– Nie pytałam, czy „dobrze pracuje” – warknęła Heris. – Zapytałam o poziom usuwania siarki. Wiecie czy nie? – Z każdym dniem narastał jej niepokój o podstawowe struktury i systemy jachtu. Wyciągnięcie odpowiedzi z załogi okazywało się trudniejsze, niż się spodziewała. Krety popatrzyły po sobie, po czym Timmons odpowiedział: – Cóż, w zasadzie tak, kapitanie. W tej chwili jest trochę poniżej normy, ale zazwyczaj działa w ten sposób, ponieważ maziak chce bogatego w siarkę mułu dla swoich warzywek. Heris potrzebowała chwili na przetłumaczenie sobie ich slangu i zrozumienie, że ogrodnik lady Cecelii chce większej zawartości siarki w mule po pierwszym oczyszczeniu. Ale wciąż nie udzielili oczekiwanej odpowiedzi. Pozwoliła, by w jej głosie zabrzmiała stal. – Nie pytam o to, czy jest poniżej normy. Jak przedstawia się liczbowo poziom eliminacja siarki? – Znów nastąpiła wymiana ukradkowych spojrzeń między kretami. Tym razem odpowiedzi udzielił Kliegan. – To jest… eee… trzy dziesiąte poniżej pierwszej kreski, czyli… – Czyli… – ponagliła go Heris. Czuła, jak jej złość narasta. – Cóż, według podręcznika jeden koma osiem, ale ten system nigdy nie działał lepiej niż jeden koma sześć, tuż poniżej pierwszej kreski. Przeważnie jedziemy na dwóch kreskach poniżej, czyli koma siedem czy coś koło tego. System nie jest w pełni wykorzystywany, więc to nie jest takie ważne. Może obsługiwać pięćdziesięciu ludzi, a nie mamy tylu na pokładzie. Heris na chwilę zamknęła oczy, dokonując stosownych obliczeń. Eliminacja siarki była tylko jednym z ważnych czynników, ale za to kluczowym dla prawidłowego działania statku, ponieważ błędy mogły wpłynąć niekorzystnie nie tylko na zdrowie pasażerów, ale i na wiele elementów statku. Delikatny sprzęt komunikacyjny nie lubił obecności rodników siarki w atmosferze. Zsumowała liczbę członków załogi statku, personelu domowego i rodziny właścicielki. – Gdybyście nie zauważyli – powiedziała szorstko – mamy na pokładzie pięćdziesiąt jeden osób, a przed sobą długą podróż. Zakładam, że podczas pobytu w porcie przepłukaliście zbiorniki i dokonaliście inokulacji… – Ale ich spojrzenia niedwuznacznie zdradzały, że tego nie zrobili. – A ostatni przegląd statku został przeprowadzony na stacji Baklin przez Diklosa i Synów? – Tak jest, proszę pani – potwierdził Timmons. – Nie popisali się, pacany, bo system nigdy nie wyrobił się do specyfikacji, ale kapitan Olin mówił, żeby się nie przejmować… – Och, doprawdy? – Heris z trudem kontrolowała wyraz twarzy. Najpierw ten dziwny, nieekonomiczny kurs wbrew żądaniom właścicielki, a teraz przyzwolenie na wadliwy sprzęt środowiskowy – na to nie zgodziłby się żaden kapitan przy zdrowych zmysłach. Niewydanie polecenia przepłukania i naładowania zbiorników na Rockhouse mogło być celowe – zemsta za zwolnienie – ale wcześniej narażał również własne życie. Co mogło być warte aż takiego ryzyka? – Lepiej zobaczmy, jak źle to wygląda – rzuciła energicznie. – Ubierzcie się, pójdziemy obejrzeć… – Pani też, pani kapitan? – zapytał Iklind. Zauważyła, że prawie nigdy się nie odzywa, pozwalając wypowiadać konieczne kwestie gadatliwemu Timmonsowi. Ale teraz wyglądał na zmartwionego. Heris uniosła brwi. Na innych statkach to działało, tutaj też powinno. – Sądził pan, że nie będę chciała sprawdzać osobiście? – Cóż, nie w tym rzecz, pani kapitan, tylko… tam potrafi naprawdę paskudnie śmierdzieć. – „Paskudny smród” nie był dobrym opisem woni w przypadku wadliwego obwodu siarkowego, a była pewna, że nie chodzi tylko o płuczki siarkowe. Gdy tylko pH przekroczy właściwą granicę, zaczynają szwankować inne obwody enzymatyczne i cała chemia idzie w kosmos. – Dlatego właśnie założymy