powrót do indeksunastępna strona

nr 01 (LXIII)
styczeń-luty 2007

Moleskine: Wysmakowane ciasteczka
‹Maria Antonina›
Ślinka cieknie na widok tych wszystkich pyszności serwowanych na dworze Ludwika XVI. Nowy film Sofii Coppoli ma swój niepowtarzalny urok, jednak nie porywa tak skutecznie, jak „Między słowami”.

Oglądając film spodziewam się nie tylko dobrego scenariusza, zaangażowanych aktorów i mistrzowskiej reżyserii. Film nie porusza wyłącznie myśli, skłaniając do dyskusji o znaczeniu zawartego w opowieści przesłania, lecz również oddziałuje na wrażliwe zmysły wzroku i słuchu. Będąc fotografem, podczas seansu automatycznie włącza mi się to zawodowe zboczenie, nakazujące bacznie przyglądać się plastyce obrazu, oceniać pracę kamery, dobór optyki do konkretnej sceny, rodzaj oświetlenia, montaż by w końcu analizować wpływ tych środków wizualnych na samą opowieść. Od lat słuchając muzyki filmowej ostatnio przestaję być wzruszony kolejną ścieżką dźwiękową, łapiąc się na zatrważającym odczuciu, że wszystko już było – jednak czasem trafi się autentyczna, pochłaniająca uwagę perełka, którą warto zaciekawić innych. Mimo zainteresowania przede wszystkim tymi warstwami filmu, które uznawane za techniczne bywają traktowane gorzej od efektów pracy głównych postaci na planie, staram się odbierać i recenzować ukończone dzieło jako całość, absolutnie ułomną bez sprawnie zrealizowanego któregokolwiek z elementów. Moja przygoda z pisaniem o kinie sięga bodaj ośmiu lat wstecz do czasów kiedy współtworzyłem serwis DVD’mension, mając również kilkukrotny epizodyczny wkład w zawartość magazynu Esensja. Różne okoliczności sprawiły, że przez ostatnie miesiące i lata byłem głównie biernym widzem, toteż tym bardziej cieszę się z powrotu do recenzowania na łamach Esensji. Chciałbym jednocześnie zachęcić i zaprosić czytelników do kontaktu i aktywnej wymiany opinii o przedstawianych filmach na moim blogu http://24mm.org/moleskine.

