powrót do indeksunastępna strona

nr 02 (LXIV)
marzec 2007

Autor
Kobiety na traktory! (1)
„Kobieto! puchu marny! ty wietrzna istoto! Postaci twojej zazdroszczą anieli, A duszę gorszą masz, gorszą niżeli!…” grzmiał niegdyś nasz wieszcz narodowy Adam. Jego słowa po wsze czasy weszły do historii, tyle że historia – z właściwą sobie stronniczością – zapomniała dodać, iż sam Adam taki święty nie był. Ale zamiast pomstować na niektórych twórców, zobaczmy, w jaki sposób przedstawiano kobietę w innych sztukach pięknych.

Wariaci. Rozpustnicy i pijacy. Najczęściej bez grosza, w połatanych gaciach, ale za to z fantazją. O pustym żołądku potrafią godzinami rozmawiać o wyższości sjeny palonej nad ugrem żółtym. Albo sklepienia krzyżowego nad kolebkowym. Jednym słowem: Artyści.

W Magazynie Szerzącym Kulturę nie mogło ich zabraknąć.

Tym razem będzie o kobietach. A, co tam…

Zanim przejdziemy do meritum, wyjaśnijmy sobie od razu jedną rzecz: utwór nie ma charakteru edukacyjnego (gdzież ja bym śmiała, Panie Ministrze…). Przedstawia (stronniczo) wybrane kobiety: sławne albo ze względu na własne przymioty ciała i ducha, albo (częściej) ze względu na artystę, który je unieśmiertelnił. Oczywiście czytając o nich, znajdziecie także kilka słów o epoce i warunkach, w których żyły, ale nie warto uogólniać tego na sytuację reszty kobiet w ówczesnym świecie – zostawmy to feministkom.
Odcinek I: od paleolitycznych figurek po nadąsaną intelektualistkę.
„Wenus z Willendorfu”<br/>fot. www.nhm-wien.ac.at
„Wenus z Willendorfu”
fot. www.nhm-wien.ac.at
Paleolityczne Wenus
Trudno powiedzieć cokolwiek pewnego o kobiecie paleolitu. Jedną z tego przyczyn jest brak źródeł pisemnych i ustnych pochodzących z tamtej epoki oraz skąpe źródła rzeczowe. Oglądając filmy o tematyce prehistorycznej czy obrazki w podręcznikach od historii możemy zauważyć, że kobiety w paleolicie specjalnie się od mężczyzn nie różniły (pomijając różnice anatomiczne): też były nadmiernie owłosione i nieuczesane. Aby zatem dowiedzieć się czegoś więcej o żyjących wtedy paniach, musimy przenieść się nieco dalej w czasie do fazy grawecko-protosolutrejskiej paleolitu młodszego. Stamtąd właśnie pochodzą „paleolityczne Wenus”.
To niewielkie figurki nagich kobiet o obfitych kształtach, związane prawdopodobnie z kultem płodności. Rzeźbiono je w kamieniu, kości oraz wapieniu lub modelowano w sproszkowanej masie kostnej wymieszanej z gliną. Niektóre również malowano. Archeolodzy znajdowali je na rozległym obszarze, od zachodniej Europy po Syberię. Najsłynniejsza chyba ze wszystkich została odkryta w 1908 r. w austriackim Willendorfie podczas prac drogowych przez robotnika Johanna Verana. Obecnie znajduje się w wiedeńskim Naturhistorisches Museum.
Przyjrzyjmy się jej uważniej. Rozmiarów jest niewielkich – zaledwie 11 cm wysokości. Pierwsze, co rzuca się w oczy to obfite (i, o zgrozo, obwisłe!) piersi, ogromny brzuch i szerokie biodra. Prehistoryczny rzeźbiarz nie zwracał uwagi na rysy twarzy (głowę potraktował od niechcenia, choć włosy zaznaczył – te dziwne szlaczki to gęste pukle włosów owinięte wokół głowy), nogi czy ramiona, podkreślił za to te cechy, które wskazywały na rolę kobiety – a miała być ona przede wszystkim matką.
Dzisiejsze feministki byłyby szczerze oburzone.