kombinezony – wyjaśniła. Kiedy się nie ruszyli, dodała: – Za pięć minut w śluzie wejściowej numer cztery. – Pełne kombinezony? – zapytał Timmons. – W nich jest potwornie gorąco… – Woli pan ryzykować, wiedząc, że system nie działa prawidłowo? – Tam tylko śmierdzi – rzucił Timmons. Kiedy posłała mu wściekłe spojrzenie, zmiękł. – Dobrze, pani kapitan. Kombinezony. – Ale kiedy odchodził, usłyszała, jak mruczy pod nosem: – Cholerna kupa bzdur. To, co może się dziać w tym obwodzie, mogłoby przyprawić jedynie o lekki ból głowy. Heris szybko wydała Gavinowi rozkazy na najbliższą godzinę: które przedziały zamknąć, kogo z załogi postawić w stan gotowości w kombinezonach na wypadek jakichś kłopotów. Potem założyła własny kombinezon – kupiła go z zaliczki i wcale na nim nie oszczędzała. Jeśli coś jeszcze na tym cholernym jachcie miałoby się zepsuć, to jej kombinezon nie ma prawa – w przeciwnym razie jej rodzina odziedziczyłaby pokaźną sumę gwarantowaną przez producenta, firmę Xeniks, na wypadek awarii. Nie martwiła się zbytnio – w ciągu ostatnich pięćdziesięciu lat Xeniks tylko dwukrotnie wypłacał odszkodowanie. Alarm włączył się, gdy jeszcze tylko jeden korytarz dzielił ją od śluzy. Przez chwilę myślała, że coś się stało na mostku, ale potem zdała sobie sprawę, co jest przyczyną alarmu. Jeden z durniów nie zaczekał na nią. – Pani kapitan! – krzyknął jej w ucho Gavin. Heris zmniejszyła głośność systemu komunikacyjnego kombinezonu. – Co się dzieje? – zapytała. – Jestem w tej chwili w E-7. – Spadająca przed nią z sufitu szara bariera ciśnieniowa błyskawicznie zablokowała korytarz. – Komputer twierdzi, że tam są niebezpieczne chemikalia – jakieś związki siarki – a według czujnika ruchu ktoś tam wszedł i się nie rusza. – Proszę natychmiast przysłać tu drużynę pomocniczą – poleciła, klnąc w duchu cywilów, a zwłaszcza poprzedniego kapitana statku. – Tylko niech pan dopilnuje, żeby zapięli hełmy. Wchodzę tam. – Pomimo zaufania do legendarnych kombinezonów Xeniksa przez chwilę zadrżała. Gaz był bardziej niebezpieczny niż wiele rodzajów broni, ale równocześnie tak powszechny w dziejach, że ludzie niewystarczająco się go bali. Przecisnęła się przez barierę, która rozciągnęła się w kołnierz i zaraz za nią zamknęła. Czujniki chemiczne kombinezonu obudziły się, dając spodziewane odczyty: siarkowodór, na razie jeszcze w niegroźnym dla życia stężeniu. Heris ruszyła biegiem, choć zdawała sobie sprawę, że niemal na pewno jest już za późno. Za rogiem natknęła się na Timmonsa. Założył kombinezon, ale nie zamknął hełmu. Prawdopodobnie zamierzał to zrobić, kiedy dotrze do samego włazu. Leżał na podłodze, z jedną ręką wyciągniętą w stronę Iklinda; ten leżał w otwartym wejściu i nie miał na sobie żadnego kombinezonu. Najpierw podeszła do Timmonsa, zamknęła jego hełm i przełączyła wewnętrzne butle tlenowe na pełną moc. Jej kombinezon wyposażony był we wszystkie leki niezbędne w razie standardowych wypadków przemysłowych – ale nigdy ich nie używała, nie miała wykształcenia medycznego. Będzie musiała polegać na grupie pomocniczej. Iklind nie oddychał, ale nic dziwnego – według monitora nad włazem, stężenie siarkowodoru przekraczało tu 1000 ppm. Wewnątrz ktoś – zapewne Iklind – zerwał plombę ze zbiornika szlamu, który przepełnił się zdecydowanie powyżej bezpiecznej granicy. Przez klapę zbiornika lała się czarna smuga. Heris podniosła z podłogi klucz, zamknęła pokrywę, docisnęła uszczelkę i zatrzasnęła właz. Monitor wskazywał teraz, że stężenie siarkowodoru wynosi 200 ppm; wciąż było groźne, ale już nie stanowiło śmiertelnego zagrożenia. Pomyślała, że mieli szczęście, że w zbiorniku nie włączono mieszadła (a właściwie dlaczego?), bo wtedy