powrót do indeksunastępna strona

nr 04 (LXVI)
maj 2007

Autor
Gwiezdny pył
‹W stronę słońca›
Słońce. Rozżarzona kula gazowa oddalona 150 milionów kilometrów od Ziemi, 15 milionów stopni temperatury w jądrze, życiodajna gwiazda. W filmie Danny’ego Boyle’a „W stronę słońca” – obiekt fascynacji oraz ludzkie przekleństwo i jednoczesne błogosławieństwo. Szkoda, że reżysera nieco oślepił blask słoneczny, bo jego film pod koniec wypala się, a z oryginalnej opowieści zostają jedynie popioły.
Zawartość ekstraktu: 50%
‹W stronę słońca›
‹W stronę słońca›
„W stronę słońca” to film, który udowadnia, że można opowiedzieć historię ratowania naszego globu bez patetycznych dialogów, epickiej muzyki i heroicznych postaci pozbawionych wątpliwości i słabości. Co więcej, Boyle przedstawia losy astronautów lecących w kierunku słońca w wolnym tempie, bez fajerwerków i wybuchów, w których gustował Michael Bay przy kręceniu „Armageddonu”. Nie znaczy to, że otrzymujemy nudną historię, niewzbudzającą żadnych emocji. Wręcz przeciwnie – spokojne tempo narracji pozwala stworzyć atmosferę odizolowania oraz wprowadzić napięcie. Mimo przewidywalnych zwrotów akcji i niejednej kalki fabularnej ściśle związanej z gatunkiem science fiction, „W stronę słońca” byłoby niejednoznacznym, zajmującym filmem o gęstym, klaustrofobicznym klimacie, gdyby nie nagłe urozmaicenia, które Boyle wprowadza w trzecim akcie opowieści. Nagły skręt w stronę taniego horroru powoduje, że wszystko, co warte uwagi z wcześniejszej części filmu, ginie w cieniu chaotycznego, nieskładnego zakończenia.
Ośmiu astronautów poznajemy już prawie u kresu wyprawy: na pokładzie statku kosmicznego Icarus II zmierzają w kierunku Słońca, aby zdetonować ładunek jądrowy i tym samym rozbudzić umierającą gwiazdę. Nie ma tu retrospekcji z Ziemi lub wstępu przedstawiającego członków załogi – zupełnie nagle zostajemy obserwatorami tego, co dzieje się na pokładzie statku. Mimo że o postaciach Boyle nie mówi ani słowa – ani kim są, ani jaka jest ich przeszłość – jego film nic na tym nie traci. Bo liczy się atmosfera i oryginalne podejście do tematu, tak jak i to, że głównym bohaterem nie jest żaden z astronautów, ale Słońce – ogromna, rozżarzona kula, która hipnotyzuje widzów tak samo, jak śmiałków na pokładzie Icarusa. Kiedy strumienie słoneczne uderzają w płyty ochronne statku, nie sposób nie zmrużyć oczu, chociaż rozum podpowiada, że to tylko spektakl rozgrywający się na ekranie. Wspaniale sfotografowany kosmos i statek kosmiczny – tak wewnątrz, jak na zewnątrz – to niepodważalna zaleta filmu opierającego się przede wszystkim na wrażeniach wizualnych i podstawowy czynnik wpływający na atmosferę tej futurystycznej historii.
W kosmosie nawet w toalecie nie można zaznać spokoju.
W kosmosie nawet w toalecie nie można zaznać spokoju.
Na szczęście ekipa aktorska potrafiła odnaleźć się w rzeczywistości uchwyconej okiem kamery. Cillian Murphy gra kolejną świeżą rolę w swojej karierze, a Chris Evans udowadnia, że może ratować świat nie tylko jako członek kiczowatej Fantastycznej Czwórki. Z początku wszystko gra i wydaje się, że stworzono całkiem niezłą historię, ale szybko do struktury filmu wkradają się pierwsze zgrzyty. Oczywistym staje się, że Boyle mimo próby spojrzenia na gatunek science fiction w nowy sposób, wpada w pułapki powtarzalności i stereotypów. Najważniejsi aktorzy z obsady na pewno nie natkną się na śmiertelne niebezpieczeństwo, a przynajmniej nie natkną się za szybko, bo przecież nie po to ich nazwiska widnieją na plakatach. Jeśli któryś z bohaterów ma pozornie niewiele znaczące nawyki bądź znajdzie się w sytuacji początkowo zupełnie niepotrzebnej dla fabuły, niewątpliwie będzie miało to przewidywalny wpływ na jego dalsze losy. A i załoga popełni te same błędy, które bohaterowie filmowi popełniają w kinie od lat. Niemniej te mankamenty można by bez problemu wybaczyć, gdyby nie to, że Boyle w poszukiwaniach nowych rozwiązań zbacza z obranej drogi i miesza interesująco zarysowane kino SF z bezładną horrorową sieczką. Cały film nagle załamuje się pod ciężarem niepotrzebnego i prymitywnego rozwiązania fabularnego: postacie biegają po statku kosmicznym, drżąca kamera uniemożliwia dojrzenie czegokolwiek, a dopisane na szybko wątki religijne odstają od reszty produkcji i zamiast przyczynić się do pogłębienia treści filmu, tylko ją spłycają. Boyle wprowadza kompletne nieprawdopodobieństwa, które nie przystają do wcześniej starannie określonej logiki filmowej rzeczywistości. Oczywiście trudno wymagać, aby kino fantastyczne było całkiem realistyczne, bo przecież X muza to w dużej mierze odstępstwo od praw rządzących rzeczywistością. Jednak ustanawiając zasady, na których opiera się świat z filmu, należy przy nich pozostać, nie burząc wszystkiego, co wcześniej się stworzyło, dla nagłego artystycznego kaprysu. Zwłaszcza że kaprys Boyle’a nawet nie ma artystycznego wymiaru, powiela jedynie standardy kina B.
W końcu lepiej spaść z wysokiego konia, niż w ogóle nie próbować. Twórca „Trainspotting” zaryzykował coś świeżego i – niestety – nie udało mu się wyjść z tej próby zwycięsko. W jego filmie widać nawiązania do „Solaris” Soderbergha, zwłaszcza w wizerunku Słońca i stonowanym rytmie narracji, a niektóre sceny zostały nakręcone oryginalnie i z wirtuozerią (wyjście na powierzchnię statku, sekwencje w obserwatorium). Ale te dobre strony zostały przekreślone w finale i nie pomógł nawet optymistyczny – zbyt optymistyczny jak na tak ponury film – wniosek, że ludzie wcale nie są tylko gwiezdnym pyłem, a istotami zdolnymi do wielkich czynów.



Tytuł: W stronę słońca
Tytuł oryginalny: Sunshine
Reżyseria: Danny Boyle
Zdjęcia: Alwin H. Kuchler
Scenariusz: Alex Garland
Obsada: Cillian Murphy, Michelle Yeoh, Chris Evans, Rose Byrne, Cliff Curtis, Troy Garity, Hiroyuki Sanada, Mark Strong, Benedict Wong
Rok produkcji: 2006
Kraj produkcji: Wielka Brytania
Dystrybutor: CinePix
Data premiery: 13 kwietnia 2007
Czas projekcji: 98 min.
WWW: Strona
Gatunek: SF, thriller
Ekstrakt: 50%
powrót do indeksunastępna strona

63
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.