Podtytuł „Baśń dla dorosłych” może oznaczać bardzo dużo – od opowieści, która wywleka na wierzch nasze najgłębsze lęki, aż po „Śpiącą królewnę” przerobioną na erotyk. W „Pewnego razu…” Jamesa Herberta nie brakuje ani seksu, ani scen, gdy urzeczywistniają się najgorsze koszmary bohaterów, lecz tak naprawdę czytelnik dostaje coś jeszcze innego – prostą historię z gatunku „jednorożce w ogrodzie”.  |  | ‹Pewnego razu…›
|
Określenie to pochodzi z leksykonu Andrzeja Sapkowskiego i oznacza opowieść, w której w nasz zwyczajny świat nagle wkracza rzeczywistość magiczna. Tak właśnie jest w powieści Herberta, choć słowo „ogród” wypadałoby zamienić na „las”, bo tam właśnie, na terenie posiadłości Brackenów, główny bohater Thom Kindred spotyka baśniowe istoty. Dalej akcja rozwija się w przewidywalnym kierunku – niektóre z tych z tych istot są miłe i przyjazne ludziom, inne wręcz przeciwnie. Te przyjazne starają się Thomem opiekować, a w dalszej perspektywie liczą na jego pomoc. Te mniej przyjazne związane są z miejscową czarownicą (czy raczej wiccanką, żeby było bardziej nowocześnie), która mataczy i ogólnie pełni rolę czarnego charakteru. Pierwsze, co w książce rzuca się w oczy, to jej rozwlekłość. Na początek autor serwuje nam długie opisy lasu oraz związane z nim wspomnienia z dzieciństwa Thoma, który wychował się w posiadłości Brackenów, a teraz jako dorosły człowiek powraca tam, aby wyzdrowieć po udarze. Potem pojawiają się niejasne sygnały, że Thomowi być może grozi niebezpieczeństwo, a las nie jest zwyczajnym lasem. Wreszcie, gdy dochodzi do spotkania dwóch światów, autor dużo miejsca poświęca opisowi magicznego ludu. Napisane to jest całkiem ładnie, przyznaję, zwłaszcza las i faerie aż proszą się o namalowanie, jednak czekanie przez pół książki, aż zacznie się właściwa akcja, to przesada. Zwłaszcza że gdy już się zaczyna, to trudno ją uznać za interesującą, bo drugą cechą charakterystyczną „Pewnego razu…” jest staroświeckość. Dawno już nie zdarzyło mi się czytać historii, która w sposób tak wyraźny odwoływałaby się do spuścizny powieści grozy. Pan zamku na łożu śmierci i czarownica, która przy pomocy czarcich sztuczek chce przejąć jego majątek, ukryty testament, dziecko, które nic nie wie o swym pochodzeniu, wreszcie kościsty sługa o pociągłej, trupiobladej twarzy oraz finałowe starcie Dobra i Zła pośród burzy z piorunami – nawet jeśli ktoś nie czytał klasyków, to wszystko to widział w filmach. Skoro już autor zdecydował się na wykorzystanie takich motywów (bo nie wątpię, że zrobił to świadomie), to wypadałoby w jakiś sposób przybliżyć je współczesnemu czytelnikowi. I James Herbert przybliżył, owszem, poprzez wprowadzenie kilku (kilkunastu? przyznaję, nie liczyłam) scen erotycznych. Pierwszą przyjęłam bez większego wrażenia – ot, seks opisany ani gorzej, ani lepiej niż w innych książkach – jednak kolejne już zaczęły nużyć i zarazem irytować. Problem w tym, że Herbert, niezależnie od tego, czy opisuje wzniosłą miłość człowieka oraz nimfy, czy też podstępne, lesbijskie uwiedzenie, używa dokładnie tych samych sformułowań, przez co sceny erotyczne wydają się zdumiewająco do siebie podobne. A przy tym zabrakło w nich emocji, bo autor zapomniał o zbudowaniu pomiędzy bohaterami napięcia. Teoretycznie powieść powinna też straszyć, zwłaszcza w końcowych rozdziałach, z których jeden nosi znaczący tytuł „Najgorszy ze wszystkich koszmarów”. Niestety, żeby wzbudzić we mnie lęk, trzeba czegoś więcej niż tylko opisu wychodzących z mroku paskud i stwierdzenia „O, tego zawsze bali się bohaterowie”. Jeśli więc pominąć niezbyt udane wątki erotyczne oraz horrorowe, to co zostaje? Rama fabularna wzięta z fantasy (wspomniane wyżej „jednorożce w ogrodzie”) i uzupełniona o motywy ze staroświeckich powieści grozy, których autor nie potrafił interesująco wykorzystać, a do tego parę ładnych opisów lasu i jego magicznych mieszkańców. Za mało, żeby uznać powieść za godną uwagi.
Tytuł: Pewnego razu… Tytuł oryginalny: Once… Autor: James Herbert Przekład: Piotr Grzegorzewski ISBN-10: 83-7298-607-X Format: 322s. 135×205mm; oprawa twarda Cena: 39,90 Data wydania: 31 sierpnia 2004 Ekstrakt: 50% |