Warto dodać, że według niektórych naukowców paleolityczne kobiety wcale tak źle się nie miały. Co prawda to w tamtej epoce wprowadzono podział na czynności stricte damskie i męskie, ale równowaga w przyrodzie została zachowana. Mężczyzna wyruszał na polowanie, by w pocie czoła, ale z dumą na zarośniętym obliczu, czasem po kilku dniach, czasem po kilku godzinach, przytargać upolowaną sztukę mięsa. Kobieta w czasie jego nieobecności krążyła po okolicy, by metodą prób i błędów (bywało, że śmiertelnych w skutkach) znaleźć coś, co uzupełni dietę: owoce morza, ziarna zbóż, owoce, grzyby i tym podobne przysmaki.
Często okazywało się, że facet wracał z niczym i znajdował już obiad na prehistorycznym stole. Zajęcia kobiet ceniono, ponieważ dostarczały stałego pokarmu, a mięso, w zależności od szczęścia przy jego zdobywaniu, było tylko wcale smaczną przystawką. Niestety, kilkaset lat później mężczyzna poszedł po rozum do głowy i wykoncypował sobie rozmaite wynalazki. Po następnych kilkuset latach prób i błędów samiec posługiwał się owym sprzętem tak dobrze, że znacząco wzrosła ilość przynoszonego do domu pożywienia. A kobiecie zostało tylko przyrządzanie owej zdobyczy i wspominanie lepszych czasów.
„Wenus z Willendorfu” – w skrócie:
  • czas powstania: ok. 22 – 24 tys. lat temu;
  • epoka: paleolit młodszy, faza grawecko-protosolutrejska;
  • twórca: nieznany;
  • odkrywca: robotnik Johann Veran, 1908 r., podczas robót drogowych w Willendorfie (Austria);
  • wymiary: 11 cm wysokości;
  • materiał: kamień kredowy, ślady czerwonej polichromii;
  • miejsce przechowywania: Muzeum Historii Naturalnej (Wiedeń).
(Dane za Wikipedią).
Więcej o „paleolitycznych Wenus” i sztuce prehistorycznej znajdziecie w tekście „Alea iacta est!...”.
Popiersie Nefretete<br/>fot. Wikipedia
Popiersie Nefretete
fot. Wikipedia
Piękność, która przybyła... do Egiptu
Egipcjanie byli narodem konserwatywnym – co raz wymyślili w jakiejś dziedzinie, to im zostawało na następne 30 pokoleń. Tak było i w sztuce. Ot, choćby słynny kanon.
Na czym polegał? Najogólniej mówiąc, na przedstawieniu danej postaci zgodnie z określonymi regułami. Zasady portretowania zależały od pozycji społecznej i wykonywanego zawodu osoby uwiecznianej w dziele sztuki. Najbardziej upiększano faraonów i bogów – dla nich też zarezerwowano pozycję kroczącą i siedzącą. Władca na tronie, w trakcie ważnych ceremonii, a już najlepiej zwyciężający wrogów, to żelazny repertuar egipskiego artysty. Nieco mniej oficjalnie portretowano urzędników. Choć ich wizerunki także cechowały się dostojeństwem, były mniejszych rozmiarów i miały już cechy indywidualne. Najswobodniej pokazywano chłopów: realistycznie, w najmniejszej skali i zwykle przy pracy.
Patrząc na egipskie malowidła, rzuca się w oczy jeszcze jedno: przedstawiane na nich postacie są nieźle „poskręcane”. Dlaczego? Egipcjanie dążyli do tego, aby jak najwięcej w swoim dziele pokazać, dlatego głowę i nogi modela przedstawiano z profilu, a oko i ramiona en face.
Był jednak faraon, który zerwał z tradycją kanonu. Amenhotep IV (niegdyś Echnaton), z urzędu władca, a z powołania poeta, niechętnie podchodził do wszystkiego, co wiązało się z przymusem i regułami w sztuce. Dlatego jako pierwszy rządzący nakazał rzeźbiarzom i malarzom portretować to, co widzą. Chciał, by pokazywano go tak, jak w rzeczywistości wyglądał, najchętniej w otoczeniu rodziny. Patrząc na wizerunki Echnatona, może dziwić to życzenie. Wydłużona twarz, szerokie biodra oraz długie palce u rąk i nóg deformują jego figurę i według niektórych uczonych sugerują, że władca cierpiał na zespół Marfana. Jednak dla poddanych faraona te przymioty były oznaką boskości.
