powrót do indeksunastępna strona

nr 05 (LXVII)
czerwiec-lipiec 2007

Na potęgę Posępnego Czerepu!
‹Hot Fuzz: Ostre psy›
Nie będziemy tego kryć – „Hot Fuzz” wymiata. Znów więc nie udało nam się pokłócić, może za miesiąc? Zapraszamy więc do zapoznania się z bezczelną promocją najnowszego filmu Wrighta i Pegga, i odkryciu wraz z nami co ma angielska wieś spokojna wspólnego z polskim rządem i dlaczego znów bez zombiaków i biustu Angeliny Jolie się nie obejdzie.
Zawartość ekstraktu: 90%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Konrad Wągrowski: Powiedz mi Piotrze, czy strzelałeś kiedyś w powietrze, krzycząc „Aaaaaaaaaa!”?
Piotr Dobry: Niestety, nie mam pozwolenia na broń. Mogłem tylko walić pięścią w szafę i rzucać krzesłami, krzycząc „Aaaaaaaaaa!”.
KW: Pozwolenie na broń Ci się przyda. Bez niego ciężko Ci będzie strzelać z dwóch pistoletów podczas skoku w powietrzu. Każdy to powinien kiedyś zrobić.
PD: To prawda. Ja w ogóle często wyobrażam sobie siebie w slow motion.
KW: A mnie do twarzy w ciemnych okularach i z wykałaczką w zębach. Idziemy rozpieprzyć jakąś paskudną sektę?
PD: Z Tobą zawsze. Jako duet wyglądalibyśmy zresztą bardzo filmowo – gruby i chudszy, wsiowy i miastowy, logiczny i chaotyczny…
KW: I niech czytelnicy zgadują, który jest który. Jak zwykle kłótnię (bo ja wiem – może coś koreańskiego weźmiemy na tapetę?) zostawiamy na następną dyskusję, a dziś znów robimy buddy movie i pogadamy właśnie jak najbardziej partnersko – bo chyba obaj się zgadzamy, że „Hot Fuzz” wymiata?
PD: Wymiata ostro. Po pierwsze, jako film sam w sobie, a po drugie – zgadzamy się chyba też co do tego, że wymiata jakieś 99 proc. filmów, jakie mieliśmy sposobność obejrzeć w pierwszym półroczu 2007?
KW: No, waham się, czy to mój ulubiony film tego roku, czy też jeszcze przegrywa z „Prestiżem”. Muszę spojrzeć z dystansu. Na razie jestem pod ogromnym wrażeniem. Niby „Wysyp żywych trupów” pokazywał, że mamy do czynienia z utalentowanymi gośćmi, ale to, co pokazali w „Hot Fuzz”, przekroczyło moje wszelkie wyobrażenia. Jak to ładnie kiedyś określił Michio – bawiłem się na tym filmie jak prosię.
PD: Bo zabawa w kino, którą proponują Wright i Pegg, rzeczywiście jest zaraźliwa. „Hot Fuzz” to rzecz, która w przyrodzie praktycznie nie występuje – wybuchowa mikstura gatunków, a przy tym film zadziwiająco spójny, z niezwykle precyzyjnym scenariuszem, a nawet niegłupim przesłaniem. Poza tym u mnie dodatkowo zyskuje tym, że w naszym kraju da się go odczytać również jako film antyPiSowski – główny bohater jest ateistą, wszyscy pozytywni bohaterowie to ludzie młodzi. Zaś wszyscy starzy uprawiają grę pozorów, przeszkadza im najmniejszy element, który nie pasuje do ich wizji świata. Tworzą sektę, która dla obrony rzekomych wartości nie cofnie się przed niczym… Po prostu miodzio!
