Tegoroczny, dziesiąty już Imladris zorganizowany był w konwencji szpiegowskiej. Jeżeli chcecie wiedzieć, w co wrobiono Spike’a, dlaczego PWC miał na szyi szramę, z kim spała Ania Kańtoch, skąd się wzięła nazwa „Słudzy Metatrona” i który pisarz zdaniem naszej agentki wygląda słodziutko, przeczytajcie tę szpiegowsko-plotkarską relację.  | 20.10.2006, godz. 14:17 Wraz z agentem Indianą przybywamy na teren konwentu, udając zwykłych fanów. Organizatorzy stoją na ulicy, informując, że jeszcze nie można wejść, zezwalają nam jednak na umieszczenie bagażu w zamkniętym pomieszczeniu. Przy tej okazji instalujemy kilka urządzeń podsłuchowych, po czym udajemy się przeprowadzić rozpoznanie wśród krakowskich restauracji. Wracamy o godz. 17:30 i wtapiamy się w tłum uczestników konwentu – dla niepoznaki każde osobno. [z raportu agentki o kryptonimie operacyjnym „Śpiąca Królewna”] |  |
 | ‹Imladris X› |
Swój udział w Imladrisie zaczęłam od prelekcji Kuby Lenczowskiego „James Bond i dr Strangelove, czyli proza życia w świecie wywiadu”. Trochę się spóźniłam i nie wiem, co konkretnie prelegent mówił o tej prozie życia, bo wjechał na temat bezpieczeństwa międzynarodowego i już do końca była mowa o różnych konfliktach. W sumie ciekawe i paru rzeczy się dowiedziałam. Publiczność wprawdzie można było policzyć na palcach jednej ręki, ale to był dopiero początek konwentu i jeszcze nie wszystkim udało się dotrzeć na miejsce. Na chwilę zajrzałam na kolejną prelekcję – „Służby wywiadowcze w PRL”, ale prowadzący dość monotonnie wymieniał, czym się zajmował który wydział, więc wróciłam na korytarz rozmawiać ze znajomymi i zaznaczać w informatorze interesujące mnie punkty programu. Informatory imladrisowe były ładne, nieco większego niż standardowy formatu, z ładnym motywem graficznym w środku (dach japońskiego zamku z ninja i wenecki kanał z zamaskowanymi zabójcami). Oprócz regulaminu, programu i planu budynku zawierały fragment książki Hala Duncana, relację Puszona 1) z drugiego Imladrisu i zabawne portreciki oraz opisy organizatorów upozowanych na różnych agentów (np. „pseudonim: Kari Mata; ulubiona broń: ostry kebab”). Z prelekcji „Szpiedzy w Star Wars” zrezygnowałam na korzyść kolacji. Zresztą przedtem usłyszałam przypadkiem, jak autorzy prelekcji omawiają to, o czym zamierzają mówić – wyglądało na to, że głównie o książkach (zresztą trudno inaczej, skoro w filmach jedyna wzmianka o jakimkolwiek wywiadzie to „many Bothans died”), więc nie żałowałam.  | 21.10.2006, godz. 01:23 Nocleg na sali zbiorowej okazał się złym pomysłem. Wprawdzie wtopienie się w tło umożliwia podsłuchiwanie rozmów [właśnie grupka podejrzanie wyglądających młodych osób omawia jakąś bitwę i przewrót pałacowy; sprawdzić, co to jest „fajerbol” – z kontekstu wynika, że jakiś rodzaj broni], ale za to skutecznie uniemożliwia sen. Ciężkie jest życie szpiega… [z raportu agentki o kryptonimie operacyjnym „Śpiąca Królewna”] |  |
 | Hal Duncan zdekonspirowany podpisem Fot. © Szymon Sokół |
Deficyt snu w dużej mierze zepsuł mi następny dzień, bo nie byłam w stanie brać udziału w programie tak intensywnie, jak bym chciała. O dziesiątej rano powlokłam się na konkurs wiedzy o świecie Dysku – organizowali go Inkayon z Magdą i zrobili to naprawdę porządnie: konkurencje były urozmaicone, a pytania, choć niekiedy trudne, to jednak nieprzerażające. Oprócz testu wiedzy i pokazywanek były rysowanki oraz odgadywanie cytatów, początków książek i zakończeń (dwie ostatnie konkurencje okazały się najtrudniejsze). Drużyny były dwuosobowe; nie miałam nikogo do pary, ale prowadzący byli mili i pozwolili mi wystartować samej – przy pokazywankach Inki pokazywał, a ja zgadywałam. Zresztą dość prędko przyłączył się do mnie Bąku z Tolk Folku, zakrzyknąwszy wniebogłosy, że