Poniekąd właśnie Amenhotepowi, a właściwie rewolucji, jaką wywołał w sztuce, zawdzięczamy jeden z najpiękniejszych portretów starożytnego Egiptu. Mowa o gipsowym popiersiu Nefertiti. Polichromowany wizerunek pięknej żony faraona odkrył Ludwig Borchardt w 1912 r. w ruinach pracowni rzeźbiarza Totmesa. Obecnie znajduje się w Muzeum Berlińskim.
Rzeźbę Nefertiti znają nawet ci, którym sztuka kojarzy się jedynie z pojedynczym kawałkiem mięsa na talerzu. Wizerunek królowej powielany na licznych widokówkach, pseudopapirusowych pamiątkach czy rozmaitych wisiorkach zwykle przedstawia królową z profilu. Dlaczego? Oryginalna rzeźba ma wyłupione lewe oko, niegdyś inkrustowane kryształem górskim, przez co według niektórych znawców traci na urodzie (inna wersja mówi, że drugie oko nigdy nie zostało dokończone, ponieważ popiersie było „tylko” modelem do nauki rzeźbienia oczu). Większość uważa jednak, że mimo braku oka i nieco obtłuczonych uszu wizerunek żony Amenhotepa jest fascynujący.
Historyków ogromnie ciekawi, dlaczego królową przedstawiono w tradycyjnym nakryciu głowy faraonów. Spekulują, że Nefertiti rządziła po śmierci męża, co byłoby ewenementem w całej historii Egiptu. W tym kraju władcą od zawsze był faraon, a kobieta pełniła co najwyżej mniej zaszczytną funkcję królewskiej małżonki. Innych zamieszanie wokół władzy nie bardzo interesuje. Wolą podziwiać smukłą, długą szyję i delikatny uśmiech Nefertiti. Patrząc na rzeźbę, rozumiemy imię królowej oznaczające „Piękność, która przybyła” (jedna z wersji dotyczących jej pochodzenia mówi, że Nefertiti nie była Egipcjanką). Jednak za wdzięcznym uśmiechem kryje się stanowczość – jakby władczyni doskonale zdawała sobie sprawę ze swojej urody i jej potęgi.
Dzisiaj powiedzielibyśmy, że jej popiersie to wizerunek kobiety sukcesu. Zresztą Nefertiti z pewnością można za taką uważać, choćby z jednego powodu: w sztuce przedstawia się ją także w pozach zarezerwowanych dla faraona – w przepasce na biodrach zabijającą wrogów. Brrr...
Nefertiti – w skrócie:
  • czas powstania: ok. 1360 r. przed Chr.;
  • epoka: starożytność (Egipt);
  • twórca: być może rzeźbiarz Totmes;
  • odkrywca: Ludwig Borchardt, 1912 r., Tell el-Amarna (Egipt);
  • materiał: wapień pokryty grubą warstwą polichromowanego gipsu, oczy (lub oko) inkrustowane kryształem górskim;
  • miejsce przechowywania: Muzeum Egipskie w Berlinie.
(Dane za Wikipedią).
„Afrodyta z Melos”<br/>fot. Wikipedia
„Afrodyta z Melos”
fot. Wikipedia
Gorsza płeć grecka
Trudno uwierzyć, ale mimo wysokiego poziomu kultury i nauki kobiety w Grecji traktowano tak jak w czasach prehistorycznych: miały służyć jedynie przedłużeniu gatunku. W „Książce o mitologii Greków i Rzymian” z kolekcji wydawnictwa Gallimard możemy przeczytać, że „po ukończeniu 15 lat [kobieta] mogła być poślubiona przez własnego ojca. Nie mogła nic posiadać na własność, a jej edukacja ograniczała się do gospodarstwa domowego. W każdym domu było gineceum – część kobieca, oddzielona od męskiej. Kobiety rzadko ją opuszczały, a jeśli uczestniczyły w świętach rodzinnych czy religijnych – to zawsze w towarzystwie, nigdy same”. Coś na pocieszenie? „Kobieta była jednak panią swego domu, zajmowała się przede wszystkim pracami domowymi: jedzeniem, przetworami i marynatami, przygotowaniem wełny i lnu, czyszczeniem skór, tkaniem, szyciem ubrań, haftowaniem... i oczywiście opieką nad dziećmi. Jako matka rodziny była autorytetem moralnym dla wszystkich domowników”. Kobiety miały jako takie prawa w Sparcie – mogły brać udział w codziennych ćwiczeniach fizycznych i nosić krótkie spódnice.
