powrót do indeksunastępna strona

nr 09 (LXXI)
listopad 2007

Namiętność Emmanuelle
Ultra Orange & Emmanuelle ‹Ultra Orange & Emmanuelle›
Jaka jest różnica między gwiazdami telewizyjnego a wielkiego ekranu? Taka, że ci pierwsi, by nagrać na płycie swoje wokalne popisy, muszą męczyć się w programach typu „Jak oni śpiewają”, natomiast tych drugich stać, by zrobić to samemu. Do tego właśnie grona dołączyła niedawno Emmanuelle Seigner, żona Romana Polańskiego, która wydała album sygnowany swoim nazwiskiem.
Zawartość ekstraktu: 80%
‹Ultra Orange & Emmanuelle›
‹Ultra Orange & Emmanuelle›
Na ogół o tego typu produkcjach mówi się pogardliwie. Aktorka, modelka albo dziedziczka hotelowej fortuny stara się, jak może, a zatrudniony przez nią Światowej Klasy Producent walczy o to, by nie było słychać, jak wokalistka fałszuje. Potem następuje ogromna kampania reklamowa, co stanowi najmilszy punkt programu, ponieważ gwiazdeczka, nie mogąc przyciągnąć słuchacza głosem, robi to wyuzdanymi plakatami czy wideoklipami. Jeśli się uda, płytę nabędzie garstka co bardziej gorliwych fanów, reszta tylko z politowaniem uśmiechnie się pod nosem. I na tym się skończy.
Z rzadka, ale jednak zdarzają się wyjątki od tej reguły. Takim właśnie jest album Emmanuelle Seigner nagrany z duetem Ultra Orange i zatytułowany po prostu „Ultra Orange & Emmanuelle”.
Co ciekawe, o nagrania nie zabiegała bezpośrednio sama Seigner. Jak więc do nich doszło? Po prostu członkowie Ultra Orange, prywatnie para, Pierre Emery i Gil Lasagne, od ponad dziesięciu lat starali się zaistnieć na francuskiej scenie rockowej. Nie mieli szczęścia – mimo że wydali dwa albumy, cały czas pozostawali w cieniu. Gil Lasagne musiała dorabiać jako stylistka. Tak poznała Emmanuelle. Wyczuwając, że oto nadarzyła się jej życiowa okazja, zaproponowała aktorce rolę wokalistki w zespole. Ta się zgodziła, a efektem ich współpracy jest płyta, którą możemy obecnie podziwiać.
Od razu spieszę donieść, że jest dobrze. Ba, nawet bardzo dobrze. Otrzymaliśmy równą, nastrojową płytę utrzymaną w mrocznych klimatach The Velvet Underground. Nie ma więc co liczyć na taneczne rytmy, chyba że ktoś uwielbia przytulańce. Niespokojne gitarowe motywy i namiętny głos wokalistki sprawiają, że całości najlepiej słucha się wieczorem przy wygaszonym świetle.
Emmanuelle zdaje się wiedzieć, że nie jest wybitną wokalistką. Dlatego też przesadnie się nie forsuje. Ogranicza się do szeptu i niemal melorecytacji. W zestawieniu z brudną, pełną niepokoju muzyką daje to piorunujący efekt. Seigner w roli wokalistki potrafi być uwodzicielska, namiętna, ale też chłodna jak Królowa Śniegu. W otwierającym całość „Sing Sing” jest niewolnicą kochanka, któremu oddaje się bez reszty („So, I sing sing sing / I’m your prisoner / I’m your thing / I just sing sing sing / I got a ball and chain / And I learn how to swim1)), a chwilę później potrafi zaśpiewać z tęsknotą chwytającą za serce („Simple Words”). Z kolei nieco dalej, w „Bunny”, staje się prawdziwą femme fatale, wyrzucając beznamiętnie szydercze słowa: „Oh Bunny, you′re so fun / But you think you live in ‘692). Za to w „Touch My Shadow” wychodzi z niej wyzwolona buntowniczka. Ten kalejdoskop nastrojów udowadnia, że czasem emocje są ważniejsze od technicznych umiejętności.
Nie należy też zapominać o muzykach towarzyszących Emmanuelle. Podkład, jaki tworzą pod jej głos, robi wrażenie. Oszczędność instrumentarium doskonale pasuje do oszczędnej wokalizy. Kiedy trzeba, Emery i Lasagne grają mocno, nieco psychodelicznie („Bunny”), ale też nie stronią od lirycznych dźwięków („Nobody Knows”). Do tego trzeba przyznać, że posiadają zmysł przebojowości (singlowy „Sing Sing”).
Skoro podporą Ultra Orange została żona Romana Polańskiego, oczywistym stało się, że nie mogło zabraknąć nawiązań do twórczości reżysera. Zapewne dlatego na krążku znalazł się temat z filmu „Dziecko Rosemary”. Muzykom należą się wielkie brawa, ponieważ nie tylko nie spaprali genialnego motywu, ale do tego postarali się, by nie stracił nic ze swojej magicznej aury.
Trudno powiedzieć, czy występ Seigner w szeregach Ultra Orange to wewnętrzna potrzeba realizacji skrywanej dotychczas duszy muzyka, czy może skalkulowany zamysł marketingowy. Nagrała świetną płytę i jeśli wszystkie śpiewające aktorki, modelki czy córki muzyków rockowych utrzymywałyby podobny poziom artystyczny na swoich wydawnictwach, nie byliby nam potrzebni zawodowi muzycy.
1) „Więc śpiewam śpiewam śpiewam / Jestem twym więźniem / Twoją rzeczą / Po prostu śpiewam śpiewam śpiewam / Mam kulę na łańcuchu / I uczę się pływać”
2) „Och, Króliczku, jesteś taka zabawna / Ale chyba myślisz, że żyjesz w ‘69.”



Tytuł: Ultra Orange & Emmanuelle
Wykonawca / Kompozytor: Ultra Orange & Emmanuelle
Wydawca: Sony BMG
Data wydania: marzec 2007
Czas trwania: 40:29
Utwory:
1) Sing Sing : 3:31
2) Simple Words : 4:41
3) Rosemary’s Lullaby : 4:58
4) Bunny : 3:06
5) Lines of My Hand : 2:30
6) Touch My Shadow : 3:32
7) Don’t Kiss Me Goodbye : 4:16
8) Won’t Lovers Revolt Now : 3:31
9) Nobody Knows : 4:29
10) One Day : 3:18
11) The Good from the Bad : 2:34
Ekstrakt: 80%
powrót do indeksunastępna strona

102
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.