Najlepszy film Dostanie: “Babel” Powinien dostać: “Królowa” To wyjątkowo trudna do rozgryzienia kategoria. Wszyscy twierdzą, że to “Infiltracja” ma największe szanse, ale mnie wydaje się, że Akademia lubi ostatnio zaskakiwać i kpić sobie z obstawionych faworytów. Dwa lata temu pewniakiem był “Aviator”, także w reżyserii Scorsese, wygrał Clint Eastwood ze świetnym “Za wszelką cenę”. I tym razem, dzieło Eastwooda może okazać się czarnym koniem, lecz większe szanse ma na to “Babel” – film nie pozbawiony wad, poruszający temat człowieczeństwa, prób porozumienia się ponad różnicami społecznymi, etnicznymi czy językowymi, i wrogości obecnej we wszystkich kontaktach międzyludzkich. Tylko czy Akademia doceni trudny film Innaritu? Mimo, że “Babel” to film bardzo dobry, wolałabym aby wygrała “Królowa”. Frears opowiedział historię bez wielkich tematów jakich dotykali Innaritu i Ariaga, ale w stonowanym, powściągliwym stylu przedstawił dramat kobiety, niejednoznacznie skomentował konflikt republiki i monarchii, a także opisał kuluary władzy. Wszystko to okraszone doskonałymi dialogami. Jednak “Królowa”, niestety, nie ma szans. Najlepszy aktor pierwszoplanowy Dostanie: Forest Whitaker (“Ostatni król Szkocji”) Powinien dostać: Will Smith (“W pogoni za szczęściem”) Z całym szacunkiem dla wielkich aktorskich starań Foresta Whitakera, ale zawsze bardziej ceniłam przekonująco zagraną zwyczajność niż spektakularne fajerwerki aktorskiego kunsztu. Oscar dla Whitakera będzie zupełnie słusznym docenieniem jego fantastycznych umiejętności, nie mam zamiaru tego podważać. Jednak, uważam, że Will Smith to także niedoceniony, a bardzo zdolny aktor, który swoją rolą w filmie “W pogoni za szczęściem” porusza i zachwyca, dźwigając cały film na swoich barkach. Ma wprawdzie jeszcze do pomocy małego Jadena, który urzeka naturalnością, ale to nie zmienia odbioru roli starszego Smitha. Gdyby natomiast nagrodzić Leonarda DiCaprio byłoby to niezmiernie krzywdzące dla gwiazdy “Krwawego diamentu”. Leo zagrał już wiele dobrych ról i jeszcze nie jedną taką zagra, która będzie bardziej warta Oscara niż ta tegoroczna. Najlepsza aktorka pierwszoplanowa Dostanie: Hellen Mirren (“Królowa”) Powinna dostać: Hellen Mirren (“Królowa”) Ostatnio zawsze zgadzam się z wyborem Akademii w kategorii aktorki pierwszoplanowej. Nie inaczej jest tym razem. Mirren zagrała znakomicie, przeistaczając się w zupełności w graną przez siebie postać, stając się prawdziwym klejnotem tak dla reżysera “Królowej”, Stephena Frearsa, jak i dla wielbicieli dobrego kina i wyśmienitego aktorstwa. Rola Mirren nie zmienia jednak faktu, że poziom w tej kategorii jest niezwykle wysoki. Najbardziej żal Kate Winslet, która już po raz piąty nominowana do Oscara, znów musi obejść się bez tego cennego wyróżnienia, jednak tym razem słusznie. Penelope Cruz zaangażowała się stuprocentowo w ostatni film Almodovara, a Meryl Streep jak zwykle dała popis, że chapeaux bas! Na naszych ekranach nie widzieliśmy jeszcze Judi Dench w “Notatkach o skandalu”, lecz kto wątpi w jej znakomitą formę aktorską? Najlepszy aktor drugoplanowy Dostanie: Eddie Murphy (“Dreamgirls”) Powinien dostać: Jackie Earle Haley (“Małe dzieci”) Każdy musical, który wchodzi z wielką pompą do amerykańskich kin może