…Miał powiedzieć Juliusz Cezar, przekraczając niewielką rzeczkę graniczną o nazwie Rubikon i wywołując tym samym wojnę domową w Italii. Wojna jak wojna, ale cytat przeszedł do historii. Jak Gajusz w polityce, tak prehistoryczni ludzie w sztuce podjęli decyzję, od której nie było już odwrotu. Gdy pierwszy bezimienny artysta sięgnął po przypadkowy kawałek krzemienia, by zrobić z niego coś w rodzaju noża, nie przypuszczał nawet co z tego w przyszłości wyniknie…  | Wariaci. Rozpustnicy i pijacy. Najczęściej bez grosza, w połatanych gaciach, ale za to z fantazją. O pustym żołądku potrafią godzinami rozmawiać o wyższości sieny palonej nad ugrem żółtym. Albo sklepienia krzyżowego nad kolebkowym. Jednym słowem: Artyści. W Magazynie Szerzącym Kulturę nie mogło ich zabraknąć. |  |
 | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Opowieść o samych początkach sztuki i pierwszych, bezimiennych twórcach. Jak to się właściwie zaczęło Nigdy nie dowiemy się, kiedy dokładnie narodziła się sztuka. Nie mówiąc już o tym, że wciąż mamy problemy z odpowiedzią na pytanie, kiedy tak naprawdę narodził się człowiek. Wprawdzie coraz to nowsze odkrycia archeologiczne powoli rozjaśniają mroki dziejów, jednak nasza wiedza o czasach prehistorycznych ciągle przypomina ser szwajcarski. Mimo rażącego braku źródeł pisanych, które mogłyby rzucić światło na te prehistoryczne ciemności, uczonym udało się ustalić parę faktów. Na przykład chronologię. Wyróżniono epoki: paleolit, mezolit, neolit. Każdą epokę dodatkowo podzielono na fazy lub okresy. Żeby nie było za różowo: nie ma jednej, odgórnie przyjętej chronologii. Co kraj to uczony i inna wersja wydarzeń. Pocieszające jest jedno: wszyscy zgodnie twierdzą, że sztuka narodziła się w paleolicie. Wizerunki zwierząt poutykane na ścianach jaskiń, figurki grubawych kobiet oraz rozmaite odłamki skalne, szumnie zwane „narzędziami”, to przedmioty najczęściej kojarzące się ze sztuką prehistoryczną. Wszystkie powstały właśnie w paleolicie – starszej epoce kamienia (gr. palaiós ‘stary, dawny’ i lithos ‘kamień’). Mieczysław Porębski, autor trzytomowych „Dziejów sztuki w zarysie”, podzielił paleolit na starszy, środkowy i młodszy, a ten ostatni dodatkowo na fazy. Na początku był krzemień… O paleolicie starszym wiadomo niewiele. Mieczysław Porębski sugeruje, że żyjące wtedy istoty potrafiły już nadać krzemiennemu ostrzu wybrany przez siebie kształt. Podobno też owe istoty interesowały się barwnikami. Do tego jak naprawdę było w tym paleolicie starszym pewnie nigdy nie dojdziemy, jednak przy odrobinie wyobraźni ów sławny początek sztuki mógłby wyglądać na przykład tak: Istota obudziła się, bo coś kapało jej na głowę. Przewróciła się na drugi bok, ale kapanie nie ustawało. Wobec powyższego faktu niemrawo wygrzebała się ze swojej przytulnej jamy, wymoszczonej pierwszorzędną trawą, żeby zobaczyć, co jej tak przeszkadza w spaniu. Na dworze było zimno i nieprzyjemnie. Woda leciała z góry sporym strumieniem, produkując liczne kałuże i zalewając przy okazji jamę, w której mieszkała bohaterka tej historii. Istota postała chwilę, popatrzyła, skrobiąc się mocno w kudłaty czerep. Nie umiała jeszcze myśleć, nie mówiąc już nawet o wyciąganiu logicznych wniosków, ale coś w środku mówiło jej, że trzeba będzie zmienić lokum na bardziej suche. Tak postanowiwszy, odwróciła się z żalem od dawnego mieszkania i powoli ruszyła w drogę. Już z daleka zobaczyła obiecującą stertę kamieni ze sporą dziurą pośrodku. Istota przyspieszyła, żeby jak najszybciej obejrzeć owo cudo i odstraszyć