„Biocosmosis: Enone” raczej nie jest komiksowym arcydziełem. Ale jestem gotów przymknąć oko na jego pewne niedoróbki. Ten album to na polskim rynku komiksowym krok we właściwym kierunku – a takiej inicjatywie należy tylko przyklasnąć.  |  | ‹BiOCOSMOSiS: Enone› |
Przyznam się szczerze, że nie będę w pełni obiektywny przy ocenie „Biocosmosis: Enone”. Od jakiegoś bowiem czasu twierdzę, że rynek polskiego komiksu wywalony jest do góry nogami. Zdecydowaną większość tworzą na nim wznowienia pozycji sprzed lat 30, kupowane głównie przez kierowanych nostalgią starszych czytelników (czyli również przeze mnie). Ale gdy oddzielimy powtórki, okazuje się, że to, co zostaje, również nie przedstawia zdrowego przekroju. Na rynku dominuje to, co w każdym cywilizowanym komiksowo kraju uchodzi za potrzebną, ale mniej liczną produkcję peryferyjną. Tymczasem u nas z jednej strony w dużej mierze nadal ton nadaje twórczość wywodząca się z typowo undergroundowego „Produktu” („Wilq”, „Likwidator”) uzupełniana nowymi komiksami undergroundowymi (jak pozycje wydane przez Timofa). Z drugiej strony natomiast pojawia się różnoraka produkcja z ambicjami artystycznymi („Mikropolis”, „Esencja”, „Achtung Zelig!”, „Glinno”, „Rewolucje”). Nie odmawiam walorów rozrywkowych „Wilqowi” (każda cześć przyprawia mnie o spazmy śmiechu) ani poziomu produkcjom Gawronkiewicza czy Skutnika. Nie przysłonią one jednak tego, że brakuje „mięsa”, solidnej produkcji głównonurtowej – dobrze narysowanych, przystępnych komiksów rozrywkowych, opowiadających historie przygodowe, humorystyczne, sensacyjne czy fantastycznonaukowe. To właśnie jest podstawa zdrowego rynku, takie właśnie komiksy nakręcają popyt, docierają do szerokiego odbiorcy. Dopiero w odniesieniu do nich powinny powstawać dzieła undergroundowe. Dlatego więc, po tym przydługim wstępie, muszę przyznać, że z satysfakcją przyjmuję pojawienie się w Polsce tytułu „Biocosmosis: Enone” właśnie jako kroku we właściwym kierunku. Ten komiks rozpoczyna przedsięwzięcie ambitne w zamiarach – ma to być aż piętnastotomowy cykl fantastycznonaukowy, zjawisko rzadkie w polskim komiksie, produkcja czysto rozrywkowa, starannie przygotowana i wydana. Zobaczyliśmy na razie tom pierwszy i – przy pewnych jego wadach – można na następne części czekać z zainteresowaniem. „Biocosmosis” to polska odpowiedź na „Technokapłanów” i „Metabaronów”, choć inspiracji można szukać tu w całej klasyce SF, ze szczególnym uwzględnieniem „Diuny” i oczywiście „Gwiezdnych wojen”. Na planetę Erra Neffia przybywa misjonarz zakonu Equilibrium, mnich (a właściwie emnich, bo tak zakonnicy Equilibrium są nazywani) Enone. Zakon poszukuje nowych adeptów, jego cele są pokojowe – pogłębianie wiedzy i wiary, praktyki zwiększające siłę umysłu (wszystko to musi nasunąć na myśl też rycerzy Jedi). Enone zostaje wpleciony w planetarną intrygę, pojawią się też Obcy. Tyle o fabule części pierwszej – na razie z wolna wprowadzającej w całą historię. Pomimo pewnej wtórności przedstawionego świata nie można odmówić autorom prób kreowania elementów przekonujących czytelnika, że mowa jest o spójnej rzeczywistości. Wszystko wskazuje na to, że historia będzie kreślona z rozmachem – jej przedsmak daje zapowiedź, że akcja komiksu toczy się „15 lat przed wielką bitwą o planetę Altomerra i początkiem wojny o jedność Entirum”. Te nazwy na razie nam wiele nie mówią, ale możemy się domyślać, że chodzi o coś istotnego. Podoba mi się inwencja w tworzeniu nowych nazw funkcji – planetard, guberion, preventorianie, emnisi – niewyszukane, ciekawe, stwarzające wrażenie, że poznajemy inny świat z jego własną historią i polityką. Rysunek zadziwiająco przypomina wczesnego Polcha – podobne rysy twarzy, podobne fryzury. Lepsze efekty daje tu rysowanie techniki niż ludzi, lepiej udają się sceny statyczne niż dynamiczne. Nie ma tu jednak Polchowej dbałości o detal, choć ładnie położone kolory w spójnej, mrocznej tonacji powodują, że ewentualne niedoróbki nie rażą. Ot, w miarę solidna rzemieślnicza robota, bez artystycznej iskierki, ale na potrzeby takiej historii w zupełności wystarczająca. Mam nadzieję, że rysownik Nikodem Cabała będzie w trakcie cyklu dojrzewał i eliminował niedoskonałości. Kadrowanie natomiast jest zróżnicowane, pomysłowe, sprawdzające się zarówno przy scenach dynamicznych, jak i obrazujących refleksje bohatera. Kończąc już ocenę komiksu dodam, że będąc zwolennikiem albumów ładnie wydanych, z przyjemnością akceptuję tu wyższą cenę za solidną twardą oprawę. „Biocosmosis” oczywiście nie zrewolucjonizuje polskiego rynku, nawet jeśli uda się wydać wszystkie 15 tomów. Ale może da przykład innym, może zacznie się u nas pojawiać coraz więcej przyzwoitej twórczości rozrywkowej, dzięki czemu po prostu będzie normalniej.
Tytuł: Enone Scenariusz: Edvin Volinski Rysunki: Nikodem Cabała Kolor: Grzegorz Krysiński Wydawca: Pro-Arte Cykl: BiOCOSMOSiS ISBN-10: 83-924721-0-1 Format: 52s. A4, kolor; oprawa twarda Cena: 34,70 Data wydania: listopad 2006 Ekstrakt: 70% |