powrót do indeksunastępna strona

nr 10 (LXXII)
grudzień 2007

Całkiem inny świat
Michał Studniarek
‹Księga strachu 2›
Dziewiątą prezentacją „Księgi strachów” jest fragment opowiadania „Całkiem inny świat” autorstwa Michała Studniarka. Tekst pochodzi z drugiego tomu antologii przygotowanej przez Agencję Wydawniczą RUNA.
Wydawca:  <A href='http://www.runa.pl' target='_blank'>RUNA</A><br/>ISBN: 978-83-89595-40-9<br/>Format: 488s. 160×240mm<br/>Cena: 37,50<br/>Data wydania: 26 listopada 2007<br/>WWW: <a href='http://www.runa.pl/zapowiedzi/66-KSIEGA-STRACHU-2.html' target='_blank'>Polska strona</a><br/><a href='http://www.merlin.com.pl/frontend/cart/1,571234?skad=ikoymhuviz' target='_blank'><font color='#CC0000'><b>Kup w Merlinie (35,50)</b></font></a><br/><br/>Księga strachu to raport z pola bitwy, z miejsc, w których kryją się bestie. Wilkołaki, wróżki, wampiry, diabły, płanetnicy – a także ludzie.<br/><br/>Przekonaj się…<br/>Dokąd prowadzi bezimienna ulica, której nie ma na żadnej mapie?<br>Jaki potwór prześladuje syna potężnego gangstera?<br>Z kim walczą wilkołaki?<br>Co skrywają podziemia plebanii?<br>Co wydarzyło się podczas wyprawy na Kilimandżaro?<br>Czego lęka się samotna dziewczynka z domu dziecka?<br>Czy na dnie Wisły kryje się Gehenna?<br/><br/><i>Cieszę się jak dziecko, że „Księga strachu” przyniosła aż tyle współczesnej polskiej grozy. Bo większość autorów zdecydowała się osadzić swe historie tu i teraz. I trzeba przyznać, że wyszli z tej próby zwycięsko. Czy świadczy to o tym, że otaczająca nas rzeczywistość jest idealną pożywką dla przerażających opowieści, czy że wreszcie polscy autorzy (z małymi wyjątkami – Kańtoch, Parus) nie muszą podpierać się zachodnio brzmiącymi nazwiskami bohaterów, by ich opowieść płynęła wartko i groźnie zarazem? Nie wiem, ale z przyjemnością oswaja się strachy, które czają się tuż za naszym oknem, które świetnie pamiętamy, o które sami oparliśmy się w ostatnich tygodniach, miesiącach, latach. Ot chociażby lęk, smutek i żal jaki ogarnął Polskę i Polaków po śmierci Jana Pawła II, który został tu delikatnie, z wyczuciem i z ogromną literacką siłą (to nie musi się wykluczać) przekształcony we wzorcową „opowieść niesamowitą” przez Wita Szostaka.</i><br/><br/>Kamil Śmiałkowski<br><a href='http://www.slowem.pl' target='_blank'>www.slowem.pl</a><br/><br/>Tom zawiera 12 opowiadań:<br/><br/><ul><li>Anna Brzezińska „Ulica”</li><li>Eugeniusz Dębski „A szczyt, normalnie, rozpieprzony!”</li><li>Anna Kańtoch „Cmentarzysko potworów”</li><li>Mariusz Kaszyński „Przebudzenie”</li><li>Krzyszof Kochański „Sto dziewięćdziesiąt zapałek”</li><li>Jacek Komuda „Nie trać waszmość głowy!”</li><li>Kazimierz Kyrcz jr, Łukasz Śmigiel „Bagaż doświadczeń”</li><li>Wojciech Orliński „Diabeł warszawski”</li><li>Magda Parus „Bestie”</li><li>Michał Studniarek „Całkiem inny świat”</li><li>Izabela Szolc „Cudzoziemki”</li><li>Wit Szostak „Miasto grobów. Uwertura'</li></ul><br/>
Wydawca: RUNA
ISBN: 978-83-89595-40-9
Format: 488s. 160×240mm
Cena: 37,50
Data wydania: 26 listopada 2007
WWW: Polska strona
Kup w Merlinie (35,50)

Księga strachu to raport z pola bitwy, z miejsc, w których kryją się bestie. Wilkołaki, wróżki, wampiry, diabły, płanetnicy – a także ludzie.

