Hugh Grant usilnie próbował zerwać z wizerunkiem sympatycznego, ułożonego przeciętniaka z filmów, które uczyniły go gwiazdą: „Notting Hill” i „Czterech wesel i pogrzebu”. Tak bardzo się starał, że wpadł w kolejną pułapkę – inteligentnego, ironicznego luzaka. W „Prosto w serce” Marca Lawrence’a powtarza swój ulubiony szablon, ale robi to z wdziękiem i w dodatku kręci biodrami jak nigdy od czasów „To właśnie miłość”.  |  | ‹Prosto w serce› |
„Prosto w serce” zapowiadało się na kolejną przeciętną i schematyczną komedię romantyczną, bliźniaczo podobną do „Dwóch tygodni na miłość”, poprzedniego filmu Lawrence’a z Grantem w roli głównej. Tymczasem mamy okazję obejrzeć schematyczny – tak, ale niekoniecznie przeciętny film. „Prosto w serce” poprawia humor, bo z ironią rozprawia o współczesnej popkulturze, odgrzewanych starych sławach muzycznego show-biznesu, a ponadto daje Grantowi szansę na ponowne rozbawienie publiczności. Trudno powiedzieć, jak on to robi, przecież od kilku filmów prezentuje te same chwyty i gra podobne postaci. A jednak magia Granta – zgorzkniałego Anglika podchodzącego do rzeczywistości na własny, prześmiewczy sposób – wciąż działa. Wątek miłosny zostaje zepchnięty na drugi plan, aby dać o sobie znać dopiero pod koniec seansu. Dużo ciekawszy jest temat satyrycznego porównania dwóch form popkulturowego kiczu. Główny bohater, Alex Fletcher, to jeden z członków niegdyś rozchwytywanego zespołu ślicznych chłoptasiów „Pop”. Były wokalista próbuje przypomnieć o sobie słuchaczom, pisząc przebój młodocianej gwiazdce wijącej się na scenie w rytm „lepkich i parnych” dźwięków jej hitów. Jego dalsze perypetie przypominają, że w dzisiejszych czasach mało już prawdziwej sztuki, a dużo biznesu. Oczywiście komercyjna rozrywka także ma swoje zalety: przecież teledysk otwierający film to fantastyczny pastisz klipów grup z lat 80., które śmieszą sztucznym wizerunkiem, ale nadal – dzięki sentymentowi, jakim je darzymy – nie są obiektem złośliwych drwin jak dzisiejsi jednosezonowi wykonawcy, słynący bardziej ze skandali niż z piosenek. Tymczasem hity zespołu „Wham!” nadal chętnie się nuci – dzięki banalności słów i dźwięków, ale także dzięki radości, jaka bije z tych prostych utworów. I to właśnie okazuje się siłą dawnych przebojów, o czym twórcy „Prosto w serce” nieraz wspominają. Fabuła oparta na satyrycznych refleksjach i wyświechtanym wątku romantycznym została oprawiona w całkiem niezłe dialogi. Wypowiadane przez Granta zyskują ironiczny odcień, ale i w ustach innych postaci brzmią zaskakująco dobrze. W końcu to niemała niespodzianka zapomnieć o schematyczności gatunku i bawić się, nie zważając nawet na fakt, że pod koniec film zmierza w kierunku typowo bajkowego finału, w którym rozmywają się nawet resztki satyry. Łatwo za to zwrócić uwagę na muzykę, bo można niespodziewanie zacząć śpiewać „Pop goes my heart…” przed lustrem. I mówię o tym z własnego doświadczenia.
Tytuł: Prosto w serce Tytuł oryginalny: Music and Lyrics Reżyseria: Marc Lawrence Zdjęcia: Xavier Pérez Grobet Scenariusz: Marc Lawrence Obsada: Drew Barrymore, Hugh Grant, Zak Orth, Haley Bennett, Kristen Johnston, Campbell Scott Muzyka: Adam Schlesinger Rok produkcji: 2007 Kraj produkcji: USA Data premiery: 16 marca 2007 Czas projekcji: 96 min. Gatunek: komedia Ekstrakt: 60% |