liczyć na nagrody Akademii. Rekordowe ilości nominacji miało już “Chicago” i “Moulin Rouge”. W przypadku “Dreamgirls” na Oscara mogą liczyć aktorzy drugoplanowi: Eddie Murphy i Jennifer Hudson. Murphy nigdy nie triumfował w okresie rozdawania nagród filmowych, a jego rola w “Dreamgirls” zrywa z generalnym postrzeganiem go jako aktora stricte komediowego, grającego – zwłaszcza ostatnio – w przeciętnych produkcyjniakach. Szkoda, że pewnie po raz kolejny stronnicze upodobania Akademii wezmą górę, bo ten, kto powinien być zwycięski podczas tegorocznej ceremonii, to zdecydowanie Jackie Earle Haley. W filmie “Małe dzieci” stworzył zapadającą głęboko w pamięć kreację, niejednoznaczną, budzącą skrajne odczucia, wyciszoną i jednocześnie krzykliwą. To dokonanie, które powinno zostać zauważone. Najlepsza aktorka drugoplanowa Dostanie: Jennifer Hudson (“Dreamgirls”) Powinna dostać: Rinko Kikuchi (“Babel”) Akademia zapewne pójdzie za ciosem i przyzna Oscara gwieździe amerykańskiego Idola Jennifer Hudson. Nie mieliśmy jeszcze okazji oglądać “Dreamgirls” w polskich kinach, dlatego trudno wypowiedzieć się na temat aktorskich umiejętności tegorocznej faworytki. Oprócz niej, jest jednak Rinko Kikuchi z “Babel”, która miała pecha grać w najsłabszej części filmu Innaritu, ale wywiązała się ze swojego zadania znakomicie. Niełatwa postać musiała intrygować widza od samego początku i też tak jest. Kikuchi minimalistycznymi środkami przedstawia psychiczną ruinę bohaterki i budzi współczucie. Najlepsza reżyseria Dostanie: Martin Scorsese („Infiltracja”) Powinien dostać: Paul Greengrass („Lot 93”) Już od dłuższego czasu Scorsese otrzymuje nominacje do Oscara w kategorii “najlepszy reżyser” i ciągle wszyscy twierdzą, że tym razem na pewno go dostanie . Bo to “wielki twórca, nigdy nie nagrodzony Oscarem, który wpłynął na kształt kina…” etc. I za każdym razem ci wszyscy spekulanci mówią, równie zgodnym chórem, że jeżeli tak się stanie, to “będzie nagroda za całokształt, a nie za ten jeden, konkretny film, to będzie krzywdzące dla Scorsese…” etc. Przychodzi ogłoszenie wyników i twórca “Taksówkarza” obchodzi się ze smakiem. A jak będzie w tym roku? Tym razem, reżyserowi “Infiltracji” najwyraźniej się powiedzie. Otrzymał już wszystkie znaczące wyróżnienia za remake “Infernal Affairs”, a bukmacherzy obstawiają, że Scorsese będzie triumfował także w Kodak Theatre. Będzie to jednak triumf niezbyt spektakularny. “Infiltracja” to film dobry, w klimatach najlepszych historii o mafii i gangsterach. Szkoda tylko, że perfekcja realizacyjna i fabularne komplikacje przysłaniają moralny wymiar opowieści o dwóch facetach znajdujących się po nieprawidłowych stronach barykady. W filmie Scorsese brakuje duszy, czegoś, co powodowałoby, że “Infiltracja” wyryłaby się w pamięci widzom, tak jak “Chłopcy z ferajny” czy “Ojciec chrzestny”. Poza tym, pierwsze słyszę, żeby nagradzać reżysera za remake, zwłaszcza, kiedy oryginał przeszedł w Stanach bez większego zainteresowania. Natomiast Paul Greengrass jak najbardziej zasługiwałby na złotą statuetkę. Jego “Lot 93” nie stał się patetycznym, rozwlekłym i sztucznym upamiętnieniem bohaterstwa Amerykanów w dzień ataku z 11 września, ale bardzo szczerym, paradokumentalnym w stylu i autentycznie