającego i tak mistrzowsko zrealizowanego: czapki z głów.
2. Plac Zbawiciela
Starannie upleciony rodzinny thriller psychologiczny, z trzema mocnymi rolami (Jowita Budnik, Ewa Wencel, Arkadiusz Janiczek). Nie ma tu zbędnych słów, niepotrzebnych wątków. Wszystko jest ważne. Każdy gest, spojrzenie. Są symptomami nadchodzącej tragedii. Dramat rozwija się przy akompaniamencie dźwięków codzienności – pracującej pralki, brzęku naczyń itp. Jest rodzina jakich wiele. Młodzi, sympatyczni. Czekają na mieszkanie. On zarabia na dom, ona wychowuje dzieci. Kochają się, cieszą, robią plany na przyszłość. Nadciąga jednak burza. Bankrutuje deweloper, perspektywa mieszkania oddala się. Muszą więc wprowadzić się do jego matki. Dla młodej kobiety, Beaty, zaczyna się piekło. Na powierzchnię wychodzą zadawnione urazy, ukryte uczucia. Teściowa i synowa nie lubią się od dawna. Starsza kobieta jest apodyktyczna, przekonana o swoich racjach, gotowa walczyć przede wszystkim o dobro syna i jego rodziny, ale w taki sposób, jaki ona uzna za stosowny. Beata jest kimś gorszym, niepotrzebnym dodatkiem do syna i wnuków. Powoli rozpada się rodzina Beaty, mąż ucieka od kłopotów do innej kobiety. Gniew przemienia się w agresję, niechęć – w nienawiść. Emocje przybierają na sile. Nie można powiedzieć, że któreś z trójki bohaterów jest bez winy. Także Beata, zaszczuta ofiara, grzeszy biernością, niechęcią przed podejmowaniem wysiłku, brakiem zdecydowania. Kamera obserwuje bohaterów w beznamiętny, dokumentalny sposób. Jest w centrum wydarzeń, cierpliwa i dokładna. Nie faworyzuje żadnego z bohaterów. Obnaża bezlitośnie to, co się dzieje. Krzysztofowi Krauze i Joannie Kos-Krauze udało się coś niezwykle trudnego. Film jest drastyczny i subtelny zarazem, pozbawiony moralizatorstwa i wydaje się, że bezstronny. I prawdziwy. Żadna scena nie pobrzmiewa fałszem.
3. Volver
Wydaje się, że Almodovar wie o kobietach prawie wszystko. W świecie bohaterek „Volver” mężczyźni często są przekleństwem. Wnoszą w ich życie więcej cierpienia niż pozytywnych emocji. To najbardziej feministyczny film Hiszpana. Bohaterki filmu łączy niewidzialna, ale mocna nić – są solidarne i wierne swojej płci. „Volver” znaczy powrót – znamienny tytuł. Almodovar wraca do wielkiej formy reżyserskiej, wraca do miasteczka swojej matki La Manchy, wraca do kreowania na ekranie genialnie zarysowanych kobiecych postaci. Reżyser swoim zwyczajem miesza gatunki. Ze stopu kiczowatego melodramatu, tandetnego kryminału (np. trup w lodówce) i komedii powstaje szlachetny komediodramat. Niewielu reżyserom udaje się tak żonglować gatunkami, podnosić do rangi sztuki kulturę popularną. Nie byłoby filmów Almodovara bez aktorek. Dobiera je jak nikt (cały zespół „Volver” dostał nagrodę na festiwalu w Cannes). Penelope Cruz (przypominająca gniewną Annę Magnani) jest tu Rajmundą – silną, emocjonalną i przywiązaną do rodziny. Dla niej zrobi wszystko. Jej siostra Soledad jest delikatniejsza, lekko wycofana, mniej szalona, ale też silna. Jak u Hitchcocka „Volver” zaczyna się od trzęsienia ziemi, od morderstwa. Piętrzą się wydarzenia, pojawiają się kolejne wątki. Potem następuje wyciszenie. Wszystko zaczyna się rozwijać. Widz, przyzwyczajony do popkulturowych matryc, z zaskoczeniem przygląda się biegowi wydarzeń. Wkracza w świat małego, hiszpańskiego miasteczka (choć większość akcji rozgrywa się w Madrycie), gdzie głęboko tkwią bohaterki, mimo że od lat mieszkają w wielkim mieście. Zaczynają przenikać się światy żywych i zmarłych. Duch matki Rajmundy i Soledad krąży wokół córek i wokół innych kobiet z rodziny, otacza je opieką. Koniec filmu przynosi wyjaśnienie tajemnic, źródła bolesnych ran, które bohaterki noszą w sobie. Mocna kolorystyka, muzyka, tempo opowieści, operowanie symbolami – „Volver” przypomina wcześniejszy film Almodovara, świetny obraz „Wszystko o mojej matce”.
