Komiksowa wersja powieści Richarda Mathesona „Jestem legendą” jest w tym lepsza od filmowej, że nie próbuje poprawiać pierwowzoru. Niestety, na tym jej zalety się kończą.  |  | Brak ilustracji w tej wersji pisma |
Nie pojmuję, jaki sens ma robienie takich komiksów. Nie mam nic przeciwko komiksowym adaptacjom literatury – przenoszenie treści do innego medium może być ciekawym doświadczeniem. W końcu należy oddać zbliżoną treść za pomocą zupełnie innych środków wyrazu, co daje twórcom komiksowym ogromne pole do popisu. Komiks, podobnie jak ekranizacje literatury, ma też możliwość zwizualizowania tego, co autor przedstawił w słowach, a w efekcie zmierzenia się z wyobrażeniami czytelników. I komiks nieraz sobie całkiem dobrze radzi. „Wieczna wojna” dorównuje książce Haldemana, a może wręcz ją przewyższa. Całkiem znośne były zeszłoroczne adaptacje książek Neila Gaimana – „Nigdziebądź” i „Złodziej naszych czasów”, głównie ze względu na staranną warstwę plastyczną. Niestety, „Jestem legendą”, komiksowa wersja słynnej powieści Richarda Mathesona, nie ma żadnych cech uzasadniających sens jej powstania. Głównym problemem wydaje się koncepcja tej adaptacji. Powieściowe „Jestem legendą” to książka, w której bohater przez większą część fabuły jest całkiem sam, treść w dużej mierze wypełniają jego wewnętrzne rozterki. Ukazanie tego na kartach komiksu jest dużym wyzwaniem. Niestety, twórcy – rysownik Elman Brown i scenarzysta Steven Niles – idą tu na dużą łatwiznę. Po prostu wypełniają komiks tekstem rozmyślań Roberta Neville’a prezentowanym w obszernych ramkach. Krótko mówiąc – przepisują na plansze sporą część treści książki. Gdy aż prosi się, aby za pomocą ciekawych kadrów podkreślić stan duszy bohatera i jego osamotnienie, wciąż powtarzane jest jedynie ujęcie sylwetki Neville’a z wypisaniem jego myśli. Twórca bardzo wyćwiczył się w rysowaniu tej postaci, ale dla czytelnika nie ma z tego wielkiego zysku. Jest jeden wyjątek – gdy umiera przygarnięty pies, widzimy kadr, w którym na pierwszym planie znajduje się grób, a Neville oddala się w kierunku domu. To ładne podkreślenie jego samotności, niestety, tak ciekawe ujęcie to wyjątek. Komiks pod względem graficznym koncentruje się na postaciach, niedbale traktując scenerię. Raz rysowany jest Neville, raz jeden z otaczających go wampirów, tło jest mało eksponowane. Czasem otrzymujemy nieco dynamiki, zwykle podczas nocnych oblężeń. Ale jednak główne motywy wypełniające komiks są tylko dwa – dzienny (samotny Neville bądź ludzie rozmawiający w jakimś spokojnym wnętrzu – najczęściej w retrospekcjach) lub nocny (paskudne gęby wampirów na ciemnym tle). Rysunki nie zachwycają – Brown ma wyraźne problemy z proporcjami postaci, czarno-biała konwencja całości w tym przypadku nie jest atutem. Brownowi daleko do artyzmu Franka Millera czy Andreasa, którzy przecież też tworzyli w czerni i bieli. O dziwo, treść jednak porusza. Nie ma w tym jednak zasługi scenarzysty, bo cześć należy oddać Mathesonowi, który stworzył oryginalną hybrydę SF i horroru potrafiącą oprzeć się upływowi czasu. Niles na szczęście oparł się pomysłom usprawnienia historii z powieści, co uczynił niedawno z bardzo miernym skutkiem scenarzysta wersji filmowej Akiva Goldsman. To jednak nie jest jeszcze powód, by wydawać na „Jestem legendą” prawie 70 złotych. Zachęcam jednak do zakupu książki Mathesona za jedną trzecią tej ceny. Pod każdym względem będzie to dużo bardziej udana transakcja.
Tytuł: Jestem legendą Tytuł oryginalny: Richard Matheson’s I am Legend Scenariusz: Steve Niles Rysunki: Elmam Brown ISBN: 978-83-237-2928-0 Format: 244s. 178×265mm Cena: 69,— Data wydania: październik 2007 Ekstrakt: 40% |