poruszającym zapisem wydarzeń z pokładu samolotu United 93. Nie można wobec takiego dokonania, jak reżyseria Greengrassa przejść obojętnie. Najlepszy scenariusz adaptowany Dostanie: William Monahan (“Infiltracja”)Powinien dostać:Alfonso Cuaron i spółka (“Ludzkie dzieci”) Film Scorsese opiera się przede wszystkim na skomplikowanej, zapętlonej fabule, w której dwóch głównych bohaterów mnoży intrygi w środowisku mafijno-policyjnym. Akademia prawdopodobnie chcąc uhonorować “Infiltrację” przyzna jej nagrodę za scenariusz, choć tak naprawdę starczyłaby sama nominacja. Oscar mógłby powędrować chociażby do “Ludzkich dzieci”. Ze skryptu na podstawie książki P.D. James wyziera niesamowita, mroczna wizja świata niedalekiej przyszłości, którą trudno zapomnieć. Najlepszy scenariusz oryginalny Dostanie: Michael Arndt („Mała Miss”) Powinien dostać: Guillermo del Toro („Labirynt Fauna”) Mogliby wreszcie docenić Guillermo! Ale nie, nominacja to i tak najwyższe wyróżnienie na jakie mogła się zdobyć Akademia. Najlepsze efekty specjalne Dostanie: Piraci z Karaibów: Skrzynia umarlaka Powinien dostać: Piraci z Karaibów: Skrzynia umarlaka Nominacje w tej kategorii rozbawiły chyba wszystkich, którzy mieli okazję oglądać trzy wyróżnione przez Akademię filmy. Kapitan Jack Sparrow i jego koledzy nie mają żadnej konkurencji. W “Posejdonie” nie widać 200 milionów wydanych na produkcję, wrażenie robi jedynie pierwsze ujęcie ukazujące z każdej strony tytułowy, gigantyczny liniowiec. “Superman” nie jest ani spektakularny ani olśniewający wizualnie. Czy spadający samolot i facecik w niebieskiej pelerynce próbujący go zatrzymać mają być wystarczającym powodem Oscara za efekty specjalne? Tymczasem, w “Piratach…” mamy mnóstwo cyfrowych cudów, których komputerowego pochodzenia w ogóle się nie czuje. Robi wrażenie Davy Jones z falującymi mackami na twarzy, całe zastępy załogi Latającego Holendra i oczywiście Kraken. Zwycięzców można przewidzieć. Najlepszy film animowany Dostanie: “Auta” Powinien dostać: “Auta” “Auta” to trochę naiwna, odrobinę staromodna i bardzo sympatyczna animacja. Fantastycznie zrealizowana od strony technicznej, oferuje tradycyjną historię o zacięciu dydaktycznym. Jednak w powodzi nowoczesnych bajek z wielopoziomowym dowcipem dla każdego, podróż w świat prostych opowieści bez kulturowych nawiązań, za to z porządnym przesłaniem, jest niezwykle odświeżająca. Dlatego też nagroda się należy, chociaż w tym roku konkurencja wypada co najmniej blado. Najlepsza muzyka Dostanie: Gustavo Santaolalla (“Babel”) Powinien dostać: Alexandre Desplat “Królowa” Stonowana muzyka Desplata do filmu Frearsa niby krąży wokół głównych wydarzeń, ale tak naprawdę po cichu podtrzymuje atmosferę “Królowej”. Tymczasem, Oscar znów pójdzie do autora muzyki “Tajemnicy z Brokeback Mountain”. Akademicy lubią się powtarzać. Najlepsze zdjęcia Dostanie: Guillermo Navarro “Labirynt fauna” Powinien dostać: Emmanuel Lubezki “Ludzkie dzieci” W tej kategorii poziom jest wyrównany, ale spośród nominowanych wybija się Lubezki ze zdjęciami do filmu “Ludzkie dzieci”. Świat, który zwizualizował na ekranie ma mroczną atmosferę i specyficzny charakter dystopijny. Widz czuje się włączony w wydarzenia, jak gdyby podążał wraz z kamerzystą za głównymi