powrót do indeksunastępna strona

nr 02 (LXIV)
marzec 2007

Bloodywood
‹Hollywoodland›
Znacie George’a Reevesa? No właśnie, ja też nie za bardzo. Dowiedziałem się o jego istnieniu dzięki uprzejmości Allena Coultera, ale moja pamięć nie udźwignie zbyt długo ciężaru tej informacji.
Zawartość ekstraktu: 50%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Reeves był gwiazdą telewizyjną lat 50. w USA, bożyszczem matek i dzieci, odtwórcą postaci najbardziej obciachowego z superbohaterów – Supermana. Został zastrzelony w tajemniczych okolicznościach. Według oficjalnej wersji, przez samego siebie. Najpewniej w rzeczywistości opinia publiczna wie na temat zgonu Reevesa niewiele więcej, niż widownia może dowiedzieć się z seansu. Być może powinienem dokonać małej kwerendy, nieco się zaangażować w ustalenie stanu wiedzy na temat okoliczności tej śmierci. Ale pal sześć, że kompletnie nie interesuje mnie, kto faktycznie załatwił Supermana. Kłopot w tym, że oglądając „Hollywoodland”, nawet przez pięć minut nie byłem ciekawy rozwiązania zagadki.
Może dlatego, że całą dopuszczalną ciekawość w tej kwestii przywłaszczył sobie wyśmienicie zagrany przez Adriena Brody’ego Louis Simo, prywatny śledczy – osobnik bystry, lecz pod względem skuteczności niewątpliwie ustępujący takiemu artyście profesji jak detektyw Rutkowski. Simo żyje w świecie, w którym rządzi „układ” (pewnie można zapytać, w jakim świecie „układ” nie rządzi). Intensywne węszenie wokół „układu” zwykle nie przynosi pozytywnych skutków, często również kończy się źle dla zainteresowanego. Toteż Simo obrywa kilka razy po głowie, choć większego uszczerbku na zdrowiu nie doznaje.
Równolegle z wątkiem dochodzeniowym oglądamy świetlane dni z życia Reevesa. Jego gwiazdorski sukces – czyli przede wszystkim wielkie uznanie ze strony młodej widowni – stał się możliwy dzięki romansowi z żoną Eddiego Mannixa, szefa wytwórni MGM. Mannix jest istotną częścią „układu”, może nawet kimś w rodzaju „władcy marionetek”. Czyli kimś budzącym grozę? No, niestety nie po tej stronie ekranu, po której dane mi było się znaleźć. Pani Mannix jest kobietą urodziwą, choć już nie pierwszej młodości. Gdy zatem Reeves usamodzielnia się zawodowo, z uległością daje się wziąć w obroty ognistej aktoreczce, Leonore. Co dalej? Tyle wiadomo na pewno: padł strzał – był Reeves, nie ma Reevesa.
Przeplatanie się historii sprzed śmierci aktora i dziejów „post mortem” dekoncentruje. Niezbyt komponujący się z historią śledztwa wątek retrospekcyjny przywodzi na myśl podobnie niezręczne rozwiązanie w „Ojcu chrzestnym II” (który, pozbawiony wspominków, bodaj przerósłby jakością „jedynkę”). Trudno oczekiwać, by opowieść o tym, jak Reeves został Supermanem, wywoływała ciarki na plecach. W dodatku gimnastyka Simo w dochodzeniu prawdy to raczej popis talentu Brody’ego niż inwencji scenarzysty – zatem i tu z ciarek raczej nici. Gdyby perypetie Supermana nieco (albo zupełnie) amputować, a jednocześnie pogłębić wątek detektywistyczny, nie byłoby to bez pożytku dla ogólnego kształtu filmu.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Próba sprzedania widzowi „Hollywoodland” za pośrednictwem konwencji noir raczej spala na panewce – atmosfera nie nabiera satysfakcjonującego stężenia. Z urzekająco mrocznym „Chinatown” nawet nie ma sensu tego obrazu porównywać. Film Coultera nie sprawdza się jako thriller i wywołuje słabe mrowienie jako kryminał. „Hollywoodland”, między innymi dzięki przekonującej oprawie scenograficznej, można oglądać jako portret epoki. Jednak i takie podejście jest utrudnione przez niemrawość akcji oraz brak pomysłów na wciągające zagmatwanie intrygi. W filmie pojawia się odrębny, choć słabo rozbudowany wątek śledztwa w sprawie domniemanej zdrady małżeńskiej – sprawa mniejszego formatu, lecz z tragicznym finałem. Można go rozpatrywać jako kontrapunkt względem historii Reevesa i Mannixów o nieco podobnym przebiegu (jak możemy się domyślać i jak poniekąd sugerują twórcy), tyle że osadzonej w wyższych, „układowych” sferach, gdzie odpowiedzialność prawna i moralna – do pewnego stopnia personifikowana przez Simo – może sobie najwyżej nabić guza w starciu z twardymi prawami biznesu i high life’u. Niestety, nabija go sobie zupełnie nieefektownie. Natomiast skojarzenie obu wspomnianych wątków jest raczej robotą interpretacyjną, czyli w gruncie rzeczy do pewnego stopnia „naciąganiem” – twórcom nie udało się przekonująco wykorzystać tego tropu.
Mam pewien kłopot z pogodzeniem tych wrażeń z uznaniem dla świetnej kreacji Brody’ego i ogólnie aktorstwa pierwszej próby. Przywołując wcześniejszą uwagę – Eddie Mannix nie budzi respektu (grozy) nie dlatego, że Bob Hoskins odwala chałturę. Po prostu Eddie pojawia się w niewyróżniających go okolicznościach, wypowiadając niewyróżniające go kwestie. Wypadkowa „wystąpień” Hoskinsa to postać będąca połączeniem biznesmena z gangsterem – nic szczególnego.
Kiedy kręci się film o kimś pokroju George’a Reevesa, raczej nie robi się tego po to, by opowiedzieć o Reevesie (a jeśli tak właśnie wychodzi – i brak przy tym jakiegoś wybuchowego pomysłu – to prawdopodobieństwo niewypału jest wysokie). Mam wątpliwości, czy ta postać zasługuje na bardziej zaszczytną funkcję niż dostarczenie pretekstu dla ciekawszych obserwacji, rzucających światło na mroki „hollywoodzkiego Babilonu” (zgodnie z tytułem pikantnie-demaskatorskiej książki Kennetha Angera). Jeśli Coulter zamierzał na cokolwiek rzucić światło, to wziął zdecydowanie za słaby rozmach.
W „Hollywoodland” nie ma istotnych wad rzemiosła, chyba że za tego typu uchybienie uznać brak charakteru: niemal zupełny brak drapieżności – co, jak na kino „noiropodobne”, jest grzechem ciężkim. Po prostu Hollywood Coultera jest blady.



Tytuł: Hollywoodland
Reżyseria: Allen Coulter
Zdjęcia: Jonathan Freeman
Scenariusz: Paul Bernbaum
Obsada: Adrien Brody, Ben Affleck, Diane Lane, Bob Hoskins, Robin Tunney, Molly Parker, Dash Mihok, Brad Henke, Lois Smith
Muzyka: Marcelo Zarvos
Rok produkcji: 2006
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: Forum Film
Data premiery: 16 lutego 2007
Czas projekcji: 126 min.
WWW: Strona
Gatunek: dramat, kryminalny
Ekstrakt: 50%
powrót do indeksunastępna strona

35
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.