powrót do indeksunastępna strona

nr 01 (LXXIII)
styczeń-luty 2008

Gryzoniowy szał
‹Alvin i Wiewiórki›
Popularny niegdyś serial animowany o śpiewających wiewiórkach – Alvinie, Szymonie i Teodorze – trafił na duży ekran. Efekt rozweselającego gazu w głosach całkiem sympatycznych gryzoni znowu przyciąga tłumy. To, co wiewiórki otrzymały za sprawą łaskawej natury, widz powinien nabyć we własnym zakresie, bo bez sporego pakietu sztucznych rozweselaczy na seans „Alvina i wiewiórek” ani rusz.
Zawartość ekstraktu: 40%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Gadające zwierzęta to norma. Już nie tylko osioł, ale także mysz czy nawet pszczoła potrafią do woli korzystać z umiejętności dostępnej tylko człowiekowi. Wiewiórkom udaje się nawet śpiewać. I to jak! Z gotową choreografią, talentem i wyczuciem rytmu. Świetny materiał na królów estrady nie może zatem zbyt długo marnieć w odległym lesie.
A wszystko przez święta. Masowy wyrąb choinek sprawia, że z iglastego drzewka śpiewający tercet przypadkiem trafia do domu Dave’a – początkującego kompozytora piosenek. Z początku uciążliwe i kłopotliwe w utrzymaniu gryzonie stają się jego biletem do muzycznego sukcesu. Prócz zawodowego próbują też naprawiać swemu opiekunowi życie prywatne, bo Alvin i spółka znają się na kobietach nie gorzej niż na śpiewaniu. Nie mają w sobie nic z utartego wizerunku przestraszonej wiewióry ganiającej wciąż za uciekającym żołędziem.
Fabuła „Alvina i wiewiórek” to pretensjonalna kalka, którą bez problemu można nałożyć na statystyczny życiorys młodych plastikowych pop-gwiazdek: dynamicznie rozwijająca się kariera, splendor, kasa, ale też bezlitosne zajeżdżanie się w studiach nagraniowych i na niekończących się trasach. Kreowanie przez zaborczego menadżera ładnie opakowanego żywego towaru nakierowanego wyłącznie na jak największą sprzedaż. I tak dalej. Do pełnej zbieżności zabrakło tylko scen, kiedy bezsilne i zrozpaczone wiewiórki w desperacji sięgają po alkohol i narkotyki, a w szczęśliwym finale zbiorowo idą na odwyk. Tego już pewnie widzowie nie mogliby przełknąć, co innego z gagami z puszczaniem gazów i smakowaniem odchodów, co już, niestety, staje się smutnym standardem w filmach dla dzieci.
No właśnie, humor co prawda jakoś specjalnie nie leży, ale stoi na poziomie, do jakiego mogły przyzwyczaić nas powstałe w tej samej wytwórni dwie części „Garfielda”. Naprawdę śmiesznych momentów jest zatem niewiele, i nawet dzieci nie będą co chwilę rechotać. Co można zapisać na plus, to łatwo wpadające w ucho popowe piosenki, w większości covery w nowych wiewiórczych aranżacjach. Ale jak na familijną, mocno przesłodzoną produkcję to dosyć niewiele.
Generalnie rzecz biorąc, „Alvin i wiewiórki” to jeden z tych filmów, na które należy iść tylko ze względu na radość własnego dziecka. Młodsza część widowni zafascynowana przyjaznymi postaciami milutkich gryzoni i tak będzie zadowolona, podczas gdy starsza i bardziej wymagająca zatęskni za rozśpiewanymi ślimakami z „Wpuszczonego w kanał”. I nawet niech będzie, że śpiewać każdy może. Nie każdy natomiast musi tego słuchać.



Tytuł: Alvin i Wiewiórki
Tytuł oryginalny: Alvin and the Chipmunks
Reżyseria: Tim Hill
Zdjęcia: Peter Lyons Collister
Scenariusz: Jon Vitti, Will McRobb, Chris Viscardi
Obsada: Jason Lee, David Cross, Cameron Richardson, Dominika Pyk
Muzyka: Christopher Lennertz
Rok produkcji: 2007
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: CinePix
Data premiery: 11 stycznia 2008
WWW: Strona
Gatunek: animacja, familijny, komedia
Ekstrakt: 40%
powrót do indeksunastępna strona

86
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.