powrót do indeksunastępna strona

nr 08 (LXX)
październik 2007

Spadkobiercy Cesarstwa
David Weber
ciąg dalszy z poprzedniej strony
– To dobra wiadomość, ale co z Macochą?
– Obawiam się, że to wymaga znacznie więcej czasu.
– „Znacznie” to bardzo optymistyczne określenie – westchnął Hatcher. – Mimo pomocy Dahaka wciąż potykamy się o szczegóły budowy komputerów z epoki Cesarstwa, a Matka jest najbardziej skomplikowanym komputerem, jaki wtedy stworzono. Skopiowanie jej będzie cholernie trudne, nie wspominając już o czasie niezbędnym do zbudowania kadłuba o średnicy pięciu tysięcy kilometrów, który pomieściłby duplikat!
Cesarstwo zbudowało Matkę, oficjalnie zwaną Głównym Komputerem Centrali Floty, wykorzystując obwody oparte na polu siłowym, przy których nawet obwody molekularne wydawały się wielkie i niezgrabne, lecz mimo to komputer miał średnicę ponad trzystu kilometrów. Matka została umieszczona w najpotężniejszej znanej ludzkości fortecy, gdyż oprócz kierowania Flotą Bojową, była również opiekunką Cesarstwa – właściwie to ona koronowała Colina i dostarczyła statki, które zniszczyły Achuultan. Niestety – a może na szczęście – została starannie zaprojektowana, tak jak wszystkie komputery późnego Cesarstwa, by uniknąć rozwoju samoświadomości, co oznaczało, że dostarczała informacji ze swego nieograniczonego skarbca tylko wtedy, gdy zadano jej właściwe pytanie.
Colin bardzo się martwił, co może się stać z Flotą Bojową, gdyby coś przytrafiło się Matce, i miał zamiar zapewnić Ziemi ochronę równie potężną jak miał Birhat, stąd wziął się pomysł stworzenia kopii Matki. Gdyby Matka została zniszczona, Macocha – jak ochrzcił ten projekt Hatcher – mogłaby płynnie przejąć jej rolę, zapewniając nieprzerwaną kontrolę nad Flotą Bojową i Imperium.
– Jakie są wasze szacunki?
– Zakładając, że opanujemy technikę komputerową, żebyśmy nie musieli zadręczać Dahaka pytaniami, być może uda nam się zacząć pracę nad kadłubem za mniej więcej sześć lat. Kiedy zajdziemy już tak daleko, najpewniej uda nam się zakończyć wszystkie prace w ciągu następnych pięciu lat.
– Cholera. No dobra. Achuultanie nie powinni się pojawić w ciągu co najmniej czterech czy pięciu stuleci, lecz chcę, by ten projekt został zakończony jak najszybciej, Ger.
– Zrozumiano – odpowiedział Hatcher. – W tym czasie powinniśmy jednak uruchomić pierwsze nowe planetoidy. Ich komputery są o wiele mniejsze i mniej skomplikowane, bez tych wszystkich plików Matki z gatunku „cholera wie, o co w nich chodzi”, a reszta sprzętu nie jest dużym problemem, nawet biorąc pod uwagę programy testowe nowych systemów.
– To dobrze. – Colin odwrócił się do Tsiena. – Chcesz coś dodać, Tao-ling?
– Obawiam się, że Gerald ukradł mi większość przedstawienia – powiedział Tsien, a Hatcher uśmiechnął się.
Wszystko, co było nieruchome, podlegało Tsienowi – od fortyfikacji i stoczni po badania i szkolenie Floty – lecz ponieważ remontowanie i wyposażanie w załogę planetoid Hatchera było kwestią priorytetową, ich obecne zakresy odpowiedzialności w dużym stopniu nakładały się na siebie.
– Jak już Gerald i Dahak wspominali, większość układu Bia wróciła do pełnej sprawności. Ponieważ w układzie jest zaledwie czterysta milionów ludzi, nasz personel jest jeszcze bardziej obciążony niż Geralda, ale radzimy sobie i jest coraz lepiej. Baltan i Geran z dużą pomocą Dahaka świetnie dają sobie radę z badaniami, choć w najbliższej przyszłości „badania” będą oznaczać jedynie kontynuowanie ostatnich projektów Cesarstwa. Wśród tych projektów pojawiło się kilka bardzo ciekawych, zwłaszcza plan stworzenia nowej generacji głowic grawitonicznych.
– Naprawdę? – Colin uniósł brew. – Pierwszy raz o tym słyszę.