ewentualną konkurencję. Nagle pośliznęła się. Rozpaczliwie machając rękami, próbowała utrzymać równowagę, ale dość szybko przegrała z grawitacją, lądując na ziemi i nabijając sobie solidnego guza. Po dobrych paru minutach ocknęła się z zamroczenia i niezgrabnie spróbowała stanąć na nogi. Udało jej się to już za trzecim podejściem. Głęboko oddychając, bo przed oczami znów zaczęły przelatywać jej kolorowe zygzaczki, pomacała się po kudłatym łbie. Na czole rosła solidna wypukłość, która wściekle bolała w kontakcie z włochatą ręką. Istota zrezygnowała z szukania dalszych obrażeń, wytarła liśćmi lecącą jej z nosa czerwoną wodę i rozejrzała się za przyczyną swojego upadku. Okazał się nią – oprócz śliskiej trawy, która w czasie deszczu nie jest żadną tam sensacją – spory kamień. Istota podniosła go i biorąc porządny zamach odrzuciła daleko od siebie. Kamień poleciał ładnym łukiem, aż do upatrzonej przez istoty sterty głazów i odbił się od niej, rozpadając na dwie prawie równe części. Istota popatrzyła na to wszystko z pewną satysfakcją, po czym postanowiła podejść bliżej. Dotarła do kupy kamieni i zobaczyła jeden z owych odłamków, który jeszcze nie tak dawno temu był częścią całkiem ładnego okazu krzemienia. Istota podniosła go i długą chwilę przyglądała mu się, obracając dla lepszego efektu ze wszystkich stron i przy okazji nieźle rozcinając sobie rękę. Pulsujący ból w rozwalonej dłoni przyspieszył chyba proces kojarzenia, bo zamiast znów wyrzucić przyczynę swojego nieszczęścia, istota chwyciła odłamek przez kawałek okrywającej ją skóry i zaczęła wypróbowywać ostrze na innych, mocniejszych materiałach. Z uzyskanego efektu była całkiem zadowolona. Problem był tylko jeden: w jaki sposób trzymać odłamek, by się znowu nie uszkodzić? Istota stała i tupała dla rozgrzewki. Coś pod czaszką od dłuższego czasu gwałtownie domagało się jej uwagi. Istota skojarzyła wreszcie efekt, jaki dało odbicie kamienia od sterty głazów i postanowiła przetestować swój pomysł… Deszcz lał tego dnia prawie do nocy, ale istocie wcale to nie przeszkadzało. Siedziała sobie na ziemi i z zapałem stukała odłamkiem w kupę głazów, a spod jej ręki wychodził całkiem zgrabny przecinak. Temu, że przy okazji dała początek sztuce nie poświęciła większej uwagi… Kiedy historia posunęła się nieco do przodu i dotarła do neandertalczyka, wraz z nią rozwinęły się także artystyczne zdolności człowieka. Neandertalczyk potrafił już zużywać odłamki czerwonej ochry (w jakim celu jeszcze nie ustalono) i stworzyć coś w rodzaju muzeum – dzięki gromadzeniu co ciekawszych skamielin, muszli oraz minerałów. Podobno też opanował początki zdobnictwa. Wszystko to jednak było zaledwie początkiem na długiej – i ciernistej – drodze ku prawdziwej Sztuce, jednak dzięki wiedzy przekazywanej z pokolenia na pokolenie ludzkość mogła wkroczyć w kolejny etap sztuki, przypadający już na paleolit młodszy. Nuda, nic się nie dzieje… Paleolit młodszy to czasy już nieco lepiej znane uczonym i co za tym idzie dokładniej sklasyfikowane. Cytowany już wyżej Porębski wyodrębnił pięć faz przypadających na tę epokę: szatelperońską i oryniacką, grawecko-protosolutrejską, solutrejską i wczesnomagdaleńską, środkowomagdaleńską oraz późnomagdaleńską. Z grubsza pokrywają się one z tym, co ustaliły inne autorytety. (Zapamiętywanie nazw owych faz nie jest konieczne. No chyba że ktoś jest harcerzem i lubi wyzwania albo szuka okazji do trenowania pamięci. Wszyscy inni niech spokojnie czytają dalej, nie zwracając przesadnej uwagi na zbyt wyszukane słownictwo).  