powrót do indeksunastępna strona

nr 01 (LXXIII)
styczeń-luty 2008

Wrota Piekieł
Linda Evans, David Weber
ciąg dalszy z poprzedniej strony
Rozdział czwarty
Najpierw natrafili na odciski ludzkich stóp.
– Kimkolwiek by nie był nasz obcy – oznajmił wskazując na drugi brzeg Gaythar Harklan – to zszedł tu w wodę.
Jasak przyjrzał się stromej skarpie. Zmrużył oczy z namysłem. Przeciwległy brzeg był jeszcze bardziej pochyły niż ten, na którym stali. Miał jakieś dziesięć do dwunastu stóp. Czy zabójca wszedł do wody jeszcze zanim zabił Osmunę? A może zszedł potem, by zbadać leżące w wodzie ciało? Możliwe też – wzrok setnika stężał – że chciał dobić ofiarę.
Nic nie mogło mu pomóc w rozwiązaniu tej zagadki, tak samo jak w dalszym ciągu nie byli bliżej rozwiązania tajemnicy ostrego dźwięku, który przeciął dzisiejszy poranek.
– Co tam? – zapytał tarczowego drużyny Osmuny.
– Niewiele, Sir. Wygląda na to, że szedł wzdłuż brzegu strumienia i wtedy natknął się na Osmunę.
– Pokaż mi.
– Tak jest, Sir.
Harklan ruszył z powrotem przez strumień. Jasak brodził tuż obok. Threbuch szedł za setnikiem. Na końcu pochodu ponuro człapał Garlath.
– W tym miejscu ześliznął się po brzegu, Sir – powiedział Harklan. – Proszę spojrzeć na te ślady i wyżłobienia.
Jasak widział wyraźnie. Schodzący po brzegu obcy, zachowywał się bardzo niezdarnie. Żaden z andarańskich zwiadowców nie pozostawiłby za sobą tak oczywistego tropu. Co więcej – Jasak nie wyobrażał sobie, by ktokolwiek mógł być tak nieostrożny.
Z rozmysłem nie spojrzał na półsetnika Garlatha, by nie widzieć jego reakcji. Pochylił się niżej i przyjrzał śladom dokładniej.
– Półsetniku Garlath, wyślijcie dwóch ludzi w obie strony strumienia. Niech szukają śladów krwi.
– Krwi? – mruknął miecznik Threbuch, po czym spojrzał tam, gdzie stał Jasak i chrząknął.
– Cholera, ma pan rację, Sir. Osmuna dostał tego drania. Ja nawet nie pomyślałem, by sprawdzić jego kuszę – przyznał rozczarowany miecznik.
– Wszystkimi nami nieźle trzepnęło – powiedział Jasak głosem oschłym jak jesienne liście. – Tyle, że nadal nie wiemy, jak celnie strzelił Osmuna.
W błocie widniało jedynie kilka kropel czerwonej cieczy. Jasne jednak było, że zostawił je ktoś, kto ześlizgiwał się w dół skarpy. Obcy był ranny.
– Przeszukajcie całą okolicę – polecił Garlathowi. – Jeśli będzie trzeba zajrzyjcie pod każdy kamień. Potrzebuję w końcu czegoś konkretnego, cholera! Chcę wreszcie faktów!
Garlath służbiście skinął głową i zaczął wypluwać z siebie kolejne polecenia. Mówił szybko i sprawnie. Jasak musiał – niechętnie – przyznać, że tym razem półsetnik dobierał właściwe rozkazy. Drużyny zwiadowców rozpierzchły się dokoła w poszukiwaniu śladów zabójcy, lub czegokolwiek innego, co mogłoby pomóc w jego poszukiwaniach.
– Półsetniku Garlath! – krzyknął chwilę później któryś z żołnierzy. – Znalazłem coś, Sir. Nie wiem tylko, co to jest.
Jasak poszedł za Garlathem w górę brzegu. Evarl Harnak – miecznik plutonu – klęczał wśród gęstych zarośli, niemal dokładnie na wysokości leżącego w strumieniu ciała Osmuny.
