Dzwoni telefon… Odbierasz… Nieznajomy głos obwieszcza, że zostały ci tylko dwadzieścia cztery godziny życia… W dodatku ów tajemniczy rozmówca o imieniu Moe posiada niepokojąco bogatą wiedzę o Twoim dotychczasowym życiu. Sprawa wydaje się nadzwyczaj poważna… Co robisz?  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Przed takim właśnie problemem stają bohaterowie kilkunastu nowelek zamieszczonych w albumie „Paronomazja”. Autorem całego projektu i większości scenariuszy jest Daniel Gizicki, który zaprosił do niego kilku scenarzystów (Jerzy Szyłak, Magdalena Kurzyna, Filip Fert) i kilkunastu rysowników (m.in. Mateusz Skutnik, Marek Turek, Clarence Weatherspoon, Hubert Ronek, Maciej Pałka). Powstał album, który w czytelniku może budzić skojarzenia zarówno z serią komiksową „100 naboi”, jak i japońskimi/amerykańskimi filmami z cyklu „Ring”. A przy tym zgłębia dość interesujące zagadnienie – jak zachowałyby się poszczególne jednostki ludzkie wobec tak poważnej nowiny? Wniosek jest prosty – w przeważającej części jednostki te poprzez niezwykły ciąg zdarzeń same doprowadzają do własnej śmierci. Przez to przepowiednie Moe automatycznie zyskują status samospełniających się i czytelnik ma wrażenie, że w większości przypadków ludzie ci wciąż by żyli, gdyby nie złowieszcza wiadomość od Moe. Nielicznych, którzy nie wierzą w ponure proroctwa, czeka przypadkowa śmierć (jak postacie w komiksach narysowanych przez Weatherspoona, Ronka czy Turka). Niektórzy tracą rozum i jedyny sposób na spędzenie ostatniej doby życia odnajdują w eksterminacji ukochanej osoby/znienawidzonego kolegi z dzieciństwa/swoich uczniów itd. Właśnie. Za dużo w tym albumie powtarzających się schematów typu „nagła żądza krwi” lub „samospełniająca się przepowiednia”. To w pewnym momencie zaczyna nużyć i czytelnik przyjmuje kolejne opowiadania z coraz większą irytacją. Na szczęście w tym zbiorku znalazło się parę opowiadań skutecznie burzących ten konwenans. Zaliczyć do nich można m.in. „Trumnę” Ferta i Herli lub otwierającą cały album „blakopodobną” historię autorstwa Skutnika i Gizickiego, która wprowadza czytelnika w niemałą konfuzję już na samym starcie. Od strony graficznej nie ma się w zasadzie do czego przyczepić. Album, w całości wydany w czerni i bieli, prezentuje zróżnicowany, aczkolwiek dość przyzwoity jak na antologię poziom. Obok uznanych twórców pokroju Skutnika czy Turka pojawiają się rysownicy nieco mniej znani, ale niemniej interesujący – tacy jak Marcin Nowakowski, Oskar Huniak i Piotr Herla. Zapewne jeszcze nieraz usłyszymy o tych utalentowanych panach. „Paronomazja” nie jest złą pozycją, bez wątpienia wartą poznania. Jej bohaterami tak naprawdę nie są pojedynczy ludzie ani nawet wszechwiedzący i (prawdopodobnie) omnipotentny Moe. Główną rolę odgrywa w tym albumie przeczucie nadchodzącej rychło śmierci, które można zignorować bądź wykorzystać do uporządkowania dawno porzuconych spraw. Jak spędzimy ostatnią dobę naszego życia – to już zależy tylko od nas. Historia Moe ma duży potencjał, byłby on zdecydowanie lepiej zrealizowany w formie dłuższych fabuł. Krótkie i liczne historie prowadzą bowiem do szybkiego zgrania powtarzanych schematów – a to bardzo szkodzi temu albumowi jako całości. Miejmy nadzieję, że kolejne części „Paronomazji” unikną tego błędu.
Tytuł: Paronomazja #1 Scenariusz: różni autorzy Rysunki: różni autorzy Wydawca: Centrum Komiksu Data wydania: październik 2006 Ekstrakt: 70% |