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Faza szatelperońska rozpoczęła się 35 tys. lat temu. Nic się w niej specjalnie ciekawego nie działo. Dalej eksperymentowano z barwnikami (hematyty, glinki żelaziste, czerwone piaskowce, czarne związki manganowe), smarując wszystko, co się dało: ubrania, broń, ściany mieszkań, siebie i sąsiadów. Oprócz tej radosnej twórczości produkowano jeszcze amulety i ozdoby. 30 do 27 tys. lat temu, już w fazie oryniackiej, tempo akcji troszkę wzrosło. Mianowicie po raz pierwszy próbowano coś wyryć na niewielkich odłamkach skalnych walających się człowiekowi pod ręką. Kiedy człowiek nauczył się wreszcie sprawnie „rysować” kontury, co dziś już potrafi nawet pięciolatek, nastąpił koniec tej fazy i przejście na wyższy poziom. Nadeszła era grawecko-protosolutrejska. Kiedyś się ta kobieta w sztukę wepchnąć musiała, inaczej sobą by nie była. Nie działała jeszcze bezpośrednio, bo na to było za wcześnie, ale i tak nieźle namieszała. Mowa tu oczywiście o figurkach paleolitycznych Wenus, datowanych na fazę grawecko-protosolutrejską. Pod tą – nieco ironiczną – nazwą kryją się niewielkie posążki nagich kobiet odkrywane m.in. w Europie Zachodniej, Środkowej, południowej Rosji czy Syberii Wschodniej. Rozmiarów Wenus były niewielkich: liczyły sobie od kilku do kilkunastu centymetrów. Najczęściej rzeźbiono je w kamieniu lub kości, często dodatkowo pokrywano czerwoną polichromią. Jeżeli przyjąć, że te wizerunki uosabiały paleolityczny ideał kobiecego piękna, opisując je nasuwa się określenie ukute parę stuleci później, „rubensowskie kształty”. Głowa lekko zarysowana, ramionka drobne, rączki ledwo widoczne, stóp często nawet nie uwzględniano, za to partie środkowe rozbudowane aż do przesady: spore (i o zgrozo!) obwisłe piersi, baniasty, pofałdowany brzuch i szerokie biodra ozdobione widocznym cellulitem. De gustibus non est disputandum, ale w naszych czasach taki „ideał” nie załapałby się nawet do kwalifikacji „Miss Polonia 2006”. Nie wspominając już o „Miss Universum”. Nasuwa się jeszcze pytanie, dlaczego „Wenus” w ogóle powstawały? Na ten temat jest wiele hipotez. Według feministek paleolityczne Wenus to ujawnienie podświadomych i ohydnych męskich wyobrażeń o płci pięknej i jej przedmiotowego potraktowania. Według uczonych – figurki były hołdem złożonym kobiecości (ach, te kształty!) i macierzyństwu (patrz: Wielka Bogini Matka), co też się feministkom specjalnie nie podoba. Na koniec wypada jeszcze wyjaśnić, skąd wzięła się nazwa owych prehistorycznych piękności. Otóż archeolodzy (oczywiście mężczyźni) odkopując figurki doszli do wniosku, że są one raczej brzydkie, więc na przekór nadali im nazwę rzymskiej bogini miłości i piękna. Jak widać na załączonym przykładzie męska logika jest jeszcze bardziej pokrętna i osobliwa od kobiecej. A owe prehistoryczne ideały kobiecości możecie obejrzeć na stronie: historia_kobiet.w.interia.pl. Nie czepiając się już mężczyzn, wspomnę jeszcze o jednym: faza grawecko-protosolutrejska może „poszczycić” się jeszcze najstarszymi przedstawieniami zwierzęcymi pochodzącymi m.in. z grot skalnych we Francji (Pair-non-Pair, La Greze) i Hiszpanii (Los Hornos). Większość z nich przedstawiana była z profilu według podobnego schematu: najpierw rysowano sinusoidalną linię szyjno-grzbietową o dwóch falistych wygięciach. Następnie dodawano szczegóły: głowę, nogi (tylko dwie – widoczne dla widza), brzuch oraz, w zależności od gatunku – rogi czy ogon. Te mocno jeszcze schematyczne wizerunki artyści udoskonalili w następnej fazie, solutrejskiej