powrót do indeksunastępna strona

nr 02 (LXXIV)
marzec 2008

Jaki ojciec, taki syn
‹Thorgal #30: Ja, Jolan›
Większość miłośników przygód Thorgala twierdzi, że poniżej poziomu z „Królestwa pod piaskiem” czy „Ofiary” zejść już nie można. Słusznie – „Ja, Jolan” jest albumem minimalnie lepszym. Tyle że nie jest to szczególny powód do dumy.
Zawartość ekstraktu: 40%
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Brak ilustracji w tej wersji pisma
Pierworodny państwa Aegirssonów wdał się w swojego ojca. Niestety, nie w tego znanego z pierwszych 20 albumów cyklu dzielnego, inteligentnego wojownika, dzięki czystemu sercu wychodzącego z najgorszych opresji, a napędzanego przez przezwyciężającą wszystko miłość. Przypadki Jolana Thorgalssona z „Ja, Jolan” przypominają raczej ostatnie kilka przygód jego ojca – nudne, nijakie i kiepsko narysowane. Z pewnością nie zasługujące na siedemdziesięcioprocentową ocenę, którą przyznał albumowi Wojciech Gołąbowski.
Jak pamiętamy z „Ofiary”, 29 tomu cyklu, Thorgal został uzdrowiony z niemocy przez niejakiego Manthora – groteskową postać o półboskim statusie, wprowadzoną na zasadzie deus ex machina jeszcze przez Van Hamme’a. Ofiarą złożoną przez Jolana w zamian za uratowanie ojca miał być on sam: chłopak zgodził się wstąpić do Manthora na naukę i służbę. „Ja, Jolan” traktuje właśnie o tym wstępowaniu, gdyż rzecz nie jest taka prosta, jak by się wydawało. Syn Gwiezdnego Dziecka nie jest jedynym ochotnikiem, przyjdzie mu rywalizować z kilkoma innymi młodzieńcami (i dziewczętami) o dostąpienie zaszczytu pobierania mentorskich… to jest Manthorskich porad i nauk.
Wojtek słusznie zauważył w swej recenzji, że nowy scenarzysta zdecydował się trochę namieszać. Yves Sente wyciąga niczym królika z kapelusza wszechwiedzącą szamankę, streszczającą fabularne założenia. Prawdziwą inwencję i wirtuozerię godną twórców „Niewolnicy Isaury” prezentuje też w łączeniu wątku Manthora i (niespodzianka!) Kriss de Valnor. Z drugiej strony, nie waha się wykorzystać pomysłów powtarzanych w cyklu już kilkakrotnie, np. determinację Aaricii w walce o dzieci posuwa do tego stopnia, że Thorgal znów dostaje po głowie od swojej ukochanej wikińskiej księżniczki. Jeśli celem scenarzysty było osiągnięcie szczytów absurdalności, to i tak mu się nie udało. Jego pomysły wciąż plasują się daleko w tyle za wprowadzeniem do historii – jeszcze przez poprzedniego scenarzystę – Aniela, syna Thorgala i Kriss, oraz późniejszym przygarnięciem go przez Aaricię. Zresztą, przyrodni brat Jolana okazuje się nie być takim niewinnym dzieciątkiem, jak się zdawało, czego twórcy nie omieszkają „subtelnie” zasugerować – jeszcze zanim tajemnica zostanie wyjaśniona – zbliżeniami jego diabelsko czerwonych oczu.
Pomijając absurdalne pomysły i rozwiązywanie intrygi przez zmianę reguł oraz wprowadzanie nowych postaci, 30 tom cyklu cierpi na wrodzony brak fabuły. Nic dziwnego, skoro pomysłem wyjściowym było „Jolan, konkurując z innymi, musi przejść próby”. Wyszło z tego coś przypominającego sesje RPG prowadzone przez debiutującego Mistrza Gry: „idziesz przez las, spotykasz stwora z błota”, „przed tobą wyrasta ściana ognia”, „cel jest za przepaścią” itp., itd. – od zadania do zadania. Oczywiście, Jolan jest zwinny, silny i inteligentny, więc ze wszystkim sobie poradzi – jak nie mieczem i łukiem, to zdrowym rozsądkiem. Poza tym syn Thorgala jest też do bólu prawy i uczciwy, nie to co niektóre osobniki rywalizujące z nim o względy Manthora. Jak nietrudno się domyślić, w kulminacyjnym momencie będzie to miało znaczenie i zostanie odpowiednio nagrodzone.
