Oto przepis na powieść według Mary Higgins Clark. Bohaterką uczyń młodą, ładną i miłą kobietę. Niech ma przystojnego, opiekuńczego męża, a jeśli jeszcze nie ma, to powinna spotkać go w finale. Wrzuć ją w sam środek poważnych kłopotów – najlepiej, żeby była zaplątana w morderstwo/morderstwa, niechaj zbrodniarz na nią poluje, a policja podejrzewa, że to ona właśnie jest winna. I oczywiście niech wszystko skończy się dobrze.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
„Nie ma jak w domu” wpisuje się w ten schemat idealnie. Liza Barton w dzieciństwie przypadkiem zastrzeliła matkę. Po latach, jako dorosła kobieta o zmienionym nazwisku, dostaje od męża prezent-niespodziankę, którym osobliwym zbiegiem okoliczności jest jej dawny dom, gdzie doszło do tragedii. Kobieta nie chce zdradzić mężowi szczegółów swojej przeszłości, więc prezent niechętnie przyjmuje, a wkrótce sprawy komplikują się jeszcze bardziej, bowiem w okolicy dochodzi do morderstwa i wygląda na to, że zbrodnia ma wiele wspólnego z domem Lizy. „Dwa słodkie aniołki” pod względem fabuły są bardziej oryginalne – zamiast zagadki mamy tu bowiem sensacyjną akcję, w której stawką jest życie porwanych bliźniaczek. Po zapłaceniu okupu zrozpaczeni rodzice odzyskują jedną z córek, lecz druga nadal przebywa z kidnaperami. Pojawia się wątek fantastyczny – otóż ocalona bliźniaczka kontaktuje się telepatycznie z siostrą, w co początkowo wierzy jedynie matka dziewczynek. Mimo pewnych różnic obie książki są do siebie podobne zarówno w stylu, jak i w samym pomyśle. Trudno oprzeć się wrażeniu, że Mary Higgins Clark od lat pisze tak samo, tylko... gorzej. Pamiętam, że na studiach z przyjemnością czytałam „Dom nad urwiskiem” czy „Z księżycem ci do twarzy”. To były solidne powieści, dwa razy grubsze niż te późniejsze. Oczywiście pomysł na pisanie był dokładnie ten sam, ale autorka potrafiła lepiej dopracować intrygę, a nawet dodać całości odrobinę niepokojącego klimatu. A może to ja byłam wtedy mniej wymagająca? Pewnie jedno i drugie – książki Mary Higgins Clark niewątpliwie czyta się lepiej w wieku młodzieńczym, ale zaryzykuję też twierdzenie, że jej twórczość to dość typowy przykład upojenia sukcesem. Autorka zdobyła popularność, więc zaczęła tworzyć coraz więcej coraz cieńszych i gorzej dopracowanych fabuł – takie blade kopie czegoś, co nawet na początku nie było zbyt dobre. W późniejszych książkach Mary Higgins Clark („Nie ma jak w domu” oraz „Dwa słodkie aniołki” doskonałym przykładem) irytują manieryzmy stylu, na które wcześniej można było przymknąć oczy. Dlaczego, na litość boską, autorka podaje DOKŁADNY wiek nawet trzecioplanowych postaci? Obsesja jakaś? Trzydziestodwuletnia kobieta, sześćdziesięciopięcioletni mężczyzna – tak jakby nie można było napisać po prostu „kobieta po trzydziestce” czy „staruszek”. Niby drobiazg, ale denerwujący, zwłaszcza że Clark w ogóle kiepsko radzi sobie z opisami. Oprócz wieku zazwyczaj podaje kolor oczu oraz włosów, czasem także typ sylwetki, w rezultacie czego już w połowie książki czytelnikowi zaczynają się mylić te iluśtamletnie kobiety z burzą siwych/rudych/czarnych włosów czy też iluśletni mężczyźni o oczach takich lub owakich.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Ponadto w książkach tej autorki przeszkadza mi brak jakiegokolwiek kolorytu lokalnego oraz swoista bezczasowość. Poszczególne historie dzieją się współcześnie w różnych miejscach Stanów Zjednoczonych, ale tak naprawdę (mimo iż pojawiają się czasem nowoczesne gadżety, takie jak np. telefony komórkowe) równie dobrze mogłyby się dziać czterdzieści czy pięćdziesiąt lat temu w jakimkolwiek kraju, gdzie ludzie noszą angielskie imiona i nazwiska. Pamiętam, że czytając pierwszą powieść Mary Higgins Clark, miałam wrażenie, że napisała ją pod pseudonimem Polka, która nigdy w Stanach nie była, a fabuły tworzy, wzorując się na życiu bohaterów popularnych seriali. Wrażenie, rzecz jasna, mylne, ale dobrze oddające sztuczność zarówno postaci, jak i scenerii. Na pozór wszystko jest na swoim miejscu, ale człowiek ma wrażenie, że czyta zapis skomplikowanej rozgrywki z „Detektywa” (była kiedyś taka planszówka) połączony z harlequinem. Mimo to i tak wolę, gdy Mary Higgins Clark pisze powieści kryminalne (oparte na zagadce), a nie sensacyjne (oparte na akcji). „Nie ma jak w domu”, gdzie jest tajemnica, a nawet niezły twist na koniec, może się jeszcze podobać, choć historia irytuje naiwnością, sentymentalizmem oraz sztywnym podziałem bohaterów na dobrych i złych. W „Dwóch słodkich aniołkach” autorka próbowała nieco wyjść poza schemat, lecz poniosła porażkę. Ta książka to strata czasu – dawno nie zdarzyło mi się czytać tekstu tak absolutnie przewidywalnego i pozbawionej jakiegokolwiek napięcia. Jeśli ktoś ma ochotę poczytać sobie niewymagające intelektualnego wysiłku połączenie romansu i kryminału, to niech lepiej sięgnie po pierwsze powieści Mary Higgins Clark, a te nowsze sobie daruje.
Tytuł: Nie ma jak w domu Tytuł oryginalny: No Place Like Home Autor: Mary Higgins Clark Przekład: Robert Bryk ISBN-10: 83-7469-310-X Format: 240s. 146×225mm Cena: 24,— Data wydania: 8 czerwca 2006 Ekstrakt: 40%
Tytuł: Dwa słodkie aniołki Tytuł oryginalny: Two Little Girls in Blue Autor: Mary Higgins Clark Przekład: Magdalena Rychlik ISBN: 978-83-7469-494-0 Format: 208s. 146×225mm Cena: 24,— Data wydania: 12 kwietnia 2007 Ekstrakt: 30% |