jego partner nie czytał nic Pratchetta. Po ciężkich bojach i dogrywce wywalczyliśmy III miejsce. W czasie przerwy na papierosa w trwającym dwie godziny konkursie wyszłam na chwilę na podwórze, gdzie zaczynały się warsztaty filmowe. Później widziałam na korytarzu gromadę ludzi uzbrojonych w kartonowe rury, ekierki z sali matematycznej, kosze na śmieci i inne podobne przedmioty, idących za rudowłosym dziewczęciem z kataną. Po południu filmowcy kręcili już scenę z samym dziewczęciem, stającym do walki z chłopakiem w czarnym płaszczu, wygłaszającym tekst z „48 stron” („Mam 6 dan, 97 poziom w Diablo, biorę 160 na klatę i 200 za godzinę” czy jakoś tak). Przyglądałam im się z zainteresowaniem, ale niestety po chwili padła im bateria w kamerze i zanim ją naładowali, znalazłam już sobie inne zajęcie. Innym zajęciem było częściowe wysłuchanie spotkania autorskiego z Marcinem Przybyłkiem – częściowe, bo nie czytałam jego książki, więc w połowie wyszłam na obiad, rezygnując z prelekcji o interesującym tytule „Dekonstrukcja Jamesa Bonda – od szowinizmu do homoseksualizmu”. Wróciwszy z kilkugodzinnego spaceru po Krakowie, reanimowałam się kawą przed wygłoszeniem własnej prelekcji „Kryptozoologia, czyli na tropach tatzelwurma”. Patrzyłam, jak Hal Duncan rozdaje autografy, kończąc swoje spotkanie autorskie. Od organizatorów dostał tort urodzinowy, co było bardzo miłe (częstowano wszystkich obecnych). Hal Duncan, nawiasem mówiąc, wygląda słodziutko niczym bard z filmów o Robin Hoodzie: szczupła, delikatna twarz, ciemne włosy do ramion, mały wąsik i do tego jeszcze koszula w kwiatki. Tak bym mogła sobie wyobrazić Jaskra z „Wiedźmina”, chociaż książkowy Jaskier jest blondynem.  | Jarosław Grzędowicz – Facet w Czerni Fot. © Szymon Sokół |
Kawa w połączeniu z mobilizacją psychiczną spowodowała, że w trakcie prelekcji tryskałam już energią i elokwencją. Nie wyrobiłam się z zakończeniem jej o czasie, po części dlatego, że organizatorzy bardzo długo podłączali mi rzutnik, a po części za względu na zbyt rozbudowany wstęp, opowiadający między innymi o tym, z jakich powodów nieznane gatunki mogą się uchować przed ludzkim okiem oraz czy i dlaczego należy ufać lub nie ufać opowieściom tubylców. Kiedy zaczęłam mówić o samych kryptydach, dojechałam ledwo do połowy – a i to nie czytając większości z zaplanowanych opisów podróżników ze względu na kiepskie oświetlenie. Andrzej Pilipiuk, który miał w tej sali spotkanie autorskie, stał przy drzwiach i patrzył na mnie znacząco, więc zakończyłam wykład niemal w pół słowa, kilkanaście minut po planowym terminie. Poszłam na panel tłumaczy: prowadził go Spike, wrobiony w tę czynność po dyskusji na pl.rec.fantastyka.sf-f dotyczącej tego, jak powinien być zrobiony panel tłumaczy na Polconie – Spike zasugerował tematyczny dobór uczestników, np. w związku z tłumaczeniem cykli, no i dano mu go do prowadzenia. Zaliczyłam też częściowo spotkanie autorskie z Jarosławem Grzędowiczem, który przyznał się do posiłkowania książką „Okręt” przy pisaniu „Wilczej zamieci”. Szymon Sokół: Kto mi powie, co to za książka: bohater: silny, samotny facet z przeszłością, ma motocykl i umie przenikać do innego wymiaru, gdzie za wynagrodzeniem pełni szczególną misję, a pewnego dnia spotyka wiedźmę, w której się zakochuje. Wszyscy (milczą, węsząc w tym pytaniu jakiś haczyk). Szymon: No, kto napisał tę książkę? Jarosław Grzędowicz czy Maja Kossakowska? Kolejny przypływ zmęczenia po zarwanej nocy sprawił, że nie poszłam posłuchać Andrzeja Pilipiuka opowiadającego o szpiegowaniu meteorytów ani Marcina Przybyłka opowiadającego o mózgu; zajrzałam na chwilę na prowadzony przez Miśka i Kubę konkurs na szpiega (uczestnicy musieli np. planować od strony technicznej zepchnięcie jadącego samochodu w przepaść