i wczesnomagdaleńskiej (malowane zwierzęta posiadały nieco więcej cech indywidualnych i cztery nogi), osiągając w tej dziedzinie prawdziwe mistrzostwo. W krainie Wiecznych Łowów W fazie solutrejskiej i wczesnomagdaleńskiej (17-13 tys. lat przed Chr.) postawiono na rozmach i monumentalność. Zarzucono rzeźbienie figurek i wzięto się za malarstwo i relief. To pierwsze uprawiano przede wszystkim w podziemnych jaskiniach, drugie – w wąwozach, z uwagi na lepsze warunki pracy (głównie oświetlenie). Jakakolwiek by była jaskinia, w której można natrafić na ślady malarskiej działalności naszych praprapra…. przodków, ma jeden temat przewodni: zwierzęta. Ludzie przedstawiani są bardzo rzadko, a jeśli już powiązani są ze światem fauny. „Podziemne galerie sztuki jaskiniowej byłyby więc pierwszym ludzkim traktatem o wszechświecie, pierwszą encyklopedią wiedzy przyrodniczej zgromadzonej przez człowieka. One to jasno dowodzą, co najbardziej interesowało człowieka tamtych czasów: zwierzęta. Pośród ich przedstawień brak jednak zwierząt małych, nieefektownych. Galerie paleolityczne są poświęcone zwierzętom imponującym, wzbudzającym podziw i strach. Są tam więc: konie, byki i krowy, żubry, jelenie, koziorożce, niedźwiedzie, nosorożce, a także drapieżne koty. Zwierzęta te ukazane są w ruchu, w galopie, w szarży. Są to prawdziwie wolne, dzikie zwierzęta. Takimi widział je na co dzień paleolityczny artysta. Równocześnie jednak te głęboko ukryte pod ziemią galerie sztuki pełniły funkcję skrajnie odmienną od tej, którą dziś przypisujemy nauce: były miejscem religijnych i magicznych ceremonii, obrzędów inicjacji, magicznego zabijania i pomnażania zwierząt. Wypełnione wizerunkami zwierząt jaskinie były więc równocześnie encyklopedią i sanktuarium, biblioteką i kaplicą pierwotnego człowieka. […] Również stosunek człowieka tamtych czasów do zwierząt był inny niż nasz. Przez cały okres paleolitu polując nieustannie na zwierzęta, zabijając je i zjadając ich mięso, człowiek nie przestał być integralnym uczestnikiem ich świata, nie przestał być młodszym bratem zwierząt. […] Polowanie nie było wówczas jedynie sztuką zabijania zwierząt. Było ceremonią magiczną, ryzykowną zabawą kształtującą naturę mężczyzny, szkołą życia dla młodych, źródłem prestiżu i życiowego sukcesu dla dorosłych. Jego celem nie było uśmiercenie jak największej liczby zwierząt: ludzie epoki kamienia okazali się bardziej przezorni od nas”. 1)Każdy, kto słyszy hasło „malarstwo jaskiniowe”, przeważnie odpowiada: Lascaux, a przynajmniej powinien, jeśli nie przespał wszystkich lekcji plastyki w szkole podstawowej. Ci bardziej wyedukowani dodają jeszcze: Altamira. Grota Lascaux znajduje się nad lewym brzegiem rzeki Vézere i należy do skupiska paleolitycznych jaskiń położonych na zachodnim krańcu Masywu Centralnego i północnych stokach Pirenejów. Została odkryta w zasadzie przez przypadek, ale jeżeli przyjrzeć się wydarzeniom historycznym, w większości z nich maczał palce Przypadek. Tak czy inaczej w niedzielę, 8 września 1940 roku, czterech francuskich chłopców wybrało się na wycieczkę w góry. Oprócz prowiantu na drogę zabrali także psa o wdzięcznym imieniu Robot. To właśnie za sprawą Robota Marcel Ravidat, Jacques Marsal, Georges Agnel i Simon Coencas przeszli do historii. Wszystko zaczęło się od tego, że zwierzę wpadło w rozpadlinę powstałą po wyrwanym 12 lat wcześniej podczas burzy drzewie. Dziura Diabła, bo tak nazywała szczelinę okoliczna ludność, była zbyt wąska, by wyciągnąć zwierzę, więc chłopcy użyli noża… i znaleźli