KW: Kurcze, na taką interpretację nie wpadłem. :) Niezła jest, choć mimo wszystko nie sądzę, aby Wright i Pegg śledzili sytuację społeczno-polityczną w Polsce – pewnie zresztą wtedy to nie łabędź byłby tu kluczowym ptakiem. Ale skoro Wright dzieli imię z wicepremierem, to kto wie… Dystrybutor chyba nie wpadnie jednak na taki pomysł promowania u nas filmu…
PD: A szkoda! Jeszcze mi się przypomniało: tu już sam początek jest antyPiSowski – facet zostaje niby awansowany, ale ten awans to tak naprawdę degradacja, pozbycie się problemu w sposób jak najbardziej zgodny z literą prawa, tak, by nikt nie mógł się przyczepić. A dlaczego usuwają go w cień? Bo jest za dobry w tym, co robi, i w pojedynkę potrafi zdziałać więcej niż wszyscy ludzie z jego środowiska razem wzięci! No i jest spoza układu…
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
KW: E, ale to akurat nie jest antyPiSowskie, tylko w ogóle anty – takie praktyki są właściwe dla każdej władzy, pewnie wprowadzono je już w starożytnym Rzymie (a najprawdopodobniej i wcześniej). Poza tym problem polega nie na byciu spoza Układu, ale właśnie z Układu…
PD: Specjalnie napisałem „układ” małą! No, jest spoza koalicji, enklawy, grupy trzymającej władzę – jak zwał, tak zwał. Ale oczywiście masz rację, że takie praktyki nie są właściwe tylko PiSowcom. Zapędziłem się w mej niechęci do rządzących :-).
KW: Zostawmy jednak te polityczne dywagacje. Powiedz mi – wróżysz „Hot Fuzz” powodzenie w naszych kinach?
PD: Stary, żyjemy w kraju, gdzie „Spider-Man 3” cieszy się stosunkowo marnym powodzeniem, a gdyby nie Zatorski, kina by splajtowały… No cóż, dystrybutor robi, co może, promuje film hasłem „»Bad Boys« i »Zabójcza broń« w jednym”, czy jakoś tak, ale nie sądzę, by dorobił się na nim jakichś kokosów. Przede wszystkim ludzie pójdą z nastawieniem na komedię sensacyjną, więc się rozczarują i nie polecą znajomym. Poczytaj sobie komentarze na Filmwebie – a to „za nudny”, a to „za krwawy”, a to „za dziwny”, a to „za mało śmieszny"…
KW: Jednym z praw Internetu jest to, że można znaleźć tam dowolnie bzdurną opinię wraz z w miarę licznym gronem wyznawców (wyjątek: „Dylematu 5” – reżyser nie odezwał się w sieci, więc nie znalazł się żaden fan tej kosmicznej kichy, nawet scenarzysta był przeciw…). Bo poza tym zadziwiające jest, że „Hot Fuzz” wyjątkowo łączy na razie i widzów, i krytyków. Cholernie wysoka ocena na imdb.com, takaż na rottentomatoes.com. W „Dzienniku” dostaje pięć gwiazdek (Ciapara!!!), w „Filmie” pięć gwiazdek, w „Wyborczej” tylko cztery (ale, jak wiemy, to jest maksymalna ocena dla kina rozrywkowego w tej gazecie). Wszystkim się podoba. Ale film bez gwiazd pewnie jednak widzów do kin nie przyciągnie. Dlatego my musimy zrobić co w naszej mocy, aby przynajmniej paręset osób wraz z rodzinami :) zachęcić.
PD: Wszystkim się podoba, ale zapomniałeś dodać, że w Stanach, Wielkiej Brytanii i innych cywilizowanych krajach. U nas podoba się głównie krytykom, a to zazwyczaj wróży nie najlepiej powodzeniu danego filmu u widzów.
KW: Co więc wyróżnia „Hot Fuzz” z repertuaru kinowego aż tak, że NIE WOLNO go przegapić? Bo jak zaczniemy po prostu przynudzać o świetnym, niezwykle precyzyjnym scenariuszu, pierwszorzędnym angielskim czarnym humorze, kapitalnym tempie, świetnych postaciach, wybornych dialogach, boję się, że nie zabrzmi to w pełni przekonująco…
PD: Hmm… Po części się powtórzę, ale może to, że film składa się z elementów kina akcji, komedii, parodii, satyry, kryminału, horroru, a nawet westernu? To wyświechtany argument, ale tutaj naprawdę każdy może znaleźć coś dla siebie. Właściwie ze znaczących gatunków nie ma tu tylko SF i musicalu… Choć co do tego drugiego, to jakby się uparł… W końcu przecież istotny jest tu wątek aktorów wystawiających „Romeo & Julię”…
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
KW: Tam mamy bezpośrednie nawiązanie do filmu Luhrmana – piosenkę z jego wersji „R&J”…
PD: No, i co ważne, przy tym całym gatunkowym miksie film nie zamienia się w niestrawną papkę, która nie bardzo wie, czym chce być – a tak to zazwyczaj się kończy przy podobnych projektach. Tylko wiesz, obawiam się, że mimo wszystko „Hot Fuzz” jest filmem nawet nie tyle dla kinomanów, co dla kinofilów – tysiące smaczków, pozornie nieznaczące drobiazgi, które później układają się w składną całość. Słowem: niedzielny widz chyba nie ma tu czego szukać – sądzisz, że wiele osób skojarzy rodowód sceny, kiedy Angel przejeżdża konno ulicami Sandford ze strzelbami zatkniętymi za plecami?
