R. Scott Bakker momentami stara się zniechęcić czytelnika do „Myśli Tysiąckrotnej”, ostatniego tomu trylogii „Książę Nicości”. Spieszę jednak donieść, że mimo rozwieszanych przez autora zasłon, do fabularnego mięsa można się dopchać i z przyjemnością go posmakować.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Trylogia „Książę Nicości”, składająca się z „Mroku, który nas poprzedza”, „Wojownika-Proroka” i „Myśli Tysiąckrotnej”, opowiada znaną nam historię pierwszej krucjaty. Choć autor maskuje chrześcijan i muzułmanów, zwąc ich inrithimi i fanimami, analogia jest widoczna od pierwszego tomu. Jednak choć Bakker opiera się na tej osi fabularnej, nie kontentuje się prostym opisaniem zderzenia obu religii. Rysuje bowiem zupełnie inne tło, świat inny od naszego, pełen magii, o głębokiej, bogatej historii, którą znaczą blizny niewyobrażalnej katastrofy – Apokalipsy. Kraje, które dziś ruszają na wojnę, są jedynie cieniem świata, który istniał przed nadejściem Nie-Boga, monstrualnej kreatury pełnej nienawiści do ludzkiego życia, komenderującej legionami wojowniczych nieludzi. Fabuła trylogii swoją obszernością uniemożliwia rozsądne streszczenie, zwłaszcza że mamy do czynienia z tomem w zasadzie ostatnim (w zasadzie, bo pomimo wyraźnego zamknięcia fabuły o ciąg dalszy się prosi). Ilość wydarzeń wyznaczających przebieg krucjaty sama w sobie jest oszałamiająca, a autor nakłada na nie jeszcze przebłyski dawnej historii, wciąż odbijającej się na bohaterach. Ten ogrom można odczytywać dwojako – mnie wydawał się on zaletą. Wielość detali, kultur, dawnych historii, które w trylogii Bakkera stale wypływają na wierzch, pozytywnie oszałamia, zachwyca miłością i pracą, jaką włożono w kreację. Jednak można się w tym zagubić, zwłaszcza w chwilach, w których bohaterowie w co drugim słowie odwołują się do imion, plemion i geograficznych nazw, których znajomości oczekuje się od czytelnika. Tak jak rozbudowane tło można odbierać dwojako, tak i tempo powieści, prowadzenie linii fabularnej, budzi ambiwalentne uczucia. R. Scott Bakker stara się utrzymywać czytelnika w biegu, większość informacji podając półgębkiem lub wręcz wrzucając je do obszernego glosariusza. Strumień wydarzeń porywa i bezbłędnie niesie do umiejętnie napisanej kulminacji. Tyle że raz na jakiś czas autor uznaje za stosowne podzielenie się z nami wewnętrznym życiem bohaterów. I zaczyna się dramat. Trzy postaci, którym poświęcono najwięcej czasu – Esmenet, Drusas Achamian i Cnaiür – są grupą żałosnych, marudnych nudziarzy, nieustannie wylewających swe gorzkie łzy na zmęczonego czytelnika. O ile w dalszej części „Myśli Tysiąckrotnej” autor raczy nas rzadziej wnętrzem ich dusz – górę bierze pasjonująca akcja – o tyle zrozumiem każdego, kto podda się w trakcie pierwszych pięćdziesięciu stron. Czytelnik, który chce poznać wszystkie zalety twórczości Bakkera, musi się zatem przygotować na konieczność przebijania się przez te fragmenty, napisane w dodatku „na wysokim C”, językiem pełnym patosu i zadęcia. Uważam jednak, że wynagrodzony zostanie rozmachem opowieści, porywającymi scenami batalistycznymi i głębią wykreowanego przez autora świata. „Myśl Tysiąckrotna” może kosztować nieco nerwów, ale na pewno jest książką oryginalną, niesztampową – godną uwagi i zakupu.
Tytuł: Myśl Tysiąckrotna Tytuł oryginalny: The Thousandfold Thought Autor: R. Scott Bakker Przekład: Michał Jakuszewski Cykl: Książę Nicości ISBN: 978-83-7480-046-4 Format: 600s. 135×205mm Cena: 35,— Data wydania: 23 lutego 2007 Ekstrakt: 70% |