powrót do indeksunastępna strona

nr 01 (LXXIII)
styczeń-luty 2008

Wciągające tańce-połamańce
Gargantua ‹Kotegarda›
Niezwykłość tego krakowskiego zespołu nie polega na tym, że gra on progresywnego rocka – akurat na brak grup grających ten rodzaj muzyki nie możemy narzekać. Wyróżnikiem grupy są inspiracje. Podczas gdy inni starają się skopiować brzmienia Marillion, Pink Floyd, Dream Theater czy Porcupine Tree, Gargantua sięgnęła tam, gdzie nie odważył się dotąd sięgać żaden znany mi polski zespół – do klasyków rockowej awangardy.
Zawartość ekstraktu: 80%
‹Kotegarda›
‹Kotegarda›
"Kotegarda” to drugi album Gargantui. Pierwszy, zatytułowany po prostu „Gargantua”, ukazał się w 2003 roku i przyniósł nieco ponad 40 minut pokręconych dźwięków z pogranicza Gentle Giant i King Crimson. Płyta zaciekawiła i o zespole zaczęto mówić w progresywnym światku, niestety zawirowania personalne sprawiły, że szybko o Gargantui słuch zaginął. Na szczęście wrócili, w odmienionym składzie i z nieco odmienioną muzyką. Owszem, słychać wciąż inspiracje grupą King Crimson (zwłaszcza tym najbardziej twórczym okresem, czyli latami 1972-74), ale nowinką są szeroko zastosowane patenty charakterystyczne dla grup spod znaku Rock in Opposition, zwłaszcza Henry Cow i Art Bears. Jeśli dodać do całości szczyptę szalonego stylu francuskiej grupy Magma, to całość robi się bardzo ciekawa i intrygująca.
Wspomniana Magma kłania się w otwierającym „Kotegardę” utworze „Wżdy czelestnik” (absurdalne tytuły to specjalność zespołu). Charakterystyczne wokalne łamańce, bardzo udziwniony rytm, do tego wszechobecne skrzypce i klimat na pograniczu patosu i horroru – podobnymi ścieżkami poruszała się 30 lat temu ekipa Christiana Vandera. Następny w kolejce jest krótki przerywnik (puszczony od tyłu motyw fortepianowy plus jakieś szumy), który prowadzi słuchacza ku utworowi „Interrferrometerr”. Jest to sześć minut muzyki stojącej gdzieś pomiędzy King Crimson a… czymś innym. Skrzypce kierują myśli ku płycie „Larks’ Tongues in Aspic”, ale już rytmika, a zwłaszcza brzmienie instrumentów klawiszowych przywodzą na myśl poczynania awangardzistów spod znaku RIO. Zwłaszcza jeśli ma się na tyle wyobraźni, żeby zastąpić syntezatory brzmieniem np. klarnetu basowego. Niemniej w finale kompozycji Gargantua niemal cytuje „Larks’ Tongues in Aspic part 2” King Crimson. Za to już zdecydowanie pod wpływem Henry Cow jest „Meszuga Klejpulesa” – rytmicznie najbardziej chyba połamany utwór na całej płycie. Do tego w tle przewija się głos jakby z kosmicznej radiostacji, jakieś gwizdki. A na tym wszystkim skrzypce i instrumenty klawiszowe prowadzące ni to pojedynek, ni to równoległe improwizacje – tworzy się naprawdę fascynująca całość. Z kolei autorem następnej kompozycji, „The Augurs of Spring” jest sam Igor Strawiński. Tak, Gargantua porwała się na przeróbkę krótkiego fragmentu „Święta wiosny”. Nie, nie doszło do żadnej profanacji, grupa wyszła z tego karkołomnego zadania obronną ręką, przerabiając absolutną klasykę nowoczesnej muzyki poważnej na swoją modłę. Absolutnie niesamowity fragment tej płyty – choćby dla tych niespełna czterech minut warto po nią sięgnąć.
Muzyka muzyką, ale są przecież jeszcze teksty. Właśnie – teksty? Gargantua wykorzystuje w swojej twórczości fragmenty wokalne, ale śpiew traktowany jest raczej jak kolejny instrument. I słowa dobierane są pod kątem ich rytmiczności – mają brzmieć, a nie coś przekazywać. Widzę tu odprysk tego samego pomysłu, który przyświecał Johnowi Lennonowi piszącemu „Come Together” (który to tekst przecież nic nie znaczy – ale świetnie brzmi). Te językowe łamańce ocierają się o poezję konkretną, choć może to być nieco przeintelektualizowana interpretacja.
Chciałbym napisać, że „Kotegarda” to płyta skazana na sukces. Że porwie masy, że zachwycą się nią media. Oczywiście nie mogę: ten album jest bardzo niszowy i trafi do garstki zapaleńców, którzy poszukują w muzyce czegoś więcej niż tylko rytmicznego „umcy-umcy”. Gargantua nie tworzy, żeby przypodobać się tłumom, ba – nie tworzy nawet, by przypodobać się przeciętnemu fanowi progresywnego rocka. Gdyby tak było, krakowianie graliby prog-metal albo kopiowali Porcupine Tree. A oni idą odważnie, w poprzek wszelkich trendów i mód. I to jest chyba słuszna koncepcja, bo takiej niebanalnej, trudnej i wymagającej, ale przede wszystkim wirtuozersko zagranej muzyki w naszym kraju brakuje. A jakby się rozejrzeć po rynkach światowych, to okaże się, że nie tylko w naszym kraju. Dlatego fajnie, że jest w Krakowie taka Gargantua. Oby jeszcze długo im się chciało.



Tytuł: Kotegarda
Wykonawca / Kompozytor: Gargantua
Wydawca: Roadkill Music
Data wydania: 2007
Czas trwania: 43:43
Utwory:
1) Wżdy Czelestnik : 05:34
2) Kotegarda III : 00:27
3) Interrferrometerr: 06:04
4) Meszuga Klejpulesa : 04:48
5) The Augurs of Spring (Dances of the Young Girls)* : 03:58
6) Paralaksy Dyzaskorufin : 06:06
7) Tripl Ratamaklie : 05:28
8) Kotegarda II : 01:05
9) Gargoyles: 08:16
10) Kotegarda I : 01:50
Ekstrakt: 80%
powrót do indeksunastępna strona

126
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.