powrót do indeksunastępna strona

nr 09 (LXXI)
listopad 2007

Autor
Polski Komiks Internetowy #11
W świecie polskiego webkomiksu dominują przede wszystkim produkcje paskowe nastawione na dostarczenie czytelnikowi puenty celnej i zabawnej – chociaż czasami ich „zabawność” bywa wysoce dyskusyjna. Komiksy niestawiające sobie za cel nachalnego dowcipkowania są zjawiskiem znacznie rzadszym. Jednym z bardziej urokliwych przedstawicieli tej drugiej grupy jest ukazujący się już od dwóch lat „Konstanty wraca do domu”, autorstwa wywodzącej się ze Śląska Katarzyny „Panny N.” Witerscheim.
‹Konstanty wraca do domu›
‹Konstanty wraca do domu›
„Konstanty wraca do domu” bez wątpienia nie jest komiksem, który utrzymuje czytelników w krańcowym napięciu. To raczej zbiór luźno powiązanych ze sobą impresji poetyckich, przedstawiających powrotną odyseję tytułowego Konstantego. Nic o nim nie wiadomo – kim jest, ile ma lat, co przeżył. W kolejnych planszach czytelnik obserwuje jego „perypetie” (chociaż to nieco za duże słowo w przypadku tego bardzo spokojnego dzieła) związane z ludźmi, których spotyka i uczuciami, których doznaje. Im dalej w las, tym Konstanty zdaje się bardziej schodzić na dalszy plan, a autorka skupia się epizodycznych dotychczas postaciach. Bohaterowie się mnożą, żadna z nich jednak jakoś nie urasta do roli czołowego protagonisty…
…i tu dochodzimy do kluczowej kwestii. Wydaje się, że głównymi bohaterami tego komiksu są nie tyle same postacie, ile interakcje między nimi. W kolejnych odcinkach powracają stałe problemy jednostek: samotność, melancholia, niemożność odnalezienia się w grupie, brak pewności siebie, nieśmiałość, posunięty do skrajnej postaci introwertyzm… Postacie w „Konstantym” nie potrafią się porozumieć ze sobą. Przychodzi im to tym trudniej, że zgodnie z formułą komiksu w całej historii nie pada ani jedno słowo (pozostaje im więc wyłącznie język gestów i mimiki). A jeśli już jakieś ma paść, to jego wypowiedzenie okazuje się czynnością ponad siły bohaterów. Tak jak to już czasem w życiu bywa.
Pod względem graficznym „Konstanty” prezentuje się całkiem znośnie, a z planszy na planszę widać znaczący postęp. Czarno-biała kolorystyka dobrze pasuje do lekko przygnębiającego klimatu. Kreska w porządku, starannie wykonana obróbka zdecydowanie należą do plusów całego projektu. Wiele odcinków „Konstantego” w swojej formie nie przypomina w ogóle komiksu. Część początkowych plansz sprowadza się do całostronicowych kadrów (czasami podzielonych na kilka mniejszych, nie do końca zresztą z sensem), które przedstawiają kolejne statyczne scenki z wędrówki głównego bohatera. Obrazy same w sobie nie tworzą akcji – ale ich sekwencja jak najbardziej. Z czasem jednak „Panna N”. coraz bardziej odpływa w stronę komiksu i stara się opowiadać coraz dłuższe i bardziej zwarte historie, wprowadza nowe postaci… Niestety, część z nich nie stroni od tkliwej banalności. „Konstanty” pod tym względem przypomina różne sympatyczne, acz niezbyt głębokie terapeutyczne opowiastki – jest dziełkiem prostym, nieskomplikowanym, przygnębiającym, lecz z lekką nutką optymizmu. Bardziej wymagających czytelników może po prostu znudzić. Ponadto, w pewnym momencie do fabuły wkradło się wiele pobocznych wątków, namnożyło się też drugoplanowych bohaterów, którzy stopniowo przejęli pałeczkę od Konstantego. Przez to wszystko główna oś całej historii (czyli tytułowy powrót do domu) uległa pewnemu rozmyciu. Jak się to wszystko dalej potoczy – zobaczymy.
Naprawdę mocnym punktem tego komiksu są momenty, w których „Panna N.” w odświeżający sposób bawi się formą swojego dzieła, kpiąc ze wcześniej przyjętych przez siebie reguł. Puste i pękające dymki, przytłaczające kadry, maski z uśmiechami, Konstanty ze sztucznie domalowanymi ustami, tłum ludzi płaskich niczym wyciętych z papieru… Takie delikatne figle z formą są naprawdę urzekające, a przy tym dość rzadkie w polskim netkomiksie.
Podsumowując – ten komiks zdecydowanie nie zadowoli wszystkich czytelników. Brak w nim wartkiej akcji, więcej tu melancholii niż humoru. Styl rysowania również nie należy do powszechnie admirowanych, chociaż nie można odmówić mu schludności i dopracowania. Sama fabuła jest jaka jest – prosta, sympatyczna, miejscami dość banalna i ckliwa. Można by się jeszcze przyczepić do niezbyt przyjaznej nawigacji na stronie tego komiksu. Myślę jednak, że naprawdę warto zapoznać się z tą produkcją. Autorka tworzy swój komiks bez oglądania się na trendy ogólnie panujące w naszym webkomiksowym półświatku. Jej dzieło trzyma dobry poziom i wciąż się rozwija – trochę smuci, trochę wzrusza, a czasem nawet i bawi. Wszystko to bez nachalnych prób przypodobania się odbiorcom, przyrządzone w bardzo urokliwy sposób. Zdecydowanie to jedna z ciekawszych produkcji naszego netkomiksowego półświatka.
powrót do indeksunastępna strona

88
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.