powrót do indeksunastępna strona

nr 05 (LXVII)
czerwiec-lipiec 2007

Nasza Świrolandia
Budgie ‹You’re All Living In Cuckooland›
Choć w latach 70., w czasie największej mocy twórczej, zespół Budgie nie załapał się do pierwszej ligi rockowych wymiataczy, to obecnie jest porównywany do takich klasyków jak Deep Purple czy Black Sabbath. Teraz, po dwudziestu czterech latach przerwy, powraca nowym albumem „You’re All Living In Cuckooland”, udowadniając, jak bardzo został niedoceniony.
Zawartość ekstraktu: 80%
‹You’re All Living In Cuckooland›
‹You’re All Living In Cuckooland›
Przyznam, że zupełnie nie rozumiem, czemu genialny album Budgie „Never Turn Your Back On A Friend” z 1973 roku nie stał się z miejsca wielkim sukcesem komercyjnym (bo że był artystycznym jest bezsprzeczne). Potem zespół również wydawał wspaniałe płyty, które spokojnie mogły go wywindować do pozycji zajmowanej wtedy przez jego, wspomnianych wyżej, kolegów po fachu. Zasługiwał na to bez dwóch zdań.
Grupa walczyła twardo o utrzymanie się na rynku, ale kolejne albumy cieszyły się coraz mniejszym zainteresowaniem. Wydany w 1982 roku „Deliver Us From Evil” miał się okazać ostatnim, który stworzyli w XX wieku. Być może przyczyniła się do tego miażdżąca go krytyka, a może po prostu czasy się zmieniły. Jak by nie było, należy zaznaczyć, że Budgie cieszył się popularnością w zasadzie tylko w Polsce, gdzie piosenka „Alison” stała się sporym przebojem. Nic więc dziwnego, że panowie nie pominęli naszego kraju w czasie ostatniego tournée i latem 1982 roku zagrali u nas aż 17 koncertów. Chociaż przyjęcie przez polskich fanów było niezwykle gorące, wkrótce kapela zawiesiła działalność.
Od tamtego czasu na rynku pojawiały się co kilka lat wydawnictwa koncertowe przypominające o fenomenie Budgie, ale na premierowy materiał nie było co liczyć. Aż tu nagle gruchnęła wiadomość, że Burke Shelley, basista i wokalista grupy, a zarazem jedyny muzyk, który jest w niej od samego początku, zwerbował Steve’a Williamsa, perkusistę grającego w Budgie od 1974 roku, i nowicjusza, gitarzystę Simona Leesa, by ruszyć z nimi w trasę koncertową. Odmieniony zespół został tak wspaniale przyjęty, że lider na poważnie zaczął zastanawiać się nad zarejestrowaniem całkiem świeżego materiału.
Wreszcie stało się. „You’re All Living In Cuckooland”, czyli pierwszy studyjny album Budgie od 1982 roku, ujrzał światło dzienne. Uwaga, fani, warto było czekać!
Całość zaczyna się ostro, kawałkiem „Justice”. Porażające wejście gitary i ten sam wysoki, nieco denerwujący głos Shelleya co kiedyś. Wspaniała rzecz na otwarcie albumu. Od razu też możemy docenić, jak wiele świeżości do zespołu wniósł nowy nabytek – Simon Lees. To głównie dzięki niemu album brzmi świeżo i energicznie, nie tracąc jednocześnie nic z klimatu starego, dobrego rockowego wymiatania.
A to jedynie początek, dalej jest bowiem jeszcze lepiej. Kolejny numer, „Dead Man Don’t Talk”, to prawdziwa szkoła ciężkiego riffowego grania, jednocześnie niepozbawionego melodyjności, tak wyraźnej, że głowa sama kiwa się w rytm muzyki. I znów brawa dla Leesa za wspaniałą solówkę.
Takich mocnych momentów na płycie jest jeszcze kilka. Na uwagę zasługują zwłaszcza „Tell Me Tell Me” z akustycznym wstępem będącym jedynie zmyłką, po której następuje mocne uderzenie perkusji i gitary. Świetnie wypada również „(Don’t want to) Find That Girl”, bardzo imprezowy numer, zagrany na luzie i z werwą, o którą nie podejrzewałbym takich weteranów. To kolejny dowód na to, że rock wspaniale konserwuje (Ozzy Osbourne to tylko wyjątek od reguły). Sporym zaskoczeniem jest utwór „Falling”, gdzie pobrzmiewają echa muzyki funky. Jak się okazuje, ten gatunek z klasycznym hard rockiem ma wiele wspólnego.