Jednym słowem, „Ja, Jolan” jest porażką fabularną. Rozciągnięcie na cały album wątku „prób”, z którego – jak na razie – nic nie wynika, było bardzo złym pomysłem i główną przyczyną ziewania przy lekturze. Zresztą, wyzwania stawiane przed Jolanem same w sobie są mało porywające, a ich rozwiązania sztampowe. Do tego czytelnik musi się męczyć z dętymi dialogami, papierowymi postaciami drugoplanowymi – szczególnie te negatywne są wręcz archetypowe, jak np. butny Arlac – oraz zupełnie sztucznymi relacjami między bohaterami.
Postacie są barwne, jak chciałby wysoko oceniający album Wojtek, chyba tylko ze względu na nową technikę malarską Rosińskiego. Zresztą, pod tym względem album też nie prezentuje się najlepiej. Owszem, to kwestia gustu, owszem, pędzel Rosińskiego jest tu o niebo lepszy niż w „Ofierze”, wciąż jednak daleko mu do najlepszych osiągnięć słynnego rysownika (choć już jest lepiej niż w najgorszych, ostatnich albumach „ołówkowych”). Sceny krajobrazowe i nagie kobiety, które notabene Rosiński rysuje coraz chętniej, to jedyne, co może się podobać. Reszta – jak np. postacie Aaricii i Thorgala na str. 8, twarz Jolana na str. 14, czy Aaricia na ostatniej stronie – mówi, że pędzel był złym wyborem. Zresztą, nazwanie facjat bohaterów „nieidentycznymi z wyobrażeniami, do których przywykliśmy”, jak zrobił to Wojtek, to – najdelikatniej mówiąc – eufemizm.
Najnowsze przygody Thorgala/Jolana (temu, kto zdecydował się zachować tytuł cyklu mimo że główną postacią będzie Jolan, należą się baty) to wyraźne odbicie po beznadziejnej „Ofierze” 1), szczególnie graficznie. Niestety, jeśli chodzi o fabułę, kierunek, który obrał Sente wskazuje, że – jak mówią maklerzy giełdowi – to jedynie drobna korekta, a nie zmiana trendu. „Thorgal” szczyty osiągał już dawno temu, a od dobrych kilkunastu albumów wciąż trwa bessa.
Entuzjaści cyklu srogo się rozczarują nowym scenarzystą i jeśli kupią „Ja, Jolan” to raczej dla zaspokojenia potrzeb kolekcjonerskich. Młodsi miłośnicy komiksów – przypuszczalnie to do nich skierowane jest odświeżenie bohatera i serii – zapewne podejdą do najnowszego „Thorgala” mniej krytycznie. Tylko po co zaczynać edukację komiksową od miernoty – nie lepiej wrócić do „Zdradzonej czarodziejki”?
Zalety:
  • malarski styl Rosińskiego zdecydowanie lepszy niż w poprzednim albumie
Wady:
  • malarski styl Rosińskiego wciąż nieprzekonujący
  • infantylna, wtórna i pełna deus ex machina fabuła
1)Jak łatwo się domyśleć, niżej podpisany uważa oceną nadaną „Ofierze” w recenzji za zdecydowanie zawyżoną.



Tytuł: Ja, Jolan
Tytuł oryginalny: Moi, Jolan
Scenariusz: Yves Sente
Rysunki: Grzegorz Rosiński
Przekład: Wojciech Birek
Wydawca: Egmont
Cykl: Thorgal
ISBN: 978-83-237-2934-1
Format: 48s. 290×210mm
Cena: 29,90
Data wydania: 22 października 2007
Ekstrakt: 40%
powrót do indeksunastępna strona

79
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.