KW: Zawsze twierdziłem, że nieznajomość klasyki spaghetti westernu powinna być wielkim powodem do wstydu dla polskich kinomanów. Ja bym chciał zaznaczyć, że jednak „Hot Fuzz” ma tę cechę genialnych komedii parodystycznych (czy też z pewnymi elementami parodii), że broni się nawet wtedy, gdy widz nie odbiera wszystkich ukrytych sygnałów. Bo przecież mamy tu i dużo humoru słownego (policjantka, której KAŻDA wypowiedź ma w podtekście seksualną aluzję), i sytuacyjnego (w wersji czarnej rzecz jasna), i świetne kino akcji. Nie trzeba pisać doktoratów z historii kina, aby bawić się doskonale. Jeśli jednak znasz widzu co nieco z klasyki kina sensacyjnego, będziesz po prostu śmiał się jeszcze w dodatkowych momentach. A jeśli oglądałeś „He-mana”, pękniesz ze śmiechu przy słowach „Na potęgę Posępnego Czerepu!”. A jeśli po godzinie filmu będziesz sądził, że widziałeś już wszystko, zapewniam, że Wright i Penn na końcówkę zachowali najlepsze (i – co ważne – całkiem zaskakujące).
PD: Dokładnie. Ja po pierwszej godzinie też nie byłem w nastroju do „ochów” i „achów”, a całością jestem zachwycony.
KW: Rzekłbym, że film jest pięknym pokazem odwzajemnionej miłości do kina (a nas, kochających kino – to nie promocja homoseksualizmu – trudno takim uczuciem nie uwieść). Odwzajemnionej, bo twórcy, czerpiąc schematy z kina gatunków, jednocześnie – że użyję mojego ulubionego zwrotu – radzą sobie doskonale z materią kina. Przecież tu montaż jest niesamowity, efekty specjalne świetne, timing podawania dowcipów idealny, aktorstwo może nie oscarowe, ale bardzo dobre jak na taką produkcję. Formalnie majstersztyk, bo w sumie pomysł może nie jest wyjątkowo oryginalny – takie połączenie „Kultu” z „Żonami ze Stepford” (i nie mówię o wersjach z Nicholasem Cage’em i Nicole Kidman).
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
PD: I jeszcze z klasyką policyjnego buddy movie. Czyli jest oryginalny, bo w sumie o każdym filmie można powiedzieć, że jest połączeniem czegoś tam z czymś tam, a w niewielu przypadkach daje się uzyskać z takiej mikstury nową jakość. Ja tylko nie wiem, po kiego grzyba ten idiotyczny polski podtytuł „Ostre psy” – nawet jeśli dystrybutor chciał nawiązać do „Nędznych psów”, w co nie wierzę, to nie bardzo wiadomo, dlaczego akurat do filmu Peckinpaha – jest w „Hot Fuzz” co prawda cytat z tegoż, ale są też odwołania do kilkudziesięciu innych, w dodatku często w dużo większym stopniu, jak w przypadku „Kultu” czy „Bad Boys”…
KW: To ja Ci chyba odpowiem (choć oczywiście kto tam zna intencje dystrybutorów). „Psy” to ma być zapewne polski odpowiednik „Fuzz” – od czasów Pasikowskiego wszyscy wiedzą, że policja ma owo kynologiczne określenie. Nie szukałbym więc nawiązań do Peckinpaha, „Ostre psy” to po prostu dosłowne tłumaczenie „Hot Fuzz”.