– Ja również – wtrącił Hatcher. – Jakie głowice, Tao-ling?
– Odkryliśmy ten plan zaledwie dwa dni temu – wyjaśnił Tsien przepraszającym tonem – lecz to, co zobaczyliśmy, wskazuje na broń o wiele potężniejszą niż to wszystko, co wcześniej zbudowano.
– Na Stwórcę! – Horus był zafascynowany, ale jednocześnie przerażony. Pięćdziesiąt jeden tysięcy lat wcześniej był specjalistą od pocisków Czwartego Imperium i przerażająca skuteczność broni Cesarstwa wstrząsnęła nim do głębi, kiedy po raz pierwszy ją zobaczył.
– W rzeczy samej – zgodził się Tsien. – Nie jestem jeszcze pewien, ale podejrzewam, że ta głowica mogłaby powtórzyć twój wyczyn spod Zeta Trianguli, Colinie.
W tym momencie kilka osób, włączając w to samego Colina, przełknęło głośno ślinę. Podczas drugiej bitwy pod Zeta Trianguli Australis wykorzystał nadświetlny napęd Echanach, którego potężne pola grawitacyjne – właściwie nakładające się czarne dziury – dosłownie wyciskały statek z „prawdziwej” przestrzeni w serii natychmiastowych przeniesień. Ponieważ statek z napędem Echanach przebywał w normalnej przestrzeni niezwykle krótko, nawet gdy znalazł się blisko jakiejś gwiazdy, i poruszał się z prędkością niemal dziewięćset razy większą od prędkości światła, nic się nie mogło stać. Ale uruchomienie, a później ostateczne wyłączenie napędu zajmowało zdecydowanie więcej czasu, i Colin wykorzystał to, by doprowadzić do wybuchu nowej, która zniszczyła ponad milion statków Achuultan.
Jednak potrzebował do tego pół tuzina planetoid, a myśl, że można by to powtórzyć za pomocą jednej głowicy, była przerażająca.
– Mówisz poważnie? – spytał.
– Poważnie. Moc pojedynczej głowicy jest znacznie mniejsza niż ta, którą udało ci się wytworzyć, lecz za to jest o wiele bardziej skoncentrowana. Nasze najbardziej ostrożne szacunki wskazują, że ta broń mogłaby zniszczyć dowolną planetę i wszystko w promieniu trzystu albo czterystu tysięcy kilometrów wokół niej.
– Jezu! – szepnęła Jiltanith i jej dłoń zacisnęła się na rękojeści piętnastowiecznego sztyletu. – Moc taka przeraża mnie, Colinie. Straszliwym byłoby, gdyby taka broń przypadkiem jakowymś jeden z naszych światów poraziła!
– Masz rację – mruknął Colin. – Zatrzymajcie budowę tego czegoś, Tao-ling – powiedział. – Prowadźcie tyle badań, ile chcecie – do diabła, możemy potrzebować takiej głowicy przeciwko głównemu komputerowi Achuultan! – ale nie budujcie niczego bez mojej zgody.
– Oczywiście, wasza wysokość.
– Jeszcze jakieś niespodzianki?
– Nie takiego kalibru. Przygotuję wraz z Dahakiem pełen raport przed końcem tygodnia, jeśli tylko sobie życzysz.
– Dobrze. – Colin odwrócił się do Hectora MacMahana. – Czy są jakieś problemy z wojskiem, Hectorze?
– Niewiele. Radzimy sobie lepiej niż Gerald, jeśli chodzi o zasoby ludzkie, ale też docelowa wielkość naszych sił jest bardziej skromna. Niektórzy starsi oficerowie mają problemy z przyzwyczajeniem się do możliwości imperialnego sprzętu – większość z nich wywodzi się z armii sprzed okresu oblężenia – i dlatego mieliśmy trochę bajzlu przy szkoleniu. Ale Amanda już zajmuje się tym w Forcie Hawter, a do tego nadchodzi nowe pokolenie, które nie musimy niczego oduczać, dlatego nie widzę żadnych powodów do zmartwienia.
– To dobrze. – Jeśli Hector MacMahan nie widzi powodów do zmartwienia, to znaczy, że ich nie ma. – A jak idzie na Ziemi, Horusie?
– Chciałbym móc ci powiedzieć, że sytuacja się zmieniła, Colinie, ale tak się nie stało. Takich zmian nie można przeprowadzić bez wielkiego zamieszania. Przejście na nową walutę poszło łatwiej, niż mogliśmy się spodziewać, ale całkowicie rozwaliliśmy ekonomię z okresu sprzed oblężenia, a nowa wciąż jest dość nieokreślona, i to denerwuje wielu ludzi.