– Proszę tu spojrzeć, Sir – pokazał żołnierz. – Tu są ślady stóp. Na pewno właśnie tutaj stał obcy, kiedy Osmuna wyszedł z zarośli nad strumień.
Podoficer wskazał na wyraźny trop odciśnięty w miękkiej ziemi. W odróżnieniu od śladów na zboczu skarpy, te były równe i mocno odbite. Jasak przyjrzał się im dokładnie.
Zrozumiał, że człowiek, który zostawił te odciski miał na nogach ciężkie buty. Buty z grubymi podeszwami. Zobaczył głęboki bieżnik, przypominający taki, jaki widnieje na wojskowym obuwiu, ewentualnie na butach cywilów, którzy wybierają się na daleką wyprawę w bezdroża. Na podeszwie widać też było jakiś symbol. Podobnych znaków używali w całej Arkanie szewcy do identyfikowania swoich wyrobów. Tego rodzaju obuwie produkowano zawsze seryjnie. Sir Jasak Olderhan gotów był w razie pomyłki zjeść swoje własne buty.
Po plecach przebiegł mu zimny dreszcz. Zabójca Osmuny nie był prymitywnym dzikusem. Był zamożny i wyrafinowany na tyle, że nosił kupione zapewne w sklepie obuwie. Używał przy tym broni o niezwykłej sile i tajemniczym działaniu.
– Mówiłeś, że znalazłeś coś dziwnego?
– Tak, setniku – Harnak przytaknął i wskazał ręką w zarośla. – Kiedy pochylałem się nad tropami zauważyłem odblask słońca. To coś jest z metalu, Sir. Nie wiem jednak, do czego to może służyć.
Jasak klęknął, by samemu przyjrzeć się znalezisku.
Stalowy przedmiot miał kształt cylindra. Z jednej strony był zamknięty, z drugiej otwarty. Na zamkniętym końcu widniała rysa. Była to chyba podstawa. Na metalu znać było delikatne ślady – pozbawione koloru prążki. Przedmiot nieprzyjemnie i niepokojąco pachniał siarką.
Jasak zmierzył wzrokiem odległość pomiędzy przedmiotem a odciśniętymi w ziemi tropami. Mniej więcej – cztery i pół stopy. Cylinder nie został upuszczony. Coś go w krzewy wrzuciło. Coś lub ktoś. Tylko czy rozmyślnie? Czy może nieznajomy napastnik pozbył się tego przedmiotu odruchowo, być może w chwili gdy dosięgnął go bełt Osmuny? Ten niewielki kawałek metalu nie wyglądał na broń. Nie stanowił też chyba nawet części żadnej broni. Z pewnością był zbyt mały by obcy mógł przechowywać w nim to coś, co wyrwało ogromną dziurę w ciele Osmuny. Chyba, że…
Jasak zmarszczył brwi i zastanowił się głęboko. Otwór w plecach martwego żołnierza był rzeczywiście wielki, lecz rana na jego piersi miała przecież niewielką średnicę. Bardzo małą. Dokładnie taką, jak średnica cylindra.
– On tym zabił Osmunę.
– Jak to, tym?
Dopóki miecznik nie zadał pytania Jasak nie zdawał sobie sprawy z tego, że odezwał się na głos. Pytanie Threbucha nie brzmiało, jakby nie dowierzał oficerowi. Wydawał się raczej… zagubiony. Jasak skrzywił się i spojrzał na podoficera.
– Nie pytaj mnie, Otwal. Ale spójrz – Jasak zręcznie wyłowił cylinder spomiędzy zarośli, wsuwając w otwarty koniec cienką gałązkę. – To ma dokładnie taką samą średnicę jak dziura w piersi Osmuny.
– To niemożliwe, żeby ten kawałek metalu przeszył ludzkie ciało – odezwał się półsetnik Garlath tonem ocierającym się o bezczelność. – Nie ma na tym krwi, leżało pod złym kątem, a na dodatek w nieodpowiednim miejscu. Gdyby to coś, przebiło Osmunę wylądowałoby na drugim brzegu strumienia, ale na pewno nie tu, na górze.
