Pojawienie się takiej płyty jest wbrew wszelkiej logice. Rozsądek i doświadczenie mówią, że czas wielkich odkryć w jazzie mamy dawno za sobą, że zespoły grające od prawie trzydziestu lat powinny się wypalić, że jazz jest obecnie muzyką za trudną dla przeciętnego słuchacza i nie wzbudza już takich emocji, że jazzmani przestali poruszać ważne dla społeczeństwa zagadnienia… Można by tak wymieniać jeszcze długo. I nagle jak diabeł z pudełka wyskakuje „Political Blues” legendarnego World Saxophone Quartet, by zaprzeczyć każdej z powyższych tez…  |  | ‹Political Blues›
|
Ów diabeł to oczywiście przesada: w dorobku World Saxophone Quartet znajduje się mnóstwo świetnych płyt i każdy, kto zna ten dorobek, wie, że po muzykach z WSQ można spodziewać się wiele. Teraz jednak trzydziestoletnia formacja wspięła się na wyżyny swych umiejętności, łącząc elementy free jazzu z funkiem, gospel, soulem i bluesem. Dodać należy, że tego pierwszego jest tu najmniej i chociaż album ma swoje bardziej awangardowe momenty (zbiorowa improwizacja w Amazin’ Disgrace, ognista, zagrana w wysokich rejestrach partia saksofonu Murraya w Blue Diamond), a WSQ to formacja o free jazzowym rodowodzie, to jest to dość łatwa w odbiorze płyta. Na pewno ułatwia to przekazanie socjologiczno-politycznych treści, o czym później. Teraz muzyka, pardon, Muzyka, bo nie ma wątpliwości: mamy do czynienia z dziełem skończonym i perfekcyjnym. Od pierwszego uderzenia w cowbell po ostatnią kadencję trąbki, od pierwszego wersu po ostatnie zdanie, Political Blues jest porywający, nasączony emocjami, okraszony wspaniałymi solówkami puzonu, basu i perkusji. Soczysty i pełen werwy. Genialny. Tą płytą można zachwycać się na dwa sposoby. Albo bezustannie smakując jej drobne kawałeczki – kilkusekundowe sola, schowaną gdzieś na drugim planie partię gitary rytmicznej – i za każdym przesłuchaniem odkrywać coś nowego; albo traktować jak spójne dzieło, w którym kolejne elementy tworzą piękny krajobraz. Takie wrażenie przynosi np. trójczłonowa kompozycja Bluocracy z charakterystycznym dźwiękiem didjeridoo. Swoją wielkość album zawdzięcza ponadnaturalnemu wręcz zgraniu muzyków. Basista Jamaaladeen Tacuma, wirtuoz gitary James „Blood” Ulmer, perkusista Lee Pearson, saksofoniści Oliver Lake i David Murray – to muzyczna stratosfera, wręcz ikony. To muzycy, którzy często ze sobą współpracowali i rozumieją się niemalże telepatycznie. Udowadniają to chociażby w Harlem: powolny, leniwy temat z puzonem w roli kontrapunktu nabiera siły i ognia, by w kulminacyjnym momencie eksplodować feerią dźwięków, a wszystko zagrane jest z fenomenalną dokładnością. Innym przykładem jest cover Muddy’ego Watersa, Mannish Boy, z popisowym występem Jamesa „Blood” Ulmera, który nie dość, że śpiewa z pasją rasowego bluesmana, to w tym samym czasie serwuje wyśmienitą gitarową improwizację. Let’s Have Some Fun Blues to z kolei lekcja jak należy grać lekkie, porywające utwory, a przepełniony groovem dialog na linii Tacuma-Pearson powinien znaleźć się w podręcznikach do muzyki. Każdy z utworów czymś przyciąga, w każdym można znaleźć tę wyjątkową bożą iskrę, z której rodzi się prawdziwy żar wielkiej sztuki. Co do warstwy tekstowej jedno jest pewne: republikanie, prawicowcy i zwolennicy niejakiego George′a, zwanego tu złośliwie King George, „Królem Jerzym”, powinni omijać Political Blues szerokim łukiem. Amerykański establishment zbiera potężne cięgi. Np. za indolencję wobec ofiar huraganu Katrina w Spy On Me Blues: Ups! Król Jerzy gra sobie w golfa nazajutrz po katastrofie (…) Inne kraje są zdziwione powolną reakcją rządu USA / Czy może to mieć podłoże rasowe? Hmm, niech no się zastanowię… A skądże! / Ameryka zawsze była daltonistką!; albo za politykę socjalną w utworze tytułowym: Mam politycznego bluesa / Bezdomni pukają do moich drzwi. Ale „do odstrzału” idą nie tylko politycy. W Bluocracy dostaje się też tzw. neotradycjonalistom (chodzi m.in. o poglądy jazzmana-konserwatysty Wyntona Marsalisa) za chęć powrotu do „starych, dobrych czasów”, które wcale tak dobre nie były (Mówią: „Musimy się cofnąć / Dla ochrony kultury / Dla ochrony muzyki” / (…) Czy musimy wracać do niewolnictwa? / Starają się opóźnić czterdzieści lat ciężko wywalczonego postępu!), a także raperom, którzy potrzebują nowego rymu. Najbardziej wstrząsającym momentem płyty jest Amazin’ Disgrace zaśpiewane pełnym gniewu głosem przez Carolyn Ambe Hawthorne. To krótka i celna ocena niewolnictwa: Niezwykła hańba / Gdy przywieźli nas do tego / Zapomnianego przez Boga kraju / Zgwałcili nasze matki / Uwięzili ojców, ukradli całą ziemię. Nic dziwnego, że nowe dzieło WSQ przywodzi na myśl starszy o cztery dekady We Insist! Freedom Now Suite Maxa Roacha z ekspresyjną Abbey Lincoln czy dokonania Art Ensemble of Chicago lub Liberation Orchestra Charliego Hadena. Podobnie jak tamte album mówi o USA więcej niż analizy politologów i socjologów. Wyjątkowa kompletacja ciętych tekstów i fascynującej muzyki daje nam płytę-unikat, płytę-rarytas, która już teraz ma szansę stać się pozycją kultową. Kto by pomyślał, że nagrali ją muzycy, którzy pierwszą młodość mają już daaaawno za sobą. Skład: Bluiett: saksofon barytonowy, Oliver Lake: saksofon altowy i sopranowy (wokal w utworze nr 11), David Murray: saksofon tenorowy, klarnet basowy (wokal w utworze nr 11), Jamaaladeen Tacuma: bas, Bruce Williams: saksofon altowy i sopranowy (4,11), Craig Harris: puzon, didjeridoo (w utworze nr 6), Lee Pearson: perkusja, James „Blood” Ulmer: gitara, wokal (3), Jeremy Pelt: trąbka (1), Carolyn Amba Hawthorne: wokal (w utworze nr 5), Jaleel Shaw: saksofon altowy i sopranowy, Herve Samb: gitara (1).
Tytuł: Political Blues Wykonawca / Kompozytor: World Saxophone Quartet Data wydania: czerwiec 2006 Czas trwania: 61:56 Utwory: 1) Political Blues: 9:04 2) Hal’s Blues : 2:55 3) Mannish Boy: 7:27 4) Let’s Have Some Fun Blues : 7:23 5) Amazin’ Disgrace: 5:55 6) Bluocracy Pt. I: 5:03 7) Bluocracy Pt. II: 2:21 8) Bluocracy Pt. III: 3:45 9) Blue Diamond: 4:41 10) Harlem : 7:28 11) Spy On Me Blues: 5:54 Ekstrakt: 100% |