Starzec odchylił się do tyłu i splótł ręce na piersi.
– Gospodarka krajów słabo rozwiniętych ma się lepiej niż kiedykolwiek wcześniej – przynajmniej nie grozi im głód, zapewniliśmy im też przyzwoitą opiekę medyczną – ale niemal wszystkie zawody stały się bezużyteczne, i to właśnie najbardziej dręczy Trzeci Świat. W Pierwszym Świecie programy związane z przekwalifikowaniem są wdrażane na wielką skalę, ale oni przynajmniej byli wcześniej zaznajomieni z techniką.
– Co gorsza, minie przynajmniej dziesięć lat, zanim nowoczesna technika będzie powszechnie dostępna, biorąc pod uwagę, jak wiele środków pochłaniają programy wojskowe. Wciąż polegamy przede wszystkim na przemyśle z okresu przedimperialnego, a ludzie, którzy się tym zajmują, czują się dyskryminowani. Fakt, że bioulepszenia i nowoczesna medycyna dadzą im dwa albo trzy stulecia na znalezienie sobie czegoś lepszego, jeszcze do nich nie dotarł.
– Wąskie gardła w dziedzinie bioulepszeń oczywiście nam nie pomagają. Isis jak zawsze radzi sobie lepiej, niż się spodziewałem, ale znów mieszkańcy Trzeciego Świata są w najgorszej sytuacji. Musieliśmy określić priorytety, a u nich jest po prostu więcej ludzi i mniejsza świadomość. Niektórzy z nich nadal sądzą, że biotechnologia to magia!
– Cieszę się, że miałem na kogo zwalić to zadanie – powiedział Colin z wielką szczerością. – Czy możemy jeszcze coś ci dać?
– Raczej nie. – Horus westchnął. – Robimy, co możemy, ale nie mamy już żadnych środków, które moglibyśmy na to przeznaczyć. Sądzę, że jakoś sobie poradzimy, zwłaszcza że mamy znaczące poparcie Rady Planetarnej. Dużo się nauczyliśmy podczas przygotowań do oblężenia i dzięki temu udało nam się uniknąć paru poważnych błędów.
– Czy pomogłoby ci, gdybym cię zwolnił z odpowiedzialności za Birhat?
– Obawiam się, że nie bardzo. Większość ludzi tutaj jest związana bezpośrednio z obszarem działania Geralda i Tao-linga, ja jedynie zajmuje się tymi, którzy pozostają na ich utrzymaniu. Oczywiście… – Horus uśmiechnął się – jestem pewien, że mój zastępca uważa, iż spędzam stanowczo za dużo czasu poza Ziemią.
– Wierzę. – Colin zaśmiał się. – Mój zastępca pewnie czuł podobnie.
– W rzeczy samej! – Horus też się roześmiał. – Tak naprawdę Lawrence okazał się darem od Stwórcy – dodał już poważniej. – Uwolnił mnie od dużej części codziennych obowiązków, a ponadto razem z Isis tworzą bardzo skuteczny zespół do spraw bioulepszeń.
– W takim razie cieszę się, że go masz.
Colin znał Lawrence’a Jeffersona mniej, niżby chciał, lecz to, co o nim wiedział, robiło na nim wrażenie. Zgodnie z Wielkim Edyktem, gubernatorzy planet byli mianowani przez cesarza, lecz ich zastępcy byli wybierani przez bezpośredniego zwierzchnika i za zgodą Rady Planetarnej. Po wielu latach Horus jako mieszkaniec – nawet jeśli nie do końca obywatel – Ameryki Północnej postanowił zrezygnować ze zgody Rady i wprowadzić wybory, prosząc swoich komisarzy o propozycje. W wyniku wyborów jego zastępcą został Jefferson. W czasie, gdy Colin zdobywał enklawę Anu, był on członkiem Senatu Stanów Zjednoczonych, po czym w połowie trzeciej kadencji senatorskiej zrezygnował z mandatu, by zająć nowe stanowisko, na którym dał się poznać jako człowiek uroczy, dowcipny i skuteczny.
Colin zwrócił się teraz do Ninhursag.
– Coś nowego w wywiadzie, Hursag?
– Właściwie nie.