– Ale ja wcale nie twierdzę, że to przeszło na wylot przez tego biednego drania – syknął Jasak, ściągając oburącz wodze swojego gniewu.
– Może przebiło go coś, co było wewnątrz cylindra? – zastanowił się miecznik Threbuch. Jasak obrócił przedmiot w palcach tak, że promienie słońca oświetliły jego wnętrze i zajrzał do środka.
– Jeśli tam cokolwiek było, to niewiele z tego zostało – powąchał cylinder. – Śmierdzi jak… spalenizna.
Przesunął wewnątrz koniuszkiem palca i poczuł coś pod opuszkiem. Threbuch drgnął gwałtownie, jakby ledwie tylko powstrzymał się przed odtrąceniem dłoni Jasaka od cylindra. Jasak uśmiechnął się cierpko.
– Wydaje mi się, że możemy chyba mimo wszystko założyć, iż Osmuny nie zabiła żadna trucizna? – zażartował.
– A skąd ten wniosek? – zauważył trzeźwo Threbuch.
– Punkt dla ciebie. Nie obliżę zatem palca, dobrze? – poddał się Jasak.
– Sir! – oczy Threbucha otworzyły się szerzej. – Proszę spojrzeć na skórę!
Setnik opuścił oczy i obejrzał koniuszek palca. Widniała na nim ciemna smuga.
– To węgiel – powiedział zaintrygowany. – Chyba najzwyklejsza sadza.
– Ale… – zaczął Garlath i od razu zacisnął zęby. Nie dokończył tego, co chciał powiedzieć.
– Mów, półsetniku – ponaglił cicho Jasak.
– To przecież zupełnie bez sensu, Sir. Osmuny co prawda nie otruto, ale też i nie spalono!
– To prawda – zgodził się Jasak z namysłem w głosie. – Jego nie spalono ale coś za to spłonęło w tym cylindrze. Spłonęło tak doszczętnie, że została tylko cienka warstewka sadzy. A skoro ten przedmiot ma taką samą średnicę, jak rana w piersi Osmuny, to stawiam na to, że istnieje tu jakiś związek – mimo, że póki co nie potrafię go dostrzec.
– Miotacz zaklęcia zapalającego? Sir? – podrzucił nerwowym głosem Gaythar Harklan. Jasak spojrzał na niego bystro.
– Na tym etapie sprawy nie możemy wykluczyć niczego, tarczowy – odparł. – Jak blisko Osmuny byłeś, w chwili jego śmierci?
– Jakieś trzydzieści jardów, Sir. Może czterdzieści – żołnierz wskazał drugi brzeg, na którym siedziała na skale w słońcu Gadrial. Czekała na nich z godnym pochwały spokojem cywila ciśniętego w sam środek wojskowej operacji, o cały wszechświat oddalonej od najbliższej pomocy. – Byłem za tymi gęstymi krzakami. Diabelnie ciężko się przez to przedrzeć, Sir.
– Jak głośny wydał ci się ten trzask z tamtego miejsca?
– Cholernie głośny, Sir. Aż mnie w uszach rozbolało. Dosłownie.
– Wierzę. Bardzo huknęło nawet i u nas – przyznał Jasak kiwając głową z nieobecnym spojrzeniem.
Cały czas zastanawiał się nad zagadką, której główne elementy miał – jak podejrzewał – już wszystkie w ręku. Harklan miał rację – krzewy wyglądały na niezwykle trudne do przejścia. Zdenerwowanie podoficera – nie wspominając o wojskowym szkoleniu, w którego skład wchodziło wpajanie zasad ostrożnego posuwania się w obliczu nieznanego nieprzyjaciela – z pewnością spowodowało, że minęło bardzo dużo czasu, nim się przedarł przez gąszcz. Niestety – był to prezent dla zabójcy Osmuny, który dzięki zwłoce Harklana zyskał czas na ucieczkę.
Po chwili Jasak zdał sobie sprawę, że już nie patrzy na stalowy cylinder w swych dłoniach z ciekawością. Oglądał go z gniewem i frustracją. Układanka za nic nie chciała złożyć się w całość.
Jednak – bez względu na to jak bardzo go ta zagadka intrygowała – teraz musiał zająć się poszukiwaniami rannego zabójcy.
