powrót do indeksunastępna strona

nr 03 (LXXV)
kwiecień 2008

Efektowna mielizna
‹Królestwo›
Peter Berg jest reżyserem, który czując się jak ryba w potoku wartkiej akcji, wyrzucony na psychologiczną mieliznę, łapie zadyszkę. Jego „Królestwo” jest taką nie do końca udaną kompilacją efekciarstwa i kina z ambicjami. Film, mający zabrać głos na temat ważkich spraw współczesnego świata w dobie globalnej wojny z terroryzmem, zbyt często niestety posiłkuje się wyświechtanymi stereotypami.
Zawartość ekstraktu: 40%
Obraz amerykańskiego reżysera został co prawda zainspirowany autentyczną tragedią z 25 czerwca 1996 roku, do której doszło w Arabii Saudyjskiej, ale autentyzmu w tej opowieści jest niestety jak na lekarstwo. Już początek, skądinąd bardzo widowiskowy, przywodzi na myśl estetykę znaną z „Witajcie w dżungli" (2003), wcześniejszego, niezwykle kiczowatego filmu Berga. Estetykę, którą można by określić mianem pustego efekciarstwa. W pierwszej scenie „Królestwa” islamscy fundamentaliści w pomysłowy sposób mordują cywilną ludność zamieszkującą osiedle dla cudzoziemców. To właśnie przerost formy w kontekście miałkości warstwy fabularnej całego filmu, działa zdecydowanie na jego niekorzyść. Efektowne eksplozje i strzelaniny, spektakularnie porozrzucane ciała sprawiają wrażenie precyzyjnie spreparowanego widowiska. Ich doskonała sztuczność za bardzo rzuca się w oczy. Nie ma tutaj miejsca na naturalizm, który mógłby wywołać katartyczny szok, nie mówiąc już o jakiejś głębszej refleksji.
Właściwą część filmu stanowi śledztwo specjalnej jednostki FBI z Ronaldem Fluerym (Jamie Foxx) na czele. Ma ona zbadać okoliczności zamachu i oczywiście schwytać, a raczej - jak wynika z deklaracji żądnych zemsty agentów - zabić winnych owego ataku terrorystycznego. Są bardzo zdeterminowani, ponieważ w zamachu zginął ich przyjaciel. Po przybyciu do Arabii Saudyjskiej okazuje się, że są zmuszeni bardzo ściśle współpracować z tamtejszymi służbami, które robią co mogą, żeby utrudnić im pracę. Dzielnemu Ronaldowi udaje się jednak zdobyć sympatię pułkownika Farisa Al Ghaziego (Ashraf Barhom), którego zadaniem jest ochraniać Amerykanów. Choć ochrona ta ma na celu przede wszystkim ograniczanie dostępu do dowodów kompromitujących metody działania Saudyjczyków, agenci FBI nie dają za wygraną.
Warstwę dramatyczną filmu scenarzysta, Matthew Michael Carnahan (odpowiedzialny również z „Ukrytą strategię”), osnuł wokół konfliktu kulturowego obu krajów, który uwidacznia się zwłaszcza w konfrontacji dowódcy amerykańskiej jednostki z pułkownikiem Farisem. Polemika sprowadzona jednak została do karykaturalnych binarnych opozycji: głupi – mądry, dobry – zły. Fluery jest dowcipny, natomiast Faris, jako toporny żołnierz, bezrefleksyjnie wykonujący rozkazy automat, nie łapie tych dowcipów w ogóle. Co więcej - sam staje się obiektem żartów, gdy w nieudolny sposób stara się nawiązać kontakt z agentem płci żeńskiej (jak wiadomo, islamskiemu ignorantowi musi z tym być tak ciężko, że aż boki zrywać). We wprowadzeniu takiej komicznej postaci nie byłoby może i nic złego, gdyby jej komizm wynikał z charakteru, a nie z kultury, w której się wychowała. Żałości temu chwytowi dodaje fakt, że Faris to jedyny pozytywny bohater z pierwszego planu wśród Saudyjczyków. Oczywiście pozytywny głównie z tego powodu, że w końcu daje się przekonać do współpracy z Amerykanami.
„Królestwo” można by polecić jako film instruktażowy dla studentów szkół filmowych. Z jednej strony mamy tutaj do czynienia z bardzo dobrze zrealizowanymi scenami akcji, które rzeczywiście mogłyby stać się wzorem do naśladowania. Z drugiej natomiast scenariusz, karykaturalnie wyjaskrawiający aspekt ideologiczny filmu, obniża bardzo rangę artystyczną tych scen i sprawia, że są one jedynie czarno-białą ilustracją tezy: Amerykanie - dobrzy, Islamiści - źli. W ciągu całego filmu obserwujemy tyleż oportunistyczne, co nieudolne zabiegi Saudyjczyków, mające na celu odciąć agentów FBI od dowodów, a nas przekonać do tego, że każdy muzułmanin jest zamieszany w zamachy terrorystyczne. Jeżeli nawet nie w ten konkretnie, to i tak z pewnością w jakiś kolejny, ponieważ jedyne, co tak naprawdę potrafi, to efektownie wysadzać się w powietrze. Takie po prostu ich przeznaczenie, co bardzo ładnie ilustruje pierwsza scena. Natomiast moralnym obowiązkiem dobrych Amerykanów jest nieść światu pokój za wszelką cenę, w trudzie i znoju, co jeszcze ładniej ilustruje sekwencja ostatnia, w której agenci przedzierają się przez gąszcz osobliwych, nieprzyjaznych uliczek, żeby odbić uprowadzonego przyjaciela. Ta finalna część filmu rzeczywiście stanowi popis sztuki operatorskiej a montaż równoległy, przerzucający nas z jednego miejsca zdarzeń w drugie, jest doprowadzony niemalże do perfekcji. Jednak dwa realizacyjne majstersztyki, ten z sekwencji początkowej i ten z ostatniej, to za mało, by polecić „Królestwo” miłośnikom akcji, bo pomiędzy nimi nic wartego uwagi się nie dzieje. Dużo sapania, stękania i przewracania oczami. Dwie soczyste wisienki z gumiatego zakalca tortu nie uczynią.



Tytuł: Królestwo
Tytuł oryginalny: The Kingdom
Reżyseria: Peter Berg
Zdjęcia: Mauro Fiore
Muzyka: Danny Elfman
Rok produkcji: 2007
Kraj produkcji: USA
Dystrybutor: UIP
Data premiery: 8 lutego 2008
Czas projekcji: 110 min.
WWW: Strona
Gatunek: dramat, sensacja
Ekstrakt: 40%
powrót do indeksunastępna strona

61
 
Magazyn ESENSJA : http://www.esensja.pl
{ redakcja@esensja.pl }

(c) by magazyn ESENSJA. Wszelkie prawa zastrzeżone
Rozpowszechnianie w jakiejkolwiek formie tylko za pozwoleniem.