Podobnie jak Horus i Jiltanith, ta krępa, nieszczególnie ładna kobieta przybyła na Ziemię na pokładzie Dahaka. I podobnie jak Horus – Jiltanith była wówczas dzieckiem – dołączyła do buntu kapitana Floty Anu, lecz wkrótce ku swemu przerażeniu odkryła, że główny inżynier tak naprawdę dąży do zniszczenia Imperium. Kiedy Horus opuścił Anu i rozpoczął trwającą tysiąclecia walkę partyzancką, Ninhursag została uwięziona i uśpiona w arktycznej enklawie Anu. Gdy w końcu się obudziła, zdołała nawiązać kontakt z partyzantami; to dzięki jej informacjom dokonali ostatniego, rozpaczliwego ataku na enklawę. Teraz jako admirał Floty kierowała wywiadem i lubiła nazywać siebie „GS” Colina, czyli „głównym szpiegiem”.
– Horus ma rację – mówiła dalej. – Kiedy stawia się cały świat na głowie, efektem jest wielka niechęć. Z drugiej jednak strony Achuultanie zabili miliard ludzi i wiadomo, kto uratował całą resztę, dlatego niemal wszyscy mają zaufanie do ciebie i Jiltanith i wszystkiego, co robicie albo co my robimy w waszym imieniu. Gus i ja mamy oko na niezadowolonych, ale większość z nich tak bardzo nie lubiła siebie nawzajem jeszcze przed oblężeniem, że teraz utrudnia im to współpracę. Nawet gdyby im się udało zjednoczyć, mieliby duże problemy, by nadszarpnąć zaufanie, jakie ma do ciebie reszta ludzkiej rasy.
Colin już się nie rumienił, kiedy ludzie mówili takie rzeczy, i z namysłem pokiwał głową. Gustav van Gelder był ministrem bezpieczeństwa Horusa, i choć Ninhursag o wiele lepiej od niego znała się na imperialnej technice, Gus nauczył ją wiele o ludziach.
– Jeśli mam być całkowicie szczera, byłabym o wiele bardziej szczęśliwa, gdybym znalazła coś poważnego, czym mogłabym się martwić.
– Jak to? – spytał Colin.
– Chyba jestem taka sama jak Horus i ciągle się zamartwiam, z której strony spadnie kolejny cios. Działamy tak szybko, że nie mogę zidentyfikować wszystkich graczy, nie mówiąc już o ich planach, a nawet najlepsze środki ostrożności są dziurawe jak sito. Na przykład przez wiele godzin zastanawialiśmy się razem z Dahakiem i całą grupą moich najbystrzejszych chłopaków, jak rozpoznać ziemskich sojuszników Anu, którzy pozostali przy życiu, a dalej nie wiemy, jak mamy to zrobić.
– Chcesz powiedzieć, że nie dorwaliśmy ich wszystkich? – Colin wyprostował się gwałtownie, a Ninhursag popatrzyła na niego zaskoczona.
– Nie powiedziałeś im, Dahaku? – spytała.
– Żałuję – ciepły głos brzmiał wyjątkowo niepewnie – że tego nie zrobiłem. A raczej że nie zrobiłem tego otwarcie.
– A co to, do diaska, ma znaczyć? – spytał ostro Colin.
– Chodzi mi o to, Colinie, że uwzględniłem te informacje w jednym z raportów przekazanych na twoje implanty, ale nie zwróciłem na nie twojej uwagi.
Colin skrzywił się i wybrał w myślach sekwencję, która otwierała indeks informacji zawartych w implantach. Problem z implantami polegał na tym, że one po prostu tylko przechowywały dane, i dopóki ktoś nie wykorzystał określonej informacji, mógł w ogóle nie wiedzieć, że ją posiada. Teraz raport, o którym mówił Dahak, pojawił się w jego umyśle. Colin zdusił przekleństwo.
– Dahaku, mówiłem ci…
– Mówiłeś. – Komputer zawahał się przez chwilę. – Pojąłem… rozumowo – jak byś to pewnie określił – że ludzkiemu umysłowi brakuje moich umiejętności wyszukiwania informacji, ale czasem zapominam o jego innych ograniczeniach. Teraz będę o tym pamiętał.
Komputer wydawał się zawstydzony.
– Zapomnij o tym. – Colin wzruszył ramionami. – To bardziej moja wina niż twoja. Miałeś prawo oczekiwać, że przeczytam twój raport.
– Być może. Moim obowiązkiem jest dostarczać ci informacji, których potrzebujesz, ale jak widać, powinienem zawsze zapytać, czy jesteś świadom, że je posiadasz.
