powrót do indeksunastępna strona

nr 08 (LXX)
październik 2007

Motyle nie umierają nigdy
‹Angel›
Oglądając „Angel”, ma się szczerze dość pretensjonalnej, złośliwej tytułowej bohaterki oraz stylizacji na sentymentalny, patetyczny melodramat z dawnych lat. Jednocześnie treści, jakie François Ozon serwuje widzom pod postacią dziwacznego przedstawienia, pozwalają częściowo zrozumieć i stylizację, i bohaterkę. To jakim wreszcie filmem jest „Angel”?
Zawartość ekstraktu: 50%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Na pewno irytującym. Ozon – podobnie jak w jego filmie „8 kobiet” – z precyzją mistrza wykorzystuje dawno już nieużywaną konwencję kina lat 50. i 60. Z tym że w poprzednim dziele ograniczył się do nastroju i przemieszania elementów gatunkowych – wstawek musicalowych z kryminałem i obyczajową obserwacją ośmiu różnych kobiecych osobowości w aurze sztuki teatralnej. Ponadto aktorska rywalizacja największych gwiazd Francji oraz temat górowały nad specyficznym powrotem do przeszłości w kwestii wizualno-formalnej. Tymczasem „Angel” to próba przekazania wielu wniosków i myśli za pośrednictwem rozbuchanego melodramatu, kojarzącego się fabularnie z podrzędnymi harlequinami. Oczywiście, Ozon nie bawi się filmową konwencją na próżno – robi to, aby przedstawić życie głównej bohaterki jako polukrowany sen przeniesiony z historii zawartych w jej książkach i aby zwrócić uwagę na jego rozbieżność z rzeczywistością. Cel reżysera wydaje się jak najbardziej intrygujący, tym bardziej szkoda, że nie udało mu się podkreślić umowności całego projektu.
Angel Deverell to arogancka, bardzo pewna siebie młoda dziewczyna, która marzy o szczytach sławy, nie tyle po to, by być uwielbianą, ale by za zdobytą fortunę urządzić swoje życie według wyśnionego ideału. Wyśnionego tylko i wyłącznie w jej głowie, a nie inspirowanego romansami czy innymi wytworami ludzkiej wyobraźni. Cel realizuje błyskawicznie, drogą, która pozwala Ozonowi na popchnięcie fabuły w kierunku perfekcyjnie skopiowanego, niezwykle kiczowatego melodramatu. Ta wycyzelowana formuła jest niczym innym jak zasłoną dymną, bo reżyser wyraźnie nie chce ograniczać się do prostej i czytelnej historii narcystycznej pisarki-kabotynki, a wejść głębiej i podjąć wiele różnych tematów oraz zaburzyć przyjętą w filmie konwencję. Tylko że po drodze jedynie zahacza o wiele kwestii, które niestety przygniata pompatyczna rewia sukien i wnętrz z epoki „Przeminęło z wiatrem”. Dochodzi do tego aktorstwo. Romola Garai gra znakomicie powierzoną jej rolę tytułową – jest wyjątkowo ekspresywna, przesadzona i przesłodzona – jak za dawnych czasów. Przekonuje widza, bo przecież Angel właśnie taka jest: naiwna, zepsuta, egocentryczna, zdeterminowana i zupełnie odizolowana od świata, zresztą na własne życzenie. Odcina się od brudnej, szarej rzeczywistości i ukrywa we własnym mikroświecie, w którym jeśli istnieją jakieś dramaty, to tylko powieściowe. Dziwne, ale właśnie autentyczność Garai powoduje, że jej bohaterka wydaje się zupełnie antypatyczna, bo zamknięta na rzeczywistość. Trudno się nią przejąć, dlatego lepiej od razu skoncentrować się na dokopywaniu do głębszych interpretacji. Tych może być wiele i to choćby świadczy o tym, że „Angel” jest może filmem niezbyt udanym, ale na pewno wartym zobaczenia i wyrobienia sobie o nim opinii.