– Wszedł do wody – stwierdził. – Wskoczył do strumienia po tym, jak wrzucił to w zarośla. Pytanie tylko czy chciał ochłodzić ranę, czy miał jakiś inny powód? Czy zginęły jakieś rzeczy Osmuny?
Rzucił okiem na Evarla Harnaka. Żołnierz spojrzał na oficera jak zbity pies.
– Nie wiem, Sir – przyznał. – My… hmm… jeszcze nie sprawdziliśmy.
– To sprawdźcie teraz, przeklęci! – warknął Garlath tak wściekle, że Harnak aż pobladł.
– Tak jest, Sir!
Miecznik zasalutował służbiście i zbiegł do strumienia. Jasak zmełł w ustach gorzki komentarz. Harnak powinien był sprawdzić stan ekwipunku Osmuny natychmiast; tym razem nie różnił się w ocenie sytuacji z Garlathem. Mimo to, Jasak rozumiał, że żołnierze byli już i tak wstrząśnięci. Krzyki jedynie pogarszały sytuację i mogły przyczynić się do ich kolejnych – jeszcze groźniejszych – błędów.
Garlath dostrzegł niemą dezaprobatę i odpłacił się wyzywającym spojrzeniem. Czekał tylko, aż Jasak zwróci mu uwagę za udzielenie reprymendy żołnierzowi, który nie dopełnił swych obowiązków. Setnik oczywiście nie mógł zrobić nic podobnego, bez względu na to jak wielką miał na to ochotę. Gdyby upomniał za to Garlatha, nawet na osobności, stanowiłoby to dla półsetnika doskonałą okazję do oficjalnego oskarżenia go o folgowanie osobistym uprzedzeniom.
W tej konkretnej chwili Jasak zrozumiał, jak bardzo nienawidził Shevana Garlatha. Według niego na usunięcie ze służby zasługiwał każdy oficer, który w obliczu nieprzyjaciela źle traktował własnych żołnierzy. A już na pewno, kiedy zachowywał się tak w samym środku wydarzeń, jakie mogły zwiastować najpoważniejszy kryzys w dziejach powstania Unii Arkany. Co więcej – usunięcie takiego oficera powinno w opinii setnika wiązać się w wsadzeniem głowy usuwanego, w otwór ziejący, w dolnej połowie jego ciała.
Teraz – jeszcze bardziej niż kiedykolwiek przedtem – Jasak miał ochotę przeprowadzić podobną operację osobiście. Kiedy się odezwał jego głos zabrzmiał jak smagnięcie lodowatego wichru.
– Chcę, byście odnaleźli ślad zabójcy i za nim poszli, półsetniku. Pierwszą drużynę wyślijcie na zachód. Mają iść tym brzegiem strumienia. Druga drużyna pójdzie po drugiej stronie. Niech znajdą miejsce, w którym uciekinier wyszedł z wody. Wiadomo, że jest ranny, nie wiemy jednak jak poważnie, ani w którą stronę uciekł. Pomijając wszystko inne, ranny nie mógłby dojść wśród tych głazów zbyt daleko. Niech szukają śladów na przestrzeni jakiejś – powiedzmy – pół mili.
– Jeśli nie znajdziemy żadnego tropu na zachodzie – ciągnął Jasak – to z dużym prawdopodobieństwem będzie można założyć, że obcy zawrócił na wschód. Stamtąd przyszedł. Wskazują na to odciski w błocie. Niech więc trzecia drużyna przeszuka brzegi na wschodzie.
– A pan co zrobi, Sir? – zapytał cierpko Garlath.
Jasak ze spokojem wytrzymał spojrzenie starszego żołnierza, zniósł tętniącą w jego oczach wrogość. Wrogość, a także pokaźną domieszkę czystej nienawiści. Obaj doskonale wiedzieli, jak bardzo setnik chciał pozbyć się Shevana Garlatha. Jednak obaj rozumieli także, że są na siebie skazani – przynajmniej na czas trwania tej misji. Chłód bijący z odpowiedzi Jasaka zmroziłby jezioro lawy.
