powrót do indeksunastępna strona

nr 06 (LXVIII)
sierpień 2007

Złoty strzał
‹Zabić prezydenta›
Z punktu widzenia logiki amerykańskiego systemu władzy, na śmierci G.W. Busha z rąk zamachowca najbardziej skorzystałaby administracja G.W. Busha – i, ma się rozumieć, jej finansowe zaplecze, czyli tzw. „kompleks wojskowo-przemysłowy”. Nieistotne, czy za spust pociągnąłby zwolennik traktatu z Kioto, sfrustrowany taksówkarz, czy przeciwnik stylu country – zawsze można w to wrobić jakiegoś Syryjczyka, a następnie Syryjczyków. O tym przewrotnym systemie zależności możecie się dowiedzieć nie tylko z gazet, ale również z filmu Gabriela Range’a.
Zawartość ekstraktu: 50%
‹Zabić prezydenta›
‹Zabić prezydenta›
Niewiele jest na świecie spraw, które jednoczyłyby globalną opinię publiczną w równym stopniu, co pogląd, że 43. prezydent USA powinien odejść – w taki czy inny sposób. Gabriel Range w swoim „fikcyjnym dokumencie” zdjął Busha juniora ze stanowiska za pośrednictwem snajpera – ten, zapewne dla wielu atrakcyjny, obrót wydarzeń ze względu na swoje długofalowe konsekwencje powinien raczej budzić obawę niż niezdrową ekscytację. Następstwa wydają się oczywiste przynajmniej w ogólnym zarysie – ograniczenie swobód obywatelskich w USA, zwiększenie uprawnień służb specjalnych, masowe protesty z możliwością dramatycznego finału, opcjonalnie kolejna inwazja, tym razem na Bliskim Wschodzie (jeśli wierzyć scenarzystom filmu). Między innymi o tę oczywistość rozbija się wysiłek twórców „Zabić prezydenta”. Punkt wyjścia filmu może i jest wystrzałowy, ale polityczny scenariusz, jaki Brytyjczycy (Range i Finch) dopisują do tego humbugu wypada niezbyt odkrywczo – nie ma tu nic, na co sami nie moglibyśmy wpaść bez dłuższych deliberacji.
Dzieło Range’a to efekt bardzo zręcznego montażu nagrań archiwalnych i sekwencji stylizowanych na materiały telewizyjne. Relacje „z pleneru” przeplatają się z wypowiedziami fikcyjnych (z reguły „byłych”) pracowników administracji rządowej i służb specjalnych, dziennikarzy, a także podejrzanych w sprawie zamachu oraz ich rodzin. Pod względem precyzji wykonania wypada to imponująco – np. mowa pogrzebowa Dicka Cheneya zupełnie mnie zdezorientowała (według moich późniejszych ustaleń, wiceprezydent składał w niej hołd Ronaldowi Reaganowi). Jednak podziwianie realizacyjnego sprytu twórców jest na dłuższą metę mało satysfakcjonującym zajęciem. „Zabić prezydenta” zwyczajnie nudzi – napięcie ani na chwilę nie wznosi się na przyzwoity poziom, a wkrótce po wystrzale opada całkowicie. Na dobrą sprawę sam temat, z pewnością chwytliwy marketingowo, nie oferuje zbyt szerokiego pola manewru. Szczególnie, że Range i Finch nie brną w długofalowe spekulacje (niby tematem filmu jest zabójstwo, a nie jego odległe reperkusje) – ich najbardziej dalekosiężnym przypuszczeniem jest możliwość konfliktu zbrojnego USA z Syrią. Na pierwszy plan wybija się wątek dochodzeniowy, w którym irytująco przewija się problem nadpodejrzliwości śledczych wobec Arabów (oczekiwanie bezstronności w tej sprawie byłoby równie uzasadnione, jak szok z powodu niedawnych wypowiedzi sławnego torunianina).
Podstawowy feler filmu polega jednak na tym, że pytanie „kto zabił?” – w końcu to ono miało budować napięcie tego „thrillera” (według dość zabawnej klasyfikacji dystrybutora) – nie może zafrapować przeciętnie domyślnego widza. Odpowiedź na nie jest do pewnego stopnia dedukowalna, a do pewnego stopnia nie ma ona znaczenia. Do prezydenta strzelał albo bisurmański terrorysta, albo… ktoś inny. Pierwszy przypadek można właściwie wyeliminować – przy takim wariancie wymowa filmu mogłaby mieć posmak propagandowy, a wątpliwe, by twórcy w ten sposób ryzykowali swoją reputację. W drugim wypadku nie ma szczególnego znaczenia, kto jest owym „innym”: najważniejsze, że nie jest to muzułmanin. Próba wrobienia jakiegoś Araba w zamach na głowę Imperium jest właściwie niezbędna dla zawiązania intrygi – bez tego nici z „thrillera politycznego”.
Pomysł wyjściowy mógłby doczekać się lepszego rozwinięcia, gdyby twórcy zdecydowali się na pełną fabularyzację tematu, zamiast ujęcia paradokumentalnego. Ale cóż – nie byłoby to tak tanie i wygodne jak klecenie gotowców (również w sensie promocyjnym). Swoją drogą, ciekawe czy z przedsięwzięcia Brytyjczyków wykluje się nowy – obok szokumentu, prowokumentu i Bóg wie czego tam jeszcze – podgatunek kina (quasi)dokumentalnego. Na wszelki wypadek można zacząć bawić się w wykuwanie nazw… Bushment?



Tytuł: Zabić prezydenta
Tytuł oryginalny: Death of a President
Reżyseria: Gabriel Range
Zdjęcia: Graham Smith
Scenariusz: Gabriel Range, Simon Finch
Obsada: Hend Ayoub, Brian Boland, Robert Mangiardi, Jay Whittaker, James Urbaniak, Patricia Buckley
Muzyka: Richard Harvey
Rok produkcji: 2006
Kraj produkcji: Wielka Brytania
Dystrybutor: Best Film
Data premiery: 8 czerwca 2007
Czas projekcji: 90 min.
WWW: Strona
Gatunek: sensacja
Ekstrakt: 50%
powrót do indeksunastępna strona

76
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.