– Nie denerwuj się tak, bo jeszcze ci się diody przepalą. – Colin odwrócił się do Ninhursag, a Dahak wydał dźwięk oznaczający śmiech. – Dobrze, teraz już to mam, ale nie rozumiem, jak mogliśmy ich przegapić, jeśli rzeczywiście tak się stało.
– To akurat jest całkiem proste. Anu i jego zausznicy przez całe tysiąclecia manipulowali ziemską populacją i mieli mnóstwo kontaktów, włączając w to ludzi, którzy nie mieli pojęcia, że dla nich pracują. Większość grubych ryb złapaliśmy, kiedy napadłeś na jego enklawę, lecz Anu nie mógł ich tam wszystkich zmieścić. Udało nam się zidentyfikować większość poważnych graczy dzięki danym, które zdobyliśmy, lecz dużą część płotek musieliśmy przegapić.
– Ale ci ludzie wcale mnie nie martwią. Wiedzą, co się z nimi stanie, jeśli ściągną na siebie naszą uwagę, i dlatego większość z nich postanowiła zostać bardzo lojalnymi poddanymi Imperium. Ale trochę niepokoi mnie fakt, że Kirinal prowadziła co najmniej dwie ściśle tajne komórki, o których nikt inny nie wiedział. Kiedy ty i Tanni zabiliście ją w ataku na Cuernavaca, nawet Anu i Ganhar nie wiedzieli, kim byli ci ludzie, dlatego nie ściągnęli ich do enklawy przed ostatecznym atakiem.
– Mój Boże, Hursag! – Hatcher wydawał się przerażony. – Mówisz, że najwyżsi rangą współpracownicy Anu nadal są na swobodzie?
– Nie więcej niż tuzin – odparła Ninhursag – i podobnie jak płotki, raczej nie będą chcieli zwracać na siebie uwagi. Nie proponuję, byśmy o nich zapomnieli, Geraldzie, ale pomyśl, w jakim oni są bagnie. Stracili patrona, kiedy Colin zabił Anu, a poza tym, jak mówił Horus, wywróciliśmy społeczeństwo Ziemi do góry nogami, więc pewnie utracili też większość wpływów, które mogli mieć w poprzednim układzie. Nie sądzę, by nawet ci, którzy nie zostali na lodzie, zrobili coś, co mogłoby zwrócić uwagę na ich dawne związki z Anu.
– Admirał MacMahan ma rację, admirale Hatcher – powiedział Dahak. – Nie chcę sugerować, że nigdy nie staną się zagrożeniem – sam fakt, że świadomie służyli Anu, świadczy nie tylko o ich zbrodniczych skłonnościach, ale także o ambicjach i umiejętnościach – lecz nie mają już zaplecza. Choć byłoby szaleństwem zakładać, że przestaną poszukiwać wsparcia albo go nie znajdą, w tej chwili nie stanowią większego zagrożenia niż każda inna grupa pozbawionych skrupułów jednostek. Co więcej, należy zauważyć, że byli zorganizowani na poziomie komórek, co sugeruje, że członkowie jednej komórki znali tylko innych członków tej samej komórki, dlatego ich zorganizowana działalność nie jest możliwa.
– No dobrze, wierzę wam – westchnął nieco bardziej rozluźniony Hatcher – ale nadal denerwuje mnie świadomość, że ktoś z bandy Anu jest na wolności.
– Mnie także – powiedział Colin, a Jiltanith pokiwała głową. – Z drugiej jednak strony wydaje mi się, że ty, Hursag, razem z Dahakiem i Gusem panujecie nad sytuacją. Pilnuj tej sprawy i zawiadom mnie, jeśli cokolwiek – naprawdę cokolwiek – zmieni się w tej kwestii.
– Oczywiście – powiedziała cicho Ninhursag. – Tymczasem wydaje mi się, że największe potencjalne zagrożenia mieszczą się w trzech kategoriach. Po pierwsze, niechęć Trzeciego Świata, o której wspomniał Horus. Wielu ludzi postrzega Imperium jako poszerzenie wpływów zachodniego imperializmu. Nawet ci, którzy wierzą, że rzeczywiście staramy się traktować wszystkich sprawiedliwie, nie mogą do końca zapomnieć, że narzuciliśmy im swoje idee i że ich kontrolujemy. Myślę, że ten problem złagodnieje w miarę upływu czasu, lecz będzie aktualny jeszcze przez wiele lat.