O miłości była mowa jedynie między mężczyznami. Pochwałę takiego uczucia znajdziemy w „Uczcie” Platona. Arystofanes, jeden z bohaterów owej biesiady, opowiada o początkach rodu ludzkiego. Mówi, że „naprzód były trzy płcie u ludzi”. Jak to możliwe? „Otóż cała postać człowieka każdego była krągła, piersi i plecy miała naokoło, miała też cztery ręce i nogi w tej samej ilości, i dwie twarze na okrągłej, walcowatej szyi, twarze zgoła do siebie podobne. Obie patrzyły się w strony przeciwne z powierzchni jednej głowy” - wyjaśnia Arystofanes. Byli zatem ludzie, którzy składali się z dwóch części męskich, dwóch żeńskich albo części męskiej i żeńskiej.
Zdarzyło się, że istoty te rozgniewały Zeusa, więc aby ich osłabić, gromowładny poprzecinał ich na dwoje. I tu zaczął się dramat, bo rozcięte połowy tak za sobą tęskniły, że nie myślały o niczym innym, jak o tym, by znów się ze sobą zrosnąć. I jak dodaje Grek: „Kogo od całego obojnaka odcięto, ten dzisiaj lubi kobiety, i wielu cudzołożników pochodzi z tego rodu; a podobnie i kobiety, które za mężczyznami przepadają, a w łożu nie tylko męża przyjmują. Kobiety odcięte od dawnej żeńskiej istoty nie bardzo dbają o mężczyzn, a więcej się interesują kobietami, i stąd się wywodzą trybadki. Ale ci, których od męskiego odcięto pnia, gonią za męskim rodzajem i już jako mali chłopcy lubią te kupony męskie mężczyzn ściskać na posłaniu; to są najwybitniejsze jednostki pomiędzy chłopcami i młodymi ludźmi, to są najbardziej męskie natury. Niektórzy mówią o nich, że to bezwstydnicy, ale to przecież nieprawda. Bo to nie występuje u nich na tle bezczelności, tylko raczej na tle śmiałości, odwagi i pewnego męskiego zacięcia – kochają przecież to, co do nich samych podobne”.
I wszystko jasne.
Jak pisze S. Gąsiorowski: „Funkcją sztuki greckiej nie jest gloryfikacja panującego, lecz hołd bóstwu i zasłużonej w społeczeństwie jednostce, np. zwycięskiemu zapaśnikowi czy zabójcy tyrana”. Kobiety w społeczeństwie greckim nie miały żadnych praw, więc nie było powodu, by uwieczniać je w sztuce. Na szczęście zostaje jeszcze mitologia i rozmaite wizerunki bogiń.
Wśród nich chyba ten najsłynniejszy: Afrodyta z Melos.
Jak podaje Wikipedia, posąg greckiej bogini miłości i piękna został odkryty w 1820 r. przez wieśniaka Jorgosa na wyspie Melos, tuż obok ruin starożytnego teatru. Urok Afrodyty najwyraźniej zadziałał na markiza de Riviere, który kupił rzeźbę i sprezentował królowi Francji Ludwikowi XVIII. Ten polecił umieścić grecką piękność w Luwrze. Pomysł okazał się szczęśliwy, do dziś „Afrodyta” jest chyba jednym z najczęściej odwiedzanych posągów w paryskim muzeum.