stężenie byłoby przynajmniej dziesięciokrotnie większe. Kątem oka dostrzegła jakiś ruch. Grupa pomocnicza – to musiał być drugi oficer maszynowni i starszy kret, aktualnie po wachcie – wyłoniła się zza rogu i znieruchomiała. Nawet przez hełmy widać było, że otwierają szeroko oczy ze zdziwienia. – Ruszać się – warknęła. – Weźcie Timmonsa do medboksu, może jeszcze ma szansę. – Miała wrażenie, że strasznie powoli się poruszają, kiedy wynosili Timmonsa na drugą stronę bariery chroniącej przed skażeniami. Potem wywołała mostek. – Iklind zginął – poinformowała. – Zatrucie siarkowodorem. Wygląda na to, że otworzył zbiornik szlamu bez odzieży ochronnej. – Gavin zaczął coś mówić, ale mu przerwała. – Mamy tu trzy problemy. Po pierwsze, Timmons. Czy medyczna SI będzie w stanie poradzić sobie z zatruciem siarkowodorem? Po drugie, musimy pozbyć się reszty skażenia, a system jest zbyt przeciążony, żeby je wchłonąć, chyba że przypadkiem mamy ładownię pełną odczynników. Trzeci problem to oczywiście Iklind. Potrzeba nam oceny medycznej i prawnej; porozmawiam o tym z lady Cecelią. Och, i jeszcze jedno: nie polecimy dalej w takim stanie. Niech Sirkin wytyczy kurs do najbliższej większej placówki naprawczej, w miarę możliwości na trasie naszej podróży. – Medboks… Nie wiem, pani kapitan – odpowiedział Gavin. – Nie jest… wie pani… przygotowany na jakieś większe problemy. Heris udało się na niego nie warknąć. – Przynajmniej może pan przedstawić mu problem. Wiem tylko, że to trucizna na poziomie komórkowym i że jest na nią jakieś antidotum. Teraz niech pan przyśle tu kogoś z rejestratorem, żebym mogła udokumentować pozycję Iklinda i odczyty monitora. Potem będziemy mogli wyciągnąć jego ciało. – W chwili, gdy to mówiła, zdała sobie sprawę, że mocno nadwyręża zasoby załogi. – Milady – rzekła Heris – mamy parę problemów. Tylko tego mi trzeba, pomyślała Cecelia. Problemów ze statkiem. Zaraz zacznie narzekać, że tutaj jest zupełnie inaczej niż w wojsku. Kiwnęła głową, próbując przybrać chłodny i nieobecny wyraz twarzy. Zazwyczaj w połączeniu z wyprostowanymi plecami zniechęcało to rozmówcę do narzekania. – Zginął członek załogi, technik środowiskowy o nazwisku Iklind. – Co?! Atak serca? Zawał? – Wbrew chęci niereagowania poczuła, że serce skacze jej do gardła, a głos brzmi skrzekliwie. – Nie, milady. – Heris próbowała w delikatny sposób powiedzieć o wszystkim swojej pracodawczyni – biorąc pod uwagę jej wiek – ale nie wymyśliła niczego lepszego od nagiej prawdy. – Zginął zatruty siarkowodorem w wyniku otwarcia zbiornika szlamowego bez kombinezonu ochronnego. Dodatkowo drugi członek załogi cierpi na ciężkie zatrucie z tego samego powodu. – Ależ wszystko, co mamy, to medboks! – Cecelia poczuła się tak, jakby właśnie spadła z konia w pełnym galopie. Jeden członek załogi martwy, drugi ciężko chory. Czy właśnie takie są skutki zatrudnienia kapitana po wojsku? Spróbowała przypomnieć sobie specyfikację jednostki medycznej. – To standardowy przemysłowy środek toksyczny – poinformowała ją Heris. – Urządzenie ma właściwe leki i oprogramowanie do leczenia – oczywiście sprawdziłam to, zanim do pani zadzwoniłam. – Och, ja… – Cecelia uświadomiła sobie, że się skuliła i znów wyprostowała. – Bardzo mi przykro, że przekazuję pani tak szokujące informacje. Może powinnam kogoś do pani wezwać? Cecelia zrozumiała, że kobieta daje jej czas na dojście do siebie, i nie wiedziała, czy ma się złościć, czy być wdzięczna. – Odkąd jestem właścicielką Sweet Delight, nie straciłam jeszcze ani jednego członka załogi. – Przepełniała ją mieszanina różnych uczuć i z trudem próbowała jasno myśleć. – Powiedziała pani, że to trujący gaz ze zbiornika szlamowego? Czy