powrót do indeksunastępna strona

nr 05 (LXVII)
czerwiec-lipiec 2007

Joel to zayebisty komiks…
‹Yoel: Święty Smok i Jerzy›
„Yoel: Święty Smok i Jerzy” był jednym z bardziej wyczekiwanych albumów Warszawskich Spotkań Komiksowych. Komiks Karola „KRL-a” Kalinowskiego budził żywe reakcje długo przed premierą, która kilkakrotnie ulegała przesunięciu – co dodatkowo zaostrzało apetyt przyszłych czytelników. No i w końcu wyszedł drukiem na WSK. Apetyty były wysokie, czy dość długo wyczekiwane danie zdołało je zaspokoić?
Zawartość ekstraktu: 80%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
KRL serwuje czytelnikowi nieźle pokręconą historię przywodzącą na myśl takie tytuły, jak „Hellboy” czy „Kaznodzieja”. Miejsce akcji to Polska, konkretniej Mazury, okolice Olsztyna. Ale dziwna jakaś ta Polska – wszędzie panoszą się łowcy wiedźm oraz polujący na nich łowcy łowców wiedźm (ciekawy koncept, swoją drogą). Zadaniem tytułowego bohatera Yoela jest odtransportowanie małej dziewczynki w bezpiecznie miejsce. Kim ona jest, nie do końca wiadomo. Coś jest chyba na rzeczy, że w zrealizowaniu tego zadania starają się przeszkodzić różne podejrzane frakcje. Ale i sam Yoel to twardziel nie lada, budzący szacunek przemieszany z grozą wśród najpotężniejszych piekielnych demonów. Nie bez przyczyny zresztą… Komiks wręcz kipi od fantazyjnych (i znanych także z innych historii) pomysłów w stylu nazistowskich robotów bojowych, siejących olbrzymie zniszczenie spluw bądź szybkich eskapad do piekła. Fabuła jest, jak już wspomniałem, nieźle pokręcona. Może nawet zbyt pokręcona – wręcz pogmatwana. Jak sam autor sugeruje, komiks ten należałoby przeczytać kilkakrotnie. Istotnie – po pierwszej lekturze sporo faktów pozostaje nie do końca klarownych. Prawdą jest, że kolejne przewertowania „Yoela” dają już nieco jaśniejszy pogląd na intrygę skonstruowaną przez KRL-a – wciąż jednak parę kwestii pozostawiło w mojej głowie niemały mętlik. Może autor jednak nieco przedobrzył z niedopowiedzeniami i radosnym przeskakiwaniem z wątku na wątek?
Mógłbym także napisać, że graficznie jest przepysznie. KRL cisnął 112 bardzo dobrych stron, w lekkozgniłej klimatycznej tonacji, z kapitalnymi rastrami i świetną, leciutką krechą – jakże inną od tej, do której przyzwyczaił swoich czytelników. Przy okazji udowadnia, że potrafi świetnie operować różnymi stylami graficznymi – vide wstawki z „Super Świętych Aliantów”, komiksu, który przewija się na kartach opowieści – sama ta historia mogłaby okazać się prawdziwym przebojem na komiksowym rynku wydawniczym, widać w niej spory potencjał… Wrażenie robi też galeria tributów i porozrzucanych tu i ówdzie pin-upów. Swoją wizję Yoela przedstawili twórcy takiej klasy, jak Michał Lasota, Filip Myszkowski, Mariusz Sopyłło, Michał Śledziński, Maciej Pałka, Tomasz Pastuszka oraz… sam KRL, portretując swojego bohatera w bardziej „kaerelkowym” stylu.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Bo „Joel to zayebisty komiks” jest – ale nie jest to produkt doskonały w każdym calu. Niewiele można w nim znaleźć minusów, które nie mogłyby być z korzyścią dla twórcy obalone. Niezbyt klarowne rozwiązania fabularne mogłyby być przyczynkiem do kolejnych tomów. Brak realistycznego rysunku, tak zarzucany przez wielu malkontentów, nie jest w sumie aż taką wadą. Fakt, że twarzom postaci brak wyrazu, a ich posturom odpowiednich proporcji, ale można by to tłumaczyć obranym przez twórcę stylem. Chociaż dobrego wrażenia nie robi tu niezmienna pod każdym kątem twarz Bena Afflecka, jakby przeklejona z gazetowego zdjęcia do korpusu noszącej ją postaci. Ale to drobiazg właściwie.
Co mnie w tym komiksie naprawdę zirytowało – poza nadmierną liczbą literówek (gdzie się podziała korekta?!) – to przede wszystkim posłowie. A raczej – odautorskie zawodzenie, które można streścić w jednym zdaniu: „Naharowałem się nad tym komiksem jak dziki osioł, a więc mordy w kubeł”. Zupełnie niepotrzebnie – „Yoel” powinien bronić się sam, bez takich ostrzegawczych filipik wymierzonych w potencjalnych złośliwców. Na szczęście się broni, ale niesmak po lekturze takiego tekstu jednak pozostaje. Mnie naprawdę niewiele obchodzi, ile czasu spędził autor nad oryginalną numeracją stron i pomysłowym kolorowaniem – to tylko i wyłącznie sprawa jego i jego własnej efektywności. Ja dostaję do ręki gotowy produkt, którego pewne niedociągnięcia jednak dostrzegam już na pierwszy rzut oka. Toteż mam prawo się o nich wypowiedzieć jako, było nie było, konsument tego dobra. Czyli jako czytelnik.
No, wyrzuciłem to z siebie.
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Zakończę jednak w bardziej optymistycznym tonie. „Yoel” to przykład świetnej zabawy komiksem, radosnego mieszania różnych komiksowych archetypów w twórczym tyglu. I oryginalnych, rzadko spotykanych w polskich albumach pomysłów, jak całkowicie nowa, demoniczna numeracja stron, różne style graficzne w ramach jednej historii itd. To robi wrażenie i budzi szacunek. Kawałek solidnej komiksowej roboty, przede wszystkim graficznej. Bez wahania polecam lekturę, bo to naprawdę niezwykły album, chociaż pewnie nie każdemu podejdzie tematyka i sposób prowadzonej w nim narracji.



Tytuł: Święty Smok i Jerzy
Scenariusz: Karol ’KRL’ Kalinowski
Rysunki: Karol ’KRL’ Kalinowski
Wydawca: Taurus Media
Cykl: Yoel
Format: 112s. 170×260
Cena: 35,—
Data wydania: marzec 2007
Ekstrakt: 80%
powrót do indeksunastępna strona

76
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.