Jeśli wierzyć znawcom tematu, „Afrodyta” jest też jednym z największych dzieł sztuki starożytnej. No i, co rzadko spotykane, rzeźbą oryginalną, a nie - tak jak większość zabytków greckich z tamtych czasów - kopią wykonaną przez starożytnych Rzymian. O jej autorze nie wiemy nic, znamy tylko czas powstania rzeźby, przypadający na II w. przed Chrystusem. Podobno twórcę „Wenus” zainspirowała „Afrodyta z Kapui”, wykonana prawdopodobnie przez Lizypa.
Marmurowy posąg bogini miłości przeznaczony był do oglądania od frontu, wskazują na to słabiej opracowane biodra i tył. Jeśli chodzi o sylwetkę Afrodyty, to szczerze mówiąc bogini ma figurę faceta – jest krępa, bez wcięcia w talii – któremu przyczepiono małe kobiece piersi. Półnaga, kusząco wygina biodra w prawą stronę, co nadaje jej postawie esowaty kształt. Lewą nogę, lekko ugiętą, wysunęła do przodu. Do dziś trwają spory, na czym opierała stopę. Głowa Wenus jest mała i niczym charakterystycznym się nie wyróżnia. Włosy, zgodnie z grecką modą, ma związane w węzeł. Nie patrzy na zwiedzających – jej wzrok błądzi gdzieś daleko. Najwięcej kłopotów sprawia uczonym brak rąk Afrodyty. Już od kilkuset lat zastanawiają się oni nad ich ułożeniem, trzymanymi atrybutami, wydaje się jednak, że problem jest nierozwiązywalny.
Co ciekawe: tak naprawdę to nie wiadomo, czy rzeźba przedstawia Afrodytę. W dziele „doszukiwano się wielu postaci mitologicznych, choć ta na wpół naga figura, niezwykle kobieca i zmysłowa, skłania do tego, by utożsamiać ją z wizerunkiem bogini miłości. Być może jednak chodzi o posąg Amfitryty, bóstwa morskiego, które czczono na Melos” („Luwr. Paryż” z serii „Muzea świata”).
„Afrodyta z Melos” – w skrócie:
  • czas powstania: 150-120 lat przed Chr.;
  • epoka: starożytność (Grecja);
  • twórca: nieznany;
  • odkrywca: wieśniak Jorgos, 1820 r., wyspa Melos (na Morzu Egejskim) w okolicach teatru na akropolu w Adamas;
  • wymiary: 211x44 cm;
  • materiał: marmur;
  • miejsce przechowywania: paryski Luwr.
(Dane za książką „Luwr. Paryż” z serii „Muzea świata” i Wikipedią).
Jeżeli zainteresował Was Platon, „Ucztę” i inne jego dzieła możecie znaleźć tutaj. Na to, że zainteresowała Was „Afrodyta”, raczej nie liczę :)
„Portret damy”<br/>fot. www.nga.gov
„Portret damy”
fot. www.nga.gov
Pobożne piękno
Kościół katolicki wylansował w średniowieczu wizerunek kobiety, za który pokutuje jeszcze do dziś. Ówcześni ojcowie kościoła, zakonnicy, pustelnicy i inni utrzymywali, że kobieta człowiekiem w ogóle nie jest. Św. Tomasz z Akwinu powiadał na przykład: „Kobiety są błędem natury... z tym ich nadmiarem wilgoci i ich temperaturą ciała świadczącą o cielesnym i duchowym upośledzeniu... są rodzajem kalekiego, chybionego, nieudanego mężczyzny... Pełnym urzeczywistnieniem rodzaju ludzkiego jest mężczyzna”. Wypowiedzi pozostałych były utrzymane w podobnym tonie, co w tej epoce nie było niczym dziwnym. Zwłaszcza że (o czym dziś się już zapomina) filozofia chrześcijańska opierała się na filozofii greckiej, głównie Arystotelesie. A w jaki sposób Grecy traktowali kobiety, już wiemy.
Jakie były więc kobiety średniowieczne?
Przede wszystkim (i to niezależnie od pochodzenia społecznego) uzależnione od mężczyzn. Jeśli zamężne - od męża, syna, jeśli panny – od brata, wuja, ojca. Tylko jeden stan cywilny pozwalał na jako taką niezależność: wdowieństwo. Warunkiem była tu zamożność i przymioty wdowy, bowiem tylko mądre i twarde niewiasty umiały sobie poradzić w świecie z założenia męskim.