Zawartość ekstraktu: 60%
‹Maria Antonina›
‹Maria Antonina›
Nowa produkcja Sofii Coppoli byłaby znakomitym filmem, gdyby wcześniej nie powstało „Między słowami”. „Maria Antonina” jest dziełem nakręconym bez wątpienia kunsztownie, z wszelką dbałością o wizualne detale, jednak sprytny zabieg polegający na użyciu współczesnej muzyki w opowieści rozgrywającej się w XVIII wieku to jednak za mało, by nadać obrazowi tempa. Epizod z życia starzejącego się komika Boba Harrisa zagubionego w Tokio, choć wcale nie opowiadany jakoś szybciej – a właściwie to nawet jeszcze bardziej leniwie – magnetyzował. Chemia, powstająca między obojgiem bohaterów, stanowiła treść obrazu, a wszystkie te tyle zabawne co celne spostrzeżenia człowieka zachodu stykającego się z dalece odmienną od przyzwyczajeń wschodnią kulturą – były jego dopełnieniem. Sceny śmieszne, jak ta, w której Bill Murray obserwował ze zdumieniem i równoczesnym rozbawieniem pracę japońskiego reżysera reklamówek, doskonale spasowały się z ujęciami nostalgicznymi, choćby absolutnie mistrzowsko zrealizowanym fragmentem imprezy karaoke, tworząc ten niepowtarzalny, delikatnie pulsujący rytm.
W „Marii Antoninie” oglądamy Kirsten Dunst w roli młodej przyszłej królowej, postaci z początku zagubionej w Wersalu pełnym przepychu i blichtru, dworskich rozrywek i plotek, pełnym żelaznej rutyny, która na siłę wdziera się w życie tytułowej bohaterki powodując udzielające się widzowi uczucie odosobnienia. Następca francuskiego tronu, Ludwik XVI, nie jest dla niej partnerem na miarę wyluzowanego i dowcipkującego Harrisa. Delfin jest, mówiąc w najprostszych słowach, niedorajdą niedorosłym do objęcia panowania po figlarnym i lubieżnym dziadku. Oboje są chronieni wersalskim kloszem nie w pełni widząc jak królestwo stopniowo chyli się ku upadkowi. Żyjąc ponad stan, odcięci od świata, nie byli razem w stanie stawić czoła wydarzeniom, którym przyszło im się zmierzyć. Film nie jest jednak opowieścią o upadku królewskiego dworu w przeddzień francuskiej rewolucji, choć kończy się w momencie katastrofy.
Zupełnie zgodnie z tytułem dzieło w bardzo intymny i powściągliwy sposób (pomimo frapujących strojów, niesamowitych fryzur, potraw tak pokazanych, że aż ślinka cieknie i rockowej muzyki nieoczekiwanie znakomicie dopasowanej do całego zamysłu stylistycznego Coppoli) przedstawia proces dojrzewania Marii Antoniny od momentu przybycia na tron do chwili bolesnego strącenia z posady. Jest to trudna droga, wymagająca od młodej i niedoświadczonej w pierwszych scenach kobiety wielkiej odpowiedzialności i poświęcenia. Maria Antonina musi balansować między wewnętrznym pragnieniem korzystania z uroków życia, a szeptami płynącymi z rodzinnego dworu o rychłej konieczności przypieczętowania związku z Ludwikiem dla utrwalenia sojuszu. Z czasem dorasta ona na tyle, by stać się królową decydującą się bardziej wspierać działania męża i zajmować się potomkami, niż tracić czas na zabawie. Niestety, okazuje się, że jest już zbyt późno – lud z kosami staje u bram monarszego pałacu.
Uroda filmu Sofii Coppoli polega na tym, że przemiana nie dokonuje się ze sceny na scenę, lecz jest rozmyta. Więcej dzieje się właśnie między słowami niż w wypowiadanych kwestiach. Reżyserka ma unikalną zdolność wychwytywania i zapamiętywania najbardziej ulotnych momentów przeżywania emocji. Scen refleksyjnych, w których bohaterka ma czas na złapanie oddechu i pobycie wyłącznie ze sobą, jest w filmie mnóstwo. Muzyka, jeszcze bardziej niż zdjęcia, pozwala wyczuć i kontemplować stan Marii Antoniny. Coppola, będąc twórczynią o wielkiej wrażliwości, sprawnie kreśli na ekranie postać swojej bohaterki, korzystając ze wszystkich dostępnych filmowi środków. Format obrazu 1.85:1 zdecydowanie lepiej skupia uwagę na postaciach niż na wydarzeniach (co jest z kolei zaletą epickiego Panavision). Na przekrojowej ścieżce dźwiękowej znaleźli się zupełnie nieklasyczni wykonawcy: od The Cure po Aphex Twin, dzięki którym cały film przypomina wolno snujący się teledysk, adresowany do wyrafinowanej publiczności, który należy konsumować bardzo powoli, delektując się wszystkimi dostępnymi smakami. Szkoda, że zabrakło jednego z nich. W „Między słowami” wyraźna była olbrzymia pasja, jaką obdarzyła reżyserka swoich bohaterów i miejsce akcji. „Maria Antonina” nie wygląda niestety jak owoc fascynacji, lecz tylko doskonałego kunsztu reżyserki.
Zachęcam do dyskusji na stronie http://24mm.org/moleskine/2007/01/maria-antonina/.



Tytuł: Maria Antonina
Tytuł oryginalny: Marie-Antoinette
Reżyseria: Sofia Coppola
Zdjęcia: Lance Acord
Scenariusz: Sofia Coppola
Obsada: Kirsten Dunst, Jason Schwartzman, Rip Torn, Judy Davis, Asia Argento, Marianne Faithfull, Molly Shannon, Steve Coogan, Shirley Henderson, Sarah Adler, Rose Byrne, Tom Hardy, Clementine Poidatz, Danny Huston
Rok produkcji: 2006
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: UIP
Data premiery: 5 stycznia 2007
WWW: Strona
Gatunek: dramat, historyczny
Ekstrakt: 60%
powrót do indeksunastępna strona

66
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.