4. Palindromy
„Palindromy” to nietypowy dialog z hollywoodzkimi konwencjami, w którym reżyser zastosował interesujący eksperyment formalny. Główna bohaterka filmu, 12-letnia Aviva, to dziewczynka, która od dzieciństwa marzy o tym żeby zostać mamą, a kiedy udaje jej się w końcu zajść w ciążę rodzice, dobrze sytuowani Amerykanie, którzy sami zrealizowali już „amerykański sen”, każą jej ją usunąć. Po zabiegu, który zakończył się krwotokiem i usunięciem macicy, Aviva ucieka z domu i trafia do rodziny chorobliwe czczącej Jezusa i radykalnie rozprawiającej się z lekarzami dokonującymi aborcji. Rolę Avivy gra w filmie Solondza aż 8 osób w wieku od 6 do ponad 40 lat (Jennifer Jason Leigh), o różnych kolorach skóry, a nawet odmiennej płci (jednym z wcieleń Avivy jest chłopiec). Reżyser chce sprawdzić w ten sposób jaką rolę w nawiązaniu kontaktu z bohaterem filmu odgrywa kolor jego skóry, czy płeć. W scenariuszu oraz w warstwie stylistycznej dzieła nie brakuje parodystycznych aluzji do amerykańskiej telewizji chrześcijańskiej z lat 70. Solondz w ogóle kpi z amerykańskiego stylu życia, rozprawia się z zakłamaniem, zastanawia nad mroczną stroną ludzkich dusz, a w jego filmie tragedia miesza się z komedią.
5. Życie ukryte w słowach
Ten wyciszony, delikatny film dotyka nie tylko meandrów relacji damsko – męskich, ale także, dzięki odkryciu tajemnicy Hanny, mówi wiele o otaczającym nas świecie. Bohaterka nosi aparat słuchowy, który wyłącza, gdy nie chce brać udziału w dziejących się wokół niej wydarzeniach. My także często wolimy się wyłączyć, odwrócić, zapomnieć, gdy w grę wchodzą niewyobrażalne cierpienia, których doświadczają ludzie żyjący wcale nie tak daleko. Łatwiej jest coś przemilczeć, pominąć, niż stanąć twarzą w twarz z niepojętą zbrodnią i niemożliwym do ukojenia bólem. Bohaterowie Coixet decydują się podjąć tą nierówną walkę. Ich intymny heroizm wnosi wiarę, że może im się udać.
6. Kumple na zabój
Pierce Brosnan jest jednym z tych wino-podobnych aktorów, którzy z wiekiem stają się coraz gorętszym towarem, a smakowanie ich (nie tylko ich walorów czysto fizycznych, ale i umiejętności aktorskich) sprawia widzowi (nie oszukujmy się; głównie płci żeńskiej) z każdym kolejnym filmem coraz większą przyjemność… Chociażby ten właśnie fakt przemawia za tym, żeby (jeśli ów widz płci żeńskiej zalicza się do całkiem licznego grona fanek Pana Brosnana) w towarzystwie najbliższej psiapsiuły (zaleca się, żeby ta też należała do owej grupy, bądź była chętna, żeby zasilić jej szeregi) wybrać się do kina na „Kumpli na zabój”.