Kobiety miały też utrudniony dostęp do nauki. O studiach mogły tylko pomarzyć – akademie zarezerwowano dla mężczyzn. Możliwością dla panien, które chciały się kształcić, pozostawał jedynie klasztor. Z kolei dziewczynie niemającej powołania wypadało wyjść za mąż. Podobno, obok małżeństwa, macierzyństwo i zajmowanie się domem było najlepszą rzeczą, jaka mogła się białogłowie przytrafić.
To uzależnienie od mężczyzn i brak większych perspektyw na polu naukowym przejawiało się w każdej klasie społecznej. Jego może najbardziej humanitarną wersją była kultura dworska i etos rycerski. Tu też faworyzowano mężatki – damą serca rycerza zostawała jedynie kobieta zamężna, bo taka niewiasta wiedziała już, na czym miłość polega. Oczywiście – miłość platoniczna („przypadkowe” upuszczanie chusteczek na turniejach pod kopyta rozpędzonych koni lub na balu przed starannie wybranym rycerzem, ozdabianie swojego rycerza wstążeczkami wypiętymi z sukni i tym podobne ekscesy).
Ideałem kobiety średniowiecznej była pobożna, smukła, bladolica piękność ze wstydliwie spuszczonymi oczami i jasnymi włosami. Piękność nie odzywała się wiele, zresztą mało co miała do powiedzenia, jako że była nieuczona, za to na swojego pana i władcę patrzyła z wielkim podziwem.
Zapomniałam o jednym: kobieta, którą bardziej ciągnęło do miecza niż do kądzieli (exemplum: Sienkiewiczowska Jagienka) była wynaturzeniem i nie miała czego w tej epoce szukać. Takiej nikt nie kochał, a wszyscy się bali - patrz: Zbyszko z Bogdańca. Chociaż nie, Zbyszko się w końcu opamiętał...
I na tym kończymy część refleksyjno-obyczajową. Pora na obrazki. „Portret damy”, pędzla niejakiego Rogiera van der Weydena.
Podczas gdy na południu, we Florencji, Włosi rozpowszechniali już renesans, na północy, w Niderlandach, gotyk ciągle ewoluował. Rogier van der Weyden (1399/1400-64) był przedstawicielem tej schyłkowej, bardzo interesującej fazy gotyku. Swoją karierę artysta zaczął dość późno, bo około trzydziestki. Jednak „sędziwy” wiek mu nie przeszkodził – malarz zdobył uznanie tłumów i, co ważniejsze, księcia Burgundii Filipa Dobrego. Otworzył też pracownię zatrudniającą wielu pomocników. Dziś van der Weyden kojarzony jest głównie z olejnym „Zdjęciem z krzyża”, które obecnie znajduje się w madryckim Prado.
„Portret damy” powstał około 1460 roku. Jest obrazem małym (37x25,5 cm), ale w jakiś tajemniczy sposób przyciągającym uwagę widza. Przedstawia młodą kobietę w ciemnej sukni na równie ciemnym tle. Mimo jej skromnego odzienia widać, że pochodzi ona z wyższych sfer. Świadczyć mogą o tym złote obrączki na jej dłoniach, kunsztownie wyrzeźbiona, złota klamra spinająca czerwony pasek sukni oraz fryzura.
Dama nosi proste, ale eleganckie uczesanie. Jej włosy zebrano w kok, na który nałożono specjalną siateczkę, a całość przykryto przezroczystym, jasnym i (jak widać na obrazie) sztywnym welonem i spięto szpilkami. Welon zakrywa czoło i uszy damy, a jego końce odpowiednio ułożono na jej ramionach. Łatwo zauważyć, że portretowana ma bardzo wysokie czoło. Nie jest to naturalne – zgodnie z ówczesną modą kobiety specjalnie wyskubywały sobie włosy, by osiągnąć taki właśnie efekt.