Jednak na nowej płycie Budgie nie zamieścili tylko samych sprinterów. Znalazło się tu miejsce również na delikatniejsze utwory. Absolutnym arcydziełem jest akustyczna ballada-miniaturka „Love is Enough”. Delikatne dźwięki gitary wspaniale korespondują z łagodnym śpiewem Shelleya. Słuchając tego cudeńka, aż dziw bierze, że nie jest to jedna ze sztandarowych kompozycji Johna Lennona, zwłaszcza gdy słyszy się tekst: „Love, love, love is enough (…) / Close your eyes and think about it / All the light will go without it / Put away your fear about letting go / So you’ll find, life in the world…”1).
Za serce chwyta jeszcze jedna delikatna kompozycja, „We’re all Living in Cuckooland”. Tylko że tym razem tekst nie dotyczy miłości, a jest gorzką refleksją nad światem. Świadczy o tym sam tytuł, który dał nazwę całemu albumowi. „Cuckoo” po angielsku oznacza „kukułkę”, ale również tym terminem określa się chorych psychicznie. „Cuckooland” zatem to kraina nienormalnych, istna Świrolandia. Shelley śpiewa o naszym świecie, że: „All the killers celebrate victory / Unbelievers check out your history / And all the helpers dying to help you out / Everybody’s drinking us to a drought / No doubt”2).
Kiedy już zdążymy się zrelaksować przy świetnych kompozycjach, pozwalających niezmiernie cieszyć się z powrotu Budgie, nastaje dziesiąty, ostatni, kawałek, który powoduje, że spada na nas prysznic zimnej wody. Najdłuższy utwór na płycie, trwający ponad osiem minut, „I’m Compressing The Comb on a Cockerel’s Head” to rzecz tak męcząca, że psuje całe dobre wrażenie, jakie po sobie zostawiła pozostała część materiału. Notorycznie powtarzany, nudny riff, śpiew bez polotu i niezwykle irytujące dźwięki gitary powodują, że nim dojdzie się do połowy tego koszmaru, wyrzuca się płytę z odtwarzacza. Zupełnie nie rozumiem, czemu muzycy zdecydowali się na umieszczenie go na tej, przecież bardzo udanej, płycie. Szkoda, że zamiast wielkiego finału dostaliśmy kopniaka w tyłek.
Na szczęście kiedy otrząśniemy się ze zniesmaczenia, w głowie pozostają tylko te najwspanialsze momenty. I tak powinno być, bo „You’re All Living In Cuckooland” to świetny powrót zapomnianego już zespołu. Przenosi nas na chwilę w lata 70. i jest to bardzo miła wycieczka. W końcu nikt nie spodziewał się od Budgie, że nagle zacznie grać jak System of a Down. Metallica już próbowała…
1) „Miłość, miłość, miłość wystarczy (…) / Zamknij oczy i pomyśl o tym / Całe światło bez niej zgaśnie / Odsuń lęk przed otwarciem się / Wtedy odnajdziesz życie na świecie…”
2) „Wszyscy mordercy celebrują zwycięstwo / Niedowiarki sprawdzają twoją historię/ I wszyscy pomocnicy umierają, by wydźwignąć cię z kłopotów / Wszyscy upijają nas aż do suszącego kaca / Bez wątpienia”.



Tytuł: You’re All Living In Cuckooland
Wykonawca / Kompozytor: Budgie
Wydawca: NPL
Data wydania: listopad 2006
Czas trwania: 53:16
Utwory:
1) Justice: 4:31
2) Dead Man Don’t Talk: 6:08
3) We’re All Living In Cuckooland: 6:04
4) Falling: 5:22
5) Love Is Enough: 2:25
6) Tell Me Tell Me: 4:47
7) (Don’t Want To) Find That Girl: 6:28
8) Captain: 3:43
9) I Don’t Want To Throw You: 5:31
10) I’m Compressing The Comb On A Cockerel’s Head: 8:17
Ekstrakt: 80%
powrót do indeksunastępna strona

92
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.