powrót do indeksunastępna strona

nr 04 (LXVI)
maj 2007

Czy chcesz zostawić wiadomość?
Stephen King ‹Cell›
Zastanów się, czy doładowałeś baterię. Sprawdź, czy masz pieniądze na karcie. Zerknij, czy na pewno masz zasięg. A teraz pomyśl, czy nie lepiej zostawić tę cholerną komórkową smycz w szufladzie. Stephen King w swojej powieści „Cell” straszy posiadaczy telefonów
Zawartość ekstraktu: 90%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
W oczach Claya Riddela życie nie mogłoby być piękniejsze niż było tego ciepłego październikowego popołudnia: właśnie wyszedł ze spotkania, na którym sprzedał bostońskiemu wydawnictwu swoje dzieło, komiks „Dark Wanderer”, i postanowił uczcić ten sukces porcją lodów od ulicznego sprzedawcy. Nie może się doczekać, aż wróci do hotelu i zadzwoni do żony, Sharon.
Jednak życie potrafi nagle stać się bardzo, bardzo podłe. I właśnie takie się staje, kiedy biznesmen w garniturze zaczyna przeżuwać ucho brązowego labradora, a nastolatka z grzywką odgryza sporą część szyi kobiety stojącej przed nią w kolejce po lody. Świat wokół Claya wariuje, a wraz ze światem – większość jego mieszkańców. Clay oraz inni ocaleni z pierwszej fali morderczego szału muszą walczyć o życie, a także dotrzeć do swoich bliskich – o ile ci jeszcze żyją. I niestety to, co w pierwszym lepszym filmie o zombie było koszmarnym, lecz stałym i znanym standardem, w realiach świata po Impulsie jest tylko pierwszym etapem. Potem jest jeszcze koszmarniej, jeszcze bardziej tajemniczo, jeszcze bardziej dziwacznie – bo opętani zdają się ewoluować. A Clay nie może się uwolnić od wspomnienia o małym czerwonym telefonie komórkowym, który jego syn Johnny dostał na swoje 12. urodziny i którego czasem – ale tylko czasem! – zapominał zabrać z biurka.
Po Stephenie Kingu od dawna oczekiwano napisania powieści o zombie. Wprawdzie już w 1989 w zbiorze „The Book of the Dead” ukazało się opowiadanie „Home Delivery” (jako „Urodzi się w domu” także w antologii Kinga „Marzenia i koszmary”), umiejscowione w tym samym uniwersum co filmy George’a Romero, jednak wampiry i wilkołaki, a także mniej oczywiste niesamowitości bardziej zajmowały umysł mistrza „straszącej prozy” niż żywe trupy. I w sumie to się nie zmieniło. Bowiem „Komórka” nie traktuje o nieumarłych – opowiada o upadku cywilizacji w wyniku uruchomienia nieznanym sposobem pokładów agresji uwięzionych w każdym człowieku. Jednak opisy ataków, koszmarnego losu ofiar, makabrycznych posiłków opętanych nieodmiennie przywodzą na myśl filmy o zombie, a zwłaszcza nową wersję „Świtu żywych trupów” (2004), w której nieumarli to już nie powolne i niezdarne stwory, lecz szybkie i uparte drapieżniki.
Narracja przypomina bardziej powieści Kinga pisane pod pseudonimem Richard Bachman (np. „Uciekiniera” czy „Wielki Marsz”) – co prawda punkt początkowy akcji przypomina nieco Kingowski „Bastion”, jednak sposób prowadzenia fabuły jest diametralnie odmienny. Czytelnik nie jest powoli i metodycznie, a nawet nastrojowo wprowadzany w klimat apokalipsy, lecz jest wrzucony w sam jej środek – już na 6. stronie powieści chaos rządzi w Bostonie. Narracji nie przerywają opisy rozwoju sytuacji na świecie, King rezygnuje także z opowiadania losów całych zastępów postaci mniej i bardziej istotnych dla fabuły – jak to było w przegadanym i grubaśnym „Bastionie”. Członkowie małej grupy (ka-tet1)?), która skupia się wokół Claya, są opisani dokładnie, ale bezsprzecznie główną postacią jest Clay, zaś centralnym wątkiem – jego poszukiwanie syna. Skutkuje to tym, że książkę „połyka się”, do bohaterów łatwo można się przywiązać, ale jednocześnie wiele kwestii pozostaje otwartych. Co się działo w rejonach świata, w których komórki nie są tak powszechne? Czy tam udało się zachować struktury państwowe czy chociaż lokalne? Więc może cywilizacja nie upadnie aż tak nisko? Takie rozważania King poświęcił dla czytelności powieści i szybkiego tempa akcji, uzyskując książkę fascynującą, ale jednocześnie całkowicie „amerykocentryczną” i mocno „bachmanowską”.
Osobno pochwalić należy również zakończenie. Nie mogę oczywiście go zdradzić, jednak jego niejednoznaczność, pozostawienie czytelnika w niepewności co do ostatecznego rezultatu poczynań Claya wydaje się bardzo pasować do gatunku literackiego, który wszak ma niepokoić i straszyć.
Z czystym sumieniem mogę zatem polecić „Cell” Stephena Kinga, zwłaszcza, że w ostatnich dniach ukazało się polskie tłumaczenie tej powieści. Jeśli lubicie twórczość Kinga, nie zawiedziecie się.
Stephen King nie ma telefonu komórkowego.
1) ka-tet to grupa ludzi, złączonych przez los i wspólne zadanie; nazwa pochodzi z siedmioksięgu o „Mrocznej Wieży” Stephena Kinga, gdzie tak określano grupę Rolanda, ostatniego rewolwerowca, i jego pomocników.



Tytuł: Cell
Autor: Stephen King
Wydawca: Pocket Book
ISBN-10: 1416524517
ISBN: 978-1416524519
Format: 480s, 7,5×4,2″
Cena: 9,99$
Data wydania: 21 listopada 2006
Ekstrakt: 90%
powrót do indeksunastępna strona

39
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.