Twarz portretowanej przedstawiono realistycznie – artysta uwiecznił nawet cienie pod oczami swojej modelki. Dama nie patrzy na widza – skromnie spuściła wzrok, przez co jej brązowe oczy nabierają lekko skośnego kształtu. Widać, że jest zadumana – może się modli, co mógłby sugerować układ jej rąk, a może po prostu o czymś myśli, o czym świadczy jej ładny, delikatny uśmiech.
Nie wiadomo, kim była tajemnicza kobieta sportretowana przez Rogiera van der Weydena. Niektórzy znawcy przypuszczają, że jest to Maria de Valengin, córka Filipa Dobrego, księcia Burgundii, jednak nic na to nie wskazuje.
„Portret damy” – w skrócie:
  • czas powstania: ok. 1460 r.;
  • epoka: schyłek gotyku;
  • twórca: Rogier van der Weyden;
  • wymiary: 37x27,5 cm;
  • materiał: olej na desce;
  • miejsce przechowywania: National Gallery of Art, Washington (USA).
(Dane za książką siostry Wendy Beckett „Historia malarstwa. Wędrówki po historii sztuki Zachodu”).
O tajemniczej damie możecie przeczytać również na stronie National Gallery of Art.
„Ginevra de’ Benci”<br/>fot. www.nga.gov
„Ginevra de’ Benci”
fot. www.nga.gov
Renesansowa intelektualistka
Wydawałoby się, że renesans to epoka nowych horyzontów, wspaniałych odkryć i wielkich umysłów. Z pewnością tak było, ale dotyczyło to jedynie mężczyzn – jeżeli chodzi o płeć piękną, wszystko zostało po staremu. Od czasu do czasu jednak tu i ówdzie pojawiały się już kobiece głosy, wydające nieraz stanowcze sądy o wielu sprawach i zaskakujące niektórych (mężczyzn, oczywiście) swoją mądrością. Jedną z takich pań była Ginevra de’ Benci, utrwalona na płótnie przez samego Leonarda da Vinci.
O Leonardzie można by napisać naprawdę wiele, ale po co? Tym, którzy jeszcze o nim nie słyszeli, z pewnością pomoże Google. My zajmijmy się lepiej Ginevrą.
Ginevra de’ Benci była jedną z najbardziej utalentowanych intelektualistek swoich czasów. Pochodziła oczywiście z wyższych sfer – szacownej i bogatej rodziny bankierów. Ówcześni cenili jej umysł, ale ponieważ była kobietą, chyba bardziej chwalili jej pobożność i czystość, zachwycali się pięknem jej złotych włosów i brązowych oczu. Typowe męskie podejście, które nie zmieniło się do dziś.
Jeśli mowa o zainteresowaniach pięknej panny, jednym z nich był neoplatonizm – połączenie filozofii greckiej z teologią chrześcijańską w wersji św. Augustyna. Według tego poglądu drogą do Boga miało być piękno moralne i fizyczne. To przekonanie Ginevra dzieliła m.in. z ambasadorem weneckim we Florencji Bernardem Bembo, z którym połączyło ją platoniczne uczucie. Z tej przyczyny niektórzy historycy przypuszczają, że to właśnie Bembo był zleceniodawcą portretu wykonanego przez Leonarda około roku 1474.
W ogóle wokół portretu narosło sporo wątpliwości, jak choćby tych dotyczących okazji jego wykonania i zleceniodawcy.
Najprawdopodobniej obraz został namalowany z okazji ślubu 17-letniej Ginevry z dwukrotnie od niej starszym Luigim Niccolinim. Wskazuje na to pewna ówczesna florencka tradycja. Otóż w tamtych czasach malowanie portretów z okazji ślubu lub zaręczyn było praktyką niezwykle popularną – zdaje się, że jedynie z tej okazji mieszkanki tego miasta bywały uwieczniane dla potomności (przeważnie swojej). Ślubne portrety wykonywano według podobnego schematu: portretowano małżeństwo, kobietę po prawej, mężczyznę po lewej stronie. Brak małżonka na portrecie Ginevry sugeruje, że jest to portret zaręczynowy.