PD: Ja wiem, że „fuzz” to na Wyspach potocznie „szpicel”, więc rzeczywiście da się to tak od biedy przełożyć, co nie zmienia faktu, że „Ostre psy” w drugą stronę wyobrażam sobie jako „Hot dogs” i kojarzy mi się to raczej z branżą gastronomiczną, nie policyjną. A nawet przyjmując, że niechby już sobie tłumaczyli jak chcą, ich prawo, to po co ta bezsensowna zagrywka z jednoczesnym zostawieniem oryginalnego tytułu? Chyba tylko w Polsce to się praktykuje. Bo to tak, jakby przełożyć „Bad Boys” na „Bad Boys: Źli chłopcy”. Przy filmie Baya ktoś, na szczęście, wyjątkowo się powstrzymał, a tutaj mamy kolejny przykład partactwa…
KW: Ty się ciesz, że nie dali na przykład czegoś w stylu „Hot Fuzz: Za wszelką cenę”… Zostawmy jednak problemy dystrybutorów. Jak stawiasz „Hot Fuzz” w porównaniu do „Wysypu żywych trupów”? Ja przyznam, że moim zdaniem chłopaki zrobiły kolosalny postęp i aż strach myśleć, co następnego szykują.
PD: Postęp jest, ale też bym tak go znowuż nie przeceniał z perspektywy polepszenia jakości roboty filmowej w stosunku do poprzedniego dokonania, bo to było też, nie ma co ukrywać, nieco łatwiejsze zadanie. Bardziej uniwersalny temat, większe pole do popisu, jeśli idzie o fikołki międzygatunkowe, większy budżet, co z kolei jest efektem sukcesu „Wysypu”. Absolutnie nie chcę nic umniejszać chłopakom, bo postęp jest bezdyskusyjny, ale racjonalnie patrząc, fabuła o policjantach ma większy potencjał przyswajalności, niż fabuła o zombie. Ty do zombie movies masz stosunek cokolwiek obojętny, a ja przepadam, toteż już na „Wysypie” bawiłem się cholernie dobrze i tym samym nie mogę stwierdzić, że „Hot Fuzz” podobał mi się o wiele, wiele bardziej. Bardziej, owszem, ale też specjalnie zaskoczony nie jestem – gorszego filmu się po prostu nie spodziewałem.
KW: To nie jest tak, że ja mam do zombie movies stosunek obojętny – cenię w nich niezmiernie, że mają ogromny potencjał mówienia przenośnie o kondycji społeczeństwa. Niedawny „Świt żywych trupów” Snydera obowiązkowo trzeba było oglądać w multipleksie w galerii handlowej. Rany, ja, patrząc na wszystkich ludzi po wyjściu z kina, miałem wrażenie, że seans trwa!
PD: I dlatego zarówno „Świtowi…”, jak i „Wysypowi…” przyznałeś marne siódemki?
KW: No czekaj, siódemka u mnie oznacza „dobry film”, więc czemu marne? I „Świt…” i „Wysyp…” to dla mnie właśnie po prostu dobre filmy.
PD: U mnie siódemka też oznacza „dobry film”. A „marne siódemki”, bo pisałeś – przy „Świcie…” – o „porażającym wrażeniu” i „jednym z najlepszych filmów gore ostatnich lat”. Może się czepiam, ale siódemki przyznajesz też filmom, które – jak piszesz – nie budzą w Tobie żadnych emocji, tylko mają jakieś tam walory artystyczne czy estetyczne.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
KW: Jeśli chcesz mnie doprowadzić do stwierdzenia, że te dwa filmy nie są objawieniami, to mnie masz – nie są dla mnie.
PD: Dla mnie „Wysyp…” jest bardzo dobry, a „Świt…” wybitny – w swojej klasie.
KW: Jeśli chodzi o kluczowy element horroru – strach, to rzeczywiście bardziej działa na mnie „coś jest w tym domu/zajeździe/hotelu ’Overlook’” niż „zaraz zza rogu wyjdą trupy z wyciągniętymi do przodu rękoma, wydając dziwne odgłosy”. Inna sprawa, że „Shaun of the Dead” oczywiście nie miał raczej straszyć, miał śmieszyć – cóż, muszę mu dać ponowną szansę.
