„Vagabond” cierpi na charakterystyczny dla japońskich komiksów syndrom rozciągnięcia, objawiający się rozbudowywaniem epizodów do rozmiarów epopei. Można to lubić. Albo i nie.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Piąty tomik to w całości rozbudowany pojedynek między Miyamoto a młodym mnichem Ishunem, mistrzem jakiegoś tam stylu walki. Panowie okładają się przez 200 stron komiksu ile wlezie, znajdując co jakiś czas chwilę na opisanie skomplikowanych przeżyć wewnętrznych („To demon strachu zdolny powalić najgroźniejszego wojownika!”), zmotywowanie się do dalszej walki („Zginiesz, ale nie czuję do ciebie złości”, „Ta walka uczyni mnie silniejszym”) tudzież zaprezentowanie jakiejś onomatopei („Dok”, „Gaa”, „Seei!”). Wszystko to jest bardzo obrazowe, więc wczuć się w specyfikę pojedynku nietrudno. Całość kończy się oczywiście w najciekawszym możliwym momencie, czyli tuż przed decydującym ciosem… …który pada w szóstym tomiku serii. W nim poznajemy też konsekwencje pojedynku, lizanie się z ran tego i owego oraz butne deklaracje owamtego. Pojawia się także klasyczny dla tego typu opowieści motyw pakowania (lub, jeśli kto woli, ćwiczeń), które to, jak przystało na samurajską sagę, ma miejsce w lesie i polega na pożeraniu fauny i niszczeniu flory, staniu pod wodospadem i medytowaniu. Od czasu do czasu pojawia się też, oczywiście, stary mistrz, który spuszcza łomot młodemu padawanowi i każe mu ćwiczyć dalej. Żeby nie było nudno, w tomiku szóstym wraca jedna z ciekawszych postaci serii, a mianowicie Matahachi, który jak zwykle kręci podejrzane wałki i popada w coraz większe tarapaty. Tym razem jednak – dzięki moralnie dwuznacznym decyzjom – do niedoszłego samuraja uśmiecha się szczęście. Przygody Matahachiego to najciekawszy wątek szóstego tomiku „Vagabonda”.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Do szczegółowych, realistycznych rysunków w „Vagabondzie” czytelnicy już się chyba przyzwyczaili, pozwolę więc sobie powiedzieć, że wciąż trzymają poziom. Od czasu do czasu potrafią nawet chwycić za serducho ultraprecyzjnym leśnym widoczkiem czy architektonicznym cymesikiem. Losy Musashiego toczą się niespiesznie. Tomy piąty i szósty serii wydają się zupełnie nieobowiązkowe z punktu widzenia nie-fana (czyli mojego), bo historia zatacza w nich pełne koło i wraca do punktu wyjścia z końcówki czwartego tomu. Taki to właśnie urok komiksów kręcących się wokół kolejnych pojedynków bohatera – wcześniej czy później popadają w schemat: walka, przegrana, pakowanie, walka, wygrana, nowy przeciwnik… Urokliwe pod warunkiem, że lubi się takie rzeczy. No i nie wymaga rozbudowanych psychologicznie postaci ani zabawnych dialogów. Dla przeciwników takiego podejścia pozostają serie przedstawiające samurajów zupełnie inaczej – „Usagi Yojimbo”, „Samotny Wilk i Szczenię” czy „Miecz Nieśmiertelnego”. Jest z czego wybierać. Plusy: - wątek Matahachiego
- historyczne posłowie w każdym tomiku
Minusy:
Tytuł: Vagabond #5 Scenariusz: Inoue Takehiko Rysunki: Inoue Takehiko Cykl: Vabagond ISBN-10: 83-60352-24-0 Format: 208s. 145×205mm; oprawa miękka Cena: 19,90 Data wydania: lipiec 2006 Ekstrakt: 50%
Tytuł: Vagabond #6 Scenariusz: Inoue Takehiko Rysunki: Inoue Takehiko Cykl: Vabagond ISBN-10: 83-60352-40-2 Format: 204s. 115×180mm; oprawa miękka Cena: 19,90 Data wydania: sierpień 2006 Ekstrakt: 50% |