powrót do indeksunastępna strona

nr 01 (LXXIII)
styczeń-luty 2008

Danie z mikrofalówki
Richard Bachman ‹Blaze›
„Blaze” Stephena Kinga to taki odpowiednik „mrożonego obiadku” – danie poddane wstępnej obróbce, następnie zamrożone, przetrzymane, odmrożone, podgrzane i podane z plastikowymi sztućcami jako szybki i niewyrafinowany posiłek. Ale King jest Kingiem – i nawet jego odgrzebana powieść z szuflady wciąż jest lepsza od wielu promowanych tekstów innych pisarzy.
Zawartość ekstraktu: 70%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Blaze to wielki facet o niezbyt dużym intelekcie. Nie jest to jego winą – wszak trudno winić kilkulatka, że je chrupki śniadaniowe w sobotni poranek. Jednak jego ojcu, będącemu na ciężkim kacu, wystarczyło za powód do trzykrotnego zrzucenia małego Claytona Blaisdella Juniora ze schodów. Odebrany ojcu i słabujący na umyśle chłopiec znalazł się w przygnębiającym przytułku Hetton House, skąd wyjeżdżał jedynie do kolejnych rodzin zastępczych, od których wracał natychmiast, gdy nie trzeba już im było darmowego pomocnika. Po opuszczeniu sierocińca Blaze imał się różnych zajęć, w tym takich jak obrabianie monopolowych i spożywczaków, aż spotkał George’a Rackleya. To właśnie George wymyślił genialny plan porwania dla okupu półrocznego dziedzica fortuny, Josepha Gerarda IV. A teraz George od trzech miesięcy nie żyje, ale nadal pomaga Blaze’owi w przeprowadzeniu planu. A może wcale mu nie pomaga?
W tej wczesnej powieści Kinga, pisanej pod pseudonimem Richard Bachman i nigdy dotąd nieopublikowanej, znajdujemy po raz pierwszy motywy wykorzystywane potem i rozwinięte w szeregu bardziej znanych i lepszych utworów. O ukrytej stronie osobowości człowieka King pisał później choćby w „Mrocznej połowie” czy „Tajemniczym oknie, tajemniczym ogrodzie”, a o podszeptach złych duchów i nawiedzonym domu w śnieżycy możemy przeczytać w „Lśnieniu”. „Blaze” nosi znamiona nie tylko rozwijającego się talentu Kinga, ale także charakterystyczne cechy twórczości Bachmana: akcja toczy się szybko, realia naszkicowane są starannie, ale bez szczegółowych opisów, brak praktycznie wątków pobocznych czy drugoplanowych. Także reminiscencje nie dominują książki, jak np. w przypadku „Tego”, a jedynie przeplatają się z akcją powieści, wyjaśniając motywacje bohatera i jego reakcje. Blaze’a można polubić, można go zrozumieć, trudno tylko go usprawiedliwić.
Najbardziej przejmującymi scenami były dla mnie te z udziałem sześciomiesięcznego oseska – sam bowiem zajmuję się ośmiomiesięczniakiem. Jednak z racji tego doświadczenia mam do nich także zastrzeżenia, z trudem bowiem przychodziło mi uwierzyć w opisy, z których wynika, że przy niemowlaku nie ma znowu tak dużo roboty. Możecie mi wierzyć: jest o wiele więcej, niż wynika z tej książki. Jednak to tylko drobna wątpliwość, w dodatku bardzo subiektywna.
„Blaze” to tylko mrożone danie na wynos, więc nie spodziewajcie się tu takiej ilości literackiego mięsa jak w „Lśnieniu”, „Tym” czy „Mrocznej Wieży”. To książka Bachmana, nie Kinga. Jednak jako całość powieść broni się bardzo dobrze i przywodzi na myśl film Clinta Eastwooda „Doskonały świat”. Jeśli spodobał się Wam ten film, „Blaze” zapewne przypadnie Wam do gustu.



Tytuł: Blaze
Tytuł oryginalny: Blaze
Autor: Richard Bachman
Przekład: Michał Juszkiewicz
ISBN: 978-83-7469-609-8
Format: 272s. 142×202mm
Cena: 32,—
Data wydania: 6 listopada 2007
Ekstrakt: 70%
powrót do indeksunastępna strona

65
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.