Zaskakuje jednak sposób, w jaki przedstawiono pannę. Na tradycyjnych portretach zaręczynowych/ślubnych kobieta była wspaniale ubrana i nosiła bogatą biżuterię, nie tyle ze względu na własną próżność, co na zaprezentowanie bogactwa swojej rodziny (suknie i klejnoty były częścią posagu), natomiast Ginevra jest tu ubrana raczej skromnie: w jasnobrązową suknię ozdobioną jedynie złotą lamówką i sznurowaną przy dekolcie. Jej fryzura również nie ma żadnych ozdób. W przeciwieństwie do innych kobiet z portretów Leonarda (chociażby Giocondy) ta dama wydaje się nadąsana i wyniosła. Zmrużywszy oczy, przygląda się nam badawczo, a na jej ustach nie ma ani cienia uśmiechu.
Ze względu na zniszczenia płótno ucięto na dole. W tym miejscu znajdowały się ręce Ginevry. Według znawców taki zabieg to wielki wstyd – bowiem nikt nie malował rąk tak jak Leonardo. Na szczęście dla miłośników twórczości renesansowego artysty strata nie jest aż tak bolesna. W królewskiej bibliotece w Windsorze znaleziono rysunek, który był szkicem pomocniczym przy malowaniu portretu. Z rysunku wynika, że palce prawej ręki dotykały gorsetu, podczas gdy lewa leżała w okolicy pasa.
Portret florenckiej intelektualistki jest dwustronny. Na awersie znajduje się wizerunek panny na tle krzaku jałowca i delikatnego pejzażu, rewers zdobią elementy alegoryczne: w kartuszu z symbolicznych gałązek palmy, wawrzynu i jałowca wypisana na wstędze maksyma „virtutem forma decorat” („piękno zdobi ona cnotą”) nawiązuje do imienia i cnót portretowanej. Jałowiec był symbolem czystości, odpowiednim dla ślubnych portretów, tu dodatkowo wskazuje na imię panny – włoska nazwa jałowca to ginepro. Być może też kolce jałowca są aluzją do „ostrego” charaktery Ginevry de′ Benci.
Szukając wiadomości o pięknej Ginevrze, zawsze natrafiałam na wspomnienie o jej aparycji; o intelekcie pisano zdawkowo, a przykładów na tę jej mądrość nie było żadnych. Jednak praktycznie wszędzie wspominano, że wielką kobietą była, skoro wspaniały i potężny władca Florencji i patron artystów Lorenzo Medici poświęcił jej aż dwa sonety, a Leonardo da Vinci stworzył jej portret.
Coś mi się wydaje, że jednym z wyjaśnień tego osobliwego stanu jest fakt, że ówcześni mężczyźni po prostu mieli z nią kłopot: wszak kobieta myśląca nie przytrafiała się wtedy zbyt często i stanowiła niebezpieczną zagadkę. Nigdy też nie wiadomo, co takiej mogło wpaść do głowy. Ponieważ urażona panna bywała groźna dla otoczenia, a żaden facet nie zniesie, gdy mu się udowadnia jego niższość, panowie woleli trzymać się od niej z daleka i z bezpiecznej odległości komplementować jej wygląd, co skutkuje zwykle w stu procentach. Wiadomo bowiem nie od dziś, że kobieta (nawet ta naprawdę inteligentna) potrafi wybaczyć, gdy mężczyzna wyzwie ją od idiotek, ale niech tylko spróbuje powiedzieć, że przytyła albo ma krzywe nogi – wtedy kumple nieszczęśnika mogą zacząć składać się na wieniec pogrzebowy.
A że Ginevra charakter miała i do podobnych czynów byłaby zdolna, widać doskonale na jej portrecie.
„Ginevra de′ Benci” – w skrócie:
  • czas powstania: ok. 1474 r.;
  • epoka: renesans;
  • twórca: Leonardo da Vinci;
  • wymiary: 11,1 cm wysokości;
  • materiał: 42,7x37 cm;
  • miejsce przechowywania: National Gallery of Art, Washington (USA).
Więcej o Ginevrze możecie znaleźć na stronie National Gallery of Art, a o Leonardzie tutaj.
W następnym odcinku będzie o rubensowskich kształtach, kobietach z perłami, obscenicznym malarstwie i nieszczęśliwej angielskiej śpiewaczce.
powrót do indeksunastępna strona

67
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.