powrót do indeksunastępna strona

nr 01 (LXIII)
styczeń-luty 2007

Autor
Echo pustych komnat
‹Maria Antonina›
„To śmieszne” – w jednej ze scen mówi tytułowa bohaterka nowego filmu Sophii Coppoli „Maria Antonina”. W odpowiedzi słyszy krótkie: „To, Madame, jest Wersal”. Ale tak naprawdę nie chodzi o Francję, historię lub politykę, tylko o opowieść o zderzeniu z obcym środowiskiem, uginaniu się pod presją otoczenia i zepsuciu toczącym dworską społeczność od środka. Przynajmniej takie były założenia.
Zawartość ekstraktu: 60%
‹Maria Antonina›
‹Maria Antonina›
Pod fasadą bogatych, artystowskich kadrów oraz reżyserskich wyobrażeń uwspółcześnionej przeszłości, „Maria Antonina” oferuje jedynie sugestie głębszej prawdy. Bohaterka, która miała najwyraźniej symbolizować jednostkę próbującą przystosować się do nowego systemu w pragnieniu ogólnej akceptacji, rozczarowuje nie tylko ślepym dążeniem do otrzymania społecznego poklasku, ale także brakiem jakiegokolwiek uświadomienia. Zdeterminowana politycznie i historycznie postać nie zostaje wykorzystana do zetknięcia wewnętrznego świata wartości jednostki z zepsuciem otoczenia: Marie Antoinette chce jedynie spełnić pokładane w niej nadzieje. Nie próbuje zachować swojej osobowości, nie opiera się czerpaniu pełnymi garściami z dekadenckiego, pustego życia pałacowego, topi smutki w alkoholu i ukrywa nieprzystosowanie w wiecznej zabawie, aż staje się ofiarą rozkładu moralnego. Trudno sympatyzować z bohaterką, która jest aż tak słaba, że przeobraża się z prostej, ale niegłupiej i ambitnej dziewczyny w wyuzdaną i – w sumie – nieszczęśliwą pannę w stylu glamour. Z historii młodej władczyni wykuto nawet poruszający obraz rzeczywistości zabijającej indywidualność i wartości, ale w drugiej połowie seansu wciąż pojawia się wątpliwość, czy na pewno taka była intencja Coppoli. Reżyserka wydaje się jedynie opowiadać o młodej kobiecie niepotrafiącej zrozumieć siebie i otaczającej ją rzeczywistości. Wybranie stylistyki kina historycznego zdeformowanego pierwiastkami współczesnymi, jak rockowa muzyka czy wątek obsesji piękna i bogactwa rodem z kolorowej sieczki magazynów dla kobiet, tylko odwraca uwagę od treści. Zniszczenie godności człowieka przez zepsutą rzeczywistość doskonale sprawdziłaby się w filmie o przeciętnej bohaterce mierzącej się ze współczesnym światem, ale najwyraźniej historyczno-nowoczesny entourage był konieczny do ukrycia niezdecydowania i luk w portretach postaci. Poza tym, tylko w Wersalu, centrum XVIII-wiecznego wszechświata towarzyskich i polityczno-dynastycznych układów i układzików, można uwierzyć w brak jakiejkolwiek woli walki z narzucanymi normami i represjami.
Gdyby Coppola nie udziwniała na siłę swojego filmu i pozwoliła wyjść na pierwszy plan bohaterce jako złożonej osobowości, możliwe, że wrażenie twórczej niemocy oraz przypadkowości interpretacyjnej w ogóle by się nie pojawiło. A tak – przerysowane, kolorowe realia ciągłej zabawy w odcięciu od prawdziwego życia zagłuszają głos, który wydobywa się spomiędzy na pół komediowej, na pół dramatycznej fabuły. Rozwleczenie akcji nie kończy się znudzeniem, bo Coppola nawet jeżeli porzuca dialogi na rzecz sugestywnego obrazu, potrafi wciąż utrzymać zainteresowanie widza. Jednak mimo to wystawia jego cierpliwość na próbę swego rodzaju monotonią sztucznej i obłudnej codzienności pałacowego życia. Można odrzucić całą tę niepotrzebną wystawność, stylistyczną niezborność i spojrzeć na „Marię Antoninę” jak na film o samotności, ale wówczas nie sposób pozbyć się myśli, że treści pozostałe po odizolowaniu zakręconej oprawy, to w dużej mierze nie artystyczne zamierzenie, a nadinterpretacja odbiorcy. W tym wykalkulowanym szokowaniu pomieszaniem form i unowocześnianiem historii czuć nieszczerość. Prawdopodobnie Coppola chciała pokazać, że ludzie nie zmieniają się mimo przemijania epok, ale jest to wniosek za mało wyrafinowany jak na autorkę znakomitego „Między słowami”.
Te cholerne telewizory panoramiczne!
Te cholerne telewizory panoramiczne!
Pochwała należy się aktorom: Kirsten Dunst w roli tytułowej odnajduje się w dwuznacznej postawie swojej bohaterki, a Jason Schwartzman budzi uśmiech kreacją króla – nawet bardziej nieprzystosowanego i odizolowanego od rzeczywistości niż jego żona. Rozwiązłą nonszalancją uwodzi wciąż niezauważana Rose Byrne, a pełnokrwistą, choć raczej szablonową z winy scenariusza postać Madame du Barry tworzy Asia Argento. Cały drugi plan roi się od bohaterów jeszcze ciekawszych niż sama Maria Antonina. Tło społeczne, mimo że natarczywie przysłaniane formą filmu, zostało trafnie scharakteryzowane niby przy okazji kreślenia osobowości tytułowej królowej.
Nie jest jednak tak, że „Maria Antonina” to film zupełnie nieudany. Porusza bardzo dużo aktualnych tematów, mądrze ze sobą powiązanych, włożonych w efektowne, choć niezbyt potrzebne, pseudohistoryczne ramy. Bardzo dobrze zagrany, pozyskuje uwagę odbiorcy dzięki niespotykanej, specyficznej atmosferze miksu staromodnych obyczajów i dekadenckiego trybu życia rodem z naszych czasów. Niestety, brak konsekwencji powoduje, że wszystkie walory filmu Coppoli rozbijają się na małe części składowe, rozrzucone na całej rozciągłości seansu. Przez to „Marii Antoninie” brakuje emocjonalnej istoty i intensywności przekazu, a brak zdecydowania odbiera uroku przedstawionej historii. Tym bardziej szkoda, bo kiedy zebrać w całość wszystkie udane elementy filmu, okazuje się, że jest nad czym pomyśleć.



Tytuł: Maria Antonina
Tytuł oryginalny: Marie-Antoinette
Reżyseria: Sofia Coppola
Zdjęcia: Lance Acord
Scenariusz: Sofia Coppola
Obsada: Kirsten Dunst, Jason Schwartzman, Rip Torn, Judy Davis, Asia Argento, Marianne Faithfull, Molly Shannon, Steve Coogan, Shirley Henderson, Sarah Adler, Rose Byrne, Tom Hardy, Clementine Poidatz, Danny Huston
Rok produkcji: 2006
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: UIP
Data premiery: 5 stycznia 2007
WWW: Strona
Gatunek: dramat, historyczny
Ekstrakt: 60%
powrót do indeksunastępna strona

58
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.