albo opowiadać, jak wytłumaczyliby się, gdyby na przyjęciu znaleziono ich z pistoletem w dłoni nad zwłokami córki ambasadora), po czym poszłam spać. Dobudziłam się na dziewiątą wieczór, bo obiecałam Sługom Metatrona, że przyjdę na ich prezentację. Słudzy Metatrona, czyli PWC, Kuba i Misiek, dojechali dopiero w sobotę zamiast w piątek, ponieważ po drodze mieli wypadek samochodowy (śliska nawierzchnia + hamowanie na zakręcie). PWC demonstrował wszystkim czerwoną szramę od pasów bezpieczeństwa na szyi, twierdząc, że ktoś go zaatakował maczetą. Oprócz tego kulał solidnie, a chłopcy też byli nieźle potłuczeni i nie mogli się śmiać, bo bolały ich żebra. O wypadku opowiadali dumnie wszem i wobec, powodując niekończące się żarty („Mieliście WYPADEK? Niemożliwe, opowiedz! Słyszałem tylko trzy razy!”).  | Słudzy Metatrona – Misiek, Kuba i PWC Fot. © Szymon Sokół |
Prezentacja była bardzo fajna i z biglem, czego zresztą oczekiwałam. Chłopcy opowiedzieli historię utworzenia grupy, zdradzili, skąd pochodzi jej nazwa (z ich dwóch ulubionych filmów: „Słudzy admirała” z „Zakochanego Szekspira” plus Metatron z „Dogmy”) oraz pokazali fragmenty swoich dotychczasowych dokonań: teledysk do piosenki o swagmanie znad bilabongu (w tłumaczeniu Eli Gepfert), piosenkę o jeżu (cała sala śpiewała refren), trailer do przedstawienia „Kaliope”, „Zabawki diabła” oraz słynny film o zombie („A oto scena, która przejdzie do historii kina: żołnierz marines po raz pierwszy zmienia magazynek w czasie strzelaniny!”). Kuba: Najtrudniejsza w „Kaliope” była scena gwałtu, bo musieliśmy wymyślić, jak ją zrobić bez wulgarności, ale żeby było dramatycznie. Zbliżał się termin premiery, a my nie mieliśmy odtwórczyni tytułowej roli… Achika: I daliście ogłoszenie: „Aktorka na gwałt potrzebna”?  | 21.10.2006, godz. 22:24 Agent Indiana miał być na prelekcji M. Filar i J. Strzeleckiego „Pinkertoni i Strażnicy Teksasu”, jednak zamiast tego infiltrował grupę fanów zamojskich. Bezskutecznie – żadnych istotnych informacji nie uzyskano. Mnie się udało zinfiltrować towarzystwo znanych tłumaczy i fanów [sprawdzić, co to za agencje/komórki: „Syff” i „ŚKF”] udające się na pizzę. Godz. 23:00 Z powodu zamknięcia lokalu przenieśliśmy się do innego, dołączając do obywateli J. Grzędowicza, M. Kossakowskiej, R. Pawlaka, A. Kańtoch, M. Jakuszewskiego i tajemniczych agentów o pseudonimach PWC i Remov. Ten ostatni wykazał się znaczną znajomością broni palnej krótkiej, dyskutując o niej z J. Grzędowiczem i K. Lenczowskim [sprawdzić, czy również nie są to agenci]. M. Kossakowska wskazywała na zaniedbania dotyczące zabezpieczeń tunezyjskich wykopalisk archeologicznych. A. Kańtoch i R. Pawlak omawiali jakieś plany operacyjne pod kryptonimem „opowiadania”. Godz. 03:00 Z powodu zamknięcia lokalu rozeszliśmy się pojedynczo w odstępach dwuminutowych. A. Kańtoch zamierzała wracać nocnym pociągiem do Katowic, jednak w celu nietracenia z oczu przynajmniej jednego obiektu inwigilacji namówiłam ją, aby przenocowała z nami na sali konwentowej. [z raportu agentki o kryptonimie operacyjnym „Śpiąca Królewna”] |  |
 | Spike i Achika – czyżby próba przekupstwa? Fot. © Szymon Sokół |
W niedzielę musiałam wstać rano, bo miałam swój punkt programu – zresztą nie dało się długo spać, bo część ludzi z naszej sali miała rano pociąg i pakowali się, nie dbając przesadnie o ciszę. Myślałam, że na moje warsztaty literackie nikt nie przyjdzie, bo dziesiąta rano ostatniego dnia konwentu to przecież blady świt, ale zjawiło się kilkanaście osób. Znowu miałam obsuwę z podłączaniem sprzętu, ale – w przeciwieństwie do prelekcji o kryptozoologii – warsztaty mogłam zacząć „na sucho”, co też uczyniłam. Wpadłam w tryb słowotoku i szło mi świetnie, do tego stopnia, że niemal siłą musiano mnie