ktoś włożył coś do środka? Heris ledwie powstrzymała się przed okazaniem zdziwienia, że ktokolwiek – nawet bogata stara dama – może podróżować przez kosmos, nie mając pojęcia o najgroźniejszych i najpowszechniejszych zarazem produktach przemian środowiskowych. – Nie, milady. Szlam produkuje kilka toksycznych gazów, które normalnie są konwertowane w nieszkodliwe związki chemiczne wykorzystywane w pani sekcji hydroponicznej, jeśli system środowiskowy działa sprawnie. To nie był sabotaż, po prostu nieszczęśliwy wypadek. Iklind najwyraźniej postanowił otworzyć zbiornik bez właściwej odzieży ochronnej, a Timmons próbował go uratować, ale nie zamknął swojego hełmu. – W takim razie kto uratował Timmonsa? – zapytała Cecelia. – Ja – wyjaśniła Heris. Cecelia otworzyła szerzej oczy, ale nic nie powiedziała. – Poinformowałam ich, że chcę przeprowadzić inspekcję systemu, i mieli się ze mną spotkać – odpowiednio ubrani – przy włazie wejściowym. Zamiast tego… – Wzruszyła ramionami. – Nie wiem, czemu Iklind nie założył kombinezonu albo czemu Timmons nie zamknął hełmu… ale się dowiem. – Dobrze, kapitanie. – Cecelia najwyraźniej ją zwalniała. – Spodziewam się jutro usłyszeć od pani więcej na ten temat. – Właściwie to nie wszystko – dodała ostrożnie Heris. Tym razem w jej spojrzeniu pojawiło się jawne wyzwanie. – Co? Jeszcze coś się stało? – Zdaję sobie sprawę, że statek właśnie został odnowiony i urządzenie go było dość kosztowne… – Zrobiła to moja siostra – rzuciła Cecelia. – O co chodzi? – Cóż… Pani główny system środowiskowy jest przeciążony, dlatego wybrałam się na inspekcję. On nie działał zgodnie ze specyfikacją. Pani poprzedni kapitan nie kazał oczyścić systemu i odświeżyć go we właściwym czasie… – Musiał to robić! Pamiętam rachunki za takie rzeczy. – Cecelia wywołała oprogramowanie finansowe i kiwnęła głową, gdy znalazła właściwą kwotę. – Proszę, Diklos i Synowie, ogólna konserwacja, stacja Baklin. – Przykro mi, milady. Dostała pani rachunek, ale prac nie wykonano. Poznałam to po zbiorniku otwartym przez Iklinda, a później kazałam innym kretom – technikom środowiskowym – sprawdzić filtry i komory bakteryjne. To jeden wielki bajzel. Obwód siarkowy ma duże problemy, a to wpływa na pobór azotu w sekcji hydroponicznej. W tej chwili sytuacja nie jest niebezpieczna, ale będziemy musieli uważać, dopóki nie dotrzemy do stacji naprawczej. Zalecałabym zrobienie tego najszybciej, jak to możliwe. Wybierając inny zestaw punktów skokowych, możemy dotrzeć do wskazanego przez panią celu o dzień później, niż pani chciała. Cecelia patrzyła na nią gniewnie. – Nie zauważyła pani tego wszystkiego przed wylotem. – To prawda, milady, nie zauważyłam. – Cecelia czekała na zarzuty, że sama przyspieszyła czas wylotu, ale niczego takiego nie usłyszała. Twarz jej kapitan zdawała się całkowicie pozbawiona wyrazu. – Przyjęłam za dobrą monetę rejestr wskazujący, że przeprowadzono oczyszczenie i regenerację, oraz świeże nalepki inspekcyjne. Ma pani rację, nie należało tego robić. Rejestry wielokrotnie fałszowano, ale zdarzało się to nawet w Zawodowej Służbie Kosmicznej. – Kapitan nie zareagowała na krzywy uśmiech Cecelii. Ta zaś zaczęła się zastanawiać, czy ona kiedykolwiek się uśmiecha. – Ale dwa dni temu zauważyłam anomalie w danych i zaczęłam śledzić ich źródło. Pani krety – przepraszam, technicy środowiskowi – twierdzili, że to wina ogrodnika. Ale prawda jest taka, że pracy nie wykonano. Wierzę, że udokumentowanie tego i odzyskanie pieniędzy od Diklosa i Synów będzie możliwe, a pani reputacja powinna to ułatwić. – Ach tak. – Cecelia czuła się wytrącona z równowagi. Przygotowała się na uniki i usprawiedliwienia, dlatego przyznanie