– Miecznik Threbuch i ja pójdziemy wzdłuż jedynego konkretnego śladu, jaki pozostawił po sobie ten drań. Tego śladu – setnik wskazał ręką na niewyraźny trop wiodący wzdłuż biegu strumienia i niknący w gęstwinie. – Poprosiłbym tylko o wyznaczenie nam do pomocy kilku żołnierzy. Jakiś dobrze zgrany zespół.
Jasak potrzebował kogoś, kto zająłby się ochroną Gadrial, kiedy on i Threbuch nie będą mogli poświęcić jej wystarczająco wiele uwagi. Śledzenie zabójcy w takim terenie jak tu i jednoczesne eskortowanie cywila było zadaniem przerastającym możliwości dwóch osób. Zostawić jej tutaj też jednak nie mogli. Prędzej zamarzłoby kilka mythalańskich piekieł nim Jasak Olderhan zdecydowałby się powierzyć bezpieczeństwo Gadrial Kelbryan komuś w rodzaju Shevana Garlatha.
– Tak jest, Sir! – Garlath ponownie obraził setnika przesadną precyzją, z jaką zasalutował. Odwrócił się błyskawicznie i wydał kilka rozkazów.
– Za przeproszeniem, Sir – mruknął Threbuch – ale kimkolwiek nie okaże się ten drań, to jednak wyświadczyłby nam niewąską przysługę, gdyby zamiast Osmuny dorwał tego dupka.
Jasak nie odpowiedział. Miecznik powiedział stanowczo za dużo jak na podoficera i setnik doskonale o tym wiedział. Co gorsza wcale się tym nie przejął. Co jeszcze bardziej niepokojące – zupełnie miecznika nie winił. Nie mógł. Postanowił więc zignorować nieregulaminową uwagę i wydał rozkaz, jakiego nie lubi wydawać żaden dowódca.
– Mieczniku, proszę dopilnować, by ktoś zebrał osobiste przedmioty Osmuny. Będziemy musieli odesłać je wdowie. Potem znajdź Kurthala. On rysuje najlepiej z nas wszystkich. Niech naszkicuje obraz tych ran. Z przodu i z tyłu. W skali jeden do jednego.
Threbuch skinął. Jasak wziął głęboki oddech.
– Kiedy skończy – ciągnął beznamiętnym głosem – przygotujcie zwłoki do obrządku polowego. Nie możemy go tak tutaj zostawić, a na odsyłanie ludzi do obozu nas teraz nie stać.
– Tak jest, Sir.
Wyraz twarzy miecznika mówił, że jest tak samo mało ucieszony otrzymanymi rozkazami, jak mało Jasak cieszył się z ich wydania. Tego konkretnego obowiązku nie lubił nikt, a już najmniej Threbuch, który w ciągu długich lat swej służby odprawił polowe obrządki dla większej liczby ludzi, niż był w stanie spamiętać. Kiedyś niewiele brakowało by jednym z takich żołnierzy stał się ojciec Jasaka i coś w oczach doświadczonego żołnierza mówiło, że powziął głębokie postanowienie uczynić wszystko, by nie musieć robić tego także i dla Jasaka.
Threbuch zajął się swymi ponurymi obowiązkami. Jasak spojrzał przez strumień ku miejscu, gdzie siedziała Gadrial. Pilnowali jej żołnierze, stojący niecały jard wyżej na skarpie. Kusze trzymali w pogotowiu. Spojrzenia strażników nieprzerwanie badały okolicę. Kobieta z kolei patrzyła na Jasaka. Nawet z tego miejsca widział w jej oczach szaloną ciekawość. Nie mogła się doczekać, by dowiedzieć się, co takiego znaleźli. Nie dlatego, że lubiła makabryczne historie. Po prostu martwiła się. Nawet więcej niż martwiła. Ukrywanie prawdziwych uczuć wychodziło jej świetnie, ale Jasak widział, że Gadrial się po prostu boi.
Nie było sensu przedłużać jej niepewności. Setnik przywołał dziewczynę gestem dłoni.
ciąg dalszy na następnej stronie
powrót do indeksunastępna strona

33
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.