Przekonaj się…
Dokąd prowadzi bezimienna ulica, której nie ma na żadnej mapie?
Jaki potwór prześladuje syna potężnego gangstera?
Z kim walczą wilkołaki?
Co skrywają podziemia plebanii?
Co wydarzyło się podczas wyprawy na Kilimandżaro?
Czego lęka się samotna dziewczynka z domu dziecka?
Czy na dnie Wisły kryje się Gehenna?

Cieszę się jak dziecko, że „Księga strachu” przyniosła aż tyle współczesnej polskiej grozy. Bo większość autorów zdecydowała się osadzić swe historie tu i teraz. I trzeba przyznać, że wyszli z tej próby zwycięsko. Czy świadczy to o tym, że otaczająca nas rzeczywistość jest idealną pożywką dla przerażających opowieści, czy że wreszcie polscy autorzy (z małymi wyjątkami – Kańtoch, Parus) nie muszą podpierać się zachodnio brzmiącymi nazwiskami bohaterów, by ich opowieść płynęła wartko i groźnie zarazem? Nie wiem, ale z przyjemnością oswaja się strachy, które czają się tuż za naszym oknem, które świetnie pamiętamy, o które sami oparliśmy się w ostatnich tygodniach, miesiącach, latach. Ot chociażby lęk, smutek i żal jaki ogarnął Polskę i Polaków po śmierci Jana Pawła II, który został tu delikatnie, z wyczuciem i z ogromną literacką siłą (to nie musi się wykluczać) przekształcony we wzorcową „opowieść niesamowitą” przez Wita Szostaka.

Kamil Śmiałkowski
www.slowem.pl

Tom zawiera 12 opowiadań:

  • Anna Brzezińska „Ulica”
  • Eugeniusz Dębski „A szczyt, normalnie, rozpieprzony!”
  • Anna Kańtoch „Cmentarzysko potworów”
  • Mariusz Kaszyński „Przebudzenie”
  • Krzyszof Kochański „Sto dziewięćdziesiąt zapałek”
  • Jacek Komuda „Nie trać waszmość głowy!”
  • Kazimierz Kyrcz jr, Łukasz Śmigiel „Bagaż doświadczeń”
  • Wojciech Orliński „Diabeł warszawski”
  • Magda Parus „Bestie”
  • Michał Studniarek „Całkiem inny świat”
  • Izabela Szolc „Cudzoziemki”
  • Wit Szostak „Miasto grobów. Uwertura'