się w podziemnej komnacie. Niestety, w ciemnościach nie mogli dobrze obejrzeć jaskini, dlatego postanowili wrócić do niej, tym razem ze stosownym oświetleniem. Po kilku dniach, gdy znów znaleźli się w Dziurze Diabła odkryli fascynujące malowidła zwierząt. Opowiedzieli o nich swojemu nauczycielowi, a ten – znajomemu księdzu, Henriemu Breuil, zapalonemu badaczowi pradziejów Francji, Hiszpanii i południowej Afryki. Dorośli, odwiedziwszy jaskinię, przekonali się na własne oczy, że odkrycie chłopców przerosło wszystkie dotychczasowe znaleziska. Jednak o jej wspaniałości inni mieli się przekonać dopiero po II wojnie światowej, gdyż właśnie wtedy poinformowano o odkryciu. Prawie od początku Lascaux stała się wspaniałą atrakcją turystyczną, odwiedzaną przez ok. 2 tys. turystów dziennie. Ta zmasowana forma turystyki razem ze sztucznym oświetleniem jaskini, mikroorganizmami wnoszonymi przez zwiedzających, a nawet wydychaną przez nich parą wodną przyczyniła się do niszczenia malowideł. W tej sytuacji w 1963 Lascaux zamknięto dla turystów. Na osłodę utworzono kopię jaskini, w której wiernie odtworzono prehistoryczne malowidła. Jak wygląda grota, nie ma sensu opisywać. Lepiej, nie ruszając się nawet z fotela, zajrzeć na: www.culture.gouv.fr/culture/arcnat/lascaux i wybrać się w wirtualną wycieczkę po jednej z najsłynniejszych jaskiń świata.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Altamira ze swoimi malowidłami przypada już na następną fazę – środkowomagdaleńską (10800 lat przed Chr.). Charakterystyczne dla tego okresu są liczne malowidła jaskiniowe; do najbardziej znanych grot (oczywiście poza Altamirą) należą Font-de-Gaume i Les Combarelles w Pirenejach. Altamira leży w pobliżu Santillana del Mar (prowincja Santander). Odkrył ją – oczywiście przypadkowo – myśliwy Modesto Peres w 1868 roku, podczas polowania na lisy. Jaskinia znajdowała się na terenach należących do zamożnego hiszpańskiego arystokraty, don Marcelina Sanz de Sautuola. Ponieważ don Marcelino pasjonował się archeologią, rozpoczął w grocie amatorskie wykopaliska. Na odkrycie malowideł trzeba było jednak poczekać jeszcze 11 lat. W 1879 roku arystokrata zabrał na wykopaliska swoją 9-letnią córkę, Marię. Podczas gdy ojciec zajmował się jakimiś znaleziskami, dziewczynka, trochę z ciekawości, trochę z nudów, rozglądała się po jaskini. W pewnym momencie światło latarki, którą trzymała w ręce, padło na sufit, oświetlając skryte do tej pory w mroku malowidła byków. Maria stała się pierwszą na świecie osobą, która odkryła prehistoryczne malowidła naskalne. Chociaż jej ojciec i pracujący przy wykopaliskach ludzie nie mieli wątpliwości, że natrafili na naprawdę wielkie znalezisko, rychło okazało się, że nieco inaczej myślą o tym rasowi badacze. Wątpili oni w autentyczność malowideł, sugerując nawet, że Sautuola dokonał fałszerstwa. Większość badaczy ciągle nie mogła pogodzić się z faktem, że człowiek prehistoryczny nie był takim prymitywem, za jakiego go uważano do tej pory. W tym celu zebrał się nawet kongres prehistoryków w Lizbonie, by oficjalnie zaprzeczyć odkryciu. Przygnębiony i oszkalowany arystokrata zmarł dość szybko. Dopiero po jego śmierci uznano autentyczność obrazów, czemu pomogło odkrycie malowideł w Lascaux. Jak uważają uczeni, malarstwo jaskiniowe ma także podtekst seksualny. André Leroi-Gourhan, jeden z bardziej zasłużonych w tym względzie badaczy, zauważył, że prehistoryczni artyści wielokrotnie umieszczali w swoich dziełach symbole płci. Do płci żeńskiej odnosiły się wszelkiego rodzaju