bohaterami. Najlepszy film Dostanie: Babel Powinien dostać: Babel Najlepszy aktor Dostanie: Forest Whitaker „Ostatni król Szkocji” Powinien dostać: Forest Whitaker „Ostatni król Szkocji” Najlepsza aktorka Dostanie: Helen Mirren „Królowa” Powinna dostać: Helen Mirren „Królowa” Najlepszy aktor drugoplanowy Dostanie: Jackie Earle Haley „Małe dzieci” Powinien dostać: Jackie Earle Haley „Małe dzieci” Najlepsza aktorka drugoplanowa Dostanie: Jennifer Hudson „Dreamgirls” Powinna dostać: Adriana Barraza „Babel” Najlepszy reżyser Dostanie: Stephen Frears „Królowa” Powinien dostać: Paul Greengrass „Lot 93” Najlepszy film animowany Dostanie: Auta Powinien dostać: Straszny dom Najlepsze zdjęcia Dostanie: Guillermo Navarro “Labirynt fauna” Powinien dostać: Emmanuel Lubezki “Ludzkie dzieci” Najlepszy scenariusz oryginalny Dostanie: Michael Arndt „Mała miss” Powinien dostać: Michael Arndt „Mała miss” Najlepszy scenariusz adaptowany Dostanie: Todd Field i Tom Perrotta „Małe dzieci” Powinien dostać: Patrick Marber „Notatki o skandalu” Najlepsza muzyka Dostanie: Thomas Newman „The Good German” Powinien dostać: Gustavo Santaolalla “Babel” Najlepsze efekty specjalne Dostanie: Superman: Powrót Powinien dostać: Superman: Powrót Ten rok wygląda fatalnie mając w pamięci zeszłoroczne nominacje. Jasne, można się obruszać, że teraz wszystko wróciło do normy, Akademia ostro skrytykowana za pominięcie „Tajemnicy Brokebeck Mountain” w najważniejszej kategorii, powróciła na bezpieczne terytorium rozdawania nagród filmom patetycznym, błahym, stymulującym głębię i zaangażowanie oraz wyreżyserowanym przez Martina Scorsese. Ale jestem tegorocznymi nominacjami rozczarowana, bo te filmy, po zeszłorocznych, wydają po stokroć bardziej trywialnymi i nieważnymi, niż wydawały się w czasach „Titanica” czy „Zakochanego Szekspira”. Zeszły rok to przecież nie same idealne, powalające i bezbłędne arcydzieła. Ale łączyło je jedno: wypływały z potrzeby komunikacji artysty z widzem, powiedzenia mu czegoś i próby opisania otaczającego świata. Nieważne, czy robiły to odwołując się do przeszłości, jak „Good Night, and Good Luck” czy zaczepiając akcję w teraźniejszości, jak „Miasto Gniewu”. Był w nich jakiś wyższy cel i szczerość w podejściu do tematu, którego nie posiada żaden z tegorocznych filmów. Jeśli w zeszłym roku wszystkie filmy zasługiwały w jakiś sposób, analogicznie w tym, nikomu tak naprawdę nie należy się statuetka. I ja w większości kategorii wybierałam z przymusu, a nie za walory godne nagrodzenia. Podobne ubóstwo prezentują kategorie aktorskie. Poza wszechpotężnym Forestem Whitakerem i przepiękną rolą Helen Mirren, brakuje mocniejszego strzału. Wśród pań, większość to stałe bywalczynie oscarowych nominacji, znane jako dobre aktorki. Wśród panów, większość jest znana jako dobrzy aktorzy, ale-dla odmiany-większość nieczęsto była wymieniana w nominacjach. Zupełnie osobnym przypadkiem jest Leonardo DiCaprio, który przez cały „Krwawy diament” biega z jednym, gniewnym grymasem na twarzy. Kilka dodatkowych wiosenek na karku i zarost nie czynią aktora dojrzalszym. A DiCaprio, mam wrażenie, z roku na rok, coraz bardziej zawęża się wachlarz możliwości aktorskich i tego, co jest w stanie zagrać. Czy Akademia naprawdę musi przez dekadę przepraszać