powrót do indeksunastępna strona

nr 01 (LXXIII)
styczeń-luty 2008

XXI: Rock nowego wieku cz.3
Wiemy już, jak na początku nowego wieku grało się na Zachodzie. A co w tym czasie działo się u nas? Powstawały nowe rozgłośnie promujące coraz bardziej komercjalizujący się hip-hop. Największe triumfy święcili tacy wykonawcy, jak Krzysztof Krawczyk, Ich Troje i Marcin Rozynek. Jednym słowem rock zniknął z mediów. Nie załapaliśmy się na debiuty Strokesów, Interpol czy White Stripesów. Na szczęście było kilka zespołów, które trzymały rękę na pulsie.
Cool Kids Of Death<br/>Fot.label.vinyl.junkie.com
Cool Kids Of Death
Fot.label.vinyl.junkie.com
COOL KIDS OF DEATH „COOL KIDS OF DEATH” (2002)
Niewątpliwie w Polsce największą gwiazdą, którą można podpiąć pod nurt Nowej Rockowej Rewolucji, jest zespół Cool Kids Of Death. Chłopaki grają ostro, melodyjnie i śpiewają o tym, co ich wkurza. Udowodnili tym, że i w Polsce istnieje głód buntowniczej muzyki. Takie single jak „Uważaj” czy „Butelki z benzyną i kamienie” szybko zdobyły popularność wśród młodzieży czekającej na głos swojego pokolenia. Zresztą dzięki temu drugiemu utworowi media zrobiły z nich „dyżurnych buntowników kraju”.
Popularności C.K.O.D. przysłużył się też głośny felieton basisty grupy Kuby Wandachowicza opublikowany na łamach „Gazety Wyborczej”. Prezentował w nim kontrowersyjne hasło, że wywodzi się z „pokolenia nic” – młodych przegranych na starcie. Stało się ono motywem przewodnim twórczości grupy. Dyskusja nad tym, czy takie zjawisko faktycznie funkcjonuje, trwała przez wiele miesięcy.
O tym, że Cool Kids Of Death jest zespołem z charakterem, świadczy ich drugie wydawnictwo zatytułowane po prostu „2”. Album ukazał się rok po debiucie i był sporym zaskoczeniem. Panowie spokojnie mogli nagrać jeszcze bardziej przebojowy materiał i wejść do pierwszej ligi gwiazd polskiej estrady. Zaproponowali jednak coś zgoła odmiennego. Na „2” nie ma nawet śladu medialnej lekkości, chyba że za taką weźmiemy jazgotliwą „Armię Zbawienia”. Słuchacze otrzymali zestaw szybkich, agresywnych i trudnych w odbiorze utworów, które nie miały szans zagościć na antenach popularnych rozgłośni. A jednak się udało. Również ta płyta zdobyła uznanie publiki. Zainteresowanie zespołem było tak duże, że na przełomie 2004 i 2005 roku zapadła decyzja o wydaniu albumu Cool Kids Of Death z angielskimi tekstami i wypromowaniu zespołu na Zachodzie. Choć wielkimi gwiazdami nie zostali, do dziś gorąco są przyjmowani na koncertach. W ich muzyce jest bowiem potencjał, który trafił w dobry czas.
BOHEMA „BOHEMA” (2003)
Okładka debiutanckiej płyty Bohemy<br/>Fot.www.merlin.pl
Okładka debiutanckiej płyty Bohemy
Fot.www.merlin.pl
Pomijając wspomniane „Kulki”, Bohema to zespół, który miał największe szanse stać się czołowym przedstawicielem Nowej Rockowej Rewolucji w Polsce. Posiada bowiem niezbędne atuty: przebój („Ginger”), prezentuje nurt garażowego rocka z licznymi odwołaniami do najlepszych wzorców w postaci Deep Purple, The Doors czy przede wszystkim The Rolling Stones, a na koncertach jego członkowie są niczym wulkan energii. W swoich szeregach mają też charyzmatycznego wokalistę Piotra Lipka. By brzmieć jak ich idole, do nagrania debiutu użyli tradycyjnych instrumentów takich jak Hammond B-3 czy Rhodes. Niestety, chłopaki mieli pecha i urodzili się w Warszawie, nie na Wyspach Brytyjskich, gdzie zapewniliby sobie status gwiazdy. W rodzimym kraju usłyszała o nich garstka zainteresowanych, ewentualnie poszukiwaczy ciekawostek. A szkoda, bo Bohema to interesujący zespół. To, że potrafią pisać zgrabne piosenki, udowodnili takimi kompozycjami, jak: „Lolo”, „ZanziBar” czy wspomniany „Ginger”. Spore wrażenie robi również kończąca płytę kompozycja „Hell Woman”. Jest to ponadsiedmiominutowy rozimprowizowany utwór, który świadczy o wysokiej klasie zespołu.