koła, romby, otwory, kształty szczelinowe i łódkowate, szczególnie wyobrażenia ran na ciałach zwierząt, czasem z tkwiącymi w nich oszczepami symbolizującymi organ męski. Czy ta teoria jest prawdziwa, do końca nie wiadomo, ale seks i przemoc od dawien dawna najlepiej się sprzedawały, nic więc dziwnego, jeśli by jakiś twórca próbował nieco podbudować tymi czynnikami swoje przemyślenia. Faza późnomagdaleńska przypada na zmierzch epoki lodowcowej. Obejmuje lata 10800-8500 przed Chr. W tym czasie panuje szczególnie ostry klimat, który stopniowo, bo stopniowo, ale ciągle się ociepla. Ze zmianą klimatu wiąże się zmiana zajęć ówczesnego człowieka. Myślistwo powoli łączy się z pierwszymi próbami rolniczymi, przeprowadzanymi głównie na Bliskim Wschodzie. W efekcie powolnego przechodzenia na gospodarkę wytwórczą, ranga, jaką cieszyło się polowanie powoli maleje. Razem z nim odchodzą także w niepamięć sanktuaria jaskiniowe i wspaniałe malarstwo, jakie się w nich przez wieki rozwijało. W tych czasach na znaczeniu zyskuje znów sztuka drobna – pokryte rysunkami kamyki, rzeźbione lub malowane rogi jeleni i reniferów, a także zdobiona broń. Są to jednak ostatnie próby przed wejściem w kolejną epokę prehistorii – neolit. W naszym kręgu kulturowym przez długi czas punkt wyjścia cywilizacji, jej kultury, sztuki, nauki i wielu innych dziedzin lokowano w starożytnej Grecji. To stamtąd miał pochodzić ów strumień olśnienia, co spłynął na resztę narodów i pozwolił im na własny, oczywiście w duchu Platona, Arystotelesa czy innego Talesa, rozwój. Wystarczy przypomnieć włoski renesans, a później klasycyzm. Co ciekawe, my też, podobnie jak nasi przodkowie, cmokamy z uznaniem nad greckimi posągami (a tak naprawdę ich kopiami wykonanymi przez starożytnych Rzymian), unosimy się nad architekturą Akropolu, który po prawdzie jest dziś jedną wielką ruiną, jesteśmy indoktrynowani niemal od podstawówki, że Homer wielkim poetą był, choć nasza pani od polskiego nierzadko nie rozumie nawet połowy z tych fragmentów „Iliady” lub „Odysei”, które ma nam przekazać. Czasy prehistoryczne w procesie edukacji dalej bywają traktowane po macoszemu, choć większość autorytetów naukowych zrehabilitowała już człowieka epoki kamiennej. Dziś coraz mniej osób uznaje, że nasz prapra…przodek był istotą prymitywną, gdyż nie umiał dobrze formułować swoich myśli, przekształcając je w słowa, a co najgorsze nie potrafił nawet wynaleźć pisma. A co do sztuki… Co to była za sztuka, jakieś zwierzęta na suficie, kawałkach kamienia czy broni? By odpowiedzieć na to pytanie może wystarczy spojrzeć na tamte czasy oczyma ówczesnego człowieka? Wyobrazić sobie zachwyt, z jakim wpatrywał się w stado pędzonych koni, podziw dla siły i zręczności zwierząt, które przedstawiał? Trudno będzie pewnie spojrzeć z zachwytem na prehistoryczną kobietę, mając w pamięci jej wyidealizowany obraz w postaci paleolitycznych Wenus… ale o tym lepiej nie mówić głośno, by nie narazić się siostrom feministkom… Może człowiek prehistoryczny nie był takim „mikrocefalicznym idiotą”, za jakiego uważał go profesor Virchow, skoro mając do dyspozycji tak ograniczone środki jak garść barwników, własne dłonie czy słomkę potrafił stworzyć prawdziwe cuda. Jeżeli będziecie oglądali kiedyś przykłady malarstwa jaskiniowego, zwróćcie uwagę, w jaki sposób wykorzystuje się naturalne wybrzuszenia czy wklęśnięcia skał do osiągnięcia odpowiedniego efektu. Nie bez przyczyny grota Lascaux uznawana jest za Kaplicę Sykstyńską czasów prehistorycznych. 1) Zdzisław Skrok: „Wyjście z kamiennego świata” |