7. Piraci z Karaibów: Skrzynia umarlaka
Odwrotnie niż w przypadku „Władcy Pierścieni”, druga część „Piratów z Karaibów” nieznacznie ustępuje pierwszej. Zapewne dlatego, że tam zaplanowano od razu całą trylogię, a tutaj powstanie sequeli było uzależnione od sukcesu jedynki. Poza tym Jackson miał do rozdysponowania arcybogaty w wątki i bohaterów materiał źródłowy Tolkiena, zaś Verbinski mógł liczyć tylko na bieżące przypływy weny tandemu uznanych scenarzystów. Z tą zaś, co widać, bywało różnie – film mógłby być spokojnie o te pół godziny krótszy, można by zrezygnować z paru nic nie wnoszących wątków czy powtórzeń, jak ataki krakena. Ale też dostajemy kapitalną postać Davy′ego Jonesa, ostatnia kwarta filmu wgniata w fotel, a samo zakończenie powoduje chęć natychmiastowego zobaczenia części trzeciej. „Skrzynia umarlaka” nie ma pazura pierwowzoru, ale prezentuje solidny poziom kina przygodowego i już dla samego tylko pojedynku na kole warto się wybrać.
8. Palimpsest
Tak naprawdę tego filmu nie da się opowiedzieć, bo rzeczywistość nie odgrywa w nim najważniejszej roli. Istotniejsze są emocje, przeczucia, niedopowiedzenia. Logika wydarzeń umyka, wszystko okazuje się inne, niż się z początku wydawało. Obraz mocno gra na uczuciach, wzbudza niepokój, niepewność, może nawet strach. Wbija w fotel, wytrąca z utartych schematów myślenia, rzuca na głęboką wodę. To jest misterna konstrukcja, ale żeby dostrzec ją w całości, trzeba film obejrzeć z pewnością więcej niż raz. Jest on grą z widzem, który próbuje wszystko sobie wytłumaczyć w logiczny, „normalny” sposób i w pewnym sensie zostaje oszukany. Nie zdradzę nic więcej, żeby nie psuć przyjemności oglądania tego filmu- zagadki.
9. Marsjanin Mercano
Filmem rządzi specyficzny rodzaj humoru – prosto z kosmosu. Kto oglądał słodkie i milusie Happy Tree Friends w akcji, tego nie przerazi ilość krwi przelana w zabawnej kreskówce. Nie brakuje brutalności: są i porozrywane ciała, i odpadające głowy. Stylistyka rodem z podrzędnych horrorów klasy B, która jednak nie przeszkadza w odbiorze animacji, co więcej dodaje jej animuszu i wskazanej w tym przypadku dosadności. Rozśmiesza język bohaterów – to zabawna fonetyczna zlepka bulgotu z gardłowym i chrypliwym charczeniem, istny melanż dźwięków. Do tego zwariowane gagi, bazujące na nieświadomości Mercano, jego zagubieniu w wielkim i dzikim mieście, jakim jest Buenos Aires. Kino to na pozór wydaje się być ubogie pod względem formalnym – animację tworzy bowiem prosta kreska i estetyka mało nachalnej trójwymiarowości. Zadziwia jednak efekt ruchomej kamery, jej horyzontalne podróże. Całość tworzy niezły obraz – nadziany dowcipem i myślą. Moja opinia nie należy do wyalienowanych – mars napadł śmiechem całą salę kinową, na której byłam.
10. Skok przez płot
Nie jest to może „instant classic”, ale ma dość akcji, humoru i bezpretensjonalnego wdzięku, by zapewnić znakomitą zabawę widzom w każdym wieku gwarantowana. Dorosłym spodoba się zapewne satyryczna wizja podmiejskiego raju – a dzieci będą zachwycone prześmiesznymi, kapitalnie zaprojektowanymi i animowanymi postaciami. Swoją drogą, to kolejny animowany film w ostatnich latach, którego największą gwiazdą jest wiewiór: czyżby plaga gryzoni szalała w Hollywood…?



Tytuł: Lot 93
Tytuł oryginalny: United 93
Reżyseria: Paul Greengrass
Zdjęcia: Barry Ackroyd
Scenariusz: Paul Greengrass
Obsada: David Alan Basche, Liza Colón-Zayas, Denny Dillon, April Telek, Olivia Thirlby
Rok produkcji: 2006
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: UIP
Data premiery: 1 września 2006
Czas projekcji: 90 min.
WWW: Strona
Gatunek: dramat
powrót do indeksunastępna strona

59
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.