go za przeoczenie jego roli w „Titanicu”? Jeśli chodzi o kategorię za najlepszą reżyserię: Dajcie wreszcie tego cholernego Oscara Scorsesemu! Nie dlatego, że za „Infiltrację” zasłużył, ale dlatego, że może już nic lepszego do końca życia nie nakręcić. Ale mam wrażenie, że w tym roku wszystkie laury dla „Królowej” skupią się w statuetce dla Stephena Frearsa i to on pokona Scorsesego. U Eastwooda wyraźny spadek formy: za mało skomplikowany moralnie temat i podejście bez ufności w inteligencję widza. To zdecydowanie film poniżej jego możliwości. Co nie zmienia faktu, że nawet słabszy Eastwood wygrywa konkurencję ze Scorsese. W „Listach z Iwo Jimy” sięgnął po zupełnie nowoczesne technologie i po raz pierwszy kręcił kamerą cyfrową, choć słynie raczej z upodobania do tradycyjnej pracy. Marty, podejrzewam, byłby zbyt prostolinijny i mało odważny, żeby podejmować takie próby jak Clint. Ale, paradoksalnie, Oscara przyznałabym Paulowi Greengrassowi. On i jego film zostali trochę niedocenieni w tych nominacjach, a w końcu to jemu zawdzięczamy najbardziej emocjonujące, wbijające w fotel sceny, jakie było nam dane przeżyć w zeszłym roku. Właśnie takich filmów brakuje wśród tegorocznych nominacji: nieprzechodzących łatwo przez gardło. A już zupełnie poza konkurencją, to facet, który z równym talentem i wyczuciem robi kino rozrywkowe o przygodach Jasona Bourne’a i mądry film o 11 września, po prostu musi dostać nagrodę: za wszechstronność, elastyczność i umiejętność odnalezienia się w różnorodnej filmowej materii. Wyraźnych faworytów mam tylko w kategoriach scenariuszowych. Patrick Marber z „Notatkami o skandalu” potwierdza talent do tworzenia kapitalnych postaci. Interesujących i odstręczających jednocześnie, pozornie prostych, ale jednak skomplikowanych, fascynujących i przerażających. Zagrać jego scenariusz – to dopiero jest aktorskie wyzwanie! Rywalizacja o nagrodę za scenariusz oryginalny to właściwie zawsze jedyna konkurencja, w której kino niezależne może uczciwie mierzyć z resztą i jedyna w której ma realne szanse wygrać właśnie dlatego, że jest niszowa. „Mała miss” powinna zgarnąć statuetkę za urok, ciepło, szalenie sympatyczne postacie i mnóstwo szczerych emocji. I to będzie jedyny celnie i zasłużenie przyznany Oscar tego wieczora. Najlepszy film Dostanie: Babel Powinien dostać: Babel Ciekawe zestawienie. W tym roku, po raz pierwszy od lat, nie ma zdecydowanego faworyta, jakim była w zeszłym roku „Tajemnica Brokeback Mountain”, a wcześniej „Władca Pierścieni” czy „Chicago”. Toteż nie będzie można mówic o niespodziance przy zwycięstwie któregokolwiek z tytułów (no, może poza „Małą Miss”, które jest przypadkiem „Bezdroży” – kinem niezależnym, które należy wyróżnić, ale niekoniecznie nagradzać). Typuję „Babel”, bo, choć to nie jest najlepszy film Inarritu (to miano raczej przysługuje „Amores Perros”), to z pewnością najbardziej przystępny. A przy tym z dobrym scenariuszem, wspaniale zagrany, znakomicie wyreżyserowany i cudownie zagrany. Poza tym mam wrażenie, że Inarritu i Scorsese mogą podzielić się Oscarami w kategoriach najlepszego filmu i najlepszej reżyserii. Najlepszy aktor Dostanie: Forest Whitaker (Ostatni król Szkocji) Powinien dostać: Forest Whitaker Jeśli świetny aktor, od dawna