się kapitan do winy zupełnie ją zaskoczyło. – Zdaję sobie sprawę, milady, że jednym z powodów zmiany poprzedniego kapitana był fakt, że nie trzymał się wyznaczonych przez panią terminów. Jednak w tym przypadku uważam, że pani bezpieczeństwo wymaga przeprowadzenia napraw układu w trybie awaryjnym. – Wydawało mi się – burknęła Cecelia – że kazałam zainstalować układy podtrzymywania życia dużo silniejsze, niż kiedykolwiek będę potrzebować, właśnie na wypadek, gdyby coś się zepsuło. – Tak, milady, to prawda. Ale obecność pani gości i ich służących spowodowała, że limit wydajności systemu został przekroczony, i byłoby bardzo niemądrze lecieć dalej bez usunięcia awarii. – A to będzie wymagało… – Sześciu dni podróży do najbliższej placówki remontowej, której mogłabym zaufać, oraz dwóch dni w doku. Przy rozsądnym kursie i sprawnym silniku powinniśmy przylecieć do celu, jak już powiedziałam, spóźnieni tylko o jeden dzień. – Przypuszczam, że to lepsze niż osiem dni poprzednim razem, co kosztowało mnie balast w postaci młodego Ronniego, bo nie było mnie tam, by dostatecznie ostro i głośno protestować. – Cecelia wzruszyła ramionami. – No cóż. Niech pani robi to, co uważa za najlepsze, to pani jest kapitanem. – Ale kobieta nadal nie odchodziła. – Coś jeszcze? – zapytała. – Usilnie zalecałabym pewne ograniczenia w ciągu najbliższych sześciu dni. W tej chwili na statku nie ma zagrożenia, ale wolałabym go uniknąć. – Ale to tylko sześć dni… – zaczęła Cecelia, po czym urwała. – Widzę, że pani naprawdę się martwi. – Ku jej zaskoczeniu kapitan lekko się uśmiechnęła. – Tak, i nie mogę tego tłumaczyć wyłącznie danymi. Choć przebywam na tym statku dość krótko, czuję, że coś jest nie tak. – Intuicja oficera Floty? – Tak jest. Intuicja, której nauczyłam się nie ignorować. Wprowadziłam dość ostre ograniczenia aktywności załogi i zalecałabym je również pani personelowi i gościom. – W rodzaju? Kapitan zaczęła odliczać na palcach. – Zmiana diety w celu zminimalizowania obciążenia systemu siarką i azotem – w ciągu sześciu dni utrata masy mięśniowej w wyniku diety niskobiałkowej nie powinna być zauważalna, a jeśli ktoś ma szczególne potrzeby, można to uwzględnić. Ograniczenia zużycia wody, włącznie z basenem, ponieważ woda przechodzi przez te same systemy i w nieunikniony sposób przedostają się do nich związki organiczne. Ponadto ogrody muszą być potraktowane jako element układu podtrzymywania życia… – Ogrodnicy będą przeszczęśliwi! – Cecelia z bólem pomyślała o swoich zwierzętach. Być może uda się je zamrozić, ale to zawsze wiąże się z ryzykiem. I piękne kwiaty, świeże owoce i warzywa – wszystko to trzeba będzie posadzić od nowa albo przez całą drogę do Bunny’ego jeść konserwową żywność. – Przykro mi, milady, ale technicy środowiskowi twierdzili, że przyczyną działania systemu poniżej specyfikacji był fakt, że pani ogrodnicy zażądali wyjątkowo wysokiego stężenia siarki w szlamie dla jakiejś szczególnej uprawy. – Rozumiem. Czyli przylecimy na stację kosmiczną głodni, spragnieni, brudni i znudzeni… – Tak. Ale żywi i zdrowi. Cecelia poczuła, jak ogarnia ją fala rozpaczy. Mogła sobie wyobrazić, co powiedzą Ronnie i jego przyjaciele. Do tej pory już i tak było wystarczająco źle. Miała ochotę pozwolić sobie na napad furii, tak jak w młodości – ale już z tego wyrosła; nie miała dość energii na takie wybuchy. – No dobrze. Proszę mi przekazać szczegółowe wymagania, poinformuję personel i pozostałych. – Dziękuję, milady. – Jej kapitan wyglądała tak, jakby chciała ją przeprosić, ale nie dodała nic więcej. Ukłoniła się sztywno i szybko wyszła. Cecelia ciężko westchnęła i wywołała kucharkę. Równie dobrze może się do tego zabrać od razu. |