Drugi z kolei pełnometrażowy film kubańskiego reżysera Juana Carlosa Cremata’y Malbertiego „Viva Cuba” to swoisty melanż przeróżnych estetyk filmowych: od autorskich koncepcji Felliniego do wyrachowanej propagandy komunistycznego reżimu. Podobnie jak genialny Włoch, Malberti pokazuje niewinny świat dziecka wobec bezdusznej ideologii. Niestety jednak prostota dwubiegunowego świata, który pokazuje nam Kubańczyk, każe wątpić w szczere intencje twórcy.  |  | ‹Viva Cuba› |
Film zaczyna się obiecująco. Wśród głośnych wybuchów i eksplozji widzimy dzieci bawiące się w wojnę. Wygląda to autentycznie na zdziczenie w czasach pogardy, gdy kilkuletnie dzieci są deprawowane przez otaczające piekło wojny. Niestety chwilę później klimat zmienia się w szczeniacką pyskówkę dwojga dzieci: Jorgito (Jorgito Miló Ávila) i Malú (Malú Tarrau Broche). Będzie się ona przewijać jak refren przez cały film, powodując, że nienaturalna gra małych aktorów stanie się jeszcze bardziej uciążliwa. Mimo temperamentnych charakterów i klasowych różnic, dzielących Jorgito i Malú, dzieci postanawiają razem uciec, aby zapobiec rozstaniu, które szykuje matka dziewczynki (Larisa Vega Alamar). Kobieta z wyższych sfer nie może pogodzić się z prostactwem i plebejskością komunizmu, który opanował wyspę i zamierza wyjechać. Niestety rodzice Jorgito są zagorzałymi wyznawcami nowego systemu i dobrze im w komunistycznym kraju. Jedynym wyjściem, aby pozostać razem, będzie ucieczka. „Młodociani kochankowie z Werony” wędrują przez piękny krajobraz, spotykają mniej lub bardziej życzliwych ludzi i przeżywają niesamowite przygody rodem z „Alicji w Krainie Czarów” albo „Czarnoksiężnika z krainy Oz”. W takiej atmosferze wszystko, co mogło być ukazane w sposób realistyczny, wsiąka niepostrzeżenie w formalne bagienko nieprawdopodobieństwa. Konflikt dwóch rodzin został pokazany jak spór Cześnika i Rejentem, tyle że pierwsze skrzypce grają tu klasowo poróżnione kobiety. A szkoda, bo można było wydobyć więcej dramaturgii z faktu światopoglądowych różnic i uczynić konflikt głębszym. Tymczasem kobiety tak jak wcześniej obrzucały się groteskowo srogimi spojrzeniami, tak teraz, po zniknięciu dzieci, zaczynają się nagle świetnie rozumieć i idealnie ze sobą współpracują dla „wyższego” dobra. Goszczący niedawno na naszych ekranach inny hiszpańskojęzyczny film: „Labirynt fauna” pokazał, że można mówić o krajowej mitologii w sposób baśniowy, nie tracąc przy tym powagi ani nie gubiąc naczelnej idei filmu, jaka by ona nie była. Feeryczne postacie z filmu Del Toro odzwierciedlały stany umysłu bohaterów, jak i sytuację całego kraju. Tutaj sprawiają one jedynie wrażenie technicznej nowinki, ale widza europejskiego (nie mówiąc już o amerykańskim) nie zadziwią. Kubański reżyser sprawia wrażenie, że nie może albo nie chce zdecydować się, dla jakiego widza chce swój obraz przeznaczyć. Najbliżej mu chyba do gatunku familijnego, ale drażniące przejścia montażowe odbierają podstawową przyjemność, wynikającą ze śledzenia akcji. Widz częściej będzie sobie zadawał pytanie: „o co chodzi?”, niż czekał z zainteresowaniem na dalszy bieg wydarzeń. Główny problem jednak polega na tym, że Malberti nie widzi tragedii. Choć momentami stara się nas przekonać, że jest inaczej, nie jest jednak wiarygodny. Jego mali protagoniści nie sprawiają wrażenia pokrzywdzonych przez los. Nie są targani wątpliwościami, wewnętrznymi sprzecznościami. Całe napięcie, które z pewnością przy okazji tak trudnej decyzji jak ucieczka z domu musi się pojawić, reżyser zastępuje zabawą z montażem i ścieżka dźwiękową. Formalna zabawa niewnosząca niczego nowego spłyca niemiłosiernie resztki autentyzmu. Jak choćby dłuższa sekwencja rozgrywana w ciszy po to, aby „nieznający litości budzik wydzwonił srogo ostateczną godzinę odejścia”. Poetyka patosu bez pokrycia wyczerpuje się jednak szybko. Animowane wstawki rodem z kiczowatej baśni nie odwracają uwagi od grubymi nićmi szytej ideologii. Jej przesłanie jest proste: w naszej kubańskiej piaskownicy możemy się bawić we wszystko, bo to piękna i dobra piaskownica. Na tyle piękna, że nawet ucieczkę można w niej zaaranżować. Ale tylko kolektywnie i do pewnych granic oczywiście…
Tytuł: Viva Cuba Reżyseria: Juan Carlos Cremata Malberti, Iraida Malberti Cabrera Zdjęcia: Alejandro Pérez Gómez Scenariusz: Juan Carlos Cremata Malberti, Manolito Rodríguez Obsada: Jorgito Miló Ávila, Malú Tarrau Broche, Sara Cabrera Muzyka: Slim Pezin, Amaury Ramírez Malberti Rok produkcji: 2005 Kraj produkcji: Francja, Kuba Dystrybutor: Art House Data premiery: 29 czerwca 2007 Czas projekcji: 80 min. Gatunek: dramat, komedia Ekstrakt: 40% |