Śniło mi się wczoraj, że Gael García Bernal mówił po francusku, projektował kalendarze z wizjami katastrof i wspólnie z Alainem Chabatem wrzucał telewizor do wody, twierdząc, że TV to istne „merde”. Był tam jeszcze mechaniczny konik i krwiożercza maszynka do golenia. A może to mi się wcale nie śniło?  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Tak naprawdę, miałam cały czas otwarte oczy. Czułam się jak odizolowana od rzeczywistości – obowiązków, powszechnie przyjętych norm, codzienności. To była nie tyle magia kina, ile urok niczym nieposkromionej wyobraźni, wyrażanej na ekranie za pomocą fantastycznych wizji niemających nic wspólnego z komputerowymi efektami specjalnymi. Wizja złożona, szalona, przyciągająca jak ekspresyjne dzieło malarskie, często niedoceniane za pierwszym podejściem. Może „Jak we śnie” Michela Gondry’ego nie uderza od razu mnogością poruszonych tematów jak wcześniejszy sukces reżysera „Zakochany bez pamięci”, ale wystarczy chwila zastanowienia, odrzucenie schematów myślenia i sięgnięcie pod zdobną fasadę, by wydobyć na światło dzienne niewesołe konkluzje oraz banalne, ale wciąż aktualne treści dopełniające wizualne bogactwo filmu. Życie głównego bohatera, Stéphana, zostało usytuowane na pograniczu jawy i snu, co bynajmniej nie determinuje ciężkiej, onirycznej konwencji, a staje się źródłem komediowej fabuły, tyle radosnej, co nietuzinkowej, w generalnym rozrachunku – nawet melancholijnej. Film, który zaskakuje rozwiązaniami formalnymi, wprowadza w niesamowity świat sennych wyobrażeń oraz budzi szczery uśmiech rozbawienia, na końcu okazuje się smutnym manifestem inności i pragnienia bycia częścią czegoś większego, a nie odseparowaną jednostką. Inność jako zjawisko rzadko tolerowane, zwłaszcza we współczesnym świecie, to niezły temat na film. Jednak pytanie, jakie musi postawić sobie reżyser przed wprowadzeniem podobnej treści do produkcji, brzmi: jak opowiedzieć o indywidualizmie, nie czyniąc z niego tematu płaskiego i nieciekawego? Tak często pojawiały się już filmy traktujące o różnych odmianach inności, że kolejny tytuł analizujący ten sam problem po raz wtóry byłby skazany na regularne ziewnięcia publiczności. Gondry postąpił jednak inaczej, bo wykorzystał swoją niebywałą wyobraźnię plastyczną i umiejętność tworzenia niecodziennych wizji do opowiedzenia historii o ludziach żyjących we własnym świecie, a zrobił to w sposób zajmujący oraz oryginalny, chociażby w kwestii formalnej i narracyjnej. Sceny w konwencji onirycznej zbudowane zostały w skojarzeniu z technikami kolażu, podczas gdy sekwencje rzeczywiste ukształtowano na wciąż artystycznie rozbuchane, ale dużo bardziej wyciszone narracyjnie fragmenty. W ten sposób zaistniały podział definiuje w filmie ukryte lęki, pragnienia i marzenia głównego bohatera przejawiające się we śnie. Stéphane najlepiej czuje się w swoim własnym uniwersum zapełnionym przez niewiarygodne zjawiska i postacie, ale mimo prób ukrycia się przed prawdziwym otoczeniem za murem własnej wyobraźni, wciąż tęskni za akceptacją ogółu. Jak to słusznie podsumowano w filmie braci Weitz „Był sobie chłopiec” – żaden człowiek nie jest samotną wyspą. Dlatego nawet jeżeli bohater „Jak we śnie” różni się od reszty indywidualnym spojrzeniem na świat, nie może zupełnie odciąć się od ludzi. Inność staje się w jednej chwili błogosławieństwem i przekleństwem, bo przynosi nieprzystawalne społecznie postawy i smutek odrzucenia. Cała próba zbliżenia się Stéphana do jego francuskiej sąsiadki Stéphanie jest dowodem na pragnienie zwalczenia samotności, ale także na strach przed utraceniem szansy szczęśliwego życia u boku kogoś, kto rozumie nasz sposób patrzenia na rzeczywistość – przez pryzmat wyobraźni, oczywiście.  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Okazuje się, że „Jak we śnie” wcale nie zostało stworzone jako artystyczna ciekawostka, nowatorski kawałek sztuki lub opowieść o nieprzystosowanym chłopaku żyjącym w realiach snu. Raczej o rzeczywistości, która wydaje się szara i przygnębiająca w porównaniu z inspirującą mieszaniną myśli kiełkujących w ludzkiej podświadomości. W tym barwnym tyglu uwagę zwraca Gael García Bernal, który potrafił odnaleźć się w pokładach absurdalnego humoru czy gromie groteskowych sytuacji, tworząc postać ciekawą, bo niejednoznaczną. Charlotte Gainsbourg w roli równie pomysłowej Stéphanie zdobywa sympatię zwyczajnością. Swoją kreacją dowodzi, że to właśnie pozornie przeciętne osoby potrafią kryć w sobie najbardziej skomplikowane osobowości, a indywidualizmem intrygować innych. Oglądając „Jak we śnie”, można poczuć się jak w galerii sztuki nowoczesnej: poznać szereg nietypowych postaci i podziwiać wiele niesamowitych obrazów. Jednak, tak jak przy współczesnej sztuce, film Gondry’ego wymaga otwartości i odrzucenia tradycyjnych ram filmowych. W zamian dostajemy przeświadczenie, że co się tylko przyśni, można sfilmować lub opisać i zrobić karierę dzięki tym kilku niewiarygodnym wizjom uwięzionym w naszych głowach.
Tytuł: Jak we śnie Tytuł oryginalny: La Science des rêves Reżyseria: Michel Gondry Zdjęcia: Jean-Louis Bompoint Scenariusz: Michel Gondry Obsada: Gael García Bernal, Charlotte Gainsbourg, Emma de Caunes, Miou-Miou, Alain Chabat, Jean-Michel Bernard Muzyka: Jean-Michel Bernard Rok produkcji: 2006 Kraj produkcji: Francja Data premiery: 17 listopada 2006 Czas projekcji: 105 min. Gatunek: dramat, komedia Ekstrakt: 80% |