wyrzucić z sali, żeby mogło się w niej odbyć spotkanie autorskie z Mają Lidią Kossakowską. Z okrzykiem, że o pisaniu dialogów dokończę na Falkonie, wyszłam na korytarz, gdzie z kilkoma wielce zainteresowanymi osobami kontynuowałam dyskusję na temat pisania, klubowej sekcji literackiej, publikowania w sieci itp. Potem przelotnie zajrzałam na jedną prelekcję i jedno spotkanie autorskie. Jarosław Urbaniuk, którego znam z tekstów w SFFiH, okazał się bardzo sympatyczny, ale prelekcja „Wojny ezoteryczne – ezoteryka wojenna” jakoś mnie nie wciągnęła. Znowu chciało mi się spać, więc zajrzałam na chwilę do sąsiedniej sali zobaczyć, jak wygląda Sebastian Uznański (też okazał się sympatyczny i w dodatku przystojny; o wiele bardziej sympatyczny, niż sobie wyobrażałam na podstawie jego wypowiedzi na forum NF). Jednak nie czytałam jego książki, a to ona była głównym tematem spotkania, więc na tym swój udział w merytorycznej części konwentu zakończyłam.  | 22.10.2006, godz. 13:30 Ponownie zinfiltrowałam środowisko fanów, tłumaczy i pisarzy. Agent Jeremiasz [pseudonim operacyjny J. Grzędowicza, którego poprzedniego wieczoru mylnie wzięłam za osobę cywilną] opowiadał anegdotę o skinach podziwiających niemowlę swojego kumpla: „Tiu tiu tiu, uśmiechnij się do wujka Napalma!”. J. Ćwiek przedstawiał projekt nowego filmu Cthulhu Productions [komórka agencji „Słudzy Metatrona”]; prowadzono też dyskusję o tajemniczym wypadku samochodowym [zamach na agencję SM?]. Poniżej fragment nagrania z ukrytego mikrofonu: Achika (wskazując na szramę na szyi PWC-a, jakby ją widziała po raz pierwszy): O rany, co ci się stało?! PWC (nonszalancko): A, jeden facet z maczetą mnie zaatakował. Mieliśmy stłuczkę i kierowca tamtego samochodu się na mnie rzucił… Kuba: To było tak: PWC bohatersko wyczołguje się z wraku samochodu, trzymając pod jednym ramieniem Miśka, pod drugim mnie, a z drugiego samochodu wyskakuje facet, wyciąga z bagażnika maczetę, zamierza się na PWC-a… Achika: …ale zobaczył, że pod pachą trzyma on Kubę Ćwieka, i wyhamował cios, żeby nie zbryzgać słynnego pisarza krwią… Kuba: Jestem zbryzgany krwią! Zobacz! (odsuwa się od stołu, demonstrując plamy na spodniach). PWC: Ela miała dużo problemu, żeby go nakłonić, żeby pozwolił zaprać plamy na swetrze. Kuba: Ale na spodniach nie pozwoliłem. Maja: Nie wyhamował – on zadał cios trzy razy, ale maczeta odskakiwała od szyi PWC-a z głośnym „boing!”. PWC: I wtedy z samochodu wychyliła się żona tego faceta, wołając: „Ty idioto, to PWC! Jeśli nie zniszczysz mózgu, nic mu się nie stanie!”. Maja: „Strzelaj w oczy!”. Godz. 14:15 Zaszyfrowana wiadomość od agenta Indiany. Mam się natychmiast stawić na terenie szkoły konwentowej. Za trzy godziny mamy pociąg powrotny, a przed drogą trzeba jeszcze coś zjeść… [z raportu agentki o kryptonimie operacyjnym „Śpiąca Królewna”] |  |
Imladris 2006 był konwentem mniej ludnym (przybyło jakieś 300-400 osób) i w sumie nieco mniej ciekawym niż inne Imladrisy i w ogóle krakowskie konwenty, które w moim prywatnym rankingu stoją wysoko. Z trzech bloków prelekcyjnych dwa były przeznaczone niemal wyłącznie dla graczy; być może również profil konwentu wpłynął na to, że akurat dla mnie było mniej interesujących prelekcji niż zwykle. Jednak pod względem towarzyskim z konwentu jestem bardzo zadowolona. :-) Agnieszka „Achika” Szady a.k.a. „Śpiąca Królewna” 1) Wyjaśnienie niektórych kryptonimów operacyjnych: - Puszon – Michał Stachyra
- Inkayon (Inki) – Wojciech Jagodziński
- Magda – Magdalena Iwanowicz
- Bąku – Dominik Bąk
- Spike – Krzysztof Wójcikiewicz
- PWC – Piotr W. Cholewa
- Misiek – Michał Cholewa
- Kuba – Jakub Ćwiek
- Indiana – [utajnione ze względów bezpieczeństwa]
Cykl: Imladris Miejsce: Kraków Od: 20 października 2006 Do: 22 października 2006 |