zasługujący na nagrody, zagra świetną rolę, to o czym tu w ogóle mówić? Najlepsza aktorka Dostanie: Helen Mirren (Królowa) Powinna dostać: Helen Mirren Jedyny stuprocentowy pewniak tegorocznej gali. I słusznie. Najlepszy aktor drugoplanowy Dostanie: Eddie Murphy (Małe dzieci) Powinien dostać: nie wiem Akademia uwielbia, gdy aktor, do tej pory uważany za raczej nipoważnego, co więcej, najlepsze lata kariery mający dawno za sobą, zagra coś poważnie i dobrze. A to przypadek Murphy’ego. Za mało w tej kategorii widziałem, by typować. Najlepsza aktorka drugoplanowa Dostanie: Jennifer Hudson (Dreamgirls) Powinna dostać: Rinko Kikuchi (Babel) Jennifer Hudson zgarnia wszystkie nagrody, zgarnie i tą – tak jak pisał Michał, „Dreamgirls” muszą otrzymać zadośćuczynienie za brak nominacji w głównej kategorii. Ale Japonka była urzekająca i przejmująca. Najlepszy reżyser Dostanie: Martin Scorsese (Infiltracja) Powinien dostać: Alejandro Gonzales Inarritu (Babel) O Scorsesem mówi się już od kilku lat, że Akademia zlituje się nad nim i da mu nagrodę. Podobno mieliśmy czekać na pierwszym bliższy dawniejszego stylu twórcy „Goodfellas” – no i doczekaliśmy się. To nieważne, że „Infiltracja” jest słabsza niż hongkoński pierwowzór, nie mówiąc o kinie samego scorsesego sprzed 20 lat, tym razem chyba jednak dostanie za całokształt. A powinien dostać Inarittu, bo on od dawna powinien dostawać wszelkie nagrody. Najlepsze zdjęcia Dostanie: Emmanuel Lubezki (Ludzkie dzieci) Powinien dostać: Emmanuel Lubezki (Ludzkie dzieci) O rana, sama sekwncja końcowa powala – gdy film trwał tylko te 10 minut i tak powinien Oscara dostać Lubezki. A jeszcze przeciez potyczka z bandą Omeg na początku, jeszcze wizje Londynu… Najlepszy scenariusz oryginalny Dostanie: Michael Arndt (Mała Miss) Powinien dostać: Michael Arndt (Mała Miss) „Bezdroża” dostały za scenariusz, nie inaczej będzie z „Małą Miss”. Bo ta kategoria jest właśnie najodpowiedniejsza dla kina niezależnego, które właśni przewagą swych historii może rywalizować z produkcjami hollywodzkimi. Najlepszy scenariusz adaptowany Dostanie: William Monahan (Infiltracja) Powinien dostać: Alfonso Cuaron i spółka (Ludzkie dzieci) Nie chcę potępiać w czambuł scenariusza Monahana, bo widać, że się starał coś dodać od siebie do tej historii (relacja DiCaprio – Nicholson) i sprawnie przenieść akcję w realia amerykańskie. Ale jednak „Infiltracja” nie jest tak wiarygodna jak „Infernal Affairs”, a szereg zmian nie wychodzi filmowi na dobre (jak rozwiązanie wątku Matta Damona). Ale kto tam ogladał hongkoński film? A sam widzę jak pięknie udało się rozbudować wątki dobrej książki PD James i głosuję za „Ludzkimi dziećmi”. Najlepsza muzyka Dostanie: Gustavo Santaolalla (Babel) Powinien dostać: Gustavo Santaolalla (Babel) Jakoś tylko ładna muzyka z „Babel” utkwiła mi w pamięci. Najlepsze efekty specjalne Dostanie: Superman: Powrót Powinien dostać: Piraci z Karaibów: Skrzynia umarlaka Jakoś nie mam przekonania do żadnego z trzech nominowanych filmów, ale „Piraci” wybijają się ponad dwie pozostałe, ewidentnie chybione, nominacje. Wygra jednak kiepski „Superman” z efektami, których zbytnio nie widać. Bo w USA z bliżej niewiadomych powodów lubią ten nudny i nietrafiony film i coś będą mu chcieli dać. |