Czego można się spodziewać po Marku Frutkinie – pisarzu, poecie, wychowanku jezuickiej szkoły, który przeszedł na tybetański buddyzm? Na pewno nie banalnej fabuły. I rzeczywiście, w „Świętym alchemiku”, powieści o niejednoznacznej wymowie, następuje zatarcie wielu granic i przemieszanie rzeczy. Bardzo umiejętne zatarcie i przemieszanie.  |  | ‹Święty alchemik› |
Już blurb na IV stronie okładki (co prawda nieco zamotany) zdradza, z czym mamy do czynienia: w niewyjaśniony sposób kometa Halleya (powracająca co 76 lat) powoduje przenikanie się czasów. Oto w Cremonie AD 1682 ksiądz Fabrizio Cambiati wspina się na wieżę, dźwigając nowy teleskop. Obserwuje przez niego nie tylko kometę, ale i wydarzenia, które w mieście zajdą za kolejne 76 lat – w trakcie trwania jego własnego procesu beatyfikacyjnego. Właśnie wtedy do Cremony przybywa jezuita Michele Archenti, desygnowany przez władze kościelne do pełnienia roli „adwokata diabła” w przeprowadzanym procesie księdza Cambiatiego. Archenti spotyka się ze świadkami życia księdza (wysłuchując masy opisów przypisywanych mu cudów), w tym także z włóczęgą Rodolfem, który najwyraźniej nie postarzał się wcale od chwili, gdy Cambiati uratował mu życie… Mamy więc przenikanie się czasów, potęgowane przeskokami narracji – to w czasy Archentiego, to Cambiatiego. Miejscami zresztą nie do końca wiadomo, kiedy co się dzieje, zwłaszcza w opisach widoku z wieży oraz kwestiach związanych z Rodolfem. W dodatku historia, jak wiadomo, w wielu aspektach lubi się powtarzać… Do miasta przybywa też trupa aktorska, która na rynku wystawia sztukę – ni to komedię dell’arte, ni to dramat. Jej treść zgrabnie wplata się w fabułę powieści, lecz i tu mamy do czynienia z kolejnym przenikaniem. Tym razem niknie granica między teatrem a życiem, między wydarzeniami na scenie a tymi mającymi bezpośredni wpływ na życie mieszkańców miasta. W zakończeniu książki autor wtrąca notkę o liczbach Fibonacciego, tj. ciągu liczbowym, w którym każda kolejna wartość jest sumą dwóch poprzednich, a iloraz dwóch kolejnych w miarę rozwoju ciągu zbliża się do tak zwanego złotego podziału. Wydawać by się mogło, że nie ma to nic wspólnego z powieścią, lecz w istocie jest oparta ona na owym ciągu – przynajmniej w układzie rozdziałów i aktów sztuki, ale można także doszukać się go i w treści. Zamiast podsumowania chciałbym w tym miejscu przedstawić dwa cytaty z książki, które nie tyle przybliżą czytelnikowi jej zawartość (bo filozofując, nieco odbiegają stylem od reszty powieści), ile posłużą jako klucze konieczne do zrozumienia przedstawianych wydarzeń i zamysłu autora: „W takim świecie jak ten – z kometami, cudami i świętymi tworzącymi skomplikowaną alchemię serca – jasne jest, że granice teatru są nierozdzielne z granicami wyobraźni i że świat teatru sięga do każdego zakątka realnego świata.” „Wyczuwając przez sen słowa Fabrizia, Omero miał wrażenie, że słyszy szmer głosów, pszczoły i iskry kotłujące się wewnątrz czaszki, którą trzymał na kolanach. Nie rozróżniał poszczególnych słów, lecz wiedział, że układają się w długą, zawiłą historię bez początku i końca.”
Tytuł: Święty alchemik Tytuł oryginalny: Fabrizio’s Return Autor: Mark Frutkin Przekład: Teresa Komłosz ISBN-10: 83-7469-446-7 Format: 206s. 145×225mm Cena: 29,90 Data wydania: 9 stycznia 2007 Ekstrakt: 80% |