W pierwszej połowie, gdy reżyser nie traci poczucia humoru i ironicznego spojrzenia na swoją bohaterkę, „Angel” zgodnie z zamierzeniem balansuje między kiczem a dziełem sztuki. Niestety, potem przesada zabija treść. Pisarka żyje w świecie iluzji, nie rozumiejąc, że zaakceptowanie tego, co ją otacza, jest konieczne, aby sama była akceptowana. Ozon gloryfikuje indywidualizm, ale robi to z dystansem obserwatora, który zaznacza, że człowiek jest elementem systemu, większej społeczności i nie jest w stanie działać w zupełnej alienacji. Indywidualizm w „Angel” dotyczy nie tylko tytułowej bohaterki, ale również Esmé – niezrozumianego przez elity malarza, widzącego świat w inny, zbyt surowy sposób, niż by chciała tego arystokracja. Pod sztuczną, przekoloryzowaną warstwą wizualną można również dostrzec zderzenie kultury masowej, podlegającej przemijającym modom, z prawdziwą sztuką kompilującą świat ideałów z obserwacją rzeczywistości. Kluczowym wątkiem okazuje się również wybuch wojny, z którą wiąże się postępowanie męża Angel. Zmiany przez niego wprowadzone burzą jej dotychczasowo idealnie zaprojektowane życie. Wojna także jest czymś nieprzewidzianym i z perspektywy bohaterki okrutnym, ale zupełnie odległym wydarzeniem. Póki nie dotyczy jej, nie istnieje; kiedy pośrednio jej dotyka – Angel nie wie, jak się zachować i jedyne, na co ją stać, to dalsze oszukiwanie siebie i bunt wobec zaistniałej sytuacji. W tym miejscu można nawet pokusić się o metaforę wojny, która niszczy sztukę, każdą – tę kiczowatą i tę wielką, tę niską i tę wysoką. Nie ma tu jednak żadnych innych odniesień do wojny, przez co staje się ona jedynie symbolicznym zjawiskiem. Jej pojedyncze symptomy pojawiające się na ekranie to tylko te, które dostrzega sama Angel (na przykład kalectwo jednego z bohaterów).
Ozon charakteryzuje jednak przede wszystkim główną bohaterkę. Używa jej jako symbolu i narzędzia do przekazywania treści. To dość niesprawiedliwe wobec samej postaci, która w natłoku artystycznych ambicji traci duszę. Jest zbiorem cech oraz zestawem metafor, często na tyle wymyślnych, że trudno pojąć, co miał na myśli autor. To, co naprawdę w Angel ludzkie, to jej niespodziewana determinacja i pragnienie zostania zapamiętaną (co zresztą jest niemożliwe, zwłaszcza w świecie ogarniętym wojną, w którym ułudy i powieściowe bajeczki na nikogo nie działają). Niestety w tym zręcznie zrealizowanym i pozornie wyważonym spektaklu zabrakło spontaniczności prawdziwych emocji, a że właśnie filmy z postaciami o ludzkich, niewyreżyserowanych uczuciach angażują, toteż „Angel” pozostanie w panteonie filmów świetnie zrobionych, obfitujących w przesłania, ale zimnych i chłodnych. Nieodgadnionych jak tytułowa bohaterka.



Tytuł: Angel
Reżyseria: François Ozon
Zdjęcia: Denis Lenoir
Scenariusz: François Ozon
Obsada: Romola Garai, Charlotte Rampling, Sam Neill
Muzyka: Philippe Rombi
Rok produkcji: 2007
Kraj produkcji: Belgia, Francja, Wielka Brytania
Dystrybutor: Gutek Film
Data premiery: 24 sierpnia 2007
Czas projekcji: 134 min.
WWW: Strona
Gatunek: dramat
Ekstrakt: 50%
powrót do indeksunastępna strona

46
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.