Co prawda na „Bohemie” znalazło się też kilka słabszych kompozycji, ale mimo to szkoda, że zespół nie miał więcej szczęścia i nie wdarł się na listy przebojów. Może następnym razem.
BRATY Z RAKEMNA „FUSY PRECZ!!!” (2004)
Braty z Rakemna<br/>Fot.www.magazyngitarzysta.pl
Braty z Rakemna
Fot.www.magazyngitarzysta.pl
Braty Z Rakemna to próba zaszczepienia na polskim rynku grania pod The Libertines. Próba, jak się okazało, niespecjalnie udana, choć samym muzykom niewiele można zarzucić. Grają porządnie, z wykopem, nadając swej twórczości ciekawe analogowe brzmienie. Najsłabszym ogniwem kapeli jest jednak denerwujący wokalista. Charakteryzuje się drażniącą manierą i bardziej krzyczy, niż śpiewa.
Sony Music Poland postarało się i Braty mieli nawet wideoklip z piosenką „Miłość”. Jest to kompozycja szybka, wpadająca w ucho, ale nieco infantylna. Na płycie było kilka ciekawszych kawałków, jak np.: „Bat i powietrze” czy „Pociąg – część pierwsza” i „Pociąg – część druga”.
Zespół zniknął z pola widzenia równie szybko, jak się pojawił. Jego krótka i w sumie mało owocna kariera świadczy o tym, że w Polsce Nowa Rockowa Rewolucja prawie całkiem się nie przyjęła.
THE CAR IS ON FIRE „THE CAR IS ON FIRE” (2005)
The Car Is On Fire<br/>Fot.www.odnowa.umk.pl
The Car Is On Fire
Fot.www.odnowa.umk.pl
Ostatnią próbą wskrzeszenia Nowej Rockowej Rewolucji w Polsce była debiutancka płyta warszawskiego zespołu The Car Is On Fire. I to całkiem udana. Może album „The Car Is On Fire” nie należy do epokowych odkryć, ale nie przynosi też ujmy kompozytorom. Wokalista bandu Borys Bejnarowicz jako jedyny w tej odsłonie cyklu śpiewa w języku angielskim. Robi to na tyle przekonująco, że spokojnie można kapelę wziąć za kolejny import.
Styl The Car Is On Fire wywodzi się z grania postpunkowego. Gdzieniegdzie słychać też nawiązania do Nirvany czy The Clash. Nie brakuje również inspiracji nowofalowym rockiem. Na debiutanckim albumie zaprezentowali trzynaście krótkich utworów o wysokim progu melodyjności i młodzieńczej pasji. Gdyby nie brak promocji w mediach, The Car Is On Fire mieliby z pewnością przebój, chociażby za sprawą „Cranks”.
Mimo że album odniósł komercyjną porażkę, to jednak trzeba powiedzieć, że artystycznie kapela zaprezentowała się z bardzo pozytywnej strony. Należy też wspomnieć o ultraenergicznych koncertach grupy, bowiem na scenie muzycy czują się jak ryby w wodzie. Trzymam za nich kciuki w nadziei, że nie podzielą losu Bratów Z Rakemna i nie zaginą w pustce kosmicznej. Byłoby smutno, bo wciąż nie widać godnych następców gitarowego grania. A przecież rok 2005 to już wybuch popularności indie rocka.
Od momentu, gdy Nowa Rockowa Rewolucja umarła śmiercią naturalną, minęło trochę czasu. Wymieniane przeze mnie zespoły wydawały nowe płyty lub się rozpadały. Jaki los spotkał przodowników odrodzonego gitarowego grania? O tym wszystkim w kolejnej odsłonie cyklu.
powrót do indeksunastępna strona

127
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.