powrót do indeksunastępna strona

nr 01 (LXXIII)
styczeń-luty 2008

Wieczna wojna
Joe Haldeman
ciąg dalszy z poprzedniej strony
4
– Wiem, że na Ziemi uczono was, co potrafi bojowy skafander.
Zbrojmistrz był niski, łysawy, w uniformie bez insygniów. Sierżant Cortez kazał nam zwracać się do niego „sir”, ponieważ był porucznikiem.
– Jednak chcę zwrócić uwagę na kilka spraw; może dodać pewne rzeczy, o jakich nie zapomnieli lub nie wiedzieli wasi instruktorzy na Ziemi. Sierżant był tak uprzejmy, że zgodził się być moją pomocą dydaktyczną. Sierżancie?
Cortez zdjął skafander i wszedł na niewielkie podium, gdzie stał kombinezon bojowy, rozpięty jak muszla w kształcie człowieka. Wszedł w nią tyłem i wsunął ramiona w sztywne rękawy. Usłyszeliśmy kliknięcie i ubiór zamknął się z cichym westchnieniem. Miał jasnozieloną barwę, a na hełmie napis drukowanymi literami CORTEZ.
– Kamuflaż, sierżancie.
Zieleń przeszła w biel, a ta w brudną szarość.
– To barwy maskujące odpowiednie na Charonie i na większości planet przejść – powiedział Cortez jak z głębokiej studni. – Jednak można także uzyskać kilka innych kombinacji.
Szarość upstrzyły jaśniejsze, zielone i brązowe plamy.
– W dżungli.
Kolor zmienił się w jaskrawą żółć.
– Pustynia.
Ciemny brąz, ciemniejszy, do atramentowoczarnego.
– Noc lub kosmos.
– Bardzo dobrze, sierżancie. O ile wiem, to jedyna cecha tego skafandra, jaką udoskonalono po waszym szkoleniu. Sterowanie znajduje się wokół waszego lewego nadgarstka i jest naprawdę trudne do opanowania. Kiedy jednak znajdzie się właściwą kombinację, łatwo ją uzyskać. Na Ziemi nie mieliście zbyt wiele godzin ćwiczeń w skafandrach. Nie chcieliśmy, żebyście przyzwyczajali się do nich w przyjaznym otoczeniu. Kombinezon bojowy jest najbardziej śmiercionośną bronią osobistą, jaką kiedykolwiek wyprodukowano, a pozbawiony uzbrojenia zbyt łatwo może zabić nieostrożnego użytkownika. Obróć się, sierżancie.
– Sprawa najważniejsza – rzekł porucznik, stukając w duże prostokątne wybrzuszenie między łopatkami. – Radiatory układu chłodzenia. Jak wiecie, skafander próbuje utrzymać optymalną temperaturę ciała niezależnie od pogody na zewnątrz. Materiał kombinezonu jest tak zbliżony do idealnego izolatora, jak pozwalały na to wymagania wytrzymałościowe. Dlatego te żeberka są gorące, szczególnie w porównaniu z temperaturą na zewnątrz – ponieważ oddają ciepło ciała. Wystarczy, że oprzecie się o bryłę zamarzniętego gazu – a jest ich tu mnóstwo. Gaz wyparuje szybciej, niż zdoła uciec z chłodnicy, a uciekając rozepchnie otaczający go „lód” i skruszy go… tak że w jednej setnej sekundy zmieni się w ręczny granat wybuchający wam za plecami. Nawet nie zdążycie niczego poczuć. W ciągu minionych dwóch miesięcy w podobny sposób zginęło jedenaście osób. A oni po prostu budowali kilka chat. Zakładam, że wiecie jak łatwo układ wspomagający może zabić was lub waszych towarzyszy. Czy ktoś chce uścisnąć rękę sierżantowi?
Przerwał, podszedł do Corteza i uścisnął mu urękawiczoną dłoń.
– On ma duże doświadczenie. Dopóki go nie nabędziecie, bądźcie bardzo ostrożni. Zechcecie podrapać się, a skręcicie sobie kark. Pamiętajcie o semilogarytmicznej reakcji skafandra: nacisk z siłą dwóch funtów daje siłę pięciu funtów, trzy dają dziesięć, cztery to dwadzieścia trzy, a pięć da czterdzieści siedem. Większość z was potrafi ścisnąć z siłą znacznie przekraczającą sto funtów. Przy tym wzmocnieniu teoretycznie możecie złamać na pół stalową belkę. W rzeczywistości zniszczylibyście materiał rękawic i szybko zginęlibyście – przynajmniej tu, na Charonie. Dekompresja ścigałaby się z zamrożeniem. Umarlibyście, bez względu na wynik tego wyścigu.
– Wspomaganie nóg również jest niebezpieczne, chociaż wzmocnienie nie jest tu aż tak duże. Dopóki nie nabierzecie wprawy, nie próbujcie biegać ani skakać. Możecie potknąć się, co oznacza niemal pewną śmierć. Grawitacja Charona wynosi trzy czwarte ciążenia ziemskiego, więc nie jest tu tak źle. Jednak na naprawdę małej planecie, takiej jak Księżyc, możecie podskoczyć i nie opaść na powierzchnię przez dwadzieścia minut, tylko szybować aż za horyzont. I z prędkością osiemdziesięciu metrów na sekundę możecie uderzyć w jakąś górę. Na małym asteroidzie łatwo można osiągnąć prędkość ucieczki i polecieć na małą wycieczkę w przestrzeń międzygwiezdną. To dość powolny sposób podróżowania.
– Od jutra rana zaczniemy uczyć was, jak zostać przy życiu w tej straszliwej maszynie. Przez resztę popołudnia będę wzywał was pojedynczo do przymiarki. To wszystko, sierżancie.
Cortez podszedł do drzwi i pokręcił korbą, wpuszczając powietrze do śluzy. Zapalił się rząd lamp na podczerwień, zapobiegających zamarzaniu powietrza. Kiedy ciśnienia wyrównały się, zakręcił zawór, otworzył drzwi i zamknął je za sobą. Pompa mruczała przez minutę, opróżniając komorę; wtedy wyszedł z niej i zamknął drugie drzwi.
Śluza była bardzo podobna do tych na Księżycu.
– Pierwszego poproszę szeregowego Omara Almizara. Pozostali mogą pójść wybrać sobie prycze. Wezwę was przez głośniki.
– W porządku alfabetycznym, sir?
– Mhm. Około dziesięć minut na każdego. Jeśli ktoś ma nazwisko na Z, równie dobrze może od razu iść do łóżka.
Mówił o Rogers. Ona pewnie marzyła tylko o tym, żeby pójść do łóżka.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

9
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.