Od najwcześniejszego dzieciństwa Marcin Dobrowiecki żył ze strachem.
Strach był nieodłącznym elementem jego życia. Towarzyszył mu wszędzie. Chodził z nim, spał z nim, jadł, oddychał. Gdy Marcin był młodszy, śniło mu się kiedyś, że w powietrzu między cząsteczkami tlenu wiszą duże, piramidalne struktury atomów strachu, które wciąga przy oddychaniu i wyrzuca – już czyste – z powrotem. Cały swój trujący, jadowity osad pozostawiały w nim.
Czego właściwie się bał? Życia, ludzi, że gdzieś nie zdąży albo że nie zdoła przewidzieć tego, na czym jego klientowi najbardziej zależało, słowem – wszystkiego. Zawsze, w bliższej albo dalszej przyszłości, było coś, czego należało się lękać i wyczekiwać z drżeniem. A jeśli przypadkiem ze zdziwieniem odkrywał, że akurat niczego się nie boi, wówczas od razu szarpał go niepokój, że coś jest nie tak.
Czasami Marcinowi wydawało się, że pogodził się już z tym stanem, jak można się pogodzić z przewlekłą chorobą. No cóż, jedni cierpią na to czy tamto, a on ma swój wieczny, niekończący się strach. Tak bywało do chwili, gdy lęk dawał mu porządnie w kość, na przykład, kiedy nie wsiadał do autobusu, bo dostrzegł w nim kilku gości, spoglądających nań nieprzychylnie. Zwykle przytomność umysłu wracała, nim pojazd zniknął na horyzoncie; wtedy przeklinał głupi strach i siebie za to, że się mu poddał, że nawet nie próbował walczyć.
W spokojne, pochmurne popołudnie Marcin szedł szybkim krokiem od przystanku do swojego bloku. Właściwie to odczuwał pewien rodzaj ulgi; zdążył z kolejnym projektem na czas, klient przyjął go bez zastrzeżeń – co prawda zawsze mogła zadzwonić komórka i mógł usłyszeć, że coś się właśnie posypało, ale wydawało mu się to jakoś dziwnie mało realne. Sprawdzał kody trzy razy sam, potem także specjalnymi programami, i wszystko się zgadzało. Między innymi dlatego Marcin projektował strony internetowe; w regularnej siatce ciągów zmiennych i parametrów błąd nie miał gdzie się ukryć. Miało to również tę zaletę, że nie musiał pracować z innymi ludźmi – od łóżka do stanowiska pracy dzieliło go niecałe półtora metra w linii prostej. W zaciszu własnych czterech ścian mógł spokojnie przestawać sam na sam ze zleceniami, nie narażając się na takie rzeczy, jak głupi czy zakompleksiony szef lub gadatliwi bądź złośliwi koledzy. Nie musiał nawet wyruszać do centrum – na ulicy, w pobliżu domu, w którym wynajmował kawalerkę, mieściły się dwa sklepy spożywcze, kiosk, biblioteka, apteka i kościół – wszystko, czego człowiek mógł potrzebować do życia. Właśnie dlatego zdecydował się na to mieszkanie. Wady, jak zwykle, poznał dopiero później.
Jedna wada zaczepiła go przy sklepie – Marcin minął człowieka, nie zwalniając kroku. Zapewne chodziło o uzupełnienie puli na flaszkę. Dwie inne wady siedziały na pobliskim murku, w cieniu rozłożystego iglaka, gapiąc się na ludzi. Przejście obok nich kosztowało Marcina sporą dawkę dobrego nastroju – był pewien, że za jego plecami porozumiewają się wzrokiem, mówiącym „frajer” lub „warto go zapamiętać na przyszłość”.
Kiedy zbliżał się do swojego bloku, zza budynku po drugiej stronie ulicy wyszedł ogolony na zero wyrostek. Na jego widok w głowie Marcina rozległ się alarmowy brzęczyk. Kiedy wyszedł jeszcze drugi, a potem trzeci, brzęczyk nabrał mocy syreny przeciwmgielnej. Marcin szedł dalej, ze wszystkich sił walcząc z pokusą zerwania się do sprintu, kończącego się w domu. Znał ich wszystkich z widzenia, jeszcze lepiej ze słyszenia, i wcale nie zamierzał poznawać osobiście. Bo i co mieliby sobie powiedzieć? „Wyskakuj z kasy i zegarka, pajacu?”. „Proszę uprzejmie?”. Co jakiś czas rzucał w ich kierunku ukradkowe spojrzenia, sprawdzając, czy aby nie zmierzają ku niemu. Tamci nawet nie przeszli na jego stronę ulicy, ale to wcale go nie uspokoiło, mogli udawać. Odetchnął nieco, gdy przez nikogo niezaczepiany wklepał w domofon kod i zatrzasnął za sobą ciężkie żelazne drzwi na klatkę schodową. Wiedział jednak, że absolutną pewność będzie miał dopiero w mieszkaniu, za antywłamaniowymi drzwiami uzbrojonymi w zamek ze skomplikowanym systemem rygli. Jedyne miejsce, gdzie Marcin mógł być w pełni sobą, mógł myśleć jak chciał i robić to, co chciał.
powrót do indeksunastępna strona

22
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.