PD: Rzeczywiście mógłbyś – mnie na przykład za drugim razem podobał się jeszcze bardziej niż za pierwszym. A co do strachu, to jasne – zombiaki nie przerażają tak mocno jak „niewiadome”, czyhające gdzieś w ciemności, ale prócz zalety, o której wspomniałeś wyżej, mają też niebywały potencjał, jeśli chodzi o dramatyzm, stopniowanie napięcia – te wszystkie sytuacje, kiedy ugryziony zostaje twój najbliższy przyjaciel, dziewczyna czy dziecko i stajesz przed dylematem (czy raczej: DYLEMATEM)…
KW: To ma potencjał, bez wątpliwości. U Snydera zresztą najbardziej przypadło mi do gustu to napięcie, jakie istnieje między ludźmi, nie zombiakami – widać, że gość wie, iż właśnie to w horrorze jest najistotniejsze. Ale powiedz mi właściwie, dlaczego znów gadamy o zombich, choć zaczynaliśmy na zupełnie inny temat (jak i miesiąc temu)? Gdy w sierpniu zaczniemy o „28 tygodni później”, to skończymy na polskich komediach romantycznych, czy jak?
PD: Ciesz się, że nie zeszło na przykład na piersi Angeliny Jolie… W sumie nie rozumiem zarzutu: masz „Hot Fuzz” – masz gore; masz gore – masz „Wysyp…”; masz „Wysyp…” – masz zombie. Proste! I wszystko to połączone osobami Wrighta i Pegga. Gdy we wrześniu będziemy gadać o „Katyniu”, na pewno nie skończymy na zombich, wierz mi.
KW: He, he, zobaczymy…
PD: No tak, w końcu jedną z głównych ról gra Małaszyński.
KW: W „Hot Fuzz” Wright i Pegg nie odżegnują się od horrorowych korzeni swej twórczości – scenki gore są podane w całkiem mocnej formie. Znów stwierdzę: w to nam graj, bo pokazują miłość do takiego kina, jakie i my kochamy/lubimy.
PD: Poza tym owe scenki są zarazem mocne i rozbrajająco zabawne, przede wszystkim te z dachowym stożkiem i Daltonem w końcówce…
KW: A przy okazji – czy nie miło zobaczyć Daltona i Broadbenta w nieco odmiennych rolach niż nudni brytyjscy gentlemani?
PD: Przemiło. Szczególnie Daltona, który wciąż przy wszelkich rankingach zbiera cięgi za największego ponuraka spośród Bondów, a tutaj proszę – w brawurowy momentami sposób ujawnia talent komediowy…
KW: Może nowa ścieżka kariery? Facet ma niezłe zadatki na role skurwiela udającego szanowanego obywatela…
PD: W sumie co innego mu pozostało? Moore wcześniej, a niedawno Brosnan, podążyli podobną ścieżką. Najwyższy czas, by Dalton się kapnął :-).
KW: Chyba powinniśmy powoli kończyć – bo celem naszym jest zachęcić do obejrzenia „Hot Fuzz”, a jeszcze trochę pogadamy i film zniknie z ekranów…
PD: Cóż robić, naczelny każe… Kończymy.
KW: Nie chcę blokować wolności słowa. Jeśli bardzo chcesz coś jeszcze powiedzieć o „Hot Fuzz”, zombiakach, biuście Angeliny Jolie lub pensjach w „Esensji” – wal śmiało.
PD: Żądam podwyżki o przynajmniej 30 proc. tego, co zarabiam teraz!
KW: A za miesiąc już na pewno się na jakiś temat pokłócimy, prawda?
PD: A co, wchodzi jakiś koreański horror?
KW: Nie, ale też jest nieźle – rosyjskie fantasy. :)



Tytuł: Hot Fuzz: Ostre psy
Tytuł oryginalny: Hot Fuzz
Reżyseria: Edgar Wright
Zdjęcia: Jess Hall
Scenariusz: Edgar Wright, Simon Pegg
Obsada: Simon Pegg, Nick Frost, Martin Freeman, Bill Nighy, Stuart Wilson, Timothy Dalton, Jim Broadbent, Paddy Considine, Olivia Colman, Edward Woodward, Kenneth Cranham, David Bradley, Cate Blanchett, Steve Coogan, Peter Jackson
Muzyka: David Arnold
Rok produkcji: 2007
Kraj produkcji: Wielka Brytania
Dystrybutor: UIP
Data premiery: 8 czerwca 2007
Czas projekcji: 121 min.
WWW: Strona
Gatunek: komedia, sensacja, thriller
Ekstrakt: 90%
powrót do indeksunastępna strona

65
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.