Klęska „Ukrytej strategii” zarówno na polu finansowym, jak i artystycznym według przysłowia powinna być sierotą. Na nieszczęście dla zainteresowanych, czasy anonimowych twórców to już przeszłość. Zamiast chować głowy w piasek czy szukać winy w złej prasie, odpowiedzialni za porażkę filmu powinni rozliczyć się ze swojej porażki. A przede wszystkim zastanowić, jak to się stało, że po ponad 6 latach rządów George’a Busha przeoczyli fakt, iż świat i Amerykanie mogą być już zmęczeni kolejną lekcją patriotyzmu.  |  | ‹Ukryta strategia›
|
Robert Redford – reżyser „Ukrytej strategii” – nigdy nie imponował szczególnie oryginalnym warsztatem. Jego filmy, pozbawione efektownych fajerwerków, ujmowały realizacyjną prostotą i specyficznie wykreowanym klimatem. Taka też z pozoru wydaje się „Ukryta strategia”. Przy czym z obu ww. wartości pozostały jedynie zręby słabo dopasowanych do siebie elementów. Tytuł filmu jest mylący. O wiele prawdziwszą istotę filmu zawiera w sobie jego oryginalna wersja – „Lions for Lambs” – nawiązująca do straceńczych ataków Brytyjczyków na pozycje niemieckie w czasie I wojny światowej. Jej ideą jest pokazanie, jak łatwo zaangażować kogoś w bezsens walki za sprawę, której się w pełni bądź w ogóle nie pojmuje. Jak wcisnąć w rolę maleńkiego trybiku w wielkiej politycznej machinie, sterowanej rękami nieporadnych i żądnych władzy hipokrytów. Spełniając na rozkaz ambicje polityków, szafujących lekką ręką odwagą i oddaniem, dla których owe terminy są często teoretyczne i obce. Na tym właściwie reżyser mógłby, i nawet powinien poprzestać, ale w scenariuszu zdobyto się na sporą wszechstronność. W „Ukrytej strategii” mamy bowiem trzy wizerunki wojny: na linii frontu; prowadzonej w zaciszu politycznych gabinetów; i tę, być może najważniejszą, rozgrywaną w amerykańskich sercach. Oprócz wiodącego wątku akademickiego, gdzie profesor Malley (Redford) daje studentowi lekcję hierarchii wartości i moralności, w „Ukrytej strategii” umieszczono również wywiad lekko znerwicowanej dziennikarki (Streep) z pnącym się w górę republikańskim kongresmanem (Cruise) a także, najmniej potrzebny, wycinek z bezpośrednich działań wojennych. Redford w trójwątkowej fabule dotyka tylu spraw, że każda z nich spokojnie mogłaby być materiałem na osobny, wartościowy film. Poruszane tematy np. dotyczące wiarygodności dziennikarstwa, politycznego lobbingu czy współczesnego patriotyzmu, są ważne i aktualne. Lecz narzucone ograniczenie przestrzeni na taśmie filmowej (całość to zaledwie 88 minut) i ich wielość powodują, że trudno liczyć na obraz wnikliwy i dokładny. Zawartym w filmie wnioskom łatwo zarzucić pobieżność i nawet sączący się momentami jad gorzkiej prawdy to niewielka dawka, niewpływająca odpowiednio na uczucia i serce widza. Sama argumentacja, nastawiona ni to na krytykę, ni to na względną pochwałę, jest źródłem niejednej konfuzji. Z jednej strony mamy poważne i uzasadnione rozczarowanie, z drugiej zachętę do działania i karcenie za osobistą pasywność. Łatwo to zauważyć, kiedy w„Ukrytej strategii” światło pada na sprawę afgańsko-irackiej inwazji. Redford, wcielając się w postać akademickiego profesora Malleya, w dialogu z krnąbrnym studentem z załamanym kręgosłupem wartości przekonuje o wadze, jaką powinna mieć personalna odpowiedzialność za kształtowanie polityki własnego kraju. Sam będąc uczestnikiem protestów studenckich z 1968 roku, czuł potrzebę zmiany oblicza ojczyzny poprzez bezpośrednie i aktywne działanie. Zaraz potem odwraca perspektywę. Zarysowuje analogię między interwencją na Bliskim Wschodzie a Wietnamem. Stawia pytania o celowość przelewania krwi za cudzą, teoretyczną wolność. Jawnie sugeruje, że obie inwazje są równie pozbawione sensu i skazane na ostateczną porażkę, niezależnie od taktyki i sił rzuconych do walki. Pokazuje też, że prócz polityków i żądnych newsów i podnoszenia oglądalności dziennikarzy, nikomu nie zależy na jej dalszym trwaniu i kontynuacji. Kłóci się to z wcześniej wypracowanymi w „Ukrytej strategii” wnioskami, jakby Redford sam nie był pilnym słuchaczem własnej lekcji. Przy czym w szukaniu winnych zastosowano najwygodniejszą formę odpowiedzialności zbiorowej. Jak w wojennym plakacie, na którym wujek Sam namawiał do wojskowego angażu, tak i w „Ukrytej strategii” wynikiem społecznego zawodu inwazją obarcza się ogół amerykanów. Krytykując ich za brak chęci brania losu kraju we własne ręce i łatwe uleganie polityczno-dziennikarskiej iluzji. W filmie jeden z bohaterów wypowiada zdanie: „Po 11 września mieliśmy za sobą cały świat”. Sześć lat później optyka zmieniła się niczym w kalejdoskopie. Świat nie wierzy już we wszystko Ameryce. Dlatego tamtejsi filmowcy powinni wreszcie przewartościować swoje postępowanie. Do zaspokojenia oczekiwań widza nie wystarczy już gwieździsty i porwany sztandar. Tym bardziej, gdy jego łopotanie ma werwę podobną do nudnawego, przydługiego akademickiego wykładu. A ja na takich zwykle grywam w statki.
Tytuł: Ukryta strategia Tytuł oryginalny: Lions for Lambs Reżyseria: Robert Redford Zdjęcia: Philippe Rousselot Scenariusz: Matthew Michael Carnahan Obsada: Tom Cruise, Meryl Streep, Robert Redford, Michael Pena, Peter Berg, Derek Luke, Kevin Dunn Muzyka: Mark Isham Rok produkcji: 2007 Kraj produkcji: USA Data premiery: 9 listopada 2007 Czas projekcji: 90 min. Gatunek: dramat Ekstrakt: 40% |