powrót do indeksunastępna strona

nr 03 (LXV)
kwiecień 2007

Tego ciemny lud nie kupi
‹Człowiek roku›
Wzięty komik prezydentem? Jeśli ma twarz Robina Williamsa, dlaczego nie? Wiadomo, że „ciemny lud to kupi”, prawda, panie Kurski? To i wiele, wiele więcej. Może za wyjątkiem biletów do kina na „Człowieka roku”. Na to chyba nabrać się nie da.
Zawartość ekstraktu: 50%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Problem z polityką w kinie jest taki, że zbyt dosłownie i ostro skrytykować jej nie można. Bo jeszcze oskarżą o zniesławienie. Albo o krytykę demokracji. A to już równia pochyła dla zysków z dystrybucji filmu. Szczególnie w kraju tak wrażliwym na punkcie „demokratycznych wartości” jak Stany Zjednoczone.
W „Człowieku roku” telewizyjny komik w cuglach wygrywa prezydenckie wybory. I byłby to piękny wstęp do analizy kondycji demokracji amerykańskiej i innych państw. Bo czy komik na fotelu prezydenta to jeszcze demokracja z jej szczytnymi celami i niezawodzącymi mechanizmami przekazywania władzy tym najlepszym? Czy może już pozbawiona perspektyw karykatura samej siebie?
Idea przyświecająca Barry’emu Levinsonowi przy pisaniu scenariusza do „Człowieka…” nie jest znowu tak bardzo nieprawdopodobna. Jestem w stanie uwierzyć, że w wyborach prezydenckich wygrywa znany z telewizji prezenter, komik czy dziennikarz, tyle mający wspólnego z polityką, co kryminolog z kryminałem. Swojego Tomka Lisa brylującego w prezydenckich sondażach przecież mieliśmy. Kto wie, czy średnia wzrostu prezydentów wolnej Polski znacząco by nie wzrosła, gdyby Lis jednak wystartował? A że niezbyt dobrze świadczy to o demokracji – tym gorzej dla niej. „Ciemny lud to kupi” – kupi wszystko, co się świeci, co jest popularne i interesująco gada.
Niestety zabrakło odwagi do zadawania takich pytań. Zabrakło odwagi, by w tak dosłowny sposób podważyć sens i nieomylność demokratycznych mechanizmów z ich sztandarowym produktem – wolnymi wyborami. Analizę amerykańskiej (i nie tylko) demokracji zastępuje nieprawdopodobnie naciągana kryminalna historyjka gdzieś z pogranicza fikcji political i science. Williams wygrywa wybory, i owszem. Ale nie dlatego, że Kurski miał rację. Tylko ponieważ ktoś tu coś sabotował, zamotał, oszukał. Trudno uwierzyć, że program komputerowy zliczający głosy mógł nawalić. Ciężko przyjąć, że coś będącego filarem demokracji jest testowane na kilka dni przed wyborami. Przez jedną nadgorliwą panią informatyk. I to po godzinach pracy.
A może nie o to tu szło? Może chodziło tylko o zrobienie przyjemnej dla oka komedyjki? Williams w swojej sztandarowej (jedynej, w jakiej się odnajduje?) roli pozytywnego błazna sprawdza się wyśmienicie. A i historyjka miłosna z prezydentem-elektem w tle wygląda uroczo.



Tytuł: Człowiek roku
Tytuł oryginalny: Man of the Year
Reżyseria: Barry Levinson
Zdjęcia: Dick Pope
Scenariusz: Barry Levinson
Obsada: Robin Williams, Christopher Walken, Laura Linney, Jeff Goldblum, Tina Fey, Amy Poehler, Kim Roberts
Muzyka: Graeme Revell
Rok produkcji: 2006
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: Monolith
Data premiery: 23 marca 2007
Czas projekcji: 115 min.
WWW: Strona
Gatunek: komedia
Ekstrakt: 50%
powrót do indeksunastępna strona

44
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.