– Po drugie, mamy ludzi z Pierwszego Świata, którzy stracili swoją pozycję w dawnym układzie. Na przykład stare związki, które wciąż walczą przeciwko „technice zabierającej miejsca pracy”, lecz większość z nich – albo ich dzieci – w swoim czasie się opamięta.
– Trzecią i najbardziej niepokojącą grupą są świry religijne. – Ninhursag skrzywiła się. – Nie rozumiem umysłów osób wierzących, dlatego nie czuję się swobodnie w ich obecności, ale wiem, że jest spora grupa ludzi prawdziwie wierzących, i to nie tylko w krajach islamskich. Na razie jest tylko jedna organizacja – Kościół Armagedonu – ale ci ludzie nie są poważnym zagrożeniem, dopóki nie połączą się w coś większego, a ponieważ Wielki Edykt gwarantuje wolność religijną, nie możemy nic z nimi zrobić aż do chwili, kiedy posuną się do otwartej zdrady, o ile w ogóle to zrobią.
Przerwała, zastanawiając się nad tym, co właśnie powiedziała, po czym wzruszyła ramionami.
– Na razie tak to właśnie wygląda. Żadnych śladów czegoś naprawdę niebezpiecznego. Mamy oczy szeroko otwarte, ale w większości wypadków potrzeba po prostu czasu na złagodzenie napięć.
– W porządku. – Colin oparł się wygodniej i rozejrzał dookoła. – Czy ktoś ma jeszcze jakiś pomysł, na co powinniśmy zwrócić uwagę? – Odpowiedzią było jedynie potrząsanie głowami, więc wstał. – W takim razie chodźmy zobaczyć, w co wpakowały się nasze dzieciaki.
• • •
Ponad osiemset lat świetlnych od Birhat pewien mężczyzna odwrócił krzesło do okna i spojrzał zamyślony na rozciągający się w dole widok.
Potem ze zgrzytem odchylił do tyłu oparcie staromodnego obrotowego krzesła i splótł dłonie na wysokości twarzy, stukając palcami wskazującymi w brodę. Zastanawiał się nad zmianami, jakich doczekał jego świat, i tymi, które on sam zaproponował. Osiągnięcie pozycji, która była mu do tego potrzebna, zajęło mu niemal dziesięć lat, lecz w końcu ją zdobył (i musiał przyznać, że nie bez pomocy samego cesarza).
Uważał, że nie ma niczego złego w idei cesarstwa, a nawet cesarza całej ludzkości. Nie miał żadnych złudzeń co do swojego gatunku, dlatego wiedział, że musi być ktoś taki, kto sprawi, że cała ludzkość będzie działała razem mimo tradycyjnych podziałów. A mimo najlepszych chęci – zakładając, że one w ogóle istnieją – niewielu Ziemian miało choćby blade pojęcie o tym, jak od zera stworzyć światowe państwo demokratyczne. A nawet gdyby je mieli, demokracje były zazwyczaj wyjątkowo krótkowzroczne i nieskuteczne. Nie, demokracja nic by nie dała. Zresztą nigdy nie był szczególnie wierny tej formie rządów, inaczej Kirinal nigdy by go nie zwerbowała, prawda?
Jego poglądy na temat rządów demokratycznych nie miały zresztą znaczenia, gdyż jedno było jasne: Colin I miał zamiar wykorzystać wszystkie swoje uprawnienia, by stworzyć władzę centralną nad całą ludzkością. I, jak zauważył mężczyzna, jego cesarska mość doskonale sobie z tym radził. Najprawdopodobniej był najpopularniejszą głową państwa w całej historii ludzkości, a siły zbrojne Piątego Imperium były bardzo – można by powiedzieć, że wręcz fanatycznie – oddane cesarzowi i cesarzowej.
Wszystko to utrudniało jego zadanie, przyznał mężczyzna, ale gdyby gra była łatwa, każdy mógłby w nią grać, a to dopiero byłoby kłopotliwe!
Zaśmiał się i lekko zakołysał, słuchając melodyjnego skrzypienia krzesła. Tak naprawdę właściwie podziwiał cesarza. Jak wielu ludziom udałoby się wskrzesić cesarstwo, które zniszczyło całą swoją populację przed ponad czterdziestoma pięcioma tysiącami lat, i zostać jego koronowanym władcą? To było błyskotliwe osiągnięcie i mężczyzna miał dla Colina MacIntyre’a wiele uznania.
Ale niestety cesarz mógł być tylko jeden… i nie był nim ów mężczyzna siedzący na krześle.
Albo, jak poprawił się z uśmiechem, jeszcze nim nie był.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

10
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.